Niezbyt mądre przemyślenia alergika
Aktualnie umieram na katar.
Moja agonia trwa już od powrotu z nad morza, a dokładniej mówiąc, odkąd pociąg wjechał na Mazowsze, ja zaczęłam kichać, smarkać i końca nie widać. Od ponad pięciu tygodni mój organizm walczy z alergią, która bimba sobie na to, czy biorę leki czy nie. Miałam tylko kilka chwil wytchnienia, ot, spadł deszcz i lekko mi się polepszyło. Ale ogólnie, tragedia trwa, a ja dorabiam przemysł chusteczkowy. Może dostanę od nich jakiś medal z ziemniaka, za to, że jestem klientką roku.
Mój bój przegrywam i czuję się rozłożona na łopatki, do tego na każdymi niemal rogu czyhają na mnie pułapki. Na przykład, wydaje mi się, że kupiłam bezwonne chusteczki, a one okazują się cudownie aloesowe. O zapachach w autobusie już nie będę pisać, bo dość było o tym. Ale przez to, że nieprzerwanie czuję za dużo, mam przemyślenie o tym, że może ja mam jakiegoś guza w mózgu. Gdzieś wyczytałam, że jak się takiego ma i on rośnie, to wzrasta też intensywność odczuwania zapachów. Ech...
Dodatkowo znowu uaktywniła mi się pokarmówka. Z uporem uznaję, że winę za moje swędzenie ponosi ogórek. Na pewno nie orzech włoski. Chociaż, ja potrafię się dobrze nakręcić i z nerwów myśleć, że mi gardło puchnie i że nie mam czym oddychać. A potem mówię sobie.
- Prrr, szalona, wszystko jest ok. To nie orzech, to ogórek, a raczej chemia, którą został posypany.
A z takich najmniej mądrych myśli, to dzisiaj wygłosiłam w pracy do koleżanek takie oto zdanie:
- Gdyby tłuszcz wylatywał mi w takim tempie jak smarki z nosa, to był była kościotrupem.
Wiem, zaliczyłam dno i dziesięć metrów mułu, ale ja po prostu jestem zmęczona i mam dość tej choroby. Ja nie mogę normalnie prowadzić lekcji. Dzisiaj zużyłam trzy paczki chusteczek.
Nie wiem, po co ja Wam to piszę, ale chyba muszę się po prostu pożalić.
Bo przecież katar to nic takiego... no może, ale ja końca nie widzę.
Moja agonia trwa już od powrotu z nad morza, a dokładniej mówiąc, odkąd pociąg wjechał na Mazowsze, ja zaczęłam kichać, smarkać i końca nie widać. Od ponad pięciu tygodni mój organizm walczy z alergią, która bimba sobie na to, czy biorę leki czy nie. Miałam tylko kilka chwil wytchnienia, ot, spadł deszcz i lekko mi się polepszyło. Ale ogólnie, tragedia trwa, a ja dorabiam przemysł chusteczkowy. Może dostanę od nich jakiś medal z ziemniaka, za to, że jestem klientką roku.
Mój bój przegrywam i czuję się rozłożona na łopatki, do tego na każdymi niemal rogu czyhają na mnie pułapki. Na przykład, wydaje mi się, że kupiłam bezwonne chusteczki, a one okazują się cudownie aloesowe. O zapachach w autobusie już nie będę pisać, bo dość było o tym. Ale przez to, że nieprzerwanie czuję za dużo, mam przemyślenie o tym, że może ja mam jakiegoś guza w mózgu. Gdzieś wyczytałam, że jak się takiego ma i on rośnie, to wzrasta też intensywność odczuwania zapachów. Ech...
Dodatkowo znowu uaktywniła mi się pokarmówka. Z uporem uznaję, że winę za moje swędzenie ponosi ogórek. Na pewno nie orzech włoski. Chociaż, ja potrafię się dobrze nakręcić i z nerwów myśleć, że mi gardło puchnie i że nie mam czym oddychać. A potem mówię sobie.
- Prrr, szalona, wszystko jest ok. To nie orzech, to ogórek, a raczej chemia, którą został posypany.
A z takich najmniej mądrych myśli, to dzisiaj wygłosiłam w pracy do koleżanek takie oto zdanie:
- Gdyby tłuszcz wylatywał mi w takim tempie jak smarki z nosa, to był była kościotrupem.
Wiem, zaliczyłam dno i dziesięć metrów mułu, ale ja po prostu jestem zmęczona i mam dość tej choroby. Ja nie mogę normalnie prowadzić lekcji. Dzisiaj zużyłam trzy paczki chusteczek.
Nie wiem, po co ja Wam to piszę, ale chyba muszę się po prostu pożalić.
Bo przecież katar to nic takiego... no może, ale ja końca nie widzę.
Ciężki jest los alergika
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Prawda to. Na szczęście w Warszawie spadł deszcz i dzięki temu mam chwilę wytchnienia;)
OdpowiedzUsuń