Więzienna planeta - odc.2




Olga

Ponownie stanęła przed praktykantami i z zadowoleniem stwierdziła, że nie mają już takich pewnych min, jak wczoraj i że trochę sobie przemyśleli.
- Widzę, że wycieczka po okolicy była pouczająca. Mam też nadzieję, że teraz już wszyscy państwo przeczytali regulamin i zrozumieli, że to nie wakacje. 

Karne Miasto nie było najbardziej przyjaznym miejscem na świecie. Otoczone sporym ceglanym murem, który miał zapobiegać przedostawaniu się zwierząt do środka. Przy jego wznoszeniu kilkanaście osób straciło życie. Nie tylko skazańców, bo obowiązek jego budowy spoczywał na wszystkich. Niestety okazało się, że na niektóre zwierzęta był za niski. Zwłaszcza zimową porą, kiedy przybywały wyjątkowo skoczne białe goryle, lwy i wilki. Za to w pełni lata przechodziła kawalkada wielkich jaszczurów podobnych do ziemskich dinozaurów. Każdy dom, kamienica czy budynek użytkowy miał dodatkowe zabezpieczenia. Samo miasto było zorganizowane tak, żeby w każdej chwili można było się gdzieś schronić. Ulice i chodniki były szerokie, a na ich rogach umieszczono metalowe tuby, które mogły pomieścić 5 osób. Miasto było podzielone na kilka stref. W centrum znajdował się budynek więzienny, a od niego promieniście odchodziły ulice. Wschodnia część składała się głównie z lokali użytkowych. Były tu warsztaty, sklepy, zakłady pracy dla mieszkańców. W tej części znajdowały się czynszówki, w których mieszkali mężczyźni, którzy nie mieli żon albo te zostały na Ziemi. Byli to zarówno skazańcy, jak i wolni obywatele, na przykład strażnicy. Tutaj znajdowała się knajpa, w której można było spędzać wieczory. Dla skazańców możliwości korzystania z tego przybytku były ograniczone. Część północna była podzielona na spore działki, a na niektórych z nich stały domy, różnej wielkości i kształtu. Były otoczone niskimi płotkami i każdy miał ogródek. Tutaj mieszkały rodziny z dziećmi. Niedaleko od nich wybudowano szkołę. Budynek obejmował zarówno szkołę podstawową, jak technikum, zawodówkę i liceum. Był wykonany z tych samych materiałów co więzienie, żeby w razie zagrożenia dzieci i młodzież mogli pozostać bezpiecznie na miejscu. Na razie uczyło się tu 15 małych dzieci i 7 nastolatków. Co i tak było sukcesem demograficznym miasta, zważywszy, że było tu tylko 10 małżeństw. Strona zachodnia była prawie pusta, część terenu została przeznaczona na mały park, jeden hotel dla odwiedzających skazańców i turystów. Tam też stała Baza Przerzutowa. Miniatura budynku więzienia. Znajdował się tam panel sterowania, pomieszczenie adaptacyjne, sala odwiedzin, hol dla oczekujących i pokój strażników.
Na ścianie południowej wybudowano czynszówki dla kobiet, ale i dom kultury, z którego wszyscy mogli korzystać do godziny 19 30.  Tutaj znajdowała się biblioteka, kilka typowo damskich sklepów oraz sklep spożywczy. Ale i tak większość Karnego Miasta pozostawała pusta i niezamieszkana.
Praktykanci podczas zwiedzania mogli również wyjrzeć za płot i odkryć, że prowadzi się tu uprawę roli, zarówno tutejszego zboża, jak i warzyw oraz sady z różnymi odmianami owoców. Ludzi krzątających się wokół tego wszystkiego pilnowali strażnicy, ale nie dlatego, że więźniowie mogliby uciec, chronili ich przed dzikimi zwierzętami.
Kiedy spojrzeli dalej, to około kilometra od nich wznoszony był wielki mur, który miał powstrzymać każde zwierze od dostania się do środka. Na razie był to początek i ceglana ściana nie miała więcej niż 100 metrów długości. Praktykanci widzieli też drapieżniki, które stały pod płotem i wydawały z gardeł ryki, szczeki i chrząknięcia, jakby miały nadzieję, że coś im z góry spadnie do jedzenia.
Olga uznała, że dała im wystarczający czas na przemyślenia i zaczęła prezentacje.
Po kilku minutach, jeden z praktykantów podniósł rękę.
- Tak, słucham - pozwoliła mu mówić.
- Po co nam pani opowiada o roślinach i zwierzętach. Przecież powinniśmy zajmować się więźniami.

