Ciemne wieki - odc.18


Otworzyłam oczy i przez chwilę przyzwyczajałam wzrok do ciemności. Po ciele przeszedł mi dreszcz. Było mi zimno, a w powietrzu wyczuwałam zbyt dużo wilgoci. Znajdowałam się w więzieniu.
Próbowałam się poruszyć, stękałam przy tym, jak stara baba. Stwierdziłam kwaśno, że nie patyczkowali się ze mną i pewnie wlekli, jak worek ziemniaków. Chociaż worek ziemniaków pewnie zyskałby więcej szacunku, zwłaszcza, że o jedzenie było trudno.
Zaśmiałam się z moich jakże pokrętnych myśli.
Usiadłam. Na szczęście nie miałam nic złamanego, tylko mnie poturbowali.
- No pięknie – burknęłam – jak ja się stąd wykaraskam?
Ryszard Krwawe Oko na pewno zadbał o to, żebym nie miała takiej możliwości.
Dostrzegłam pod sufitem małe okno, oczywiście zakratowane, a nawet jeśliby takie nie było, to i tak bym się nie przecisnęła. Pozostało mi tylko spróbować się przedrzeć przez straże albo udać trupa.
Usłyszałam głosy, a potem zgrzytnął zamek w drzwiach.
Otworzyły się i do środka wpadło trzech uzbrojonych po zęby żołdaków.
Widać było, że nie chcą się do mnie zbliżać, bo przykleili się do przeciwległych ścian i tylko obserwowali mnie chmurnie znad wyciągniętymi w moją stronę karabinami. W drzwiach stanął ich dowódca, odważnie, z gołymi rękoma.
- Wyłaź mutancie – warknął.
Podniosłam się z twardej pryczy, a oni wstrzymali oddech.
Uśmiechnęłam się złośliwie. Bali się mnie.
- Nie rób głupstw mutancie – warknął na mnie dowódca i splunął mi pod nogi.
- Kazał pan wstać, to wstałam – odparłam.
- Nie bądź taka elokwentna – burknął – za mną.
Wyszłam za nim z celi, przed którą czekało jeszcze pięciu uzbrojonych facetów.
Uważałam na każdy krok i starałam się nie robić gwałtownych ruchów, ponieważ byli tak napięci i przestraszeni, że każdy z nich mógł wystrzelić w najmniej odpowiednim momencie. Nie żeby mnie to miało zabić, ale na pewno by mnie spowolniło.
Wyszłam na zewnątrz, wprost na oślepiające słońce. Najprawdopodobniej przespałam całą noc.
Rozejrzałam się ciekawie i stwierdziłam, że znajduję się w części przemysłowej Woli. Ryszard Krwawe Oko zaadaptował stare pofabryczne budynki i przerobił na swoje centrum dowodzenia.
Zaprowadzili mnie do jednego z magazynów, gdzie stał razem z kilkoma ludźmi nad jakimiś skrzyniami i o czymś żywo rozprawiał.
Zamilkł kiedy mnie zobaczył.
Skrzywiłam się. Nieźle mu pokancerowałam twarz. Niemal cała lewa strona wyglądała, jakby była zszyta z kilku luźnych kawałków skóry. Brak oka maskował okularami.
Zaciskał pięści i nie wiem, co go powstrzymywało od natychmiastowego zabicia mnie.
- Wpadłaś, jak dziecko – powiedział lekko sepleniąc.
- A może chciałam wpaść? – odparłam pytaniem.
Oberwałam pięścią w brzuch od najbliższego żołnierza. Skuliłam się, ale po chwili ponownie się wyprostowałam.
- Powinienem cię zabić – wyseplenił Ryszard Krwawe Oko.
- O nie, to ja powinnam cię zabić. Nie pamiętasz? Nie zapłaciłeś mi za zlecenie. Takie rzeczy nie uchodzą płazem.
Znowu oberwałam w brzuch, tym razem dwa razy i gdyby nie trzymający mnie pod ręce mężczyźni, pewnie bym zwaliła się na podłogę.
- Nie zabiję cię jednak – kontynuował Krwawe Oko – przynajmniej nie od razu.
Jesteś Łowcą i mutantem. Umiesz się bić i ja to wykorzystam. Ludzie będą mi płacić za to, żeby móc popatrzeć, jak masakrujesz innych. A kiedy już odzyskam całą kwotę, którą mi zrabowałaś, wtedy cię zabiję.
- No pięknie – mruknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś? – zapytał, a ja ponownie zwijałam się z bólu – a bo już myślałem, że chcesz coś powiedzieć – ciągnął niby lekkim tonem mężczyzna.
- Wieczorem będzie pierwsza walka – powiedział jeszcze i kazał mnie zabrać do celi.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz miałam zamiar wyrwać się i po prostu uciec. Płot otaczający posiadłość nie znajdował się szczególnie daleko i nie był wysoki, ale potem przypomniałam sobie, że boss ma moje dwie katany, musiałam je odebrać.
Wepchnęli mnie do celi i po chwili siedziałam sama w ciemnościach. Usiadłam na pryczy i zabrałam się do pracy.
Ignoranci nie przeszukali mnie wystarczająco dobrze, co prawda zabrali mi pasek i wszystko, co miałam w kieszeniach, ale nie sprawdzili stanika.
Zdjęłam go i wydłubałam drut.
Przyjrzałam się zamkowi w drzwiach i zaczęłam w nim gmerać. Nie był szczególnie skomplikowany, ale i tak zajęło mi trochę czasu zanim go otworzyłam.
Tak, jak się spodziewałam, nikt mnie nie pilnował.
Zamknęłam starannie drzwi i ruszyłam przed siebie. Szukałam dobrej kryjówki, w której będę mogła poczekać do wieczora i podczas zamieszania poszukać mojej broni, a potem uciec.
Kiedy tak się skradałam pod ścianami, nagle usłyszałam z jednej z odnóg korytarza kroki. Zamarłam i przygotowałam się do ataku. Osoba idąca w moją stronę zwolniła i zaczęła nasłuchiwać. Starałam się oddychać spokojnie, miarowo i przede wszystkim cicho.
- Słyszę, jak oddychasz – usłyszałam znajomy, poirytowany głos.
Z radości serce podskoczyło mi w piersi i wywróciło kozła.
Skręciłam za róg, uśmiechnęłam się szeroki i zatrzymałam się widząc wkurzonego Tymona.
- Nie ma co zwlekać, idziemy – burknął.
Uśmiech zszedł mi z twarzy.
- To tak się wita damę w opałach? – burknęłam, ale ruszyłam za nim.
- Po pierwsze nie jesteś damą, po drugie, widzę, że się wydostałaś z więzienia, więc nie jesteś w opałach.
- To co w takim razie tutaj robisz? – pytałam.
- Ratuję cię.
I weź tu go zrozum.
- Ryszard ma moje katany – powiedziałam.
- Nie ma – zapewnił mnie Tymon.
- Skąd wiesz?
- Bo ja je mam.
- Skąd?
- Możesz przestać pytać? Jeszcze stąd nie wyszliśmy.
Tymon podprowadził mnie do okna znajdującego się o dobre dwa metry nade mną. Było uchylone.
- Wskakuje – nadstawił złożone ręce. Podsadził mnie, a ja sięgnęłam ramy, podciągnęłam się i wyjrzałam na zewnątrz. Znajdowaliśmy się na tyłach budynku, za którym był jedynie płot. Ale trzeba było się jeszcze do niego dostać.
Usiadłam na parapecie i przekręciłam się na brzuch.
- Daj rękę, wciągnę się – powiedziałam, chociaż nie wiedziałam, czy dam radę utrzymać tak ciężkiego mężczyznę.
- Nie trzeba – Tymon wziął rozbieg i podskoczył, bez trudu złapał się krawędzi parapetu i po chwili siedział okrakiem obok mnie. Ja nadal zwisałam na brzuchu, do tego miałam mało inteligentną minę. Klepnął mnie w pupę i powiedział.
- Idziemy – i już był na ziemi.
Byłam czerwona ze złości. Co on sobie myślał, że może sobie mnie tak klepać, jak jakąś jałówkę?
- Skacz – popędzał mnie, a widząc moją wściekłą minę, dodał – tylko bez fochów, nie ma na nie czasu.
Skoczyłam wprost w jego ręce. Pocałował mnie krótko w usta i postawił na ziemi.
- Teraz płot.
- Ej! Wy! – usłyszeliśmy. Spojrzeliśmy na nadbiegających strażników. Nie czekaliśmy, aż do nas dobiegną. Tymon wybił się i pierwszy był na szczycie płotu, wyciągnął do mnie rękę, a ja podskoczyłam ile miałam sił w nogach i złapałam się jej. Szybko wspięłam się na szczyt. Po chwili byliśmy już na ulicy. Puściliśmy się biegiem wśród ruin i nie zwalnialiśmy, dobrze wiedząc, że zaraz zacznie się pościg.
Usłyszałam pisk opon i wrzaski.
- Tędy – wykrzyknął Tymon i pociągnął mnie w mały zaułek. Była to ślepa uliczka, zakończona płotem z desek. Przeskoczyliśmy go bez trudu i pędziliśmy dalej. Usłyszałam trzask drewna, to jeden z wozów Krwawego Oka  rozwalił płot. Posłali nam serię z karabinu, ale żadna z kul nas nie dosięgła. Tymon znowu wciągnął mnie w jakąś boczną uliczkę, tym razem tak wąską, że na pewno żaden ze ścigających nas samochodów tu nie wiedzie. Wbiegliśmy do walącej się kamienicy i popędziliśmy na dach. Nie był to najlepszy pomysł, ponieważ nie było tu zbyt wielu domów, a magazyny należały do Krwawego Oka. I właśnie w tym kierunku ciągnął mnie Tymon.
- Zwariowałeś? – wykrzyknęłam – wracamy?
- Zaufaj mi, dobrze?
I skoczył. Byłam mutantem i miałam swoje zdolności, ale to co on robił, nawet mnie się nie mieściło w głowie. Przeleciał, jak piórko nad ulicą i znalazł się na dachu kolejnej rozpadającej się kamienicy.
- Skacz – wykrzyknął.
- Oszalałeś? Ja nie mam takiego wyskoku, jak ty!
- Złapię cię, tylko skocz, jak najdalej.
Chyba zwariowałam – pomyślałam tylko. Wzięłam rozbieg i z całych sił wybiłam się w powietrze. Doleciałam do połowy dystansu i zaczęłam spadać. Tylko dobre wyszkolenie nie pozwalało mi wrzeszczeć na całe gardło. Nagle coś objęło mnie w pasie i szarpnęło do góry. Wyleciałam w powietrze ponad budynek i ponownie wpadłam w ręce Tymona. Przeturlaliśmy się po dachu.
- Co to było? – charczałam, ponieważ uderzenie o dach pozbawiło mnie na chwilę tchu.
- Moja tajna broń – mruknął mi w ucho Tymon i szarpnął.
Stanęłam na chwiejnych nogach i spojrzałam w tył. Uklękłam, nie wierzyłam, że przeskoczyłam taką odległość.
- Damo w opałach, nie mdlej mi tu. To jeszcze nie koniec pościgu.
Zobaczyłam, że pogoń była blisko. Mężczyźni ustawiali się na krawędzi i byli gotowi do strzału.
Pobiegłam za Tymonem przez dach magazynu. Usłyszałam za sobą krzyk mężczyzny.
- Nie strzelać durnie, to magazyn broni.
Kątem oka widziałam, jak Tymon się uśmiecha. To był jego plan.
- Co teraz? – wydyszałam.
- Teraz znowu skaczemy na ulicę.
Nie miał litości dla moich stawów. On wylądował, jak sprężyna, a ja jak worek śmieci. Stęknęłam.
Tymon podbiegł, do zaparkowanego motoru. Obok niego stało dwóch młodych chłopaków. Mężczyzna dał im jakieś pieniądze, potem usiadł na maszynie i powiedział.
- Wskakuj.
