Star Trek, jak spartolić Universum


Jak wiecie, jestem fanką Star Treka i kiedyś  napisałam o tym nawet dwa posty (linki daję poniżej). Podoba mi się to Universum, bo jest pełne przygód, wielkich zwrotów akcji, poczucia humoru i niesamowitych stworów, jakie tylko wyobraźnia ludzka posiada w zestawie. Ogląda się to lekko, łatwo i przyjemnie. Ostatnio obejrzałam jedną z najnowszych odsłon, Star Trek: Picard (2020-2023), gdzie weterani serii w wieku od pięćdziesięciu lat w górę, ponownie ratowali wszechświat od zagłady. Mimo wielu sentymentalnych wątków serial nie dłużył się, a akcja była spójna. Jean - Luc Picard był twardy i decyzyjny, jak zawsze.  Wszyscy starzy aktorzy dali radę. Pewnie młodsze pokolenie nie ma takiego zdania jak ja, ale ja w latach dziewięćdziesiątych lubiłam ten serial. Był dla mnie świeży, zagraniczny (czyli zachodni), no i oczywiście SF. Pewnie dlatego współczesna wersja mnie porwała. Ale tak naprawdę porwała mnie tym, że ci starsi panowie i panie dali mu ponownie kopa w tyłek i akcja toczyła się za akcją. Był taki, jaki powinien być Star Trek. No i statki kosmiczne nie psuły się co pięć minut. Nie odpadały im części, no i zdecydowanie było mniej dziur w poszyciu. To tyle, jeśli chodzi o tego Star Treka, natomiast jeżeli chodzi o Star Trek: Discovery (2017-2024), to ten serial według mnie nie udźwignął  Universum. Mam na niego jedno słowo- gniot. Mimo, że jakiś tam recenzent, wychwala go, że jest fajny, to ja Wam mówię, że nie jest. O ile dwa pierwsze sezony były jako takie, to trzeci, a zwłaszcza czwarty, to gnioty nad gniotami. Oglądam i przewijam nudne fragmenty. Pomijam już fakt totalnej poprawności politycznej, która przebiła wszystkie dotychczas przeze mnie obejrzane filmy i seriale. Gniot. Sentymentalno- pseudofilozoficzno- smutny serial. Nie ma w sobie żadnej świeżości, lekkości i poczucia humoru. Wszyscy są niepewni, spięci i wciąż płaczą. To nie jest Star Trek, to telenowela, brakuje tylko Isaury i Leôncio. Wyjaśnienie dla młodszych: była taka telenowela „Niewolnica Isaura”, w latach osiemdziesiątych, to był hit, więc wszyscy go oglądaliśmy i dorośli i dzieci. Ale wiecie, jak to jest z tymi telenowelami? Szwagier okazuje się zaginionym dzieckiem stryja od strony teściowej, osoba, która zginęła nagle pojawia się cała i zdrowa, ale z amnezją. I tak dalej. No i podobnie jest w Star Trek: Discovery – mamy tu nawet cudowne wskrzeszenia.  Poza tym, zamiast przygody, serial daje nam egzystencjalne dialogi, od których chce się wymiotować. Bohaterowie mają same rozterki wewnętrzne i brakuje twardego przywódcy. Albo przywódczyni, skoro o poprawności politycznej była mowa. Główna aktorka wciąż płacze (a jest kapitanem, ale nie zawsze jest kapitanem, bo czasami kapitanem jest Kelpianin Saru, a potem znowu jest, chyba znowu chodziło o poprawność polityczną, czyli równouprawnienie w sprawowaniu władzy) i ma minę, jakby coś jej zalegało na żołądku. No i jako dziewczyna nazywa się Michał, masakra! Ale chyba najbardziej denerwują mnie spowolnienia w tempie akcji. Idą i idą i idą i idą i przemyślają w tym czasie swoje życie. Kurcze, zawsze w tych serialach był ktoś śmieszny, niepokorny i niepoprawny, jak Q, byt nieśmiertelny, który wkurzał wszystkich albo Data- android, który chciał być człowiekiem, albo holograficzny lekarz, który się rozwijał i stał się bardzo ludzki i był śmieszny. Na USS Discovery nikt nie jest śmieszny, wszyscy są poważni i zestresowani. Nie poleciałabym takim statkiem za żadne skarby świata. Dostałabym depresji. Ten statek powinien nazywać się USS Depresja. W zasadzie, to mam nadzieję, że pojawi się Q i swoją nieskończoną mocą coś z nimi zrobi, poprawi im humor albo wyjmie kije z tyłka. Ale, żeby nie było, że nie ma w nim nic fajnego, to lokacje są piękne, stroje są piękna, statki są piękne, tylko bohaterowie im się nie udali. I idą i idą i idą i smucą się i smucą i zastanawiają nad swoim bytem. Aż dziw, że kapitanowie tego statku przez rozterki wewnętrzne jeszcze nie przedzwonili w jakąś kosmiczną ścianę i nie rozbili USS Discovery w drzazgi.

 Ale wiecie co? Ja i tak go będę oglądać do końca, bo w końcu to Star Trek, może w piątym sezonie coś drgnie i zmienię zdanie? Oby!

Póki co, nie polecam.

 

 

Link do postów o Star Trek: https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2020/10/o-star-treku-jeszcze-sow-kilka.html

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2020/09/star-trek-lata-1966-1969.html

 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"