Więzienna Planeta - odc.25
Bartek i Agata
Agata mimo, że było zimno ubrała się w sukienkę,
ale na wierzch założyła długi kożuch, a na nogi wysokie botki. Postarała się
też nie zepsuć fryzury wielką czapą, więc ograniczyła się do założenia kaptura
i tak wyszykowana poszła na randkę z Bartkiem.
Wybór miejsca był oczywisty. Miejscowa karczma,
centrum plotkarsko – rozrywkowe było o tej porze roku jedyną opcją spotkania
dwojga ludzi. Dlatego w środku siedziało sporo par, ale i kilka grup znajomych,
którzy spędzali ze sobą miłe popołudnie.
Agata od razu zauważyła Bartka, który wybrał dla
nich stolik pod ścianą. Ale trudno było mówić o intymności, o ile letnią porą,
karczmarz wystawiał stoliki na zewnątrz, a w środku przebywało raczej mało
osób. Jesienią wszyscy tłoczyli się w środku.
Bartek spojrzał na Agatę i cieszył się, że
siedzi, ponieważ wrażenie zwaliło go z nóg. Dziewczyna wyglądała, jak
księżniczka. A kiedy zdjęła kożuch, jak królowa, która zawładnęła jego sercem.
Był oszołomiony. Agata założyła ciemnozieloną sukienkę, z ładnym i niezbyt
głębokim dekoltem, na szyi błyszczał naszyjnik, a burza loków okalała jej
piękną twarz.
Podeszła do stolika. Bartek zerwał się z miejsca
i podstawił krzesło.
- Zakochałem się w tobie bez pamięci – powiedział
jednym tchem i usiadł.
Agata uśmiechnęła się skrępowana otwartością
mężczyzny.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem –
Bartek nie zrażał się i komplementował dziewczynę.
- Proszę cię – zaczęła mówić Agata.
- O nie, nie mów, że nie chcesz słuchać
komplementów – Bartek się nachmurzył.
- Komplementy są miłe – odparła – ale ty prawie
krzyczysz. Wszyscy słyszą.
- No i co z tego – i już miał zamiar naprawdę
wykrzyczeć swoje uwielbienie do dziewczyny, ale widząc jej minę zrezygnował i z
szerokim uśmiechem cicho powiedział.
- Jesteś najpiękniejsza z wszystkich kobiet na
ziemi i we wszechświecie.
Gdyby rzeczywiście była na Ziemi i jakiś chłopak
by tak do niej powiedział, wzięłaby to za tanie komplementy, które miałby na
celu ją zmiękczyć. Na pewno od razu by się nastroszyła i szybko zakończyła
spotkanie.
Ale nie była na Ziemi, a Bartek należał do osób,
które mówiły to, co im leżało na sercu. I wiedziała, że nie ma w nim fałszu.
Był prostym facetem, groźnym facetem, ale też kochanym facetem, który patrzył
na nią teraz z uwielbieniem.
- Nic nie powiesz? – odezwał się do niej po
długiej chwili ciszy.
- Nic. Będę siedzieć w ciszy i patrzeć na ciebie
i zachwycać się tobą tak samo, jak ty mną – zaskoczyła samą siebie. Wcale nie
miała zamiaru mówić mu, że się nim zachwyca. Z drugiej strony, przecież byli
już od jakiegoś czasu parą, tylko randki im zabrakło.
- Niestety masz mnie tylko na półtorej godziny –
westchnął – wydębiłem te dodatkowe pół godziny w zamian za dodatkową wartę na
murze.
- O! – powiedziała Agata – nie musisz tak robić.
Godzina… - zastanowiła się i dodała – godzina by nam nie wystarczyła, ale
myślę, że nawet doba by nam nie wystarczyła. Dziękuję ci za to poświęcenie.
- I będziemy przez ten czas milczeć? – śmiał się.
- Jeśli chcemy? – ona się uśmiechnęła.
- Myślę, że to nierealne, oboje lubimy gadać.
Agata zaśmiała się.
- A przy okazji, zamówiłem nam po grzanym winie,
ty możesz sobie potem zamówić więcej, ale mnie wolno wypić tylko mały kubek.
- Wystarczy mi mały kubek. Nie przyszłam się tu
upijać, tylko spędzić z tobą trochę czasu.
- Wolałbym spędzić go gdzie indziej, na osobności
– zauważył, że się speszyła – nie, nie, nie, źle myślisz. Nie o tym myślałem,
to znaczy też, ale nie… - urwał, odetchnął i skończył – chciałbym po prostu z
tobą pobyć w samotności. Bez gapiów, bez straży, bez limitów.
Agata wyciągnęła rękę, którą złapał w swoje duże
łapsko i delikatnie uścisnął.
- Przyjdzie na to czas – pocieszyła go.
Barman postawił przed nimi grzańce oraz ciasto.
- O, widzę, że wiesz co lubię – zaśmiała się
Agata i wzięła za pałaszowanie ciasta.
- Dobre?
- Pycha.
- No to i ja zjem – przez chwilę delektowali się
smakiem, a potem zaczęli rozmawiać, co trwało do końca wolnego czasu Bartka.
- Ej Kopciuszku – powiedziała Agata, wskazując na
zegarek – masz jeszcze piętnaście minut.
- Odprowadzę cię – powiedział Bartek i wstał od
stołu. Po chwili szli raźnym krokiem do hotelu.
- Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli po
prostu spacerować – śmiała się Agata podbiegając za Bartkiem.
- Przepraszam – zwolnił i wziął ją za rękę –
myślałem, że nie chcesz zmarznąć.
- Nie zmarznę, ale wiem też, że zaraz musimy
kończyć nasze spotkanie.
- Było takie, jak chciałem.
- Ja też.
Pocałowali się. A potem nie było już czasu na
przedłużanie spotkania. Bartek musiał wracać na swoją kwaterę i przygotować się
na dodatkową służbę.
Nina i
Paweł
Na wartę przyszła punktualnie o szóstej rano i
wdrapała się na szczyt muru przy jednej z wież. Na miejscu zastała już kilka
osób, w tym burmistrza, który na jej widok uśmiechnął się szeroko. Ninie
zrobiło się niedobrze. Nie lubiła takich wypacykowanych czarusiów. W zasadzie,
to nie lubiła żadnych facetów, ale przede wszystkim wypacykowanych czarusiów.
- Dzień dobry Nino. Zdążyłaś akurat na odprawę –
powiedział mężczyzna- poznaj swoich towarzyszy. Trzech strażników, dwie
przemiłe panie, które na co dzień pracują w naszych sklepach, no i ja.
- Dzień dobry – burknęła Nina – proszę mi wskazać
gdzie mam stać i czego wypatrywać i to wystarczy.
Burmistrz nie zraził się zniechęcającym tonem
kobiety i kontynuował.
- To za chwilę, ale najpierw kilka wskazówek,
które da nam pan sierżant Karol Olejniczak.
Mężczyzna po czterdziestce, z siwą i dobrze
zadbaną brodą wystąpił z grupy i zaczął mówić.
- Wszyscy oprócz Niny dostaniecie broń naładowaną
środkami usypiającymi. Z tego co wiem, wszyscy oprócz Niny przeszli
przeszkolenie na strzelnicy, więc wiecie, jak te ustrojstwa obsługiwać –
dziewczyna stała ze spuszczoną głową. Wiedziała od kapitana, że nie dostanie
żadnej broni do ręki, ale i tak było to upokarzające. Do tego była jednym
więźniem w tym towarzystwie, to też było dla niej niesprawiedliwe. Słuchała
dalej - Stajemy na warcie w trzymetrowym oddaleniu od siebie przodem do łąk.
Jesteśmy w najmniej zabudowanej części Karnego miasta, więc gdyby pojawiły się
drapieżniki, które przeskakują przez płot, biegniecie do jednej z dwóch wież,
do tej, do której jest bliżej. Przy drzwiach będzie stał strażnik i poczeka, aż
wszyscy dotrzecie na miejsce. Nie ma nas tu dużo, więc dla wszystkich starczy
miejsca. Oczywiście zanim zaczniecie uciekać, strzelacie do nich z usypiających
nabojów albo usiłujecie przegonić ich racami lub kapiszonami. Czasami się to
udaje, a czasami nie. Race są w pudłach przy wejściu do wież i mogą ich używać
tylko strażnicy. Kapiszonowce dostają wszyscy oprócz Niny, która musi nam najpierw
udowodnić, czy nadaje się wartownika.
Dziewczyna ze złości miała ochotę wrzeszczeć,
tupać i kopać kogo popadnie, ale powstrzymała się i postanowiła, że ona im
jeszcze pokaże.
- Acha, bo bym zapomniał dodać – odezwał się
jeszcze sierżant – nie uciekacie kiedy wam się zachce, tylko kiedy usłyszycie
rozkaz od jednego ze strażników. I to wszystko. Miłego poranka.
I zszedł z murów. Jego warta już się skończyła.
Wszyscy ustawili się w mniej więcej odpowiedniej
odległości i posłusznie zaczęli
wpatrywać się w dal. A rzeczywiście z tej strony miasta była tylko otwarta
przestrzeń. Łąki ciągnęły się po horyzont.
Nina dostała miejsce na samym środku wyznaczonego
im odcinka i od razu uznała, że było to na pewno złośliwe i celowe działanie
kapitana. Po prawej stronie miała kobietę z salonu fryzjerskiego, a z lewej
burmistrza. Ten rozmawiał z kobietą, która stała po jego prawej stronie.
Wróciła do obserwacji niczego i po kilkunastu
minutach stwierdziła, że na pewno nie da rady wytrwać tak do południa.
Nienawidziła tego miejsca, tej fuchy i tej bezczynności. Czuła, że narasta w
niej gniew.
Paweł obserwował ją kątem oka i widział, że
dziewczyna zaraz wybuchnie, dlatego powiedział do niej.
- Nuda.
Nina oderwała się od swoich myśli i spojrzała na
burmistrza.
- Co?! – zreflektowała się - To znaczy słucham proszę pana?
- Mówię, że nuda. Nic się nie dzieje. Nie ma ani
ptaka, ani żadnego roślinożercy, który przemierzałby łąki w poszukiwaniu
pokarmu.
- Jak to roślinożercy? To tutaj nie ma samych
drapieżników? – Nina nie powstrzymała ciekawości.
- Oczywiście. Żeby drapieżniki przyszły, muszą
gdzieś się kręcić roślinożercy.
- Nigdy tu ich nie widziałam.
- Rzadko podchodzą do ludzkich siedzib. Polujemy
na nie, więc traktują nas, jak zagrożenie.
Dziewczyna zauważyła, że dała się wciągnąć w
rozmowę. Nadęła policzki i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku od Pawła.
Mężczyzna widział, że na razie powinien dać
spokój, więc nie próbował zmusić jej do rozmowy.
Tomek
Tomek bardzo chciał wiedzieć, co wzburzyło Anię i
czemu była tak roztrzęsiona, ale wiedział, że to ona musi sama chcieć mu
powiedzieć. Nie znali się na tyle dobrze, żeby mógł oczekiwać zwierzeń. W
zasadzie dopiero co przełamali lody i zaczęli swobodnie rozmawiać. Zastanawiał
się również, czy opowiedzieć jej o samochodzie na pedały. Z jednej strony mogło
ją to rozśmieszyć, ale czy na pewno? Może takie rzeczy jej nie śmieszyły.
Tomek westchnął.
- To musi być miłość. Bo nigdy wcześniej nie
miałem takich przemyśleń. Instynktownie wiedziałem, co powiedzieć i jak
działać. Tymczasem z Anną czuję się, jak dziecko we mgle. Nie wiem, czy dobrze
trafię czy też nie.
Olga
Po intensywnym tygodniu pracy nadszedł czas na
weekendowy odpoczynek. Olga rzadko pozwalała sobie na nic nierobienie i nawet w
dni wolne pojawiała się na kilka godzin w pracy. Oczywiście jest sekretarka
Basia wciąż ją o to strofowała, ale kobieta nie potrafiła siedzieć bezczynnie,
kiedy tyle rzeczy było do zrobienia. Tym razem jednak postanowiła poświęcić
czas sobie i swoim myślom. A miała nad czym się zastanawiać. Myśl miała tylko
jeden wyraz, a raczej imię, ale była tak olbrzymia, że kobieta myślała, że w końcu
jej głowa pęknie. Od spotkania z nim, miała czas na zawodową analizę ich
rozmowy, ale nawet na minutę nie pozwoliła sobie, na osobiste odczucia. Dopiero
w sobotę mogła puścić wodze fantazji i choć przez chwilę nie być panią dyrektor
tylko kobietą. Jednak nie byłaby sobą, gdyby się do tego porządnie nie
przygotowała.
Żeby się odprężyć postanowiła iść do miejscowego
SPA dla ludzi wolnych, czyli do Centrum Relaksu i Sportu. To było jedyne
miejsce w mieście, gdzie nie było żadnego skazanego. Cała obsługa składała się
z ludzi wolnych żyjących w Karnym Mieście lub pochodzącym z Nowego Miasta.
Tutaj nie wolno było rozmawiać o pracy, o więźniach i problemach. Wolno było
się relaksować, a jeśli ktoś miał ochotę na rozmowę, to tylko na błahe tematy.
Olga stwierdziła, że to będzie idealne miejsce na przemyślenia i relaks.
Budynek był podzielony na dwie części. W jednej można było uprawiać sport w
siłowni lub na zajęciach fitness, a w drugiej części było błogo, cicho i
ciepło. Basen, jacuzzi, sauny i spokój. A pośrodku tego wszystkiego stał
przeszklony bar, w którym ktoś z obsługi wydawał, wodę, owocowe napoje lub
lekkie drinki. Nikt za to nie płacił, ponieważ burmistrz i Olga uznali, że coś
się pracownikom od życia należy i zorganizowali „fundusz wczasów miejscowych”,
na który spływała co miesiąc mała kwota z podatków. Akurat tyle, żeby utrzymać
cztery osoby obsługujące i na darmowe
napoje.
Olga wyszła z szatni w samym szlafroku i przeszła
do części dla kobiet. Rozebrała się i weszła do sauny. Gorące powietrze otuliło
ją, jak kołdrą. Rozciągnęła się na ławce i zamknęła oczy.
Karol…
Jako profesjonalistka była oburzona, że tak łatwo
mówił, że jeśli będzie musiał, to zabije kogoś w jej obronie. Tyle miesięcy
pracy nad nim, a on wciąż lekko traktował życie swoje i drugiego człowieka.
Przecież za coś takiego, czekałaby go Kolonia Karna.
Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Po czym
przypomniała sobie gdzie jest i postanowiła pożegnać profesjonalistkę na rzecz
kobiety pełnej uczuć do Karola.
Jakiej kobiecie by nie zaimponowało takie
wyznanie?
Każdej. Nawet jeśli 99% mężczyzn tylko tak
mówiło, bo chciało być w oczach ukochanej bohaterem.
A kiedy mówił to Karol, wiedziała, że to była prawda.
To nie było rzucanie słów na wiatr. Bała się tego wyznania, ale z drugiej
strony cieszyła się, że tak mu na niej zależy. To była dziwna relacja. Trudna.
Ona musiała wciąż uważać, a on nie mógł robić tego, co chciałby robić. A
jednak…
A jednak czuła, że jest to coś wyjątkowego.
Że jemu naprawdę na niej zależy…, chociaż wie, że
bycie z nią tak naprawdę może okazać się niemożliwe.
A jednak, ona zaczęła się na niego otwierać,
mimo, iż wiedziała, że to wszystko nie ma sensu. Czy powinna brnąć w to dalej.
Patrzeć w jego brązowe i przepastne oczy, które tylko dla niej stawały się
ciepłe. Słuchać jego głosu i gorących zapewnień o uczuciach, wiedząc, że on ma
problem z empatią?
- Poszła won – mruknęła do dyrektorki i znowu
przywołała kobiecą kobietę, którą była i którą po latach wpuściła do swojej
głowy.
- Czasami chciałabym po prostu pomarzyć –
mruknęła do siebie Olga i puściła wodze fantazji. Gdyby Karol wiedział, o czym
myślała natychmiast przestałby się zamartwiać, czy ona coś do niego czuje. Z
tym, że to była trudna relacja i wymagała czasu i cierpliwości ich obojga.
Robert
Cieszył się dniem wolnym od pracy i postanowił,
tak jak Olga skorzystać z miejscowego SPA, ale w odróżnieniu od niej miał
ochotę dać sobie wycisk na siłowni. Plany pokrzyżowała mu Lulu, na którą wpadł
po drodze. Niezmiennie jej uroda zapierała mu dech w piersiach. Z resztą chyba
każdego mężczyzny, prócz Bartka w Karnym Mieście. Niosła wielkie pudło, które
co chwilę wymykało jej się z rąk, więc musiała przystawać i poprawiać położenie
niewygodnego ciężaru.
- Poczekaj, pomogę ci – podszedł do niej szybko i
odebrał wielką pakę. Była ciężka.
- Jak ty to podniosłaś? – pytał zaskoczony.
Lulu splotła ręce przed sobą i wzruszyła
ramionami.
- Jakoś tak się udało.
- Gdzie ci to zanieść?
- Nie musi pan tego robić, sama dam radę –
powiedziała, ale nie słyszał uporu w jej głosie. Bardziej ulgę, że ktoś od niej
to wziął.
- Skoro się napatoczyłem, to ci pomogę. Co byłby
ze mnie nieczuły drań, gdybym cię wyminął i zignorował.
Lulu spłonęła rumieńcem.
- Nie jest pan nieczułym draniem.
- Wiem – zaśmiał się – dlatego ci pomagam. Gdzie
ci to zanieść?
- Do kwatery.
- Dostałaś paczkę z Ziemi?
- Tak. Mama przesyła mi zimowe ubrania i buty.
Tutaj nic nie mam.
- Tam chyba jest coś jeszcze, chyba… - Lulu przerwała
mu.
- Nie ma tam nic niedozwolonego. Panie z Bazie
Przerzutowej wszystko obejrzały.
Robert odparł ciepło.
- Lulu, chciałem sobie zażartować, że chyba masz
tam kowadło. Nie miałem zamiaru cię przepytywać czy wątpić w to, co mówisz.
- Przepraszam – bąknęła Lulu.
- Nie przepraszaj – powiedział szybko – bo nie
masz za co.
- Przepraszam – znowu bąknęła Lulu.
Robert postanowił nie ciągnąć tematu. Dziewczyna
wciąż była niepewna siebie i wystraszona, dlatego zmienił temat.
- Mama o ciebie zadbała, pewnie przysłała ci dużo
rzeczy.
- Tak – mówiła cicho Lulu.
Nie ciągnął jej więcej za język. W ciszy doszli
do jej kamienicy. Robert nie wchodził do środka. Jako kapitan straży mógł to
zrobić, ale nie chciał. Oddał jej pudło i patrzył, jak znika w drzwiach.
Postał jeszcze chwilę, po czym zawrócił i ruszył
do Centrum Kultury i Sportu.
Nie wiedział, że Lulu stanęła w oknie i patrzyła,
zanim nie zniknął za innymi budynkami.
Karol
Nocna warta była tym czego potrzebował. Stanie w
bezruchu w ciemności miał opanowane do perfekcji, a poza tym ciemność sprzyjała
przemyśleniom. Zwłaszcza tych, które dotyczyły pani Olgi. Nikt go nie zaczepiał
i nie niepokoił. W czasie nocnej warty wszyscy byli skupieni i milczący,
ponieważ niewiele było widać tego, co za murami. Atak drapieżników mógł zacząć
się niespodziewanie. Żeby nie utknąć w zupełnych ciemnościach, na ścianach muru
zwieszono szereg halogenów, które ciągnęły się przez całą długość muru. Nie
włączano wszystkich, jedynie te przy wieżach. Strażnicy przesuwali promieniem
światła po okolicy i wypatrywali najmniejszego ruchu mogącym należeć do
jakiegoś drapieżnika. Karol musiał przyznać, że nie spodziewał się, że nocą
panuje pod murem taki ruch. Co i raz pojawiały się kotowate drapieżniki, które
nie próbowały nawet skakać przez mur, ale nie jeden przystanął i spoglądał na
ludzi stojących na warcie, jakby miały nadzieje, że ktoś może spadnie.
Czasami przemknęło jakieś mniejsze zwierze. A
niekiedy słyszeli wściekły ryk drapieżnika i kwik ofiary. Inni pewnie wzdrygali
się na te odgłosy, ale nie Karol. Jego one w ogóle nie obchodziły. Jego
obchodziło tylko to, że pani Olga ma do niego słabość i miał pewność, że
odwzajemnia jego uczucia. Mimo, że nie mógł z nią rozmawiać, jakby chciał,
widział, że kobieta bardzo się przejęła jego słowami o tym, że prędzej kogoś
zabije niż da ją skrzywdzić. Widział, że jest poruszona, ale widział też, że
jako kobieta patrzyła na niego przychylnym okiem. Bo jakaż kobieta nie
chciałaby usłyszeć takich zapewnień. Z tym, że on mówił prawdę i ona doskonale
o tym wiedziała. Miał nadzieję, że nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie, bo to,
że by zabił wroga nie ulega wątpliwości, ale jeszcze bardziej chciał tego nie
robić, bo nie chciał jej stracić. W życiu się nie spodziewał, że będzie w
stanie kogoś pokochać.
Agata i
Ania
Zanim zaczęły nadawać poranny program rozmawiały
przez chwilę przy herbacie dzieląc się wrażeniami z dnia poprzedniego.
- Jak się czujesz? – zapytała Agata.
- Już dobrze. Chociaż nie do końca. Jest mi
smutno. Tak bardzo, że przez pół nocy ułożyłam trzy smutne kawałki. Są piękne,
ale czy powinnam je upubliczniać? W końcu mówią o moim bólu.
Agata uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki.
- Myślę, że w tym miejscu wiele osób przeżywa
podobne uczucia, jak ty. Tylko nie umieją ich przerobić na piosenkę. Myślę, że
wielu ludzi tutaj tęskni za domem, miłością, akceptacją rodzin. Ty możesz pomóc
im przeżyć te emocje.
- Sama nie wiem – westchnęła Ania – czuję się
odrzucona i niekochana.
- Pamiętaj, że masz mnie.
- Wiem Agato, wiem, ale sama przyznasz, że każdy
chce mieć rodzinę i być przez nią kochany. Każdy, nawet największy łotr. Tylko
moja rodzina jest inna, nie potrzebuje więzi tylko partnerów do robienia
interesów.
- A może tak się w tym wszystkim pogubili, że nie
wiedzą, jak to odkręcić?
- Nie tłumacz ich – powiedziała dziwnie zimnym
tonem Ania – doskonale wiedzą co robią. Ja do nich nie pasuję.
Przez chwilę siedziały w ciszy, którą przerwała
Ania.
- A jak udała ci się randka z Bartkiem?
Agata rozpłynęła się w uśmiechach, a z jej oczu
bił blask.
- Cudownie, ale o 24 godziny za krótko.
Ania roześmiała się razem z Agatą.
- Wpadłaś, jak śliwka w kompot.
- To prawda – nie zaprzeczyła Agata.
Nagle obie się ocknęły i zauważyły, że do wejścia
na antenę dzieli je 20 sekund.
- Aaaa – piszczała Agata – gdzie mikrofon.
- Gdzie dzisiejsze poranne wiadomości – wtórowała
jej Ania.
Na szczęście udało im się szybko zorganizować i
punktualnie o 7:30 rozpoczęły audycję.
- Halo, halo Karne Miasto, jak się spało? Ja się
stało na warcie?
Bartek
Stanął w oknie i oczom nie wierzył. Przez całą
noc napadało tyle śniegu, że wszystko wokół było pokryte białym puchem.
Zauważył, że kilka osób odśnieża chodniki drążąc tunele w śniegu. Czegoś
takiego jeszcze nie widział, nawet na Ziemi w górach. Usłyszał trzask głośnika
i po chwili odezwał się głos burmistrza.
- Jak widzicie, zima przyszła w nocy i nie odpuści do marca. Śniegu jest
bardzo dużo, a może być jeszcze więcej. Do tego mamy – 20C° na termometrach.
Dobra wiadomość jest taka, że udało nam się nazbierać wystarczającą ilość
drewna, więc w domach będzie ciepło. Najbliższe zadanie dla wszystkich
mieszkańców? Odśnieżanie. Niektórzy już zaczęli to robić, ale potrzeba więcej
rąk do pracy. Dlatego za 20 minut każdy weźmie ze schowka łopatę do odśnieżania
i do roboty. Nadmiar śniegu będziemy wywozić samochodami poza bramę. Ale
najpierw musimy się do nich dostać. Z robót wyłączeni są wartownicy, grafik się
nie zmienia. Śnieg, śniegiem, ale najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo.
Dobrej pracy.
Głośnik zamilkł. Bartek przeciągnął się, aż mu
strzeliło w stawach, a potem szybko się ubrał i już był na dworze. Mimo, że był
bardzo wysoki, nawet on nie sięgał ponad granicę śniegu.
Obok niego pojawili się prawie wszyscy mieszkańcy
kamienicy.
- Gdzie mamy kopać?- zapytał jeden
- Chyba po prostu przed siebie – odparł Bartek i
wziął łopatę w swoje wielkie ręce i zaczął drążyć tunel.
Tomasz i
Ania
Znowu klął na czym świat stoi. Jak nie rąbanie
drzewa, to babranie się w śniegu. Czy ja urodziłem się pracownikiem fizycznym?!
– krzyczał w myślach.
Dlaczego nie mógł mieć dzisiaj warty. Inni by
odwalili za niego najgorszą robotę, a on były oddelegowany do małych poprawek.
