Wielki powrót do siłowni
"We are the chamions
Weeeee. areeeee the chaaaaampions
No time for losers
Cause we are the chaaaaamions of the wooooorld"
No i udało się w końcu dotrzeć do siłowni. Ile mi to zajęło? Chyba pół roku odkąd podzieliłam się z Wami myślą, że czas tam wracać. I tak szłam, szłam, szłam i dojść nie mogłam. Drugą próbę podjęłam w sierpniu, ale zawsze "coś" mi przeszkadzało. W końcu pomyślałam sobie: Sylwia, koniec tego dobrego. Twoje przyjaciółki chodzą na jogi i boksy, to ty musisz ponownie zacząć wyciskać🤣🏋.
Wczoraj udało mi się w końcu tam dotrzeć. Nie było łatwo, o nie. Miałam tysiąc wymówek dlaczego nie powinnam zaczynać od poniedziałku i dlaczego powinien to być wtorek. Potem z wtorku zrobiłaby się środa, czwartek itd. Ale byłam dla siebie bezlitosna, spakowałam rzeczy i wyszłam z domu. Nie powiem, miałam lekki stres, bo dawno tam nie byłam. Dodatkowo parkometr w Forcie Piontek mnie pokonał i musiałam poprosić pana, żeby pomógł mi się z tym uporać. I nie, nie wstydzę się prosić o pomoc przystojnych panów.😀
No i w końcu dotarłam do przybytku mej radości. Retro Gym, bo tak się nazywa to miejsce, rzeczywiście jest retro i bardzo mi to pasuje. Bez zadęcia i bez tłumów. Przynajmniej wtedy, kiedy ja byłam. No i brak fitnessek, to kolejny plus. Chłopy, kilka kobiet i spokój. Żadnego trajkotania i głośnego śmiechu. I od razu mówię, nie mam nic do fitnessek jako osób, ale to był jeden z powodów, przez które porzuciłam kilka lat temu siłownię. Dziki tłok i hałas. Dlatego wolę siłownię, gdzie głównie chodzą panowie, jest spokojniej, chociaż ich stękanie przy wysiłku też nie jest ciche😁. Ale to co innego. No i mogliby mniej przeklinać, ale w ostatecznym rozrachunku wolę to, niż niekończące się śmiechy i ploty.
Ale dosyć już tym.
Co się okazało? Okazało się, że jestem zardzewiała, jak stare zawiasy i skrzypię przy najmniejszym wysiłku. Ciężary? Jakie ciężary? Zupełnie nie mam siły w rękach ani nogach. Ale to pierwsze koty za płoty, więc nie forsowałam się za bardzo. I mimo tak fatalnego startu i tak czuję się dobrze. A w siłowni, jak w domu. A jak patrzę w lustro, to już widzę te pięknie wyrzeźbione ciało Afrodyty (na emeryturze🏆).
No i, jak wiadomo świat jest mały, bo okazało się, że koleś, który jest właścicielem tego przybytku mnie zna. Ja oczywiście nie mam zielonego pojęcia, jak ma na imię i kim on w ogóle jest. Ale on twierdzi, że mnie zna. Ja go kojarzyłam z poprzednich lat z siłowni, a on mi powiedział, że chodziliśmy razem do podstawówki i że jestem rok od niego starsza. Wiedział nawet z kim chodziłam do klasy? No a ja, nie miałam ani kapki skojarzenia. I nadal nie mam. To on mnie zaczepił. Oczywiście, że jak go zobaczyłam, to wiedziałam, że skądś go znam, ale byłam przekonana, że z siłki. A ten odzywa się do mnie:
- Poznajesz mnie?
-Nieeee?
Ale nieważne, ważne, że poszłam, ćwiczyłam i się zmęczyłam.
Dzisiaj też odwiedziłam ten przybytek radości i jestem szczęśliwa i zadowolona. Bo mogę śmiało powiedzieć: WRÓCIŁAAAAM!
Na razie ciężary mizerne, ale za dwa miesiące, będę pakerem:)
Żarcik, nie pakuję na masę, pakuję dla relaksu i kondycji:)

Komentarze
Prześlij komentarz