Wielka gra - odc.15
Ruda Mysz
Kawiarnia, w której zaczęła pracować Ruda Mysz rzeczywiście
należała do spokojnych i dosyć przytulnych miejsc. Głównymi klientami były
osoby starsze, oraz pracownicy okolicznych zakładów pracy i biur, którzy
najczęściej j wpadali w godzinie lunchu na filiżankę kawy i kawałek ciasta. To
co najbardziej spodobało się dziewczynie, to brak alkoholu, a co za tym idzie,
brak podejrzanych typów i przede wszystkim ludzi Pana. Wnętrze sprawiało
wrażenie przytulnego i przyjaznego klientowi. Właścicielka zadbała o wygodne
bordowe fotele i kanapy oraz dostosowane do ich wysokości hebanowe stoły. Sam
bar zajmował całą ścianę i zawierał najbogatszą ofertę ciepłych i zimnych
napojów oraz zimne przekąski. A za tym wszystkim zaplecze, na które jak na
razie trafiła dziewczyna. Stała w fartuchu w gumowych rękawiczkach, ze szczotką
w ręku i słuchała nowej pracodawczyni, Klaudii Lorskiej. Była to kobieta po
pięćdziesiątce, tęga jak przystało na panią w jej wieku, która w swoim życiu
zjadła za dużo ciasteczek. Twarz miała miłą i zdobił ją szeroki uśmiech. Widać
było, że jest to kobieta wesołego usposobienia, co jeszcze bardziej podkreślały
jej stroje. Kwieciste sukienki, kwiaty we włosach i mnóstwo brzęczącej
biżuterii.
- Nie przejmuj się tym złociutka, że na razie pracujesz na
zmywaku – szczebiotała jej nowa pracodawczyni – ale nie masz żadnego dokumentu
o tym, że kiedyś pracowałaś za barem.
- Rozumiem – mamrotała Ruda Mysz.
- I nie martw się, za jakiś czas dam ci szansę się wykazać.
- Rozumiem.
- No to na co czekasz, ruszaj do pracy.
Kobieta zakręciła się i wyszła na salę energicznym krokiem.
Ruda Mysz wróciła do przerwanej czynności.
W gruncie rzeczy nie przeszkadzało jej to, że wylądowała na
zapleczu. Dzięki temu nie musiała rozmawiać z ludźmi i nikomu nie mogła się
narazić.
Gdyby była bardziej pewna siebie, zwróciła by uwagę na to,
że nie zmywak ją interesuje i wyszłaby trzaskając drzwiami. Ale to była Ruda
Mysz, która cieszyła się, że pierwszy raz od wielu lat, przez tydzień, nic się
w jej życiu nie działo. Chciała żeby to trwało jak najdłużej. Zgodziła się
również na niższe zarobki, bo nie umiała walczyć o swoje. I nie pomyślała o
tym, że to nie wystarczyłoby nawet na opłacenia dwóch tygodni w hotelu, w
którym mieszkała. Te sprawy załatwiała Marta i dziewczynie nawet nie przyszło
do głowy, że powinna się spytać o opłaty. Po prostu nigdy nie musiała się tym
zajmować, bo jako popychadło ledwo uznawano jej istnienie, a co dopiero fakt,
że ma mózg.
Ale nie zaprzątała sobie tym głowy, zbyt szczęśliwa że nikt
jej nic nie każe, a obowiązki są proste, a pani Klaudia nie wymaga niewiadomo
czego.
Celina
Celina podeszła z uśmiechem do niewysokiego i całkiem
przeciętnego mężczyzny. Miał na sobie szary dres, w którym wyglądał, jak
nastolatek. Ona również ubrała się w taki strój, gdyż mieli się wybrać na
przejażdżkę rowerową wokół miasteczka.
- Pięknie wyglądasz – powiedział.
- Dziękuję – zaśmiała się Celina – o ile kobieta i dres, to
dobre połączenie.
- Wyśmienite – oznajmił i wskazał na dwa górskie rowery zaparkowane
w holu.
Celina nagle sobie coś przypomniała i rzekła
przepraszająco.
- Zapomniała ci powiedzieć, że nie jestem najlepsza w
jeździe na rowerze.
- Nie? – zdziwił się – bo wyglądasz tak, jakbyś z niego nie
schodziła.
- Schlebiasz mi, ale figurę mam dzięki genom i dużej ilości
tańca.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Czyli lepiej gdybyśmy poszli do klubu?
- Nie – zaśmiała się – umiem jeździć na rowerze, tylko
dawno tego nie robiłam.
- Nie martw się, nie będzie żadnych wertepów – obiecał.
Wertepów rzeczywiście nie było, ale Celina czuła, że jej
pośladki wołają o masaż, gdyż nie były przyzwyczajone do tak cienkiego
siodełka.
Dario i Czarna Mamba
Wsiadła do busa, który miał ją zawieźć na safari i zamarła.
Jedyne wolne miejsce, które pozostało znajdowało się obok dużego mężczyzny. Był
to nikt inny tylko Dario. Zawahała się. Siedział do niej tyłem i patrzył w
okno, póki jej nie zauważył, mogła się jeszcze wycofać i nie wziąć udziału w
wyprawie.
Stała niepewna, co ma robić, gdy pilot wycieczki powiedział
głośno.
- Proszę pani, tam jest wolne miejsce. Proszę szybko
siadać, bo już ruszamy.
W tej chwili Dario się odwrócił i przez jego twarz
przeszedł grymas niechęci. Potem spojrzał po wnętrzu i kiedy odkrył, że jedynie
wolne miejsce znajduje się obok niego, westchnął zrezygnowany. Gdyby Czarna
Mamba była zwykłą dziewczyną, po prostu poprosiłaby kogoś o zamianę. Ale że
była, kim była musiała stawić czoła sytuacji. Dlatego usiadła obok niego, ale
tak żeby czasem go nie dotknąć.
Trudno było mówić o komforcie jazdy, kiedy siedziało się
wykrzywionym w dziwne „s” i kiedy miało się wrażenie, że Dario celowo się
rozpycha. I to była prawda, mężczyzna po prostu nie mógł się powstrzymać i
sukcesywnie przechylał się w jej stronę, kiedy ona się odchylała. Bus nagle
zahamował, a Czarna Mamba zleciała na podłogę. Dario zaczął się dziko śmiać,
nie przestał nawet wtedy, gdy pilot wycieczki zgromił go wzrokiem i pomógł
wstać wściekłej dziewczynie.
- Ty! – syknęła. Ale on podniósł się i od razu musiał się
przygarbić, bo dach wozu nie był skonstruowany dla tak wysokich ludzi.
- No już spokojnie
kochanie, spokojnie. Nic się nie stało.
- Nie mów do mnie kochanie! – dziewczyna musiała porządnie
zadrzeć głowę żeby spojrzeć mu w oczy.
- Siadaj – złapał ja za ramię i popchnął w stroną swojego
siedzenia. Znalazła się przy oknie, a Dario usiadł na jej miejscu. Po czym
rozparł się tak, że była unieruchomiona między nim a szybą.
- Przysięgam – warknęła cicho – że jak tylko dadzą nam broń
odstrzelę ci głowę.
- Nie szalej, aż takich przyjemności nie będziesz miała.
Naboje to strzałki usypiające.
Kobieta spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie doczytałaś? Tutaj nie zabija się dzikich zwierząt, co
najwyżej można je uśpić.
Czarna Mamba walczyła ze sobą, czy mu odpowiadać, czy też zacisnąć usta i
się nie poniżać. Jednak ciekawość i rozczarowanie wzięły górę.
- Czyli, że nie będę mogła wziąć do domu żadnego trofeum?
Dario nie od razu odpowiedział, tylko przyglądał się jej
ciekawie. Dawno już nie widział jej z tak bliska, bez grymasu furii na twarzy.
Teraz wyglądała, jak mała dziewczynka, która dowiedziała się, że nie dostanie
prezentu. Była autentycznie rozczarowana i bardzo piękna. Wielokrotnie próbował
sobie ją obrzydzić, spaskudzić, ale nawet teraz nie mógł nie przyznać, że była
piękna. Nawet jeśli miała jak na jego gust za krótkie włosy, była za mała, za
chuda i w ogóle nie w jego typie.
- Czego się gapisz jak jakiś zbok – warknęła i wróciła do
swojej zwyczajowo wojowniczej miny.
Dario tylko się do niej uśmiechnął i powiedział spokojnie.
- A co? Zabronisz mi?
- Nie będę z tobą dyskutować.
Zamilkli oboje i aż do miejsca docelowego nie zamienili już
żadnego słowa.
Kiedy wysiedli z busa Dario powiedział do niej poważnie.
- Ja chcę się dobrze bawić, proszę nie schrzań mi tego.
- Ja też i mam zamiar to robić, niezależnie od… - złapał ją
za ramię i ścisnął. Nienawidziła być przez niego ściskana, bo to było tak jakby
miał nad nią władzę. Bo wiedziała, że nie była w stanie się z tego wyrwać.
„Przynajmniej bez wywoływania skandalu” – poprawiła się w myślach.
- Puść mnie – wkurzyła się.
- Zrobię to, ale najpierw musisz obiecać, że na czas
trwania safari zakopujemy topór wojenny.
- A ty też to zrobisz?
- Tak, obiecuję. Teraz ty.
- Ja też.
- Co też.
- A niech cię – parsknęła – OBIECUJĘ! – krzyknęła i wszyscy
się na nich spojrzeli, a pilot wycieczki zgromił ją wzrokiem.
Kiedy zakończyli sprzeczkę Dario puścił ją i odwrócił się w
stronę mówiącego przewodnika po parku. Dziewczyna roztarła bolące miejsce.
- Brutal – mruknęła – kobiety mają z nim przesrane.
- Słyszałem – powiedział nawet się nie odwracając – i śmiem
się z tym nie zgodzić. Dla kobiety mojego życia, będę w stanie być delikatny,
jak kwiatek.
Mogła odpowiedzieć na wiele obraźliwych sposobów. Ale
zrezygnowała, w końcu była na wczasach i nie musiał wciąż się na niego wkurzać.
Dario, który naszykował się na kolejną słowną batalię aż
się odwrócił, żeby sprawdzić, czy z Czarną Mambą wszystko w porządku. Ale ona
już ciekawie rozglądała się na boki i nie mogła się doczekać kiedy dostanie
strzelbę.
Adam
Jego ludzie donieśli mu, że Elka chce się z nim zobaczyć.
Na tę wiadomość najpierw osłupiał, a potem się wkurzył.
- Czy ona jest normalna?! – krzyknął – najpierw załatwia
moją siostrę, a teraz czego tu szuka? Zmiłowania?
- Wpuść ją, to może być ciekawe. – powiedział pierwszy
oficer, siedzący razem z nim na podwyższeniu.
- Ja nie jestem ciekawy – odrzekł Adam – chcę żeby się stąd
wyniosła.
Ale zanim sługa wyszedł, do sali audiencyjnej wtargnęła
Elka i stanowczym krokiem podeszła do podwyższenia.
Adamowi nie zadrgał nawet jeden mięsień. Teoretycznie mogła
to zrobić, była z rodziny. Ostatnim ogniwem, ale jednak nadal w
uprzywilejowanej sytuacji. Teoretycznie powinien jej wybaczyć to najście, oraz
zbliżenie się do niego bez pozwolenia. Teoretycznie tak, ale praktycznie…, to
były obrzeża, a tutaj jedynym prawem, które obowiązywało, to prawo pięści.
Adam skinął na dwóch pomniejszych oficerów. Ci ruszyli w
stronę kobiety.
- Poczekajcie – krzyknęła do nich, ale się nie zatrzymali.
Musiała się śpieszyć – wiem, że narobiłam bałaganu. Ale spójrz na to z tej
strony, gdyby nie ja, Celina nigdy by się nie dowiedziała, że ten facet to
prostak. Mnie też rzucił dla innej.
Żołnierze stanęli po jej obu stronach.
- Adam, proszę cię, wybacz mi i przyjmij z powrotem do
pracy. Już więcej ci się nie narażę, będę najlepsza z najlepszych, wierna…
Adam parsknął słysząc ostatnie słowo.
- Wierność, dobre sobie, wycedził przez zęby. Zabrać ją i
wyrzucić za bramę. Nie mogę jej ukarać bez wyroku sądu z Ósemki, ale pozwalam
wam ją lekko poobijać, gdyby się bardzo opierała.
- Adam. Zrozum, że ja szukam możliwości awansu, gdzie się
da.
- Rozumiem i wręcz to pochwalam. Kim by były nasze rody,
gdyby nie było w nich rywalizacji – Adam uśmiechnął się zimno.
Elka wyrwała się z rąk prowadzących ją żołnierzy i krzyknęła.
- Macie wszystko, żyjecie sobie wygodnie i nic was nie
obchodzi to, że my też mamy jakieś uczucia.
Adam wstał i szybko do niej podszedł, złapał ją za brodę i
ścisnął tak, że aż krzyknęła z bólu.
- Masz rację, nic nas nie obchodzi, co się dzieje na nizinach,
bo nikt z wyżyn nie dożywa momentu, kiedy ich rodzina znajduje się na krawędzi.
Ale my też mamy uczucia, a ty je pogwałciłaś.
Pchnął ją w ręce żołnierzy. Ci wyprowadzili ją z
pomieszczenia. Nie wyrywała się, nie chciała oberwać.
Marta i Michał
Michał wszedł do swojego biura, gdzie przywitała go
uśmiechnięta sekretarka. Widok ten bardzo go ucieszył i od razu się z nią tym
podzielił.
- I tak powinno być.
- Czy co szefie? – nie rozumiała o co mu chodzi.
- Wszystko na swoim miejscu. Jesteś wypoczęta, uśmiechnięta
i szczęśliwa. Już cię więcej mojemu bratu nie wypożyczę.
Marta roześmiała się perlistym śmiechem.
- Nie może mnie pan wypożyczać. To była moja decyzja.
- Ale ja cię o to poprosiłem.
- A ja mogłam się nie zgodzić.
- Nie zrobiłabyś tego, ponieważ mnie szanujesz – powiedział
zadowolony z siebie Michał.
- Jest pan największym narcyzem jakiego znam.
- A ty jesteś najbardziej kompetentną i lojalną pracownicą,
jaką znam.
Marta wciąż się do niego uśmiechała.
- Bo mam wobec pana wieli dług wdzięczność, dlatego się
zgodziłam.
- No już przestań, przestań – machnął ręką mężczyzna – bo
zaraz wejdziemy w sentymenty. Tymczasem mnóstwo pracy przed nami.
Mario i Ola
Ola obserwowała męża, jak gniewnie przechadza się po pokoju
i nie wiedziała, co może mu odpowiedzieć na te rewelacje, którymi ją
poczęstował.
- Rozumiesz to?! – krzyknął – jakiś zakompleksiony
wykładowca mówi mi co mam robić.
Potem trochę się uspokoił i dodał.
- To jeszcze bym zniósł, ale celowe oblanie mnie?!
- Ale pięknie mu pokazałeś, że nie jesteś rozmiękłym
nieudacznikiem.
- No i co z tego? Jak ja po prostu chcę skończyć prawo i
zostać sędzią, a nie co krok natykać się pułapki zakładane przez przeciwników
dziedziców rodu.
Ola przytaknęła, ale potem powiedziała.
- Chcesz znać moje zdanie?
- Na ten temat?
- Na ten i wiele innych.
Wzruszył ramionami.
- Mów.
- Wolałam cię takiego przed studiami. Byłeś częściej w
domu, miałeś dla mnie i dla Ali czas. Byłeś weselszy i nie piłeś tyle.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zmrużył oczy.
- To, że nie podoba mi się wpływ tych studiów na ciebie.
- Nie zmieniłem się – zapewnił ją i usiadł koło niej.
- Ty tego nie widzisz, ja tak. Wcześniej byłeś doskonałym
zarządcą i politykiem na obrzeżach. I w tej roli spełniałeś się najlepiej. A
teraz? Po co ci to sędziowanie?
Mario spojrzał na nią poważnie.
- Miałaś kiedyś marzenia?
- Miałam i mam.
- Ja też.
Nie mogła z tym dyskutować.
Czarna Mamba i Dario
Safari rozczarowało ich oboje. Nie dość, że nie mogli zabić żadnego zwierzęcia, to na dodatek ich ilość pozostawiała wiele do życzenia. Jeden nosorożec, dwa słonie i kilka antylop. Przewodnik tłumaczył im, że w parku znajduje się więcej zwierząt, ale na „polowanie” wybierano kilka z nich, żeby turyści nie uśpili większości z nich.
Czarna Mamba rozbiła wszystko żeby być w busie przed Dariem i zająć miejsce z dala od niego. Ale ludzie w zadziwiający sposób przywiązują się do miejsc, nawet jeżeli zajmują je na dwie godziny w ciągu dnia. Także ponownie wylądowała koło niego wciśnięta w szybę i bardzo niezadowolona.
Dariowi było to obojętne, jedynym jego marzeniem było po powrocie z tej żenującej wycieczki pójść do baru i się napić.
– Idziesz ze mną na drinka? – spytał się jej, jak gdyby nigdy nie byli wrogami.
Posłała mu piorunujące spojrzenie.
– Chyba cię pogięło – wybuchła – i co jeszcze? Może pójdziemy na karuzelę?
– Raczej nie – mruknął – ale co ci szkodzi się ze mną napić. W końcu jesteśmy na wczasach i kto powiedział, że nie możemy podczas rozejmu się razem bawić.
– Nie chcę się z tobą bawić – warknęła – wolałabym wejść do jaskini pełnej lwów.
– Nie przesadzaj – szturchnął ją w bok.
– Będziesz mnie wkurzać.
– Widzę, że cię przekonałem.
– Na jednego.
– Dwa.
Safari rozczarowało ich oboje. Nie dość, że nie mogli zabić żadnego zwierzęcia, to na dodatek ich ilość pozostawiała wiele do życzenia. Jeden nosorożec, dwa słonie i kilka antylop. Przewodnik tłumaczył im, że w parku znajduje się więcej zwierząt, ale na „polowanie” wybierano kilka z nich, żeby turyści nie uśpili większości z nich.
Czarna Mamba rozbiła wszystko żeby być w busie przed Dariem i zająć miejsce z dala od niego. Ale ludzie w zadziwiający sposób przywiązują się do miejsc, nawet jeżeli zajmują je na dwie godziny w ciągu dnia. Także ponownie wylądowała koło niego wciśnięta w szybę i bardzo niezadowolona.
Dariowi było to obojętne, jedynym jego marzeniem było po powrocie z tej żenującej wycieczki pójść do baru i się napić.
– Idziesz ze mną na drinka? – spytał się jej, jak gdyby nigdy nie byli wrogami.
Posłała mu piorunujące spojrzenie.
– Chyba cię pogięło – wybuchła – i co jeszcze? Może pójdziemy na karuzelę?
– Raczej nie – mruknął – ale co ci szkodzi się ze mną napić. W końcu jesteśmy na wczasach i kto powiedział, że nie możemy podczas rozejmu się razem bawić.
– Nie chcę się z tobą bawić – warknęła – wolałabym wejść do jaskini pełnej lwów.
– Nie przesadzaj – szturchnął ją w bok.
– Będziesz mnie wkurzać.
– Widzę, że cię przekonałem.
– Na jednego.
– Dwa.
Patryk
Z dumą patrzył na swoje dzieło, którego co prawda nie robił sam, ale w końcu łódź była jego projektu.
Jacht był przepiękny, nowoczesny i duży. To dla Małgosi, bo ona źle znosiła małe pomieszczenia. Mówiła, że czuje się w nich, jak słoń. Oczywiście on był innego zdania, ale nie miał zamiaru sprzeczać się z jej kompleksami. Skoro lubiła duże rzeczy i przestrzenie, ta łódź na pewno się jej spodoba.
Miała wszystko co trzeba. Duży mostek kapitański, szerokie fotele i barek. Pod pokładem były dwie sypialnie, kuchnia z salonem i łazienka. Dzięki temu będą mogli żeglować nawet kilka dni.
– Piękna rzecz – powiedział wykonawca zlecenia.
– Prawda? Aż się nie mogę doczekać, aż ją zwoduję.
– To chyba na wiosnę?
– Jak to? – zdziwił się Patryk – ja chciałem to zrobić jeszcze w ten weekend.
– Idzie listopad. Na pana miejscu bym nie ryzykował.
– Ale pogoda…?
– Może i jest ciepło, ale woda zdradliwa. Proszę posłuchać starego marynarza.
Patryk lekko się zasmucił, ale musiał przyznać mu rację.
Z dumą patrzył na swoje dzieło, którego co prawda nie robił sam, ale w końcu łódź była jego projektu.
Jacht był przepiękny, nowoczesny i duży. To dla Małgosi, bo ona źle znosiła małe pomieszczenia. Mówiła, że czuje się w nich, jak słoń. Oczywiście on był innego zdania, ale nie miał zamiaru sprzeczać się z jej kompleksami. Skoro lubiła duże rzeczy i przestrzenie, ta łódź na pewno się jej spodoba.
Miała wszystko co trzeba. Duży mostek kapitański, szerokie fotele i barek. Pod pokładem były dwie sypialnie, kuchnia z salonem i łazienka. Dzięki temu będą mogli żeglować nawet kilka dni.
– Piękna rzecz – powiedział wykonawca zlecenia.
– Prawda? Aż się nie mogę doczekać, aż ją zwoduję.
– To chyba na wiosnę?
– Jak to? – zdziwił się Patryk – ja chciałem to zrobić jeszcze w ten weekend.
– Idzie listopad. Na pana miejscu bym nie ryzykował.
– Ale pogoda…?
– Może i jest ciepło, ale woda zdradliwa. Proszę posłuchać starego marynarza.
Patryk lekko się zasmucił, ale musiał przyznać mu rację.
Celina
Dziewczyna była zachwycona nie tylko wycieczką rowerową, ale i samym mężczyzną, który jej towarzyszył.
Nie był on romantykiem, ale i nie sztywniakiem. Cały czas zabawiał ja rozmową, rozśmieszał i nie pozwałam jej się nudzić. Nie opowiadał tylko o sobie, ale żywo interesował się zarówno nią, jak i jej krajem. Podczas podróży wokół miasteczka często zatrzymywali się żeby podziwiać widoki, a także zjeść coś w przydrożnych budach. Celina nie pamiętała kiedy ostatnio tak dużo się śmiała i była tak swobodna.
Ale kiedy Frank w pewnym momencie chciał ją pocałować, uchyliła się i spojrzała na niego zakłopotana.
– Przepraszam – bąknęła.
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
– Nic nie szkodzi. To ja się pośpieszyłem.
– Nie, to nie tak – od razu powiedziała Celina – po prostu dopiero co skończyłam dosyć burzliwie związek. I chyba… chyba…
– Ok. rozumiem, nie masz ochoty na pieszczoty.
– Tak – wydukała i od razu dodała – proszę, nie mniej mi tego za złe.
On spytał poważnie.
– Dlaczego zgodziłaś się pojechać na wycieczkę, skoro nie wiązałaś z tym niczego więcej?
Celina zrozumiała, że ma do czynienia z sezonowym podrywaczem, który chciał tylko zaliczać wczasowiczki.
– Nie masz firmy samochodowej, prawda? – zapytała z zimnym uśmiechem.
– A co to ma do rzeczy.
– To, że zadarłeś nie z tą ligą – kopnęła go w krocze i odeszła z dumnie uniesioną głową.
Ale w środku wrzała z wściekłości nie tylko na niego, ale na cały samczy świat.
Dziewczyna była zachwycona nie tylko wycieczką rowerową, ale i samym mężczyzną, który jej towarzyszył.
Nie był on romantykiem, ale i nie sztywniakiem. Cały czas zabawiał ja rozmową, rozśmieszał i nie pozwałam jej się nudzić. Nie opowiadał tylko o sobie, ale żywo interesował się zarówno nią, jak i jej krajem. Podczas podróży wokół miasteczka często zatrzymywali się żeby podziwiać widoki, a także zjeść coś w przydrożnych budach. Celina nie pamiętała kiedy ostatnio tak dużo się śmiała i była tak swobodna.
Ale kiedy Frank w pewnym momencie chciał ją pocałować, uchyliła się i spojrzała na niego zakłopotana.
– Przepraszam – bąknęła.
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
– Nic nie szkodzi. To ja się pośpieszyłem.
– Nie, to nie tak – od razu powiedziała Celina – po prostu dopiero co skończyłam dosyć burzliwie związek. I chyba… chyba…
– Ok. rozumiem, nie masz ochoty na pieszczoty.
– Tak – wydukała i od razu dodała – proszę, nie mniej mi tego za złe.
On spytał poważnie.
– Dlaczego zgodziłaś się pojechać na wycieczkę, skoro nie wiązałaś z tym niczego więcej?
Celina zrozumiała, że ma do czynienia z sezonowym podrywaczem, który chciał tylko zaliczać wczasowiczki.
– Nie masz firmy samochodowej, prawda? – zapytała z zimnym uśmiechem.
– A co to ma do rzeczy.
– To, że zadarłeś nie z tą ligą – kopnęła go w krocze i odeszła z dumnie uniesioną głową.
Ale w środku wrzała z wściekłości nie tylko na niego, ale na cały samczy świat.
Ruda Mysz i Marta
Marta zaprosiła Rudą Mysz po pracy na obiad do jednego ze swoich zapasowych mieszkań. Nastawiła się na to, że będzie to niezbyt wesołe spotkanie, na którym dziewczyna będzie chlipać, jęczeć i się trząść. Jakie było więc jej zdziwienie, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła ją rozpogodzoną, z rozwianym włosem i przyjemnie zaróżowioną na policzkach.
– Wejdź – zaprosiła ją do środka.
Ruda Mysz raźnie przekroczyła próg, ale nerwowo rozejrzała się po kątach, czy czasem nie czai się w nich jakieś niebezpieczeństwo. Kiedy uznała, że wszystko jest w porządku, znowu się rozpogodziła i pochwaliła wystrój salonu.
– Jak ci się pracuje? – zapytała Marta, kiedy już usiadły do jedzenia.
– Dobrze. Mam dużo zmywania i sprzątania, ale nie narzekam.
Marta zamarła z łyżką w połowie drogi do ust.
– Jak to zmywasz i sprzątasz? Przecież ta kobieta szukała kelnerki, nie kogoś na zmywak?
Ruda Mysz lekko się speszyła i wydukała.
– No, ale powiedziała mi, że mam zacząć od zaplecza.
Marta spojrzała na nią surowo.
– O nie! Tak nie będzie. W ogłoszeniu jasno napisała, że szuka kelnerki. Powinnaś jej odmówić i wyjść.
Na twarzy Rudej Myszy ponownie pojawił się strach.
– Przepraszam – bąknęła i łzy zakręciły jej się w oczach.
– Nie przepraszaj – powiedziała Marta – tylko zawalcz o inną posadę.
– Ale mnie tam dobrze – wyrzuciła z siebie dziewczyna.
Marta była zaskoczona.
– Jak to dobrze? Na zmywaku?
– Tak.
Zamilkły obie. Ruda Mysz unikała wzroku opiekunki, a Marta zastanawiała się nad tym, co ma jej odpowiedzieć. Zdecydowała się na:
– Dlaczego?
– Bo mnie tam nikt nie widzi – powiedziała Ruda Mysz szczerze – nikt nie gania, ani nie straszy. A przede wszystkim nie składa niemoralnych propozycji.
Marta zamknęła oczy i pomyślała, że nie jest w stanie jej zrozumieć. Przecież specjalnie znalazła jej robotę w tamtym miejscu, bo przychodzili tam jedynie nieszkodliwi i przede wszystkim trzeźwi ludzie.
– Myszo, ale przecież tam jest spokojnie.
– Może tak, może nie. Na razie cieszę się, że mam pracę i że nikt nie wymaga ode mnie więcej, niż potrafię zrobić.
– Przecież ty umiesz więcej niż zmywanie garów! – Ruda Mysz aż podskoczyła i się popłakała.
– Dlaczego pani na mnie krzyczy? Przecież…, przecież pracuję, nie jestem ciężarem…
– To prawda, ale miałaś być kelnerką, a nie garkotłukiem.
Marta nie chciała na nią krzyczeć, ale zdenerwowała się na samą myśl, co powie pan Adam, jak usłyszy od niej te rewelacje. Wścieknie się i jeszcze będzie gotowy zamknąć kawiarnię głupiej babie, która wiedziała dlaczego ma zatrudnić Mysz i na jakie stanowisko, a jednak tego nie zrobiła.
– Ale mnie tam dobrze. Nikt na mnie nie patrzy.
– Ty na prawdę jesteś myszą i lubisz się chować w norze – powiedziała Marta spokojniejszym tonem – no, nie marz się już i spróbuj sałatki.
Marta zaprosiła Rudą Mysz po pracy na obiad do jednego ze swoich zapasowych mieszkań. Nastawiła się na to, że będzie to niezbyt wesołe spotkanie, na którym dziewczyna będzie chlipać, jęczeć i się trząść. Jakie było więc jej zdziwienie, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła ją rozpogodzoną, z rozwianym włosem i przyjemnie zaróżowioną na policzkach.
– Wejdź – zaprosiła ją do środka.
Ruda Mysz raźnie przekroczyła próg, ale nerwowo rozejrzała się po kątach, czy czasem nie czai się w nich jakieś niebezpieczeństwo. Kiedy uznała, że wszystko jest w porządku, znowu się rozpogodziła i pochwaliła wystrój salonu.
– Jak ci się pracuje? – zapytała Marta, kiedy już usiadły do jedzenia.
– Dobrze. Mam dużo zmywania i sprzątania, ale nie narzekam.
Marta zamarła z łyżką w połowie drogi do ust.
– Jak to zmywasz i sprzątasz? Przecież ta kobieta szukała kelnerki, nie kogoś na zmywak?
Ruda Mysz lekko się speszyła i wydukała.
– No, ale powiedziała mi, że mam zacząć od zaplecza.
Marta spojrzała na nią surowo.
– O nie! Tak nie będzie. W ogłoszeniu jasno napisała, że szuka kelnerki. Powinnaś jej odmówić i wyjść.
Na twarzy Rudej Myszy ponownie pojawił się strach.
– Przepraszam – bąknęła i łzy zakręciły jej się w oczach.
– Nie przepraszaj – powiedziała Marta – tylko zawalcz o inną posadę.
– Ale mnie tam dobrze – wyrzuciła z siebie dziewczyna.
Marta była zaskoczona.
– Jak to dobrze? Na zmywaku?
– Tak.
Zamilkły obie. Ruda Mysz unikała wzroku opiekunki, a Marta zastanawiała się nad tym, co ma jej odpowiedzieć. Zdecydowała się na:
– Dlaczego?
– Bo mnie tam nikt nie widzi – powiedziała Ruda Mysz szczerze – nikt nie gania, ani nie straszy. A przede wszystkim nie składa niemoralnych propozycji.
Marta zamknęła oczy i pomyślała, że nie jest w stanie jej zrozumieć. Przecież specjalnie znalazła jej robotę w tamtym miejscu, bo przychodzili tam jedynie nieszkodliwi i przede wszystkim trzeźwi ludzie.
– Myszo, ale przecież tam jest spokojnie.
– Może tak, może nie. Na razie cieszę się, że mam pracę i że nikt nie wymaga ode mnie więcej, niż potrafię zrobić.
– Przecież ty umiesz więcej niż zmywanie garów! – Ruda Mysz aż podskoczyła i się popłakała.
– Dlaczego pani na mnie krzyczy? Przecież…, przecież pracuję, nie jestem ciężarem…
– To prawda, ale miałaś być kelnerką, a nie garkotłukiem.
Marta nie chciała na nią krzyczeć, ale zdenerwowała się na samą myśl, co powie pan Adam, jak usłyszy od niej te rewelacje. Wścieknie się i jeszcze będzie gotowy zamknąć kawiarnię głupiej babie, która wiedziała dlaczego ma zatrudnić Mysz i na jakie stanowisko, a jednak tego nie zrobiła.
– Ale mnie tam dobrze. Nikt na mnie nie patrzy.
– Ty na prawdę jesteś myszą i lubisz się chować w norze – powiedziała Marta spokojniejszym tonem – no, nie marz się już i spróbuj sałatki.
Adam
Patrzył zdziwiony na dwóch mężczyzn, którzy przyszli do niego do sali audiencyjnej i poinformowali go, że są krawcami z Ósemki i że mają wziąć z niego miarę na paradny mundur pułkownika. Tego jeszcze nie było. Adam nawet nie wiedział, że istnieje coś takiego, jak paradny mundur, bo do tej pory nikt od niego nie wymagał żadnego specjalnego ubrania, a na oficjalne spotkania ubierał garnitur.
– Czy jesteście tego pewni?
Panowie spojrzeli na niego, jak na kosmitę, co jeszcze bardziej go zdziwiło. Do tej pory nikt nie śmiał patrzeć mu w twarz, a ci robili to, bez żadnej o konsekwencje swego czynu.
– Czy wiecie kim jestem?
– Tak -odparli równocześnie – a my jesteśmy głównymi krawcami do strojów galowych…
Adam przerwał im i warknął.
– Zaraz będziecie byłymi krawcami, jeżeli nie przestaniecie się zachowywać, jak byście byli książętami.
– U nas w Ósemce, nikt… – odezwał się jeden.
– Nie jesteście w Ósemce – przypomniał im Adam – a Ósemka działa tylko dlatego, że my na to pozwalamy.
– Pan chyba żartuje – odezwał się drugi.
Adam nie mógł uwierzyć w to co słyszał.
– Nie – uśmiechnął się zimno i zwrócił do jednego ze swoich ludzi – zabrać mi to z przed nosa i zamknąć gdzieś głęboko.
Krawcy z Ósemki byli zaskoczeni i próbowali protestować, ale strażnicy wywlekli ich poza salę audiencyjną. Krzyczeli coś o sądzie i że Adam zobaczy, że się zemszczą.
– Widzieliście to? – zwrócił się do zaufanych, ci przytaknęli – nie mogę wyjść z osłupienia z powodu ich głupoty.
Potem zastanowił się i dodał.
– Przyślijcie mi tutaj jakiegoś dobrego krawca z obrzeży.
Patrzył zdziwiony na dwóch mężczyzn, którzy przyszli do niego do sali audiencyjnej i poinformowali go, że są krawcami z Ósemki i że mają wziąć z niego miarę na paradny mundur pułkownika. Tego jeszcze nie było. Adam nawet nie wiedział, że istnieje coś takiego, jak paradny mundur, bo do tej pory nikt od niego nie wymagał żadnego specjalnego ubrania, a na oficjalne spotkania ubierał garnitur.
– Czy jesteście tego pewni?
Panowie spojrzeli na niego, jak na kosmitę, co jeszcze bardziej go zdziwiło. Do tej pory nikt nie śmiał patrzeć mu w twarz, a ci robili to, bez żadnej o konsekwencje swego czynu.
– Czy wiecie kim jestem?
– Tak -odparli równocześnie – a my jesteśmy głównymi krawcami do strojów galowych…
Adam przerwał im i warknął.
– Zaraz będziecie byłymi krawcami, jeżeli nie przestaniecie się zachowywać, jak byście byli książętami.
– U nas w Ósemce, nikt… – odezwał się jeden.
– Nie jesteście w Ósemce – przypomniał im Adam – a Ósemka działa tylko dlatego, że my na to pozwalamy.
– Pan chyba żartuje – odezwał się drugi.
Adam nie mógł uwierzyć w to co słyszał.
– Nie – uśmiechnął się zimno i zwrócił do jednego ze swoich ludzi – zabrać mi to z przed nosa i zamknąć gdzieś głęboko.
Krawcy z Ósemki byli zaskoczeni i próbowali protestować, ale strażnicy wywlekli ich poza salę audiencyjną. Krzyczeli coś o sądzie i że Adam zobaczy, że się zemszczą.
– Widzieliście to? – zwrócił się do zaufanych, ci przytaknęli – nie mogę wyjść z osłupienia z powodu ich głupoty.
Potem zastanowił się i dodał.
– Przyślijcie mi tutaj jakiegoś dobrego krawca z obrzeży.
Patryk i Małgorzata
Małgorzata usiłowała wyciągnąć z Patryka informacje o niespodziance, którą szykował dla niej w sobotę.
Chłopak był jednak nieugięty i nie pisnął ani słówkiem, co też dla niej ma. A próbowała wszystkiego, prośby, groźby, podlizywania się, nic nie pomogło. Musiała pogodzić się z tym, że wszystkiego dowie się w sobotę.
Patryk przyjechał po nią pod mieszkanie i od razu poprosił żeby zasłoniła oczy chustką. Tego było już dla niej za wiele. Nakrzyczała na niego, że tego nie zrobi, na co stwierdził, że w takim razie nigdzie nie jadą.
Musiała wybierać, między swoją urażoną dumą, a ciekawością. Wygrało to drugie.
Siedziała więc w jego samochodzie i nic nie widziała, za to czuła się coraz gorzej.
– Daleko jeszcze? – zapytała – zaraz zwymiotuję.
– Jeszcze pięć minut.
– Nie dam rady tyle wytrzymać, już zaczęło mnie podbijać.
– Pomyśl o czymś miłym – zaproponował.
– Na przykład o tym, jak urywam ci głowę?
Patryk roześmiał się.
– Jeżeli ci to pomoże?
Zatrzymał się.
– Jesteśmy na miejscu.
Małgosia odetchnęła i sięgnęła rękoma do apaszki zawiązanej na głowie.
– Jeszcze nie – powiedział, a słysząc jej westchnienie odparł wesoło – jak zobaczysz, co dla ciebie mam, to wybaczysz mi wszystkie niedogodności, jakie cię dzisiaj spotkały.
Pomógł jej wysiąść i poprowadził na przystań.
– Czuję zapach wody, jesteśmy nad jeziorem? – spytała.
– Tak – odparł.
Weszli na drewniany pomost i po kilku krokach stanęli. Patryk wyciągnął rękę i jednym ruchem ściągnął apaszkę z jej głowy.
– Taaaadaaaam! – wykrzyknął.
Dziewczyna przez chwilę mrugała przyzwyczajając oczy do dziennego światła, a potem otworzyła usta ze zdumienia.
Jej oczom pojawił wielki biało – czary jacht. Żeby go objąć wzrokiem musiała odejść na kilka kroków w tył.
– To jest – powiedziała i zacięła się – to jest…
– Piękne, cudowne, oszałamiające? – podpowiadał radośnie Patryk.
– To niemożliwe – wydukała – ile cię kosztowało wypożyczenie tego… czegoś?
Patryk objął ją mocno i powiedział.
– Nie jest wypożyczony.
– Kupiłeś? – pisnęła spanikowana.
– Nie – Patryk uśmiechał się szeroko – zrobiłem projekt i zleciłem zrobienie jachtu dla ciebie.
Małgosia była jeszcze bardziej przerażona, niż przed chwilą.
– Nie zrobiłeś tego, to żart, prawda? To żart! – krzyknęła.
Patryk nie wiedział co zrobić. Spodziewał się pisku radości, a nie ataku paniki.
– Gosia – zaczął łagodnie, ale ona odwróciła się na pięcie i uciekła.
– Gosia! – krzyknął za nią, ale ona była już daleko.
– I weź tu zadowól kobietę – mruknął do siebie i poszedł do samochodu. Ale jej nie dogonił, zdążyła złapać taksówkę i odjechać.
Małgorzata usiłowała wyciągnąć z Patryka informacje o niespodziance, którą szykował dla niej w sobotę.
Chłopak był jednak nieugięty i nie pisnął ani słówkiem, co też dla niej ma. A próbowała wszystkiego, prośby, groźby, podlizywania się, nic nie pomogło. Musiała pogodzić się z tym, że wszystkiego dowie się w sobotę.
Patryk przyjechał po nią pod mieszkanie i od razu poprosił żeby zasłoniła oczy chustką. Tego było już dla niej za wiele. Nakrzyczała na niego, że tego nie zrobi, na co stwierdził, że w takim razie nigdzie nie jadą.
Musiała wybierać, między swoją urażoną dumą, a ciekawością. Wygrało to drugie.
Siedziała więc w jego samochodzie i nic nie widziała, za to czuła się coraz gorzej.
– Daleko jeszcze? – zapytała – zaraz zwymiotuję.
– Jeszcze pięć minut.
– Nie dam rady tyle wytrzymać, już zaczęło mnie podbijać.
– Pomyśl o czymś miłym – zaproponował.
– Na przykład o tym, jak urywam ci głowę?
Patryk roześmiał się.
– Jeżeli ci to pomoże?
Zatrzymał się.
– Jesteśmy na miejscu.
Małgosia odetchnęła i sięgnęła rękoma do apaszki zawiązanej na głowie.
– Jeszcze nie – powiedział, a słysząc jej westchnienie odparł wesoło – jak zobaczysz, co dla ciebie mam, to wybaczysz mi wszystkie niedogodności, jakie cię dzisiaj spotkały.
Pomógł jej wysiąść i poprowadził na przystań.
– Czuję zapach wody, jesteśmy nad jeziorem? – spytała.
– Tak – odparł.
Weszli na drewniany pomost i po kilku krokach stanęli. Patryk wyciągnął rękę i jednym ruchem ściągnął apaszkę z jej głowy.
– Taaaadaaaam! – wykrzyknął.
Dziewczyna przez chwilę mrugała przyzwyczajając oczy do dziennego światła, a potem otworzyła usta ze zdumienia.
Jej oczom pojawił wielki biało – czary jacht. Żeby go objąć wzrokiem musiała odejść na kilka kroków w tył.
– To jest – powiedziała i zacięła się – to jest…
– Piękne, cudowne, oszałamiające? – podpowiadał radośnie Patryk.
– To niemożliwe – wydukała – ile cię kosztowało wypożyczenie tego… czegoś?
Patryk objął ją mocno i powiedział.
– Nie jest wypożyczony.
– Kupiłeś? – pisnęła spanikowana.
– Nie – Patryk uśmiechał się szeroko – zrobiłem projekt i zleciłem zrobienie jachtu dla ciebie.
Małgosia była jeszcze bardziej przerażona, niż przed chwilą.
– Nie zrobiłeś tego, to żart, prawda? To żart! – krzyknęła.
Patryk nie wiedział co zrobić. Spodziewał się pisku radości, a nie ataku paniki.
– Gosia – zaczął łagodnie, ale ona odwróciła się na pięcie i uciekła.
– Gosia! – krzyknął za nią, ale ona była już daleko.
– I weź tu zadowól kobietę – mruknął do siebie i poszedł do samochodu. Ale jej nie dogonił, zdążyła złapać taksówkę i odjechać.
Michał
Wszedł do swojej ulubionej księgarni i od razu udał się do działu z powieściami akcji. Kiedy buszował wśród półek zauważył młodą dziewczynę. Nie było to niczym dziwnym, ale on wiedział, że już ją kiedyś spotkał. Jako szpieg miał fenomenalną pamięć do ludzi. Zapamiętywał nie tylko twarz, ale również sylwetkę, ruchy i głos. Teraz też był pewien, że tę dziewczynę już spotkał w swoim życiu. Była zwyczajna, nie wyróżniała się ani urodą, ani ubiorem. No, może miała trochę pełniejsze usta, niż to w naturze bywało, ale nie było w niej zupełnie nic oszałamiającego. Patrzył na nią ukradkiem i czekał aż w mózgu otworzy się odpowiednia szufladka i…
Zrobił kwaśną minę. To była dziewczyna z dyskoteki, która nie poleciała na jego kasę, bo przecież wyglądem nic by nie ugrał. Wyglądał jak gruszka. Zaśmiał się sam do siebie i wrócił do szperania wśród książek. W dyskotece był zły na dziewczynę, ale wtedy miał też mocno w czubie, dzisiaj uznał, że to ona miała rację. Znowu się zaśmiał.
– Nie wiedziałam, że w dziale z książkami sensacyjnymi można znaleźć jakaś komedię – usłyszał jej głos. Stała koło niego i patrzyła ciekawie na powieść, którą trzymał w ręku – o czym ona jest?
Michał spojrzał na nią zdumiony. No tego jeszcze nie było, żeby w księgarni zagadywała go dziewczyna.
– To nie komedia – powiedział szybko – po prostu przed chwilą coś sobie przypomniałem.
– Każda księgarnia tak na ciebie działa? – uniosła brew.
Miała tupet. Nie dość, że odezwała się do niego, jak do równego sobie, to jeszcze śmiała z niego żartować. Michał uśmiechnął się szeroko. Jakie miała szczęście, że trafiła na niego, a nie na przykład na Adama.
– A na ciebie nie? – odparł pytaniem.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, co ukazało słodkie dołeczki w jej policzkach.
– Mam na imię Aśka i od niedawna mieszkam na obrzeżach.
– A gdzie wcześniej mieszkałaś? – zaciekawił się.
– Na Ziemiach Niczyich, ale spakowałam manatki i przyjechałam tutaj.
– I pracujesz?
– Tak. Od dwóch tygodni w tej księgarni – dziewczyna była uradowana, jakby wygrała milion złotych w loterii. Co prawda, księgarnia znajdowała się blisko granicy z ziemiami wewnętrznymi, ale obrzeża, to obrzeża. Nigdy nie było tutaj bezpiecznie, ani spokojnie.
– Nie lepiej było spróbować szczęścia w ziemiach wewnętrznych?
Posmutniała.
– Nie miałam tylu pieniędzy, nawet tutaj załatwienie sobie karty stałego pobytu kosztowało mnie całe oszczędności.
– A co robiłaś na Ziemiach Niczyich?
– Pracowałam w kasynie jako krupier – wzruszyła ramionami – ale niemal codzienne dochodziło tam do strzelaniny, więc wyjechałam.
Michał nie miał wątpliwości co do tego, czy dziewczyna mówi prawdę, ponieważ w ogóle nie zwracała uwagi na to, jakie jej gadanie może mieć konsekwencje. Mówiła do niego, jak do równego sobie. Paplała o perypetiach, krytykowała system. Robiła to nie wiedząc, że Michał może narobić jej kłopotów. Miał tylko nadzieję, że jak dziewczyna natknie się na jakiegoś donosiciela, to jej papiery rzeczywiście będą w porządku.
– Dam ci jedną, małą radę dziewczyno – powiedział cicho – na obrzeżach lepiej milczeć i o niektórych rzeczach nie mówić za głośno.
Asia nie rozumiała.
– Nazywam się Michał Czerwonoziem i jestem młodszym synem głowy rodu – po czym zostawił ją z tym i poszedł z nową książką do kasy.
Wszedł do swojej ulubionej księgarni i od razu udał się do działu z powieściami akcji. Kiedy buszował wśród półek zauważył młodą dziewczynę. Nie było to niczym dziwnym, ale on wiedział, że już ją kiedyś spotkał. Jako szpieg miał fenomenalną pamięć do ludzi. Zapamiętywał nie tylko twarz, ale również sylwetkę, ruchy i głos. Teraz też był pewien, że tę dziewczynę już spotkał w swoim życiu. Była zwyczajna, nie wyróżniała się ani urodą, ani ubiorem. No, może miała trochę pełniejsze usta, niż to w naturze bywało, ale nie było w niej zupełnie nic oszałamiającego. Patrzył na nią ukradkiem i czekał aż w mózgu otworzy się odpowiednia szufladka i…
Zrobił kwaśną minę. To była dziewczyna z dyskoteki, która nie poleciała na jego kasę, bo przecież wyglądem nic by nie ugrał. Wyglądał jak gruszka. Zaśmiał się sam do siebie i wrócił do szperania wśród książek. W dyskotece był zły na dziewczynę, ale wtedy miał też mocno w czubie, dzisiaj uznał, że to ona miała rację. Znowu się zaśmiał.
– Nie wiedziałam, że w dziale z książkami sensacyjnymi można znaleźć jakaś komedię – usłyszał jej głos. Stała koło niego i patrzyła ciekawie na powieść, którą trzymał w ręku – o czym ona jest?
Michał spojrzał na nią zdumiony. No tego jeszcze nie było, żeby w księgarni zagadywała go dziewczyna.
– To nie komedia – powiedział szybko – po prostu przed chwilą coś sobie przypomniałem.
– Każda księgarnia tak na ciebie działa? – uniosła brew.
Miała tupet. Nie dość, że odezwała się do niego, jak do równego sobie, to jeszcze śmiała z niego żartować. Michał uśmiechnął się szeroko. Jakie miała szczęście, że trafiła na niego, a nie na przykład na Adama.
– A na ciebie nie? – odparł pytaniem.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, co ukazało słodkie dołeczki w jej policzkach.
– Mam na imię Aśka i od niedawna mieszkam na obrzeżach.
– A gdzie wcześniej mieszkałaś? – zaciekawił się.
– Na Ziemiach Niczyich, ale spakowałam manatki i przyjechałam tutaj.
– I pracujesz?
– Tak. Od dwóch tygodni w tej księgarni – dziewczyna była uradowana, jakby wygrała milion złotych w loterii. Co prawda, księgarnia znajdowała się blisko granicy z ziemiami wewnętrznymi, ale obrzeża, to obrzeża. Nigdy nie było tutaj bezpiecznie, ani spokojnie.
– Nie lepiej było spróbować szczęścia w ziemiach wewnętrznych?
Posmutniała.
– Nie miałam tylu pieniędzy, nawet tutaj załatwienie sobie karty stałego pobytu kosztowało mnie całe oszczędności.
– A co robiłaś na Ziemiach Niczyich?
– Pracowałam w kasynie jako krupier – wzruszyła ramionami – ale niemal codzienne dochodziło tam do strzelaniny, więc wyjechałam.
Michał nie miał wątpliwości co do tego, czy dziewczyna mówi prawdę, ponieważ w ogóle nie zwracała uwagi na to, jakie jej gadanie może mieć konsekwencje. Mówiła do niego, jak do równego sobie. Paplała o perypetiach, krytykowała system. Robiła to nie wiedząc, że Michał może narobić jej kłopotów. Miał tylko nadzieję, że jak dziewczyna natknie się na jakiegoś donosiciela, to jej papiery rzeczywiście będą w porządku.
– Dam ci jedną, małą radę dziewczyno – powiedział cicho – na obrzeżach lepiej milczeć i o niektórych rzeczach nie mówić za głośno.
Asia nie rozumiała.
– Nazywam się Michał Czerwonoziem i jestem młodszym synem głowy rodu – po czym zostawił ją z tym i poszedł z nową książką do kasy.
kolejny odcinek 15 października (tak późno, bo nie będę miała dostępu do mojego laptopa)
Komentarze
Prześlij komentarz