Praca dla szefa - odc.1

To jest stare opowiadanie, zmieniłam zakończenie.


Wyszłam z pracy i z miejsca szlag mnie trafił. Oczywiście po raz kolejny mój samochód został zastawiony od strony kierowcy, tak że za nic w świecie bym się nie wcisnęła. Czekało mnie kolejne gramolenie się przez siedzenia. „Niektórzy myślą, że jak mają super auta to mogą wszystko” – warczałam w myślach. Ponownie rozejrzałam się za właścicielem i tego dnia sprzyjało mi szczęście. Szedł środkiem chodnika, maczo wagi koguciej. Mały, chudy i wąsaty, panisko pełną gębą.
- Czy pan w ogóle myśli? – wypaliłam bez wstępów.
- Że co? – odpowiedział.
- Pan zobaczy jak stanął, to już trzeci raz. Jak ja mam niby wsiąść i odjechać?
- Gdyby pani mniej jadła to pewnie dałaby radę – zaśmiał się głupawo chudy maczo. – a tak to, od strony pasażera może się jakoś uda.
Zaniemówiłam, zagotowałam się i wsiadłam do wozu. Oczywiście gdy tarabaniłam się z fotela pasażera na swoje zahaczyłam paskiem torebki o hamulec ręczny a nogawką o gałkę biegów. Zaklęłam szpetnie i zaczęłam szarpać. W wyniku tego ciężko opadłam na siedzenie, spodnie zsunęły mi się z pupy, a ręczny zaciągnął się tak, że walczyłam dobrą chwilę aż doprowadziłam go do porządku. Dopiero  wtedy zauważyłam, że chudy wąsal przygląda się temu wszystkiemu z drwiącym uśmieszkiem. Zła włączyłam silnik i coś mnie podkusiło. Spojrzałam na wąsacza i uśmiechnęłam się złośliwie, potem z całej siły otworzyłam drzwi gniotąc mu blachę. Tamten zbladł i zbaraniał, ja odjechałam z piskiem opon. „Może i będę miała kolejne wgięcie na mojej wiekowej Pistacji, ale on słono zapłaci za drzwi. Może go to nauczy parkować zgodnie z przepisami i kulturą.” – myślałam w drodze i od razu poprawił mi się humor. Zaparkowałam na podwórku i obejrzałam szkody, na szczęście nic mi się nie stało, mój humor wzrósł stukrotnie.
Następnego dnia wyszłam z pracy trochę później, na parkingu nie było prawie żadnych samochodów. Obok mojego stał ten sam, z wgnieceniem w drzwiach. Obiegłam dokoła Pistację i z radością stwierdziłam, że jest nienaruszona.
- Nie ma się z czego cieszyć – usłyszałam za sobą niski głos.
Odwróciłam się gwałtownie i musiałam zadrzeć głowę. Przede mną stał wysoki mężczyzna.
- Słucham? – spytałam.
- Mój kierowca – wskazał ręką na chudego, wąsatego – powiedział, że ty przywaliłaś mi w drzwi.
- Oczywiście – odparłam wzburzona – nie umie parkować, ciągle mnie zastawiał tak, że….
- Wiesz głupia babo ile ten samochód kosztuje! – wydarł się.
- Nie – odparłam szczerze, potem dodałam oburzona jego zachowaniem – i nie obchodzi mnie to. Zastawił mnie i wkurzył…
- Wkurzył! – ryknął, a ja aż się odsunęłam – to ja jestem wściekły. Zapłacisz mi za to, ty….
Ruszył na mnie z wyciągniętymi rękoma, gotów udusić. Podskoczyłam, krzyknęłam i szybko wskoczyłam do wozu. Zdążyłam zablokować drzwi, zanim je otworzył. Szybko uruchomiłam silnik i uciekłam. Po kilku kilometrach uświadomiłam sobie, że mnie nie goni i odetchnęłam z ulgą.
„Co ja znowu narobiłam – zastanawiałam się – chudy wąsal nie wydawał mi się groźny, ale właściciel owszem.” Musiałam na jakiś czas przesiąść się do autobusów aby uniknąć spotkania z nimi, żeby nie narażać się na ich gniew. Przez głowę nawet nie przeszła mi myśl, że oni mogli spisać moje tablice rejestracyjne i że policja raz dwa mnie zlokalizuje.
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i przez cały tydzień nikt mnie nie niepokoił, chociaż cały czas czekałam, aż coś się zdarzy. I zdarzyło się, ale tego nie spodziewałam się zupełnie.

Wydawało się, że ten dzień będzie taki jak każdy inny, ale około południa przyszedł zastępca dyrektora i oznajmił:
- Wszyscy szefowie zespołów proszeni są do sali konferencyjnej na spotkanie z nowym właścicielem firmy.
Zbaraniałam razem z innymi. Jakiś czas temu nasz dyrektor, pan Igor mówił o tym, że nas zjedzą wielkie korporacje, gdyż nie jesteśmy w stanie znieść ich konkurencji. Myślałam wtedy, że to tylko takie narzekanie, że nasza mała firma reklamowa da sobie radę. Jak widać niestety…
Zdenerwowani, ale i ciekawi czekaliśmy na przyjście nowego dyrektora.
Zastępca, pan Michał szepnął mi do ucha:
- Niestety będą zwolnienia, ale pani, Karolino, nie ma się czego obawiać. Nowy szef przejrzał pani akta i odłożył na stertę tych, którzy zostają.
Po kilku minutach wszedł dyrektor, a ja zamarłam. Szybko rozważyłam czy nie schować się pod stół. Był to właściciel super auta.
Usiłowałam schować się za koleżankami, dyskretnie przesuwając krzesło. Oczywiście zawadziłam o dywan i o mały włos nie padłam plackiem tuż pod jego stopy. Gdy odzyskałam równowagę podniosłam głowę i napotkałam jego wzrok. Uśmiechnął się bezczelnie.
„Widział moje akta, przed czy po katastrofie na parkingu?” – zastanawiałam się. „W końcu tam było moje zdjęcie, nienajlepsze, ale to byłam ja. Z resztą nieważne. I tak mnie wywali. Ja bym sobie nie popuściła. Że też musiałam trafić akurat na ten samochód.”
Rozmyślania przerwał mi jego niski głos.
- Witam państwa, jak wiecie jestem nowym dyrektorem. Mam za zadanie wprowadzić was w zasady naszej korporacji i poprowadzić do najwyższych notowań. Aby jednak tego dokonać sprawnie i szybko, poszerzę wasz skład o kilkanaście osób. – zrobił pauzę – niestety kilkoro z was straci pracę.  Nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek opóźnienie czy też utrzymywanie nieudaczników.
Czułam, że moja antypatia do tego człowieka rośnie z każdą minutą. Nie znał nas, przejrzał tylko akta i zrobił sobie z tego ranking wyników. Niewiele miało to wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza, że pan Igor zapominał dokładać nowe osiągnięcia do naszych teczek. Jeżeli sami tego nie dopilnowaliśmy zawsze czegoś brakowało. Najwidoczniej niektórzy zaniedbali swoje…
- Przejrzałem wasze akta pracy i mam już kilka typów – powiedział jakby czytał mi w myślach.
W sali zaszumiało
- Ale – uciszył wszystkich – nic nie jest przesądzone. Przekonajcie mnie, że umiecie pracować, a może zmienię zdanie. Z osobami zagrożonymi zwolnieniem porozmawiam w ciągu tygodnia. Będą państwo mieć miesiąc aby udowodnić mi, że się myliłem. Do widzenia.
Po jego wyjściu nikt nie powiedział ani słowa, w milczeniu rozeszliśmy się do swoich pokoi, aby przekazać reszcie smutną wiadomość.
- Zacznie się wyścig szczurów – mruknęła do mnie Ilona.
- Obawiam się, że ja wylecę jako pierwsza, niezależnie od moich wyników w pracy.
- Żartujesz?! – zdziwiła się – przecież wiesz, że jesteś najlepsza.
- Tak, ale ja mu specjalnie zniszczyłam drzwi od samochodu.
Ilona zamarła z otwartymi ustami, ja zaśmiałam się gorzko i usiadłam za biurkiem.
Nie czekałam długo na wezwanie, już po dwóch dniach siedziałam w sekretariacie czekając na audiencję. Nie denerwowałam się, byłam przygotowana na to spotkanie. Po 20 minutach dostąpiłam zaszczytu rozmowy z szefem. W myślach przeczuwałam, że celowo kazał mi czekać, abym była jak najbardziej zdenerwowana.
Oczywiście nie zaproponował mi krzesła, stałam jak uczniak na dywaniku u dyrektora.
- Wezwałem panią – zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
- Wiem, chce mnie pan zwolnić. Wyręczę pana – położyłam na biurku wypowiedzenie.
Patrzył na nie długo, ale nie dałam się speszyć. W końcu uśmiechnął się tak, że ciarki przeszły mi po plecach.
- I co będzie pani robić jak odejdzie? – rozparł się na w fotelu, jak jakiś pan i władca.
- To już moja prywatna sprawa – burknęłam.
- Jest pani wyjątkowo nie myślącą osobą – odparł, a ja oburzyłam się tą obrazą. Nie dał mi się wtrącić w zdanie i kontynuował – Kierują panią emocje, co z resztą widać na moich drzwiach. Teraz też działa pani pochopnie, nie zastanowiła się pani z czego mi zapłaci za reperację. A to będzie słono kosztować.
- Z ubezpieczenia – odparłam natychmiast.
- Chyba pani żartuje – roześmiał się – po „wypadku” nie została ani wezwana policja, ani nie spisaliśmy oświadczeń. Wypadku nie było, a o tym wiem ja, mój kierowca i pani.
Miał rację, ale…
- Jak mi pan udowodni, że to ja pana uderzyłam?
Ponownie się roześmiał.
- Niech pani nie będzie śmieszna – i tyle. Stałam jak kołek, obrażał mnie i miał rację, z nim nie wygram.
- Mam oszczędności – powiedziałam, chociaż szczerze były to bardzo mizerne oszczędności, robione nieregularnie i w różnych kwotach. Właściwie sama nie wiedziałam ile tego mam.
- Proszę pani – powiedział wstając – nie przyjmuję pani wypowiedzenia, tak samo jak nie mam zamiaru pani zwalniać.
- No nie dziwne – parsknęłam – będzie pan mógł mi potrącać z pensji,  a potem mnie zwolni.
Patrzył na mnie chwilę w milczeniu po czym powiedział spokojnie, chociaż widziałam w jego oczach, że jest zdenerwowany. Miałam namiastkę jego nerwów na parkingu, dlatego nie dodałam nic więcej.
- To też jest jakiś pomysł – powiedział w końcu – ale nie to jest powodem mojej decyzji. Przejrzałem pani dokumenty. W ciągu czterech lat jak pani pracuje, trzy czwarte projektów reklamowych wyszło z pod pani ręki i pani podwładnych. Jak tak dalej pójdzie, może dostanie pani podwyżkę.
- Proszę mnie nie omamiać pieniędzmi – przerwałam.
On uśmiechnął się bezczelnie i odrzekł.
- Nie omamiam, po prostu będę mógł więcej potrącić z pani pensji. A teraz nie przeszkadzam, może pani wrócić do pracy.
Oburzona ruszyłam do drzwi.
- Jeszcze jedno – nawet się nie odwróciłam. – pani zespół też zostaje. Przynajmniej tym może się pani pocieszyć.
Moi współpracownicy odetchnęli z ulgą słysząc, że zostają. Dzięki temu zaczęli wychwalać dyrektora pod niebiosa i ochoczo wzięli się do pracy. Tylko ja straciłam wenę twórczą, bojąc się każdego dnia w firmie i czekając na atak. Nie nastąpił.

kolejny odcinek 31 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka