Wielka gra - odc.19


Mario i Ola
Ola czekała na męża w domu swoich teściów i korzystając z tego, że babcia była chętna do opieki nad młodą córką, ucięła sobie krótką drzemkę.
Ze snu zbudził ją Mario składając na jej ustach delikatny pocałunek.
Oczy świeciły mu radosnym blaskiem.
- Czyżbyś dostąpił zaszczytu i został najmłodszym członkiem rady?
- Jeszcze nie – usiadł koło niej  - ale nie muszę już walczyć. Nie muszę siedzieć, na tych zapyziałych obrzeżach. Powiedz, gdzie chcesz mieszkać. W Zielonce, w okolicach, w lesie, nad jeziorami. Wskaż miejsce, a tam będzie nasz dom. Wszędzie byle nie na obrzeżach.
- Widzę, że naprawdę szykują się zmiany.
- Zostałem nadzorcą spraw gospodarczych.
Ola rzuciła się mężowi na szyję.
- Gratuluję. Jestem z ciebie taka dumna – całowała go po twarzy.
Objął ją mocno i przycisnął do siebie.

Ruda Mysz i Marta
Według wytycznych, które podała jej pani Marta, musiała wejść do ratusza miasta i odnaleźć dwa małe obrazki i je wynieść. Ponoć należały do Adama, ale kiedyś Siódemka była silniejsza i splądrowała zamek. Obrazki były nie tylko bardzo drogie, ale też przedstawiały wartość sentymentalną po pradziadku.
Obrazki powinny znajdować się głównym gabinecie przywódcy lub w sejfie w sali audiencyjnej.
W odróżnieniu do rodu Czerwnonoziem, ratusz był tylko miejscem pracy. Szef obrzeży i jego ludzie spali w sowich domach i nie prowadzili koszarowego trybu życia.
Co nie znaczy, że nie zostawiali straży.
Było już ciemno i w większości okien pogasły światła. 
Ruda Mysz wślizgnęła się przez okno piwniczne do środka. Widać, nikt się tutaj nie spodziewał żadnego ataku, bo większość z nich była uchylona, z pewnością po to żeby zapobiec wilgotnieniu poziemnych pomieszczeń.
Dziewczyna znalazła się w niewielkim pokoju zawalonych nieużywanymi rzeczami. Stare meble, sprzęt elektroniczny pokryte były grubą warstwą kurzu. Na brudnej podłodze widać było jedynie ślady człowieka, który przychodził tutaj, otwierał lub zamykał okienko.
Zadbała o to żeby iść dokładnie po odciskach jego dużych i zapewne ciężkich buciorów.
Uchyliła drzwi i wyjrzała na długi korytarz.
Przyciskając się do ściany pomaszerowała w stronę schodów.
Coś zabrzęczało jej w uchu. To Marta podłączyła się do komunikatora.
- Widzę cię – oznajmiła – na razie czysto. Jedyni ludzie, jacy się kręcą, znajdują się na parterze po drugiej stronie budynku i na drugiej kondygnacji. O ile nie noszą jakiś super uniformów, na razie na trasie nie masz żywego ducha.
- Przyjęłam – odpowiedziała Ruda Mysz.
Marta była od kilkudziesięciu minut zadziwiona metamorfozą Rudej Myszy. Kiedy wiedziała, że zaczynają zadanie, wyprostowała się, jej rysy nabrały ostrości, była niesamowicie skupiona i racjonalna.
Teraz też. Nie panikowała, nie mówiła, że się boi. Po prostu szła do celu. A ten znajdował się na pierwszym piętrze w połowie budynku lub na parterze w dużej sali.
Młoda dziewczyna przemknęła po schodach na pierwsze piętro i pewnym krokiem ruszyła do wskazanego na GPS pokoju.
Były zamknięte na klucz. Nie było to dla niej problemem. Z włosów wyjęła grubą spinkę i raz dwa zrobiła z niej wytrych. Po chwili była już w gabinecie szefa obrzeży.
Nie mogła włączyć żadnego światła, musiały jej wystarczyć uliczne latarnie.
- Myszo dwóch ludzi za chwilę będzie w korytarzu, schowaj się gdzieś.
Dziewczyna od razu zanurkowała pod biurko, a potem przypomniała sobie, że nie zamknęła drzwi na klucz. Podskoczyła szybko i wytrychem zamknęła zamek. Wyprostowała się akurat w momencie, kiedy ktoś włożył klucz do dziurki.
- Myszo, kryj się, oni tam wchodzą.
Drzwi uchyliły się powoli i do środka weszło dwóch mężczyzn.

Czarna Mamba
Czarna Mamba w końcu dostała pozytywny meldunek o tym, że wszystkie wybrane cele zostały zdobyte, a wojsko Daria zepchnięte za ulicę dwupasmową.
- Utrzymać pozycje i zorganizować bazę wypadową. Na terenach oczyszczonych z wroga wyburzyć wszystko i na razie nic nie budować.
- Ale szefowo? – zdziwił się Oskar, zaufany oficer – dlaczego mamy wyburzać dobre domy, przecież walki toczyły się na ulicach, w zasadzie nic nie zostało spalone.
- Już ja wiem, co robię – powiedziała Czarna Mamba – jeżeli zostawię te budynki w całości, Dario zaraz zacznie je odbijać. Na gołej ziemi i na otwartej przestrzeni nie będzie tego robił. Ja bym się dwa razy zastanowiła zanim bym puściła ludzi na pole. Sam wiesz, że wszystkich szkolimy do walki wśród zabudowy miejskiej.
- Ma pani rację, ale dla nas odwrót też będzie kłopotliwy.
- Nie będzie żadnego odwrotu. Ta ziemia już jest moja. Zostawcie domy na froncie walk, resztę zburzyć.
- Tak jest – powiedział Oskar.

Dario
Mężczyzna przyjął meldunek w pokoju sztabowym, gdzie razem z zaufanymi oficerami opracowywał kolejne plany walki z Czarną Mambą.
- Co ona robi?! – wykrzyknął Dario, bo nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
- Zatrzymała się przed dwupasmówką i umacnia pozycje.
Dario zastanowił się przez chwilę.
Pułapkę zorganizował po drugiej stronie ulicy. Miał nadzieję, że Czarna Mamba sama poprowadzi szturm. Nie przewidział tego, że dziewczyna się zatrzyma. Dlaczego to zrobiła? Przecież oddawał ziemię niemalże bez walki.
Zaufany oficer odważył się odezwać.
- Prawdopodobnie domyśliła się, że to podstęp.
- Nie mogła się domyślić, bo przecież nie uchylaliśmy się od starć, tyle że wysłałem mniejszy oddział do walk.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść – krzyknął Dario.
Do środka weszła młoda łączniczka.
- Melduj – padł rozkaz.
- Czarna Mamba na zdobytym terenie wyburza domy – powiedziała dziewczyna.
Dario poczuł, że zaraz tak się wkurzy, że komuś przyleje.
- Wszyscy wyjść! – warknął.
Ludzie pośpiesznie spełnili rozkaz.

Adam
Adam dotarł do wioski i od razu rozstawił swoich ludzi w strategicznych miejscach. Wrogowie nie reagowali, jedynie stali przy samochodach i motorach i patrzyli na jego poczynania. Adam domyślił się, że czekają na rozkazy lub na przyjazd kogoś wyższego rangą.
Rozsiadł się przed jedną z chat na krześle i czekał na rozwój wypadków.
W pewnym momencie podeszło do niego dwóch miejscowych mężczyzn.
Obaj w kwiecie wieku, z tym że jeden był blondynem a drugi miał czarne włosy. Byli niewysocy, szczupli i żylaści.
 Nie wyglądali na przestraszonych, spojrzenia mieli poważne i spokojne.
- Pańscy ludzie powiedzieli nam, że przejmuje pan wioskę.
- Tak – odparł Adam – wypatrzyłem was już kilka miesięcy temu i uznałem, że znajdujecie się w dogodnym miejscu wypadowym do Piątki.
- Nie chcemy nikogo nad sobą.
- W takim razie trzeba było się wynieść o dobre pięćset kilometrów stąd.
- W takim razie odejdziemy – odezwał się blondyn.
- Trochę na to za późno – odparł Adam.
- Zależy wam na ziemi, oddajemy ją.
- Tak łatwo z niej zrezygnujecie? Ponoć dobrze sobie radzicie i uprawy wam wyszły i drzewa owocowe się przyjęły.
- Możliwe – odezwał się czarny – ale nie mieszamy tu na tyle długo żeby uznawać to miejsce za swoją ojcowiznę.
- Wszystko ładnie, pięknie, ale mnie ten teren bez ludzi nie interesuje. Ktoś tu musi mieszkać, dbać o nią, no i karmić moich wojskowych.
- Może pan sprowadzić tutaj swoich ludzi – powiedział blondyn.
- Dobrze kombinujesz, ale nie zgadzam się – powiedział Adam.
- A jeżeli nie zgodzimy się na pana warunki?
- Zabiję mężczyzn, a kobiety wywiozę do obrzeży jako niewolnice.
Mężczyźni wymienili spojrzenia, w końcu ponownie przemówił blondyn.
- Rozumiemy, ale mamy jeszcze jedno pytanie.
- Słucham.
- Czy możemy negocjować warunki bytowania pod pańskimi rządami?
Adam zdziwiło to pytanie. Spodziewał się raczej, że blondyn będzie uderzał do jego emocji, w stylu, czy pan nie ma sumienia itp.
- Oczywiście – zgodził się Adam – nie chce was okupować, chcę być szefem i tyle.
- Czy da nam pan czas na sformułowanie naszych propozycji?
Adam spojrzał za jego placami. W powietrzu unosił się tuman kurzu. Nadjeżdżali ludzie z piątki, sądząc po wysokości kurzu, pędzili w wielkim pośpiechu. 
- Ma pan czas do końca moich rozmów z przedstawicielami z Piątki lub do końca walk. Jeżeli ja wygram, wrócimy do rozmowy.
Wstał z krzesła i ruszył w kierunku wrogów. Oficerowie dołączyli tworząc orszak. Zanim doszli do skraju wioski, nadjechał terenowy samochód, z którego wyskoczył młody ciemny blondyn, ubrany w wojskowy mundur polowy i wykrzyknął
- Co to wszystko ma znaczyć?!

Ruda Mysz i Marta
Mężczyźni weszli do środka i jeden z nich rozsiadł się na krześle przy biurku, a drugi podszedł do barku i zaczął przyrządzać drinki. Zapowiadało się na dłuższą pogawędkę.
Na szczęście dziewczyna zdążyła zanurkować za skórzaną kanapę i żaden z nich jej nie zauważył.
Siedziała cicho, niemalże jak mysz, którą ją nazywano.
Wyrównała oddech, serce powoli się uspokajało, ciśnienie we krwi wyrównało poziom. Mogła zacząć słuchać, o czym mężczyźni rozmawiają.
- Słuchaj Marek, ta mała cizia, co się koło ciebie kręci, mogę ją sobie wziąć na weekend?
- Lolitka, młoda, zgrabny tyłeczek…
- Tak, ta.
- A bierz ją sobie.
Dziewczyna słuchała dalej opisów tego, co jeden z nich zamierza robić z dziewczyną, a drugi co już z nią robił.
Wzdrygnęła się z obrzydzenia, bo ten typ mężczyzn poznała u swojego ojczyma. Podłe świntuchy. Najchętniej by im wbiła kołki w dupsko i patrzyła jak nago biegają w poszukiwaniu obcęgi.
Zaskoczyła tą myślą samą siebie. Przecież nigdy wcześniej by tak nie pomyślała. Raczej by starała się zniknąć z powierzchni ziemi, byle jej nikt nie zauważył.
Temat wciąż krążył wokół jednego i kiedy mężczyźni się nagadali, wyszli z gabinetu, wyłączając światło.
Ruda Mysz poczekała jeszcze chwilę i wysunęła się zza kanapy.
Była w bojowym nastroju.
Podeszła do biurka i zobaczyła puste szklaneczki i do połowy wypitą butelkę whiskey. Nie miała przy sobie żadnego środka na przeczyszczenie, ale i tak im do niej napluła i to porządnie.
Zadowolona z zemsty przeszukała biuro.
Obrazki wisiały między dwoma regałami na segregatory i dodatkowo były zasłonięte kwiatem paproci, Najwidoczniej potomkowie złodziei pamiątki rodzinnej nie wiedzieli, jaką mają wartość.
Inaczej, powiesiliby je na honorowym miejscu.
- Znalazłaś? – usłyszała w słuchawce głos Marty.
- Tak – odparła Ruda Mysz.
- Jak wyglądają?
- Jak bohomazy – powiedziała dziewczyna nie wiedząc, że patrzy na surrealistyczne dzieła.
- Zabieraj je i wychodź. Na razie w korytarzach czysto. Wszyscy są po drugiej stronie budynku.
Dziewczyna spakowała obrazki do plecaka i wyszła z pomieszczenia.
- Nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz – przypomniała jej Marta.
- Nie zapomnę.
Kiedy Ruda Mysz mocowała się z zamkiem Marta odkryła, że dość szybko, ktoś się do niej zbliża.
- Uciekaj – syknęła – w prawo i na balkon.
Dziewczyna poderwała się na równe nogi i popędziła we wskazanym kierunku. Wyszła na balkon w chwili, kiedy dwie wbiegły na korytarz i szybko ją minęły.
- Nie zauważyli – szepnęła Ruda Mysz.
- Za to ja cię widzę, jak na świeczniku.
Dziewczyna ukucnęła i znikła z pola widzenia Marty.
- Na razie czysto, ci ludzie weszli do jednego z pomieszczeń – i nagle ją olśniło – tam na dole trwa jakaś impreza. Ludzie już sobie popili i teraz szukają odosobnienia. Zbieraj się, bo niedługo będą wszędzie się kręcić, nie zdziwiłabym się, gdybym zastała ich w piwnicy.
- A są tam? – szepnęła Ruda Mysz i posłusznie pobiegła ile sił w nogach do schodów
- Nie – usłyszała jeszcze Martę.
Na szczęście więcej niespodzianek nie było, cała i niezauważona dotarła do Marty. Wsiadła do samochodu, a starsza kobieta ruszyła powoli z parkingu. Dopiero kiedy była dobre pięćset metrów od ratusza, przycisnęła gaz.
- Wracamy do domu – oznajmiła Rudej Myszy.
A z niej jakby ktoś powietrze spuścił. Skuliła się i zapadła w siebie.
- Nie chcesz? – zdziwiła się kobieta.
- Nie chcę – nie kłamała jej dziewczyna.

Patryk i Małgosia
Mimo, że był koniec listopada i pogoda nie sprzyjała żegludze, para zakochanych spędzała miły weekend na pokładzie jachtu.
Dla Małgosi była to niemalże królewska rezydencja i nadal nie mogła uwierzyć, że Patryk zamówił ją specjalnie dla niej.
Popatrzyła na mężczyznę, który po raz kolejny napełniał jej kieliszek szampanem. Uśmiechał się do niej czule.
- Kocham cię – powiedziała.
- Wiem – odparł – wypijmy za to. Za naszą miłość.
Wznieśli kieliszki i upili kilka łyków.
Rozgościli się w saloniku, w którym znajdowały się wygodne skórzane fotele i okrągły stół. Na ścianie wisiał telewizor, a na szafce stała wieża,  której płynęła cicha i romantyczna melodia.
Małgosia siedziała w jednym z foteli, a Patryk wstał i wyszedł na chwilę na pokład. Wrócił po kilku minutach z tajemniczą miną.
- Co…– zaczęła mówić Małgosia, ale nie dokończyła gdyż chłopak upadł przed nią na kolana i powiedział jednym tchem.
- Wyjdziesz za mnie? – i wyciągnął ku niej pudełko z pierścionkiem.
Dziewczyna cieszyła się, że siedzi inaczej na pewno nogi by się pod nią ugięły.
- Ale, ale…
- Nie ma ale, tak czy nie? – Patryk uśmiechał się do niej niepewnie.
- Tak – wykrzyknęła – oczywiście, że tak – i w padła mu w ramiona.

Michał
Leżał pod drzewem i zastanawiał się, dlaczego okazał się takim głupcem. Wioska nad jeziorem i kopalnie zostały przejęte przez ród Czerwonoziemców i w najbliższym czasie miały być zagospodarowane.
Pojechał tam żeby sprawdzić, jak się sprawy mają. No i był głupi, bo pojechał sam, myśląc, że ktoś tu już się kręci.
Teraz leżał pod drzewem i krwawił.
To była kobieta, wściekła i nieszczęśliwa.
Strzeliła do niego bez mrugnięcia okiem.
Uznał, że zasłużył. On, Adam i ich ludzie nie byli mili dla kobiet, porwano je i zniewolono na obrzeżach. Jak widać, nie wszystkie.
Nie czuł bólu, jedynie dreszcze przechodziły mu po plecach. Najwidoczniej był w szoku.
Leżał i czekał na śmierć. Zanim stracił przytomność pomyślał jeszcze, że nikt go tu nie znajdzie i pewnie jakieś zwierze się nim posili.
A potem nastała ciemność.

Mario i Dario
Mario zaprosił młodszego brata na obiad, podczas którego chciał mu przekazać radosną wiadomość o tym, że zmienia zawód i że wszystko zostawia jemu. Miał nadzieję, że Dario się ucieszy.
Przy stole spotkali się we trójkę, ale Ola dosyć szybko zjadła i powiedziała:
- Wy tu sobie gadajcie, a ja idę z Alą do przyjaciółki.
Panowie nie oponowali i życzyli jej udanego spotkania.
Kiedy zostali sami Dario zapytał:
- Skąd ten uroczysty obiad? Ola od jakiegoś czasu jest w ciąży, więc to nie jest powód naszego spotkania, niczego ostatnio nie podbijałeś, ani nie masz urodzin, więc czemu się bawimy?
Mario uśmiechnął się do brata i powiedział.
- Znikam z obrzeży.
- Na jak długo?
- Na zawsze.
Dario aż się zakrztusił.
- Co? Ale dlaczego?
- Rada naszego rodu stwierdziła, że jestem zbyt cenny, żeby wciąż mnie wystawiać na niebezpieczeństwo.
- Nie żartuj – parsknął młodszy brat.
- Tak naprawdę, to nasz wuj prawnik doczytał się, że walki na obrzeżach nie są obowiązkiem i jedyną barierą zasiadania w radzie jest wiek. Zaproponowali mi zmianę zawodu z żołnierza na administratora gospodarczego.
- Brzmi, jak degradacja – skrzywił się Dario.
- Było by degradacją, gdyby dotyczyło obrzeży, ale ja mam zarządzać gospodarką całego polis.
Dario aż zagwizdał z podziwu,
- Dali mi czas na zastanowienie się, ale ja już dawno podjąłem decyzję – kontynuował Mario – wyjeżdżam, jak tylko uporządkuję tutaj wszystkie sprawy i kiedy ty przejmiesz dowództwo.
- Zaraz, zaraz – wykrzyknął Dario – a ja nie mam tutaj nic do powiedzenia?
Mario szczerze się zdziwił.
- A co? Nie chcesz? Przecież walka to twój żywioł, będziesz miał jej pod dostatkiem.
- No tak, ale mnie też daj się zastanowić. Bo może mnie wystarczą moje walki z Czarną Mambą, może trzeba rozpatrzyć kandydatury naszych ciotecznych braci? Może któryś z nich chce pobawić się w szefa?
- Nie pleć głupstw, nawet jeżeli któryś z nich będzie tutaj walczył, to i tak ostatecznie będzie się z tobą rozliczał.
- No tak, ale nie ja bym musiał mu organizować czas.
Zamilkli na chwilę, po czym Mario podjął temat.
- Nie musisz dzisiaj na nic odpowiadać. Przecież ja też na razie nie wyjeżdżam. Na razie wysłałem radzie potwierdzenie przyjęcia nowych obowiązków. Ale zanim zacznę działać w polis, to tutaj muszę zostawić porządek, a to potrwa ze dwa miesiące.
- Niby racja – mruknął Dario i dodał głośniej – a ja nie mówię nie, tylko muszę się nad tym zastanowić. Rozplanować.
- Możemy już teraz omówić kilka kwestii.
- O nie – zaśmiał się Dario – teraz wypijemy za twój awans i za spełnianie marzeń.

Celina
Spotkanie dla Kobiet Razem zorganizowała w przytulnej kawiarni niedaleko uczelni. Zarezerwowała cały lokal i nakazała żeby jedynymi osobami z obsługi były dziewczyny. Właściciel kawiarni nawet jeżeli miałby coś przeciw temu zarządzeniu, nic nie powiedział bo raz, Celina dobrze mu zapłaciła, a dwa byłą to córka głowy rodu.
Celina z niecierpliwością czekała na godzinę siedemnastą i zastanawiała się ile osób przyjdzie.
Rozczarowała się, przyszło dwanaście dziewczyn.
A spodziewała się przynajmniej trzydziestu, w końcu z tyloma rozmawiała i wiele z nich wyglądało na szczerze zainteresowane.
Westchnęła.
- No nic. Od czegoś trzeba zacząć.
Wstała od swojego stolika i od razu skupiła na sobie uwagę przybyłych.
- Witam was serdecznie na pierwszym spotkaniu Kobiety Razem i już mówię czym będziemy się tutaj zajmować.
Jedna z uczestniczek podniosła rękę.
- Czy będziemy musiały podpisywać jakieś zobowiązania?
Celina uśmiechnęła się promiennie.
- Nie ma żadnych zobowiązań, ale uważam, że jeżeli któraś z was zaangażuje się w działania Kobiety Razem, to wypadałoby być temu wiernym.
Kolejna ręka wystrzeliła w górę.
- A jeżeli zmienię zdanie na temat mężczyzn, jeżeli złość mi przejdzie? Bo przyznaję, że jestem rozgoryczona po zdradzie palanta, ale nie do końca uważam, że każdy taki jest.
- Widzę, że zostałam źle zrozumiana – powiedziała Celina – organizacja ma pomagać zranionym kobietom, czy to w postaci wsparcia duchowego, czy też w zemście, w zależności od potrzeb. Ale mamy zamiaru skreślać wszystkich. To nie ruch feministyczny.
- Nie? – zdziwiła się kolejna dziewczyna i przeczytała ulotkę – masz dosyć chłopaków,  czujesz, że zostałaś oszukana, chcesz sprawiedliwości… itd. Jak dla mnie brzmi to feministycznie.
- Możliwe, że tak brzmi, ale nie chcę mścić się na wszystkich – odparła Celina – tylko na tych, którzy nas zranili.
Trzy dziewczyny wstały, jedna z nich powiedziała.
- Ja tam chciałam wszystkich posłać na śmietnik, ale jak to ma być tylko walka z wybranymi, to ja dziękuję.
- I ja też – odparły dwie pozostałe i wyszły.
Celina poczuła się trochę zagubiona, bo nie tak sobie to wyobrażała. Owszem miała dość facetów, ale w końcu matka i siostry cioteczne miały rację, że nie mogła wszystkich brać jednakową miarą, dlatego w ostatniej chwili zmieniła kilka punktów w regulaminie i teraz nie była pewna, czy dobrze zrobiła.
Kolejna dziewczyna zabrała głos.
- A ja uważam, że taka organizacja jest super. Nie skreśla wszystkich, ale pozwala się zemścić. Uważam, że powinnyśmy się inaczej nazwać. Komandoski lub Amazonki.
- Masz rację – podjęła inna – faceci zrozumieją, że jeżeli skrzywdzą którąś z nas, to my się nimi odpowiednio zajmiemy. Będziemy szybkie i skuteczne. A ci zdrajcy i padalce będą leżeć i się zwijać z bólu.
- Faceci strzeżcie się! – wykrzyknęła kolejna – nadchodzimy!
Celina nie była zachwycona i tym torem działania, ale walka była jej bliższa niż przypuszczała. Ostatecznie dała się porwać entuzjazmowi dziewczyn.
I pod koniec spotkania 10 młodych dziewczyn ustaliło, co następuje:
1. Będą nazywać się Komandoskami
2. Będą prowadzić telefon zaufania dla zranionych kobiet.
3. Będą prowadzić sąd nad złymi facetami.
4.Będą mieć sztab wojenny, w którym będą szykować zemstę na niewiernych mężczyznach.
5. Będą spotykać się raz w tygodniu dla podsycania ducha walki.
6. I nawet jeśli któraś będzie miała chłopaka, to nie opuści sióstr w potrzebie.
Celina w końcu została sama i miała wielki kocioł w głowie. Planowała coś zupełnie innego, ale najwidoczniej tego im wszystkim było trzeba.
- Idę na front, jak Malwina – powiedziała do siebie Celina i jakoś jej się humor poprawił.

Adam
Krzyczący oficer z piątki omiótł gniewnym wzrokiem wszystkich zebranych ludzi. W końcu skupił wzrok na Adamie i zbladł. Ale nie zdążył się powstrzymać i wykrzyknął.
- A pan co tutaj robi?
- Nie twój interes – warknął Adam – to moja ziemia.
- Pańska?! – wykrzyknął oficer, który w żaden sposób nie umiał powstrzymać się od wrzasków – a jakim prawem?
- Nie będę z tobą rozmawiał – warknął Adam – chcę się widzieć z twoim szefem Leonem Wilkowem.
- A jak nie, to co?!
Adam błyskawicznie podszedł do mężczyzny i bez ostrzeżenia strzelił  go pięścią prosto w nos. Chrupnęła kość, a facet złapał się za twarz. Jednak, że był zaprawionym w bojach żołnierzem, nie zaczął wrzeszczeć ani nie upadł. Spod zapuchniętych powiek spojrzał na Adama z nienawiścią. Ten jednak się nie przejął i powiedział.
- Ta ziemia jest moja od kilku miesięcy. Jeżeli twój szef ma wątpliwości czekam na niego na neutralnym gruncie, tam gdzie zwykle.
 - Nie będziesz mi dyktowa… - tym razem nierozważny oficer dostał pięścią w brzuch i zgiął się w pół. Charczał i dyszał.
- Kto jest następnym w kolejności oficerem?
Z grupy mężczyzn wyszedł wysoki i bardzo chudy człowiek. Był dużo starszy od swojego szefa, ale i od Adama. Wyglądał na człowieka po czterdziestce, który w swoim życiu dużo widział.
- To ja, jestem oficerem terenowym.
- Usłyszałeś co mówiłem?
- Tak.
- Jakieś zastrzeżenia?
- Podaj pan godzinę.
- 15 00.
- Pozwolisz pan, że pójdę i zadzwonię.
- Tak zrób – Adam odszedł na swoje wcześniejsze miejsce przed domkiem.
Tymczasem nadpobudliwy oficer podniósł się z ziemi i powlókł do samochodu. Nie żegnając się z nikim i nie myśląc nawet o zabraniu swoich ludzi odjechał.
- Tchórz – powiedział zaufany oficer do Adama.
- Głupek – dodał drugi.
- Daleko na tym nie zajdzie. Ciekawe czemu został oficerem – zastanawiał się Adam.
- Moim zdaniem świeżak z rodziny.
- Pewnie tak – Adam zamilkł i czekał na odpowiedź.
Oficer z Piątki przyszedł do niego sam i powiedział.
- Mój szef się zgadza, ale ostrzega, że będzie uzbrojony.
- Mamy rozejm – przypomniał Adam.
- Ale nie w kwestii nowej ziemi – oficer skłonił głowę i odszedł.
- Jakie rozkazy? – zapytał jeden z zaufanych.
- Zostajesz tutaj ze wszystkimi, a ja z drugim zaufanym jadę do domu. Jakby co, to walczcie, masz wolną rękę, ale nie zaczynaj pierwszy.
- Tak jest – oficer odszedł.

kolejny odcinek 25 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka