Pierwszy dzień szkoły
„Ćwierkają wróbelki od samego
rana,
Ćwir, ćwir, dokąd idziesz
Marysiu kochana?
Ćwir, ćwir, dokąd idziesz
Marysiu kochana?
A Marysia na to, śmiejąc się
wesoło,
Szkolny rok się zaczął, więc
idę do szkoły,
Szkolny rok się zaczął, więc
idę do szkoły.”
Dzień rozpoczęcia roku
szkolnego, nie jest trudny, bo krótki, ale już kolejny…
Ech…
Same wesołe, powakacyjne
Marysie, które należy okiełznać.
Ale tak serio…
No może pół żartem, pół
serio.
Pierwszy dzień dla
pierwszaków, to wielkie wydarzenie, dla tych, co już trochę poznali szkołę,
zmiana trybu dnia i szybkie przystosowanie, a jak to wygląda od strony
nauczycieli?
Może Was to zdziwi, ale zanim
pójdę na swoją pierwszą lekcję z nową klasą, odczuwam coś na kształt tremy,
która znika bezpowrotnie po pierwszych zdaniach. Ale jest. Jest też ciekawość,
jacy ci moi nowi podopieczni będą.
Natomiast, w klasach, które
znam, muszę zmierzyć się z niezmiennym:
- Gdzie pani była na
wakacjach? Może się jeszcze raz zapoznamy?
A mój dzisiejszy dzień szkoły
wyglądał tak.
- Wpadłam o 7 40 do budynku i
od razu popędziłam na dyżur. Herbatę zrobiłam sobie dopiero po 9 30, podczas
okienka, które spędziłam w sekretariacie, pracując w komisji rekrutacyjnej. Potem
wróciłam na lekcję i przez wszystkie godziny nadwyrężałam gardło, ponieważ
pracując w Centrum Warszawy, nie tylko „przekrzykuje” się uczniów, ale i całą
Aleję Jana Pawła II, a więc, samochody, tramwaje, karetki i motory. Jeden,
wielki huk. A, że jest jeszcze ciepło, to okna są pootwierane i nijak, nie da
się, żeby było ciszej. To znaczy, da się, ale wtedy wszystkim grozi ukiszenie
się we własnym sosie.
Na przedostatniej lekcji,
czułam, że mnie drapie w gardle, a kiedy wyszłam z pracy, miałam wrażenie (w
zasadzie, cały czas mam), że mam na
krtani żywe rany. Dodatkowo zostałam „zaatakowana” przez uczennice chmurą perfum, co jeszcze
bardziej podrażniło mi krtań, ale i gardło.
Oprócz tego, przez cały dzień
usiłowałam się rozpakować (zmieniłam salę), ale mi nie wyszło i nadal nie mogę
znaleźć koszyków na długopisy. A na sam koniec, po raz trzeci (w ciągu dwóch
tygodni)zmieniłam ustawienie mojego biurka w sali. Tak szczerze mówiąc, to
wróciłam do wersji, którą wcześniej miała moja koleżanka. I po co było zmieniać?
Drugą herbatę zrobiłam sobie
o 14 15.
A najgorsze, że 4 razy w
tygodniu mam na 8 00 rano. A wiecie, że ja nie znoszę wstawać o świcie. Będę
dzielna, dam radę. Idę spać.
Prawda, że mój pierwszy dzień
w szkole jest równie fascynujący, co siedmiolatka?
Komentarze
Prześlij komentarz