Ciemne wieki- odc. 15


Bynajmniej nie siedziałam w oknie i nie czekałam na niego, tylko poszłam pozwiedzać okolicę. Zarzuciłam próby dowiedzenia się o co chodzi, gdyż byłam pewna, że Tymon mi wszystko opowie.
No może nie wszystko, ale chociaż tyle by zaspokoić moją ciekawość.
Na wycieczkę wzięłam ze sobą telefon, którym miałam zamiar robić zdjęcia, ale i gdyby była taka potrzeba, to i nakręcić jakiś filmik.
I tak dotarłam do wioski umiejscowionej w wielkim leju po bombie.
Nie miałam szans dostać się do środka, ponieważ była zabezpieczona polem ochronnym. Zdjęć też nie mogłam robić, bo z doświadczenia wiedziałam, że wyjdą rozmazane. Za to mogłam do woli patrzeć na zadbane podwórka i ludzi kręcących się wokół.
Coś mnie tknęło. To wyglądało zbyt sielankowo. Zadbany i bogaty zajazd, dziwne spotkania na odludziu, sielankowa wioska, ale ukryta za kopułą.
Coś było nie tak.
Nie wiem czemu, ale przypomniałam sobie słowa kapitana Jacka Polanowskiego, o tym, że są siły, które chcą jeszcze bardziej zniszczyć i tak już przetrzebiony świat.
Dlaczego przypomniałam sobie to akurat teraz?
Zirytowałam się. Ostatnią osobą, o której chciałam myśleć to ten bezczelny Ebek.
Potrząsnęłam głową i jeszcze raz spojrzałam na wioskę. Myślałam, że teraz będzie wszystko normalnie, ale nie było. Wszystko było zbyt czyste, spokojne i nigdzie nie widziałam dzieci. Poza kopułami było to jakby normalne, no chyba że chodziło o bandy wyrostków, ale za osłoną powinny jakieś się tu kręcić.
Nie ukrywałam się, więc w końcu zostałam zauważona. Jakaś kobieta pomachała do mnie i krzyknęła.
- Dzień dobry, ładny mamy dzień, prawda?
Zeszłam po zboczu do stóp osłony.
- Owszem – odparłam z lekkim uśmiechem.
Znowu coś mnie tknęło. Niby była młoda, ale zaniedbana. Tłuste włosy wystawały jej zza chustki, a w oczach widziałam przyczajony lęk.
Była w ciąży.
- O, będzie pani miała dziecko – udałam radość. Ta zamiast się rozpogodzić i zacząć o tym szczebiotać, spięła się i nerwowo pogłaskała po brzuchu.
Wszystko trwało kilka sekund, a potem uśmiechnęła się szeroko i powiedziała.
- Tak. To moje czwarte dziecko. Mam nadzieję, że w końcu będzie dziewczynka.
- A gdzie pozostała trójka? – zapytałam z grzeczności.
Kobieta znowu spoważniała, ale tak, jak poprzednim razem, po kilku sekundach rozpogodziła się i odparła.
- Dzisiaj są na wycieczce, dzięki temu mogę chwilę odpocząć – zaśmiała się sztucznie i dodała – przepraszam, że nie mogę pani wpuścić za osłonę, ale o tym decyduje starszyzna, a oni poszli do zajazdu na jakieś ważne spotkanie.
- Nic nie szkodzi – odparłam – i tak już miałam wracać.
Zerknęłam za plecy kobiety i zauważyłam dwie inne kobiety, także w ciąży, jak stały na ganku jednego z domków i o czymś rozmawiały. Miałam wrażenie, że udają, że mnie nie widzą. Tak samo, jak jeden facet z widłami. Niby przerzucał nimi ziemię, ale jednak ukradkiem zerkał w moją stroną.
Postanowiłam się pożegnać i wrócić do zajazdu.
Kiedy znalazłam się u siebie w pokoju, uznałam, że mam paranoję i wszędzie węszę podstęp. Przecież oprócz Księstwa Polan, może być jeszcze jakieś spokojne miejsce, prawda? Ale gdzie, do cholery można tu iść na wycieczkę?
I tak zamyśloną zastał mnie Tymon.
- Nie podoba mi się to miejsce – powiedziałam bez wstępów.
- Rano nie miałaś żadnych obiekcji.
- Rano nie byłam na wycieczce po okolicy.
Patrzył na mnie, po czym zapytał.
- Nie podoba ci się to miejsce razem z moim zleceniem, czy tylko chodzi o okolicę.
- Myślę, że to jest ze sobą połączone.
- Myślę, że za dużo myślisz – objął mnie i przyciągnął do siebie, ale ja nie miałam już ochoty na czułości. Mój mózg pracował pełną parą.
- O czym była mowa na spotkaniu?
- O towarze, o podróży, o wynagrodzeniu – mruczał Tymon.
- Szczegóły?
- Jeżeli nie bierzesz w tym udziału, to nie mogę ci powiedzieć – nachylił się żeby mnie pocałować, ale wywinęłam się.
- Nie bierz tego zlecenia – powiedziałam poważnie.
On najpierw się uśmiechnął, a później spojrzał na mnie spode łba.
 - To moja sprawa.
- Wiem, ale tu coś śmierdzi.
- Mnie jest to obojętne, bylebym coś zarobił.
- Nie wierzę, że to mówisz.
- Dlaczego? Przecież ty też pracujesz dla różnych ludzi. Nie wszyscy mają nieskazitelne życiorysy.
- Wiem, ale…
Tymon pokręcił głową.
- Mogę zarobić kolejne 50 tysięcy, nie zrezygnuję.
Westchnęłam. Rozumiałam go, sama bym też nie chciała zrezygnować.
- A mogę ci chociaż powiedzieć, co mi się nie podoba?
Pokręcił z irytacją głową.
- Baby, ledwie wchodzą człowiekowi w życie, a już zaczynają je zmieniać na swoją modłę.
Wkurzyłam się, dobrze, że nie jest to możliwe, ale gdyby było, to para poszłaby mi uszami. Jak on śmiał wygadywać takie bzdury? Co on sobie myślał? Co on chrzanił o jakimś wchodzeniu człowiekowi w życie, kiedy ja go nawet nie wpuściłam za próg mojego.
- Wyjdź – wycedziłam przez zęby.
- Wygłupiasz się? Przecież, nie będziesz się na mnie złościć, dlatego, że nie chcę żebyś próbowała zmieniać moje plany.
- Ja nie jestem zła – powiedziałam bardzo spokojnie -  jestem zawiedziona tym, że traktujesz mnie jak intruza, że w zasadzie nie zależy ci na mnie i moim zdaniu, że nie traktujesz mnie jak równorzędnego partnera, a jak jakąś laleczkę. Dlatego wyjdź, bo ja właśnie skończyłam naszą znajomość.
Tym razem on zrobił się czerwony na twarzy.
- Dorota, posłuchaj…
- Mężczyźni – przerwałam mu – ledwo pojawią się w życiu człowieka, a już myślą, że mogą nim dyrygować.
Spojrzał na mnie chmurnie i burknął.
- Rozumiem – wyszedł.
"No i po miłości” – westchnęłam i walnęłam 

Krystyna stała przed lustrem i usiłowała dobrać apaszkę do żakietu.
Wyjątkowo żadna jej nie pasowała.
Za jej plecami, na łóżku siedziała jej dorosła córka i znudzona przeglądała prasę.
- Miałaś mi pomóc – upomniała ją matka.
- Chętnie, ale ty nie dajesz sobie pomóc – odparła młoda kobieta.
Krystyna westchnęła i zdjęła żakiet.
- Nie wiem, w co mam się ubrać.
- Masz tyle pięknych rzeczy, że cokolwiek założysz, to będziesz wyglądać olśniewająco.
- No właśnie nie mogę tak wyglądać, bo on wciąż zaznacza, że nie spotykamy się na randkę tylko żeby obgadać sprawę wykopalisk.
Dziewczyna spojrzała na Krystynę i lekko się uśmiechnęła.
- A więc jednak to randka.
- Nie – odparła Krystyna – spotkanie naukowe.
- Założę się, że on też teraz stoi przed lustrem i usiłuje ubrać się normalnie, żebyś sobie nie wiadomo czego pomyślała.
- Nie wiem, co on robi, wiem, że ja na pewno nie wystąpię w wieczorowej sukni – załamała ręce – pomóż mi wyglądać normalnie.
Córka wstała i przyjrzała się porozrzucanym wszędzie ubraniom. Wybrała dwa komplety i rozłożyła starannie na łóżku.
- Te dwa są jednocześnie olśniewające, jak i normalne – oznajmiła.
- Jesteś pewna? – Krystyna nie była do nich przekonana.
- Mamo, skąd u ciebie takie wahania.
Matka westchnęła i usiadła na łóżku.
- Dziecko, to że mam pięćdziesiąt lat, nie oznacza, że jest mi łatwiej wybrać się na spotkanie z mężczyzną. Myślę, że w takich sytuacjach nie ma znaczenia wiek, wszystkie zachowujemy się tak samo.
Dziewczyna usiadła koło matki i objęła ją ramieniem.
- On naprawdę ci się podoba.
- Trochę tak – stwierdziła Krystyna i dodała – poza tym, że jest arogancki, uparty i wkurzający, to tak.
Obie się roześmiały.
- Mamo, ty nie jesteś lepsza.
- Wiem – śmiała się starsza kobieta i wstała – dobra, dosyć tego niezdecydowania, daj mi tę spódnicę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------

Leżałam na łóżku i walczyłam z myślami. Z jednej strony nie powinno mnie obchodzić, co się tutaj dzieję, spakować się i wyjechać z samego rana, ale z drugiej strony, coś mnie do tej sprawy ciągnęło.
