Opowiadanie - Świadek koronny - odc.6



Kiedy wróciła do domu napisała mu karteczkę:
„Musimy porozmawiać.”
I poszła się przebrać. W tym samym czasie Paul dotarł do domu i od razu wszedł do kuchni. Zamiast obiadu zobaczył kolejną żółtą kartkę z zapiskami.
Uniósł brew, wyszedł do salonu i krzyknął.
- A nie mogłaś mi tego po prostu powiedzieć?
Alice zeszła z piętra kręcąc głową. Wyminęła go i weszła do kuchni. Od razu wzięła się za szykowanie obiadu. Mężczyzna oparł się o futrynę i powiedział.
- To jak masz zamiar ze mną rozmawiać?
Wzruszyła ramionami i bąknęła.
- Zbieram się.
- Zbierasz się? Czyżby znowu chodziło o rozstanie?! – od razu się najeżył, a kobieta ponownie się spięła, ale zanim nastąpił wybuch, szybko pokręciła głową.
- Wyksztuś to wreszcie – warknął.
- Nie znoszę kłamstw – powiedziała – wiem, że nie mam wyjścia, ale i tak nie znoszę kłamstw.
Paul zmrużył oczy i patrzył na nią groźnie.
- Czyli broniłaś mnie na niby? Czyli uważasz mnie za jakiegoś damskiego boksera?!
Kobieta struchlała, ale zaraz wzięła się w garść.
- Nie, nie uważam cię za damskiego boksera. Naprawdę cię broniłam, bo one chciały z ciebie zrobić potwora. A nie jesteś taki…
- Tak? A jaki? – wszedł do środka i usiadł przy stole.
Alice czuła się zapędzana w kozi róg, odparła.
- Nic nie powiem, bo cokolwiek to będzie, nie będziesz zadowolony.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Przecież ja wiem, że masz mnie za nieokrzesanego prostaka, bandytę i kolesia bez kręgosłupa moralnego.
- To po co chciałeś wiedzieć?
- Liczyłem na to, że może coś jeszcze dodasz – odparł kwaśno.
Alice odetchnęła kilka razy.
- Czy zanim znowu mi urządzisz awanturę możemy porozmawiać o czymś ważniejszym?
- Ja nie urządzam ci awantur.
- Nie? Wciąż się na mnie wściekasz. Już nie wiem, co jeszcze mam zrobić, żeby ci jeszcze bardziej zejść z oczu.
Paul wstał raptownie i podszedł do niej. Był bardzo wysoki, barczysty. Górował nad nią. Oparł się jednym ramieniem o lodówkę. Nachylił się, a Alice struchlała.
- A nie przyszło ci do głowy, że ja nie chcę żebyś mi schodziła z oczu? Nie przyszło ci do głowy, że wkurzam się na ciebie, bo właśnie cię nie widuję? Wściekam się, bo uciekasz przede mną i nawet nie chcesz zamienić kilku zdań. A kiedy już dojdzie do spotkania, tak jak teraz, wkurza mnie to, że kulisz się, jakbym miał ci coś zrobić. A to zadaje kłam temu co mówiłaś, ty uważasz mnie za damskiego boksera!
- Nie – pisnęła Alice.
- To czemu się trzęsiesz?
- Bo mnie przytłaczasz. Stoisz taki wielki i dyszysz nade mną – piszczała Alice.
- Czegoś nie rozumiem – odsunął się od niej – z jednej strony uznajesz, że nie tknę cię nawet palcem, a z drugiej jestem wielki i straszny…
- I gangster. I pamiętam, co mi powiedziałeś, jak puszczałeś mnie w tych podziemiach.
- Co ci powiedziałem? – dziwił się.
- Zagroziłeś mi, że jak komuś powiem, to coś mi zrobisz. I nadal nie wiem, czy nie palniesz mi łeb.
Paul wciągnął powietrze nosem i gwałtownie je wypuścił. Po czym pokręcił głową i wyszedł z kuchni zostawiając ją zdezorientowaną i rozbitą.
Stała tak przez kilka minut i czekała czy wróci. Nie wrócił. Machnęła ręką na obiad i poszła go szukać. Zastała go na ganku. Siedział na ławce i patrzył w nieistniejący punkt. Wzięła się w garść i zapytała.
- Chce wiedzieć tylko jedno. Palniesz mi w łeb czy nie…
- Co za odwaga – parsknął gorzkim śmiechem, ale po chwili zamilkł i spojrzał na nią. O dziwo nie zauważyła w jego oczach złości. Raczej zawód, że po tylu tygodniach życia pod jednym dachem ona mu nie ufała. Nadal! Widziała, że zacisnął pięść i czekała na kolejny wybuch złości. Ale ten nie nastąpił.
- Gdybym miał cię palnąć w łeb, zrobiłbym to już wtedy na parkingu – powiedział zrezygnowany – możesz sobie myśleć co chcesz, ale ja nigdy nikogo nie zabiłem. Zraniłem, pobiłem, zmasakrowałem, nawet najechałem samochodem, ale nie zabiłem. A wśród tych wielu osób, które skrzywdziłem nie było żadnej kobiety i dziecka. Ot, taki kodeks honorowy gangstera.
Westchnął.
- Nie ukrywam jednak, że jesteś jedyną kobietą, która doprowadza mnie do szału i na każdym kroku powoduje, że się wściekam. Co z tobą jest nie tak?!
Wykrzyknął. Alice odparła.
- Ze mną jest wszystko w porządku.
Wycofała się do domu i usiadła w salonie na kanapie. Odetchnęła z ulgą i pozwoliła sobie na płacz. Przynajmniej to mieli wyjaśnione.
- Nie rycz – powiedział stając w drzwiach – nie lubię płaczących kobiet. Wolę, jak się uśmiechają.
- A ja lubię mężczyzn, którzy nie boją się kobiecych łez i umieją im zaradzić – bąknęła.
Mężczyzna zamiast się wściec, zaśmiał się i powiedział.
- No to mamy konflikt interesów. Jakoś będziemy musieli sobie z tym poradzić.
Podszedł do niej i usiadł, ale Alice od razu poderwała się i uciekła do swojego pokoju.
- Nie, ale to ja jestem ten zły. To ja nie umiem postępować z płaczącą babą – burknął, a potem krzyknął – Jak mam zaradzić twoim łzom, skoro uciekasz!? I co to za słowo? Zaradzić?! Skąd je wzięłaś?! Od prababci?!

Następnego ranka Paul przeżył kolejne zaskoczenie. Alice siedziała przy stole i czekała na niego ze śniadaniem. Przywitała go słowami.
- Od razu przejdę do tematu – i zanim zdążył odpowiedzieć dodała – ludzie o nas gadają.
Paul usiadł przy stole i sięgnął po kanapkę.
- Co gadają?
- Że trzymasz mnie w domu i nie wypuszczasz, że latasz wściekły po sklepach, że nigdzie się ze mną nie pokazujesz.
- Mnie to wygląda na wycieczki osobiste – burknął.
Kobieta odkąd usłyszała, że on nie ma zamiaru nic jej zrobić swobodniej czuła się w jego obecności i nie napinała się już na każdą zaczepkę.
Zignorowała ją i kontynuowała.
- Wczorajsza scena była fałszywa, ale musimy je powtarzać.
- Dlaczego?
- Pamiętasz co mówił ten stary policjant jeszcze w Polsce? To, że w domu możemy żyć, jak pies z kotem, ale na zewnątrz mamy wyglądać na zgodne i kochające się małżeństwo. A takie chodzi razem do kina, baru czy na spacer. A my od samego początku nigdzie razem nie wyszliśmy.
Paul już miał znaleźć kolejny powód do zaczepki, ale opanował się i po prostu odparł.
- Masz rację. Nasza domowa wojenka, to jedno, a wiarygodność u ludzi, to drugie. Będziemy się zatem pokazywać na mieście. Myślę, że czas aklimatyzacji dobiegł końca i chyba powinniśmy dać się tym ludziom poznać.
- Szczerze mówiąc nie mam na to ochoty – powiedziała Alice – ale, jak mus to mus.
- Chociaż raz się zgadzamy – uśmiechnął się lekko, a potem szeroko i dodał – i wiesz co?
- Co?
- Będę mógł cię publicznie ściskać, całować i obejmować. Jak ty to przeżyjesz?
Alice zmartwiała. Ona nawet o tym nie pomyślała, ale Paul był facetem, jemu tylko jedno w głowie. Mężczyzna widząc jej kwaśną minę wściekł się.
- Widzę, że będzie to dla ciebie największym cierpieniem. Czy ja jestem aż tak obrzydliwy?! – wstał – a z drugiej strony nie chcesz, żebym sobie znalazł inną?! Co to ma być. Pies ogrodnika?!
- Nie jesteś obrzydliwy – powiedziała.
- To czemu się krzywisz na myśl, że cię pocałuję?!
Alice nie odpowiedziała.
- Ha! Sama nie wiesz, co?! To ja ci powiem czemu się krzywisz! Bo jesteś tchórzem!
- Nie. Po prostu nie chcę być całowana przez człowieka, do którego nic nie czuję. Dla mnie to nie takie proste. Nie jestem facetem, któremu jest wszystko jedno, co z kim, gdzie i jak? Ja muszę się najpierw do kogoś przekonać, a do ciebie jeszcze się nie przekonałam.
Paul odparł.
- Tak. Jest mi wszystko jedno z kim, gdzie i jak. Dlatego wiesz co zrobię? Pójdę sobie poszukać innej?! Miłej, uśmiechniętej, takiej, która mnie doceni i będzie chętna do zabawy. Mam cię dość!
Wyszedł z domu i ruszył w stronę drogi. Jack i tak miał niedługo po niego podjechać.
- Czy on w ogóle nie słyszał, że daję mu szansę? Że chcę się do niego przekonać? Zwłaszcza, że przestałam się go obawiać?– kobieta zastanowiła się na głos.

Alice ponownie przyszła przybita do pracy, ale żeby nie narażać się na plotki, od razu schowała się w swojej sali i zabrała się do pracy.
W trakcie zajęć przyszedł do niej sms od Jacka.
„Co ty mu zrobiłaś? Jest tak rozjuszony, że nie wiem czy go utrzymam. Czy możesz tu przyjechać i go jakoś uspokoić?”
„Ja?” – odpisała.
„Tak. Ty. Co mu powiedziałaś? Odkręć to jakoś.”
  Poszła do dyrektorki i oznajmiła, że coś się dzieje z jej mężem w tartaku i że musi tam pojechać. Dyrektorka zgodziła się, a kobieta z duszą na ramieniu pojechała okiełznać „męża.”
Zatrzymała się przy barakach firmy i wysiadła z samochodu. Jack podszedł do niej szybko i wziął pod ramię.
- Nie wiem, co zrobiłaś, ale przegięłaś. Napraw to.
- Pokłóciliśmy się, jak zwykle, nie wiem czym tym razem mu się naraziłam.
- Wydaje mi się, że go czymś cholernie zraniłaś. Powiedział mi, że znajdzie sobie inną i że będzie paradował z nią przed twoim nosem. A tego byśmy nie chcieli. Macie być przeciętni, jak większość mieszkańców, żadnych sensacji ani skrajnych informacji, które mogę zostać użyte przeciw wam w Internecie. Macie być nudni, jak flaki z olejem. Rozumiesz?
Zastała Paula, jak ten przenosił duże i ciężkie deski. Z daleka nie wyglądał na takiego, który miał zamiar rzucać się innym do gardła. Kiedy ją zobaczył, najpierw stanął, jak wryty, a potem nachmurzył się i ruszył dalej przed siebie.
Alice zupełnie nie wiedziała, jak ma z nim postępować. Nie znała się na tego typu facetach. Dogoniła go i powiedziała.
- Jack mnie tu ściągnął.
- No i co z tego – burknął.
- Paul, nie możesz być ciągle wściekły.
- Już się uspakajałem, ale przyjechałaś.
Rzucił deski na stos i zawrócił. Alice, żeby za nim nadążyć podbiegała.
- Poczekaj.
- Nie mam czasu, jestem w pracy.
- Daj mi dwie minuty.
Zatrzymał się, a ona na niego wpadła.
- Ała – powiedziała masując sobie nos.
- Mów – burknął.
- Nie chcę żebyś sobie znalazł inną. Daj mi szansę.
- Pójdziesz ze mną do łóżka? – uniósł brew.
- Nie. Nie jesteśmy po ślubie – odparła.
- To nie mamy o czym gadać – ruszył, ale stanęła przed nim.
- To co powiedziałeś, jest ciosem poniżej pasa.
- Nie, to jest mój warunek, żebym cię nie zdradzał.
- Ale powiedziałeś też rano, że szukasz dziewczyny miłej, uśmiechniętej i takiej, która cię doceni. Nie możemy zacząć od tego, że będę miła, uśmiechnięta i postaram się ciebie docenić?
Paul przymknął oczy i starał się uspokoić. Jack mówił mu o jej murze obronnym i o zasadach, które są dla niej ważne. Wiedział, że nie spełni jego warunku. To była wyjątkowo twarda kobieta. Co miał jej opowiedzieć? Z jednej strony zraniła go wsadzając do jednego wora z tymi, którzy przebierają w panienkach i  jest im wszystko jedno, gdy z drugiej strony nie pomyliła się aż tak bardzo. Otaczał się panienkami. Łatwymi panienkami, panienkami, które nie stawiały oporu, które z nim nie walczyły, które były chętne, które chwaliły go za byle co, dbały o to, żeby był zadowolony i które nie były NIĄ. Wymagającą, waleczną, z zasadami. Taką, która może i urwała się z choinki, a raczej z XIX wieku, ale która nie chciała zadowolić się byle czym…, a on nie chciał być byle czym. Te przemyślenia ona mu przerwała mówiąc.
- Dam ci się publicznie pocałować – usłyszał desperację w jej głosie.
Otworzył oczy, spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Nie mogę cię pocałować, bo jeszcze się do mnie nie przekonałaś – zaśmiał się. A ona była osłupiała, on jednak jej słuchał. Kiedy nic nie odpowiedziała, podszedł do niej blisko i objął ramionami. Alice zesztywniała, ale nie mogła się wyrwać, z dwóch powodów. Wiele ludzi im się przyglądało, a poza tym obiecała być miła. Dlatego wyciągnęła ręce i objęła go w pasie. Spojrzała mu w oczy. On się śmiał.
- Widzisz, to nie boli – pocałował ją w czoło i powiedział – przyjmuję twoje warunki. Nie mam wyjścia, bo i tak prędzej byś się rzuciła ze skały niż złamała swoje dziewicze zasady.
- To prawda – odparła z rozbrajającą szczerością i uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiem, czemu się na to godzę – dodał.
- Bo chcesz być prawdziwym mężczyzną.
- Proszę cię, nie mów głośno wszystkiego, co ci ślina na język przyniesie, bo znowu się wkurzę – mocniej ją ścisnął.
- Ale to prawda. Prawdziwy mężczyzna to ten, który dba i szanuje swoją kobietę, umie zapanować nad… – zatkał jej usta ręką i powiedział przez zaciśnięte zęby – skończ.
Potaknęła. Puścił ją.
- Jedź do pracy, nie będę już się wściekał. No może przywalę raz czy dwa w jakiś pieniek, ale nie będę toczył piany z ust.
Alice wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję.
- Zjeżdżaj zanim zmienię zdanie – burknął, ale oczy mu się zaśmiały.
Jack stał przy samochodzie.
- Udało się?
- Tak. Oboje postaramy się ogarnąć.
- Oboje jesteście siebie warci.

kolejny odcinek 23 września


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka