Więzienna Planeta - odc.42
Nina była niepocieszona, ponieważ chciała
poprosić kapitana o pozwolenie na wyjście z Matem do lasu, ale w strażnicy
dowiedziała się, że ten udał się na miesięczny urlop. Potem chciała się dostać
do burmistrza, ale ten też pojechał na ziemię. Za to do pani Olgi w ogóle nie
mogła się dostać, gdyż jak się dowiedziała od jej sekretarki, nie był to dobry
moment na spotkanie. Widziała, że coś się dzieje na mieście, ale mało ją to
interesowało. Interesował ją Mat, który na dniach miał wrócić do domu. Nie
wiedziała, czy na zawsze, czy tylko na jakiś czas, żeby sprawdzić, czy jeszcze
nadaje się do życia w lesie.
Popłakała się ze złości i ze smutku. W końcu była
pewna swoich uczuć, zaufała mężczyźnie i zaraz miała go stracić. Była tym
załamana i w takim nastroju poszła oznajmić swoje niepowodzenie Matowi. Ten
powiedział.
- Nie rozpaczaj – pocałował ją w czoło i
przytulił – przecież nie wyjeżdżam daleko. Za kilka dni wrócę do ciebie. Może
wtedy pani Olga będzie miała czas na spotkanie i rozmowę. Pójdę do niej z tobą
i wstawię się za nami.
- Naprawdę? – ucieszyła się Nina.
- Naprawdę – mocno ją przytulił.
Agata
Błękitna Laguna przeszła jej najśmielsze
oczekiwania. W życiu nie spodziewała się, że na świecie mogą istnieć tak
przepiękne miejsca. Wynajęli cały dom dla siebie, który był postawiony przy
plaży. Z tarasu można było zejść od razu na piękny, drobny, biały piasek. Sama
laguna była niemalże zamknięta między wysokimi i ostrymi skałami. Od
miejscowych dowiedziała się, że ten przesmyk oceanu, który widać był
zabezpieczony przed mniejszymi drapieżnikami, a te naprawdę duże nie mogłyby tu
wpłynąć, ponieważ woda była dla nich za płytka. A sama woda była błękitna, jak
niebo, a woda spokojna i ciepła, tak że nie chciało się z niej wychodzić. To
też ją dziwiło, ponieważ lecąc tu widziała, że na oceanie było jeszcze sporo
lodu, gdy tymczasem na wyspie było ciepło i zielono, a woda cieplutka, jakby
była podgrzana. Tutejsi powiedzieli jej, że mają tu taki mikroklimat, ale że
nie obejmuje całej wyspy. Tylko małą część.
Wylegiwała się z bratową na słońcu, jej bratanek
robił zamki z piasku, mama czytała w cieniu na tarasie książkę i doglądała
śpiącej wnuczki, a tata z bratem poszli na ryby. Do szczęścia brakowało jej
tylko Bartka, co trochę jej psuło humor. Zwłaszcza, że wiedziała, że jeszcze
długo nie pojedzie z nim na wspólne wakacje. Do końca odsiadki zostało mu osiem
lat.
- Czemu wzdychasz? – zapytała Blanka.
- Tęsknię za Bartkiem i wkurzam się, że on nie
może tutaj przyjechać.
- To na pewno jest dla was trudne.
- Trochę tak. Ja mogę jeździć gdzie chcę, a on
nie.
- A miesiąc miodowy? Nie dostanie na niego
pozwolenia?
Agata uniosła się na łokciu i spojrzała na
Blankę.
- A wiesz, że nie wiem? Nie rozmawiałam z nim na
ten temat. Chyba oboje zakładamy, że może dostanie dwa lub trzy dni wolnego,
ale urlop poza Karnym Miastem? Nie sądzę.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Dlaczego pytasz? – oburzyła się Agata –
Dlaczego miałabym tego nie chcieć?
- Bo on ma ograniczenia, a ty nie. I to jeszcze
przez kilka dobrych lat.
- Wiem, czego chcę – odparła Agata – do tej pory
zasady nie przeszkodziły nam w związku, to czemu miałyby nam przeszkadzać po
ślubie. Poza tym, w końcu kiedyś wyjedziemy.
- Nie denerwuj się na mnie – odparła spokojnie Blanka
– ja tylko zapytałam.
Agata westchnęła i usiadła.
- Przepraszam – odetchnęła dwa razy i podjęła
rozmowę -bo prawda jest taka, że jest to dla mnie trudne. Jestem rozdarta
między ziemią a Karnym Miastem, między wami a nim, między moją wolnością, a jego
ograniczeniami. Ale tak bardzo go kocham, że niezależnie od trudności i tak nie
wyobrażam sobie życia bez niego. Nawet jeśli trochę mnie przeraża ten ślub i
życie z nim pod jednym dachem. To przecież nie ja pierwsza i nie ostatnia waham
się przed tak ważnym krokiem.
- To prawda – powiedziała Blanka – ja też się
wahałam przed ślubem z Arkiem.
- Naprawdę? – zdziwiła się Agata, która uważała
tę parę za idealną od samego początku, aż do dnia dzisiejszego.
- Naprawdę – zaśmiała się – wiesz, jestem
jedynaczką. Nie było mi łatwo wejść w świat, w którym będę już zawsze musiała
się z kimś wszystkim dzielić. To mnie przerażało. Bałam się, że nie będę umiała
iść na kompromisy albo że Arek będzie ode mnie za dużo wymagał albo, że nie da
mi mieć własnego zdania. Zwłaszcza, że on ma dominujący charakter. Ale jakoś
się nam ułożyło. I nie dość, że z nim dzielę wszystko, to jeszcze z dziećmi. I
wiesz co?
- Co?
- Nie wyobrażam sobie innego życia. Nie
chciałabym innego życia. I mam nadzieję, że za kilka lat ty powiesz mi to samo.
- Ja też – powiedziała Agata i otarła łzy
wzruszenia.
Ania i
Bartek
Bartek zaczepił Anię kiedy szli na budowę muru.
- Czy mogę mieć do ciebie małą prośbę? – odezwał
się do niej.
- Możesz – Ania domyślała się o co może ją
prosić.
- Czy mogłabyś napisać i skomponować jakąś
piosenkę na mój ślub z Agatą?
Taką, żeby nam szczęki opadły i żeby to była taka
nasza piosenka na zawsze?
Ania roześmiała się i powiedziała.
- Masz to u mnie, jak w banku. Zacznę od zaraz
układać sobie coś w głowie.
- Super.
- A oprawy muzycznej na weselu nie potrzebujecie?
– zapytała nadal się do niego uśmiechając.
- Myślisz, że Trzy Bity mogły by nam coś zagrać?
- Myślę, że kilka utworów dało by się z nimi
załatwić. Zwłaszcza, że wesele i tak skończy się o 20:00, więc dzieciaki nie będą
wracać do domu nad ranem.
- Jesteś świetną przyjaciółką – powiedział do
niej.
- Staram się, jak mogę – powiedziała Ania drżącym
głosem. Wzruszyła się, że nazwał ją przyjaciółką. Dla innych być może było to
normalne, ale dla niej słowo przyjaciel było równoznaczne z miłością. Kochała
swoich przyjaciół.
Olga i
Karol
Dyrektor doszła już do siebie po omdleniu. Nadal
siedziała z Karolem w Bazie Przerzutowej, a razem z nimi kilku strażników.
Odmówiła wezwania lekarza.
- Dobrze, że pan tutaj był – odezwał się jeden ze
strażników do Karola.
- Olga sama mnie tu wzięła. Mówiła, że ma jakieś
złe przeczucia – westchnął – już nigdy nie zignoruję kobiecych intuicji.
Strażnik zaśmiał się z tego, co on powiedział.
- Mnie to nie śmieszy – powiedziała słabo Olga i
pociągnęła łyk słodkiej herbaty.
- Może nam pani powiedzieć, co tu się w ogóle
stało? – zapytał ten sam strażnik.
- Myślę, że na razie nic nikomu nie powiem. Muszę
to wszystko przemyśleć. Na razie zamykam Bazę i nikt nie ma prawa tu wchodzić,
ani w niczym grzebać. Każdą próbę dostania się do środka macie mi zgłaszać,
dopóki nie wróci kapitan. Karol i wasza trójka już zostaliście w to wciągnięci,
więc zostaniecie tu na straży. Będziecie się zmieniać. Gdyby kapitan Robert
Zabłocki poprosił o przesył, macie go natychmiast do nas sprowadzić. Czy to
jasne?
- Tak pani dyrektor.
- Bardzo bym chciała wam więcej powiedzieć, ale
na razie nie mogę.
- My nie jesteśmy tu od dociekania, tylko pod
wykonywania rozkazów – powiedział strażnik, z którym rozmawiali od samego początku.
- Dobrze.
- Baza ma zostać otoczona przez kilku strażników.
Tylko wkurzam się, bo nie wiem czy wybiorę tych właściwych.
- Olga – odezwał się Karol – na razie tylko
zablokuj Bazę. Nie trzeba wystawiać szwadronu pilnujących. Po co ludzie mają
się denerwować.
- Masz rację. Pochopnie myślę. Ale turyści przez
najbliższe kilka dni nie wrócą do domu.
- Myślisz, że to się wyjaśni w kilka dni?
- Tak. Tak myślę.
Wstała i jakby nigdy nic się nie stało
powiedziała do strażników.
- Decyzja jest taka. Na razie zamykamy przerzut.
Czterech strażników w środku pilnuje siebie nawzajem oraz czekamy na kontakt od
kapitana Zabłockiego. Gdyby pan burmistrz z kapitanem Jackiem chcieli się ze
mną skontaktować, to proszę im powiedzieć, żeby pocałowali mnie tam gdzie
słońce nie dochodzi.
- Ale…
- Powiedziałam, a teraz idę do swoich spraw.
Karol wziął Olgę pod rękę i wyprowadził na
zewnątrz.
- Jak ja się cieszę, że cię wzięłam – powiedziała
Olga.
- Ja też się z tego cieszę. Mniej się cieszę z
tego, co się wydarzyło.
- Też uważam, że Robert nie jest wtyką. I czemu
uważasz, że to co mówił Jacek i Paweł nie trzymało się kupy?
- Nie trzeba było ciągnąć kapitana na ziemię żeby
go zamknąć. Według mnie chcieli was rozłączyć. Poza tym wykorzystali temat
zaginionej kobiety. Moim zdaniem ona im uciekła, a oni do tej pory jej nie
namierzyli. Czyli, że dowiedziała się czegoś ważnego. Poza tym, gdyby panowie
byli uczciwi, to by ci o tym powiedzieli to raz, a dwa potwierdzeniem moich
przypuszczeń było to, że strażnik chciał cię zabić.
- I ciebie pewnie też.
- Mnie na pewno. I jak ładnie by im to wyszło w
raporcie. Strażnik stanął w obronie napastowanej pani dyrektor przez groźnego
więźnia. Przecież nagrania na pewno by skasował.
- Pewnie tak – pocałowała go w policzek –
dziękuję, że mi uratowałeś życie.
- Nie ma za co.
- Teraz jednak nie czas na czułości, teraz muszę
złapać wszystkie wtyki i wetknąć im…
- Pani dyrektor, nie powinna się pani tak wyrażać
– śmiał się Karol.
- Może i nie powinnam, ale ma dosyć tej sytuacji.
Mam nadzieję, że Robert również.
Robert
- Muszę się dostać do waszego szefa – powiedział
Robert
- Do pana Kozłowskiego? To nie będzie proste –
odparła kobieta.
- Dlaczego?
- Bo on jest szefem wszystkich szefów, jak to się
mówi, czyli komendantem głównym policji i jego siedziba jest w centrum
Warszawy, a my jesteśmy na obrzeżach.
- Jednak chciałbym się z nim spotkać.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł – odparła.
- Dlaczego?
- Też chciałam to zrobić, ale na drodze do niego
spotkałam ludzi uwikłanych w tę sprawę. Ledwo uszłam z życiem. Dlatego się
zaczęłam ukrywać.
- Muszę go jakoś zawiadomić. Zwrócić jego uwagę
na to, co się tu dzieje.
- On nie ma jurysdykcji na Więziennej Planecie.
- Nie szkodzi. Olga ma, a ona jest na pewno ze
mną.
- Skąd ta pewność?
- To miasto, ten sposób resocjalizacji, to jej
dziecko, nie wierzę, że by go zdradziła.
- A burmistrz? Przecież przez wiele lat pomagał w
prowadzeniu Karnego Miasta?
- Nie wiem, co mu odbiło, ale jak go dostanę w
swoje ręce, to spiorę mu gębę na kwaśno. Przyjaciel – Robert splunął na ziemię
– ja rozumiem, że mógł zdradzić ideały naszej pracy, ale żeby zdradzać mnie i
Olgę. To ohydne. Już ja dopilnuję, żeby dostał bilet w jedną stronę do Kolonii
Karnej.
- Na razie musisz przeżyć.
- Muszę skontaktować się z komendantem.
- Najpierw spróbujemy odesłać cię na Więzienną
Planetę.
- Polecisz ze mną – powiedział.
- Nie. Ja tu zostanę. Ktoś musi cię wysłać. A nie
ufam nikomu na tyle, żeby go poprosić o tę przysługę. A nawet jeśli, to…
- Istnieje możliwość przesyłu w górę od nas –
powiedział do niej.
- Naprawdę? Nie wiedziałam.
- Nie używamy tego, ponieważ jest porozumienie
między Ziemią a Więzienną Planetą, że weryfikacja podróżnego musi być dokonana
na miejscu wylotowym.
- A wiesz, jak się skontaktować z twoją bazą?
- Wiem, ale musisz mnie zaprowadzić do waszej
konsoli.
- Zrobię to, ale nie od razu.
- Wiem. Ale jak nam się uda tam dotrzeć, lecisz
ze mną.
- Dobrze.
- Mam tylko nadzieję, że Olga jeszcze żyje –
powiedział na głos swoje obawy – bo jeśli nie, to nie mam po co tam wracać.
- Skup się na tu i teraz. Inaczej zaczniesz
wpadać w czarnowidztwo.
- Masz rację.
Kobieta spojrzała na tarczę radaru.
- Idą z dwóch stron – powiedziała i otworzyła
jedne z kilku drzwi – ale my wybierzemy trzecią drogę.
Robert posłusznie poszedł za kobietą.
- A właściwie, jak ci na imię.
- Michalina.
- Miło mi. Robert.
Tomek,
Bartek i Karol
Panowie spotkali się na placu przed więzieniem.
Po kilku zdawkowych zdaniach, Karol opowiedział im o tym, co się wydarzyło w
Bazie Przerzutowej i o tym, że oskarżono kapitana straży o zdradę.
- Ale sobie wybrali człowieka na ofiarę –
parsknął Tomasz – przecież on jest nieprzekupny. Wiem to z pierwszej ręki,
czyli mojej. Nic nie dało się u niego ugrać.
- A mnie się
ten burmistrz od początku nie podobał – zawyrokował Bartek – za ładny, zbyt
wymuskany. W ogóle tu nie pasował.
- Zwolnij Bartek – zaśmiał się Karol – może on
został wmanewrowany w tę głupotę.
- Nie sądzę – powiedział Bartek z pewnością w
głosie – ja się znam na ludziach.
- Może masz rację, a może nie – odparł Robert –
dla mnie ważniejsze jest wykrycie kolejnych wtyk i obrona Olgi.
- Myślisz, że jeszcze jakieś są? – pytał Tomasz.
- Myślę, że na pewno. I to my je znajdziemy.
- Chyba, że są jeszcze w domku na odludziu.
- Chyba, że to kolejne osoby ze straży – parsknął
Karol – ostatnio coś lojalność w straży im kuleje.
- Co mamy robić?
- Patrzeć.
- A nie lepiej byłoby powiedzieć o tym wszystkim,
wtedy krety same wyjdą z ziemi? – zapytał Bartek.
- Też o tym myślałem, ale Olga chce wszystko
zrobić po cichu. Ja jej się nie mogę sprzeciwić.
- Ale chciałbyś? – zgadywał Tomasz.
- Tak. Bo gdybyśmy narobili rabanu, to na pewno
coś by wylazło.
- Bylebyś ty nie wylazł z siebie – powiedział
poważnie Bartek. Karol odetchnął i rozluźnił mięśnie.
- Nie stracę panowania, gram o za dużą stawkę. Ale
jeśli będę musiał zabić, to zabiję, nawet jeśli przez to wyląduję w Kolonii
Karnej. Dla niej jestem gotowy na to poświęcenie.
Żaden z kolegów ani się nie zaśmiał ani nie
skomentował deklaracji kolegi. Wiedzieli, że nie żartuje.
Nina i Olga
W końcu udało jej się spotkać z panią Olgą i
porozmawiać na temat jej przepustki do lasu. Olga widziała wielkie nadzieję w
oczach dziewczyny, które niestety musiała zburzyć.
- Nino, na razie nie będzie żadnych przepustek. W
żadną stronę. Twój Mat też nie pójdzie do lasu.
Nina z jednej strony była zawiedzona odpowiedzią
dyrektor więzienia, ale z drugiej strony ucieszyła się, że Mat zostaje na
dłużej.
- Dlaczego? – zapytała jednak.
- Nie mogę ci powiedzieć. Ale obiecuję ci, że
jeśli wszystko wróci do normy, to pozwolę ci wyjść z Karnego Miasta do lasu na
kilka dni.
- Dziękuję.
- Tymczasem powiedz Matowi, żeby znalazł sobie
jakiś pokój w kamienicy dla mężczyzn. Na pewno są tam wolne mieszkania.
- Dobrze. Tak zrobię.
Nina wyszła od Olgi i była bardzo zadowolona. Mat
zostawał na dłużej, a potem pójdą do lasu. Nina aż podskoczyła z radości czym
zadziwiła przechodniów.
Agata
Wykupili wycieczkę lotniczą nad okolicą. Pilot
powiedział im, że zobaczą prawdziwe potwory i olbrzymie morskie zwierzęta, ale
po pół godzinie lotu woda była niebieska i spokojna. Nie dość, że nie było
żadnych potworów, to jeszcze nie przepłynęła pod taflą wody żadna rybka. Agata
już miała skomentować głośno swoje rozczarowanie, kiedy jej tata powiedział.
- Popatrzcie na lewo.
I rzeczywiście w oddali zobaczyli jakiś duży
kształt wynurzający się z wody.
- Wzniosę się wyżej, ponieważ te wambaki potrafią
nieźle skoczyć. A nikt z nas na pewno
nie chce skończyć, jako ich obiad – powiedział pilot.
Zwierze zauważyło ruch na niebie i wyskoczyło z
wody, także Agata miała widok na rozdziawioną i pełną zębów paszczę, która na
szczęście nie dosięgła ich małego samolotu. Zwierze w wielkim pluskiem opadło
do wody.
- O matko! O matko! – mówiła przerażona Blanka.
Agata też się trochę przestraszyła, ale znała już
trochę ten świat, więc wielka, zębata ryba wcale jej aż tak bardzo nie
zdziwiła. Udało jej się nawet zrobić kilka zdjęć dla Bartka.
- I ty chcesz tu mieszkać? – pytała zdenerwowana
matka.
- Tak. Mnie się tu podoba.
- Ale ten potwór.
- Ja nie będę mieszkać nad morzem mamo –
zapewniła ją córka.
- Czy możemy już wracać? – pytała Blanka.
- Nie chcecie zobaczyć jeszcze kilku innych
gatunków wielkich ryb? – dopytywał pilot.
- Nie – wykrzyknęła mama z Blanką równocześnie.
- Tak, chcę – powiedziała Agata i przekonała
resztę, że to dobry pomysł i że na pewno nic im się nie stanie.
Inne wielkie stwory nie skakały już im do
skrzydeł, ale były równie imponujące i groźne co wambak.
Robert
- Nie chcę narzekać, ale jestem potwornie głodny.
Ostatni posiłek, to było śniadanie w domu, a minęło już chyba ze 12 godzin, jak
tu jestem – powiedział Robert.
- Ja też jestem głodna, ale musisz być cierpliwy,
barek opustoszeje dopiero około godziny dwudziestej, czyli za dwie godziny.
Wtedy coś zjemy i weźmiemy zapasy. Tymczasem musimy iść dalej, na dach. Z tego,
co obserwuję na radarze, już tam byli,
więc na razie tam odetchniemy.
- Będziemy widoczni, jak na talerzu.
- Nie martw się, tam jest sporo zaułków i
zakamarków. To olbrzymi budynek.
Poszli pożarowymi schodami, które o dziwo nie
było monitorowane przez kamery. Kiedy o to zapytał Michalina odparła.
- Kamery są do piątego piętra, to maksymalna
wysokość, na którą mogą wejść petenci, potem to już same biura wewnętrzne i
składy rupieci. Nikt się nimi nie przejmuje.
- U nas wszystko jest monitorowane. Tylko wnętrza
domów wolnych obywateli nie są, chyba, że ktoś chce.
- Tutaj normalnie, jest normalnie, a to z nami,
to niecodzienność. Nikt tego nie przewidział. Teraz pewnie plują sobie w brodę.
Otworzyła drzwi i Roberta oślepiło mocne,
popołudniowe, letnie słońce.
Wyszli na dach i od razu Michalina skierowała go
pod pierwszy daszek, który mógłby ich osłonić od ewentualnego poszukiwania z
helikoptera.
Robert stał z rozdziawioną buzią i trudno mu było
uwierzyć w to, co widział. Przed nim roztaczała się panorama na setki, tysiące
domów, bloków i wieżowców, górujących nad centrum stolicy.
- O! – zatkało go.
- Pierwszy raz na ziemi – zgadła.
- Tak.
- Dam ci chwilę, żebyś mógł się przyzwyczaić.
Powiem ci tylko, że w Warszawie mieszka ponad 3 miliony ludzi, a dojeżdża tu
codziennie do pracy kolejne 3, dodaj do tego turystów i robi nam się 6 i pół
miliona ludzi.
- A ja myślałem, że Wolne Miasto, z którego
pochodzę, to spore miasto.
- A ilu mieszkańców ma Wolne Miasto?
- Około sześciuset, może trochę więcej.
- A Karne Miasto?
- Nie ma dwustu, chociaż kilka rodzin już pracuje
nad przyrostem naturalnym – zaśmiał się cicho.
Michalina uśmiechnęła się do niego.
- Pewnie każde z tych miejsc i moje i twoje ma
swój urok.
- Przecież tutaj można się ukryć i nikt cię nie
znajdzie.
- Zdziwiłbyś się. Całkiem dobrze radzimy sobie z
przestępczością i z wyszukiwaniem uciekinierów. Dlatego nie opuścimy budynku,
bo znajdą nasz szybciej niż myślisz.
- Zadziwiające. Tyle ludzi. Tyle domów. Trochę
mnie to przerosło – usiadł.
- Żałuję, że nie możesz tego zwiedzić na
spokojnie. Bo u nas jest spokojnie. U was też, ale przewagę liczebną mają
przestępcy u nas wolni ludzie.
Robert zaśmiał się.
Ania i
Tomek
- Powiedz mi – zagaił rozmowę Tomek, podczas
wspólnego czasu wolnego – co być powiedziała na to, żebym zabrał cię na piknik.
- Gdzie chcesz mnie na niego zabrać? – śmiała się
– za murami drapieżniki i strażnicy, a w mieście nie za bardzo jest gdzie.
- Nieprawda, mamy duży plac przed więzieniem i
ławeczki. To byłby taki miejski piknik.
- Do tego w trybie szybkim, maksymalnie
godzinnym.
- Ale zawsze – śmiał się Tomek – to jak? Dasz się
zaprosić?
- Kiedy?
- Ty masz jeszcze jakieś przywileje z puli, którą
dostałaś od pani Olgi?
- Mam jeszcze możliwość wykorzystania
dodatkowego, wolnego czasu.
- Ja wykupiłem sobie za tydzień dwie godziny. Co
ty na to?
- Byłoby cudownie – uściskała go.
- Jedyny warunek, jaki mi terapeuta postawił, że
ma to być piknik na widoku.
- Plac, to najlepsze miejsce z możliwych – śmiała
się Anka – przyniosę kanapki.
- Nie, nie, to ja wszystko przyniosę. Ty masz
tylko być…
- I pachnieć.
- I pachnieć – pocałował ją lekko w usta.
Świat im zawirował.
Olga i
Karol
Od wydarzeń w Bazie Przerzutowej minęły dwa dni.
Nikt jej nie zaatakował, nikt też się nie odezwał z ziemi. Milczenie Pawła i
Jacka wzięła za pewnik, że albo myślą, że nie żyje albo jeszcze nie złapali
Roberta. Z drugiej strony, nie dostali informacji od strażnika – zabójcy o jej
śmierci, więc na razie siedzą cicho i coś kombinują. W podłym nastroju spotkała
się przed swoim prawie domu z Karolem.
- Boję się – powiedziała na wstępie i się
rozpłakała. Mężczyzna przytulił ją mocno i szeptał uspakajające słowa. Ona
chlipała mu w kołnierz i mówiła nerwowo – boję się o ciebie, że zrobisz coś
głupiego, o siebie, że zginę, o Roberta, że zginie. A jednocześnie jestem
wściekła, że Paweł nas zdradził. Jacka mam w
nosie, nie znam go aż tak, ale Paweł?! W głowie mi się nie mieści. Razem
ze mną budował to miasto, tę resocjalizację. Dlaczego mi to zrobił?!
- Uspokój się kochanie. Nie denerwuj się –
próbował ją wyciszyć Karol tuląc w ramionach.
- Nie uspokoję się i nie przestanę denerwować,
dopóki się to nie skończy – powiedziała wojowniczo i się od niego odsunęła.
Karol się roześmiał.
- Z czego się śmiejesz? – zapytała go poważnie.
- Z ciebie – pocałował ją mocno – z bezbronnej
istotki w wojowniczkę przeszłaś w mniej niż pół sekundy.
- Wcale nie jestem wojownicza – znowu zrzedła jej
mina – ja się po prostu boję.
Znowu ją przytulił, niestety nie miał dla niej
gotowych rozwiązań.
Nina i Mat
Szła z Matem przez miasto, nie mieli żadnego
konkretnego celu, po prostu spacerowali i rozmawiali.
- Zauważyłam, że ostatnio w mieście panuje lekkie
rozdrażnienie.
- Dlaczego tak twierdzisz? – zapytał Mat.
- Strażnicy nie są rozstawieni po całym mieście,
tylko w niektórych miejscach wszyscy o czymś szepczą, rozglądają się nerwowo.
Nie ma pana kapitana ani pana burmistrza. Coś się wydarzyło.
- Trudno mi powiedzieć, ponieważ nie jestem stąd,
ale jak chcesz, mogę wyruszyć tropem sensacji lub plotki i sprawdzić, o co
chodzi.
Nina zaśmiała się.
- Nie musisz, tak tylko podzieliłam się z tobą
przemyśleniami.
Po chwili ciszy dodała.
- Zrobiłbyś to dla mnie?
Uśmiechnął się do niej czule.
- Pewnie.
- Ale to nie tropienie zwierząt.
- Myślę, że to działa w podobny sposób – po
chwili zapytał – a po co chcesz to wiedzieć?
- Głupia, babska ciekawość. Ja nie mam tu
przyjaciół, narobiłam sobie tylko wrogów.
- A pani Kasia?
- Pani Kasia jest moją przełożoną, nie będzie ze
mną plotkować.
- A czemu nie próbujesz się z kimś zaprzyjaźnić?
Nina wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Chyba po prostu jest mi głupio po
tylu wybrykach, jakie zafundowałam swoim współlokatorkom.
Pokiwał ze zrozumie mieniem głową, ale w
duchu postanowił sobie zapytać jej
koleżanek z kamienicy, czy są chętne na ponowne nawiązanie relacji z Niną.
Bartek i
Karol
Panowie szli razem na mur do pracy i w drodze
rozmawiali o ostatnich wydarzeniach.
- Zauważyłeś coś niepokojącego? – zapytał Karol.
- Na razie cisza, ale wiesz jak to jest, jeden
wpadł, to na razie się nikt nie wychyla.
- Pewnie masz rację.
- W każdym razie w mieście huczy od plotek.
- Może ktoś celowo je rozsiewa, w chaosie trudno
znaleźć prawdę.
- Nie wiem, nie jestem specem od psychologii
tłumu, ale pewnie coś w tym jest.
- A jak tam przygotowania do ślubu? – zapytał
Karol. Bartek wiedział, że przyjaciel nie był jakoś szaleńczo zainteresowany,
ale z drugiej strony, może chciał się chociaż na chwilę oderwać od złych myśli.
- Jakoś idą. Z tym, że nie mogę wysłać zaproszeń
dla rodziców i brata, bo Baza jest zablokowana.
- Uważamy z Olgą, że za kilka dni wszystko się
rozwiąże. Tylko czekamy na wiadomość do Roberta.
- Nadal cisza, a jak go zabili, to co?
- Gdyby go zabili, to już by tu byli z jakimś
oddziałem szturmowym, czy coś – powiedział Karol – oni tam w dole mają z nim
problem.
- Nie wierzę, że to mówię, ale oby przeżył i tu
wrócił. I żeby wszystko wróciło do normy.
Karol roześmiał się niespodziewanie.
- Z czego rżysz?
- Nie sądziłem, że spodoba ci się życie w
więzieniu?
- Jakie to więzienie? – zaśmiał się Bartek –
żadnych krat, kajdanek? Jedynie, co mi doskwiera, to że nie mogę nigdzie z
Agatą wyjechać.
- Zapytaj Olgi, czy jest taka możliwość. Z tego,
co mówił Tomasz, Ania ma możliwość wyjazdu.
- Ania, to anioł w porównaniu ze mną – parsknął
Bartek.
- Zapytać zawsze można, a jeśli się boisz, to ja
się jej spytam.
- Nie. Ja się spytam.

Komentarze
Prześlij komentarz