Wielka gra - odc.22
Mario i Ola
Mario wrócił z uczelni i był bardzo głodny. Kiedy zobaczył,
że nie ma żadnego garnka na kuchni zaczął szukać żony.
Ola siedziała przed komputerem i przeglądała strony
internetowe. Co jakiś czas zapisywała coś na karteczkach, które ustawiała w
rządku.
- Co robisz? – zapytał siląc się na spokój, bo naprawdę był
głodny. A wiadomo, że mężczyzna z pustym brzuchem robi się nieznośny.
- Szukam dla nas nowego domu – powiedziała Ola.
- Już? Przecież minie jeszcze kilka miesięcy zanim tutaj
wszystko pozamykam? – usiadł koło niej na stołku.
- Zapomniałeś, że będziemy musieli przeprowadzić remont,
kupić nowe meble. No i jestem w ciąży i nie chcę wprowadzać się do domu z ekipą
remontową, która wszędzie kurzy.
Mario pocałował żonę w policzek i mruknął.
- Masz rację.
- Głodny? – zapytała.
- Jak wilk.
Ola podniosła się i powiedziała.
- Nic nie zrobiłam, chodźmy do jakiejś restauracji.
To była ostatnia rzecz na jaką miał ochotę, ale widząc jej
uradowaną minę, nie sprzeciwiał się. Za to zapytał.
- Gdzie Ala?
- Z babcią.
- Moją mamą? – zdziwił się Mario, bo widział się z nią
kilka godzin wcześniej i ta nic nie mówiła, że się do nich wybiera.
- Nie. Z moją – powiedziała Ola.
- Coś takiego? – zdziwił się Mario – przecież się nas
wyrzekła.
- Przestań – fuknęła – to, że ciebie nie lubi, a na mnie
jest zła, jeszcze nie znaczy, że nie może pokochać wnuczki. Sama się zgłosiła.
Mario miał jeszcze coś dodać, ale dał spokój, był głodny i
mogło mu się wyrwać coś, co się żonie jeszcze bardziej nie spodoba.
Małgorzata
Minęły dwa dni, a Patryk ani razu się do niej nie odezwał,
nie czekał na nią po pracy i nie pisał smsów. I przez te dwa dni Małgorzata
pielęgnowała swoją złość i nie dawała jej wygasać, na wypadek gdyby jej chłopak
gdzieś się pojawił. Była na niego wściekła za to, że stawiał na swoim. Była
wściekła na Czarną Mambę za to, że miała rację. Była wściekła na to, że tamta
kobieta ma rację, bo wychodziło na to, że ona, Małgorzata nie znała Patryka tak
dobrze, jak myślała.
Ale po dwóch dniach opuściły ją wszystkie siły do walki i
po prostu się popłakała. Zdała sobie sprawę z tego, że przesadziła żądając od
niego zerwania stosunków z Czarną Mambą, kiedy ta nie robiła nic przeciwko ich
związkowi. Poza tym Patryk wcale się z nią często nie widywał, a i rzadko
rozmawiali przez telefon. Po prostu robiła awanturę z czystej zazdrości o
niego. Czy miała do tego prawo? Niby tak, ale z drugiej strony Czarna Mamba nie
interesowała się Patrykiem, jako potencjalnym chłopakiem. Z drugiej strony, ona
też by nie chciała usłyszeć od Patryka, że ma się nie spotykać z przyjaciółmi.
No i nie dzwonił, nie odwiedzał jej. Może rzeczywiście z
nią zerwał?
Nie chciała tego.
Celina
Spotkania Komandosek odbywały się raz w tygodniu w
kawiarni, z tym, że Celina już nie wynajmowała całego lokalu, ale rezerwowała
stoliki dla wszystkich członkiń. Na razie to im wystarczyło, ale już niektóre z
nich przebąkiwały, że trzeba znaleźć odpowiedniejsze lokum.
Podczas kolejnego spotkania, dziewczyny wytypowały trzech
chłopaków, którzy najbardziej skrzywdzili dziewczyny ze stowarzyszenia. Teraz
zastanawiały się, w jaki sposób przeprowadzić sąd. I kiedy tak pochylały się
nad kartkami notując pomysły podeszły do nich Kaśka i Anka.
- O cześć – przywitała je Celina – co was sprowadza?
- Pomyślałyśmy, że skoro tak się zaangażowałaś w tę
działalność, to też się zapiszemy – powiedziała Kaśka.
- Dzięki temu znowu będziemy się spotykać – dodała Anka –
bo jak na razie, to wciąż się mijamy.
Celina wyczuła przytyk, ale na niego nie odpowiedziała.
- Możemy się zapisać? – zapytała Kaśka, kiedy cisza między
nimi się przedłużała.
- Oczywiście – powiedziała Celina – zapraszamy. Dziewczyny
– zwróciła się do uczestniczek – zróbcie trochę miejsca.
Rodzina Czerwonoziem
Przez trzy dni ekipa Czarnej Mamby i Adama przeczesywała
las w poszukiwaniu ciała lub ubrania, jakie mogło pozostać po Michale.
Niestety oprócz śladów krwi pod drzewem nic nie znaleziono.
Cała rodzina zebrała się w domu pana Olafa i zastanawiała
się, co też mogło się z nim stać.
- Może on w ogóle tam nie pojechał? – mówiła Malwina –
przecież mógł nam powiedzieć jedno, a po chwili zrobić drugie. Znany był z
kombinowania.
- Jest! – wykrzyknęła pani Marzena o otarła łzy – on jest!
Dopóki nie będę miała dowodów na jego śmierć, zabraniam wam mówić o nim w
czasie przeszłym!
- Przepraszam mamo – bąknęła Malwina.
- Uspokój się kochanie – pan Olaf objął żonę i pogładził
uspokajająco po ramieniu – Malwina ma rację, on może być wszędzie.
- No nie wiem – powiedział Adam – Marta, jego prawa ręka,
powiedziała, że on zawsze zostawiał jej jakieś wiadomości. Poza tym, co on miał
do roboty? Na razie z nikim nie walczę, a Malwina prowadzi działania przeciw
Dariowi. Facet jest przejrzysty i gra w otwarte karty, więc Michał nie miał powodu
do robienia jakiś tajemnic.
- Nie ma ciała, nie ma śmierci! – pani Marzena zaczęła
dygotać na całym ciele. Celina wzięła ją za rękę i bez słowa wyprowadziła z
pokoju. Dzięki temu mogli dalej na chłodno analizować poczynania Michała.
- Miał jechać zobaczyć, jak przebiegają prace nad jeziorem
– mówił Adam – jestem pewien, że tylko to miał do roboty.
- Tylko czemu wybrał moment przed przybyciem ekipy
budowlanej? – zastanawiał się pan Olaf.
- Może chciał jeszcze raz przeczesać teren? – zaproponowała
Czarna Mamba.
- Gdyby tak było, to by wziął ze sobą ekipę – powiedział
Adam – samemu do dzikiego lasu się nie jeździ. Myślę, że był pewien, że tam już
się ktoś kręci. Takie jest moje zdanie.
- Nawet gdyby zginął – głos panu Olafowi na chwilę się
załamał – gdyby zginął przez jakieś zwierze, to by został chociaż strzępek
ubrania.
- Jedyne co zostało, to samochód – powiedział Adam smutno –
zaparkowany przy baraku. Nikt go nie okradł.
- Powtórzę za matką. Nie ma ciała, nie ma śmierci. Może
poszedł głęboko w las, potknął się i ma złamaną nogę i czeka na ratunek?
- Może, to bardzo duże słowo – powiedziała cicho Malwina i
otarła łzę z oka.
Michał
Długo walczył żeby powieki łaskawie się uchyliły, a jak
opadały z powrotem, natychmiast zasypiał. Nie wiedział na ile czasu, czy to
były drzemki, czy też kilkugodzinne odcięcie od świata. Nie wiedział tego, bo
wokół było ciemno. Kiedy ostatecznie odegnał sen, zaczął zastanawiać się nad
swoim ciałem. Miał wrażenie, że jest lodowate i spocone, chociaż jak odkrył po
chwili, był przykryty grubym kocem. Poruszał palcami u stóp i z radością
stwierdził, że działają. Potem chciał to samo zrobić z rękoma, ale tu spotkała
go przykra niespodzianka. Miał na rękach kajdanki. Czyli był więźniem, ale za
cholerę nie mógł sobie przypomnieć, co się stało i jak się tutaj znalazł. A
skoro była mowa o tutaj, to gdzież ono było. Pokręcił głową w jedną i drugą
stronę, ale nie wypatrzył nawet najmniejszego konturu. Przez chwilę myślał, że
najprawdopodobniej stracił wzrok, ale w końcu porzucił tę myśl, bo jak
przysunął ręce do oczu, to coś tam zobaczył.
Ale, gdzie w takim razie był. Po zapachu sądził, że w
piwnicy, ale czuł, że leży na ziemi nie na betonie, więc nie do końca mógł się
zdecydować.
Spróbował usiąść i nagle przeszył go tak ogromny ból, że z
jękiem upadł z powrotem na plecy. I przypomniał sobie, że jakaś kobieta
strzeliła do niego i trafiła w serce. Zastanowił się nad tą myślą i doszedł do
wniosku, że nie mogła trafić w serce, bo by nie żył. A przecież czuł, że żyje.
Bolało go, czuł niewygodę leżenia i swędzenie lewego pośladka. Żył. A skoro
żył, to znaczyło, że można coś zrobić. Tylko musiał poczekać na dogodny moment.
Zasnął.
Czarna Mamba i Dario
Dziewczyna po naradzie rodzinnej od razu pojechała na pole
bitwy i czuła, że tylko w walce będzie w stanie odreagować stres i lęk o brata.
Zebrała większość swoich ludzi i poprowadziła szturm, na
drugą stroną ulicy. To zaskoczyło ludzi Daria, którzy przyzwyczaili się do
stagnacji na froncie. Od razu wysłali mu informacje i tym, co się dzieje i po
kilkunastu minutach włączył się do walki wraz z oddziałem najlepszych ze swoich
ludzi. Mężczyzna czuł w kościach, że ten atak jest inny niż zwykle. Ludzie
Czarnej Mamby walczyli zaciekle, a ona sama rzucała się nawet na największych
siłaczy. Oprócz oddziałów do walki bezpośredniej, wystawili pancernych, którzy
skierowali swoje działania na kilkaset metrów od największego skupiska bijących
się ludzi. Na niebie rozpoczął się istny spektakl batalistyczny, w którym każda
ze stron chciała pokazać wszystko, co najlepsze. Dario pomału przebijał się w
stronę małej kobietki, która tłukła ludzi, jakby byli z tektury. Mężczyzna
zauważył, że ma porwane ubranie, z ramienia sączy się krew, na twarzy kilka
siniaków, a prawego oka prawie już nie było widać. Do tego kulała na lewą nogę
i robiła wszystko, żeby tę stronę osłonić przed ciosami.
- Wariatka – syknął i ignorując wrogów, a wręcz odpychając
ich, jakby nic nie ważyli, dotarł do dziewczyny, która nie patrząc wykonała
cios. Myślała, że trafi w szyję, ale natrafiła na szeroki tors.
Spojrzała wojowniczo na Daria i stanęła w pozie gotowej na
pojedynek. Oboje wiedzieli, że nikt im nie przeszkodzi.
Z tym, że Dario wiedział, że tym razem z nią wygra. Nie
musiał się nawet wysilać. Wyciągnął do niej ręce i złapał w pół. Po czym
przerzucił sobie ją przez ramię i zaczął przesuwać się poza obręb walk.
- Puszczaj mnie
brutalu – wrzeszczała Czarna Mamba – walcz, jak człowiek.
Ignorował jej słowa, tak jak i piąstki wbijające mu się w
plecy. Dziewczyna próbowała się wyślizgnąć z jego rąk, ale on mocniej ją
ścisnął w pasie, co spowodowało, że na chwilę straciła oddech.
Kiedy go odzyskała wrzasnęła.
- Nie wynoś mnie z pola walki, ja chcę się bić! To się nie
będzie liczyło do zwycięstwa. Słyszysz? Do ciebie mówię! Czy ty w ogóle mnie
słuchasz?!
Dario odwrócił się do walczących i wrzasnął.
- Walczcie do ostatnich sił, co kto zdobędzie to jego.
Czyściciele nikogo nie biorą do niewoli. Po walce, każdy wraca do swoich.
Zawrzało i obie strony ponownie zwarły się w walce.
Tymczasem Dario wyniósł wierzgającą Czarną Mambę na środek
szosy i dopiero tam postawił na ziemi. Dziewczyna od razu wystartowała do niego
z pięściami, ale złapał ją za nadgarstki. Postanowiła go kopać, ale jedną nogę
miała skręconą, więc nic z tego nie wyszło. W końcu po kilku minutach
niepotrzebnej szamotaniny uspokoiła się.
- Co w ciebie wstąpiło? – zapytał ze szczerym zdumieniem w
głosie.
- Puść mnie – parsknęła, a kiedy nie posłuchał burknęła –
prowadzimy wojnę, więc nie wiem, co się dziwisz.
- Dziwi mnie to, że przez wiele kampanii nie miałaś nawet
jednego zadrapania, a dzisiaj cała jesteś pokiereszowana.
- A co cię to obchodzi? Jesteś moim wrogiem.
Dario napiął mięśnie szczęki.
- Oczywiście, ale jak dasz się zabić, to ja nie poczuję się
od tego lepiej.
- Ciekawe czemu?
- Bo wolę walczyć z tobą, niż z twoim bratem Adamem. On nie
jest tak ładny, jak ty.
Zaśmiał się nieprzyjemnie.
- Och! – wrzasnęła – jak ja bym cię chętnie kopnęła w dupę.
Puścił ją i powiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Proszę bardzo, kop.
Czarna Mamba już chciała coś odpowiedzieć, ale kiedy ją
puścił, okazało się, że jest słabsza niż zakładała, Adrenalina z niej opadła i
siły do walki również jej się skończyły. Klapnęła na pas zieleni odgradzający
dwupasmówkę i pozostała bez ruchu. Dario mówił coś do niej, ale tylko kręciła
głową, a kiedy chciał ją podnieść, opędzała się od niego, jak od natrętnej
muchy.
Tymczasem walki ustały i okazało się, że obie strony
jedynie się pobiły i nikt nic nie ugrał. Za to wszyscy wypompowali się na ten
dzień i zgodnie stwierdzili, że czas zakończyć tę batalię. O dziwo nikt nie
zginął, ale było około dwudziestu ciężko rannych.
Do Daria i Malwiny podeszła Dorota, zaufany oficer.
- Niech ją pan zostawi – powiedziała zmęczonym głosem –
miała ciężkie dni.
- Okres? – zaśmiał się Dario, ale widząc poważną minę
Doroty, opanował się.
- Nie, pan Michał zaginął i istnieje duże
prawdopodobieństwo, że nie żyje.
Dario syknął i spojrzał na poturbowaną Czarną Mambę. Łzy
leciały jej po policzkach, ale twarz miała nieruchomą. Delikatnie podniósł ją i
zaniósł do budynku, w którym znajdował się jej sztab. Tam posadził na krześle,
a do Doroty powiedział.
- Niech pani zadzwoni do Adama i niech ją stąd weźmie. Mam
wrażenie, że biła się ze wszystkimi i zdrowo oberwała. Jeszcze nie widziałem
jej w tak kiepskim stanie.
- Dobrze – powiedziała Dorota – ale proszę już iść. To nie
miejsce dla pana.
Dario skinął głową i wyszedł.
Zastanawiał się nad zachowaniem Czarnej Mamby. Na co dzień
wydawała się pozbawiona uczuć i była zimna w obejściu. Ale jak widać, drzemały
w niej wulkany uczuć, które musiały znaleźć ujście. Nie wiedział czemu nagle
przypomniał sobie początki ich znajomości i walki, podczas których naprawdę
chciała go zabić lub sama w nich zginąć. Wtedy wyglądała podobnie. A potem
oboje się uspokoili i walczyli o ziemię. No i on chciał ją porwać. Tylko po co?
– zastanowił się, ale na razie nie znalazł żadnej odpowiedzi.
Ruda Mysz i Marta
Marta wpadła do Rudej Myszy żeby obejrzeć jej zakupy i z
radością stwierdziła, że dziewczyna mile ją zaskoczyła.
- Ta zieleń pasuje do ciebie idealnie – powiedziała do
dziewczyny, która
Prezentowała jej się w ładnej prostej sukience z paskiem –
a te buty? Rewelacja.
Ruda Mysz od tych pochwał spłonęła rumieńcem i uciekła do
sypialni przebrać się w kolejną rzecz.
Tym razem sukienka była granatowa, w sam raz na wystawną
kolację w restauracji.
- Piękna – Marta uśmiechała się do dziewczyny – pan Adam,
jak cię w tym zobaczy, to oko mu zbieleje.
Na wzmiankę o Adamie Rudej Myszy zrzedła mina, ale Marta
powiedziała cierpko.
- Przestań się krzywić. Powinnaś się cieszyć, że rodowy
facet i to z pierwszego pokolenia tak o ciebie zabiega.
- Jak to zabiega? – dziewczynie już drżała dolna warga.
- Normalnie, podobasz mu się. A w tych strojach, to w ogóle
go zwojujesz.
- Ale ja nie chcę – powiedziała spanikowana Ruda Mysz – ja
nie chcę.
- Opanuj się – powiedziała poważnie Marta – masz
najlepszego opiekuna, jaki ci się mógł trafić. Ja na twoim miejscu robiłabym
wszystko, żeby zostać jego żoną.
- Nie. Nie! Nigdy! Nie!
Dziewczyna zaczęła cała drżeć. A Marta zrozumiała, że
przesadziła. Nie powinna tak mówić, zwłaszcza, że nie miała pojęcia, co pan
Adam chce z nią zrobić. Być może tylko faworytę.
- Uspokój się – powiedziała spokojnym tonem – to tylko moje
wymysły. Ja nie wiem, co pan Adam o tobie myśli. Nie siedzę w jego głowie.
- Dobrze. Uspokoję się – Ruda Mysz wzięła się w garść.
Czarna Mamba i Olaf
Po walkach, które sobie sama zaaplikowała czuła się, jakby
ją ktoś przeciągnął przez wyżymaczkę. Miała obitą twarz, a na jedno oko w ogóle
nie widziała. Miała wybitych kilka palców, siniaki niemal na całym ciele, no i
skręconą nogę.
Dlatego po prostu położyła się do łóżka i postanowiła przez
jakieś dwa dni nie wstawać. I w takim stanie odwiedził ją ojciec.
Nie przywitał jej żadnymi słowami pocieszenia lecz od razu
zrobił awanturę.
- Co ty robisz? Czy ty jesteś niepoważna? Ja ty wyglądasz?
- Tato? Zarządzam obrzeżami, walka to moja codzienność –
powiedziała spokojnie.
- Ale żeby doprowadzić się do takiego stanu? Widziałaś się
w lustrze?
- Nie za bardzo widzę – usiłowała zażartować, ale ojciec w
odpowiedzi coś tylko burknął pod nosem.
- Tato. Czasami tak wyglądam. A czasami nie. Walczę, byłam
na pierwszej linii.
- W ogóle nie powinienem zgadzać się na to, żebyś tutaj
wojowała. Twoje miejsce jest w domu.
Czarna Mamba parsknęła ze złością.
- I co jeszcze? Może wyjść za mąż, rodzić dzieci i nudzić
się jak mops?
- Malwina nie pozwalaj sobie – Olaf miał surowy wyraz
twarzy.
- Tato. Kobiety też walczą. Są nie tylko w moich
formacjach, ale i u Adama i u Daria i u innych też. Nie wiem, czemu robisz
aferę o kilka siniaków.
- Nie obchodzą mnie inne kobiety, tylko ty. Poza tym one
często nie mają wyjścia. A ty jesteś rodowa, więc masz możliwość wieść spokojne
i dostanie życie. Po co ci walka?
Malwina wzruszyła ramionami.
- Lubię to.
Ojciec usiadł koło niej i wziął za rękę.
- Malwina, jedno dziecko mi zaginęło, a ty jesteś pobita.
Jak myślisz, jak się czuję?
Dziewczyna miała na tyle przyzwoitości żeby się
zaczerwienić.
- Rzuć to i wracaj do domu.
Czarna Mamba nie od razu odpowiedziała, ale kiedy się
zdecydowała było to pytanie.
- Dlaczego teraz mnie o to prosisz?
- Bo przeliczyłaś siły, bo biłaś się nie patrząc na straty.
Tak, jakby ci nie zależało na życiu.
Dziewczyna zmarszczyła ze zdziwienia brwi.
- Kto ci takich głupot naopowiadał?
- Nie uwierzysz.
- Powiedz.
- Twój wróg, Dario.
- Co?! Jak to?! – Malwina była wściekła – a powiedział ci,
że mnie wyniósł z pola walki?!
- Tak. To też.
- Nie powinien mnie wynosić.
- A ja myślę, że on ma więcej rozumu niż ty.
- Tato!
- Nie krzycz.
- Przepraszam – Czarna Mamba postarała się uspokoić.
- Zadzwonił do mnie wczoraj i powiedział, że nie było z
tobą dobrze. Nie pilnowałaś się i obrywałaś w takich walkach, gdzie powinnaś
przeciwnika rozłożyć na łopatki w dwie minuty. Co prawda mówił jeszcze, że jak
masz zginąć, to tylko z jego ręki, dlatego cię wyniósł z pola bitwy. Ale dodał,
że to co było potem bardziej go przeraziło. Że usiadłaś i po prostu miałaś
pusty wzrok.
Malwina przyjrzała się ojcu i miała wrażenie, że przez te
kilka dni przybyło mu zmarszczek, a oczy przygasły. Był zmęczony i wydawał się
bezsilny. Martwił się o Michała, martwił się o nią i pewnie o Adama również.
- Tato – uścisnęła mu rękę – nie martw się o mnie. Byłam po
prostu zdenerwowana zniknięciem Michała i tak odreagowałam tę sytuację. Ale nie
mam zamiaru popadać w marazm. Ani nie jestem desperatką.
Olaf lekko się uśmiechnął.
- Cieszę się, ale i tak uważam, że powinnaś wrócić do domu.
- Jeszcze nie. Może kiedyś – powiedziała Malwina – ale
dziękuję ci, że się o mnie troszczysz.
Celina i Marzena
Od momentu zniknięcia Michała, Celina nie odstępowała matki
na krok. Kobieta była w takim stanie, że córka bała się, że może sobie coś
zrobić.
A przecież nie wiadomo było, co się z Michałem stało.
Starała się zagadywać ją, namawiała na spacery i zakupy,
ale wszystko i tak kończyło się leżeniem i rezygnacją obydwu.
Leżały na łóżku w sypialni rodziców i Celina trzymała
Marzenę za rękę.
- On nie żyje, prawda? – po raz kolejny matka zadała to
pytanie, Celina nie miała na nie odpowiedzi – on nie żyję, tylko Olaf nie chce
mi tego powiedzieć.
- Mamo, minęło dopiero pięć dni. Michał może w każdej
chwili wrócić i powiedzieć, że zaszył się gdzieś bo miał ku temu powód.
- Nie pocieszaj mnie – załkała matka – wolę myśleć o
najgorszym.
- Jeszcze nic nie wiadomo. A teraz może byśmy wyszły na
spacer? Nie możesz tylko leżeć.
- Mam siłę tylko na leżenie – odparła Marzenia, a Celina
poprosiła w duchu „Michał, cymbale, znajdź się.”
Mario i Dario
Bracia spotkali się w gabinecie Maria w celu powolnego
przejmowania przez Daria tej strefy wpływów.
- Mam tutaj listę naszych braci ciotecznych, którzy
zgłosili chęć do walki na obrzeżach – powiedział Mario – nawet nie wiedziałem,
że jest aż tylu chętnych.
- Zazwyczaj tylko dzieci szefa tym się zajmują, reszta woli
ciepłe posadki w głębi polis – powiedział Dario.
- Chyba tylko u nas. Rozejrzałem się i w innych polis
zaufanymi oficerami są kuzyni i bracia cioteczni. To tylko u nas i w
Czerwonoziemców jest jakiś inaczej.
- Nieważne – machnął ręką Dario – daj mi tę listę. Spotkam
się z nimi i zobaczę, z czym przychodzą.
- Widzę, że nie jesteś już do tego pomysłu tak negatywnie
nastawiony.
- Już nie, bo rzeczywiście mamy ogromne obrzeża i jacyś
zastępcy jednak mi się przydadzą.
- A może oddasz im walkę z Czarną Mambą?
- Z byka spadłeś?! To moja walka! Nie oddam jej nikomu! –
Maria zaskoczył tak gwałtowny wybuch brata.
- Uspokój się – śmiał się – wyluzuj. A czy ja ci coś każę?
- Nie – burknął Dario.
- Zachowujesz się tak, jakbyś wykupił wyłączność na Czarną
Mambę, jak zakochany amant.
- Weź się zamknij, dobra?!
- Spokojnie, coś taki wrażliwy.
- Zejdź ze mnie i mów co jeszcze w najbliższym czasie muszę
zrobić.
Adam i Ruda Mysz
Adam mógł wprosić się do Rudej Myszy do mieszkania, ale
wolał porozmawiać z nią w takim miejscu, gdzie nie będzie mogła się z nim
sprzeczać, ani niczego odmówić.
Czuł, że to będzie trudna rozmowa i dotykająca
nieprzyjemnych wspomnień dziewczyny, ale nie miał wyjścia. Ona była bardzo
dobra, lepsza w kryciu się i tropieniu od Michała, więc tylko ona mogła mieć
jakiś sukces w poszukiwaniach śladów nad jeziorem.
Co prawda najpierw myślał o Marcie, ale ta była z Michałem
związana emocjonalnie i Adam nie ufał jej instynktowi. Bo Marta mogła tak
bardzo chcieć znaleźć szefa, że będzie wszędzie widzieć jego ślady.
Mężczyzna wszedł do kawiarni i zajął stolik z dala od
ludzi. Jego świta stanęła w pobliżu, pilnując żeby nikt nie podchodził.
Ruda Mysz wyszła z zaplecza z pełną tacą i już chciała
podejść do stolika, przy którym siedziała para zakochanych, gdy zauważyła Pana.
O mały włos, a by upuściła wszystko, co miała w rękach.
Opanowała się jednak w ostatniej chwili i trzęsącymi rękoma postawiła przed
klientami po filiżance kawy, cukier i ciasteczka.
Potem podeszła do Pana i skłoniła się. Adam uśmiechnął się
zadowolony, bo pamiętał, że jeszcze niedawno rzucała się na kolana. Być może
odwiedziny w jej mieszkaniu trochę ją z nim oswoiło.
- Czy coś podać Panie? – zapytała cicho.
- Nie. Siadaj – jego głos, jak zwykle był wyprany z
cieplejszych uczuć.
Ale Ruda Mysz nadal stała, Adam nie ponawiał zaproszenia.
- Musisz ze mną gdzieś pojechać – powiedział bez wstępów.
- Tak?
- Do lasu, nad jezioro – powiedział szybko i widział, jak
dziewczynie krew odpływa z twarzy. Zdążył ją złapać zanim zemdlona upadła na
podłogę.
Kiedy ją ocucił zaczęła trząść się na całym ciele,
zwłaszcza, że trzymał ja w ramionach. Taka bliskość była dla niej czymś
niespotykanym, a że dodatkowo to był Pan…?!!!
- Przepraszam – mówiła – przepraszam.
Ale nie wyrywała się, była sztywna i zdrętwiała ze zgrozy.
Adam puścił ją i posadził na stołku. Kiedy chciała się
poderwać przytrzymał jej ramię.
- Siedź! To rozkaz! – znieruchomiała.
- Pojedziesz ze mną nad jezioro. W tamtej okolicy zaginął
mój brat. Chcę żebyś znalazła jakiś ślad, trop albo nawet jego ciało.
Pojedziemy we dwoje, bez wojskowych, bez mojej świty. Nie potrzebuję mieć tam
ludzi, a na miejscu są tylko robotnicy.
Kiedy nie zareagowała dodał.
- Nie będzie walk. Nie musisz się bać.
Jak miała mu wytłumaczyć, że to on jest dla niej
największym zagrożeniem? Jak miała mu powiedzieć, że nie chce jechać? Jak ona
to przeżyje?
- Dobrze – odparła, wiedząc, że nie może się sprzeciwić.
- Zatem zdejmuj fartuch i jedziemy.
Michał
Tym razem przebudził się, bo usłyszał szczęknięcie zamka w
drzwiach. Po chwili ktoś je lekko uchylił i do Michała dotarła cienka smużka
światła. Do środka weszły dwie postaci, które miały coś w rękach. Z konturów
jednego zgadywał, że to pistolet. Druga osoba przyklękła przy nim.
Była to kobieta, która nie zauważyła nawet, że przygląda
się jej z półprzymkniętych powiek. Była niskiego wzrostu i pulchna, jej duży
biust wychylał się zza dużego dekoltu. Miała ciemną cerę i czarne włosy
opadające jej na twarz. Ręce miała drobne i miękkie, rozpięła nimi jego koszulę i uniosła
opatrunek.
- Nadal nieprzytomny – powiedziała do drugiej osoby – ale
rana całkiem dobrze się goi.
- Po co go opatrujesz, powinnaś go dobić i byłby spokój –
okazało się, że druga osoba, to również kobieta. Chociaż była wysoka, szczupła
i raczej o męskiej budowy. Michał nie zauważał żadnych krągłości. Ucieszył się,
bo z kobietami potrafił sobie radzić. O mały włos, a by się do tej myśli
uśmiechnął. Powstrzymał się jednak, nie chciał żeby myślały, że już jest
przytomny.
- Wcale nie chciałam go zabijać – glos kobiety, która go
opatrywała brzmiał żałośnie – po prostu wypaliłam i już.
- Powinnaś go dobić – powtórzyła druga kobieta zimnym tonem
– byłby spokój. A tak to nie wiadomo, jakie kłopoty na nas ściągnie. Widzisz,
jaki jest gruby? Pewnie jeden z bogatszych ludzi z polis. Na Ziemiach Niczyich
nie ma takich spaślaków.
- No i co z tego. Był nieuzbrojony i sam. Zachowałam się
nieładnie.
- Słuchaj Beata – strażniczka z pistoletem, była
poirytowana – sama wiesz, jaką rzeź nam tu urządzili. Większość naszych
mężczyzn nie żyje, a nasze koleżanki dostały się do niewoli rodowych z polis. A
ja nie chcę do niewoli, nie chcę patrzeć na oprawców mojego męża.
- Mój chłopak też zginął – powiedziała spokojnie Beata –
ale to jeszcze nie powód, żeby zabijać każdego mężczyznę, który przyjedzie nad
jezioro. Zwłaszcza, że teraz kręci się tam ich wielu. Budują osadę, jak dobrze
pójdzie wtopimy się w tłum i przeżyjemy.
- A ja uważam, że powinnyśmy wrócić na Ziemie Niczyje.
- Po co? – głos Beaty stał się wyższy – nie mamy już
opiekuna, nie mamy mężów. Co nas tam czeka? Burdel. A ja nie chcę. A skoro
budują nad jeziorem osadę, być może znajdzie się przyzwoita praca.
- A zemsta? Zapomniałaś o niej?
- Nie – przyznała Beata – ale nie płonie już ona we mnie,
tak jak kilka tygodni temu.
- Bo ty nie straciłaś męża – warknęła strażniczka.
- Myślisz, że nie kochałam mojego chłopaka – Beata zerwała
się na równe nogi – ale myślę rozsądnie. Nie pokonamy we dwie rodowych. Co nam
przyjdzie z ich zabicia? Ty nie pociągałaś za spust. Ja strzeliłam do tego
człowieka i wiem, że nie chce robić tego więcej. Bo to pewnie jakiś uczony albo
inżynier, który przyjechał obejrzeć miejsce prac. A ja wypaliłam do niego,
nawet nie pytając, co tu robi.
- Pracownik rodowych jest naszym wrogiem – strażniczka była
nieustępliwa.
- To weź karabin maszynowy i idź nad jezioro i wszystkich
wystrzelaj – zgrzytnęła zębami Beata.
Druga kobieta nie odpowiedziała. Tymczasem Beata ponownie
uklękła przy Michale i uniosła mu głowę. Do gardła wlała mu gorzki płyn.
Przełykał go z zamkniętymi oczami.
Potem kobiety wyszły i zamknęły za sobą drzwi.
Michał pomyślał.
„To takie buty.”
Patryk
Miotał się po swoim mieszkaniu i czuł się źle. Minęło kilka
dni odkąd ostatni raz widział się z Małgosią. Tęsknił za nią i było mu smutno z
powodu ich kłótni, ale wiedział, że ma rację. Postanowił ją przetrzymać, bo to
nie on zawinił, nie on na niej wymuszał zerwanie znajomości z Czarną Mambą. To
ona powinna przyjść i go przeprosić. I z premedytacją w żaden sposób się z nią
nie kontaktował.
Niech wie, że go potwornie zraniła.
Komentarze
Prześlij komentarz