Więzienna Planeta - odc.37
Karol i Olga
Stanął koło niej i w ogóle się nie uśmiechał.
Olga wręcz przeciwnie, była w bardzo dobrym nastroju.
- Jesteś wreszcie- przywitała go radośnie- a już myślałam, że nie
przyjdziesz.
- Byłaś w bazie przerzutowej - powiedział z wyrzutem.
Olga przestała się uśmiechać.
- I z tego powodu masz zamiar zepsuć nam ten dzień, który możemy
spędzić razem do wieczora?
- To ty byłaś w bazie, nie ja. Nie dziw się, że jestem wściekły.
- Byłam, ale więźniowie byli uśpieni. Nic mi nie groziło.
- Tego nie mogłaś być pewna - burczał.
- Jestem dyrektorem więzienia...
- Jesteś moją narzeczoną.
- Ale nie własnością.
- Wiem, ale prosiłem cię, żebyś tam nie chodziła.
Olga nic nie odpowiedziała.
- Nie musiałaś tam iść.
- Karol, każdy kto tam idzie naraża się na niebezpieczeństwo. Nie
masz pewności, czy zabójca nie będzie chciał dostać się do mnie po trupach
innych ludzi. A ja nie chcę, żeby ginęli ludzie.
Karol wzdrygnął się. Chciał powiedzieć, że on ma gdzieś innych ludzi,
że to o jej życie mu chodzi. I taka była prawda, ale wiedział, że to się jej
nie spodoba. Olga w odróżnieniu do niego była bardzo empatyczna. On z trudem
znalazł ją i dwóch kolegów. Reszta była mu obojętna lub potrzebna w dotarciu do
celu. Ale tego też nie mógł jej powiedzieć.
- Wiem- odezwał się w końcu- ale nie dziw się, w końcu to ciebie
kocham a nie innych ludzi.
Olga uśmiechnęła się do niego czule.
- Wiem. Ja też cię kocham, ale wiesz, że nie mogę ci obiecać, że
nigdy więcej nie pójdę do bazy przerzutowej. Mogę ci tylko obiecać, że będę się
tam zjawiać tylko wtedy, kiedy będą przysyłać uśpionych więźniów.
Westchnął.
- No dobrze - po czym wziął ją za rękę - chodźmy się bawić.
I jakby nie było między nimi sprzeczki poszli szukać rozrywek.
Bartek i Agata
Siedzieli na ławce wśród tłumu ludzi i zjadali
kiełbaski z grilla. Najważniejsze punkty imprezy były za nimi, więc mogli choć
trochę odpocząć. A zwłaszcza Agata, która przez pół dnia brylowała na scenie.
Teraz przyszła kolej na Anię i jej Trzy bity, które przygrywały ludziom do
tańca.
- Zmęczona? – zapytał z troską Bartek.
- Po czym poznałeś? – uśmiechnęła się blado.
- Po tym, że prawie nic nie mówisz.
- Zlituj się nade mną – jęknęła – gadałam na
okrągło przez trzy godziny – daruj mi dzisiaj.
- Mnie to nie przeszkadza – zapewnił ją szybko –
możemy pomilczeć. Zawsze to coś nowego.
Agata zaśmiała się i pocałowała go w policzek.
- Jesteś kochany.
- Ale ja mogę mówić? – zapytał z uśmiechem.
- Możesz – zgodziła się łaskawie.
- Bardzo się cieszę z dzisiejszego dnia – zaczął
mówić – bo nie wygrałem w żadnej konkurencji.
- Z tego co wiem, nie wziąłeś udziału w żadnym
konkursie – zaśmiała się.
- No właśnie, dlatego nic nie wygrałem.
- I to cię cieszy?
- Miałaś milczeć a ja mówić – przypomniał.
Skinęła głową.
- To dla mnie nowość, bo zawsze lubiłem wszelkie
rywalizacje, zwłaszcza siłowe. Tymczasem dzisiaj nie miałem ochoty na żadne
gry, nie miałem ochoty wygrywać. Jako widz dobrze się bawiłem. No i mogłem
patrzyć na ciebie w akcji. Szalałaś na scenie i błyszczałaś, jak gwiazda.
