Więzienna Planeta odc.24

 
Nina i Paweł
Nina zauważyła w przychodni niezwykłe poruszenie. Pani Kasia przeglądała się w lustrze, a pacjentki ukradkiem poprawiały włosy i malowały usta. Chichotały przy tym tak, że aż Ninie robiło się niedobrze.
- Szaleju się najadły, czy jak?
Nagle otworzyły się drzwi od gabinetu pana doktora i pojawił się w nich burmistrz Karnego Miasta. Nina słyszała jakieś plotki o tym, że to prawdziwy Adonis, ale nie spodziewała się, że to będzie prawda. Paweł był bardzo atrakcyjnym i męskim facetem, za którym wzdychało wiele kobiet. Ten od lat pozostawał obojętny na ich wdzięki i z nikim się do tej pory nie związał.
Z tym, że Nina oprócz przyznania racji żeńskiej populacji od razu się najeżyła i znalazła zarzut, żeby burmistrza nie lubić.
- Pewnie tym swoim wdziękiem wabi głupie dziewczyny, a potem wykorzystuje.
W ogóle nie przyszło je do głowy, że ta teoria jest bzdurna, bo nigdy nie padł na niego nawet cień takiego podejrzenia. Ale ona swoje wiedziała.
- Dzień dobry Nino – powiedział do niej ciepłym i niskim głosem.
Dziewczyna była zaskoczona tym, że jakiś facet oprócz lekarza i pana kapitana odezwał się do niej sam, z nieprzymuszonej woli.
- Skąd mnie pan zna? – powiedziała zadziornie.
Paweł uśmiechnął się szeroko.
- Jestem burmistrzem, znam swoich mieszkańców.
- Raczej słyszał pan o mnie od pani Olgi albo od kapitana – burknęła.
- Oczywiście, przecież muszę wiedzieć, co się wokół mnie dzieje. Miło było cię poznać, uważaj na siebie i nie wpakuj w kolejne kłopoty.
Po czym sobie poszedł.
- Ale ty, to masz szczęście  - pozazdrościła jej pani Kasia – na mnie nawet nie spojrzał. A przecież jestem milsza od ciebie.
Nina w odpowiedzi tylko prychnęła.
 
Bartek
Dostał swoją pierwszą wartę. Stał na podwyższeniu nad bramą i obserwował okolicę. Było południe, słońce świeciło mocno, ale nie dawało zbyt wiele ciepła. W oddali widział potężną sylwetkę nowego muru i sam musiał przyznać, że odwalili od wiosny kawał dobrej roboty. Za murem było jeszcze trochę pustej przestrzeni, a potem las. Po lewej stronie, widział dym unoszący się z kominów fabryki wyrabiającej cegły i stal. Dziwił się, że wybudowano ją w lesie, a nie na otwartej przestrzeni. Kiedy zapytał o to strażnika ten odpowiedział.
- To była pusta przestrzeń, ale my tu dbamy o ekologię i sadzimy dużo drzew. Ktoś, kiedyś wpadł na pomysł, żeby posadzić je wokół fabryki. Nie było to najmądrzejsze, ale z drugiej strony, nikt wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo jest tu niebezpiecznie.
- A nie można tych drzew wyciąć? Są całkiem spore.
- E tam, mają dopiero ze dwadzieścia lat. Są wysokie, ale nie nadają się jeszcze do ścięcia. Poza tym, ładnie zakrywają fabrykę.
- Lubi pan tu być? – zapytał Bartek strażnika.
- Czy lubię? Ja się tu urodziłem - w jego głosie słychać było dumę – kocham to miejsce. Dla mnie twoja Ziemia, to obcy świat.
- Ciekawe. W ogóle o tym nie pomyślałem, że dla kogoś Ziemia może być nieznanym miejscem.
- Ale jest. Byłem tam raz. Przytłoczyła mnie ilość ludzi, wielkie budynki i wszędzie neony, krzykliwe kolory i prawie bez kontaktu z naturą. Wolę nasz trochę wiejski spokój.
Bartek roześmiał się słysząc te słowa.
- Mówi pan o spokoju stojąc na straży i wypatrując niebezpiecznych zwierząt.
- A, tam, normalka – machnął ręką strażnik.
- W domku na odludziu stanąłem oko w oko z jednym wielkich kotów.
Strażnik spojrzał na niego z uznaniem.
- Jak widzę, przeżyłeś.
- Karol mi pomógł, inaczej bym zginął. Więc ja chyba wolę moją Ziemię.
- Dla każdego coś – odparł strażnik.
Bartek nie do końca był szczery. Lubił Więzienną Planetę, bo czuł, że pasuje do tego świata prostoty i natury. Gdyby tylko nie był więźniem, jak nic poszedł by w las szukać przygód, poznawać niebezpieczeństwa, pokonywać je i zwyciężać. Po plecach przeszedł mu dreszcz emocji. „Może kiedyś” – pomyślał – „Może kiedyś.”
 
 
Karol
Leżał pod dopiero co zbudowanym samochodem i grzebał przy podwoziu. Cieszył się, ponieważ to były już ostatnie poprawki i jeszcze dzisiaj mieli z szefem i dwoma innymi pracownikami spróbować go odpalić. Zastosowali podobną technikę, co w poprzednich dwóch autach, ale nigdy nie było pewności, czy ta metoda w następnym modelu zadziała.
- A może powinniśmy zbudować parowóz? – dumał sam do siebie – przecież tam nie ma żadnej elektroniki.
- Robiłem to – usłyszał głos szefa – ale nie opłaca się tego robić w małych pojazdach.
- A w tych ciężarówkach? Jaki jest napęd? – zapytał Karol.
- Nie na parę, chociaż pewnie udałoby się zamontować jakiś kocioł. Ale wiesz, że nie chcemy tutaj za bardzo dymiących pojazdów. I tak szczerze mówiąc, to ciężarówki mają napęd nożny. To znaczy kilka osób siada do pedałów, a jeden kieruje.
- Co?! – Karol aż się wysunął spod samochodu – dlaczego? Po co? Czy to ma sens?
- Ma.
- A jak się ciężarówka zakopie w śniegu? Przecież siła ludzkich mięśni może nie dać im rady.
- Pomyśl sobie, że to taka galera. Są dwa rzędy siedzisk na pedały, w sumie dwanaście miejsc, a jak trzeba, to i czternaście, bo są jeszcze dodatkowe pedały przy kierowcy i pilocie. A, co do śniegu, to zakładamy na przód ciężarówki pług. Kilka razy przejdzie od miasta do fabryki i droga gotowa.
- Myślałem, że nic mnie tu już nie zdziwi.
- A jednak. Nie chcemy zanieczyszczać ponad miarę środowiska. Nie chcemy popełniać błędu Ziemian.
- Ale palimy drewnem.
- Ale nie benzyną, ani ropą. Ale i nad tym się głowimy. Jak na razie baterie słoneczne nie działają, a na wiatraki za mało tu wiatrów. Bardzo spokojna okolica.
- A jakie paliwo tu damy?
- A ja wiem, najpierw będziemy eksperymentować starym sposobem, tamte dwa chodzą na olej z roślin rosnących w lesie. Nie powoduje spalin, powietrze jest czyste, a silnik chodzi, jak ta lala. Ale czy tutaj zaskoczy? Nie wiem.
- A w ciężarówkach nie można było ich zastosować?
- Nie zadziałało – rozłożył ręce szef.
- Dziwy to świat – podsumował Karol.
 
Tomasz
Nie mógł powstrzymać śmiechu i co chwilę rżał, jak koń.
- Z czego tak się śmiejesz? – zapytał strażnik.
- Samochód na pedały – wybuchnął Tomek – ja nie mogę, na pedały.
Strażnik mimowolnie też się uśmiechnął, bo rzeczywiście amfibia z zewnątrz robiła wrażenie, ale w środku przypominało, jakieś ustrojstwo rodem z filmów Since – fiction.
- Ty już nie rżyj tak, tylko prowadź, żebyś nie wpakował nas w jakieś drzewo.
- Kiedy ja nie mogę – Tomek ledwo trzymał kierownicę i śmiał się na całe gardło. To stało się zaraźliwe i po chwili całe wnętrze zapełniło się śmiechem. Strażnicy o dziwo ich nie uciszali. Może uznali, że trochę śmiechu nikomu nie zaszkodzi. A może Tomek nie był jedynym, który tak zareagował.
- Na razie jest wam do śmiechu – mówił strażnik – ale kiedy wskoczy na nas śnieżny goryl, to będziecie robić w gacie i przebierać nóżkami tak, żeby osiągnąć prędkość Formuły 1.
- Możliwe, możliwe – krztusił się Tomek – ale dzisiaj, ja nie mogę… Samochód na pedały… Dawno temu takie były w Polsce, dla dzieci.
I w tak wesołym nastroju dojechali do fabryki. W drodze powrotnej było już lepiej, bo Tomek podczas postoju wyśmiał się porządnie i wracają skupiał się już na jeździe. Nie mógł się doczekać, kiedy opowie o tym chłopakom.
 
Ania
Została wezwana do Bazy Przerzutowej, gdzie dowiedziała się, że czeka na nią kilka osób.
- Jak to czeka? Ktoś tu przybył i chce się ze mną spotkać?
- Tak. O dziwo im się udało. Bo za dwa dni zamykamy się na całą zimę. Jedynie będą przyjmowani nowi więźniowie i pracownicy – powiedziała strażniczka i poprowadziła ją do jednej z bocznych sal. Ania stanęła w progu, jak wryta. Tego zupełnie się nie spodziewała. Na kanapie siedzieli jej rodzice, a siostra stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz.
Ania stłumiła chęć odwrotu i zmusiła się do wejścia do środka.
Rodzice spojrzeli na nią, to samo zrobiła Hania. Przez chwilę trwała cisza, którą przerwała matka.
- Nie przywitasz się? – zapytała sucho – nie uczą tu kultury?
- Dzień dobry – powiedziała Ania i czekała, co będzie dalej.
- Czy ty w ogóle wiesz, co my przeżywamy? – powiedziała Hanka – jaką skazę zrobiłaś na dobrym imieniu naszej rodziny? Czy ty w ogóle o nas pomyślałaś? Czy pomyślałaś chociaż żeby nas przeprosić?
Siostra podeszła do niej bliżej i wykrzyknęła.
- Siedzisz tu kilka miesięcy i nie napisałaś ani słówka, ani słóweczka! A podobno nie macie z tym problemów!
- Hanno, uspokój się – powiedziała matka i zwróciła się do Ani – twoja siostra ma rację, nie odezwałaś się do nas ani słowem. Nie uważasz, że powinnaś?
Ojciec nic nie mówił tylko mocniej zacisnął usta, a ręce założył na piersiach. Widać było, że nie chciał tu być. Ledwo mógł na nią patrzeć. W końcu parsknął.
- Co się gapisz? Odpowiadaj, kiedy matka pyta?
- Nie napisałam, bo nie chciałam.
- Jesteś bezczelna – fuknęła matka.
- Szczera – odparła spokojnie Ania, a potem zapytała – po co przyjechaliście? Chyba nie po to, żeby na mnie krzyczeć?
- Przyjechaliśmy, żeby z tobą poważnie porozmawiać – powiedziała matka – chyba wszyscy ochłonęliśmy, po tym, co się stało i powinniśmy wrócić do rozmowy o twoim powrocie na Ziemię.
- Myślę, że już wszystko zostało powiedziane i nie uważam, że muszę jeszcze coś dodawać – powiedziała Ania.
- A powinnaś, ściągnęłaś wstyd na naszą rodzinę – powiedział ojciec – chyba czas to naprawić.
- Nie mam nic więcej do powiedzenia. Niepotrzebnie przyjeżdżaliście. Mogliście porozmawiać na czacie, powiedziałabym wam to samo i tyle.
- Nie będę rozmawiał przez telewizor – wykrzyknął ojciec – takie sprawy załatwia się osobiście.
- Jedyne, co mogę powiedzieć, to że przepraszam, że sprowadziłam na was wstyd, niestety tego nie cofnę i nie zmienię.
- Nie wystarczy przepraszam – fuknęła matka – musisz naprawić szkody.
- Właśnie to robię, odsiaduję wyrok – przypomniała Anka.
- Wstyd, wstyd – krzyczała Hanka – siedzisz w więzieniu. Musisz to naprawić, wyjść stąd i powiedzieć, że byłaś zwiedzać świat albo że byłaś na długim rejsie. Ludzie nie mogą wiedzieć, że siedzisz  kiciu.
- Szkoda – powiedziała Ania i zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Jaka szkoda? Co szkoda? I gdzie idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy – wykrzyknął ojciec.
- Idę do pracy, mam zaraz audycję w radio. Nie mogę się spóźnić.
- Co? – matka zrobiła zaskoczoną minę – co ty pleciesz?
- Nie plotę, ja tu pracuję. Nie wiedzieliście, że tutaj nie siedzi się za kratkami? Ja zarabiam i jednocześnie odpracowuję winę.
- Jaka szkoda? – chciał wiedzieć ojciec.
- Szkoda, że mnie nie kochacie – powiedziała Ania i wyszła, zanim się rozpłakała.
 
Agata
Otworzyła skrzynkę na listy do Radio Mix i wysypała jej zawartość na stolik. Były to głównie kartki z tytułami piosenek, które mieszkańcy chcieli słyszeć podczas cotygodniowej listy przebojów. Były też dwie prośby o ciekawy wywiad z kimś z Ziemi oraz pomysły na nazwę zespołu dziecięcego Ani. Wśród tej sterty Agata zobaczyła białą kopertę zaadresowaną na jej imię i nazwisko. Otworzyła ją, a w niej znalazła zaproszenie na popołudniową randkę, która miała się odbyć w karczmie. Kobieta roześmiała się i stwierdziła, że na Ziemi nie miałaby takich atrakcji. Tam wszystko załatwiało się wiadomościami przesyłanymi na nośniki elektroniczne. Nikt już dawno nie pisał ręcznie  zaproszeń. Odruchowo podniosła kopertę do nosa i wyczuła delikatny zapach męskiej wody kolońskiej.
- Żaden SMS i inny MMS nie zastąpi papieru – westchnęła i rozmarzyła się na dobre. Na szczęście była na tyle przytomna, żeby spojrzeć na zegarek i stwierdzić, że do wejścia na antenę ma 5 minut. Zastanawiała się, gdzie może być Ania. Powinna już tu być. Zajęcia w szkole skończyła godzinę temu.
Wyszła na korytarz i wyjrzała przez okno na plac przed ratuszem. I zobaczyła pędzącą na oślep Anię. Widać było, że jest wzburzona.
- Co się mogło stać?
 
Karol, Bartek i Tomasz
Stali na placu pod więzieniem i śmiali się z opowieści Tomka o ciężarówkach na pedały. Co prawda Karol o tym wiedział, ale Tomasz miał taki dar do komicznego opowiadania, że nawet on, na co dzień opanowany, zaśmiewał się razem ze wszystkimi.
- Jak to zobaczyłem, to myślałem, że się ze śmiechu uduszę – parskał Tomek – galera na pedały. Powinni nas jeszcze  przykuć do ławek.
- Kto wie, może pierwotnie mieli taki zamiar? – śmiał się Bartek.
- Raczej zrezygnowali z prób uruchomienia ich przez silnik, bo nic nie dawało rezultatu – poinformował kolegów Karol - a łańcuch i pedały, nie potrzebują niczego prócz kilu kropel oleju.
- Ty, to zawsze musisz wszystko traktować tak poważnie – powiedział Bartek z wyrzutem.
- Ja tylko stwierdzam fakty. Obejrzałem sobie te niby ciężarówki. Są solidne i przy dodatkowym ludzkim obciążeniu żaden dziki zwierz nie powinien jej przewrócić.
- Ale może – dodał Bartek.
- Pewnie może – mruknął Karol.
- Co nie zmienia faktu, że nie mogę przestać się śmiać – mówił Tomasz i nagle zamilkł.
Koledzy spojrzeli na niego zdziwieni i popatrzyli tam, gdzie i on patrzył.
W ich stronę pędziła Ania, ale widać było, że jest zdenerwowana. Włosy, zawsze idealnie ułożone falowały na wietrze, zamiast stąpać lekko i z gracją, pędziła przed siebie, mocno stawiając kroki. I pociągała nosem. Minęła ich bez słowa i znikła w ratuszu.
- Co jest? – zapytał Tomasz nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Tymczasem i Karol znieruchomiał, ponieważ z głównego wejścia od więzienia wyszła szybko pani Olga. Widać, że ubierała się w biegu. Miała rozpiętą kurtkę, szalik założony byle jak, a czapkę włożyła dopiero, kiedy ich minęła. Oczywiście skinęła im na przywitanie głową, ale nawet na chwilę się nie zatrzymała, poszła do ratusza.
- Co jest? – tym razem odezwał się Karol.
- Może tam pójdziemy i się dowiemy? – zaproponował Bartek.
Tomasz, znawca kobiet pokręcił głową.
- To nie jest dobry moment. Pani Olga się nią zajmie. Ja nawet nie mógłbym jej przytulić.
- Fakt. Tam gdzie za dużo bab, tam chłop nie pomoże – dodał Bartek.
- Ja nie mam żadnej mądrości do powiedzenia, ale zgadzam się z wami. Poza tym za pięć minut muszę być w Instytucie.
- A ja mam drugi kurs do fabryki, tym razem z jedzeniem.
- Idę z tobą – powiedział Bartek – ja mam już wolne popołudnie, ale muszę coś załatwić, a akurat idę w tę samą stronę, co ty.
- No dobra.
 
Robert i Nina
Wezwał ją na rozmowę do strażnicy. Kobieta szła z duszą na ramieniu, ponieważ bała się, że coś przeskrobała. Tylko nie wiedziała, co to miało być. Od kilku dni milczała, z nikim nie weszła w kłótnię, więc po co ją kapitan wzywał.
Weszła do budynku i od razu została wpuszczona do jego biura.
- Dzień dobry – powiedziała głuchym głosem.
- Dzień dobry – wskazał jej krzesło – siadaj.
Usiadła i czekała, co on ma jej do powiedzenia.
- Wpisałem cię na wartę na starym murze. Pojutrze od szóstej rano do południa.
- Dobrze.
- To będzie twoja pierwsza zmiana. Nie dostaniesz broni, żadnej, nawet na kapiszony.
Nina wiedziała, że jej nie ufa, ale nic nie powiedziała tylko zacisnęła usta.
- Po twojej minie wnioskuję, że dobrze postąpiłem. A w ogóle jeśli o mnie chodzi, to najchętniej bym cię wykluczył z jakiejkolwiek warty, bo ci nie ufam. Niestety nie jestem w tej sprawie decyzyjny i skoro burmistrz powiedział, że wszyscy mają stać, to muszę was wszystkich gdzieś upchnąć, nawet ciebie.
- Nie jest pan miły – wyrwało się Ninie.
- Ty też nie jesteś zbyt sympatyczna – warknął Robert – i nawet przez sekundę ci nie wierzę. Nie wierzę, że wystoisz na warcie, że nie narazisz nas na niebezpieczeństwo. Wręcz uważam, że dla zwykłej złośliwości będziesz stała tyłem do pól i lasów, byle tylko pokazać, że masz wszystko i wszystkich w nosie.
- Nieprawda – zaprzeczyła – nie będę nikogo narażać.
- Zobaczymy. A! I ja nie jestem panią Olgą i nie pójdę ci na rękę. Będziesz stała na murze nie tylko z kobietami, ale i z mężczyznami.
Nina zacisnęła pięści. Robert to zauważył i zapytał.
- Chcesz coś powiedzieć?
Nina tylko pokręciła głową.
- Nie musisz z nimi rozmawiać, nie musisz nawet za blisko nich stać. Masz wytrwać na warcie i zadbać o bezpieczeństwo nas wszystkich. Niezależnie od płci, poglądów i wieku. Czy to zrozumiałe?
Kobieta potaknęła głową.
- To dobrze, bo to nie koniec – Robert był sceptyczny, do tego pomysłu, ale nie był jego, więc tylko powiedział – dodatkowo nie chcę żadnych głupot, bo razem z tobą będzie stał na warcie burmistrz. I pamiętaj, że skoro ja mogę cię wystawić za bramę, to on tym bardziej. Pilnuj się.
Nina przytaknęła, po czym powiedziała głośno.
- Nie będę sprawiać kłopotów.
- Możesz odejść  - podał jej jeszcze arkusz ze schematem wart i odcinkiem, na którym miała się zameldować.
Kobieta wzięła arkusz papieru, pożegnała się i wyszła.
Była, jak zwykle wściekła, ale nie miała tutaj żadnego miejsca, żeby móc to z siebie wyrzucić. Musiała wszystko zdusić i po prostu przetrwać.
 
Paweł
Burmistrz wszedł do Bazy Przerzutowej i od razu skierował się do pokoju rozmów. Usiadł przed ekranem i czekał na połączenie. Sam poprosił o tę rozmowę i cieszył się, że tak szybko ją przeprowadzi. Na ekranie pojawiły się dwie osoby, małżeństwo po pięćdziesiątce, oboje schludni i zadbani, aż dziw go brał, że ich córka tak się od nich różniła.
- Państwo Pachulscy? – zapytał, a kiedy ci przytaknęli dodał – Nazywam się Paweł Sosnowski i jestem burmistrzem Karnego Miasta.
- Miło nam – powiedziała ciepłym głosem kobieta.
- Poprosiłem państwa o rozmowę, ponieważ chcę się czegoś więcej dowiedzieć o Ninie. A dokładnie tego, jaka była zanim zmieniła się w ten kłębek nerwów i nienawiści do świata.
Matka Niny posmutniała, a ojciec zacisnął usta. Przez chwilę trwała cisza, aż w końcu odezwał się ojciec.
- Zawsze była wybuchowa, szybko się złościła, ale też szybko jej złość przechodziła. Raczej była wesoła niż smutna.
- No i wyglądała jak dziewczyna – dodała matka – ona ma piękne włosy, kręcone, kasztanowe, a raczej miała. Zniszczyła je tymi farbami i jeszcze ten tatuaż… – matka westchnęła.
- Pewnego dnia wróciła do domu – powiedział ojciec – najpierw zamknęła się w pokoju i nie chciała wyjść. Potem wrzeszczała, że nienawidzi swojego chłopaka.
- Nie chciała nam powiedzieć, co się stało. Wiedzieliśmy, że ten człowiek ją jakoś zranił, ale do dzisiaj nie wiemy, o co poszło.
- No i ja nieopatrznie zasugerowałem, że może ona go czymś sprowokowała. Na co ona powiedziała, że wszyscy jesteśmy przeciwko niej i że jej nie kochamy, że jej brat, a nasz syn, to nasze oczko w głowie i tym podobne bzdury.
- Pomyśleliśmy wtedy, że zostawimy ją na chwilę w spokoju i nie będziemy naciskać. Myśleliśmy, że jak jej złość i żałość przejdzie, to nam coś powie.
- Nasz syn pojechał do jej chłopaka, żeby się spytać, co się stało, ale jego już nie było w mieszkaniu i słuch wszelki po nim zaginął.
Rodzice na chwilę zamilkli. Po czym ponownie odezwała się matka.
- On musiał jej zrobić coś strasznego – kobieta powstrzymywała łzy – ale my już nie byliśmy  w stanie do niej dotrzeć. Zacięła się w sobie i nie chciała z nami rozmawiać. Zapisała się do SPK, wyprowadziła się zaraz po maturze z domu i prawie się z nami nie kontaktowała.
- Na mnie i na syna reagowała krzykiem – mówił ojciec – mówiła, że nas nienawidzi, że jesteśmy źli. Dlatego przestaliśmy się z nią spotykać, tylko żona  od czasu do czasu z nią rozmawiała.
- Bardzo bym chciała odzyskać dawną Ninę – kobieta zaszlochała – to było takie dobre dziecko. Zawsze chciała pomagać ludziom, dlatego poszła do szkoły pielęgniarskiej, miała skończyć studia. Rozważała medycynę lub farmakologię. Dobra była z chemii i biologii. Dobre było z niej dziecko.
- Bardzo państwu dziękuję z to, co mówicie, ale mam jeszcze kilka pytań.
- A czy my możemy się dowiedzieć, jak ona sobie radzi? – wtrąciła matka.
Paweł pokiwał głową i powiedział szczerze.
- Nienajlepiej. Ta złość, o której państwo mówili, ona jest w nią tak wrośnięta, że dziewczyna sama nie wie, co robi. Zaszkodziła sobie mocno, więc jako burmistrz musiałem wziąć jej sprawę w swoje ręce. Gdybym tego nie zrobił, mogliby państwo stracić córkę.
- Jak to? – kobieta była przerażona.
- Niestety, mamy tutaj bardzo twarde prawo, a ona je kilkakrotnie złamała. Nie chciałbym, żeby to się źle dla niej skończyło.
- Jak źle.
- Śmiercią – Paweł nie owijał w bawełnę, uważał bowiem, że nie może ich oszukiwać.
Rodzice nie zasypali go gradem pytań, ani nie prosili o łaskę, ojciec tylko rzekł.
- Jeśli, to ma ją uratować, to proszę pytać. Powiemy wszystko, co wiemy.
- To nie będą trudne pytania. I proszę się nie martwić, ponieważ zrobię wszystko, żeby ją uratować. Inaczej by mnie tu nie było.
 
Ania, Agata i Olga
Ania wpadła do pokoju radiowego i zaniosła się płaczem.  Agata popatrzyła na nią żywo i powiedziała szybko.
- Wstrzymaj się na minutę.
Ania zamilkła, a koleżanka rozpoczęła audycję.
- Halo, halo, tu Radio Mix, dzisiaj mała zmiana planów. Bo wiecie, jak to jest, nie zawsze da się wszystko poukładać, jak się chce. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Rozwiązanie konkursu na najlepszą nazwę dla zespołu dziecięcego przedłużamy do soboty, ponieważ przyszło tylko dziewięćdziesiąt pomysłów, a my chcemy sto. Dlatego, sprężajcie się i wrzucajcie do skrzynki swoje szalone pomysły. A żeby was zainspirować, jeszcze raz puścimy wam dwie piękne piosenki, wykonane przez naszą młodzież.
Agata włączyła muzykę i wyłączyła mikrofon.
- Już możesz płakać, masz sześć minut.
Ania rozpłakała się w głos. W tym samym czasie do pokoju weszła pani Olga.
Nie zaczęła od razu wypytywać Ani o to, co się stało tylko czekała, aż się trochę uspokoi.  Agata podała jej krzesło, na którym dyrektor więzienia usiadła.
Za to Ania oparła się o ścianę i powoli osunęła na podłogę. Złapała się za głowę i łkała.
- Masz trzy minuty – powiedziała Agata. Koleżanka potaknęła głową i wydukała.
- Już… już się uspokajam.
Olga odetchnęła z ulgą, bała się, że kobieta znowu zamknie się w sobie i popadnie w letarg.
- Wiem, że rozmawiałaś z rodzicami i siostrą – powiedziała Olga – strażniczka z Bazy Przerzutowej skontaktowała się ze mną i przekazała nagranie.
Ania pokiwała głową, na znak, że zrozumiała, co się do niej mówi.
Tymczasem Agata powiedziała do Olgi.
- Musi mi pani pomóc – i zanim dyrektorka zdążyła zaoponować, kobieta zaszczebiotała do mikrofonu.
- Kochani, nawet nie wiecie, jakie dzisiaj macie szczęście. W studio gościmy panią Olgę Kowalską, naszą niezastąpioną szefową więzienia.
Kobieta pochyliła się nad mikrofonem i powiedziała stremowana.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że dobrze wam mija ten mroźny dzień.
- Ja też mam taką nadzieję. Ale od mroźnego dnia o wiele ważniejsze jest, czy pani dyrektor powie nam – Olga ze zgrozy zaczęła kręcić głową. Agata uspokoiła ją uśmiechem i dokończyła – która z piosenek puszczanych przez Radio Mix najbardziej się jej podoba.
- Zaskoczyła mnie pani tym pytaniem – odparła Olga przez zaciśnięte gardło  – wszystkie są piękne, zwłaszcza te wykonywane przez nasze dzieci i młodzież. Ale i utwory Ani są przepiękne.
- A utwory z Nowego Miasta? – pytała Agata.
- Nie są tak dobre, jak nasze. Nasze są najlepsze – powiedziała dyplomatycznie Olga – a skoro mam wybrać te ulubione, to na pewno najbardziej podoba mi się „Ten dzień” Ani oraz „Lato” naszego szkolnego zespołu.
- Piękny wybór – pochwaliła Agata – ale zanim puszczę te piosenki, proszę mi powiedzieć, czy brała już pani udział w konkursie na najlepszą nazwę szkolnego zespołu.
- Oczywiście – powiedziała Olga – przedwczoraj wrzuciłam do skrzynki kartkę.
- Drodzy słuchacze, słyszycie? Pani dyrektor wzięła już udział w konkursie? A wy? Na co jeszcze czekacie?
Agata zaśmiała się do mikrofonu, po czym powiedziała.
- Na zakończenie zapraszam do posłuchania piosenek wybranych przez panią Olgę Kowalską. I jeszcze jedno. Jeżeli się martwicie, gdzie jest Ania, powiem wam, że jest z nami, ale o tej porze nic wam nie powie, odezwie się dopiero wieczorem, a wtedy ja zamilknę. Taki dzisiaj będzie wyjątkowy dzień. Do zobaczenia Karne Miasto.
Kiedy Agata puściła muzykę Olga powiedziała.
- Nie chciałabym się tym zajmować.
- Proszę się nie martwić, większość ludzi boi się mikrofonu. Ale poradziła sobie pani znakomicie.
- Dziękuję, ale myślę, że nie ja jestem teraz najważniejsza – obie panie spojrzały na Anię. Kobieta już się uspokoiła i patrzyła na nie.
- Dziękuję, że mnie nie wsypałaś – wychrypiała.
- Daj spokój, dlaczego miałabym cię wsypać? – dziwiła się Agata.
- Myślę, że Ania ma inne wspomnienia z firmy, prawda.
Kobieta potaknęła głową.
- Żałuję, że nie zatrzymałam twoich rodziców na Ziemi – Olga kontynuowała – ale nie miałam od ciebie informacji czy chcesz ich widzieć, czy nie.
- Nie sądziłam, że w ogóle się odezwą, a co dopiero mówić o tym, że przybędą na Więzienną Planetę. Myślałam, że już mnie wydziedziczyli i wymazali z pamięci. Zaskoczyli mnie.
Agata usiadła koło niej na podłodze i objęła ramieniem. Ania popatrzyła na nią z wdzięcznością.
Olga odezwała się jeszcze.
- Nie będą już cię niepokoić, wysłałam im zakaz wstępu i kontaktowania się z tobą. Chyba, że sama będziesz chciała.
- Dziękuję.
- A co od ciebie chcieli? – zapytała Agata.
- Chcieli, żebym wróciła na Ziemię, żebym załatwiła sobie zawiasy, po czym powiedziała w towarzystwie, że wyjechałam zwiedzać świat. Odmawiając skaziłam ich nieskazitelną reputację. Teraz na pewno mnie wydziedziczą i wypiszą z rodziny.
- Masz ciekawą rodzinkę.
- Nie są już moją rodziną. Zostałam sama – łzy pociekły jej po twarzy.
- Nie jesteś sama – pocieszyła ją Agata – masz mnie.
Olga się nie wtrącała, wiedziała, że jest tu zbędna. Dlatego wstała i cicho wyszła, przyjaciółki jeszcze długo rozmawiały, aż Ania na nowo się rozchmurzyła i zgodziła się wieczorną audycję samej poprowadzić, zwłaszcza, że Agata miała randkę z Bartkiem. A randka, jak to randka, mogła się przedłużyć.
 
Karol
Karol wraz z całym zespołem stali przed nową terenówką i czekali, aż szef da im znać do próby odpalenia silnika. Biolodzy dopiero co wlali do baku olej z leśnych roślin i również stanęli z boku czekając na cud. A wszyscy wiedzieli, że różnie mogło być. Wystarczy, że dodaliby kroplę więcej ekstraktu z jednej rośliny, żeby nic z tego nie wyszło.
Szef usiadł za kierownicą, uśmiechnął się do wszystkich szeroko i powiedział.
- Chwila prawdy – i przekręcił kluczyk. Przez chwilę słychać było tylko rzężenie rozrusznika, ale w  końcu silnik zaskoczył.
To nie był jeszcze moment na radość, samochód musiał jeszcze ruszyć.
Szef wcisnął sprzęgło, bieg i auto wytoczyło się z hali montażowej na spory plac gospodarczy przed Instytutem. Mężczyzna zrobił dwa kółka po podwórku i zatrzymał się przed podekscytowanymi pracownikami.
- Jeszcze nie – powiedział poważnie – jeszcze nie czas.
Wyłączył silnik, po czym odczekał kilka chwil i znowu odpalił wóz. Tym razem obyło się bez rzężenia.
- Już możecie wariować – powiedział wesoło.
A wtedy wszyscy krzyknęli.
- Hura, udało się. Mamy trzeci samochód.
- Jupi, cuda się zdarzają – krzyczał ktoś.
- Jesteśmy najlepsi, jesteśmy najlepsi – kilka osób tańczyło wokół terenówki.
Po chwili ktoś przyniósł dwie duże butelki oranżady.
- Trzeba to uczcić – i zaczął energicznie potrząsać butelkami, a potem je otworzył. Napój wystrzelił niczym szampan i większość osób została oblana słodkim płynem. Nikt jednak nie miał pretensji, nawet Karol, któremu dostało się oranżadą po włosach. Wszyscy się cieszyli, że kolejne auto działa.

Kolejny odcinek 15 maja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"