Machał łopatą od śniegu i nie zważał nawet gdzie idzie, wtem usłyszał:
- Ej, kto na mnie sypie śnieg?
Tomek zatrzymał się i zapytał.
- Ania?
- Tak. To ty Tomek?
Mężczyzna odszczekał wszystko, co do tej pory
powiedział. Uznał, że bardzo się cieszy, że go zagnali do tej roboty, bo dzięki
temu w końcu będzie mógł się zobaczyć z Anną. A nie widział jej od ponad
tygodnia.
- Tak. To ja. Poczekaj – złapał łopatę i kilkoma
ruchami odgarnął śnieg dzielący go od kobiety.
Ania wyglądała przepięknie. Miała na sobie
zieloną kurtkę, a na głowie wielką szarą czapę, a szyję otuloną grubym
szalikiem. Tak naprawdę widać było jej tylko oczy, ale dla Tomka wyglądała pięknie.
- Kto by pomyślał, że spotkam tu Śnieżynkę –
zaśmiał się do niej.
- I ta Śnieżynka, to mam być niby ja? – również
się zaśmiała.
- A i owszem.
- Ja bym raczej powiedziała, że jestem bałwanem
zmarzluchem.
- O nie, Śnieżynka i tak niech zostanie.
- Skoro tak mówisz – uśmiechnęła się do niego
figlarnie. To znaczy, tylko oczy jej błyszczały, reszta była ukryta za
szalikiem i czapą.
- Jak ci idzie odśnieżanie? – zapytał.
- Nijak. Nie mam na to siły – przyznała się –
dlatego tylko poprawiam po innych. Trochę głupio, ale co ja na to poradzę, że
nie mam siły.
- Jesteś delikatną kobietą, w ogóle nie powinnaś
tak ciężko pracować. Gdyby to ode mnie zależało, to bym w ogóle ci nie pozwolił
fizycznie pracować.
- To miło. A ty? Jak sobie radzisz?
- Wyrobiłem mięśnie na łupaniu drewna, więc dla
mnie to praca lekka, jak piórko.
- Jak powiesz jeszcze, że ją uwielbiasz, to nie
uwierzę.
- Tak szczerze, to nie znoszę pracy fizycznej,
ale chyba się tylko do tego nadaję.
- Oj, nieprawda. Przecież jesteś najlepszym
kierowcą w mieście.
Tomek nie słyszał drwiny w jej głosie, więc
poczuł się trochę lepiej.
- Może nie najlepszym, ale dobrym – odparł
łaskawie.
- Ej, gołąbki, to nie miejsce na potajemne
schadzki, ale miejsce pracy – usłyszeli strażnika, który stał gdzieś za wielką
górą śniegu – do roboty i to osobno. Nie myślcie sobie, że uda wam się coś
wykombinować tylko dlatego, że was nie widać.
- Dobrze panie strażniku, już wracamy na swoje
ścieżki – powiedział niechętnie Tomasz, ale zanim odszedł powiedział jeszcze do
Ani – przypomnij mi, że jak się następnym razem spotkamy, żebym ci opowiedział
zabawną rzecz o tutejszych samochodach.
- Postaram się nie zapomnieć. Dobrej pracy Tomku.
- Dobrej pracy Aniu.
- Czy ja mam do Was się przebić i rozdzielić
siłą? – usłyszeli strażnika.
- Nie, już się rozchodzimy – mruknął Tomek, a
Ania zaczęła chichotać.
- Strażnik przyzwoitka – usłyszał jeszcze jej
szept i sam również zaczął się cicho śmiać.
Karol i
Olga
Mężczyzna szedł jednym z tuneli śnieżnych, który
prowadził do karczmy. Dostał dwie godziny wolnego, które postanowił spędzić
przy ciepłej herbacie z panią Olgą. Cieszył się, że zgodziła się na to
spotkanie. Kiedy zbliżył się do budynku zobaczył wychodzącego z niego
mężczyznę. Wyglądał przeciętnie, z lekką nadwagą, wielkiej czapie i szalikiem
szczelnie zakrywającym mu twarz.