- Przestań tak mówić, to Ania jest naszą
miejscową celebrytką.
- Dla mnie jesteś gwiazdą. A co najważniejsze,
tylko moją.
Agata lekko zarumieniła się na to wyznanie.
Tomek i
Paweł
Siedział w baraku i przeglądał grafik
pracowników. Coś mu w nim się nie podobało. Wziął kartkę z dzisiejszymi
przydziałami i wyszedł na zewnątrz. Wokół uwijało się piętnaścioro ludzi,
wykonujących różne prace. Tomek zaczął się im przyglądać i po jakiś pięciu
minutach odkrył, co mu nie pasowało. Musiał pójść do burmistrza i pogadać z nim
o zmianie sytemu robót przy murze. Ten, który dostał był mało wydajny, a on
wiedział, jak go ulepszyć.
- Jadę do ratusza – powiedział do jednego z
podwładnych – za godzinę wrócę.
Tamten skinął głową i przejął na tę chwilę jego
obowiązki.
Tomasz wsiadł do samochodu i pojechał szybko do
miasta. Tam udał się prosto do Pawła Sosnowskiego.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał ten widząc
mężczyznę ubranego w roboczy kombinezon, uwalanego od stóp do głów zaschniętą
ziemią – jakieś problemy na murze?
- Przyszedłem dać propozycję zmian pracy na
murze.
- A co jest nie tak z tym, który masz?
- Jest niewydajny. Źle dobieramy ludzi.
- Staramy się posyłać tam wszystkich sukcesywnie,
dom po domu.
- I to jest błąd. Powinniśmy posyłać nas według
innego schematu.
- Co proponujesz?
- Proponuję podział nie na domy i mieszkania, a
na przydatność.
- Nikogo, prócz chorych i dzieci nie możesz
wykluczyć.
- Wiem, ale ustawię brygady tak, żeby znalazły
się zawsze w nich osoby silne i krzepkie ze słabszymi. Do tej pory, to był misz
masz.
Paweł popatrzył na niego i powiedział.
- Jeśli potrafisz to zrobić, to masz ode mnie
zielone światło. Ale jeśli mogę prosić, to nie od jutra. Najpierw zrób grafik,
a potem pogadamy o terminie jego wdrożenia. Dobrze?
- Dobrze. Dziękuję – Tomasz wyszedł i wrócił do
swojej kanciapy przy murze.
Nina i
Robert
Nina szła właśnie z przychodni do domu, kiedy na
swojej drodze spotkała Roberta.
- Dzień dobry panie kapitanie – powiedziała
uśmiechnięta.
- Dzień dobry Nino – odparł zaskoczony jej dobrym
humorem.
- Dobrze się pan wczoraj bawił na zabawie?
- Tak – odparł i zamilkł jeszcze bardziej
zdumiony tym, że ot tak zagaiła rozmowę.
- Widziałam pana, jak rzucał pan lotkami do
tarczy. Wszystkie celne, nic tylko pogratulować.
Robert odchrząknął, jakby wstydził się tej
dziecięcej zabawy. Potem wziął się w garść i powiedział.
- A ty coś wygrałaś?
Nina uśmiechnęła się od ucha do ucha i pokiwała
energicznie głową.
- Dwa przywileje, które mogę wykorzystać kiedy
tylko chcę. Mam nawet listę, z której mogę wybrać.
- Wiesz już na co je przeznaczysz?
- Tak! – wykrzyknęła entuzjastycznie – jeden
wykorzystam, jak przyjadą rodzice, będę miała dla nich cały dzień, a drugi jest
przeznaczony na trzydniową wycieczkę z Matem do lasu.
- Cieszę się Nino, że udało ci się je wygrać.
Zasłużyłaś sobie.
- Dziękuję panie kapitanie. Musze lecieć, zaraz
cisza nocna. Do widzenia.
Robert patrzył za nią zanim nie znikła mu z oczu.
Po raz pierwszy nie czuł do niej niechęci. Dziewczyna zrobiła ze sobą kawał
dobrej roboty. A może to ten chłopak z lasu tak na nią wpłynął? Oby.
Olga
Dzisiaj przybywali pierwsi turyści, a ona
posłusznie siedziała w biurze i nigdzie się z niego nie ruszała. Nie tylko
Karol zwariował na punkcie jej bezpieczeństwa, ale i Paweł z Robertem. Każdy
dzisiaj do niej przyszedł i zakazał opuszczania budynku więzienia. Oczywiście
miała co robić, kilka spotkań terapeutycznych, papiery, obejrzenie monitoringu
z domków na odludziu. Nie mniej jednak czuła się dziwnie, ponieważ zawsze
witała gości.
Tym razem wszystko miało wyglądać inaczej.
Turyści z ziemi mogli poruszać się tylko po wyznaczonych ścieżkach. Nie wolno
im było zapuszczać się między budynki mieszkalne, a tym bardziej przebywać w
okolicy więzienia czy szkoły. Żeby nie czuli się niechciani, specjalnie dla
nich został wybudowany pasaż z pamiątkami, karczmą i miejscem rozrywki, gdzie
każdego dnia o określonych godzinach miał na różne sposoby zabawiać gości.
Część przybyłych osób traktowało Karne Miasto, jako miejsce przesiadkowe i po
dwóch, trzech dniach lecieli do Błękitnej Laguny czy Nowego Miasta. Inni, to
byli członkowie rodzin osadzonych, którzy specjalnie dla nich spędzali urlop w
Karnym Mieście.
A ona została pozbawiona rozrywki, rozmów z
ludźmi z Ziemi i odstawiona na boczny tor. Wiedziała, że to dla jej
bezpieczeństwa, nie mniej jednak czuła się podle. Chciała zobaczyć tych ludzi.
Karol i
Bartek
Szli na miejsce zbiórki osób idących do pracy na
murze. Bartek zagadnął kolegę.
- Widziałeś nowy grafik?
- Tak. Tomasz podzielił nas nie według domów, a według
wagi, wieku i umiejętności.
- Naprawdę? – Bartek spojrzał na kartkę – skąd to
wiesz? Dla mnie to jakieś pomieszanie z poplątaniem.
- To bardzo dobry grafik – przyznał Karol – Tomek
ma głowę na karku, wie jak sprawić, żebyśmy byli wydajniejsi.
- No dobra, ale skąd to wiesz? Rozmawiałeś z nim?
- Nie. Dobrze przyjrzałem się tabelce. I zobacz.
Tam, gdzie jesteś ty, robota jest najcięższa, bo masz dużo siły. Ja nie mam jej
tyle, co ty, to mnie skierował do taczek. A jak widzisz, kobiety pracują tylko
i wyłącznie przy pakowaniu cegieł, mieszaniu cementu czy przy wbijaniu gwoździ
w rusztowaniach.
Bartek jeszcze raz przyjrzał się kartce.
- Skoro tak mówisz?
- Dziwi mnie, że tego nie widzisz.
- Dlaczego?
- W końcu jesteś rzeźbiarzem, projektujesz swój
dom i będziesz sam go budował.
- Ale nie muszę do tego układać grafiku – zaśmiał
się Bartek.
- Ale rysujesz plany.
- Ale to, ja je robię, więc je znam. Natomiast
bohomazy Tomka są dla mnie zagadką – na koniec machnął ręką – z resztą, to
nieważne, pójdę, gdzie mnie wyślą.
Agata i
Ania
- Witajcie Karne Miasto i turyści – powiedziała
Agata na przywitanie – rozpoczęliśmy sezon na odwiedziny i na pewno nie jedno z
nas cieszy się na spotkanie z bliskimi.
- A gości mamy coraz więcej. Według danych, które
łaskawie podały nam nasze panie strażniczki w bazie przerzutowej, przybyło do
nas już dwadzieścia pięć osób, a ma ich być w następnych dniach jeszcze więcej.
- Witamy wszystkich serdecznie na Więziennej
Planecie – kontynuowała Agata – tym, którzy lecą dalej życzymy udanego pobytu w
Nowym Mieście, w Błękitnej Lagunie czy Burzliwych Wodospadach.
- A te osoby, które z nami na jakiś czas zostają
zapraszamy do odwiedzenia naszego nowego pasażu, wybudowanego specjalnie na
wasz przyjazd.
- Pamiętajcie jednak, że u nas nadal jest zimno,
więc nie zapominajcie ciepło się ubrać.
- Zapraszamy również do naszych sklepów,
zwłaszcza z pamiątkami – dodała Ania – możecie tam kupić cudowne rzeźby Bartka
Staniszewskiego.
- Oraz nagrania piosenek naszego miejscowego
zespołu Trzy Bity oraz Anny Liwskiej.
- A teraz zapraszamy do posłuchania piosenki, po
której odpowiemy na kilka listów do redakcji.
Nina
Stała w holu w Bazie Przerzutowej i niecierpliwie
wpatrywała się w drzwi, którymi wychodzili turyści z Ziemi. Za każdym razem
kiedy pojawiał się w nich jakiś człowiek, podskakiwała nerwowo. W końcu
zobaczyła swoich rodziców i od razu do nich podbiegła. Uściskom i łzom nie było
końca.
Matka długo trzymała ją w ramionach, nie chcąc
puścić i dać miejsca ojcu. Dlatego ten objął je obie i tak stali przez dłuższą
chwilę. Ze wzruszenia brakowało im słów. W końcu Nina wydukała:
- Tak się cieszę, że was widzę.
- My też – zapewniła matka i spojrzała na nią z
uwagą. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała z uznaniem – pięknie wyglądasz.
Teraz wierzę, że wróciła nasza Nina.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Mamo, ja już nie chcę być inna. Ja się tutaj
tyle nauczyłam. Pan kapitan i pani dyrektor, a zwłaszcza pan burmistrz bardzo
mi pomogli.
- A Mat? – zapytał ni z tego ni z owego tata.
- On… - zająknęła się – on jest moim testerem
normalności. Bardzo się cieszę, że go poznałam.
- A czy my też go poznamy? – dopytywała mama.
- Tak. Oczywiście. Ale nie dzisiaj.
- Wiem, że nie możesz nam poświęcić zbyt wiele
czasu – odezwał się ojciec.
- Dzisiaj nie, ale jutro mam dla was cały dzień.
Wygrałam ten przywilej w konkursie. I jutro przyprowadzę na obiad Mata.
- Dobrze córeczko – matka pogłaskała ją po
policzku. Nina złapała ją za rękę i przytrzymała przy swojej twarzy i nagle
zaszlochała – tak mi was brakowało.
- Nie płacz dziecino, przecież zawsze przy tobie
byliśmy – mówiła przez łzy jej matka.
- I teraz jesteśmy – dodał ojciec. Ponownie się
przytulili.
Nina spojrzała na zegarek.
- Musimy iść. To znaczy, ja muszę zaraz iść do
pracy, ale zdążę jeszcze was odprowadzić do hotelu. I po pracy wpadnę do was
jeszcze przed ciszą nocną. Ale na krótko, może piętnaście minut.
- Rozumiemy. Nie musisz się tłumaczyć –
powiedział ojciec.
- Ale jutro będę z wami od 8:00 rano do 20:00.
Tak się cieszę – roześmiała się Nina.
Olga i Tomek
Mężczyzna zdziwił się, kiedy dostał informację,
że ma przyjść po pracy do pastelowego pokoju na spotkanie z panią Olgą. W
drodze do więzienia analizował w myślach swoje ostatnie zachowanie i nijak mu
nie wychodziło, że coś przeskrobał. Z resztą, gdyby tak było, to jego osobisty
terapeuta na pewno by mu na to zwrócił uwagę. Dlaczego więc został wezwany
przez panią dyrektor?
Kiedy wszedł do pokoju ona już tam była. Stała
przy oknie i przyglądała się przechodniom. Odwróciła się do niego i powiedziała
z uśmiechem.
- Dzień dobry Tomaszu, cieszę się, że tak szybko
przyszedłeś.
- Dzień dobry pani dyrektor, czy coś
przeskrobałem?
- Nie – uśmiechnęła się Olga – ale może usiądźmy,
rozmowa chwilę potrwa, więc nie ma co męczyć nóg. Poza tym, na pewno jesteś
zmęczony i głodny. Dlatego kazałam przygotować ci coś do jedzenia i picia.
Ręką wskazała mały stolik, na którym znajdował
się talerz z kanapkami i parujący kubek herbaty.
Tomek usiadł z kanapką w ręku i powiedział z
wdzięcznością w głosie.
- Dziękuję.
- Jedz spokojnie, a ja będę mówić – Olga przeszła
do rzeczy – burmistrz przekazał mi informacje, że świetnie sobie radzisz jako
brygadzista i że zmiana dyżurów przyspieszy pracę.
- No tak, ale nie na tyle, żeby w tym sezonie
skończyć cały mur.
- Wiem, ale każdy dodatkowy metr przybliża nas do
szczęśliwego końca.
- Myślę, że jeszcze dwa sezony i będzie gotowy.
- To bardzo optymistyczna wizja, my celowaliśmy w
cztery.
- Będą dwa, zwłaszcza, że po zimie przybyło
kilkanaście osób do pomocy.
- Nowi pracownicy, plus nowi więźniowie, którzy
dostali pozwolenie na pobyt w mieście.
- W sumie 14 osób. Na razie się wdrażają, więc są
powolni, ale nie miną dwa, trzy dyżury, a będą śmigać, jak wszyscy.
- Widzę,
że bycie brygadzistą ci służy.
- To samo uważa Ania – powiedział cierpko.
- Czemu nie jesteś zadowolony z naszej pochwały?
Tomek machnął ręką.
- Wolałbym inną robotę, ale już się
przyzwyczaiłem, że mnie przerzucacie z kąta w kąt – zaśmiał się. Olga
zauważyła, że w tym śmiechu nie ma ani krztyny sarkazmu. To dobrze, bo to potwierdzało
słuszność jej decyzji.
- Myślę, że będziesz brygadzistą przez cały sezon
letni, a potem znajdziemy ci równie odpowiedzialne stanowisko.
Tomek spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję.
Olga zmieniła temat.
- Ale nie twoja praca jest głównym celem naszego
spotkania.
- Nie? A co?
- Chciałam ci osobiście powiedzieć, że od jutra
znoszę ci wszelkie zakazy wobec kobiet.
Tomasz chciał już coś powiedzieć, ale przerwała
mu:
- Ale pamiętaj, że mówiąc o kobietach, mam na
myśli tylko jedną, twoją Anię.
- Inne mnie nie interesują – mówił ucieszony
Tomek.
- I pamiętaj również, że mówiąc ci, że nie masz
zakazów, nie daję ci zielonego światła
na robienie głupot i łamanie naszego regulaminu.
- Tak, wiem – Tomek dodatkowo energicznie kiwał
głową – żadnego macania, przytulanie i całowanie może być.
Olga zaśmiała się.
- Dokładnie.
- Nie zawiodę pani – zapewnił Tomek – Ani też nie
zawiodę.
Bartek i
Agata
Szli razem do pracy na murze i rozmawiali na
bardzo poważny temat.
- Kiedy przybędą twoi rodzice? – zagaił rozmowę
Bartek.
- Będą tu za dwa tygodnie. A czemu pytasz?
- Chciałbym zrobić jak najwięcej naszego nowego
domu, żeby twój tata widział, że się staram i że myślę o tobie na poważnie.
- Oni wiedzą, że myślisz o mnie na poważnie –
zaśmiała się Agata, ale Bartek o dziwo jej nie zawtórował.
- Mnie to nie bawi – burknął – ja nie jestem
najlepszym kandydatem na męża. Wiedzą za co siedzę i że nie jestem niewinnym
chłopcem.
Agata pogłaskała go po ramieniu.
- To nie ma znaczenia, dla mnie liczy się to,
jaki jesteś dla mnie, no i dla innych ludzi też. I jak na razie wypadasz
celująco. Na pewno im się spodobasz.
- Nie sądzę – mruczał.
- Bartek, za każdym razem, jak rozmawiam z
rodziną, opowiadam im, jaki jesteś wspaniały, jaki męski, jaki odpowiedzialny.
Spojrzał na nią uważnie, szukając w jej twarzy
jakiegokolwiek rozbawienia. Ale ona była poważna.
- Ale mnie nie widzieli – dodał.
- No i co z tego? Co to ma do rzeczy?
- Agata – stanął przed nią i powiedział – spójrz
na mnie.
- No patrzę.
- O co widzisz?
- Ciebie?
- Nie nabijaj się – parsknął.
- Nie nabijam się, nie wiem o co ci chodzi.
- No jak wyglądam.
- Jak dla mnie wspaniale – uśmiechnęła się
szeroko.
Westchnął zrezygnowany i podjął marsz.
- Jestem wielki, wytatuowany, bywam groźny…
- Przestań – przerwała mu Agata – ja lubię
wielkich, wytatuowanych i groźnych mężczyzn. Podobasz mi się.
- Ale czy im się spodobam?
- Na pewno. Jesteś najwspanialszym mężczyzną pod
słońcem i zawsze im o tym mówię. Poza tym masz podobny do mojej rodziny
charakter i poczucie humoru, nie mogą cię nie polubić.
- Trzymam cię za słowo.
Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
- Nie martw się mój wielkoludzie, przejdziesz
test na zięcia śpiewająco.
Karol
Stał na pustym polu i był bardzo szczęśliwy.
Właśnie nabył działkę, na której niedługo stanie jego i Olgi dom. Nawet w
najśmielszych snach nie spodziewał się, że tak szybko uda mu się osiągnąć cel.
Myślał, że zajmie mu to lata, tymczasem nie minął rok, a on stał się
właścicielem działki. Jeżeli o niego chodzi, to mogła być większa i położona
dalej od ludzkich oczu, ale wiedział, że w Karnym Mieście działają inne prawa i
dostał to, co mu dali. Odgonił chmurne myśli i postanowił tylko się cieszyć.
Dodatkowo Tomasz i Bartek obiecali mu pomoc, a i Olga powiedziała, że też się
chętnie do tej pracy przyłączy. Pewnie na Ziemi by oponował, gdyż była drobną i
filigranową kobietką, z drugiej strony widział ją przy pracy na murze i
wiedział, że na budowie też da sobie radę.
Już niedługo będzie mógł mieć ją za żonę. Jakie
więzienie na Ziemi dawało takie możliwości? Warto było się zresocjalizować.
Robert
Siedział w swoim gabinecie i przeglądał papiery,
które rano położyła mu na stole dyżurna strażniczka. Większość z nich, to były
raporty z dnia poprzedniego, ale nagle wpadła mu w rękę koperta. W ręku czuł,
że jest wypchana papierem, ale nie znalazł na niej żadnego zapisku czy adresu,
dla kogo miała być przeznaczona. Wzruszył ramionami i stwierdził, że jako
kapitan straży może do niej bezkarnie zajrzeć. Wyjął z niej kartkę A4, na
której ktoś komputerowo zapisał kilka zdań.
„Panie
kapitanie, niech pan nie szuka adresata, bo to nie jest istotne. List został
podrzucony do walizki jednego z więźniów. Nawet o tym nie miał pojęcia. Istotne
jest to, że życie pani Olgi, pana i burmistrza są w prawdziwym niebezpieczeństwie.
Jeden z nowych więźniów ma za zadanie was zlikwidować. Nie wiem kto. Wiem
jedynie, że kretem jest jedna z osób pracujących w bazie przerzutowej na Ziemi.
Jeżeli nie zauważyła, że list został podrzucony, to przeżyję i postaram się,
jak najszybciej do was przybyć. Jeśli zauważyła, to już nie żyję.”
Mężczyzna jeszcze kilkakrotnie przeczytał
wiadomość zanim był zdolny do normalnego myślenia.
Wcisnął guzik interkomu:
- Pani sierżant, proszę do mnie przyjść –
powiedział do dyżurnej.
Kobieta weszła do gabinetu i spojrzała na niego
uważnie.
- Czy coś się stało?
- Jeszcze nie, ale może się stać – odetchnął –
powiedz, kto przyniósł tę kopertę i skąd wiedział, że mam ją dostać?
Kobieta przez chwilę się zastanawiała i w końcu
powiedziała.
- Kapral Kowalski przyniósł mi go rano, razem z
kopiami pozwoleń turystów na pobyt.
- Zawołaj go do mnie w trybie natychmiastowym.
- Tak, jest.
Po dziesięciu minutach do pomieszczenia wszedł
lekko zdyszany kapral Kowalski.
- Chciał mnie pan widzieć.
- Tak. Powiedz mi, skąd wziąłeś tę kopertę –
kapitan od razu przeszedł do rzeczy.
- Wyjąłem ją z walizki z innej koperty, na której
było napisane, że to ma trafić do pana.
- A gdzie masz tamtą kopertę? I czemu wyjąłeś z
niej ten list?
Młody chłopak wzruszył ramionami.
- No robiłem rewizję, a ta mniejsza koperta
wypadła z tej większej.
- Czy było jeszcze coś w środku?
- Nie, tylko to – wskazał list.
- Masz tę większą kopertę?
- Pewnie jest gdzieś w śmieciach.
- No to po nią szoruj – kapitan zaczął tracić
panowanie nad sobą. Co za ignorant!
Po kolejnych dziesięciu minutach chłopak wrócił z
wymiętoloną dużą kopertą A4.
- Proszę.
- A teraz znikaj.
Kapitan obejrzał większą kopertę, na nie były
przyklejone litery „DO RĄK WŁANYCH KAPITANA ROBERTA ZABŁOCKIEGO”
Zajrzał do środka, ale nic więcej tam nie
znalazł. Powinien to wszystko oddać technikom do zbadania, ale najpierw musiał
spotkać się z Olgą i Pawłem.
Ania i
Tomek
Stali przytuleni i szczęśliwi, że w końcu mogą
się dotknąć. Tomek zaskoczył Anię, kiedy ta szła do szkoły. Podbiegł do niej i
od razu wziął ją w ramiona i obsypał pocałunkami.
- Dlaczego to robisz? – pytała – Przecież nie
możesz?
- Mogę. Właśnie dostałem pozwolenie od pani Olgi.
- Naprawdę? – cieszyła się Ania, która bardzo
pragnęła przytulać się do Tomka.
- Tak. Ale mam uważać, żeby nie przekroczyć
granic.
Ania roześmiała się perliście.
- To wspaniale – i objęła go mocno.
Stali tam przez całe dane im regulaminowe 15
minut. Potem z wielkim żalem rozeszli się do swoich obowiązków.
Nina
Weszła do przychodni po Mata, żeby razem z nim
iść na obiad z rodzicami.
Ten kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się szeroko i
powiedział:
- Pięknie wyglądasz – a Nina spiekła raka. Ale
rzeczywiście starała się wystroić na to spotkanie. Zrobiła nawet delikatny
makijaż i ubrała spódnicę. Nie miała własnej, ale koleżanka z kamienicy
ulitowała się nad nią i pożyczyła jej swoją.
- Dziękuję – bąknęła – gotowy?
- Jasne – powiedział i wziął kule.
W drodze do restauracji Nina zdawała mu relację z
czasu spędzonego z rodzicami, on czasami zadawał pytania, szczerze
zainteresowany tym, co miała do powiedzenia.
Rodzice już na nich czekali przy stoliku i oboje
się podnieśli z krzeseł na ich przybycie.
- Mamo, tato, to jest Mat. Mat, poznaj moich
rodziców.
- Miło mi – powiedział mężczyzna – jestem Mat,
chłopak Niny.
Nina zamarła. Tego się nie spodziewała. Przecież
nie byli parą. Owszem lubili się, przekomarzali, ale przecież nawet o tym nie
porozmawiali. Dziewczyna zamarła i zbladła. Rodzice to zauważyli i chcieli coś
powiedzieć, ale chłopak ich uprzedził.
- Proszę się nie martwić, Nina jest strasznym
dzikusem i musi minąć chwila zanim do niej dotrze, to co powiedziałem – śmiał
się.
- Już do mnie dotarło – burknęła dziewczyna.
- Będziesz wojować? – uniósł brew.
Bardzo chciała wojować, bardzo chciała
nawrzeszczeć na niego, za to że zrobił sobie z niej dziewczynę, że nawet nie
zapytał jej, czy ona się zgadza. Sam zadecydował. Poczuła się, jak w klatce.
Chciała się wyrwać i uciec, ale odkryła, że chłopak mocno trzyma ją za rękę.
Lekko szarpnęła na próbę, ale nie udało jej się wyrwać dłoni. Dlatego
zrezygnowała i powiedziała cicho.
- Nie chcę wojować.
Mama podeszła do dziewczyny i powiedziała
pogodnie.
- Masz bardzo miłego chłopaka, cieszę się, że go
poznaliśmy.
Chciała powiedzieć, że on nie jest jej chłopakiem,
ale ostatecznie skapitulowała i uśmiechnęła się do mamy.
- Masz rację, jest bardzo miły.
To uspokoiło atmosferę i wszyscy usiedli do
stołu. Było to bardzo udane spotkanie. Ale Nina zapamiętała sobie, że musi z
nim później poważnie porozmawiać.
Olga i
Karol
Stali przytuleni do siebie na prawie pustym placu
i rozmawiali.
- Popatrz – wskazał Karol ręką – tutaj będzie
wejście do naszego domu, po prawej będzie kuchnia z jadalnią, a pod drugiej
pokój wypoczynkowy. A na zewnątrz pod oknami zasadzisz kwiatki lub jakieś inne
– zaśmiał się – badziewie.
Olga parsknęła śmiechem.
- Ładnie nazywasz cuda natury. Przecież kwiaty są
piękne. I drzewa…
- A właśnie – przerwał jej i pociągnął za sobą.
Szli tak, jakby już okrążali dom, a nie jego wyobrażenie. Mężczyzna stanął i
wskazał ziemię.
- Tutaj posadzimy drzewo. Te, które nazywacie
drego. Jest mocne, mimo, że owocowe. Ma piękne rozłożyste konary, więc kiedy
urośnie będzie można zawiesić na jednym z nich huśtawkę, na której będą się
huśtać nasze dzieci.
Olgę zatkało ze wzruszenia. Karol roztaczał przed
nią piękną wizję przyszłości.
- Naprawdę chcesz mieć dzieci?
Mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko.
- Ale tylko z tobą.
Olga pocałowała go mocno w usta.
- Ja też chcę się huśtać na tej huśtawce.
- Oczywiście kochanie, będzie to nasza rodzinna
huśtawka.
Kobieta spojrzała na zegarek i jęknęła.
- Musimy się rozstać. Ja pędzę do pracy, a ty
masz dzisiaj dyżur na murze. Jeśli zaraz nie ruszysz, to się spóźnisz na
odprawę.
-Najpierw cię odprowadzę.
- Ale po co?
- Bo chcę być z tobą, jak najdłużej?
- Nie wierzę ci – przymrużyła oczy – raczej
chcesz mieć pewność, że nic mi się po drodze nie stanie.
- I chcę być z tobą, jak najdłużej.
Ruszyli chodnikiem do centrum Karnego Miasta.
- Spóźnisz się i będę musiała odebrać ci
przywileje.
- Zaraz, jak tylko zamkną się za tobą drzwi
więzienia pobiegnę ile sił w nogach i zdążę.
Nie spierała się z nim, chociaż jego obsesja na
punkcie jej bezpieczeństwa zaczynała ją lekko irytować.

Komentarze
Prześlij komentarz