Więzienna Planeta odc.40
Na kilka dni stał się bezrobotnym, więc z
przyzwyczajenia poszedł do ekipy, która już zaczynała rąbać drewno na zimę.
- Mogę wam pomóc? – zapytał.
- Kogo nasze oczy widzą – śmiali się jego znajomi
– nasz pan złota rączka przyszedł.
- Dlaczego mnie tak nazywacie? – nie rozumiał.
- Bo jesteś jedyną osobą w Karnym Mieście, która
robi tyle rzeczy naraz – odezwał się jeden z mężczyzn – jak nie na murze, to
jesteś kierowcą, jak nie nim, to siedzisz w fabryce cegieł, a teraz z własnej
woli przyszedłeś rąbać drzewo. Przecież ty tego nie lubisz.
- Zapytałem pani Olgi, czy mogę na te kilka dni
do was wrócić, a ona się zgodziła. Także jestem.
- I bardzo dobrze chłopie, twoje silne ramiona
nam się przydadzą – i wręczył mu siekierę.
Olga i Ania
Ania zdziwiła się, kiedy została wezwana do
dyrektora szkoły i zastała tam panią Olgę. Kobieta miała poważną minę i Ania
domyślała się, że chodzi o coś ważnego. Przez skórę czuła, że to będzie
związane z jej rodzicami.
- Pani Aniu – powiedział dyrektor – nie wróci
pani już na lekcję. Ale proszę się nie martwić, ktoś pójdzie na zastępstwo.
- Czy coś się stało? – zapytała.
- Tak – odparła Olga i poprowadziła ją do wyjścia.
Kobiety nie odezwały się do siebie słowem, dopóki
nie wyszły ze szkoły.
- Pójdziemy do mojego gabinetu – powiedziała Olga
ciągnąc dziewczynę do budynku więzienia.
- A może mi pani, chociaż powiedzieć, o co
chodzi? – prosiła zdenerwowana Ania.
- Tak. Mogę – doparła dyrektor – chodzi o twoją
rodzinę. Przysłali tu prawnika, który chce się z tobą spotkać. Ma na ciebie
czekać w hotelu o 17:00, ale zanim tam pójdziesz, musisz przeczytać list, który
przekazał ci od rodziców.
Anna patrzyła na Olgę, która była zdenerwowana,
miała zaciśnięte usta, tak jakby się bała, że jak je otworzy, to powie coś,
czego potem będzie żałować.
- Czytała pani ten list? – zapytała.
- Tak, jak każdy list do więźnia. Ale w twoim
jest… - przerwała – nie będę ci nic mówić, sama zaraz przeczytasz.
Poszły do jej gabinetu, który jak zwykle był
zawalony papierami, segregatorami, kubkami z niedopitą kawą i batonem
wystającym spod całej sterty. Ania patrzyła na to zdziwiona, bo zawsze myślała,
że pani Olga jest pedantką i nie lubi bałaganu. Tymczasem, jej biuro wyglądało
tak, jakby przeszło przez nie tornado. Zaswędziały ją ręce i z trudem
powstrzymała się, żeby nie zacząć sprzątać. Olga przez chwilę grzebała w biurku,
aż w końcu wyciągnęła list. Bez słowa podała go Ani i czekała, aż ta go przeczyta.
Był bez nagłówka, ani nie zawierał żadnych
zwrotów grzecznościowych. Ania poznała, że pisała go matka.
„W imieniu całej rodziny Liwskich informuję Panią
Annę bez nazwiska, że nie jest już członkiem rodziny. Zszargała Pani nasze
dobre imię i zamiast naprawić krzywdę, zajęła się Pani rzępoleniem, które jest
po prostu żałosne. Kiedy wyjdzie Pani z więzienia, nikt tu nie będzie czekał.
Dla rodziny Liwskich przestaje Pani istnieć.
Ps. Proszę powiedzieć tej durnej dyrektorce, żeby
więcej nie przesyłała chłamu, który nazwała szumnie muzyką.
Bez wyrazu szacunku
Rodzina Liwskich”
Ania
trzymała list w ręku i aż sama się sobie dziwiła, że nic nie odczuwa. Żadnych
emocji. Ani złości, ani żalu, nic. Wiedziała, że to nadejdzie, ale na tę chwilę
czuła, że jest pusta. W końcu zauważyła, że pani Olga czeka na jej komentarz,
więc powiedziała.
- A prawnik, po co przyjechał?
- Tego nie wiem – odparła Olga – nie rozmawiałam
z nim.
- Dobrze. Pójdę się z nim spotkać.
- Pójdę z tobą.
Ania uśmiechnęła się z wdzięcznością do Olgi.
- Dziękuję.
- Chcesz ten list skomentować? – zapytała
dziewczyny.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami – chyba
potrzebuję chwili, żeby treść do mnie dotarła.
- Nie ma problemu, ja mogę się zająć papierami, a
ty przetrawiaj.
- Chciałabym się czegoś napić – powiedziała Ania.
- Alkoholu ci nie dam.
Dziewczyna spojrzała na nią zdziwiona.
- Ja nie o tym mówiłam. Chciałabym się napić
herbaty, ale takiej mega słodkiej i z cytryną.
- Zaraz poproszę, żeby ktoś ci ją przyniósł.
Do 17:00 Ania nie powiedziała Oldze, co sądzi o
liście od matki. Na spotkanie z prawnikiem szły w ciszy. Okazało się, że
mężczyzna przyjechał z papierami, w których Ania dobrowolnie zrzeka się
nazwiska oraz praw do majątku rodziny Liwskich. Dyrektor więzienia dziwiła się,
że dziewczynie nawet ręka nie zadrżała, kiedy składała podpis. Nie zadawała
pytań, nie prosiła o wyjaśnienia. Załatwiła, to szybko i równie szybko wyszła z
hotelu.
Olga wiedziała, że Anna nie może dzisiaj zostać
sama. W normalnych warunkach, wysłałaby ją do Tomka, ale w Karnym Mieście nawet
ona nie mogła jej na to pozwolić. Dlatego zadzwoniła do Agaty i poprosiła, żeby
ta przenocowała u Ani.
Kiedy się z nią rozstawała, dziewczyna
powiedziała.
- Bardzo pani dziękuję za wsparcie i za to, że
pani tak o mnie dba. Obiecuję pani, że jak już wszystko przetrawię, przyjdę i
wszystko opowiem.
- Nie musisz, ale cieszę się, że chcesz.
Nina
Do Mata przyszła rodzina i dosyć długo z nim
rozmawiali. Nina usiłowała się czegoś dowiedzieć, ale ojciec chłopaka zamknął
drzwi od sali i nic nie mogła usłyszeć. Oczywiście nie stała po drzwiami, bo
miała swoje obowiązki. Ale kiedy tylko mogła przechodziła obok jego pokoju, ale
tam cały czas było zamknięte.
- Ty się tak nie martw tym chłopakiem – mówiła
pani Kasia – na pewno wszystko będzie dobrze.
- Nie sądzę – powiedziała Nina – on nie wrócił do
sprawności i pewnie nie wróci.
- A może po prostu chcą pobyć z nim sami?
- No, ale ja mu przedstawiłam swoich rodziców, a
on…
Pani Kasia uśmiechnęła się ciepło do Niny.
- On może jeszcze nie zdążył powiedzieć, że ma
dziewczynę. Poczekaj jeszcze chwilę, może czeka na dobry moment.
I jak na zawołanie zapaliła się lampka dyżurna z
jego pokoju.
- Leć – powiedziała pani Kasia – leć, bo inaczej
wybuchniesz.
Nina miała ochotę pobiec, ale wiedziała, że to
głupie, więc trzymając się w ryzach, poszła spokojnie do Mata.
Drzwi były już otwarte, a ze środka dochodził
lekki gwar. Nina weszła do środka i zobaczyła jego rodziców i rodzeństwo. Mat
siedział na łóżku i uśmiechał się do niej lekko.
- Mamo, tato – zwrócił się do rodziców – to jest
Nina. Nino, to moi rodzice.
- Dzień dobry – powiedziała Nina cicho.
Ojciec chłopaka uścisnął jej rękę i powiedział ze
śmiechem.
- Chcieliśmy się coś dowiedzieć o zdrowiu naszego
syna, ale on tylko mówił o tobie. Dlatego cieszymy się, że cię poznaliśmy.
- To prawda – powiedziała jego matka – bałam się,
że zastanę tu obraz nędzy i rozpaczy. Że Mat się załamie tym wypadkiem.
Tymczasem – zaśmiała się krótko i pociągnęła nosem – on jest w dobrym humorze i
cieszy się, że jest poza lasem.
- A to do niego nie podobne – wtrącił jego brat –
on kocha las i najchętniej całe życie by w nim spędził.
- To prawda, kocham las – odezwał się Mat patrząc
na Ninę – ale dzisiaj chciałbym też poznać inne miejsca. A jak wiecie, nie
wrócę do pełnej sprawności, więc i tak się w domu nie przydam.
- Nie mów tak – powiedziała matka – jeszcze masz
czas, jeszcze się rehabilitujesz.
- Mamo, ja czuję, że nie mam siły w rękach.
- Twoja mama ma rację – odezwała się Nina –
rehabilitacja jeszcze się nie skończyła. Jeszcze czasami jeździsz na wózku. Ale
wszystko będzie dobrze.
- Widzicie? – ucieszył się – wszystko będzie
dobrze.
- Przecież ci to już mówiliśmy – parsknął brat.
- Ale ty, nie jesteś Niną – powiedział do niego
ojciec.
Wszyscy, łącznie z zawstydzoną dziewczyną się
roześmieli.
Karol
Olga pokazała mu nagranie z rozmowy z kapitanem
Jackiem Olechowskim i porosiła, żeby je obejrzał i powiedział, czy widzi w tej
rozmowie coś niepokojącego. Karol poprosił ją, żeby nic mu nie opowiadała, ani
nie sugerowała. Chciał sam ocenić, czy jest się czym niepokoić, czy nie.
W pracy szef, wiedząc, że to jest zlecenie od
dyrektor więzienia, pozwolił mu zostać w domu i dokonać analizy. Mężczyzna trzy
razy obejrzał rozmowę i nie doszukał się żadnego podstępu, ale to nie oznaczało
jeszcze, że wszystko jest w porządku. Musiał poprosić Olgę o wcześniejsze
nagrania, żeby mieć skalę porównawczą.
Robert
Siedział wieczorem w mieszkaniu u zastanawiał się
nas swoim związkiem z Lulu. Spotykali się od kilku miesięcy, było im ze sobą
dobrze. Ona poznała jego rodziców. Ona na razie nic nie mówiła czy chce poznać
go ze swoją matką, czy nie? Z tym, że on dojrzewał do poważnej decyzji, zamówił
już nawet u Barka pierścionek. Chciałby poznać jej mamę i poprosić o rękę Lulu.
Dziewczyna nic nie wiedziała o jego planach, ale znając życie pewnie by się z
niego śmiała, że jest staroświecki i że to zbyteczne. Jednak on chciał
postąpić, jak trzeba. Skoro miał zamiar rozstać się ze stanem kawalerskim,
musiał to zrobić stylowo. A potem będzie tylko on i Lulu. Dom już miał, bo już
go sobie dawno wybudował. Brakowało tylko żony. Miał tylko nadzieję, że
dziewczyna powie „tak” i wszystko szybko się załatwi. Bez zbędnej pompy i na
pewno bez ogłaszania tego w radio. Tak. Zdecydowanie wolałby skromną ceremonię.
Agata i
Ania
Od spotkania z prawnikiem i wypisaniem Ani z
rodziny Liwskich minęło kilka dni. Dziewczyny spotkały się w radio i zanim
zaczęły audycje miały chwilę na rozmowę.
- Jak się czujesz? – zapytała Agata.
Ania uśmiechnęła się lekko.
- A wiesz, że dobrze?
- Naprawdę? – zdziwiła się Agata, której na samą
myśl o tym, że jej rodzina by się jej wyrzekła robiło się słabo.
- Jakby spadł mi z pleców wielki ciężar – mówiła
Ania – dopóki nie miałam tego na piśmie byłam w zawieszeniu. Czasami łapałam
się na tym, że myślałam o tym, że może wszystko się jeszcze ułoży. A potem
zdawałam sobie sprawę, że nic się nie ułoży. I miałam rację. Oni mi nie
wybaczyli. Nie liczyłam się dla nich jako osoba, a jako inwestycja. Nietrafiona
inwestycja – zaśmiała się krótko.
- I co teraz zrobisz?
- To co robię od wielu miesięcy. Będę żyć pełną
piersią wśród przyjaciół – uścisnęła Agatę – z chłopakiem, który mnie kocha i z
pracą, którą kocham.
- A nie zabolało cię, kiedy matka nazwała twoją
muzykę rzępoleniem?
- Oczywiście, że mnie zabolało, ale tak jak
twórcę, którzy traktuje swoje dzieła, jak dziecko. Nie jak córka, którą matka
zraniła.
- A po wyroku wrócisz na ziemię?
Ania zastanawiała się przez chwilę.
- Nie. Nie wrócę. Tu jest mój dom, tu znalazłam
szczęście.
Olga i
Karol
- Nie znalazłem w wypowiedziach Olechowskiego
niczego dziwnego – powiedział do Olgi – porównałem go z innymi nagraniami i
wszystkie są spójne.
- I nie masz żadnego ale?
- Mam.
- Tak? Jakie?
- Mam wrażenie, że mało go obeszło zniknięcie
pracownicy.
- I jakie wyciągasz z tego wnioski?
- Że w waszej rozmowie nie uznał to za ważne albo
to była nowa pracownica, nie zdążył jej poznać, nie był z nią w żaden sposób
związany. Albo już wcześniej znikała, bo zabalowała na przykład na wyjeździe.
- Albo maczał w tym palce i doskonale wiedział,
co się z nią stało.
- To też. Ale ta rozmowa, to za mało, żeby go o
cokolwiek podejrzewać.
- Czyli mam się martwić czy nie martwić.
- Nie martwić – uśmiechnął się do niej ciepło i
przytulił.
Nina
Od ponownego otwarcia przejścia między światami w
przychodni przybyło pacjentów. Zwykle turystów, którzy bagatelizowali regulamin
i myśleli, że te wszystkie zakazy są tylko na pokaz. Na szczęście dla nich nie
spotkali się z dużymi drapieżnikami, ale nawet piżmoskrzek, mimo, że niewielki,
potrafi nieźle pogryźć człowieka.
Przez to, że przybyło pacjentów Nina nie miała
zbyt wiele czasu dla Mata, co bardzo ją smuciło. W drodze do kolejnego
poszkodowanego zaglądała na chwilę do kolegi, ale te kilka minut jej nie
wystarczało.
Ale może właśnie dzięki temu odkryła, że się
zakochała.
Kiedy miała go na wyciągnięcie ręki, często go
odpychała albo udawała, że nie rozumie aluzji. Teraz, gdy nie miała czasu na
długie pogawędki, po prostu czuła, że za nim tęskni. On też wydawał się
przygaszony, jemu też nie wystarczały krótkie spotkania. Nie tylko ona się
zakochała.
Agata
Na Więziennej Planecie pojawili się rodzice Agaty
oraz jej brat z żoną i dziećmi. Agata wiedziała, że bratowa była w drugiej
ciąży, więc nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy swojego drugiego bratanka.
Na powitalne spotkanie nie zabrała Bartka,
chciała najpierw sama się nacieszyć rodziną.
- Agata, jak ty jesteś chuda – powiedziała mama
zamiast powitania i uścisnęła ją mocno.
- Mamo, co ty pleciesz – śmiała się Agata
ściskając po kolei członków rodziny.
- Mama ma rację – powiedział tata – jesteś
szczuplejsza niż na Ziemi.
Agata popatrzyła na siebie.
- No może? – uśmiechnęła się do nich promiennie –
wiecie, tu się wszędzie chodzi na pieszo i ciężko pracuje.
- A słodycze są? – dopytywał sześcioletni
Marcinek.
- Całe mnóstwo – zapewniła Agata.
Popatrzyła na rodzinkę i łzy wzruszenia popłynęły
jej po policzkach.
- Tak się za wami stęskniłam – i ponownie rzuciła
się im w ramiona.
Kiedy już każdy ją porządnie wyściskał,
odprowadziła ich do hotelu, w którym sama mieszkała i dała im czas na
rozpakowanie. Pouczyła ich jeszcze, żeby przeczytali regulamin pobytu i nie
łamali zasad.
Kiedy spotkali się ponownie w hotelowej
restauracji, Arek jej brat zapytał.
- Czemu ma służyć taki rygorystyczny regulamin?
- Temu, żebyś przeżył.
- Nie żartuj – zaśmiał się, a matka dodała.
- Nigdy nam nie mówiłaś, że to niebezpieczne
miejsce.
Agata machnęła ręką i powiedziała
- Nie chciałam Was martwić. Poza tym, to nie tak,
że codziennie staczamy walkę z przyrodą. Tylko od czasu do czasu drapieżniki
wpadają do nas z wizytą. Ale tak serio, to musicie wiedzieć, że tutejsza fauna
i flora jest zupełnie inna niż na ziemi. Nawet tutejsze drzewa, jak się im
przyjrzycie, zauważycie, że coś co wygląda, jak nasza sosna, z bliska jest
zupełnie czymś innym. Także, dla waszego dobra, nie zrywajcie żadnych jagódek.
Chyba, że chcecie zwiedzić naszą przychodnię od środka.
- Nie chcemy – zapewniła ją bratowa Blanka – ale
chcemy też skorzystać z tutejszych atrakcji.
- Jeśli oczywiście regulamin ich nie wyklucza –
ironizował Arek.
- Tutaj jest zwyczajnie, macie dzielnicę
turystyczną, knajpy i sklepy z pamiątkami, ale kiedy zabiorę was nad Burzliwe
Wodospady, to oko wam zbieleje.
- A Błękitna Laguna? – dopytywała mama – w
folderze pisali, że tam można porządnie odpocząć.
- Tam nie byłam i chętnie z wami sprawdzę ten
wypoczynek. Bo szczerze mówiąc tutaj jest zimno, a ja mam dosyć zimna, a tam
ponoć lato wcześniej przychodzi i ja marzę o wygrzewaniu się na słońcu.
- Mam nadzieję, że nie marzłaś zimą – zaniepokoiła
się mama.
- Nie – odparła – mam ciepłe ubrania, w hotelu
grzali na całego, a jakby tego było mało, mamy tu małe SPA. Z tego, co wiem
obejmuje je strefa turystyczna. To jedyne miejsce w Karnym Mieście, gdzie nie
spotkacie więźniów.
- Ja w ogóle nie mam wrażenia, że jestem w
więzieniu – odezwał się ojciec.
- No nie będziesz się czuł, jak w więzieniu.
Tutaj wszyscy, którzy przeszli terapię i szkolenie chodzą na wolności.
Oczywiście są jeszcze ci, którzy spędzają czas w więzieniu, ale nie za kratkami
tylko w porządnych pokojach z łazienką. Ale i ci wcześniej czy później wyjdą w
miasto.
- Wielokrotnie nam mówiłaś, że jest tutaj fajnie
– znowu odezwał się ojciec – co może być fajnego w życiu pośród przestępców?
- Nie bądź czepliwy – odezwała się mama.
- Nie jestem czepliwy, tylko ciekawy.
- No właśnie jest tu fajnie – odezwała się Agata
– normalnie i nienormalnie jednocześnie. Przyjaźnię się z Anką, która w ogóle
nie powinna się tu znaleźć, ale chciała odbyć karę, chociaż nie musiała. Mój
facet, to wielki King Kong o gołębim sercu, a jego najlepszy kumpel, to mistrz
cierpliwego czekania i małomówności. I wiecie co? I oni są
zresocjalizowani. Żyją tu, pracują,
starają się wyjść na prostą. Karol niedługo ożeni się z dyrektor więzienia…
- Co?! – Arek wypluł herbatę, którą miał w buzi –
co? Dyrektor więzienia i przestępca.
- Tutaj nikogo to nie dziwi – oburzyła się Agata
– poza tym pamiętaj, że ja wyjdę za Bartka.
- No dobra, ale ty nie jesteś dyrektorką.
- No i co z tego? Jeden i drugi, ma przestępczą
przeszłość za sobą. A Karol zbudował działający helikopter, kilka drukarek,
uruchomił samochód i jest genialnym wynalazcą. Za to mój Bartek, to artysta. Po
obiedzie pójdziemy do sklepu z pamiątkami i zobaczycie, co on potrafi
wyrzeźbić.
- Przesłałaś nam kilka jego dzieł – przypomniała
mama.
- Wiem, ale te kilka błyskotek nie pokazuje jego
całego talentu.
Agata miała po spotkaniu z rodzicami mieszane
uczucia. Z jednej strony zapewniali ją o wsparciu i byli na tak do Bartka, ale
z drugiej strony nie mogli pojąć, że tutaj przestępcy żyją wśród wolnych ludzi
i jakoś to działa.
Mimo, że zapewniała Bartka, że nie będzie
problemu z jej rodzicami. Po dzisiejszym spotkaniu zaczęła się lekko
denerwować. Zapomniała, że ona siedziała tu już prawie rok i nauczyła się tu
żyć. Dla rodziny była to ogromna nowość.
Ania i Olga
Kobiety spotkały się na kawie w części
turystycznej miasta. Ania korzystała ze swoich przywilejów i nie miała limitu
czasowego na to spotkanie. Olga zaproponowała jej pastelowy pokój, ale kobieta
wolała spotkać się na mieście.
- Bardzo pani dziękuję, że nalazła dla mnie czas
– powiedziała, kiedy usiadły przy stoliku.
- Wiesz, że zawsze znajdę dla ciebie chwilę.
- Chciałam zdać relację z moich przemyśleń w
związku z moją rodziną. A raczej już nie rodziną.
Olga zauważyła, że Ania jest spokojna i w ogóle
się nie denerwuje.
- Powiedziałam Agacie, że od spotkania z
prawnikiem czuję się tak, jakby ktoś kamień zdjął mi z pleców. I to jest
prawda. Nie sądziłam, że tak bezboleśnie to przejdę.
- Na pewno się nie zdenerwowałaś? Nie było ci
smutno? – dopytywała Olga.
- Nie. Cały smutek zostawiłam za sobą wiele
miesięcy temu. Teraz odczułam ulgę. Wiem, że nie muszę się już zastanawiać nad
tym, czy ktoś do mnie napisze albo co gorsza przybędzie tu i zrobi mi awanturę
– popatrzyła spokojnie na Olgę – jedyne, co mnie zdenerwowało, a raczej
wkurzyło, to nazwanie mojej muzyki rzępoleniem. Ale nie mogłam się przecież
spodziewać innej reakcji.
- Myślisz, że oni się nie rozmyślą?
Ania pokręciła głową.
- Nie sądzę. Ale dla mnie tak jest lepiej –
wzruszyła ramionami – jestem sobą.
- Cieszę się, że odnalazłaś tutaj swoje miejsce,
pasje i życie.
Ani łzy zakręciły się w oku.
- Ja w tym więzieniu otrzymałam od pani, od
terapeutów, od Agaty i Tomka więcej miłości i wsparcia niż kiedykolwiek w
życiu. Tu czuję się, jak w rodzinie, jak w domu.
- I nie przeszkadzają ci ograniczenia?
- Nie – powiedziała Ania – ja mam tu więcej
wolności niż miałam w korporacji rodziców.
Zamilkły na kilka minut, po czym Ania znowu
zabrała głos.
- Muszę sobie nadać nazwisko, bo zrezygnowałam ze
starego.
- Może nie warto? – zapytała Olga,
- A dlaczego?
- Może niedługo dostaniesz je od Tomka.
Ania popatrzyła uważnie na dyrektor więzienia.
- Myślę, że my z Tomkiem będziemy działać bardzo
powoli. Dlatego na ten czas chcę mieć nazwisko.
- A wymyśliłaś już jakie?
- Tak?
- Jakie?
- Będzie się pani śmiać.
- Nie będę.
- Chcę być Anną Nową.
- Anna Nowa – Olga uśmiechnęła się do kobiety –
bardzo dobry wybór.
Robert i
Paweł
Paweł przyszedł do Roberta do biura i od progu
zaczął mówić.
- Lecę na Ziemię.
- I aż musiałeś tutaj przyjść, żeby mnie
oświecić? – zaśmiał się Robert.
- Tak. Ponieważ chciałbym, żebyś wybrał się ze
mną.
- A po co?
- Nigdy nie byłeś na Ziemi.
- Mnie tam nie ciągnie.
- Ale obiecałeś mi, że się kiedyś ze mną wybierzesz.
Nie uważasz, że to najlepszy moment. Za kilka dni zaczynasz urlop, ja co prawda
lecę tam służbowo, ale przez te kilka
dni mogę ci pokazać kilka ciekawych miejsc.
Robert usiłował mu się wciąć w słowo, ale Paweł
mówiąc do niego pisał coś na kartce. Kapitan rzucił na to okiem i przeczytał.
Jedziesz ze
mną, bo mam trop. Chcę go sprawdzić. Nie mów Oldze.
- Ale czemu mam psuć sobie urlop na wycieczkę na
Ziemię – niby oburzał się Robert – chciałem spędzić ten czas z Lulu.
- Terefere. Lulu jest więźniarką, a ty na urlop
chciałeś wybrać się do rodziców.
Rzeczywiście miał taki plan, ale z drugiej
strony, przecież miał mieć miesiąc wolnego, na pewno zdąży jeszcze do nich
wpaść. Musiał jeszcze tylko powiedzieć o tym Lulu.
- No dobrze – rzekł z ociąganiem.
- Powiem Oldze, że zostaje sama na posterunku –
powiedział Paweł i wyszedł.
Karol i
Olga
Ich dom już stał. Nie był jeszcze gotowy, ale
miał ściany i dach. Było jeszcze wiele do zrobienia, ale wiedzieli, że pod
koniec lata wszystko będzie gotowe.
Tymczasem siedzieli na schodkach tarasu i
planowali ślub i wesele.
- Ja bym wolała jakąś skromną uroczystość –
powiedziała Olga.
- Ja też – zgodził się Karol.
- Niestety, jako dyrektor więzienia i osoba znana
pewnie będę musiała urządzić wielką fetę.
- Wiesz, że nic nie musisz? – wziął ją za rękę –
że możemy wszystko zrobić po swojemu?
- Niby tak – zgodziła się – ale to nie było by w
porządku. Wiesz, że jestem na każdym ślubie, weselu, chrzcinach i ważniejszych
urodzinach wszystkich mieszkańców. Nie mogę ich pominąć.
- Szkoda – mruknął Karol. Wiedział, że mógłby ją
przekonać do zmiany zdania, ale rozumiał, że jej funkcja ma swoje zobowiązania.
- Mnie też szkoda, ale jakoś to przetrwamy –
pocałowała go w policzek – a potem….
- Co potem?
- Potem będziemy razem bez limitów czasowych.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja się nie mogę
tego doczekać.
- Masz rację, nie wyobrażam sobie tego,
zwłaszcza, jak mówisz to tak poważnym głosem – roześmiała się.
- Trzymam emocje na wodzy, bo gdybym sobie
popuścił, to doszłoby do skandalu z dyrektorką w roli głównej – objął ją mocno.
- Co ty nie powiesz? – przekomarzała się.
Pocałowali się.
Bartek i
Agata
Spotkanie z rodzicami Agaty nie było dla Bartka
najłatwiejsze. Przede wszystkim, kiedy stanął w drzwiach restauracji nie mógł
nie zauważyć reakcji jej mamy i bratowej na jego widok. Widział, jak mocno
wciągają powietrze, a na ich twarzach maluje się przestrach i niedowierzanie.
Ojciec i brat dziewczyny mieli na tyle przyzwoitości, żeby nie pokazać po sobie
emocji.
Mężczyzna miał ochotę się wycofać i uciec. Ale
nie mógł tego zrobić Agacie. Ta aż kipiała z emocji i ciągnęła go do stolika.
- Mamo, tato i reszta – machnęła ręką – to jest
Bartek. Bartek, to moja rodzina.
I zaczęła prezentację. Mężczyźni mocno uścisnęli
mu dłoń, kobiety lekko i szybko. Usiedli na swoich miejscach i zapadła
krępująca cisza. Agata usiłowała ją zagłuszyć ciągłym paplaniem.
- Musicie zobaczyć nasz przyszły dom. Bartek sam
go zaprojektował.
Zwróciła się do niego i powiedziała.
- Moja rodzinka była w sklepie u Lulu i jak
zobaczyli twoje dzieła, to nie mogłam ich od nich oderwać. Kupili całe pudło
twoich cudownych rzeźb i biżuterii.
Bartek bąknął coś pod nosem, ale nikt nie
zrozumiał, co.
W końcu i Agacie skończyły się pomysły na
rozmowę, więc zamilkła i zajęła się jedzeniem.
Ojciec Agaty postanowił wziąć sprawy w swoje ręce
i odezwał się po długiej chwili ciszy.
- Niech pan się na nas nie gniewa –zwrócił się do
Bartka – my po prostu inaczej sobie pana wyobrażaliśmy.
- To znaczy jak? – zapytał Bartek.
- Agata mówiła, że jest pan wysoki, ale pan nie
jest wysoki. Jest pan ogromny, to nas trochę przytłoczyło.
Mama Agaty energicznie przytakiwała głową.
- No cóż – odezwał się Bartek – taki jestem. Ale
zapewniam państwa, że jestem zupełnie niegroźny i oswojony.
- To taki mój miś – Agata przytuliła się do jego
ramienia.
- Proszę nam dać trochę czasu – odezwała się
matka dziewczyny – my na co dzień…
- Nie musi się pani tłumaczyć – przerwał jej
Bartek – wiem, że jestem przestępcą, że ma tatuaże i odstraszam wyglądem. Ale
zapewniam państwa, że przeszedłem resocjalizację i nie mam zamiaru wracać na
przestępczą ścieżkę. Okryłem swoje powołanie i znalazłem szczęście – spojrzał
czule na Agatę – dom już prawie skończony. Chciałem tylko dopełnić formalności.
Podniósł się i ukłonił przed jej rodzicami.
- Chciałbym prosić państwa o rękę córki.
Matka potakiwała głową, a ojciec powiedział.
- Zgadzamy się. Może pan się ożenić z naszą
córką.
Agata, chociaż wiedziała, że jeszcze długa droga
przed jej narzeczonym i rodzicami do poznania się i zaakceptowania, to i tak
była w siódmym niebie.
- Jak ja was wszystkich kocham? – powiedziała
zalewając się łzami.
Robert i
Lulu
- Jadę na ziemię – powiedział do Lulu.
- Na ziemię? A po co? – zdziwiła się.
- Mam miesiąc urlopu, a obiecałem kiedyś Pawłowi,
że się z nim tam wybiorę.
- Na ziemi nie ma niczego ciekawego –
naburmuszyła się Lulu.
- Dlaczego nie chcesz żeby tam jechał?
- Bo mógłbyś spędzić urlop w Karnym Mieście, ze
mną – odparła.
- Nie mogę tu spędzić urlopu. To jest zakazane –
powiedział do niej poważnie.
- Żartujesz?
- Nie. Takie są zasady dla pracowników Karnego
Miasta. Gdyby mi Paweł nie zaproponował wyjazdu na ziemię, część czasu
spędziłbym z rodzicami, a część w Błękitnej Lagunie przy Kolonii Karnej.
- Dlaczego tak jest?
- Bo Karne Miasto, to więzienie i moje miejsce
pracy. Czasami muszę się stąd ruszyć, żeby odpocząć.
- Ale będziesz też odpoczywał ode mnie – zadrżała
jej dolna warga.
- Uwierz mi, gdybym mógł, to bym cię ze sobą
wziął. Albo bym został. Bo ja wolę ciebie niż wszystkie urlopy świata.
- No to zostań.
- Nie mogę – objął ją, bo zaczęła płakać.
- I co? Nie będę cię widzieć przez miesiąc?
- Tak, jakby – przyznał
- To jest niesprawiedliwe – poskarżyła się.
- Nie. To nie jest niesprawiedliwe – odparł
twardo – czasami zapominasz, że jesteś więźniem.
- To jest niesprawiedliwe – upierała się.
- Zobaczysz, że te dwa lata miną ci szybko i jak
będziesz wolna, będziemy mogli razem wyjeżdżać na wakacje.
- Po co ja zajmowałam się głupotami – buczała.
- Po to, żeby mnie poznać – spojrzała na niego zaskoczona,
dodał więc – no co? Taka prawda. Gdybyś nie handlowała narkotykami, nie było by
cię tu. I nigdy byśmy się nie spotkali.
- No masz rację – zgodziła się – ale i tak nie
podoba mi się, że nie będę cię widzieć.
- Mam ci coś przywieźć z ziemi? Albo zawieźć do
rodziny?
Lulu pokręciła głową i nic nie powiedział.
Przytuliła się do niego mocno.
- Siebie mi przywieź, siebie.
Ania i
Tomek
Siedzieli na budowie muru i jedząc drugie
śniadanie rozmawiali. Tomek wiedział już o sprawie z rodziną Ani i o tym, że wymyśliła
sobie nazwisko.
- Ania Nowa – powiedział – ładnie.
- Też tak myślę – zgodziła się – bez udziwnień,
krótko, zwięźle i na temat. Poza tym takie krótkie nazwisko jest dobre dla
wokalistki. Chwytliwe i w ogóle.
- I w ogóle – śmiał się.
- No tak. Wyobrażasz sobie, że mogłabym wymyślić
sobie nazwisko Małodowcowa albo Piekielińska.
- Nie – śmiał się – Anna Nowa brzmi dobrze… -
urwał, a potem spojrzał na nią poważnie i powiedział – ale kiedyś…, być może,
będziesz się nazywać Dębska.
- Być może, kiedyś tak się stanie – uśmiechnęła
się do niego lekko – I Anna Dębska, też brzmi ładnie.
- Cieszę się. Chętnie bym cię uściskał i
pocałował, ale niestety jesteśmy w pracy.
- Mnie też zaczynają doskwierać tutejsze zasady –
powiedziała.
- Nowa Ania, jest
niegrzeczna – droczył się z nią.
- Nie aż tak, jak myślisz. Ale chciałabym być
bliżej ciebie, dłużej cię widzieć i w ogóle.
- I w ogóle jest najlepsze – znowu się roześmiał
– ale najważniejsze i tak jest to, że w ogóle się widujemy i nawet czasami
razem pracujemy.
- Masz rację. I w ogóle, to cię nawet bardzo
lubię.
- I nawzajem.
Usłyszeli trąbienie. To był sygnał, powrotu do
pracy.
- Przerwa się skończyła – powiedział do niej.
- Wracamy do pracy.
- Dobrego popołudnia Aniu.
- I nawzajem Tomku.
Nina
Mat przechadzał się po korytarzu. Nie używał już
kul, ale nadal stawiał ostrożnie kroki. Nina widziała jednak, że z dnia na
dzień idzie mu coraz lepiej.
- Niedługo będziesz zdrów, jak ryba i wrócisz do
lasu – powiedziała, a on wyczuł smutek w jej głosie.
- Myślę, że nie tak szybko. Nogi są coraz
zdrowsze, ale ręce…, ręce są do bani.
Pokazał jej dłonie i przykurcze, jakie mu się
porobiły.
Złapała go za dłoń i przytrzymała w swojej.
- Będzie dobrze – pocieszyła go, chociaż oboje
wiedzieli, że to nieprawda. Mat nie będzie już dobrym łucznikiem, a i z
utrzymaniem innej broni będzie miał problem.
- A jak nie będzie, to zostanę w Karnym Mieście –
dodał wesoło – na pewno znajdzie się dla mnie jakaś praca.
- Nie tęskniłbyś za lasem?
Spojrzał jej w oczy.
- Tęsknił bym, ale na pewno gdybym tam wrócił,
bardziej bym tęsknił za tobą.
Nina spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok.
- Ej, dzikusie – śmiał się Mat – nie uciekaj.
Spojrzała na niego niepewnie. On pogłaskał ją po
policzku i powtórzył.
- Nie uciekaj. Już nie musisz. Zaopiekuję się
tobą.
Nina spiekła jeszcze większego raka, ale czuła
się szczęśliwa. Szczęśliwa i wolna od przeszłości. Czuła, że może Matowi
zaufać.
- Wiem – wyszeptała i dodała –a ja tobą też się
zaopiekuję.
- Już to robisz – przyciągnął ją do siebie –
dziękuję.
No i już mieli się pocałować, kiedy usłyszeli
kaszlnięcie. Odskoczyli od siebie, jak oparzeni i spojrzeli na osobę, która
zakasłała. Była to pani Kasia.
- No. I taką odległość trzymajcie – powiedziała
poważnie, ale oboje widzieli błysk aprobaty w jej oku.
Kolejny odcinek 20 września

Komentarze
Prześlij komentarz