Wyglądał niewinnie. Zbyt niewinnie. Karol poczuł,
że ma do czynienia z zabójcą i wiedział, że musi działać szybko. Skrył się w
jednej z odnóg śnieżnego tunelu i poczekał, aż mężczyzna go minie. Nie chciał
się na niego za wcześnie natykać. Dopiero wtedy wszedł do karczmy. Pani Olga
siedziała pod oknem. Była ubrana w gruby sweter i ciepłe spodnie. Włosy miała
rozpuszczone, co było ich tajnym znakiem, że nie jest aktualnie w pracy tylko
na towarzyskim spotkaniu. Kiedy podszedł spojrzała na niego i od razu się
zaniepokoiła.
- Coś się stało?
- Tak – usiadł naprzeciw niej i nawet nie zdjął
kurtki – musimy szybko iść do pani biura. Musimy znaleźć jednego człowieka. To
zabójca.
Olga zbladła.
- A więc tu jest?
- Tak. Myślę, że tak. Ale był tak zakryty
szalikiem i czapką, że nie mam zielonego pojęcia, jak wygląda.
- Więzień?
- Raczej nie. Pracownik, czuć było od niego
alkohol.
- Więźniowie też piją alkohol – przypomniała
Olga.
- Ale nie wódkę, jedynie piwo i wino. Poza tym proszę
zdać się na moją intuicję.
Olga chciała się zaśmiać, ale poważna mina Karola
sprawiła, że zrezygnowała. Wstała i sięgnęła po kurtkę.
- Chodźmy.
Poszli do jej biura. Karol był w nim pierwszy raz
i był zaskoczony tym, jak w nim jest.
- Nie przejmuj się bałaganem – powiedziała Olga –
nie mogę tego posprzątać, ponieważ zbyt wiele rzeczy jest mi potrzebnych.
- Nie spodziewałem się tego po pani – powiedział
Karol, a Olga poczuła się dotknięta. Zauważył to i szybko się poprawił.
- Proszę źle mnie nie zrozumieć. Po prostu jest
pani zawsze taka zapięta na ostatni guzik, że do głowy by mi nie przyszło, że
sztab roboczy tak wygląda. Raczej wyobrażałem sobie regały z równo poukładanymi
segregatorami i takie tam…
- W domu sprzątam – powiedziała, jakby się
tłumacząc – ale nie za bardzo…
Rozczuliła go tym wyznaniem i na moment
zapomniał, po co tu przyszli.
Podszedł do niej i lekko uścisnął za ramiona. Nie
odważył się na więcej.
- Spokojnie, ja będę sprzątał.
Tylko potaknęła głową. Żałowała, że go tu
przyprowadziła. To był błąd. On powinien widzieć w niej profesjonalistkę, a nie
bałaganiarę.
- Nikomu nie powiem – obiecał.
- Czy ty czytasz mi w myślach? – nie wiedziała,
czy ma się śmiać czy załamywać ręce. On pokonywał ją na każdym polu. Kiedy był
przy niej traciła całą swoją pewność siebie, zachowywała się głupio, a jeśli
już musiała zachowywać profesjonalizm, to przychodziło jej to z wielkim trudem.
Karol uśmiechnął się do niej i jeszcze raz
odważył się uścisnąć ją za ramiona.
- Pani Olgo. Nie czytam pani w myślach, całe pani
ciało mówi mi wszystko. Proszę nie zapominać, że jestem obserwatorem.
Żeby skończyć tę trudną dla niej scenę
odchrząknęła i powiedziała.
- Lepiej znajdźmy tego człowieka. Mam tu
wszystkich pracowników. Których mam ci pokazać?
- Pani Olgo proszę mi pokazać nagrania z
przyjazdu nowych pracowników. Jeśli to nie jest zakazane.
- W tym wypadku daję ci pozwolenie – uśmiechnęła
się lekko – na szczęście, to ja je wydaje.
Karol zaśmiał się razem z nią. Po kilku minutach
oglądania zachowania nowoprzybyłych w hali po przylocie Karol wskazał
mężczyznę.
- To on. Nawet wiem, jak się nazywa. Dwulicy.
Bezwzględny człowiek. Umie się wtopić i jest jednym z najlepszych w naszym
fachu.
- I co teraz? – Olga zadała to pytanie i
bezwiednie poszukała u niego pomocy.
- Coś wymyślę. Niech się pani nie martwi i na
razie nikomu nic nie mówi. Dobrze?
- Dobrze – powiedziała i przytuliła się do niego.
Zaskoczyła go. Ale nie na tyle, żeby jej nie
objąć i mocno przycisnąć do siebie.

Komentarze
Prześlij komentarz