Wielka gra - odc.18


Celina
Zamknęła się w swoim pokoju, usiadła przed komputerem i zaczęła projektować logo Ligii Zranionych Dziewczyn. Z zapałem odpaliła program, wpisała nazwę i przyjrzała się jej krytycznie. Hasło niby było dobre, ale jednak trochę infantylne, dlatego przez kolejne minuty zastanawiała się czy go nie zmienić. Wychodziły jej nazwy takie jak – Liga Walczących Kobiet, Liga Wyzwolonych Kobiet, Stowarzyszenie Zranionych Kobiet, ale w końcu zdecydowała się na – Kobiety Razem.
I ta nazwa jej się najbardziej spodobała. Była niewinna i dawała szeroki zakres działania, ale przede wszystkim, parszywi faceci nie zorientują się z kim będą mieli do czynienia.
A potem przypomniała sobie, co mówiły jej Anka z Kaśką, o tym, że jest identyczna jak Czarna Mamba.
Musiała im przyznać trochę racji, ale z drugiej strony, przecież miała powód do zemsty. Dwóch facetów w krótkim czasie ośmieszyło ją i porzuciło, nie mogła tego tak zostawić.
Malwina też by tak postąpiła.
Pomyłka – poprawiła się – jej siostra tak postąpiła, ale z większym rozmachem.
Jej, Celinie wystarczyło, że w Czerwińsku, wszyscy faceci zaczną się jej bać.

Czarna Mamba i Dario
Jednocześnie w obu sztabach.
Czarna Mamba otrzymała sms-a.
„Trzy, dwa, jeden, zero, START!” – w taki sposób Dario oznajmił jej, że ponownie rozpoczął z nią walki.
Dario odebrał list. Wiedział od kogo, zastanawiał się jedynie, czemu nie mogła mu wysłać wiadomości przez telefon. Czemu kurczowo trzymała się archaicznych sposobów komunikacji. Na kartce udekorowanej serduszkami i kwiatkami widniał napis.
„Nie wysilaj się zbytnio, bo i tak wygram.”
Jej zbytnia pewność siebie, lekko go rozbawiła, ale nawet nie próbował myśleć, że łatwo mu z nią pójdzie.

Patryk i Małgorzata
- Nie! – powiedziała stanowczo Małgosia.
- Chce cię tylko poznać, nic więcej – powiedział Patryk.
- Tak, oczywiście – dziewczyna parsknęła – jeszcze pamiętam, jak na mnie wtedy spojrzała, jakbym była jakąś glizdą, nie człowiekiem.
- Ona na wszystkich tak patrzy, po prostu tak ma.
Małgosia wybuchła śmiechem, ale nie było w nim wesołości.
- I to ma mnie niby przekonać do spotkania? Nie dziękuję.
Patryk znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Z jednej strony Czarna Mamba była jego przyjaciółką i przy okazji osobą, która nie przyjmowała do wiadomości, że zwykły człowiek może powiedzieć, nie. Z drugiej strony, miał ukochaną kobietę, która miała swoją dumę i za nic w świecie nie chciałaby przegrać w oczach Patryka. A zdawała sobie sprawę z tego, że w starciu z córką szefa rodu nie miałaby szans.
- Słuchaj – powiedział Patryk po chwili milczenia – ona obiecała być dla ciebie miła i po prostu chce poznać dziewczynę, którą kocham.
- Nie – Małgosia była nieprzejednana – poza tym nie wierzę w to, że będzie miła.
- Ona wie, że mi na tobie zależy, nie będzie się wygłupiać.
- Skoro wie, że ci na mnie zależy, to powinna odpuścić i dać ci odejść. Nie możesz być wiecznie chłopcem na posyłki.
Patryk zdziwił się.
- Nie jestem jej chłopcem na posyłki, przyjaźnimy się od lat. A to, że z boku może tak to wyglądać…. no cóż, po prostu publicznie się z nią nie spieram. Mamy taką niepisaną umowę.
- Ja zdania nie zmienię. Powiedz jej, że może się z tobą od czasu do czasu spotkać, ale ja nie mam zamiaru brać w tym udziału.
- To nie jest dobry pomysł – Patryk spochmurniał.
- A to czemu?
- Ona zrobi wszystko żeby się z tobą spotkać, a ja wolałbym żeby to było przy mnie.
- A to czemu?
- Bo wtedy, jakby zachowywała się, jak kretynka mógłbym ją kopać pod stołem w kostki i by się opanowała. A jeżeli znajdzie cię i spotka w cztery oczy, nie wiem co z tego wyniknie.
- Phi – parsknęła Małgosia – nie boję się.
Chłopak w odpowiedzi tylko westchnął. Miał nadzieję, że Czarna Mamba da mu jeszcze trochę czasu na namówienie jej do spotkania.

Ruda Mysz i Marta
Do obrzeży Siódemki dostały się bez żadnych problemów. Na razie panował spokój i żadna ze stron nie czyniła przygotowań do nowej walki. Granice były przejezdne, a staż graniczna nie przeszukiwała bagaży zbyt dokładnie. Ruda Mysz i Marta podróżowały starym fiatem panda i nie wyróżniały się zbytnio od innych właścicieli pojazdów, którzy mieszkali na obrzeżach. Marta obawiała się, że Ruda Mysz może zwrócić na siebie uwagę żołnierzy, ponieważ jej normalnym stanem ducha było przerażenie, a to mogło kogoś zastanowić. Na szczęście szkolenie zrobiło swoje i dziewczyna na czas przekraczania granicy wzięła się w garść i wyglądała pogodnie i wesoło. Jak turystka jadąca zwiedzać inne kraje. Po dość pobieżnej kontroli wjechały na teren obcego polis.
Po kilkunastu kilometrach w ciszy, Ruda Mysz odezwała się.
- Myślałam, że będzie tutaj tak samo jak u nas.
- To znaczy? – zapytała Marta.
- Byłam w wielu miejscach, na Ziemi Niczyjej, w Piątce i ludzie byli bardzo różnicowani. A tutaj ludzie mają bardzo jasną cerę i  głównie rude włosy.
- Siódemka  żyła przez dwa stulecia w izolacji. Ludzie mieszali się między sobą, no i powstała spora grupa rudzielców – spojrzała na dziewczynę – będziesz tutaj pasować. Wyglądasz, jakbyś się tutaj urodziła.
- Nie jestem stąd – zapewniła Martę.
- Wiem, ale i tak tutaj pasujesz. Pewnie dlatego pan Adam chciał żebyś tutaj przyjechała.
Ruda Mysz na wzmiance o Adamie od razu zmarkotniała, a Marta wyrzucała sobie w duchu swoją głupotę. A tak już im dobrze szło. Dziewczyna im dalej była od domu, tym swobodniej się czuła. A teraz znowu zachmurzyła się i przez najbliższą godzinę pewnie się nie odezwie. Marta postanowiła na to nie pozwolić.
- A teraz opowiem ci, co będziemy robić.
Ruda Mysz pokiwała głową i zaczęła słuchać.

Czarna Mamba
Dziewczyna była wściekła i miała ochotę kogoś sprać na kwaśnie jabłko, a dokładnie zaufaną oficer. Kobieta stała przed nią wyprężona na baczność i słuchała ostrych wymówek. Jedyne, co ją pocieszało, to że szefowa wezwała ją na spotkanie w cztery oczy. Gdyby rugała ją przy innych ludziach, było by po niej.
- Ty jesteś autorką tego niezwykle chytrego planu i ty nawaliłaś!
Dorota stała milcząc, wiedziała, że Czarna Mamba najpierw musi się porządnie wykrzyczeć.
- Powiedz mi! Dlaczego Dario zaczął ze mną walki dokładnie w miejscu, który wyznaczyłaś do walk? Skąd wiedział? Powinien pilnować boiska, a nie wysyłać spore siły na osiedle. Ludzie ledwo uszli przed czyścicielami.
Nie stój tak, mów!
Dorota wyręczyła się jeszcze bardziej.
- Uważam, że albo mamy szpiega albo pan Dario podczas rozejmu miał mnóstwo czasu do namysłu i doszedł do takich samych wniosków, jak my. To logiczne, że nie ma sensu walczyć o stadion, który jest obwarowany wojskiem, minami i innym elektronicznym świństwem.
- Ja na to nie wpadłam – warknęła Czarna Mamba – ja chciałam iść na stadion. I powinnam tak zrobić! – krzyknęła – na pewno zostawił tam tylko kilkoro ludzi, tak dla niepoznaki. Ach!!! Byłby łatwym celem!
Dorota przyznała jej w duchu rację, ale nie mogła tego powiedzieć głośno. Pomysł z okrążeniem obiektu przez osiedla wypłynął od niej i ona musiała teraz całą sytuację naprawić.
- Nie wszystko stracone – odezwała się niepewnie – zanim spotkaliśmy się z wojskiem pana Daria, zajęliśmy kilka domów. Można zrobić z nich bazę wypadową i pomału, bo pomału, ale przemieszczać się do przodu.
Czarna Mamba tylko wzruszyła ramionami.
- Poza tym ja nie widzę sensu zdobywania stadionu, kiedy mamy przed sobą kilka kilometrów łatwych do zdobycia domków.
- Łatwych?! – to pytanie cięło, jak nóż. Ale Dorota, nawet nie próbowała odpowiedzieć. Czarna Mamba uśmiechnęła się złośliwie i warknęła – zdobądź ich dziesięć w ciągu trzech dni, a może przyznam ci rację. A teraz do roboty, nie stój tak, podbój czeka!
Kiedy dziewczyna została sama, ze złości zrzuciła ze stolika wszystko, co na nim stało. Nie sądziła żeby miała szpiega w najbliższym otoczeniu. Na pewno jacyś byli, ale przecież nie wśród oficerów?
Potrząsnęła głową.
- Nie mogę tak myśleć. Dorota miała rację, Dario nie jest głupcem i przemyślał sobie to i owo. Poza tym może był naszykowany, że ja uderzę w stadion, a on sam zacznie mnie okrążać wzdłuż swoich osiedli.
Nagle uśmiechnęła się do siebie. Adrenalina buzowała jej we krwi. Uwielbiała walkę, a Dario był wspaniałym przeciwnikiem, którego oczywiście zamierzała pokonać.

Adam i Michał
Michał spotkał się z Adamem, który ostatnio bywał głównie w siłowni i wzmacniał organizm przed walkami z Siódemką. Obaj panowie usiedli na ławeczce i przez chwilę rozmawiali na temat ćwiczeń, diet i ogólnie kondycji fizycznej. Adam nie omieszkał wytknąć bratu brak ruchu, na co ten zaczął się śmiać i zapewnił go, że rusza się tyle samo, co je. Co było w zasadzie bliskie prawdy, bo Michał mimo dużej wagi był niezwykle ruchliwym człowiekiem i miał wytrzymały organizm.
Kiedy skończyli się przekomarzać, Adam w końcu powiedział.
- Z czym przychodzisz?
- Pamiętasz tę wioskę w górach?
- Pamiętam. Co z nią?
- Nasi ludzie, którzy zainstalowali się u nich jako uchodźcy przed watażkami z Ziem Niczyich, donoszą, że zaczęli się po okolicy kręcić jacyś obcy ludzie.
- Rozumiem, że załatwiłeś już wszystko, jak należy?
- Oczywiście – oburzył się Michał, lekko urażony tym, że brat wątpi w jego intelekt.
- No i co?
- No i to są ludzie z Piątki. Mają chwilowo wakacje od walk, więc zaczęli się tu i ówdzie kręcić.
- To było do przewidzenia – mruknął Adam i spytał – uważasz, że już czas się ujawnić, jako właściciele?
- Myślę, że możemy jeszcze chwilę poczekać. Nie ma tam ich zbyt dużo, a nasi wiedzą, że jakby co, to flaga na maszt.
- Dobrze – Adam wstał z ławeczki i podszedł do atlasu – może dołączysz?
Ale Michała już nie było.

Celina
Mama Celiny zauważyła, że dziewczyna zamiast wieczorami wychodzić z domu i spędzać czas z rówieśnikami, zamyka się w pokoju i do późnych godzin nocnych siedzi przy komputerze.
Kiedy zapytała się jej, czy wszystko w porządku, córka odparła, że tak i nic nie dodała. To było dziwne, gdyż jej obie córki były niepoprawnymi gadułami i zawsze jej dużo o sobie opowiadały. A tu nagle Celina stała się milczkiem.
Pani Marzena była bardzo ciekawa tego, co ona robi, ale nawet nie pomyślała żeby zakradać się do jej pokoju i podglądać. Szanowała ej prywatność.
Ale pewnego dnia Celina nie zeszła na śniadanie, co mogło się zdarzyć, ale nie udała się również na uczelnie, co raczej powinna zrobić.
Pani Marzena poszła do niej. Stanęła przed zamkniętymi drzwiami i zapukała. Nie było odpowiedzi. Pomyślała, że pewnie córka śpi, więc weszła do środka. Rzeczywiście Celina spała, ale nie w łóżku, a na fotelu przy komputerze. Matka podeszła do niej i chciała ją obudzić, już wyciągnęła rękę żeby nią potrząsnąć, ale zawahała się. Na ekranie był widoczny jakiś dokument z paragrafami. Przeczytała go i złapała się za głowę. Jej córka stała się walczącą feministką i chciała w to wciągnąć inne dziewczyny.
Potrząsnęła nawet nie siląc się na delikatność.
- Śpięęęęę – usłyszała. Mocniej potarmosiła córkę. Ta poderwała się szybko, podniosła głowę i popatrzyła lekko nieprzytomnym wzrokiem na matkę.
- Która godzina – wysepleniła, gdyż jeszcze się dobrze nie rozbudziła.
- Twoja ostatnia – warknęła matka i usiadła na łóżku.
- Co się stało? – Celina przeciągnęła się i ziewnęła. Wszystko ją bolało. Sapanie głową na blacie biurka nie było mądre. Ale nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
- Czy ty kompletnie oszalałaś? Co ty tworzysz? Co to za głupi dokument?
Celina szybko spojrzała na ekran i syknęła do siebie. A mamie odparła.
- To moja sprawa.
- Oczywiście, że twoja! – krzyknęła matka – przecież jesteś dorosła i możesz robić sobie co chcesz?! Tak?!
- Tak! – Celina tak, jak i matka wpadła w bojowy nastrój.
- No i tu się mylisz, moja panno!
- Nie mów do mnie – moja panno! – krzyknęła Celina – nawet nie wiesz o co chodzi, a już mnie oceniasz!
- Nie muszę wiedzieć, wystarczy, że przeczytałam treść przysięgi tego czegoś o nazwie Kobiety Razem. Niszczyć męskie plemię?! Co to za wyrażenia?
- Właściwe. Mężczyźni  to świnie, myślą, że im wszystko wolno i że my kobiety jesteśmy na ich każde skinienie.
- Mówisz, jakbyś zwariowała – huknęła matka.
- Wiem, co mówię! Nienawidzę mężczyzn! Są źli i podstępni, niewierni i myślą tylko o jednym!
Pani Marzena postarała się ochłonąć. Wiedziała, że córka przeżywała rozstanie z Filipem, ale myślała, że już jej przeszło. Ponoć na Czarnym Lądzie miała jakąś wakacyjną przygodę, więc tym bardziej myślała, że już wróciła do równowagi.
- Rozumiem, że wsadzasz wszystkich do jednego worka.
- Tak.
- Tatę i braci też? I stryjów i wujków, a nawet dziadka, tak?
Celina spojrzała na nią naburmuszona.
- Ich w to nie mieszaj, oni są rodziną, to się nie liczy.
- Ale mężczyźni.
- Wiesz mamo o co mi chodzi!
- No właśnie nie wiem.
- Z tatą i rodziną mam inne relacje, tu bardziej chodzi o sprawy damsko – męskie.
„Co za dzieciak?” – pomyślała pani Marzena.
- Ty masz z nimi rodzinne stosunki, ale dla innych dziewczyn, które chcesz wciągnąć w ten chory pomysł, są obcymi ludźmi. I one będą ich nienawidzić. I będą sądzić, że twoi bracia i twój ojciec są źli, podli i myślą tylko o jednym.
Celina nic nie odpowiedziała, była zbyt zbuntowana.
Pani Marzena wstała i zanim wyszła powiedziała jeszcze.
- To prawda, są źli i podli mężczyźni, ale na szczęście są w mniejszości. Przemyśl to jeszcze raz, a potem przyjdź do mnie i pogadaj ze mną.
- Obejdzie się – burknęła.
- Masz rację, nie musimy rozmawiać, a ty możesz sobie tworzyć plan zniszczenia męskiego rodu, ale pomyśl jeszcze, co czułby tata, gdyby to przeczytał. Jakby się dowiedział, za kogo go masz.
- Nie szantażuj mnie emocjonalnie! – krzyknęła Celina. Ale pani Marzeny nie było już w pokoju.

Mario
Mario był tak podekscytowany zaproszeniem na wiec, że aż musiał poprosić żonę żeby go zawiozła. Ubrał się w najlepsze ubranie, poszedł nawet do fryzjera i ku uldze Oli zaprzestał zapuszczania włosów.
Wiec odbywał się w stolicy Trójki, Zielonce w budynku rządowym, w wielkiej sali przypominającej aulę na uczelni. Stał obok ojca, który przewodniczył spotkaniu, a naprzeciw siebie miał trzydzieści trzech mężczyzn w różnym wieku, ale wszyscy maksymalnie do czwartego pokolenia pokrewieństwa. Dopiero widząc ich razem widział, jak potężna jest jego rodzina. Skoro wśród przywódców było ich tyle, to co dopiero mówić o ilościach w dalszych pokoleniach.
Ojciec uśmiechał się do niego, co było dziwne, bo zazwyczaj był opanowany i poważny.
- Pewnie zastanawiasz się, czemu cię tutaj ściągnęliśmy – powiedział po dosyć długich powitaniach i przedstawieniu harmonogramu spotkania.
- Tak, jestem tego bardzo ciekaw – odparł Mario.
- Oddaję głos stryjowi Maciejowi, żeby ci wszystko powiedział.
Stryj był jednym z najlepszych prawników rodziny, a też przez wiele lat był sędzią w ósemce. Zrezygnował z tej funkcji, na rzecz obrony interesów rodziny.
- Szykuj się na długą opowieść – szepnął ojciec do Maria, kiedy Maciej podniósł się i podszedł do mikrofonu. Był postawnym mężczyzną około pięćdziesiątki, z bujną siwą czupryną i wąsami.
- Wszyscy cię obserwujemy mój chłopcze – zaczął – i bardzo nam się podoba, jak działasz na obrzeżach.
- Dziękuję – odparł Mario.
- Nie przerywaj, jeszcze nie skończyłem – powiedział stryj i się uśmiechnął – dlatego pojechałem do Ósemki i wraz z kolegami sędziami i prawnikami z innych polis przekopałem się przez wiele tomów prawniczych i z radością stwierdzam, że nie znaleźliśmy żadnych przeciwwskazań – zakończył zadowolony z siebie.
- Do czego nie ma przeciwwskazań? – zapytał ostrożnie Mario.
Maciej podszedł do bratanka i klepnął go z całej siły w plecy. Mimo, że Mario nie należał do ułomków, to o mały włos a by upadł.
- Chłopcze, nie musisz gnić na obrzeżach do trzydziestki piątki.
- Co?! – Mario był zaskoczony – czyli, że ja… ja mogę.
- Nie synu – ojciec wstał i również podszedł do mikrofonu – nie możesz zasiadać w radzie, ale nie musisz też walczyć. Tak naprawdę, nigdzie nie jest napisane, że w ogóle to trzeba robić. Tylko przez to, że wciąż wszyscy ze sobą prowadzimy działania zbrojne, ktoś kiedyś rzucił hasło i już tak zostało, że do trzydziestego piątego roku życia należy walczyć na obrzeżach.
- To, co ja miałbym robić?
- Przede wszystkim nie musisz się martwić, bo cokolwiek byś nie robił, to i tak jak ci stuknie 35 lat będziesz siedział między nami. Bo okazało się, że to nie wyczyny na obrzeżach są najważniejsze, a próg wiekowy.
- A wiemy, że nie lubisz walczyć – przerwał ojcu Maciej – więc mamy dla ciebie coś bardziej odpowiedniego.
- A kto się zajmie obrzeżami i co moimi studiami? – mimo, że mieli rację, to nie chciał porzucać obrzeży i zostawić ich tylko na barkach Daria.
- Na obrzeża pojadą małolaty i Dario nimi dobrze pokieruje, a studia możesz dalej robić.
- To co mi proponujecie? – zapytał.
- Zaobserwowaliśmy, że doskonale kierujesz swoimi ziemiami, jesteś dobrym organizatorem i gospodarzem. Dlatego będziesz zarządcą gospodarczym Trójki.
- A co wchodzi w zakres obowiązków i w zasadzie, co ja będę robił.
- Szczegóły masz w tej teczce – powiedział ojciec – pojedziesz z nią do domu, przeczytasz i się zastanowisz. A odpowiedź dasz nam w przyszłym tygodniu, na kolejnym wiecu.
Mario wiedział, że nie potrzebuje tygodnia, on już się na to zgodził. Zgadzał się na wszystko, byle już nie musieć walczyć.
Jednak zachował się profesjonalnie, podziękował za propozycję i obiecał się zastanowić.

Patryk
Wiadomość o tym, ze Czarna Mamba zaangażowała się w dalszą walkę z Dariem przyjął, jak wybawienie. Dziewczyna będzie zbyt zajęta żeby chcieć spotkać się z jego dziewczyną. Mógł odetchnąć i robić swoje. A jak przyjdzie co do czego, to po prostu powie, że nie chciał jej absorbować. I wtedy zacznie błagać Małgosię żeby się zgodziła na jedno spotkanie.
Z zadowoleniem usiadł do obliczeń matematycznych i nowego projektu.

Dario
Walki trwały i wszystko wskazywało na to, że Czarna Mamba będzie górą. W ciągu zaledwie doby szturmem wzięła kilka domków. A on nie zrobił nic żeby ją powstrzymać. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie zacznie się zastanawiać nad tym, czemu jej tak łatwo idzie.
Dario miał dla niej niespodziankę. Zorganizował pułapkę, w którą dziewczyna na pewno wpadnie. Musiał tylko zorganizować wszystko tak, żeby sama we własnej osobie się tam pojawiła. Nie zależało mu na innych, tylko na niej.
Stanął nad zamaskowaną dziurą do piwnicy.
- Dobra robota – pochwalił swoich ludzi – w ogóle nie widać, że tutaj może coś być. Czarna Mamba wpadnie, jak śliwka w kapot i nie będzie mogła się wydostać – uśmiechnął się do siebie.

Ruda Mysz
Podobało jej się w Siódemce. Ludzie byli do niej podobni, więc nie wyróżniała się z tłumu. Mimo, że przyjechały na obrzeża, to domy i gospodarstwa były zadbane i czyste. Po dawnych walkach nie został nawet ślad. Powietrze też było inne. Rześkie i nie tak gorące, jak w Czwórce. Ruda Mysz czuła, że mogłaby tutaj zostać.
Nie powiedziała tego głośno, żeby pani Marta nie zaczęła jej niepotrzebnie wypytywać albo co gorsza podejrzewać o ucieczkę.
Wiadomo, że nie miała zamiaru uciekać i że wróci z Siódemki.
Chyba.
Na razie odrzucała tę myśl, ale ona raz za razem powracała.
A za nią szły pytania.
Czy pozostanie tutaj byłoby zdradą?
Czy mogła zostać obywatelką tego polis?
Co by na to powiedziała pani Marta?
Co by zrobił… PAN?!
I zarzucała głębsze myślenie, wiedziała, że musi wrócić. Po prostu to wiedziała.

Celina
Mimo kłótni z mamą nie zrezygnowała ze swoich planów i już trzy dni później rozdawała na uczelni ulotki o stowarzyszeniu Kobiety Razem.
Na kolorowych kartkach nie było informacji o tym, co sądzi o facetach. Ale ewidentnie zapraszane były tylko kobiety, które ostatnio zostały w jakiś sposób skrzywdzone przez facetów.
Anka i Kaśka podeszły do siostry i powiedziały:
- Odbiło ci – to była Kaśka.
- Nie wierzyłam, że doprowadzisz sprawę do końca. Myślałam, że odpuścisz.
- Odbiło ci – powtórzyła Kaśka.
- Dobrze wam mówić, bo to nie wy stałyście się publicznym pośmiewiskiem.
- Nie możesz wszystkich chłopaków wsadzać w jedną szufladę – powiedziała zniesmaczona Kaśka – przecież większość nie zdradza ani nie rzuca dla innej kobiety.
- Większość, to nie wszyscy – warknęła Celina – i właśnie ta reszta będzie drżała przede mną i innymi dziewczynami.
- O ile w ogóle ktokolwiek przyjdzie na twoje spotkanie – powiedziała Anka.
- Zdziwisz się. Rozdałam już prawie wszystkie ulotki, a niektóre z dziewczyn pytały się mnie o co chodzi i w ogóle.
- Nie mam zamiaru się dziwić, bo mnie tam nie będzie.
- Ani mnie – dodała Kaśka.
- A dlaczego? Przecież nie tylko jesteście moimi siostrami, ale i przyjaciółkami?
- Zapomnij – odrzekła Kaśka – nas to nie kręci, my lubimy chłopaków.
- I nie mów, że jesteśmy świnie – uprzedziła Celinę Anka – bo od samego początku wiedziałaś, że nas to nie interesuje.
- Nie zniechęcicie mnie. Poza tym skoro powiedziałam A to muszę powiedzieć B. Cześć.
Siostry zostały same.



Czarna Mamba i Patryk
Czarna Mamba przyjechała na chwilę do Czerwińska i po załatwieniu kilku spraw pojechała do firmy, w której pracował Patryk.
Dawno się z nim nie widziała i odczuwała ogromną potrzebę porozmawiania z kimś, kto nie jest rodziną i dodatkowo się jej nie boi.
Weszła do sali, w której pracował młody mężczyzna i rozejrzała się ciekawie. Odkąd ostatnio tu była dużo się zmieniło. Po pierwsze przybyło młodych laborantów. A stołów i komputerów było dwa razy, co kiedyś.
- Widzę, że dobrze ci się wiedzie – podeszła do niego, a on o mały włos nie spadł ze stołka.
Czarna Mamba zmarszczyła brwi. A Patryk oblał się zimnym potem. Przecież miała walczyć i nie mieć czasu na prywatne sprawy. A może przyjechała wymóc spotkanie z Małgosią? Jak zareagowałaby jego dziewczyna?
- Czemu się na mnie tak gapisz, jakbyś zobaczył upiora? – spytała kwaśno.
Patryk potrząsnął głową i odezwał się ostrożnie.
- Po co przyjechałaś?
- A takie tam – machnęła ręką.
- Czyli nie specjalnie do mnie?
- Nie – Czarna Mamba wzruszyła ramionami – ale stwierdziłam, że skoro już jestem w Czerwińsku, to głupio było by do ciebie nie wstąpić.
- I chcesz iść na piwo?
Malwina po raz drugi zmarszczyła brwi.
- Co ty taki jakiś dziwny jesteś? Co ty mnie tak wypytujesz?
-Nic, nic. Tylko, że ja dzisiaj nie mogę. Umówiłem się z Małgosią… - urwał i w myślach walił się pięścią w głowę. Sam się podłożył. A ona nie omieszka tego wykorzystać i zaraz spyta się, kiedy będzie mogła ją poznać.
- Nie mam czasu na piwo. Dario daje mi w kość. Przyjechałam tylko po nowe wyposażenie. Oczywiście dla mnie. Bo przecież nie jechałabym po rzeczy dla ludzi. Chciałam je wypróbować u was na sali testowej. Może masz pół godziny i pokażesz mi jak działają niektóre rzeczy.
Patryk odetchnął. Jednak za wcześnie. Kiedy wyszli na korytarz Czarna Mamba powiedziała.
- A przy okazji może zajrzę do działu administracji i poznam twoją dziewczynę.
- Nie ma jej – powiedział szybko, a na jej pytający wzrok odparł – ma terenowe kursy. Kierowniczka ją wysłała.
- Mówiłeś, że jesteś z nią umówiony.
- Tak, ale wieczorem.
- Coś kręcisz – mruknęła.
- Możesz iść do działu i się spytać.
- Dobra, wierzę ci. Ale szkoda, bo chcę ją poznać i… byłabym miła.
- Może następnym razem – Czarna Mamba zadowoliła się odpowiedzią i nie ciągnęła tematu. Patryk tym razem odetchnął naprawdę.
Co za szczęście, że Malwina naprawdę wybrała sobie dzień na odwiedziny, kiedy Małgosi nie było. Co za szczęście.

Adam
Zadzwonił telefon i Adam od razu odebrał.
- Panie Adamie, tutaj Maksym, pracownik pana Michała.
- Witaj Maksymie, słucham co masz mi do powiedzenia.
- Ja i jeszcze kilku ludzi zgodnie z poleceniem mieszkaliśmy w tej ukrytej wiosce w górach.
- Tak, wiem – niecierpliwił się mężczyzna.
- Szef mówił, że mamy jeszcze czekać, że na razie nasi wrogowie tylko węszą. No więc nie węszą. Chcą przejąć wioskę, mimo, że wywiesiliśmy naszą flagę zanim przyjechała cala grupa.
- Uwięzili was?
- Nie. Stoją na skraju wsi i czekają na swojego przywódcę. Pomyślałem, że pan też mógłby przyjechać. Bo pan Michał nie może, jest daleko nad jeziorem. Pamięta pan…
- Człowieku, przestań mi tłumaczyć rzeczy oczywiste! – zirytowała się Adam nie na żarty.
- Przepraszam.
- I nie przepraszaj. Powiedz tamtym, że za dwie godzinę będę.
Rozłączyli się.
Adam zawołał swoich zaufanych i wydał polecenia. Po chwili jechał w góry z całkiem pokaźnym oddziałem ludzi. Nie było co się bawić w półśrodki. Tam żaden rozejm, ani pokój nie obowiązywał.

kolejny odcinek 22 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka