Więzienna Planeta - odc.38

 

Ania i Agata

- Witaj Karne Miasto – zaczęła Agata – czy wiecie, że od tygodnia mamy już w dzień temperatury na plusie. I to całkiem sporo, bo dzisiaj zobaczyłyśmy na termometrze plus 15 stopni. Kochani, jak nic rozpoczęła się wiosna.

- A skoro o wiośnie mowa. To mamy dwie bardzo ważne informacje – dodała Ania – będziemy mieć w mieście w kwietniu dwa śluby.

- To już za dwa tygodnie.

- Izabela Kwiatkowska i Igor Michalski, to nasza pierwsza szczęśliwa para młodych.

- Kamila Kydrych i Piotr Wąsowski, do druga szczęśliwa para młodych.

- Naszym przyszłym nowożeńcom już dzisiaj składamy życzenia wszystkiego dobrego.

- Ale Aniu zapomniałyśmy o najważniejszym.

- O czym?

- Obie pary zapraszają wszystkich na ślub i wesele, które odbędzie się na naszym głównym placu.

- Dla naszych przyszłych małżonków dwie piosenki, w sam raz na przyszłość.

Wyłączyły dźwięk i pogrążyły się w rozmowie.

 

Bartek

Szedł z wielkim pudłem do sklepu z pamiątkami, gdzie już czekała na niego Lulu. Kilka dni wcześniej poinformowała go, że ma duże braki w zaopatrzeniu, bo pierwsi turyści wykupili prawie wszystkie jego dzieła.

Wszedł do środka i zastał w sklepiku kilku potencjalnych klientów. Uśmiechnął się do nich szeroko i powiedział.

- Za jakieś dwadzieścia minut będą państwo mogli obejrzeć nowy towar. Także radzę pójść na spacer, a potem wrócić. Obiecuję, że się państwo nie zawiodą.

Turyści patrzyli na niego niepewnym wzrokiem. Bartek to zauważył i roześmiał się głośno.

- Proszę się nie denerwować. Ja jestem spokojny i łagodny, jak baranek. A większość tych bibelotów, na które państwo patrzą wyszło spod mojej ręki. Dodał nie bez dumy w głosie.

- Naprawdę – udało się wydukać jednej z klientek.

- To prawda – wtrąciła się do rozmowy Lulu – Bartek nie wygląda na takiego, ale ma bardzo dobre oko do szczegółów i wyjątkową cierpliwość w pracy. Sama mam kilka par kolczyków i korali, które on wykonał.

Turyści pokiwali ze zrozumieniem głowami i nie wyszli. Mimo ponowionej propozycji pójścia na spacer, woleli zostać i patrzeć, jak Lulu wyciąga małe cudeńka z wielkiej paki.

- To jeszcze nie wszystko Lulu – powiedział Bartek – przez zimę zrobiłem całe mnóstwo rzeźb i bibelotów. Przyniosę jeszcze dwa pudła.

 

Olga, Robert i Paweł

Robert mocno nalegał żeby spotkali się gdzieś na zewnątrz, gdzie nikt nie mógłby ich podsłuchać. Zarówno Olga, jak i Paweł dziwili się stanowczemu tonowi kolegi, ale nie oponowali, kiedy wywiózł ich jeepem za miasto, a potem zmusił ich, żeby odeszli na dobre 50 metrów od samochodu.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może nas zaatakować jakiś drapieżnik – Paweł nie krył irytacji w głosie.

- Po pierwsze – odpowiedział mu Robert – mam broń – pomachał mu przed nosem strzelbą – po drugie jesteśmy otoczeni przez kilku strażników, w razie czego zareagują. Są poza zasięgiem naszych głosów.

- Skąd ta konspiracja? – Olga chciała już przejść do rzeczy.

Robert pokazał im list. Każdy przeczytał go uważnie po kilka razy.

- Co im da odstrzelenie naszej trójki? Przecież na nasze miejsce znajdą się inni równie dobrzy, jak my? – zastanawiał się Paweł.

- Mnie się wydaje, że przyślą kogoś z Ziemi, kto zmieni tutejsze porządki – powiedziała Olga.

- Bez sensu. Wszystkie 5 Karnych Miast i Kolonia Karna stosują te same zasady, nie można ot tak sobie czegoś zmieniać – irytował się Paweł.

- Przecież to wcale nie musi być szybko – powiedział Robert – a może w każdym z tych miast dzieje się coś takiego, jak u nas? Może warto zapytać?

- Zrobię to podczas zjazdu burmistrzów. To za miesiąc.

- Może to będzie już za późno? – zadała pytanie Olga – może do tego czasu nas już nie będzie.

Cała trójka się wzdrygnęła.

- Nie możemy tak myśleć – powiedział Paweł – zaproponuję im spotkanie w trybie pilnym…

- Poczekaj – przerwał mu Robert – to zawsze zdążysz zrobić. Na razie my musimy zastanowić się nad tym, co my możemy zrobić, żeby nie doszło do nieszczęścia.

- I jak pomóc osobie, która wie, kto chce nas wykończyć – dodała Olga.

- Myślicie, że mamy dużo czasu?

- Mamy sporo czasu – przypomniała Olga – nakręciliśmy się czarnymi wizjami, a w liście dokładnie jest napisane, że to któryś z nowoprzybyłych więźniów. Na razie przez trzy miesiące będzie w domku na odludziu. Proponowałabym przyjrzeć się bliżej naszym nowym podopiecznym.

- Może będziemy mieli szczęście i jakiś tygrysołak lub biała małpa go zeżre – warknął Paweł złośliwie.

- Może – odezwał się Robert – ale na takie szczęście pewnie nie mamy co liczyć.

- Ja muszę powiedzieć o tym Karolowi – powiedziała Olga.

- Nie powinnaś – zaczął Robert, ale Paweł stanął w je obronie.

- Powinna. Facet jest w to zamieszany, a poza tym jest dobry, tropicielem i obserwatorem. Pomoże nam.

- Najchętniej bym zamknęła granice i nigdy już tu nikogo nie wpuściła – powiedziała Olga.

- To nie jest wyjście – powiedział Paweł – poza tym ja nie chcę się odcinać od rodziny.

- Ja też nie. Ale wiesz o co mi chodzi.

- Wiem. Z tym, że to było by niezgodne z prawem. Co innego zamknąć przejście zimą, awaryjnie. Ale tak na stałe, to nie można – mówił Paweł.

Robert odezwał się zmieniając temat.

- Niczego nie będziemy zamykać, ale też o niczym nie będziemy nikogo informować. Tylko nasza czwórka i ta osoba z dołu. Przypominam wam, że ta osoba chce, jak najszybciej tu przybyć.

- A kapitan Olechowski? – zapytała Olga.

- Nikomu – powiedzieli jednocześnie Paweł i Robert.

- Dobrze.

- A Karolowi też o tym powiedz gdzieś, gdzie was nikt nie podsłucha – dodał Paweł. Olga potaknęła głową.

- No dobrze. To jaki mamy plan? – zapytała.

- Po pierwsze – zaczął wyliczać Robert – zwiększyć obserwację więźniów w domkach na odludziu. Po drugie nic nikomu nie mówimy, po trzecie, Paweł nie musisz organizować nadzwyczajnego spotkania, bo mamy czas. Ale na tym spotkaniu musisz dowiedzieć się, jak się w innych Karnych Miastach sprawy mają. Po czwarte, każdy z nas musi nosić broń. Po piąte, nikt z nas nie wchodzi do strefy dla turystów. Koniec, kropka.

- A jak Jacek Olechowski będzie chciał z nami pogadać? – zapytała Olga.

- Wtedy zrobimy wyjątek od reguły – zgodził się Robert.

Zanim wrócili do miasta Robert spalił list i koperty. Lepiej było chuchać na zimne.

 

 

 

Karol i Olga

Opowiedziała Karolowi wszystko, o czym rozmawiała z burmistrzem i kapitanem. Narzeczony, zanim się odezwał przez bardzo dugą chwilę analizował informacje i zastanawiał się, co ma zrobić, żeby zapewnić Oldze bezpieczeństwo. W końcu powiedział cicho:

- Gdybym mógł wrócić na Ziemię, raz dwa znalazłbym wszystkich, którzy są odpowiedzialni za ten spisek. Niestety siedzę w więzieniu i nic z tego nie będzie.

Olga pogłaskała go po twarzy.

- Nie mogę na to przystać.

- Ja nawet o to nie proszę.

- Ale nie możesz mi przeszkodzić w zrobieniu małego, prywatnego śledztwa tutaj na miejscu.

- Wlałabym żebyś nic nie robił, nie chcę żeby nam się ten przestępca wymknął.

- Nie wymknie się. Nie dam mu na to szans – Karol był bardzo pewny swego.

- Co zamierzasz?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

- Nic. Na razie będę obserwował i słuchał, co ludzie gadają. No i pochodzę po strefie dla turystów, może tam coś w trawie piszczy.

- Pamiętaj, że jeśli coś odkryjesz, nie rób żadnych głupot. Nic na własną rękę. Dobrze?

- Dobrze – powiedział czule i ją pocałował – czy ja cię kiedyś zawiodłem?

- Nigdy – uśmiechnęła się do niego Olga i mocniej przytuliła, po czym dodała – myślisz, że to się kiedyś skończy? Że przyjdzie dzień kiedy odkryjemy sprawców, ci pójdą do więzienia, a my będziemy mieć spokój.

- Wszystko będzie dobrze – powiedział uspakajającym tonem. A w myśli dodał „przez jakiś czas.”

 

 

Robert

Patrzył rozbawiony w lekko nadąsaną twarz Lulu. Przed chwilą zrobiła mu mini wykład o tym, że ją zaniedbuje. Że nie widziała się z nim od trzech dni i że pewnie już jej nie kocha i dlatego zaczyna unikać. On, jak to chłop roześmiał się na te niedorzeczności, a ona się nabzdyczyła. Próbował ją objąć i przytulić, ale odskoczyła od niego i splotła ramiona na piersi. Pokręcił z niedowierzaniem głową.

- To, co mówisz nie ma sensu – powiedział.

- Tak? To dlaczego nie widziałam cię nawet przez chwilę. Nie wpadłeś do sklepu nawet na pięć minut.

- Lulu, jestem kapitanem straży, mamy najazd turystów, nowe dyżury na murze i drapieżniki za płotem. Naprawdę nie miałem czasu. A do domu wracałem późnym wieczorem, kiedy ty już miałaś ciszę nocną.

- Tak? – wybuchła – ale na schadzki z panią dyrektor i burmistrzem, to miałeś czas. Tak?

- To były sprawy służbowe – powiedział poważnie.

- Na środku jakiejś łąki?

Robert spojrzał na nią czujnie i powiedział nieco ostrzejszym tonem.

- Skąd wiesz, gdzie z nimi rozmawiałem?

Lulu skuliła się i cofnęła. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Mimo, że byli ze sobą od kilku miesięcy, ona nadal bała się, kiedy mówił głośniej.

Nie skomentował tego, ponieważ nie miał czasu na drążenie starego tematu o jej lękach. Lekko się zirytował –„W zasadzie, to powinna już dawno mu zaufać i przestać się wygłupiać.” – pomyślał. Podszedł do niej pewnym krokiem i mocno przytulił. To mówiło jej więcej niż słowa.

Po jakimś czasie Lulu się uspokoiła i bąknęła:

- Poszłam na blanki starego muru i was obserwowałam. Widziałam jak jedziecie na to odludzie. Widziałam też strażników rozstawionych w pewnej odległości od was. Jakby mieli was przed kimś lub przed czymś bronić.

Robert zesztywniał. Nie, to żeby się kryli z tym, co robią, ale z drugiej strony liczyli na to, że nikogo to nie będzie obchodzić. Skoro obchodziło Lulu, to może i kogoś kto jest zamieszany w spisek. Bo Robert szczerze wątpił w to, że tu na miejscu działała tylko jedna osoba. Na pewno był tu jeszcze jakiś inny szpieg albo szpiedzy.

- Co się stało? – spojrzała na niego spłoszona – powiedziałam coś nie tak? Gniewasz się na mnie za to, że poszłam na te blanki?

Kapitan odetchnął głęboko kilka razy i opanował zdenerwowanie.

- Nie jestem na ciebie zdenerwowany – zapewnił – raczej czuję się głupio, że cię tak przez te kilka dni zaniedbałem. Masz rację, powinienem znaleźć chociaż pięć minut na spotkanie z tobą – pocałował ją w czoło.

Lulu uśmiechnęła się promiennie. Miał zamiar  jeszcze ją zapytać, czy widziała jeszcze kogoś na starym murze czy w ich okolicy. Ale stwierdził, że zrobi to później. Teraz ona domagała się czułości. A on, mimo, że był twardym facetem zamierzał jej tę czułości dać.

 

Agata

Do przyjazdu rodziców było co raz bliżej. Agata bardzo cieszyła się, że w końcu zobaczy ich na żywo i że spędzi z nimi miesiąc. Bartek trochę się na nią gniewał za to, że znowu wyjedzie zostawiając go w Karnym Mieście. Ale i on rozumiał, że nie mieli innego wyjścia. Najpierw miała z rodzicami spędzić kilka dni w Karnym Mieście, a potem wykupiła dla ich trójki tydzień Błękitnej Lagunie przy Kolonii Karnej. Ona jeszcze tam nie była, a słyszała, że to wspaniałe miejsce, a co najważniejsze całkowicie pozbawione niebezpieczeństw. Potem znowu mieli wrócić na kilka dni do Karnego Miasta, a potem znowu wyjechać na tydzień nad Burzliwe Wodospady.

I z jednej strony była przeszczęśliwa, bo chciała nacieszyć się rodziną, ale z drugiej strony było jej smutno, że nie będzie mogła cieszyć się nimi razem z Bartkiem.

- Wszystko to jest głupie i tyle – powiedziała na koniec.

 

Tomek i Ania

Dostali pozwolenie na spędzenie godziny czasu we dwoje w karczmie. Przez większość spotkania nic nie mówili tylko przytulali się do siebie i patrzyli sobie w oczy. W końcu Tomek ni z tego ni z owego zapytał.

- Co masz zamiar robić, kiedy skończy się twój wyrok?

Ania popatrzyła na niego zdziwiona.

- Nie za bardzo rozumiem?

- Nie zastanawiałaś się czasem, co chcesz potem robić?

Ania lekko zadrżała.

- Tak szczerze mówiąc, nie zastanawiam się nad tym. Cieszę się dniem dzisiejszym. Przyszłość lekko mnie przeraża.

- Dlaczego?

- Bo ja nie chcę wracać na Ziemię.

- I nie musisz.

- Nie?

- Przecież możesz dalej mieszkać i pracować w Karnym Mieście – Tomek urwał, po czym dodał z szerokim uśmiechem – albo mnie posłuchać, bo ja mam plan.

- Tak? Jaki? – zaciekawiła się dziewczyna.

- Myślałem nad tym przez kilka dni. Myślałem gdzie mógłbym się najlepiej sprawdzić. I wiesz, co mi wyszło?

- Nie?

- Że w turystyce. Jestem doskonałym sprzedawcą marzeń. Czemu nie miałbym robić tego legalnie?

- A gdzie jest w tym wszystkim dla mnie miejsce?

- No ze mną – zaśmiał się niepewnie – bo ja tak sobie pomyślałem, że można by na tej planecie założyć jeszcze jeden kurort wypoczynkowy.

Ania uniosła brwi.

- A skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?

- Z obserwacji. Wiesz ilu już turystów tutaj przyjechało?

- Nie? Ilu?

- Naliczyłem sześćdziesiąt osób, a codziennie przybywają nowi – Ania chciała coś dodać, ale jej przerwał – poza tym popytałem się, jak duże są hotele w okolicy i w kurortach wypoczynkowych i wyszło mi, że za mało.

- A ile dokładnie.

- No i to będzie twoja rola. Dowiedzieć się dokładnie ile i czy nasz biznes ma sens. Ja prognozuję, że w kolejnych latach będzie nas tu raczej przybywać niż ubywać.

Ania uśmiechnęła się do niego czule i pocałowała w usta.

- Prawda jest taka, że ja na razie nie chcę się zajmować żadnym biznesem. Lubię pracę w szkole i w radio.

- Czyli co, nie? – Tomek był lekko zawiedziony, że jego pomysł nie przypadł dziewczynie do gustu.

- Nie – uśmiechnęła się – to jest wspaniały pomysł, ale wróćmy do niego kiedy będziemy bliżej końca odsiadki. Dobrze?

- Masz rację – pocałował ją w nos – do tego momentu będę miał dla nas cały biznes plan.

- Jesteś niemożliwy – śmiała się Anka.

 

Nina

Siedziała za mamą na ławce przed jednym ze sklepów ze strefy turystycznej. Ojciec poszedł szukać pamiątek, więc miały chwilę dla siebie.

- Mam tylko 15 minut – powiedziała Nina smutno.

- To nie traćmy ich na wzdychanie – uśmiechnęła się do niej mama – powiedz mi od razu, co cię gryzie.

- Bo Mat wcale nie jest moim chłopakiem – powiedziała.

- Wiem skarbie, ale to i tak nie ma znaczenia.

- Co masz na myśli?

- Bo osobiście uważam, że on będzie twoim chłopakiem.

Ninie zadrżała broda.

- Mamo, ale ja nie chcę mieć chłopaka. Wolę mieć przyjaciela.

- Jedno nie wyklucza drugiego – starsza kobieta pogłaskała dziewczynę po włosach.

- Mat jest fajny, rozśmiesza mnie, dodaje odwagi i sprawił, że wszystko mu o sobie opowiedziałam.

- I co on z tą wiedzą zrobił?

- Właściwie to nic. Przeszedł z tym do porządku dziennego i w ogóle do tego nie wraca.

- Może i ty powinnaś tak zrobić?

- Nie umiem. Przeszłość do mnie wraca.

Matka objęła Ninę i powiedziała ciepłym głosem.

- Nigdzie nie musisz się spieszyć. Myślę, że on to zrozumie. Tylko pamiętaj, żeby mu wszystko powiedzieć. Żeby wiedział, że potrzebujesz czasu.

Nina pokiwała głową i bąknęła.

- Wiem. Nie będę już kombinować. Ja go lubię mamo, naprawdę go lubię.

 

Olga

Dyżurna w bazie przerzutowej poinformowała ją, że kapitan Jacek Olechowski bardzo chce z nią porozmawiać. I że nie rozumie, czemu od dwóch dni wciąż słyszy odmowę. Gdyby udało się go przełączyć do jej gabinetu nie miałaby z tym problemu, niestety nie odkryli jeszcze, jak to w tym świecie zrobić.

Nie mogła jednak tak go zostawić, zwłaszcza, że nikt go nie informował czemu ani ona, ani burmistrz nie mogli z nim rozmawiać.

Dlatego napisała list, który miał odczytać Jackowi dyżurny strażnik w bazie.

„Cześć Jacek. Przepraszam, że nikt z nas z tobą chwilowo nie rozmawia, ale mamy tu mały mętlik z powodu napływu turystów oraz nowych więźniów. Umówmy się na spotkanie. Podaj dzień i godzinę, wtedy na pewno połączysz się albo ze mną albo z burmistrzem. Wszystkie Twoje raporty otrzymaliśmy. Jeśli masz jakieś nowe wytyczne przekaż je tym, którzy odbierają od ciebie rozmowę. Pozdrawiam Olga.

List dała swojej sekretarce, która po pracy zaniosła go do bazy przerzutowej.

Olga uznała, że to było dobre rozwiązanie, ponieważ dawało jej kilka dni na urobienie przyjaciół i Karola, żeby pozwolili jej tam pójść i porozmawiać z kapitanem. Dodatkowo mieli chwilę na to, żeby wymyślić, jak rozmawiać z Jackiem Olechowskim.

 

Bartek

Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek tak się denerwował. A przecież przeszedł wiele. Bywał w niebezpiecznych miejscach, gdzie mógł stracić życie. Sam był postrachem dla innych. Tymczasem czekało go tylko poznanie przyszłych teściów, a on czuł się jak smark, który coś zbroił. Na samą myśl o spotkaniu, pociły mu się ręce, serce waliło, jak młotem i był gotowy, żeby błagać Agatę, żeby nie kazała mu poznawać swoich rodziców.

Ona śmiała się z niego i mówiła, że nie ma czego się obawiać, ale on nie był tego taki pewny. Wiedział, że nie jest dobrym kandydatem na męża.

W końcu nie wytrzymał napięcia i podzielił się swoimi obawami z terapeutą. Ten wysłuchał go z uwagą i ani razu nie przerwał jego wywodu. Dopiero kiedy Bartek skończył mówić, zabrał głos.

- Tak, to prawda nie jesteś dobrym kandydatem na męża.

- Co?! – wykrzyknął Bartek – co pan mi tu mówi!

- Powtarzam, co sam mi powiedziałeś.

- Ale miałem nadzieję, że mi pan zaprzeczy i powie, że jestem super.

Terapeuta roześmiał się  serdecznie. Kiedyś Bartek by się na to wściekł i zaczął krzyczeć. Dzisiaj po prostu się nabzdyczył.

- Twój życiorys jest mocno pokancerowany i nie zapominaj, że siedzisz w dziwnym, bo dziwnym, ale więzieniu. Dlatego każdy rodzic uznałby cię za nieodpowiedniego kandydata dla swojej córki… - Bartek chciał mu przerwać, ale terapeuta uniósł rękę – ale tak naprawdę, to wszystko zależy od tego, czego oni będą się trzymać. Twojej przeszłości, czy teraźniejszości. Bo jeśli chodzi o Agatę, ona widzi w tobie dobro, widzi twój talent, zmianę zachowania, determinację w dążeniu do celu i dla niej jesteś idealny. Czy tak będą cię widzieć jej rodzice? Nie wiem. Ale jestem pewny, że kogo nie spytają, to każdy powie o tobie coś miłego. I może dzięki temu ze złego kandydata na męża, staniesz się tym właściwym.

- No dobrze, to rozumiem, ale co pan o tym sądzi?

- Aż tak ci zależy na moim zdaniu?

- Tak.

- Ja uważam, że Agata nie jest do końca świadoma tego, kim byłeś, ponieważ poznała cię już po głównych etapach resocjalizacji. Dla niej jesteś normalnym facetem. I dobrze. Ale ja wiem, co w tobie drzemie. I tak się zastanawiam czy trzymasz się na wodzy, bo jesteś tu pilnowany, czy dlatego, że sam się pilnujesz? – Bartek znowu chciał mu przerwać, ale terapeuta znowu nie dopuścił go do głosu – Czy będziesz w stanie zawsze się kontrolować? Czy, gdy wrócisz na Ziemię, spotkasz starych znajomych, wszystko da w łeb i zafundujesz Agacie horror, którego się nie spodziewa? Bo dla niej jesteś najlepszy na świecie, kocha cię i jest pewna, że jesteś jej ideałem.

- Do czego pan zmierza?

- Zastanów się czy, to ty sam się kontrolujesz czy my cię kontrolujemy? Kiedy odpowiesz sobie na to pytanie, będziesz wiedział, czy jesteś dobrym kandydatem na męża dla Agaty, czy nie. A wtedy zdanie jej rodziców będzie miało drugorzędne znaczenie.

Bartek wyszedł ze spotkania skołowany.

 kolejny odcinek 12 września 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"