Czuję się jak bohaterka filmów o fajtłapach
I
to dosłownie.
Zapewnie
oglądaliście komedie, w których bohaterowie należeli do kategorii pechowców,
którym wciąż się coś przez przypadek przydarzało, wypadało z rąk, padali
plackiem przed wrednymi ludźmi itd.
W
ten weekend byłam właśnie taką bohaterką. O dziwo przed nikim nie padłam
plackiem, ale poślizgnięcie w wannie chyba można do tego zaliczyć.
Zaczęło
się od zbicia butelki z Amolem. Oczywiście wyjmowałam coś z szafki,
jednocześnie potrącając flakonik z ziołami. Najpierw odbił się od blatu i już
myślałam, że na tym się skończy, więc nawet nie próbowałam go łapać. Tymczasem
on zleciał na podłogę i rozbił się w drobny mak. Możecie sobie tylko wyobrazić,
jaki mam nieziemski zapach w mieszkaniu. Potem, nie wiem jakim cudem, ale
wywaliłam z lodówki pojemnik ze śmietaną, mimo, że stał w miarę głęboko.
Później pojechałam na cmentarz podlać kwiatki na grobie mojej mamy i oczywiście
zapomniałam konewki, ale od czego ma się duże znicze, jeden się nadal.
Dzisiaj
do wieczora niby nic się nie wydarzyło, ale w ciągu godziny nadrobiłam
zaległości. Najpierw zepsułam plastikowy pojemnik łamiąc go na kilka części.
Być może dlatego, że był wyjęty wprost z zamrażarki. A że byłam głodna, to się spieszyłam i masz babo
placek. Potem dla odmiany poparzyłam palec o rozgrzaną kratkę w piekarniku.
Kiedy już się z tym uporałam, poszłam pod prysznic i poślizgnęłam się w wannie.
Przywaliłam piętą w odpływ i już myślałam, że go wyrwałam, ale na szczęście
wytrzymał. Na koniec, kiedy zakładałam piżamę zwaliłam sobie kosmetyki z półki,
cud, że nic nie wpadło do toalety, (kiedyś wpadł mi telefon).
Po
tych przygodach stwierdziłam, że wszystko to wygląda, jak w kiepskiej komedii,
tylko brak księcia z bajki, który by mnie z tej opresji uratował.
Ale
kto wie, może jakiś hydraulik zapuka. A już najprędzej gospodyni domu i to o 7
00 rano, bo to najlepsza pora żeby załatwiać sprawy spółdzielni mieszkaniowej.
No i tyle. Idę spać zanim jeszcze coś rozwalę.
Ps. Właśnie chciałam iść się drugi raz umyć. Jestem najlepsza:)
Pechowcem byłam za szkolnych lat. Teraz na szczęście już w o wiele mniejszym stopniu. Raz w szkole podstawowej, podczas w-f-u na korytarzu, tak wysoko podrzuciłam piłkę, że rozbiła się lampa, co zapoczątkowało awarię elektrycznosci i w całej szkole na jakiś czas zabrakło prądu :) A w liceum kiedyś podczas wycieczki, wywaliłam się na schodach w jednej z lubelskich pizzerii, gruchnęłam na podłogę i zrobiłam z siebie widowisko, bo wysypala mi się prawie cała zawartość torebki :)
OdpowiedzUsuńczytelniczka 85
Chmmm, jesteś lepsza ode mnie:)
OdpowiedzUsuń