- Zanim puszczę państwa do więźniów, minie przynajmniej dwa tygodnie.
Po sali przeszedł pomruk niezadowolenia, a Olga dodała twardo.
- O ile uznam, że się państwo nadajecie. Nie ukrywam, że niektórzy z was mogą zostać odesłani do domu.
Praktykanci zaczęli głośno wyrażać swoją dezaprobatę, co spowodowało, że kobieta powiedziała ostro
- Nie jestem tu po to, żeby państwa dopieszczać i odpowiadać na reklamacje. Nie są państwo na wakacjach. Jeżeli nie odpowiada państwu nasz system, zawsze mogą państwo wrócić do domu.
Nastała cisza.
- Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, wróćmy do przerwanego wątku. Mianowicie, jak przeżyć w tym miejscu.


ZIEMIA

 

Agata

Agata skończyła 28 lat i stwierdziła, że musi to jakoś uczcić. Impreza z rodziną i przyjaciółmi wprawdzie się odbyła, ale pragnęła zrobić coś tylko dla siebie.
Była dziennikarką poczytnego portalu internetowego, w którym umieszczała reportaże z podróży. Miała również na swoim koncie dwie książki o zapomnianych cywilizacjach. Dlatego prezentu dla siebie szukała według swej profesji. Rozłożyła mapę świata i zadumała się nad nią tak, że zapomniała o świecie.
- Agata, tu ziemia - z zamyślenia wyrwał ją głos kolegi, z którym mieli dyżur w redakcji. Siedzieli w małym i dusznym pokoju, zawalonym papierami i różnymi sprzętami. Zupełnie nie, jak w XXI wieku. Klimatyzacja była zepsuta, lepsze pokoje były zarezerwowane dla stałych pracowników, a dyżurni nie potrzebowali w ogóle pokoju, tylko telefonów. Dlatego przydzielono im „magazyn” staroci.
Kobieta potrząsnęła rudą czupryną, błysnęła orzechowymi oczami i powiedziała.
- Chcę się dostać na Więzienną Planetę.
Kolega parsknął śmiechem.
- Gdzie? 
- Przecież głośno mówię. Na Więzienną Planetę. Prawie nikt o niej nie pisze. 
- Zapewniam cię, że są ludzie, którzy o niej piszą, śledczy, sędziowie, psychiatrzy i...
- Nie zniechęcisz mnie - parsknęła.
- Pewnie nie, ale wiesz, jak się tam dostać nie będąc skazańcem lub pracownikiem więziennictwa?
- Jeszcze nie, ale zaraz się dowiem. 
Wpisała odpowiednie słowa w wyszukiwarkę i mina jej zrzedła.
- To, że muszę mieć wizę, to jedno, ale, że bilet w jedną stronę kosztuje 15 tysięcy, to drugie- spojrzała na kolegę - masz pożyczyć 30 tysięcy?
Mężczyzna ponownie roześmiał się w głos.
- Tak i kostium kąpielowy.
- O nie. Kostiumu od ciebie nie pożyczę - powiedziała wesoło.
- Może poszukaj sponsorów.
Spojrzała na niego oburzona, ale on uściślił.
- Na przykład na poczet przyszłej książki. Kto by nie chciał wiedzieć, jak tam jest?
- Dobry pomysł. Przemyślę go.

Ania
Weszła do pustego mieszkania i z ulgą zrzuciła pantofle na wysokim obcasie. Miała ochotę kopnąć je i zostawić w przedpokoju, ale chory perfekcjonizm kazał jej ułożyć je równo na półce. Zauważyła zabrudzenie na lewym bucie, więc od razu je wyczyściła. Zdjęła żakiet i powiesiła w szafie nie zapominając wygładzić zagięć. Dopiero wtedy weszła do sypialni, gdzie przebrała się w domowy strój. Sukienkę, na tyle elegancką, żeby w razie wizyty niezapowiedzianych gości, nie mieć nic sobie do zarzucenia. 
Potem przeszła do salonu i nalała sobie kieliszek wina. Usiadła w fotelu, poprawiła  sukienkę, sięgnęła po pilot do telewizora, ponownie poprawiła sukienkę, włączyła wiadomości, sięgnęła po kieliszek wina, poprawiła sukienkę i odetchnęła.
Na ekranie prezenter mówił o katastrofach i wojnach, a ona miała ochotę na frytki. Zdusiła pokusę w zarodku i oglądała dalej. Akurat mówili o cukiernikach, którzy wygrali jakiś konkurs, więc zachciało jej się lodów. Tę pokusę musiała zdławić kolejnym kieliszkiem wina.
Odprężyła się i przestała zwracać uwagę na pogniecioną sukienkę. 
Spojrzała za to na butelkę wina i stwierdziła, że trzeci kieliszek jej nie zaszkodzi. Zasnęła pijana w fotelu, ciesząc się, że już weekend i że nie musi iść do pracy.