Wstałam i ubrałam się na czarno. Na głowę założyłam kominiarkę, a oczy zasłoniłam wielkimi goglami, w których mogłam widzieć w nocy.
Wyślizgnęłam się przez okno i wspięłam na dach budynku. Przeszłam na drugą stronę i wyjrzałam za krawędź. Stała tam jedna z ciężarówek, wokół której rozstawiono czterech strażników. Byli tak ustawieni, że ani na chwilę nie tracili się z oczu. Mieli latarki, którymi oświecali okolicę, ale tylko z ziemi, góra ciężarówki tonęła w ciemności.
Zsunęłam się po rynnie na wysokość dachu auta, szybko się na niego przedostałam i bezgłośnie przeszłam na sam tył przyczepy.
Strażnicy rozmawiali ze sobą o błahych sprawach i zabijali czas paląc papierosy oraz pociągając z piersiówek. Usiadłam i obserwowałam ich ruchy. Miałam nadzieję, że dostrzegę moment, kiedy nikogo nie będzie na tyłach i, że będę mogła szybko wślizgnąć się pod plandekę.
I stało się coś dziwnego, strażnicy, jeden po drugim, zarówno przy jednej jak u drugiej ciężarówce, osuwali się na ziemię i zaczynali chrapać.
Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić zobaczyłam, że z ciemności wyłania się sylwetka potężnego mężczyzny. To był Tymon.
Zeskoczyłam na ziemię i stanęłam przed nim.
Popatrzyliśmy na siebie wrogo, po czym on odezwał się pierwszy.
- Potem pogadamy, teraz zajrzyjmy, co jest w środku, ty tutaj, a ja zobaczę drugą.
Nie miałam wątpliwości, że to on uśpił strażników. Po pośpiechu wywnioskowałam, że to nie będzie długo trwało.
Odchyliłam plandekę i zajrzałam do środka.
Po bokach znajdowały się trzy szeregi piętrowych, dziecięcych łóżek, pośrodku położono dywan, stolik i 12 krzesełek. I nic więcej.
Zeskoczyłam na ziemię i podbiegłam do Tymona, okazało się, że u niego jest tak samo.
- Mówiłam, że coś tu śmierdzi, handel dziećmi – powiedziałam do niego.
- Owszem.
- Czemu o tym tak spokojnie mówisz?
- Bo to nic dziwnego. Te stąd będą oddane do Akademii Przysposobienia Obronnego albo wychowają ich na żołnierzy poszczególnych bossów.
- A dziewczynki?
- Kto by nie chciał mieć córki, przecież to inwestycja na przyszłość. Wiesz ile zapłaci za nią przyszły mąż?
Jak on mógł tak spokojnie o tym mówić.
- A te kobiety pod kopułą? Już wiem, co mi się nie podobało. One są tam tylko po to, żeby rodzić dzieci, które potem są im odbierane.
- Nie tragizuj, może same je sprzedają, bo chcą zarobić na lepszy byt rodziny – teoria Tymona w ogóle mi się nie podobała. Dlatego podparłam moje przemyślenia argumentem.
- Dawno temu żył niejaki Hitler i on też tworzył takie obozy dla kobiet, chciał stworzyć rasę nadludzi, może teraz, ktoś chce to powtórzyć?
- Daj spokój, nie da się z kilku porodów kobiet, zrobić armii – przekonywał.
- Sprawdzę to – chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię.
- Odpuść, bo i tak niczego nie zmienisz.
- Pewnie tak, ale i tak sprawdzę. Poza tym – strząsnęłam jego rękę – może dzięki temu zrezygnujesz ze zlecenia.
Tymon pokręcił głową i parsknął.
- Idealistka. Nie zrezygnuję z dwóch powodów. Pierwszy, już podpisałem dokumenty, drugi, tym dzieciom nie będzie się działa krzywda, nie idą na rzeź. W brew pozorom, mają szansę na lepsze życie.
- Raczej na szybszą śmierć – burknęłam.
- Bzdury – parsknął – sama dobrze wiesz, że nikogo tu życie nie rozpieszcza, że każdy oprócz tych za zielonymi kopułami nie ma szans na bezpieczeństwo. I to względne bezpieczeństwo, bo nawet oni muszą czasami wyjechać poza barierę. A te dzieciaki będą chociaż ubrane i najedzone.
- Tak, ale bez rodziny – wyrwało mi się.
Tymon chciał już coś na to odpowiedzieć, ale strażnicy zaczęli się budzić.
- Odpuść – syknął tylko i pociągnął mnie w ciemność.
- Sprawdzę to – odryknęłam i wyrwałam mu się.
Podbiegłam do rynny i już po chwili byłam na dachu i w końcu w swoim pokoju.
Położyłam się na łóżku i pomyślałam.
- Jedno dobre, że nie pogniewaliśmy się na śmierć i życie. Może jest jeszcze szansa dla tej miłości.
Zasnęłam.

Kolejny odcinek 13 kwietnia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"