Opowiadanie -Świadek koronny - odc.1



Gośka wyszła z pracy o 16 00 i od razu udała się do podziemnego garażu po samochód. Chciała, jak najszybciej dotrzeć do domu i położyć się w ciepłym łóżku, żeby wygrzać zaziębienie.
Czuła, że jeśli tego nie zrobi, to zwykły ból gardła przerodzi się w zapalenie oskrzeli. Było jej słabo, kręciło jej się w głowie, więc szła w ślimaczym tempie i co raz przystawała, żeby wydmuchać nos. Była tak zmęczona, że w pierwszej chwili nie zauważyła, że weszła tam, gdzie nie powinna. 
To była część garażowa dla szefów i prezesów firm, mających swoje siedziby w tym biurowcu. Ona była zwykłym urzędnikiem działu planowania przestrzennego, więc jej samochód stał stłoczony razem z setką innych pojazdów w drugim końcu podziemi.
- Cholera - powiedziała brzydko i już chciała zawrócić, kiedy drzwi wejścia ewakuacyjnego otworzyły się gwałtownie i trzasnęły o ścianę. Wybiegł z niego facet uzbrojony w pistolet. Strzelił do wnętrza klatki schodowej i ruszył w  kierunku Gośki. Ta stała, jak wryta, nie mogąc się ruszyć. Mężczyzna był wysoki i potężnie zbudowany. Twarz wykrzywiała mu wściekłość. Zobaczył ją  i wrzasnął.
- Padnij kretynko.
Ale Gośka nie posłuchała. Stała skamieniała i nie była w stanie się ruszać.
W tym samym momencie z klatki schodowej wypadły dwie kolejne osoby i oddały strzały w stronę mężczyzny. Dodatkowo ze stojących nieopodal samochodów wysiedli następni faceci i rozpoczęła się chaotyczna strzelanina. 
Wielkolud wpadł na nią, zwalił ją z nóg i przygniótł do ziemi.  
- Idiotka - wrzasnął - życie ci niemiłe?
Nic nie odpowiedziała, bo przez jego ciężar nie mogła złapać tchu.
Zrobiło się cicho. Koleś uniósł się lekko na rękach i zlustrował sytuację. Potem spojrzał na nią i warknął.
- Zjeżdżaj i ani słówkiem nie piśnij. Bo jak nie, to… - pogroził jej palcem.
Gośka przełknęła głośno ślinę i przytaknęła.
Została siłą postawiona  na nogi.
- Już cię tu nie ma – warknął i szturchnął ją w bok.
Zanim odeszła, zdążyła jeszcze zauważyć, że trzy osoby leżały w kałuży krwi, a pozostali przy życiu ludzie, wrzeszczeli na siebie. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Jak najciszej odeszła miejsca zbrodni.
Kiedy wsiadła do swojego samochodu i poczuła, że adrenalina przestała buzować jej w żyłach, osunęła się na siedzenie pasażera i długo leżała nie mogąc się ruszyć.

Kilka dni później została wezwana na komendę policji. Kamery zainstalowane w garażu nie pozostawiały wątpliwości. Gośka była świadkiem porachunków gangsterów i jako jedyna mogła pomóc w ich ujęciu.
Pamiętała groźbę mężczyzny i na początku nie chciała z nimi współpracować. W końcu przyznała się, do tego, że jeden z gangsterów zagroził jej, jeśli cokolwiek im opowie. Policjanci pokiwali ze zrozumieniem głową i przedstawili jej program świadka koronnego.

Stała za lustrem weneckim i przyglądała się rzędowi mężczyzn. Od razu rozpoznała tego, który powalił ją na ziemię oraz jeszcze dwóch, którzy do niego strzelali.  A potem był proces i stało się. Miała opuścić wszystko, co było jej znane i kochane i zacząć nowe życie.


Rozdział 1
Siedziała w jednym z gabinetów w budynku policji i czekała na spotkanie z osobami, które pokierują jej dalszym losem. Pokój był zawalony papierami i jedynie stół, przy którym siedziała był czysty. Stał na nim kubek z parującą herbatą. Nie ruszyła go jednak, zbyt zdenerwowana sytuacją. 
Od czasu strzelaniny miała problem z apetytem. Schudła dziesięć kilo w ciągu miesiąca  i wyglądała, jak chodzący trup. Lekarze, którzy pomagali jej poradzić sobie z tą sytuacją pocieszali ją, że jak tylko zadomowi się w nowym miejscu, to wszystko wróci do normy. 
Gosia jednak na razie w to nie wierzyła.
Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Jeden starszy i gruby, drugi młodszy, ale blisko czterdziestki. Obaj poważni i zamyśleni.
Grubszy trzymał teczkę wypchaną papierami. Młodszy stanął pod ścianą. Starszy usiadł naprzeciw niej i powiedział.
- Nie będę robił długich wstępów. Plan jest taki. Mamy dwóch świadków koronnych, panią i mężczyznę. Zaraz tu przyjdzie i wtedy omówimy szczegóły.

Marek szedł raźnym krokiem przez komisariat. Pierwszy raz w życiu bez kajdanek. Co prawda towarzyszyło mu dwóch mundurowych, ale to mu nie przeszkadzało. Miał dostać nową tożsamość, nowe miejsce zamieszkania, z którego i tak miał zamiar nawiać. I policji i wrogom. Wszystkim. Zaproponowano mu bycie świadkiem koronnym, a on z tego skorzystał. Nie miał zamiaru tkwić przez dwadzieścia lat za kratkami. A wszystko przez tę babę, która go wsypała. Jakby mógł ją dorwać, to by jej…! Nie zdążył dokończyć myśli, ponieważ wszedł do pokoju, w którym czekało na niego dwóch facetów i..., zacisnął pięści.
Ta baba!
Ona, na jego widok zbladła i już zaczęła unosić się z krzesła, ale grubas, który przy niej siedział, powstrzymał ją przed ucieczką.
- Spokojnie, on również jest świadkiem koronnym.
- Strzelał do ludzi - powiedziała słabo.
- Do ciebie nie strzelałem - burknął Marek i usiadł naprzeciw niej- raczej uratowałem ci tyłek, a ty i tak mnie wydałaś.
- Proszę bez osobistych wycieczek – upomniał go starszy policjant.
Gośka odwróciła głowę, żeby na niego nie patrzeć. Za to mężczyzna przyglądał się jej bez krępacji, a nawet z lekkim obrzydzeniem na twarzy. Była w jego standardach za chuda, za koścista, za płaska, za szara. Nie podobała mu się. Twarz niby miała ładną, ale bez życia. Oczy może i były orzechowe, ale nie chciały na niego patrzeć. Co do włosów, trudno było mu się zdecydować. Wolał blondynki i rude, a jej były kruczoczarne. 
- Przejdźmy do konkretów - odezwał się starszy z policjantów, przerywając ciszę - zostaniecie małżeństwem.
- Co?! - wykrzyknął Marek.
- Nigdy w życiu - wykrzyknęła Gośka.
Policjant popatrzył na nich surowo.
- To nie randka w ciemno - warknął - to sprawa życia i śmierci. Waszego życia. A naszym zadaniem jest zapewnić wam, jak największe bezpieczeństwo. Zrobimy z was małżeństwo. I będziecie musieli się tak zachowywać - spojrzał na Marka - żadnych panienek, żadnych skandali, żadnych bójek. Będziesz przykładnym mężem - Marek skrzywił się niezadowolony, ale policjant zwrócił się już do Gośki.
- Żadnej urazy czy niechęci. Przynajmniej publicznie.
Na chwilę zaległa cisza.
- Poproszę o osobną sypialnię - powiedziała Gośka stanowczo.
- No co ty- zadrwił Marek - przecież będziemy małżeństwem.
- Tylko na papierze, ja ci w kościele wierności nie przysięgałam.
- Widzę, że pierwszą kłótnię małżeńską macie już za sobą - wtrącił policjant - ale pani Małgorzata ma rację. Nie musicie razem sypiać, jadać czy rozmawiać, ale tylko w domu. Na zewnątrz macie być kochającym się małżeństwem z trzyletnim stażem.
Podał im dokumenty.  Zaczęli czytać.
Alice Wermon lat 28 - Gośka uniosła głowę i powiedziała.
- Postarzyliście mnie o dwa lata.
- Mnie też - dodał Marek - według nowych dokumentów mam 30 dychy.
- Żadna różnica - powiedział policjant - nikt nie zauważy. Jak państwo widzą, będą mieszkać w Kanadzie. W małej mieścinie liczącej ok. tysiąca osób. Pani będzie pracować w domu kultury, z dziećmi i młodzieżą.
- Jako kto? - zapytała.
- Jako pani od zajęć muzycznych. Wzięliśmy pod uwagę pani wykształcenie i zainteresowania.
- Ale ja dawno nie grałam. Nie pracuję w zawodzie – broniła się kobieta.
- Będzie pani miała czas na odświeżenie umiejętności.
- A czy moje preferencje wzięto pod uwagę? - burknął Marek.
Na to odezwał się policjant stojący pod ścianą.
- W mieście nie ma żadnych kasyn ani domów publicznych, za to będę ja. Twój anioł stróż.
- Jak to? - zdziwił się Marek.
- Pani Małgorzata jest wolna i niewinna, ty nie. Będę twoim nadzorcą. Wywiniesz numer i idziesz za kratki.
- Przecież poszedłem wam na rękę! - wykrzyknął Marek.
- Owszem, ale to jeszcze nie znaczy, że zaczęliśmy ci  ufać. Poza tym, będę pilnował waszego małżeństwa.
- Dodatkowo - gruby policjant  zwrócił się do Marka – będzie pan razem z porucznikiem Zaniewskim pracował w tartaku i przy wycince drzew. Ma pan krzepę, więc myślę, że nie będzie miał pan problemu z przystosowaniem się do ciężkiej pracy fizycznej. 
Marek nic nie odpowiedział, ale wewnątrz cały się gotował. Harówka, według niego, była dla innych. A krzepę wyrobił sobie na siłowni, a nie targając drewno.
- Wyjeżdżacie za trzy tygodnie. W tym czasie oprócz nauki języka, kultury i zasad panujących w Kanadzie, będziecie ze sobą spędzać czas. Żebyście choć trochę byli wiarygodni.
Zamieszkacie w podwarszawskiej willi i nie ruszycie się z niej na krok.
Radzę już dzisiaj napisać list pożegnalny do rodziny, bo możecie już więcej ich nie zobaczyć. 
Gosi ścisnęło się serce i łzy zakręciły w oku.
Za to Marek sprawiał wrażenie niewzruszonego. 
Policjanci spojrzeli po sobie. Obawiali się, że ten pomysł z małżeństwem nie wypali. Ale skoro góra tak zarządziła, oni nie mieli zamiaru się sprzeczać.


kolejny odcinek 07 września

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka