Podróże małe i duże – Kalisz, Konin i Licheń
Czy
wiedzieliście, że z Warszawy do Kalisza jedzie się niecałe 3 godziny?
Ja
już wiem, wiem również, że nadal nie lubię autostrad.
Wolę
jeździć bokami, tak zwanymi przeze mnie, trasami widokowymi.
Bo,
co jest ciekawego na autostradzie, ekrany, pędzące samochody, bramki płatnicze.
(Informacja dla tych, którzy planują się tam wybrać: w obie strony zapłacicie
ok. 20 złotych).
Mój
kochany samochód nawet dawał sobie radę, ale zdecydowanie nie jest stworzony do
szybkiej jazdy. Za to do straszenia innych kierowców, jest doskonały, zwłaszcza
kiedy nie wiesz, gdzie jechać i zatrzymujesz się na środku skrzyżowania. Małego
i wsiowego skrzyżowania, ale jak zwykle, jakiś samochód musiał się właśnie
napatoczyć.
W
zasadzie to jechaliśmy (miałam towarzystwo) tylko do Kalisza, ale kiedy okazało
się, że o 13 00 nie mamy już co tam robić, postanowiliśmy zjeść obiad w Koninie
i pójść na mszę w Licheniu.
Od
Kalisza do Lichenia jest ok. 1 godziny drogi.
Dlaczego
Kalisz?
Z
trzech powodów.
Pierwszy.
W Polsce wciąż słyszy się o zwiedzaniu Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Gdańska
i zapomina się, że mniejsze miejscowości mają podobną, jak nie lepszą i dłuższą
historię niż one. Że często traktujemy małe miejscowości po macoszemu, z góry
uznając, że nic się tam nie dzieje, co jest wielką nieprawdą, bo np. trafiliśmy
tam na happening z okazji Dnia osób z zespołem Downa. Na rynku byli kuglarze i
stare samochody i przemawiały „bardzo ważne osoby.”
Drugi.
Nasłuchałam się o Kaliszu w radio i chciałam zobaczyć na własne oczy
miejscowość, która pamięta jeszcze czasy sprzed ery Piastów, a nawet Słowian.
Wiecie,
że to jest jedna z najstarszych miejscowości w Polsce? Ponoć już w VI wieku istniała tam osada otwarta, a pierwszy gród
wybudowano w drugiej połowie IX wieku, a prawa miejskie otrzymał w XIII wieku.
I gdzie się tam człowiek nie obejrzy, tam widzi zabytek.
Trzeci.
Jest to jedyne w Europie i drugie na świecie Sanktuarium św. Józefa. A że
ostatnio ten święty, co chwilę pojawia mi się w życiorysie, to postanowiłam (z
towarzystwem) go odwiedzić.
I
oczywiście, jak zwykle wybrałam najlepszą datę z możliwych. Rok jubileuszowy,
sobota, kościół nabity po brzegi, bo z okazji tej okazji, przyjechały autokary
na kolejną uroczystą mszę.
Przyjechaliśmy
trochę wcześniej, ale we wnętrzu kościoła ksiądz już opowiadał historię tego
miejsca, więc modlitwa była dla mnie dosyć ciężka, bo z jednej strony chciałam
się skupić, a z drugiej, moje ucho historyka, chciało słuchać opowieści.
Poniżej
daję kilka zdjęć. Niestety, z powodu tłumu i ogólnego podenerwowania, nie
zrobiłam osobistego zdjęcia obrazu Świętej Rodziny, więc musi Wam wystarczyć
nie moje, a internetowe. Samego kościoła, też nie dało się za bardzo zwiedzić,
bo bardzo szybko wypełniał się ludźmi.
Drzwi z 1790 rokuSanktuarium Św. Józefa w Kaliszu
Pożyczone z internetu -http://www.swietarodzina.org/n1/index.php/menu/aktualnosci/133-wyjazd-do-sw-jozefa-w-kaliszu-3-4-wrzesnia-2016
Mnie
osobiście Kalisz oszołomił. Piękne zabytkowe kamienice, ładnie wybrukowany
rynek, odnowiony ratusz, no i moje ukochane gotyckie świątynie.
Do
tego kawiarnie, kawiarenki, sklepy i sklepiki z różnymi różnościami, aż się
chciało do nich wejść. Dawno mi się nie zdarzyło, żebym z takim
zainteresowaniem oglądała wystawy. Cudownie.
Wiedzieliście?
Spójrzcie na przepiękne sklepienie w tej gotyckiej katedrze. Cudowne. Wprost nie można było oderwać oczu:)
Tak, to ja.
Na
rynku znajduje się również otwarty wykop archeologiczny - studnia z przed kilku
wieków. Ciekawe jest, że podczas trwania wykopalisk (oczywiście na większym
terenie, niż to na zdjęciu), znaleziono monety z czasów Kazimierza Wielkiego, a
także z czasów Jagiellonów. Niestety teren jest otoczony drucianym płotem, a ja
nie jestem zbyt wysoka, więc nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia, bez tej
poprzecznej belki.
Jaki
jest minus miasta? Taki, jak każdego, samochody są zaparkowane wszędzie, gdzie
się da, przez co nie można do końca poczuć atmosfery tego miejsca. Na pewno
jeszcze tam wrócę, ale tylko tam, żeby mieć cały dzień na chodzenie po
uliczkach i spokojne oglądanie historii na żywo.
O
13 00 postanowiliśmy zjeść obiad w Koninie.
O jego Starym Mieście mogę powiedzieć tylko tyle - Kto pozwolił na to,
żeby na rynku parkowały samochody (z moim na czele)? W Internecie możecie
zobaczyć, bardzo ładne zdjęcia z tego placu, a spójrzcie sobie na moje,
samochód na samochodzie.
Obiad zjedliśmy w Pizzerii „Tutti Santi”,
którą polecam, bo wszystko co dostaliśmy, było bardzo dobre.
Niezła rzeźba, prawda:)Jedzenie w Tutti Santi
Rynek zawalony samochodami:(
No
i na deser pojechaliśmy do Lichenia.
Już
od jakiegoś czasu chciałam wybrać się do tego sanktuarium, zwłaszcza, że
znajomi mówili mi o ogromie tej budowli.
Rzeczywiście,
robi takie wrażenie, że aż mi szczęka opadła.
Ale
nie byłabym sobą, gdybym jej na swój sposób nie oceniła.
Sanktuarium
jest ogromne. Może też dlatego, że stoi w szczerym polu i nie ma, co do
rozmachu i wielkości, żadnych konkurentów.
Pierwsza
moja myśl, która określiła budynek, poza ŁAŁ, była – To takie niepolskie. Złota
kopuła, jasna cegła, ogrody, wszystko to sprawiało wrażenie, jakbym przeniosła
się do Włoch. Z drugiej strony, w tej bardzo niepolskiej scenerii, jest bardzo
dużo patriotycznych symboli i odniesień do naszej historii.
Orły
na gzymsach, ławki z rzeźbieniami w kształcie skrzydeł husarii, miecze
grunwaldzkie. Galeria męczenników z II wojny światowej zrobionych z różańców,
no i mozaika na podłodze w kształcie mapy Polski z zaznaczonymi najważniejszymi
świątyniami w Polsce. Dodatkowo, na ścianie za ołtarzem, wokół obrazu Jezusa
Ukrzyżowanego wyryte zostały słowa „Bogurodzicy.”
I
znowu nie mogłam się skupić na modlitwie, gdyż wielkość i przestrzeń wnętrza
spowodowała, że rozdziawiłam buzię i kręciłam głową we wszystkie strony,
próbując ogarnąć to wzrokiem.
Oprócz
głównej nawy kościoła, po bokach i na parterze znajdują się kaplice i
pomieszczenia z konfesjonałami. Świątynia ma bardzo dużo okien witrażami, co
powoduje, że wnętrze jest bardzo jasne i nie trzeba zbyt dużo dodatkowego
oświetlenia, żeby móc wszystko zobaczyć. Prawdopodobnie w środku dnia w ogóle
nie trzeba włączać światła. My byliśmy w pochmurny dzień i w okolicach 16 00,
więc kilka żyrandoli i lamp się świeciło.
W
ogóle, to mieliśmy szczęście, gdyż nie było praktycznie pielgrzymów. Oprócz
naszej piątki w okolicy kręciło się może jeszcze dodatkowe 5-7 osób. I to było
pięknym prezentem od Matki Bożej, bo mogliśmy cieszyć się niezmąconą ciszą i
bez pośpiechu i żadnego zdenerwowania, zwiedzać i zająć miejsca w ławce, tuż u
stóp ołtarza.
Także
pamiętajcie, jeżeli chcecie zwiedzić to miejsce, kiedy nie ma tłoku, to ostatnia
sobota Wielkiego Postu, jest świetnym terminem. Tylko ubierzcie się ciepło, bo
kościół jest nie ogrzewany.
Poniższe
zdjęcia nie oddają wielkości, to trzeba zobaczyć na własne oczy.
Te ciemne kropki na początku ławek, to ludzie:)
I
jeszcze dwa słowa o dojeździe do tego Sanktuarium. Jedzie się tam po takich
dziurach w jezdni i przez tak małe miejscowości, że nawet miałam wrażenie, że
zabłądziłam, a potem jest Licheń. No… i tyle.























Szkoda, że z Krakowa w te miejsca daleko
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
To fakt. Warszawa jest w Centrum i niemal wszędzie można pojechać na jeden dzień i wrócić. Ale może czasami warto zrobić sobie dwudniowy wyjazd? Nocować w domach pielgrzyma. Poza sezonem pielgrzymkowym nie powinno być tłoku:)
OdpowiedzUsuńPopatrzyłam na mapę. Nie jest tak źle 4 godziny jazdy do Kalisza, 5 do Lichenia. Można się skusić:)
OdpowiedzUsuń