Nie musiał mi dwa razy powtarzać.
Ruszyliśmy z kopyta, a raczej z koni mechanicznych i po chwili już nas nie było. Objęłam go mocno i przycisnęłam głowę, do jego pleców. Czułam, że mogłabym z nim jechać gdziekolwiek by chciał.

Mój błogostan nie trwał długo, ponieważ zawiózł mnie do mojego Łazika i powiedział.
- Radzę ci się tutaj zabunkrować na kilka dni – po czym zawrócił i odjechał.
Bez słowa pożegnania, bez żadnego pocałunku. Nie czekał nawet na moje podziękowania. Najpierw wkurzyłam się i miałam zamiar od razu ruszyć w drogę, ale potem stwierdziłam, że tym razem go posłucham.
Pod plandeką byłam bezpieczna, nikt przecież nie będzie przeszukiwał sterty gruzów, na opuszczonym lotnisku.
Weszłam pod płachtę i od razu przeszła mi złość. Tymon zostawił mi wałówkę i kopertę, w której był list. Umościłam się na łóżku i sięgnęłam po piwo.
Z drżeniem serca otworzyłam kopertę. Zdziwiłam się, ponieważ wyciągnęłam moją kartkę z zapiskiem „Dlaczego nie chcesz mojego serca!”
Pod spodem Tymon dopisał.
„Ależ bardzo chcę, tylko ty mi nie chcesz go dać.”
Położyłam się na łóżku i westchnęłam. Napisał to, co chciałam usłyszeć. Szkoda, że napisał, a nie powiedział.
- Nie bądź taka mądra – zganiłam samą siebie – sama też nie umiesz z nim rozmawiać.
Zajrzałam do koperty, była tam jeszcze jedna kartka, tym razem zapisana tylko przez Tymona.
„Doroto, żarty się skończyły. Dlatego razem z Markiem i Marią postanowiliśmy uratować twój piękny tyłek. I nie interesuje mnie, czy ci się to podoba czy nie. Jak ci zapewne powiedziałem, twoja cenna broń znajduje się u Marka i Marii, ale nie jedź do biblioteki, nie ma tam nikogo. Zwinęliśmy manatki i przenosimy się na jakiś czas gdzie indziej. Wszyscy spotkamy się w Malborku „Pod Krzyżackim Mieczem” najpóźniej do 30 lipca. Nie daj się złapać i przyjeżdżaj.”
- A to drań – warknęłam. Normalnie zignorowałabym ten pomysł i poszła swoją ścieżką, ale on oddał moją broń zakochanej parze i wiedział, że po nią przyjadę. A tam tak mi nakładą do głowy, że nie będę mogła się wykręcić i będę musiała z nimi pojechać.
Usłyszałam jakieś głosy. Spojrzałam w okno. Ukryta pod plandeką miałam doskonały widok na to, co się wokół mnie dzieje. Tropiciele Ryszarda Krwawego Oka zatrzymali samochód nieopodal mojego Łazika i wyszli na zewnątrz. Podeszli bardzo blisko mnie.
- Tutaj się zatrzymali – mówił jeden.
- Zsiedli z motoru i przez chwilę się tutaj kręcili, a potem znowu odjechali – mówił drugi. Przykucnął i badał ślady.
- Ona stała przodem do tej sterty gruzu…
Cicho przeszłam na przód i usiadłam za kierownicą. Byliśmy lekkomyślni i zostawiliśmy mnóstwo śladów. Jeżeli któryś z tych facetów spróbuje oprzeć się o te „cegły”, to będzie po kamuflażu.
- Ale po co?
- Może się pokłócili? – odezwał się drugi.
- Ślady opon ciągną się dalej – dodał trzeci – ciężkie, jakby jednak odjechali we dwoje.
Wrócili do samochodu i odjechali. Odetchnęłam. Tymon był cięższy niż normalny mężczyzna, tylko temu zawdzięczała swoje ocalenie. Inaczej, jak nic  któryś by szukał dalszych śladów.
-------------------------------------------------------------------------------------------------

kolejny odcinek 02 maja

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"