Nina
Wygoliła bok głowy do łysej skóry i zrobiła sobie w tym miejscu tatuaż w postaci tygrysa z rozwartą paszczą. Drugą połowę głowy ufarbowała na niebiesko.
- Najlepszy odstraszacz na facetów - zaśmiała się ochrypłym i nieprzyjemnym głosem.
- A zapuściłaś włosy pod pachami? - zapytała Mariola, koleżanka, która prezentowała normalną fryzurę, ale za to miała na twarzy nadmiar kolczyków.
- A jakże- Nina podniosła ręce.
- Niezłe krzaczory - zaśmiała się koleżanka.
- A jak - parskała Nina - nie będzie mi żaden samiec mówił, jak ma wyglądać moje ciało.
- To prawda. Ale ze stanika nie umiem zrezygnować - przyznała Mariola.
- Na to przyjdzie jeszcze czas, na razie zrób sobie tatuaż. 
- Nie chcę.
- Pamiętaj, dlaczego to robimy. Faceci lubią laleczki, a my do nich nie należymy.
- Samiec twój wróg - powiedziała cicho dziewczyna.
- Dokładnie - zarechotała Nina - ale my nie damy się tak przerobić, jak te baby w filmie. Nas nie obowiązuje scenariusz i poprawność polityczna - wpadła w patetyczny ton, który Mariolę trochę przerażał - pamiętaj, mężczyźni to zło. Przez lata trzymali kobiety pod butem, rozkazywali im.
- Ale przecież to się w XX wieku zmieniło? - przypomniała jej Mariola.
- To kłamstwo. Kto pisał te wszystkie konstytucje? Faceci, którzy wiedzą, jak nią operować, żeby nas uciskać.
Mariola umilkła, nie chciała ciągnąć tematu, bo do Niny nie docierały jej argumenty.
- Ale ty dopiero zaczynasz poznawać prawdę - Nina poklepała koleżankę po barku- ja w tym siedzę od kilku lat, ty zaledwie kilka miesięcy. Ale nie martw się, wszystkiego cię nauczę.
Mariola nadal nie była przekonana, czy chce, ale przez zdrajcę Zbyszka nie chciała mieć do czynienia z żadnym samcem. Z zamyślenia wyrwała ją Nina.
- Przygotowałaś się na jutrzejszą demonstrację?
- Tak. Wzięłam co kazałaś. Farby w sprayu, papier toaletowy i tuzin jajek.
- Grzeczna dziewczynka - powiedziała z zadowoleniem Nina - pokażemy im, na co  nas stać.

 

WIĘZIENNA PLANETA

 

Karol i Bartek
Po tygodniu zabrakło im jedzenia.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak długo trzeźwy- powiedział Bartek ni z tego ni z owego, kiedy jedli bardzo skromne śniadanie. –Chyba w dzieciństwie.

- Dla mnie alkohol też był codziennością, no chyba, że wykonywałem zlecenie.
- A ja i na robotę chodziłem narąbany - przyznał Bartek - nawet w więzieniu było piwo.
- A w moim nie. Z tym, że ja siedziałem w izolatce. Bali się, że ktoś mnie sprzątnie.
- Głodny jestem - zmienił temat Bartek - chyba trzeba zapolować.
- To będzie ciekawe doświadczenie - przyznał Karol, chociaż nie odczuwał żadnych większych emocji. 
- Ja jestem ciekawy, czy broń, którą zrobiliśmy do czegoś się nada.
- Też wolałbym mieć pistolet - przyznał Karol.
- Ja tam najbardziej lubię tłuc gołymi pięściami.
- Nie wiem, czy to na tutejsze drapieżniki wystarczy. 
- A żebyś wiedział, że spróbuję sprawdzić - podjął wyzwanie mężczyzna.
- To ja w tym czasie poszukam korzonków – odezwał się rozbawiony Karol.
- Dlaczego?
- Bo to jedzenie nie ucieka, nie atakuje i nie gryzie. No i mam większą pewność, że się uda je upolować.
Bartkowi żyła wyszła na czoło, a Karol zrozumiał, że ma do czynienia z nerwusem bez poczucia humoru. Zakompleksionym kolesiem, który wciąż musi udowadniać swoją siłę.
- Żartowałem - powiedział szybko, zanim zarobił cios.
- Nigdy ze mnie nie żartuj. Nienawidzę być pośmiewiskiem - grzmiał wielkolud.
- Nie strasz mnie, bo się nie boję i skończ te wrzaski, bo nie zamierzam ich słuchać - Karol wyszedł z domu i przez chwilę stał napięty, w oczekiwaniu na tęgie lanie. Nic się jednak nie stało. Bartek wyszedł na zewnątrz i rzucił mu wystruganą włócznię.
- No to do roboty.
I na tym zakończyli sprzeczkę.

Olga
Razem z jedną ze strażniczek i praktykantami obserwowała ekran, na którym Karol z Bartkiem wyszli za palisadę uzbrojeni we włócznie. Technicy uruchomili dron, który nagrywał ich dalsze poczynania.
- Nareszcie doszło do spięcia - ucieszyła się Olga.
- Długo się krygowali - przyznała strażniczka.
- Mieli pełne brzuchy, czuli się komfortowo - Olga zwróciła się do praktykantów - okres aklimatyzacji właśnie dobiegł końca, teraz panowie będą musieli radzić sobie sami.
- Jaki jest tego cel? - zapytała jedna z praktykantek.
- Na Ziemi zawsze dostawali to, co chcieli. Ten wielki, dzięki sile, a ten mniejszy, dzięki wysokim zarobkom. Teraz nie mają nic i dzięki temu szybko poznamy ich charaktery.
- Nie boicie się, że się pozabijają? - dopytywała dziewczyna.
- Takie ryzyko istnieje, ale w ciągu 10 lat były tylko dwa takie przypadki. 
- Czemu do tego doszło? – Olga odparła.
- W jednym przypadku głód. Panowie nie umieli nad nim zapanować i zanim coś upolowali, pokłócili się i jeden dźgnął dzidą drugiego.
- Co się stało z tym, co zabił?
- Został wysłany do Kolonii Karnej, z której nie ma odwrotu. Tam trafiają osoby, które nie nadają się do resocjalizacji.
- Czyli nie wszyscy trafiają do Karnego Miasta.
- Nie.
- A co się dzieje w Kolonii Karnej?
- Skazańcy mieszkają na otwartej przestrzeni i czy sobie poradzą zależy już tylko od nich.
- Nikt ich nie pilnuje?
- 24h na dobę, ale strażnicy nie wchodzą z nimi w bezpośredni kontakt.
- Panowie zaczęli polowanie - poinformowała ich strażniczka. 
To ucięło dalszą rozmowę, co Olgę ucieszyło, ponieważ szczegółowe informacje o Kolonii Karnej mieli jedynie pracownicy wyższego szczebla. Nie wszyscy nadawali się do pracy w tamtych warunkach. Tym bardziej praktykanci nie powinni zbyt dużo wiedzieć.

Karol i Bartek
Według zapisków z informatora, południe było porą odpoczynku zwierząt drapieżnych. Ukrywały się przed palącym słońcem i przez około dwie godziny nie powinny się pojawiać. Mężczyźni jednak doszli do wniosku, że od każdej reguły mogą być wyjątki, dlatego szli ostrożnie między drzewami, nasłuchując jakiś niepokojących dźwięków. Wyszli na kolejną polanę, o wiele większą niż ta, na której mieszkali. Ku ich radości na środku pasły się zwierzęta podobne do saren. Były większe i masywniejsze od ziemskich, ale to nie miało znaczenia. W informatorze napisali, że są jadalne.
Panowie porozumieli się wzrokiem i wypatrzyli dorodną zdobycz. Skryli się w wysokiej trawie i usiłowali podejść bezgłośnie do stada. Karolowi było łatwiej, ponieważ jako płatny zabójca był wyćwiczony w skradaniu się i oczekiwaniu na dogodny moment do oddania strzału. Bartek radził sobie o wiele gorzej. Był wielki i niezgrabny, nie umiał się cicho poruszać i to jego sapanie spłoszyło zwierzęta. Sarny uciekły w las.
- Zmarnowaliśmy prawie dwie godziny - wkurzał się Bartek.
- To dopiero pierwsza próba - uspokajał Karol - poza tym wpadłem na dobry pomysł.
- Jeżeli będziesz truł o korzonkach, to sobie daruj.
- Korzonki zawsze zdążymy zebrać. Pomyślałem raczej o zrobieniu pułapki. 
- Nie mamy łopat.
- Możemy je zrobić.
- Nie mogłeś na to wpaść wcześniej.
- Grunt, że wpadłem. A teraz wracajmy i nazbierajmy zieleniny.
- Nie lubię warzyw - parskał Bartek.
- To twój problem, a ja będę miał pełny brzuch.
Bartek przestał utyskiwać, jak rozpieszczona panienka. W milczeniu szedł za Karolem i myślał. Wiedział już, że w tym zespole, to Karol jest silniejszym zawodnikiem. Był niski i szczupły, a on mógłby go zabić jednym ciosem, ale był mądrzejszy i skupiony na przetrwaniu. Za to on złościł się i chciał używać siły. Dawał do zrozumienia, że nie umie używać mózgu.
- Dupek ze mnie - burknął pod nosem.
- To prawda - przyznał Karol.
I o dziwo atmosfera od razu się poprawiła. Nazbierali trochę korzeni, grzybów i owoców leśnych. W domu okazało się, że nie wszystkie były jadalne.

Olga
Praktykanci dostali dwie godziny wolnego, więc mogła chociaż na chwilę wrócić do pracy. Jako dyrektor miała mnóstwo obowiązków, ale najbardziej lubiła pracę z więźniami. Gdyby była zwykłym pracownikiem pewnie dostałaby z dwunastu podopiecznych, a tak musiała zadowolić się dwójką. Lubiła rozpracowywać więźniów. Poznawać ich charaktery, życiorysy, mocne i słabe strony, a potem pomagać im rozpoczynać nowe życie. Większość z nich po powrocie na Ziemię nie wracała na drogę przestępstwa i to był ich ogromny sukces. Ci, co zostawali na Więziennej Planecie nigdy już nie łamali prawa. Byli jeszcze ci, którzy lądowali w Kolonii Karnej. Ale im już nic nie mogło pomóc. Mogli jedynie spróbować przeżyć. 
Sięgnęła po teczki i zabrała się za uzupełnianie notatek.

Pracę tą przerwało pukanie do drzwi.

Okazało się, że to była praktykantka, która zadawała najwięcej pytań.

- Tak? – zapytała Olga.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie odpowiedziała mi pani w pełni na pytanie.

- Tak, na które?

- Powiedziała pani o jednym z dwóch przypadków zabójstwa na tamtym odludziu. Jaki był drugi?

Olga odłożyła pióro i odchyliła na oparcie krzesła. Ręką wskazała dziewczynie stołek. Po czym zamiast odpowiedzieć, sama zapytała.

- Chciałaby pani tu zostać i pracować?

- Tak. Czytałam wszystko, co tylko mogłam o tym miejscu. To jest moje marzenie.

- Widzę – Olga uśmiechnęła się do dziewczyny i odpowiedziała na jej pytanie – drugi przypadek, był tak naprawdę pierwszym i to zaraz na początku mojej pracy w tym miejscu. Byłam młoda i niedoświadczona. Dopiero zaczynałam tworzyć moją wizję resocjalizacji. Szefowie pozwolili mi na eksperyment z domkami na odludziu. Pierwsze pięć trójek, zachowywało się tak, jak przewidziałam. W szóstej trójce, znalazł się psychopata, który potrafił doskonale udawać normalnego człowieka. To on z zimną krwią zabił swoich kolegów.

Myślałam, że szefostwo odbierze mi projekt albo, co gorsze zwolni i da wilczy bilet. Ale oni pocieszyli mnie mówiąc, że początki zawsze są trudne i żebym nie rezygnowała. 2 przypadki przez 10 lat, to bardzo niewiele, zwłaszcza, jak uświadomi sobie pani, że przez te lata, przez nasze więzienie przeszło ok. dwóch tysięcy ludzi.

- Tysięcy?

- To według pani dużo, czy mało?

- Biorąc pod uwagę, że niewiele osób tu się kręci, to dużo.

- Niech pani pamięta, że nie wszyscy dostają długie wyroki. Niektórzy są tu trzy niektórzy pięć lat. A my jesteśmy w stanie przyjąć jednorazowo 500 osób. Ale nigdy się to nie zdarzyło.

- Czemu?

- Nie wszystkich tutaj przysyłają, nie wszyscy, którzy przybyli nadają się do życia w Karnym Mieście. Ale o tym dowie się pani w swoim czasie, tymczasem proszę uczyć się na bieżąco, obserwować i pytać, pytać, pytać.

- Bardzo dziękuję pani za rozmowę – dziewczyna wyszła.

Olga wróciła do raportów.


kolejny odcinek 13 kwietnia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka