Więzienna Planeta odc.39
Robert
Lulu przestała się na niego dąsać, ponieważ
każdego dnia starał się zobaczyć z nią chociaż przez kilka minut. Dlatego wykorzystał
jedno z takich spotkań do zadania jej ważnego pytania.
- Powiedz mi Lulu – odezwał się do niej, kiedy
szli trzymając się za ręce w stronę sklepiku z pamiątkami – czy jak poszłaś
obserwować mnie, panią dyrektor i burmistrza widziałaś jeszcze kogoś na
blankach? Kogoś, kto mógł zwrócić twoją uwagę?
- Nie przypominam sobie, żebym kogoś widziała –
powiedziała, po czym zaśmiała się nerwowo – za bardzo byłam na ciebie zła, żeby
widzieć, co się wokół mnie dzieje.
- Wiem – również się zaśmiał – ale teraz już nie
jesteś na mnie wściekła i może mogłabyś spróbować sobie przypomnieć, czy
widziałaś tam jeszcze jakieś osoby.
Dziewczyna zamyśliła się i próbowała odtworzyć w
głowie trasę i widok z mniejszego muru.
- Niestety. Nie pamiętam, żeby ktoś się tam
kręcił – po czym dodała – ale widziałam kogoś po drugiej stronie.
Robert zamarł, ale po chwili odezwał się do niej,
mając nadzieję, że nie spłoszy jej myśli.
- Poza miastem?
- Tak. Stał pod murem.
- Opowiedz mi, co pamiętasz.
- Stałam tam i usiłowałam was wypatrzeć i nagle
usłyszałam gwizdanie. Dlatego wychyliłam się poza blanki i zobaczyłam człowieka
stojącego pod murem i patrzącego w waszą stronę.
- Znasz go?
- Nie. Poza tym patrzyłam z góry, więc nie
widziałam twarzy. Na pewno był to mężczyzna i nie był w mundurze.
- Kolor włosów.
- Ciemne, ale nie wiem jak bardzo.
- Długie, krótkie.
- Miał loki.
- A w co był ubrany?
- Jak wszyscy
w ciemną kurtkę, reszty nie widziałam.
- I mówisz, że patrzył w naszą stronę.
- Tak. Tego jestem pewna.
Robert odwrócił Lulu twarzą do siebie i mocno
przytulił. Dziewczyna zdziwiła się tym publicznym okazaniem uczuć, ale objęła
go w pasie i czekała, na jakieś wyjaśnienie.
- Pamiętaj, nikomu o tym nie mów. Nikomu, dobrze?
- Dobrze – zaniepokoiła się poważnym tonem
Roberta – ale czy coś wam grozi?
Robert pocałował ją czule w czoło, potem w usta.
- Nie chcę żeby tobie coś groziło.
- Powiesz mi o co chodzi?
- Nie. I nie proś mnie, żebym ci cokolwiek
powiedział.
- Nie poproszę.
I kapitan wiedział, że mówiła szczerze. Lulu
unikała kłopotów i na pewno nie chciała się w nie sama pchać. Miała zbyt duże
doświadczenie w popadaniu w tarapaty. Wolała tego nie powtarzać. Chciała tylko,
żeby Robert był z nią i nic więcej jej nie obchodziło.
Olga
Kapitan Jacek Olechowski odpisał na wiadomość i
umówiła się z nim na rozmowę w bazie przerzutowej. Zanim to zrobiła, odbyła
rozmowę ze swoimi „mężczyznami”, żeby ustalić, co może, a czego nie powinna
mówić. Robert zadbał o to, żeby oprócz dwóch strażników dyżurnych nie było tam
nikogo. Na trasie do bazy też nie miał prawa pojawić się nikt z turystów. Olga
szła pewnym krokiem, ale wewnątrz czuła duży niepokój. Karol też jej nie
pocieszył, tylko zrobił awanturę i powiedział, że zerwie się z pracy i
osobiście ją odprowadzi. Na szczęście udało jej się mu to wyperswadować. Teraz
żałowała, że w ogóle zgodziła się na rozmowę
z Jackiem. Może powinna wysłać tam Pawła lub Roberta. Z tym, że to by
było podejrzane, ponieważ, to ona zawsze z nim rozmawiała.
Dotarła do bazy i kiedy znalazła się za progiem
odetchnęła z ulgą. Poszła do pomieszczenia, gdzie miała się połączyć z
kapitanem i zanim to zrobiła poprosiła strażnika dyżurnego, żeby dał jej minutę
czy dwie na uspokojenie nerwów. W końcu na ekranie pojawiła się twarz
uśmiechniętego Jacka Olechowskiego.
- Co wy tam u siebie macie? Remanent, że nie masz
nawet chwili żeby porozmawiać ze starym
znajomym?
Olga uśmiechnęła się do niego promiennie i
powiedziała wesoło.
- Chyba się odzwyczailiśmy od gości. Normalnie
napływali całym rokiem, ale wiesz, przez tę aferę zrobił się zastój.
- Dobrze zrobiliście, ale nie powiem, dla nas też
to nie było dobre rozwiązanie. Zastój w handlu, mniejsze zarobki z turystyki i
więziennictwa – mówił, ale nie wyczuła w jego głosie goryczy czy złości. Nie
mógł się złościć, bo sam popierał ich decyzję.
- No, ale teraz się zaczęło. I zadbaliśmy o nowy
wizerunek. Zbudowaliśmy dzielnicę turystyczną.
- Tak? – zdziwił się Jacek.
- Stwierdziliśmy, że goście nie powinni za bardzo
kręcić się po mieście, zwłaszcza w okolicach mieszkalnych, dlatego wydzieliliśmy
teren i postawiliśmy nowe pawilony handlowe, a także domki letniskowe.
- Czyli turyści nie mogą już pójść do karczmy ani
do żadnego sklepu? – dziwił się Jacek.
- Mogą, bo to wszystko im zorganizowaliśmy.
- A rodziny? Jak się spotykają?
- Też w strefie dla turystów.
- I naprawdę nikt nie łamie tej zasady?
- Czasami – powiedziała Olga – ale raczej nie
bardzo. Ci, którzy bywają tu regularnie uznają nawet, że ten pomysł z nową
dzielnicą jest ciekawy. Z resztą, co ja będę ci to ustnie opisywać. Przyjedź do
nas na urlop. Sam wszystko zobaczysz.
- I nie będę mógł wejść do Karnego Miasta?
- Nie, dlaczego? – zdziwiła się Olga.
- No bo strefa dla gości, jest odcięta od reszty.
- Nie wygłupiaj się. Ty jesteś pracownikiem
naszego więzienia. Ciebie te ograniczenia nie obowiązują. Tak samo, jak
wszystkich naszych pracowników z Ziemi.
- Uff – uśmiechnął się Jacek – bo już myślałem,
że postawiliście szlaban dla wszystkich Ziemian.
- To przejściowe. Jak tylko skończą się nasze
kłopoty, wszystko wróci do normy.
- A co? – zaciekawił się – stało się coś?
- Nie – powiedziała Olga – ale sam wiesz, że i wy
i my musimy być ostrożni. Nikt nie wie, czy nasi przeciwnicy wrócą, czy już
udało nam się ukrócić ich działanie. A może u ciebie coś się w tej kwestii
wydarzyło?
- Czemu pytasz?
Olga zdziwiła się jego pytaniem. Przecież jak
zwykle wymieniali informacje.
- No zawsze mi mówisz, czy coś się dzieje, czy
jednak mogę spać spokojnie.
- I tak i nie – powiedział poważniejąc – niby nic
się nie dzieje, ale zaginęła jedna z pracownic. Nie wróciła po weekendzie do
pracy. Trzeci dzień jej szuka policja.
- Myślisz, że to może się wiązać z naszą sprawą?
- Nie wiem, możliwe.
- A kto to? Znam ją?
- Chyba nie, bo ona pracowała w dziale
technicznym. Nie wiem, czy kiedyś tam byłaś.
- Nie, raczej nie.
- A propos pobytu. Czy wybierasz się do nas na
urlop?
- Nie. W tym roku, zostaję na miejscu. A ty
przyjedziesz?
- Może? – uśmiechnął się – może z twoją rodzinką.
Bo pewnie wiesz, że kupili bilety na lipiec.
- Tak, wiem – odparła Olka – bardzo się cieszę,
że ich zobaczę. No i jeśli ty przyjedziesz, to będę podwójnie uradowana.
- Zatem postaram się być.
- Skoro plotki mamy za sobą, to teraz zalej mnie
dokumentami i mów, gdzie mam podpisać – i przeszli do spraw zawodowych.
Po skończonej rozmowie, porosiła dyżurnego, żeby
zgrał jej całe spotkanie i przesłał do biura. Do domu doszła bez przeszkód, ale
nie miała siły spotkać się z żadnym z zaprzyjaźnionych mężczyzn, musieli
poczekać do następnego dnia. Poza tym, chciała żeby Karol również uczestniczył
w tej rozmowie.
Nina
Siedziała w pracy w pokoju dla pielęgniarek, gdy
ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – powiedziała i spojrzała. W drzwiach
stał Mat. Podpierał się o kule, ale widać było, że porusza się co raz
sprawniej. Uśmiechnął się do niej ciepło i powiedział.
- Unikasz mnie, więc przyszedłem.
- Nie unikam cię – bąknęła Nina i spiekła raka.
- Nie kłam, przecież w tym tygodniu jeszcze ani
razu nie zamieniliśmy nawet zdania. A ja nie widzę, żeby nagle w szpitalu i
przychodni przybyło chorych.
- Przybył nowy personel – powiedziała.
- I dlatego mnie unikasz?
- Nie – bąknęła.
- Możesz na chwilę wyjść i ze mną porozmawiać?
Przez chwilę się wahała, ale w końcu doszła do
wniosku, że nie może mu odmówić. W końcu nie byli pokłóceni. Wyszli przed
szpital i usiedli na ławce. Słońce świeciło, na niebie nie było żadnej chmurki.
Miło było wystawić twarz do słońca, chociaż te jeszcze w kwietniu za bardzo nie
grzało.
- Kogo przyjęliście do pracy? – zagaił rozmowę
Mat.
- Jeszcze dwie pielęgniarki i chirurga ortopedę.
Tego wciąż nam brakowało i na poważniejsze operacje musieliśmy wysyłać ludzi na
Ziemię.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć tę Ziemię.
- Naprawdę?
- Tak. Tutaj jest nas mało, chciałbym zobaczyć tą
miejską dżunglę.
- Myślę, że cię ona rozczaruję.
Przez chwilę znowu siedzieli w ciszy.
- A ty? – znowu Mat odezwał się pierwszy – chcesz
wrócić na Ziemię?
Nina zanim odpowiedziała, zastanowiła się nad tym
porządnie. W końcu odparła.
- Tak. Chciałabym tam wrócić.
Mat posmutniał, dlatego dodała:
- Ale to nie znaczy, że szybko tam się znajdę.
Mam jeszcze kilka lat odsiadki – uśmiechnęła się do niego – kto wie, może
polubię to miejsce?
To mało pewne wyznanie ucieszyło go, ale nic nie
odpowiedział. Znowu pogrążyli się w ciszy.
- Chciałem cię przeprosić – po raz trzeci zaczął
rozmowę.
- Za co?
- Chyba się pośpieszyłem mówiąc twoim rodzicom,
że jestem twoim chłopakiem. Ja tak to czuję, ale ty chyba nie – zakończył i
spojrzał na nią niepewnie.
- Mat – powiedziała miękko – nie musisz mnie
przepraszać. To ja nie umiem normalnie odczuwać. Może, gdybym nie miała tych
doświadczeń, przez które moje życie potoczyło się tak, jak się potoczyło, to
bym skakała do góry, jakbyś powiedział, że jesteś moim chłopakiem.
- Gdybyś nie miała tych doświadczeń, to byśmy się
nigdy nie spotkali – powiedział.
- Masz rację – odparła – ale i tak nie jestem
jeszcze w stanie się z nimi pogodzić. Chyba potrzebuję czasu.
- Dobrze. Nie będę cię popędzał.
- Ale to nie znaczy, że nie będziemy parą –
dodała Nina cicho – tylko taką na razie przyjacielską.
- A potem?
- A potem, mam nadzieję, że to ja powiem
rodzicom, że jesteś moim chłopakiem.
Mat wziął ją za rękę i uścisnął.
- Nie mogę się doczekać.
Karol
Poszedł do pracy do Instytutu, ale był tak
wściekły, że nie potrafił się na niczym skupić. Oczywiście w jego wersji,
wściekłość wyglądała tak, że był bardzo spokojny i pracował ze zdwojoną uwagą
nad jakimś nowym urządzeniem. Ale i tak wszyscy czuli przez skórę, że lepiej do
niego nie podchodzić. Dlatego przez większość dnia siedział samotnie w
warsztacie i dłubał. Wściekły był oczywiście na Olgę, która mimo jego próśb
poszła do bazy przerzutowej. Oczywiście rozumiał, że tak powinno być i że ona nie może się nagle zachowywać inaczej. W
końcu chcieli przydybać osobę lub osoby, które jej zagrażały. Ale i tak miał
nadzieję, że zrezygnuje. Uda chorą czy coś. Ale to była Olga. Mimo, że
filigranowa i delikatna, wewnątrz ogromnego ducha i odwagi.
Nagle w całym pomieszczeniu rozległo się
warczenie. Inni pracownicy, słysząc hałas przybiegli, żeby zobaczyć, co się
stało.
- Co to jest? – zapytał szef – co ty zbudowałeś?
- Nie wiem – powiedział Karol, rzucił klucz na
stół i zostawiając ich z warczącym ustrojstwem wyszedł z pomieszczenia.
Bartek i
Olga
Bartek poprosił o spotkanie z panią Olgą i dosyć
szybko udało mu się do niej dostać. I to do pastelowego pokoju.
Usiedli w fotelach i przez chwilę nic nie mówili.
Kobieta widziała, że mężczyzna jest mocno zdenerwowany i że nie wie, jak zacząć
rozmowę. Dlatego zaczęła pierwsza.
- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Mam do pani prośbę. Ogromną.
- To musi być coś ważnego, skoro jesteś tak
zdenerwowany, że aż cały chodzisz.
- To jest najważniejsze na świecie. Chodzi o
Agatę, jej rodziców i nasz ślub.
- Masz wątpliwości? – zdziwiła się.
- Nie!- wykrzyknął, po czym dodał spokojniej – i
tak.
- Może opowiedz mi wszystko od początku.
- Nie ma takiej potrzeby – zapewnił – ja mam
tylko do pani prośbę.
- Zamieniam się w słuch – uśmiechnęła się do
niego.
- Potrzebuję spotkać się z Agatą, ale nie na
godzinę. Nawet dwie, to będzie za mało –
spojrzał na Olgę błagalnym wzrokiem.
- Po ślubie będziesz ją miał na co dzień w domu.
Czemu teraz jest ci potrzebny ten czas?
Bartek podrapał się po głowie, a potem wzruszył
ramionami. Był lekko zawstydzony. Nie chciał zwierzać się kobiecie. To było
takie niemęskie.
- Bo ja zapomniałem Agacie powiedzieć o moim
życiu przed Więzienną Planetą.
Olga była zdziwiona.
- Trudno mi uwierzyć, że nic o tobie nie wie.
Przecież ty nie kryjesz tego, jaki byłeś?
- Niby tak, ale ona zna tylko wierzchołek góry
lodowej. A ja…, ja jej muszę opowiedzieć wszystko. Nie w kawałkach. Chcę, żeby
wiedziała na czym stoi. Żeby mogła się jeszcze wycofać.
Olga długo milczała, ponieważ zastanawiała się,
co ma mu odpowiedzieć. Znała jego życiorys i nie musiała dopytywać o szczegóły,
więc pozostało jej jedynie zapytać.
- Czy jesteś pewien, że ona powinna się
wszystkiego o tobie dowiedzieć i to lawinowo? Ze wszystkim?
- Tak. Inaczej nigdy nie będę wiedział, czy
nadaję się na męża czy nie.
Olga pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Powiedz mi jeszcze, kiedy przyjeżdżają jej
rodzice?
- Za osiem dni.
- Dobrze. Dostaniesz czas z Agatą. Dam Wam cały
dzień. Byle nie ten, kiedy macie dyżur na murze. Kiedy chciałbyś się z nią
spotkać?
- Jutro.
- Zgadzam się. Jedyny warunek jaki stawiam, to że
musicie być widoczni dla innych. Czyli żadnego chowania się w warsztacie.
Jasne?
- Tak – Bartek odetchnął z ulgą – bardzo pani
dziękuję.
Tomek i
Ania
Ania miała dyżur na murze. Tomek, wiedząc, że nie
jest mocna fizycznie wysłał ją do przygotowywania posiłków dla pracowników oraz
do zanoszenia im napojów. Dzięki temu mógł ją chociaż raz na jakiś czas zawołać
do siebie do biura – tak nazywał szopę, w której urzędował.
- Przyniosłam ci kawę i ciasteczka – stanęła w
progu i uśmiechnęła się do niego promiennie – czy wiesz, że robiła je jedna ze
strażniczek? Są obłędne. Ta kobieta zamiast siedzieć w straży, powinna otworzyć
cukiernię.
- A może poświęćmy te pięć minut dla siebie, a
nie dla innych osób – powiedział do niech Tomek i odebrał kubek z ciasteczkami.
Postawił je na stole i odwrócił się do Ani. Ta przekrzywiła głowę i zaśmiała
się.
- I tak nie możesz mnie w pracy dotykać.
- Ale mogę przez chwilę na ciebie popatrzeć i
porozmawiać.
- No to rozmawiamy.
- Ale o jakiejś innej kobiecie, która w ogóle
mnie nie interesuje.
- Nie? – drażniła się z nim.
- Nie. Tylko ty mnie interesujesz.
Mogliby jeszcze dłużej się przekomarzać, ale
usłyszeli alarm od strażników.
- Drapieżniki! – wykrzyknął Tomasz – musimy się
ewakuować.
Wyskoczyli z szopy i popędzili w stronę
samochodów. Tomka jeep był już po brzegi wypełniony ludźmi, ale dla Ani też
znalazło się miejsce. Ruszyli, a z nimi kolejne samochody. Słyszeli strzały i
krzyki. To strażnicy usiłowali obronić ludzi przed zwierzętami.
- Czy wszyscy zeszli z muru? – pytał Tomek przez
krótkofalówkę.
- Tak.
- Tak – usłyszał odpowiedzi strażników.
Ania obejrzała się i zobaczyła, że za nimi pędzą
trzy wielkie tygrysokoty. Nie miały szans dogonić jeepa, ale część strażników
uciekała przed nimi na pieszo.
Oddawali do nich strzały, żeby jak najszybciej
zażegnać niebezpieczeństwo.
Wjechali do miasta, udało się wszystkich
uratować.
Robert
Kapitan wraz z grupą strażników pojechali zebrać
uśpione tygrysokoty i wywieźć je daleko w las.
- Jest ich piętnaście – powiedział jeden z
sierżantów.
- Ale atakujących było więcej – dodał szeregowy.
- Ile? – dopytywał Robert.
- Myślę, że było ich co najmniej dwadzieścia
sztuk.
- To dużo – syknął kapitan.
- Na przednówku watahy są zawsze większe –
stwierdził sierżant.
- Trzeba jak najszybciej wywieźć te śpiochy, a
potem wrócić do miasta i zamknąć się w nim na kilka dni. – powiedział Robert –
zobaczymy ile ich jeszcze podejdzie pod stary mur.
- A co z pracą? – dopytywał szeregowy, który
przybył do Karnego Miasta zimą i jeszcze nie do końca rozumiał działające tutaj
prawa.
- Na razie jej nie będzie. Życie i zdrowie ludzi
jest ważniejsze.
Agata
Kobieta stała na murze i robiła zdjęcia. To był
materiał do gazety, ale i dla Bartka, jeśli miałby ochotę coś z tego wyrzeźbić.
Zadrżała widząc wielkie koty z kłami mocno wystającymi im z pysków. Ich krótkie
ogony były zadarte do góry, a sierść zjeżona. Przez tę wiosnę zupełnie
zapomniała, że nie są na Ziemi i że tu wcale nie jest bezpiecznie. Odetchnęła z
ulgą, kiedy ostatni strażnik wbiegł do miasta, a bramy zostały zatrzaśnięte. A
potem olśniło ją dziennikarsko. Postanowiła zrobić wywiad na żywo z kapitanem
na temat bezpieczeństwa w Karnym Mieście. Było dużo turystów, dobrze żeby
wiedzieli, jak ważne jest tu przestrzeganie przepisów.
Karol
Stał w warsztacie i patrzył na ustrojstwo, które
zrobił, kiedy był wściekły na Olgę. W pomieszczeniu byli również szef i jego
współpracownicy. Udało im się wyłączyć urządzenie, ale Karol nadal nie
wiedział, co zmontował.
- Mnie to wygląda na glebogryzarkę – powiedział
jeden z wynalazców.
- Ja nawet nie wiem, co to jest glebogryzarka –
powiedział Karol i podrapał się w głowę.
- Ja tu widzę taki prostokątny otwór – jedna z
pracownic pochyliła się i zajrzała pod spód urządzenia.
- Nie wsadzaj tam głowy – wykrzyknął szef – nie
wiemy, czy cię nie wciągnie.
- Jak dla mnie, nie wygląda to na wlot – mówiła
kobieta i niezrażona badała dalej ustrojstwo – to raczej wylot.
- No to gdzie mamy wlot? – pytali inni.
Karol wskazał sporej wielkości metalowy kielich.
- Chyba tu.
- Ciekawe, że w końcu coś tu zadziałało i to za pierwszym
razem, a my nawet nie wiemy, co to jest i do czego służy.
- Będziemy to teraz pół roku badać, aż w końcu
odkryjemy, do czego może to służyć – powiedział Karol.
Bartek
Leżał wieczorem w łóżku i zastanawiał się nad
słowami terapeuty o tym, czy on się pilnuje z wybuchami agresji ponieważ jest
pilnowany, czy sam siebie kontroluje. Przeanalizował ostatnie miesiące i ze
zdumieniem stwierdził, że nie pamięta kiedy się wściekł albo stracił panowanie
nad sobą. A przecież bywały stresujące sytuacje. Zwłaszcza zimą, kiedy
większość czasu spędzał w ciasnych pomieszczeniach. Przypomniał sobie również
dwie porządne kłótnie z Agatą, ale po prostu na siebie nakrzyczeli, żeby potem
się pogodzić. Nie pamiętał, czy odczuwał wtedy potrzebę rozniesienia wszystko w
pył? Wewnętrznie był spokojny.
- Ostatecznie uznaję – powiedział do siebie cicho
– że nauczyłem się panować nad sobą.
Po czym dodał.
- Obym zapanował nad sobą, kiedy Agata po moich
rewelacjach ze mną zerwie.
Nina
Czas pobytu rodziców w Karnym Mieście się skończył.
Nina odprowadziła ich do bazy przerzutowej, gdzie za kilka minut mieli wrócić
na Ziemię.
- Będziemy częściej rozmawiać na video chacie –
obiecał tata.
- Powiedzcie Krzyśkowi, że bardzo za nim tęsknię
i że mam nadzieję, że też pojawi się w końcu na video chacie.
- On też za tobą tęskni – powiedziała mama i
wytarła łzę – na pewno ucieszy się, że w końcu chcesz z nim porozmawiać.
- Jeszcze jego muszę przeprosić.
- Na pewno ci wybaczy.
Stali przez chwilę w ciszy, w końcu mama
zapytała.
- A jak stoi sprawa z Matem?
- Doszliśmy do porozumienia – Nina uśmiechnęła
się od ucha do ucha.
- To dobry chłopak.
- Tak. Wiem – powiedziała Nina – i bardzo mądry,
chociaż jest o rok ode mnie młodszy.
- To żadna różnica córeczko – roześmiała się
mama.
- Wiem, ale mi chodzi o to, że jest mądry.
Mądrzejszy ode mnie.
- Mnie on też przypadł do gustu – odezwał się
tata – ale pamiętaj, nie rób niczego na siłę.
- Wiem tato, dziękuję - przytuliła się do niego.
- Państwo Pachulscy proszeni są do pokoju
przejściowego! – usłyszeli z głośników.
- No to do zobaczenia – powiedziała Nina łykając
łzy.
- Do zobaczenia – rodzice uściskali ją mocno i
zniknęli za drzwiami.
Ona postała jeszcze chwilę i popatrzyła na drzwi.
Potem powoli wyszła z bazy. A tam czekała ją niespodzianka. Mat czekał na nią z
otwartymi ramionami. Ufnie w nie wpadła i się poryczała, jak bóbr.
Robert,
Paweł i Olga
- Widzieliście nagranie? – zapytała panów kiedy
tylko usiedli u niej w mieszkaniu na kanapie.
- Tak – odparli równocześnie.
- Czy coś jest z nim nie tak?
- Oprócz tego, że zaginęła im pracownica i to
mogła być ta osoba, która wysłała do mnie list, to nie – odpowiedział Robert.
Olga postawiła na stole kieliszki i wino. Paweł
od razu je otworzył i nalał.
- To znaczy, że tylko ja jestem przewrażliwiona?
- A co cię zaniepokoiło? – zapytał burmistrz.
- To, że tak szczegółowo wypytywał się o strefę
turystyczną i ograniczenia.
- Nie wygłupiaj się – powiedział Robert – całą
zimę siedzieliśmy zamknięci, pierwszy raz od dłuższego czasu z nim rozmawiałaś. Nie dziw
się, że jest ciekawy.
- Może masz rację.
- Coś jeszcze cię zaniepokoiło? – zapytał Robert.
- To, że się zdziwił, że zapytałam, czy u nich
wszystko w porządku w związku z aferą. Jakby w ogóle zapomniał, że problem
istniał. A potem powiedział o tej kobiecie. To też jest dziwne.
- Czy mi się wydaje, czy ty z tego wszystkiego
zaczęłaś podejrzewać swojego kumpla Jacka, że jest w to zamieszany? – śmiał się
Paweł.
- Nie rżyj, ja naprawdę wszystkich podejrzewam.
- To chore – powiedział Paweł.
- Tylko nigdy się mu do tego nie przyznawaj. Bo
się na ciebie obrazi – dodał Robert.
- No dobrze. Może emocje mnie trochę poniosły,
ale musimy wiedzieć, co się z tą kobietą stało.
- Ale może nie od razu – zaooponował Paweł.
- Wiem, nie jestem głupia – nagle podskoczyła i
pobiegła do kuchni. Po chwili pojawiła się z żaroodpornym naczyniem, które
postawiła na środku stołu.
- Pieczeń gotowa – oznajmiła.
Kiedy wszyscy już się najedli i odsapnęli Olga
powiedziała.
- Chciałabym pokazać to nagranie Karolowi.
Uważacie, że to dobry pomysł?
Panowie zastanowili się przez chwilę. W końcu
Paweł powiedział.
- Tak. Myślę, że powinien to zobaczyć. To jest
twój prawie mąż, to raz, a dwa, to spec od tych spraw. Może on wyczuje coś w
tonie Jacka, czego my nie wychwytujemy.
- Bardzo wam za to dziękuję – powiedziała
szczerze.
- Ja też mam sprawę – odezwał się Robert – ale do
pana burmistrza.
Paweł zaśmiał się.
- Mów.
- Musimy na kilka dni darować sobie mur. Dzisiaj
popędziło nad około dwudziestu tygrysokotów.
Paweł aż gwizdnął.
- Dużo ich.
- No właśnie.
- Wprowadź zakaz wychodzenia za bramę.
Przez resztę wieczoru poruszali już tylko
przyjemne i prywatne tematy.
Bartek i
Agata
Z samego rana dostała liścik od Bartka, w którym
napisał, że zaprasza ją na cały
dzień przed warsztat. Miała się ciepło
ubrać i przyjść. Agata była mocno poruszona i zaciekawiona tym nietypowym
zaproszeniem, więc szybko się wyszykowała i niemalże wybiegła z hotelu, żeby
jak najszybciej dobiec do Bartka i dowiedzieć się, co to za okazja. Kiedy
powiedział jej, że mają dla siebie cały dzień, najpierw oniemiała, a potem
pisnęła uradowana.
Kiedy zauważyła, że on nie odwzajemnia jej
radości tylko patrzy na nią poważnie, od razu się zaniepokoiła.
- Co się stało? – zapytała i dotknęła jego ręki.
Uścisnął ją lekko i przytrzymał w swojej dłoni.
- Zaprosiłem cię na ten dzień, ponieważ chciałbym
ci wszystko o sobie opowiedzieć.
- Ale dlaczego? Po co? Przecież ja i tak już o
tobie tyle wiem?
- Muszę ci wszystko opowiedzieć, bo ty znasz mnie
już zresocjalizowanego, ale ja nie wiem, czy to jest trwałe. Dlatego chcę ci
opowiedzieć o sobie, żebyś miała świadomość, za kogo chcesz wyjść za mąż.
- Nie podoba mi się, to co mówisz – zaniepokoiła
się Agata – wiem, że nie siedzisz tu za niewinność, wiem, że byłeś agresywny i
biłeś ludzi. Ale, przecież to już przeszłość. Po co chcesz ją wywlekać?
- Bo muszę to z siebie wyrzucić i już –
powiedział bardzo stanowczo – i bardzo bym chciał, żebyś mnie wysłuchała.
Agata nie chciała słuchać, bała się tego, co on
ma jej do powiedzenia. Bała się, że przez to może zacznie się go obawiać, albo
zmieni o nim zadanie. Co miał jeszcze strasznego do opowiedzenia?
- Nie chcesz żebym ci opowiedział mój życiorys? –
pogłaskał ją po policzku.
- Nie chcę.
- Ale wiesz, że przeszłość wcześniej czy później
mnie dogoni, a ja chcę, żebyś była na to przygotowana. Żebyś wiedziała, jaki
naprawdę jestem.
- Byłeś.
- Byłem, jestem – machnął ręką. Spojrzał na nią
czule – wiem, że ryzykuję, ale skoro mamy się pobrać muszę być całkowicie
szczery.
- Dlaczego nie wpadłeś na ten pomysł wcześniej,
zanim zacząłeś planować ze mną życie?
- Bo wtedy nie było mowy o wizycie twoich
rodziców.
- Boisz się moich rodziców?
- Boję się tylko jednego, że stracę ciebie. Że
jedno zdanie kogoś z mojej przeszłości spowoduje, że nie będziesz mogła na mnie
patrzeć, że odejdziesz.
Agata westchnęła wzruszona i powiedziała.
- Opowiadaj.
Usiedli na ławach przy drewnianym stole roboczym.
Siedzieli naprzeciw siebie i Bartek cały czas patrząc na Agatę opowiedział jej
całe swoje życie. Od dzieciństwa po wylądowanie w Karnym Mieście. O tym, jak
myślał mięśniami, jak nie szanował ludzi, jak nie szanował kobiet. O tym, że
był postrachem w całej okolicy, że wielu ludzi odetchnęło kiedy znalazł się na
Więziennej Planecie. Ale też o ludziach, którzy z miłą chęcią opowiedzą jej kim
jest, chociażby z czystej zemsty, za krzywdę, którą im kiedyś wyrządził. Agata
z jednej strony wiedziała wiele, ale niektóre z jego opowieści przyprawiały ją
o dreszcze. Mocno walczyła ze sobą, żeby się od niego nie odsunąć i powtarzała
sobie w myślach, że on już taki nie jest. Że od samego początku ich znajomości
był dla niej ciepły, opiekuńczy i kochany.
Trudno jej było połączyć jego przeszłość z
teraźniejszością.
- No i tyle – powiedział i dodał – pójdę teraz
zrobić nam kawy i przyniosę coś do jedzenia, a ty przetraw to. Tylko proszę
cię, nie znikaj. Poczekaj na mnie.
- Dobrze – powiedziała cicho Agata i zdusiła w
zarodku chęć ucieczki.
Wrócił po kilku minutach. Postawił przed nią
parujący kubek i ciastka. Usiadł naprzeciw niej i czekał, co ona mu teraz
powie.
A ona zadała mu pytanie.
- Kochasz mnie?
Zaskoczyła go. Myślał, że zasypie go gradem pytań
dotyczących konkretnych zdarzeń i jego zachowania, a ona zadała mu proste i
jednocześnie najtrudniejsze pytanie pod słońcem.
- Tak – westchnął – kocham cię.
- Będziesz o mnie dbał?
- Zawsze.
- Dasz radę utrzymać swoją dziką naturę w ryzach.
- Cały czas to robię.
- Dasz radę?
Kiedyś Bartek odpowiedziałby, że na pewno i
zawsze. Dzisiaj był mądrzejszy.
- Nie wiem. Postaram się.
- Mnie to wystarczy – uśmiechnęła się do niego od
ucha do ucha.
Bartek odetchnął głęboko, a potem pokręcił z
niedowierzaniem głową.
- Nie wierzę, że spotykało mnie takie szczęście,
jak ty.
- Ja też w to nie wierzę – śmiała się Agata – i
gdyby nie to, że jesteśmy na widoku, jak nic wskoczyłabym ci na kolana i
całowała jak szalona.
- Nic nie mów – mruknął – proszę cię, nic już nie
mów.
I nie powiedziała. Siedzieli długo w ciszy,
patrząc sobie w oczy, pijąc kawę i jedząc ciasteczka. Kiedy czas ich spotkania
dobiegał końca Bartek powiedział.
- Jestem gotowy poznać twoich rodziców.
- Cieszę się, że to powiedziałeś. Bo oni już się
nie mogą doczekać spotkania.
kolejny odcinek 16 września

Komentarze
Prześlij komentarz