Więzienna planeta - odc.1

Więzienna Planeta

Gdzie toczy się akcja? - Ziemia i Więzienna Planeta
Gdzie znajduje się Więzienna Planeta? - W równoległym świecie.
Jak się tam dostać? - Przez specjalną tubę.
Bilet dla więźniów i pracowników darmowy, dla gości z wizą 15 tysięcy w jedną stronę. 
Jakieś prawa fizyki? - Nie wiem, nie znam się na fizyce.
Fabuła - Powolna, wielowątkowa, w moim ulubionym blogowym stylu, czyli imienna.
Czas akcji - Koniec XXI wieku.
Życie na Więziennej Planecie? - Trudne.
Stan techniczny - Ziemia nowoczesna, Więzienna Planeta, trochę średniowiecza, trochę  XXI wieku.

Ogólnie chodzi o to, że kilka osób się tam spotkało i przeżyło, a co dalej? Czytajcie. 
Nie wszyscy od razu się pojawią.
Inne postaci są drugoplanowe, ale jak mnie wena poniesie, mogą wejść na pierwszy plan.

 

WIĘZIENNA PLANETA

 

Olga
Filigranowa kobieta, ubrana w czarną, ołówkową spódnicę i białą koszulę, weszła do sali konferencyjnej i zajęła miejsce na szczycie owalnego stołu. Po obu jej stronach siedziało dziesięcioro młodych ludzi, praktykantów z Ziemi, którzy mieli przez najbliższe trzy miesiące uczyć się, na czym polega nowoczesna resocjalizacja. Nie było łatwo dostać się tu na praktyki, niełatwo było je ukończyć, ale ci, którym się to udało, mogli zostać na Więziennej Planecie i pracować za bardzo dobre wynagrodzenie. Zaś ci, którzy chcieli robić karierę na Ziemi mieli wszędzie drzwi otwarte. Dostanie certyfikatu ukończenia tutejszych praktyk, oznaczało dobrego fachowca i osobę, dla której nie straszne będą żadne przeszkody.
Kobieta poprawiła bujne, czarne włosy i spojrzała na zebranych.
- Dzień dobry - powiedziała, cichym i melodyjnym głosem - mam nadzieję, że wypoczęli państwo po podróży i, że przeczytaliście regulamin.
Popatrzyła po zebranych i tak, jak myślała, kilka osób miało miny ewidentnie świadczące o tym, że tego nie zrobiły. Nie dopytywała się jednak o to, bo wiedziała, że i tak będą musieli to zrobić.
- Zacznę od tego, że Więzienna Planeta, a co za tym idzie i Karne Miasto, to nie Ziemia. Tutaj obowiązują inne realia, a zasady muszą być ściśle przestrzegane.

I zaznaczam, że nie mówię na razie o regulaminie więzienia. Mówię o zasadach, które pozwolą państwu przeżyć. Na pewno dziwili się państwo, że musieliście podpisać dokumenty, z których jasno wynikało, że możecie tutaj zginąć. To nie był żart, ani fanaberia, w tym miejscu nie więźniowie są największym zagrożeniem, a zwierzęta i niektóre z roślin. 
- Przecież jesteśmy otoczeni murem? - dziwił się młody mężczyzna.
- Który jest z łatwością przeskakiwany przez niektóre drapieżniki - odparła kobieta - ale o tym będziemy rozmawiać później. Pozwolą państwo, że przejdę do tematu.
- Po pierwsze, kiedy więzień przybywa na Więzienną Planetę jest uśpiony i nie ląduje tutaj, a zupełnie gdzie indziej, 500  kilometrów stąd.

Włączyła projektor...

Karol
Ocknął się i stwierdził, że leży na trawie. 
Był bardzo zdziwiony, bo zanim stracił przytomność był nagi i leżał w jakiejś tubie. Tymczasem teraz słyszał szum wiatru, śpiew ptaków i czuł, że jest ubrany. Zaryzykował i otworzył oczy. Leżał na plecach i wpatrywał się w bezchmurne niebo. Było trochę bardziej niebieskie niż na Ziemi, co lekko drażniło jego oczy. Usiadł i spokojnie rozejrzał się po okolicy. Za plecami miał wysoki płot z topornie ciosanych bali, przed sobą polanę i lasek. Po jego lewej stronie rosło duże rozłożyste drzewo, które wyglądało dziwnie samotnie, kiedy wokół znajdował się równy szpaler drzew.
Mężczyzna dźwignął się na nogi. Trochę mu się trzęsły, ale już po kilku krokach stanął pewniej i obszedł płot dookoła. Nie zauważył żadnej furtki ani bramy. Podskoczył, mając nadzieję, że uda mu się rękoma sięgnąć wierzchołka palisady. Niestety, płot był za wysoki, a Karol miał 175 cm wzrostu i nie doskakiwał do wierzchołka, mimo, że był szczupły i wysportowany. Jednak to ostatnie mu na razie nie pomogło. Pomyślał, że może postępuje bezsensownie próbując dostać się do środka. Może tam czekała na niego śmierć?
Nigdy nic nie wiadomo – pomyślał.

Został skazany na 25 lat za zabijanie innych na zlecenie i kto wie, czy z wyrokiem to nie była ściema i czy w rzeczywistości nie miał tu umrzeć?
Usłyszał za sobą jakiś pomruk. Zimny pot oblał mu plecy. Odwrócił się powoli i zobaczył, jak na polanę wychodzi wataha kotopodobnych stworzeń. Były wielkości lwa, ale masywniejsze i z długimi kłami wystającymi z paszczy.
- Zaraz zginę- powiedział do siebie, ale jednocześnie zaczął rozglądać się za jakąś bronią. Wokół leżały jakieś patyki, ale od razu wiedział, że się nimi nie obroni. Oparł się plecami o palisadę i przypomniał sobie, że człowiek w momencie zagrożenia potrafi przejść samego siebie. Chwycił się tej myśli i ponownie usiłował wdrapać się na płot. Nic z tego nie wyszło. Spojrzał na drzewo, ale zrezygnował ze wspinaczki, ponieważ wiedział, że te koty na pewno go tam dorwą.  

Nagle usłyszał skrzypnięcie. Ściana rozstąpiła się przed nim i w prześwicie stanął wielki koleś.
- Właź - zaryczał basem.
Karolowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, wbiegł do środka, a olbrzym szybko zatrzasnął bramę.  Usłyszeli wściekły ryk zwierząt. Nie były zadowolone, że obiad czmychnął im sprzed nosa. 
Karol poczuł się nagle, jak po długim biegu. Oparł dłonie na udach, pluł pod nogi i łapał oddech. 
- O co tu chodzi? - pytał.
- A ja wiem? - odparł mężczyzna - dopiero co się tu znalazłem. 
Rozejrzeli się po bezpiecznym azylu. Miejsca było niewiele, ale po środku stał solidnie zbudowany, drewniany dom. Miał bardzo małe okna i ciężkie metalowe drzwi. Co trochę kłóciło się z jasnym drewnem, z którego był zrobiony. 

Karol przyjrzał się swojemu wybawcy.

Bartek był bardzo dużym mężczyzną, rozrośnięty w barach, zgolony na łyso i z blizną na policzku, nie zachęcał swoją powierzchownością do bliższej znajomości. Karol wyglądał przy nim bardzo skromnie.

- Byłeś w środku?- zapytał.
- Na razie nie. Tylko pokręciłem się wokół budynku.
- Wchodzimy?
- Kiedyś w końcu trzeba.

 

Olga
- Jak widzicie, dwóm skazańcom udało się uratować skórę, przynajmniej na razie. Trzeci leży rozszarpany po drugiej stronie polany - głos prowadzącej był chłodny i opanowany, jakby opowiadała film, a nie omawiała brutalną rzeczywistość.
- Czy to nie jest zbyt okrutne? - pytała jedna z praktykantek.
- Wam Ziemianom rzeczywiście może się tak wydawać, ale tutaj, to codzienność. Poza tym ten człowiek zamiast zrobić wszystko, żeby dostać się do środka azylu, odszedł w stronę lasu. A proszę mi wierzyć, że w promieniu trzech metrów od płotu, znajdują się rozrzucone rzeczy, które mogą pomóc w walce ze zwierzętami lub z dostaniem się za palisadę.
- I tak jest to okrutne - trzymała się swojego zdania dziewczyna.
- Proszę pamiętać, że to są skazańcy, nie umieszczamy tam niewinnych.
- Mnie bardziej interesuje, po co to robicie? - zapytał jeden z trzech chłopaków obecnych w sali - Nie wystarczy wsadzić ich za kratki? Trzeba na nich jeszcze eksperymentować?
Olga popatrzyła na niego uważnie.

„Ziemianie - pomyślała-  i ich humanitaryzm. Wygodne cele, dostęp do Internetu, psycholog, szpitale i leki. Tak, jakby skazańcy mieszkali w sanatorium, a nie odsiadywali karę. Tylko czemu tak chętnie, niektórych nam wysyłali? Czyżby humanitarna resocjalizacja nie działała? A co z szaleńcami i psychopatami? Jakoś nie upominali się o ich zwrot, pewni, że my nad nimi zapanujemy. Zamiast tego przysyłali idealistów z uniwersytetów, którzy myśleli, że świat wszędzie jest ułożony tak samo.”
Oczywiście te myśli tylko przemknęły przez jej głowę i nie spowodowały niezręcznej ciszy.
- Nie przyjechali tutaj na wczasy i jeżeli chcą wrócić na łono społeczeństwa, muszą na to zasłużyć.
- Ilu przeżywa? - zadała pytanie kolejna dziewczyna.
- Ośmiu na dziesięciu. Ale to jeszcze nie koniec...

Bartek i Karol
Weszli do chaty i ze zdziwieniem stwierdzili, że jest dobrze wyposażona. Nie było tu co prawda nowoczesnych sprzętów, ale wszystko, co niezbędne do przeżycia. Piec kaflowy, kuchnia węglowa, połączona z bojlerem w łazience. Trzy lampy oliwne i kilka świeczek. Zaczęli przeszukiwać dom i znaleźli małą lodówkę. Obejrzeli ją z każdej strony i ze zdziwieniem stwierdzili, że działa bez użycia prądu. Nie zastanawiali się nad tym zbyt długo, ponieważ bardziej absorbowało ich to, że była pełna po brzegi.
- Jak w hotelu - stwierdził Karol - tylko koniaku brak.
- A piwo? - zapytał Bartek.
- Brak.
- Za to wychodek i pompa jest na zewnątrz - powiedział Bartek.
- Skąd wiesz? - Karol wyszedł z części sypialnej, w której stały trzy łóżka.
- Znalazłem zeszyt ze wskazówkami - mężczyzna machnął w jego stronę cienkim brulionem w niebieskiej oprawie. 
- Co tam napisali?
"Witajcie skazańcy na Więziennej Planecie."
- Jacy mili - parsknął Karol.
"Skoro weszliście do azylu, to jest szansa, że przeżyjecie, ale czy tak będzie, zależy tylko od was. Spędzicie tu we trzech trzy miesiące..."
- Ciekawe, kiedy pojawi się ten trzeci? - zastanawiał się Karol na głos.
- Spoko, na pewno go usłyszymy. Ty sapałeś, jak miech kowalski.
Karol nawet nie zaprzeczał.

-  Jak dostałeś się do środka? – zapytał.
- Znalazłem w krzakach drabinę.
- A ja tylko kilka patyków – skrzywił się Karol.

Bartek ponownie zaczął czytać.
"Jesteście cały czas przez nas obserwowani. Nie szukajcie kamer ani mikrofonów, to strata czasu. A nawet jeśli coś znajdziecie, to i tak zniszczenie tego, nic wam nie da. Lepiej spożytkujecie czas, siłę i intelekt na przetrwanie w tych warunkach. Azyl nie jest idealnym schronieniem i niektóre kotowate z łatwością przeskoczą palisadę. Za to dom, jest bezpieczny. Przez te trzy miesiące musicie sami zdobywać pożywienie, dbać o otocznie i spróbować się nie pozabijać. W kuchni na stole macie album ze zdjęciami jadalnych roślin i zwierząt oraz kilka przepisów. Nie pijcie nieprzegotowanej wody. Wasze ziemskie żołądki nie są jeszcze przyzwyczajone do tutejszych bakterii. Co do ubrań. Macie trzy pakiety w szafach, dbajcie o nie, bo więcej nie dostaniecie. Powodzenia."
- A co będzie po trzech miesiącach? - głośno myślał Karol.
- Nie ma co się nad tym zastanawiać. Przeżyjemy, to zobaczymy - powiedział ponuro Bartek i dodał - Nie wiem, jak ty, ale ja bym rozejrzał się za jakąś bronią i zwiedził okolicę.
- Dobra myśl - przyznał Karol - grunt, to dobrze poznać teren, miejsca strategiczne i najlepsze punkty do oddania strzału.
- Płatny kiler?
- A i owszem. Ale jak widzisz, zostałem wysłany na emeryturę.
- Ile?
- 25 lat.
- Ja na 10 za pobicia i rozboje.
- No to prezentacje mamy za sobą, a teraz poznajmy kawałek tego świata.

Olga
Nie lubiła pierwszych spotkań z praktykantami. Byli przemądrzali i przekonani, że oni by wszystko zrobili lepiej. Za to ona w ich oczach była nieczułą laborantką, której królikami doświadczalnymi są ludzie. Szybkimi krokami przemierzała  szkolną część budynku. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim przytulnym biurze, które mieściło się w naukowym sektorze. Cała budowla była monstrualnych rozmiarów i zrobiona z super wytrzymałego metalu, odkrytego na miejscu. Przypominał kosmiczną stację podzieloną na poszczególne segmenty. Każdy z nich można było odciąć od drugiego. Oprócz budynków szkolnych i naukowych, na miejscu znajdowało się więzienie z tradycyjnymi celami i z małymi mieszkaniami. Można było tam znaleźć halę sportową, pokoje muzyczne, plastyczne, techniczne i inne. A tym wszystkim kierowała ona, Olga Kowalska. Od czterech lat dyrektor więzienia w Karnym Mieście. Uważała, że z racji pełnionej funkcji. to do niej należało początkowe szkolenie praktykantów. Dzięki temu mogła się dowiedzieć z kim ma do czynienia, jaki jest ich potencjał i kogo będzie musiała wysłać do domu zanim praktyki dobiegną końca.
Weszła do swojego gabinetu. Biurko jak zwykle było zawalone skoroszytami, papierami i trzema laptopami, których chyba nigdy nie wyłączała. Na wszystkich ścianach znajdowały się półki pełne dokumentów, książek i nośników elektronicznych z danymi. Biada temu, kto by tu posprzątał. To był jej azyl, twierdza i dowód na to, że nie jest robotem.

Z ulgą opadła na fotel. 
- Po co ja to robię? - zadała sobie pytanie - czy ja nie ufam moim ludziom? Ufam. Ale tylko dlatego, że przeszli moją selekcję. 
Drzwi uchyliły się i zajrzała do środka sekretarka Basia. Młoda dziewczyna, urodzona na Więziennej Planecie i mieszkająca od zawsze w Karnym Mieście. Jej ojciec był strażakiem, a matka nauczycielką matematyki. Oboje wyjechali do Nowego Miasta, jedynego w tej części świata przyczółka cywilizacji, które przy Karnym Mieście, w którym mieszkało razem z więźniami 150 osób, była to prawdziwa metropolia ze swoimi 600 obywatelami. Nowe Miasto znajdowało się o 20 minut lotu helikoptera od nich.

Ale Basia nie chciała tam żyć, wolała zostać w rodzinnym domu.

Miała 25 lat, męża i córeczkę. Od dwóch lat pracowała dla Olgi.
- Zrobiłam pani herbatę owocową i kupiłam ciasteczka.
-  Ty wiesz, co ja lubię- uśmiechnęła się do dziewczyny.
Ta położyła tacę na stoliku obok biurka, jedynej pustej przestrzeni w tym pomieszczeniu i wyszła.
Olga sięgnęła po teczki praktykantów i zaczęła robić notatki. 

Karol
Pierwszy dzień dobiegł końca.

Nie miał pojęcia, która była godzina, ani czy czas był taki sam, jak na Ziemi, ale zrobiło się ciemno i ani on, ani Bartek nie mieli zamiaru wychodzić na zewnątrz.
Mężczyzna w końcu poczuł się zmęczony. Napięcie, które utrzymywało się przez cały dzień, w końcu musiało puścić. Ziewał i czuł, że oczy same mu się zamykają. Dlatego zostawił Bartka studiującego informator o faunie i florze tego miejsca i poszedł się położyć.
Mimo ciemności i wycieńczenia, nie mógł zasnąć, bo kotłowało mu się w głowie od pytań i wizji przyszłości.
Najpierw miał odbywać karę na Ziemi, ale uznano, że jako kiler był raz, niebezpieczny, dwa ktoś mógłby mu pomóc wyjść na wolność.

Mogli też go sprzątnąć, bo jako płatny zabójca, był spalony. Ale wtedy policja miałaby z jego trupem kłopot, byłoby szukanie sprawcy, protokoły i rozprawy sądowe. Pewnie kilka osób straciłaby pracę. Dlatego uradzono, że Więzienna Planeta będzie najlepszym sposobem na załatwienie sprawy. Wiedzieli bowiem, że nikt nie zapłaci kolejnemu kilerowi za to, żeby wyruszył za skazańcem i go załatwił. To nawet nie byłoby ryzyko, ale samobójstwo.

Także więzień nie musiał obawiać się siepaczy, a ci, którzy zostali na Ziemi tego, że cokolwiek wyda, ponieważ, kto trafiał na Więzienną Planetę, miał ostateczny wyrok i na miejscu nikt go już nie przesłuchiwał. W zasadzie tutaj mało kogo obchodziły konszachty Ziemian. Najważniejsze było wyprowadzenie więźnia na ludzi.

Oczywiście Karol tego nie wiedział i nie do końca rozumiał sytuację, w której się znalazł. A już na pewno nie spodziewał się, że będzie mieszkał w domu bez krat i bez kajdanek. Myślał raczej, że trafi do jakiejś tuby, gdzie będzie hibernował przez 25 lat. Tymczasem nikt go oficjalnie nie pilnował, miał dach nad głową i kompana. Miał  w jego towarzystwie spędzić trzy miesiące.

Zaśmiał się w duchu. Lepsze to, niż 25 lat w ciasnej celi.
Po raz kolejny zastanowił się nad tym, czy żałuje swoich czynów i ponownie odpowiedź brzmiała - nie. Jedyne czego żałował, to że wpadł. Dostawał kilka zleceń rocznie, za które miał tyle kasy, że spokojnie mógł przeżyć kilka lat bez pracy. Lubił pieniądze, kobiety i luksusowe wakacje. Dla nich, robił, to co robił. Poza tym zabijał tych złych, na normalnych obywateli nie podnosił ręki.
Ale wpadł, dostał wyrok, wylądował w dziwnym miejscu i musiał zapomnieć o przeszłości i skupić się na tu i teraz. A po całym dniu, wiedział już, że łatwo nie będzie. Zwłaszcza, że znaleźli trzecią osobę. Z faceta zostało kilka strzępków ubrania i kości. Karol wzdrygnął się na wspomnienie tego widoku i czym prędzej zaczął myśleć o czymś innym. Zasnął.

Bartek
Kiedy Karol wyszedł z kuchni, Bartek zagłębił się w lekturę o tutejszej faunie i florze i z zapałem odkrywcy wertował kolejne strony.
Nie był przyzwyczajony do obcowania z przyrodą, ponieważ  był urodzonym mieszczuchem. Mieszkał w Warszawie na blokowisku, drzewa widział tylko w parkach i na skwerach, a jedyne zwierzęta, jakie znał to psy i koty. Sam miał bulteriera. Westchnął, bo wiedział, że już go nie zobaczy. Tak jak i dziewczyny, z którą świrował, zanim go aresztowano.

A to wszystko przez to, że lubił rozróby i niewiele było trzeba, żeby go sprowokować. Kicia lubiła widzieć go w akcji, no i przez nią, jak głupek wpadł. Nie dość, że sporo wypił, to jeszcze ona go zachęcała krzycząc.
- Nie bądź słabiak, pokaż co potrafisz.
No i zniszczył bar w klubie, obił twarz kilku gościom, a jeden ledwo uszedł z życiem.
- Baby - burknął pod nosem - dobrze, że żadnej tu nie ma.
Wrócił do lektury i usiłował zapamiętać podstawowe informacje o cyklu dobowym drapieżników.
Zamarł, bo usłyszał ryk. To nie był żaden z tamtych kotowatych. To musiało być coś większego. Zgasił lampę i cicho podszedł do małego okienka. Był ciekawy, czy zwierze przeskoczyło przez palisadę. Niestety nic w tych ciemnościach nie zobaczył. Dla bezpieczeństwa zatrzasnął wewnętrzne okiennice i sprawdził, czy drzwi są dobrze zamknięte.
Położył się w sypialni po przeciwnej stronie niż Karol. Usiłował zasnąć, ale jakoś nie mógł. A potem był ranek.

kolejny odcinek 10 kwietnia


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka