Wielka gra - odc.16
Czarna Mamba i Dario
Siedzieli w barze na wysokich stołkach, przy wysokim stoliku i sączyli swoje drinki. Nie rozmawiali ze sobą, ale też nie było między nimi zwyczajowego napięcia. Byli jak starzy dobrzy znajomi, który nie musieli nic mówić, a i tak się dobrze w swoim towarzystwie bawili. Czarna Mamba wystawiła twarz na słońce, przymknęła oczy i udawała, że w ogóle Daria z nią nie ma. Mężczyzna wykorzystał ten czas i przyglądał się jej bezczelnie. Zastanawiał się, co by zrobiła, gdyby spróbował jej dotknąć. Powstrzymał się jednak, bo nie chciał ponownie się z nią kłócić.
Pomyślał sobie nagle, jakby to byłoby z nią siedzieć, gdyby nie byli wrogami. Może prowadzili by ożywioną rozmowę, śmiali się z żartów i planowali kolejny dzień wypoczynku?
Nagle zza wielkiej donicy z palmą wyskoczył paparazzi i cyknął im zdjęcie.
– Hej – krzyknął i zamarł zaskoczony, bo Czarna Mamba już była przy mężczyźnie i wyrywała mu aparat.
Otrząsnął się z szoku i ruszył jej na ratunek. Ale łowca sensacji był szybszy i zdążył się wyrwać i uciec.
Czarna Mamba zaklęła szpetnie.
– Wyjdzie na to, że się kochamy – warknęła.
– No to wyjdzie – Dario wzruszył ramionami i wrócił do stolika.
– Nie powinno – ona również usiadła i zamówiła jeszcze jednego drinka – nie lubimy się, walczymy, a to że chwilowo spędzamy czas wynika… – zająknęła się.
– Co z tego wynika? – zainteresował się Dario i bezczelnie uśmiechnął.
– Że nie mamy tutaj nikogo na naszym poziomie – już jak to mówiła, wiedziała, że to bzdura. W rzeczywistości nie wiedziała, czemu zgodziła się z nim spędzić popołudnie. Dario śmiał się w głos, a ona wzruszyła ramionami.
– Nie wiem czemu z tobą siedzę – przyznała się – a ty wiesz?
Od razu spoważniał i zastanowił nad odpowiedzią.
– Bo mnie kręci siedzenie z wrogiem, podnosi mi to ciśnienie i czuję, że żyję.
– A gdybym nie była twoim wrogiem? – ponownie zapytała.
– Wtedy byłabyś moją żoną i nikt by się nie dziwił, że spędzamy wspólnie czas.
Czarną Mambę zamurowało, a potem się wściekła. Wstała i chciała go oblać drinkiem, ale złapał ją za rękę.
– Uspokój się – powiedział twardo.
– Ty… Ty draniu!
– Nasze rodziny od pokoleń walczą, sama wiesz, że to byłoby niemożliwe.
– Drań! – wyrwała się i wyszła.
Dario o dziwo nie czuł zwyczajowej satysfakcji z tego, że udało się mu ponownie wyprowadzić ją z równowagi.
Zapłacił rachunek i szybko ją dogonił, złapał za ramię i obrócił twarzą do siebie. Kobieta miała łzy w oczach.
– Po co pytałaś? – powiedział zdenerwowany – przecież wiesz, że zawsze odpowiadam ci szczerze.
– Mogliśmy pogodzić rody – warknęła – ale ty… ty wolałeś siać zniszczenie.
– Malwina – zaczął.
– Nie mów do mnie moim imieniem, nie masz już do niego prawa – wysyczała – dla ciebie jestem Czarna Mamba i jestem twoim wrogiem. Na zawsze.
Wyrwała się i odeszła.
– Jak chcesz – krzyknął za nią – a mogliśmy przedłużyć rozejm.
Nawet się nie odwróciła.
– To ty zaczęłaś walczyć – dodał, ale bez przekonania.
Czarna Mamba pobiegła przed siebie.
Siedzieli w barze na wysokich stołkach, przy wysokim stoliku i sączyli swoje drinki. Nie rozmawiali ze sobą, ale też nie było między nimi zwyczajowego napięcia. Byli jak starzy dobrzy znajomi, który nie musieli nic mówić, a i tak się dobrze w swoim towarzystwie bawili. Czarna Mamba wystawiła twarz na słońce, przymknęła oczy i udawała, że w ogóle Daria z nią nie ma. Mężczyzna wykorzystał ten czas i przyglądał się jej bezczelnie. Zastanawiał się, co by zrobiła, gdyby spróbował jej dotknąć. Powstrzymał się jednak, bo nie chciał ponownie się z nią kłócić.
Pomyślał sobie nagle, jakby to byłoby z nią siedzieć, gdyby nie byli wrogami. Może prowadzili by ożywioną rozmowę, śmiali się z żartów i planowali kolejny dzień wypoczynku?
Nagle zza wielkiej donicy z palmą wyskoczył paparazzi i cyknął im zdjęcie.
– Hej – krzyknął i zamarł zaskoczony, bo Czarna Mamba już była przy mężczyźnie i wyrywała mu aparat.
Otrząsnął się z szoku i ruszył jej na ratunek. Ale łowca sensacji był szybszy i zdążył się wyrwać i uciec.
Czarna Mamba zaklęła szpetnie.
– Wyjdzie na to, że się kochamy – warknęła.
– No to wyjdzie – Dario wzruszył ramionami i wrócił do stolika.
– Nie powinno – ona również usiadła i zamówiła jeszcze jednego drinka – nie lubimy się, walczymy, a to że chwilowo spędzamy czas wynika… – zająknęła się.
– Co z tego wynika? – zainteresował się Dario i bezczelnie uśmiechnął.
– Że nie mamy tutaj nikogo na naszym poziomie – już jak to mówiła, wiedziała, że to bzdura. W rzeczywistości nie wiedziała, czemu zgodziła się z nim spędzić popołudnie. Dario śmiał się w głos, a ona wzruszyła ramionami.
– Nie wiem czemu z tobą siedzę – przyznała się – a ty wiesz?
Od razu spoważniał i zastanowił nad odpowiedzią.
– Bo mnie kręci siedzenie z wrogiem, podnosi mi to ciśnienie i czuję, że żyję.
– A gdybym nie była twoim wrogiem? – ponownie zapytała.
– Wtedy byłabyś moją żoną i nikt by się nie dziwił, że spędzamy wspólnie czas.
Czarną Mambę zamurowało, a potem się wściekła. Wstała i chciała go oblać drinkiem, ale złapał ją za rękę.
– Uspokój się – powiedział twardo.
– Ty… Ty draniu!
– Nasze rodziny od pokoleń walczą, sama wiesz, że to byłoby niemożliwe.
– Drań! – wyrwała się i wyszła.
Dario o dziwo nie czuł zwyczajowej satysfakcji z tego, że udało się mu ponownie wyprowadzić ją z równowagi.
Zapłacił rachunek i szybko ją dogonił, złapał za ramię i obrócił twarzą do siebie. Kobieta miała łzy w oczach.
– Po co pytałaś? – powiedział zdenerwowany – przecież wiesz, że zawsze odpowiadam ci szczerze.
– Mogliśmy pogodzić rody – warknęła – ale ty… ty wolałeś siać zniszczenie.
– Malwina – zaczął.
– Nie mów do mnie moim imieniem, nie masz już do niego prawa – wysyczała – dla ciebie jestem Czarna Mamba i jestem twoim wrogiem. Na zawsze.
Wyrwała się i odeszła.
– Jak chcesz – krzyknął za nią – a mogliśmy przedłużyć rozejm.
Nawet się nie odwróciła.
– To ty zaczęłaś walczyć – dodał, ale bez przekonania.
Czarna Mamba pobiegła przed siebie.
Adam i Ruda Mysz
Zdziwiła się kiedy szefowa stanęła w drzwiach i powiedziała zdenerwowanym głosem.
– Przyszedł pan Adam i chce cię widzieć.
Ruda Mysz zbladła.
– Pan przyszedł? Tutaj?
– Pan Adam, tak – pani Klaudia była cała w nerwach – pytał, czy dzisiaj nie ma cię w pracy. Powiedziałam, że owszem jesteś na zapleczu. Zdziwił się, bo myślał, że jesteś kelnerką. Powiedziałam, że jesteś, tylko zastępujesz dzisiaj koleżankę. Proszę cię, nie wydaj mnie, że kłamałam. A od jutra będziesz kelnerką. Obiecuję.
Ruda Mysz patrzyła na nią, a starsza kobieta nie wiedziała, o czym myśli, dlatego dla pewności dodała.
– Będziesz więcej zarabiać.
Młoda dziewczyna wolno skinęła głową i wyszła sztywno przed bar. Inna kelnerka szybko podała jej fartuszek.
Dziewczyna sztywna jak kij przeszła przez salę, aż stanęła przez Adamem i padła na kolana.
Adam przewrócił oczami i złapał ją za ramię.
– Wstań – warknął. Co tylko spowodowało, że dziewczynie łzy stanęły w oczach.
Puścił ją i parsknął zniecierpliwiony.
Ta pozostała w pozycji klęczącej.
– Nie jesteś niewolnicą – powiedział do niej łagodnie jeden z oficerów – wstań.
Dopiero wtedy się podniosła i usiadła na wskazanym przez tego samego oficera krześle.
– Jak ci się pracuje? – zapytał zamiast Adama.
– Dobrze – pisnęła.
– Nie wzięłaś pieniędzy z zamku – wręczył jej pękatą kopertę. Sięgnęła po nią i cicho podziękowała.
– Pan Adam zgadza się na to, żebyś na razie tutaj pracowała, ale ma dla ciebie jeszcze jedną propozycje.
Ruda Mysz zbladła.
– Będziesz od czasu do czasu pracować na zlecenie.
– Ale ja nie… – zamilkła, bo Adam spojrzał na nią wymownie, więc dodała cicho – dobrze.
– Wszystko już omówiliśmy z twoją pracodawczynią. Na czas pracy u pana Adama, będziesz miała wolne.
– Nie wrócę do zamku? – spytała z nadzieją w głosie.
– Nie – odezwał się Adam, a ona aż się skuliła słysząc ten głos, ale mężczyzna tym razem nie zrezygnował i dodał – Marta na dniach znajdzie ci małe mieszkanko, na które będzie cię stać.
– Będziesz Panie do niego przychodził? – jej oddech był płytki, a w głosie słychać było panikę.
– Czasami.
Ruda Mysz smutno pokiwała głową. Domyślała się, że nigdy nie wyrwie się z tej matni.
– Dlaczego Panie, co ja takiego zrobiłam? – odważyła się spytać.
– Pakujesz się w kłopoty, więc ktoś musi o ciebie zadbać.
Dla niej to nie brzmiało, jak oferta poczucia bezpieczeństwa, raczej jak dalszy ciąg popychania, a w końcu i bicia.
– Ale nie będę cię często nachodził, tylko kiedy będę chciał, żebyś coś dla mnie zrobiła.
– Dobrze – zgodziła się, bo co innego mogła zrobić.
– Wracaj do pracy – Adam wstał, a ona znowu padła na kolana – wstań!
Podniosła się. Złapał ją dłonią pod brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
– I nie uciekaj, bo to spowoduje jedynie większe kłopoty. Dla ciebie, nie dla mnie.
I wyszedł.
Ruda Mysz wróciła na zaplecze, a tam pani Klaudia od razu wyjąkała.
– Jesteś kelnerką, czemu łapiesz za druciak.
– Musze coś wyszorować. I to szybko – praca fizyczna pomogła. Pani Klaudii również, bo z nerwów ze spotkania z panem obrzeży również poczuła potrzebę wyszorowania czegoś na błysk.
Zdziwiła się kiedy szefowa stanęła w drzwiach i powiedziała zdenerwowanym głosem.
– Przyszedł pan Adam i chce cię widzieć.
Ruda Mysz zbladła.
– Pan przyszedł? Tutaj?
– Pan Adam, tak – pani Klaudia była cała w nerwach – pytał, czy dzisiaj nie ma cię w pracy. Powiedziałam, że owszem jesteś na zapleczu. Zdziwił się, bo myślał, że jesteś kelnerką. Powiedziałam, że jesteś, tylko zastępujesz dzisiaj koleżankę. Proszę cię, nie wydaj mnie, że kłamałam. A od jutra będziesz kelnerką. Obiecuję.
Ruda Mysz patrzyła na nią, a starsza kobieta nie wiedziała, o czym myśli, dlatego dla pewności dodała.
– Będziesz więcej zarabiać.
Młoda dziewczyna wolno skinęła głową i wyszła sztywno przed bar. Inna kelnerka szybko podała jej fartuszek.
Dziewczyna sztywna jak kij przeszła przez salę, aż stanęła przez Adamem i padła na kolana.
Adam przewrócił oczami i złapał ją za ramię.
– Wstań – warknął. Co tylko spowodowało, że dziewczynie łzy stanęły w oczach.
Puścił ją i parsknął zniecierpliwiony.
Ta pozostała w pozycji klęczącej.
– Nie jesteś niewolnicą – powiedział do niej łagodnie jeden z oficerów – wstań.
Dopiero wtedy się podniosła i usiadła na wskazanym przez tego samego oficera krześle.
– Jak ci się pracuje? – zapytał zamiast Adama.
– Dobrze – pisnęła.
– Nie wzięłaś pieniędzy z zamku – wręczył jej pękatą kopertę. Sięgnęła po nią i cicho podziękowała.
– Pan Adam zgadza się na to, żebyś na razie tutaj pracowała, ale ma dla ciebie jeszcze jedną propozycje.
Ruda Mysz zbladła.
– Będziesz od czasu do czasu pracować na zlecenie.
– Ale ja nie… – zamilkła, bo Adam spojrzał na nią wymownie, więc dodała cicho – dobrze.
– Wszystko już omówiliśmy z twoją pracodawczynią. Na czas pracy u pana Adama, będziesz miała wolne.
– Nie wrócę do zamku? – spytała z nadzieją w głosie.
– Nie – odezwał się Adam, a ona aż się skuliła słysząc ten głos, ale mężczyzna tym razem nie zrezygnował i dodał – Marta na dniach znajdzie ci małe mieszkanko, na które będzie cię stać.
– Będziesz Panie do niego przychodził? – jej oddech był płytki, a w głosie słychać było panikę.
– Czasami.
Ruda Mysz smutno pokiwała głową. Domyślała się, że nigdy nie wyrwie się z tej matni.
– Dlaczego Panie, co ja takiego zrobiłam? – odważyła się spytać.
– Pakujesz się w kłopoty, więc ktoś musi o ciebie zadbać.
Dla niej to nie brzmiało, jak oferta poczucia bezpieczeństwa, raczej jak dalszy ciąg popychania, a w końcu i bicia.
– Ale nie będę cię często nachodził, tylko kiedy będę chciał, żebyś coś dla mnie zrobiła.
– Dobrze – zgodziła się, bo co innego mogła zrobić.
– Wracaj do pracy – Adam wstał, a ona znowu padła na kolana – wstań!
Podniosła się. Złapał ją dłonią pod brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
– I nie uciekaj, bo to spowoduje jedynie większe kłopoty. Dla ciebie, nie dla mnie.
I wyszedł.
Ruda Mysz wróciła na zaplecze, a tam pani Klaudia od razu wyjąkała.
– Jesteś kelnerką, czemu łapiesz za druciak.
– Musze coś wyszorować. I to szybko – praca fizyczna pomogła. Pani Klaudii również, bo z nerwów ze spotkania z panem obrzeży również poczuła potrzebę wyszorowania czegoś na błysk.
Mario
Profesor Tymański wszedł na zajęcia i od progu oznajmił, że zaszła niefortunna pomyłka i że Mario jednak zaliczył kolokwium.
Mario przyjął to bez żadnego grymasu na twarzy, chociaż w środku cały się gotował.
Takie załatwienie sprawy też mu nie odpowiada-ło. Bo chciał zaliczać kolokwia o własnych siłach, a nie przez zastraszanie.
Przecież chciał tylko zobaczyć swoją pracę. Jakby się okazało, że rzeczywiście brakowało mu punktu czy dwóch, to by się nie awanturował. A teraz wszystko wyglądało jeszcze gorzej. Kuzyni popatrzyli na niego lekko zawiedzeni i w duchu uważali, że to nie w porządku, że taki Mario może się powoływać na urodzenie z najwyższej półki, a oni nie.
– Ja nie mam z tym nic wspólnego – powiedział do nich – ja tylko chciałem zobaczyć pracę, nie dał mi, więc trochę pokrzyczałem i wyszedłem. Skoro zmienił zdanie, to mam nadzieję, że ma podstawy.
– Chcemy zobaczyć twoje kolokwium – powiedział jeden z kuzynów.
– Proszę bardzo, droga wolna – Mario machnął ręką w stronę profesora – jeżeli wam się uda, to stawiam wszystkim kolejkę w barze.
– Ta deklaracja zdecydowanie poprawiła wszystkim humor.
Profesor o dziwo nie oponował i wszyscy mogli spojrzeć, co napisał Mario. Władca obrzeży miał rację, profesor uznał go za głupszego i myślał, że taki żołnierzyk jak on, przyjmie wynik kolokwium i przejdzie z tym do porządku dziennego. Kuzyni rozdziawili buzię ze zdziwienia. Mario miał najwyższy wynik z testu i drugi z pracy pisemnej.
Profesor Tymański czuł, że niedługo jego kariera dobiegnie końca. Ród Busz mu tego nie daruje.
I nie mylił się, po tygodniu profesor udał się na półroczny urlop zdrowotny, a uczelnia wystosowała do ojca Maria oficjalne przeprosiny. Za to na Jedynkę została nałożona kara pieniężna za to, że próbowali do sądu wprowadzić swoje prywatne zatargi.
Mario zatriumfował i na tym polu i jego pozycja jako szefa obrzeży ponownie wzrosła.
Profesor Tymański wszedł na zajęcia i od progu oznajmił, że zaszła niefortunna pomyłka i że Mario jednak zaliczył kolokwium.
Mario przyjął to bez żadnego grymasu na twarzy, chociaż w środku cały się gotował.
Takie załatwienie sprawy też mu nie odpowiada-ło. Bo chciał zaliczać kolokwia o własnych siłach, a nie przez zastraszanie.
Przecież chciał tylko zobaczyć swoją pracę. Jakby się okazało, że rzeczywiście brakowało mu punktu czy dwóch, to by się nie awanturował. A teraz wszystko wyglądało jeszcze gorzej. Kuzyni popatrzyli na niego lekko zawiedzeni i w duchu uważali, że to nie w porządku, że taki Mario może się powoływać na urodzenie z najwyższej półki, a oni nie.
– Ja nie mam z tym nic wspólnego – powiedział do nich – ja tylko chciałem zobaczyć pracę, nie dał mi, więc trochę pokrzyczałem i wyszedłem. Skoro zmienił zdanie, to mam nadzieję, że ma podstawy.
– Chcemy zobaczyć twoje kolokwium – powiedział jeden z kuzynów.
– Proszę bardzo, droga wolna – Mario machnął ręką w stronę profesora – jeżeli wam się uda, to stawiam wszystkim kolejkę w barze.
– Ta deklaracja zdecydowanie poprawiła wszystkim humor.
Profesor o dziwo nie oponował i wszyscy mogli spojrzeć, co napisał Mario. Władca obrzeży miał rację, profesor uznał go za głupszego i myślał, że taki żołnierzyk jak on, przyjmie wynik kolokwium i przejdzie z tym do porządku dziennego. Kuzyni rozdziawili buzię ze zdziwienia. Mario miał najwyższy wynik z testu i drugi z pracy pisemnej.
Profesor Tymański czuł, że niedługo jego kariera dobiegnie końca. Ród Busz mu tego nie daruje.
I nie mylił się, po tygodniu profesor udał się na półroczny urlop zdrowotny, a uczelnia wystosowała do ojca Maria oficjalne przeprosiny. Za to na Jedynkę została nałożona kara pieniężna za to, że próbowali do sądu wprowadzić swoje prywatne zatargi.
Mario zatriumfował i na tym polu i jego pozycja jako szefa obrzeży ponownie wzrosła.
Celina i Czarna Mamba
Czarna Mamba weszła do pokoju i tylko ze względu na Celinę, nie trzasnęła drzwiami. Nie chciała przeszkadzać siostrze w pławieniu się w szczęściu i radości. A jej spotkanie z Dariem właściwie nie odbiegało od normy, więc mogła przytrzymać nerwy na wodzy.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła Celinę zalaną łzami z kieliszkiem wina w ręku. Siedziała na łóżku i wyglądała jak siedem nieszczęść, a wokół niej walał się stos chusteczek.
– Wjechałaś rowerem w jakiś krzak, na który masz alergię? – spróbowała zażartować, ale wyszło żałośnie.
– Nienawidzę mężczyzn – zachlipała Celina.
– Witaj w klubie. Co ci twój zrobił?
– Okazał się wakacyjnym bzykaczem.
– Takie trutnie zamieszkują każdy kurort. Czekają na łatwą zdobycz i tyle…
– Właśnie – siostra wysmarkała głośno nos – tylko, że ja jestem po złamanym sercu i ogólnie jestem bardziej wrażliwa niż zwykle- zamilkła na chwilę i spojrzała ciekawie na Malwinę.
– Co to znaczy, witaj w klubie? I jaki twój, ci coś zrobił?
– Co? – nie zrozumiała Malwina.
– Z tego, co wiem od dawna z nikim się nie spotykasz?
– Aaaa – machnęła ręką – spotkałam Daria i poszłam z nim na drinka. Skończyło się tym, że chciałby żebym była jego żoną, ale że jesteśmy z przeciwnych stron barykady, to nic z tego.
Celina rozdziawiła usta, a potem powiedziała.
– Zabiłaś go?
– Nie – odparła smutno Czarna Mamba – a chyba powinnam, bo inaczej nigdy się z tego gówna nie wygrzebię – wyciągnęła rękę po wino i po chwili wypiła kilka łapczywych łyków prosto z butelki.
– Urżniemy się? – zapytała Celina.
– Tak – odparła Czarna Mamba – ale na wesoło. Nie będę więcej przez niego płakać.
Czarna Mamba weszła do pokoju i tylko ze względu na Celinę, nie trzasnęła drzwiami. Nie chciała przeszkadzać siostrze w pławieniu się w szczęściu i radości. A jej spotkanie z Dariem właściwie nie odbiegało od normy, więc mogła przytrzymać nerwy na wodzy.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła Celinę zalaną łzami z kieliszkiem wina w ręku. Siedziała na łóżku i wyglądała jak siedem nieszczęść, a wokół niej walał się stos chusteczek.
– Wjechałaś rowerem w jakiś krzak, na który masz alergię? – spróbowała zażartować, ale wyszło żałośnie.
– Nienawidzę mężczyzn – zachlipała Celina.
– Witaj w klubie. Co ci twój zrobił?
– Okazał się wakacyjnym bzykaczem.
– Takie trutnie zamieszkują każdy kurort. Czekają na łatwą zdobycz i tyle…
– Właśnie – siostra wysmarkała głośno nos – tylko, że ja jestem po złamanym sercu i ogólnie jestem bardziej wrażliwa niż zwykle- zamilkła na chwilę i spojrzała ciekawie na Malwinę.
– Co to znaczy, witaj w klubie? I jaki twój, ci coś zrobił?
– Co? – nie zrozumiała Malwina.
– Z tego, co wiem od dawna z nikim się nie spotykasz?
– Aaaa – machnęła ręką – spotkałam Daria i poszłam z nim na drinka. Skończyło się tym, że chciałby żebym była jego żoną, ale że jesteśmy z przeciwnych stron barykady, to nic z tego.
Celina rozdziawiła usta, a potem powiedziała.
– Zabiłaś go?
– Nie – odparła smutno Czarna Mamba – a chyba powinnam, bo inaczej nigdy się z tego gówna nie wygrzebię – wyciągnęła rękę po wino i po chwili wypiła kilka łapczywych łyków prosto z butelki.
– Urżniemy się? – zapytała Celina.
– Tak – odparła Czarna Mamba – ale na wesoło. Nie będę więcej przez niego płakać.
Małgorzata
Z przystani nie wróciła do mieszkania, gdyż wiedziała, że Patryk tam będzie jej szukał. Kazała taksówkarzowi zatrzymać się przy jednym z miejskich parków, zapłaciła za kurs i wysiadła.
Klapnęła na pierwszą ławkę z brzegu i zakryła twarz dłońmi.
– To mnie przerasta – jęczała – to mnie przerasta.
Chlipnęła.
Kiedy związała się z Patrykiem miała świadomość, że on dużo zarabia, ale nie spodziewała się, że aż tyle.
Okazało się, że dla niej dużo, oznaczało tyle, że nie brakowało mu pieniędzy do pierwszego, tymczasem on miał mnóstwo i nie czekał z utęsknieniem na wypłatę.
Wiedziała, że jego rodzina nie należała do biednych, ale raczej średniozamożnych osób, ale Patryk pobił ich na wiele głów.
A jacht w ogóle nie mieścił się w jej postrzeganiu świata. Ktoś, kto każe innym zrobić statek i kupuje go na własność. Ktoś, kogo stać na utrzymanie go. Taka osoba musi zarabiać…
– Miliony… – westchnęła i pociągnęła nosem.
Nie mogła się z nim spotykać, był za bogaty. A ona za biedna. Bo co ona mogła dać mu w zamian? Nie miała nic.
Chciałaby się czuć jak Kopciuszek, ale nawet on był bogatszy od niej, bo ta postać z bajki była przecież szlachetnie urodzona.
Tymczasem ona była urodzona i wychowana przez ubogich robotników z fabryki obuwia na obrzeżach.
I kiedy dojdzie do spotkania obu rodzin, przepaść okaże się nie do przebycia.
– Nie mogę z nim być.
Z przystani nie wróciła do mieszkania, gdyż wiedziała, że Patryk tam będzie jej szukał. Kazała taksówkarzowi zatrzymać się przy jednym z miejskich parków, zapłaciła za kurs i wysiadła.
Klapnęła na pierwszą ławkę z brzegu i zakryła twarz dłońmi.
– To mnie przerasta – jęczała – to mnie przerasta.
Chlipnęła.
Kiedy związała się z Patrykiem miała świadomość, że on dużo zarabia, ale nie spodziewała się, że aż tyle.
Okazało się, że dla niej dużo, oznaczało tyle, że nie brakowało mu pieniędzy do pierwszego, tymczasem on miał mnóstwo i nie czekał z utęsknieniem na wypłatę.
Wiedziała, że jego rodzina nie należała do biednych, ale raczej średniozamożnych osób, ale Patryk pobił ich na wiele głów.
A jacht w ogóle nie mieścił się w jej postrzeganiu świata. Ktoś, kto każe innym zrobić statek i kupuje go na własność. Ktoś, kogo stać na utrzymanie go. Taka osoba musi zarabiać…
– Miliony… – westchnęła i pociągnęła nosem.
Nie mogła się z nim spotykać, był za bogaty. A ona za biedna. Bo co ona mogła dać mu w zamian? Nie miała nic.
Chciałaby się czuć jak Kopciuszek, ale nawet on był bogatszy od niej, bo ta postać z bajki była przecież szlachetnie urodzona.
Tymczasem ona była urodzona i wychowana przez ubogich robotników z fabryki obuwia na obrzeżach.
I kiedy dojdzie do spotkania obu rodzin, przepaść okaże się nie do przebycia.
– Nie mogę z nim być.
Dario
Miał dość tych wczasów. Miał się relaksować, miał walczyć na pięści i ścigać się terenówkami i to wszystko. Tymczasem polityka i dawne zatargi przyjechały tutaj za nim. I nie pomagał fakt, że dotyczyło to jednej, chudej dziewczyny. Co go podkusiło żeby zapraszać ją na drinka? Co go podkusiło żeby mówić takie głupoty?
Jeżeli do tej pory myślał, że przedłużenie rozejmu byłoby dobrym pomysłem, tak teraz doszedł do wniosku, że stan wojny z nią jest lepszy, bo przynajmniej oboje wiedzą na czymś stoją i nie muszą silić się na uprzejmość.
Co mu do łba strzeliło, żeby mówić małżeństwie, przecież to było kłamstwo. Zrobić z niej kochankę, owszem, to by mu pasowało, ale żeby żonę? Nigdy nie myślał o niej w tych kategoriach.
Spakował walizkę i wyszedł z pokoju hotelowego.
Jedyne czego pragnął to wrócić do domu, tam przynajmniej jej nie spotka. Dopiero po rozejmie, na granicy, na polu walki. A tam – uśmiechnął się – tym razem ją pokona.
A jak to zrobi, mała wróci z płaczem do tatusia, a on będzie miał spokój.
Tak. To był dobry plan.
Miał dość tych wczasów. Miał się relaksować, miał walczyć na pięści i ścigać się terenówkami i to wszystko. Tymczasem polityka i dawne zatargi przyjechały tutaj za nim. I nie pomagał fakt, że dotyczyło to jednej, chudej dziewczyny. Co go podkusiło żeby zapraszać ją na drinka? Co go podkusiło żeby mówić takie głupoty?
Jeżeli do tej pory myślał, że przedłużenie rozejmu byłoby dobrym pomysłem, tak teraz doszedł do wniosku, że stan wojny z nią jest lepszy, bo przynajmniej oboje wiedzą na czymś stoją i nie muszą silić się na uprzejmość.
Co mu do łba strzeliło, żeby mówić małżeństwie, przecież to było kłamstwo. Zrobić z niej kochankę, owszem, to by mu pasowało, ale żeby żonę? Nigdy nie myślał o niej w tych kategoriach.
Spakował walizkę i wyszedł z pokoju hotelowego.
Jedyne czego pragnął to wrócić do domu, tam przynajmniej jej nie spotka. Dopiero po rozejmie, na granicy, na polu walki. A tam – uśmiechnął się – tym razem ją pokona.
A jak to zrobi, mała wróci z płaczem do tatusia, a on będzie miał spokój.
Tak. To był dobry plan.
Do Ósemki zjechał cały ród Czerwonoziem,
goście z innych polis oraz ciekawscy, którzy koniecznie musieli zobaczyć tak
wyjątkowe wydarzenie. Tłumy ludzi zebrało się na rynku miasta i na wielkich
telebimach obserwowało całą ceremonię.
Uroczystość odbywała się w ratuszu miasta, w wielkiej podłużnej sali, przeznaczonej właśnie do takich celów.
Po bokach, pod oknami i ścianami stało mnóstwo osób, dziennikarze szacowali ich ilość na około dwa tysiące i obserwowało przechodzącego Adama. Na końcu sali oczekiwali na niego najważniejsi sędziowie i najbliższa rodzina.
Mężczyzna ubrany był w prosty, granatowy mundur, z czerwonymi pagonami. Na głowie miał również czerwony beret. Szedł przez salę prężnym krokiem, ze wzrokiem utkwionym w dal. Jego matka płakała, Celina również, Czarna Mamba wyglądała na taką, która już planuję podążyć jego śladem. Ojciec i brat puchli z dumy. Pierwszy pułkownik w rodzinie od ponad stu lat.
Adam stanął przez sędziami i urzędnikami Ósemki i zasalutował.
- W imieniu Sadu Najwyższego i Rady Miasta ogłaszamy, że od dzisiaj Adam Czerwonoziem uzyskuje tytuł pułkownika - otrzymał do ręki małą buławę i pismo zawierające nadanie.
- To dla mnie zaszczyt i honor - odparł Adam zgodnie z protokołem i ponownie zasalutował.
Odwrócił się do tłumu i podniósł buławę w górę. Po sali rozszedł się huk od oklasków. Kiedy ustały Adam powiedział donośnym głosem.
- Mam nadzieję, że będę godny tego stopnia - po czym uśmiechnął się szelmowsko - a teraz zapraszam na przyjęcie, będzie zabawa, jakiej dawno w Ósemce nie było.
- Założę się z tobą, że jutro w gazetach będzie zdjęcie z jego uśmiechem - mruknął półgębkiem Michał do Czarnej Mamby.
- O pięć dych, że nie.
- O stówę, że tak.
- Natychmiast przestańcie - ofuknęła ich matka.
Tymczasem ojciec podszedł do Adama i mocno uścisnął mu rękę, po chwili dołączyli do nich najbliżsi.
Po tej krótkiej i oficjalnej uroczystości nadszedł czas na świętowanie. Z tak ważnej i rzadkiej okazji jakim było nadanie stopnia pułkownika ród Czerwonoziem musiał pokazać, że ma i pieniądze i gest. Na zabawę VIP-ów zaproszono około pięciu tysięcy osób, ze wszystkich rodów polis, nawet wrogich. To był wyjątkowy czas zawieszenia broni, ale też i pokazania, że klan Czerwownoziem wskoczył w rankingach siły i popularności na pierwsze miejsce i w sytuacjach kryzysowych, inni nie będą już prosić o mediację szóstki, która przez swoją neutralność od dziesiątków lat pełniła taką rolę, ale ich Czerwoną Ziemię. Funkcje tę będzie pełnił osobiście Adam, mimo, że jego ojciec był szefem. Ten przywilej będzie ich obowiązywał do momentu śmierci Adama lub kiedy pojawi się gdzieś generał.
Zaproszeni goście bawili się w ratuszu, który był największym budynkiem Ósemki i tylko tutaj można było wszystkich pomieścić.
Były trzy sale taneczne, cztery jadalnie, pięć zacisznych salonów, oraz dwie oranżerie imitujące ogrody, które z racji jesieni nie były otwarte dla gości. Do jedzenia podawano prosiaki i woły w całości, gigantyczne patery z owocami i sałatki z każdego zakątka cywilizacji, przystawki, owoce morza i mnóstwo szampana. O północy miało się odbyć kilka loterii, na których można było wygrać nagrody od wycieczki dookoła świata po samochód. Ród Czerwonoziem wykosztował się nie tylko żeby zabawić najznamienitszych gości, ale i zwykłych śmiertelników. Na ulicach Ósemki tańczył korowód osób nie przejmujących się jesiennym chłodem, niemal w każdym parku stały potężne grille i budki z napojami i alkoholem. Z wielkich głośników dudniła muzyka, ludzie tańczyli na ulicach i było, jak w karnawale. I tutaj też odbywały się loterię, gdzie można było wygrać pobyt w SPA, wyjazd na wycieczkę i samochód. Zabawa trwała do białego rana, a w niektórych miejscach nawet do południa. A potem życie potoczyło się dalej.
Uroczystość odbywała się w ratuszu miasta, w wielkiej podłużnej sali, przeznaczonej właśnie do takich celów.
Po bokach, pod oknami i ścianami stało mnóstwo osób, dziennikarze szacowali ich ilość na około dwa tysiące i obserwowało przechodzącego Adama. Na końcu sali oczekiwali na niego najważniejsi sędziowie i najbliższa rodzina.
Mężczyzna ubrany był w prosty, granatowy mundur, z czerwonymi pagonami. Na głowie miał również czerwony beret. Szedł przez salę prężnym krokiem, ze wzrokiem utkwionym w dal. Jego matka płakała, Celina również, Czarna Mamba wyglądała na taką, która już planuję podążyć jego śladem. Ojciec i brat puchli z dumy. Pierwszy pułkownik w rodzinie od ponad stu lat.
Adam stanął przez sędziami i urzędnikami Ósemki i zasalutował.
- W imieniu Sadu Najwyższego i Rady Miasta ogłaszamy, że od dzisiaj Adam Czerwonoziem uzyskuje tytuł pułkownika - otrzymał do ręki małą buławę i pismo zawierające nadanie.
- To dla mnie zaszczyt i honor - odparł Adam zgodnie z protokołem i ponownie zasalutował.
Odwrócił się do tłumu i podniósł buławę w górę. Po sali rozszedł się huk od oklasków. Kiedy ustały Adam powiedział donośnym głosem.
- Mam nadzieję, że będę godny tego stopnia - po czym uśmiechnął się szelmowsko - a teraz zapraszam na przyjęcie, będzie zabawa, jakiej dawno w Ósemce nie było.
- Założę się z tobą, że jutro w gazetach będzie zdjęcie z jego uśmiechem - mruknął półgębkiem Michał do Czarnej Mamby.
- O pięć dych, że nie.
- O stówę, że tak.
- Natychmiast przestańcie - ofuknęła ich matka.
Tymczasem ojciec podszedł do Adama i mocno uścisnął mu rękę, po chwili dołączyli do nich najbliżsi.
Po tej krótkiej i oficjalnej uroczystości nadszedł czas na świętowanie. Z tak ważnej i rzadkiej okazji jakim było nadanie stopnia pułkownika ród Czerwonoziem musiał pokazać, że ma i pieniądze i gest. Na zabawę VIP-ów zaproszono około pięciu tysięcy osób, ze wszystkich rodów polis, nawet wrogich. To był wyjątkowy czas zawieszenia broni, ale też i pokazania, że klan Czerwownoziem wskoczył w rankingach siły i popularności na pierwsze miejsce i w sytuacjach kryzysowych, inni nie będą już prosić o mediację szóstki, która przez swoją neutralność od dziesiątków lat pełniła taką rolę, ale ich Czerwoną Ziemię. Funkcje tę będzie pełnił osobiście Adam, mimo, że jego ojciec był szefem. Ten przywilej będzie ich obowiązywał do momentu śmierci Adama lub kiedy pojawi się gdzieś generał.
Zaproszeni goście bawili się w ratuszu, który był największym budynkiem Ósemki i tylko tutaj można było wszystkich pomieścić.
Były trzy sale taneczne, cztery jadalnie, pięć zacisznych salonów, oraz dwie oranżerie imitujące ogrody, które z racji jesieni nie były otwarte dla gości. Do jedzenia podawano prosiaki i woły w całości, gigantyczne patery z owocami i sałatki z każdego zakątka cywilizacji, przystawki, owoce morza i mnóstwo szampana. O północy miało się odbyć kilka loterii, na których można było wygrać nagrody od wycieczki dookoła świata po samochód. Ród Czerwonoziem wykosztował się nie tylko żeby zabawić najznamienitszych gości, ale i zwykłych śmiertelników. Na ulicach Ósemki tańczył korowód osób nie przejmujących się jesiennym chłodem, niemal w każdym parku stały potężne grille i budki z napojami i alkoholem. Z wielkich głośników dudniła muzyka, ludzie tańczyli na ulicach i było, jak w karnawale. I tutaj też odbywały się loterię, gdzie można było wygrać pobyt w SPA, wyjazd na wycieczkę i samochód. Zabawa trwała do białego rana, a w niektórych miejscach nawet do południa. A potem życie potoczyło się dalej.
Czarna Mamba i Celina
Po uroczystościach w Ósemce, najbliższa rodzina Adama wróciła do domu w Czerwińsku i odpoczywała jeszcze kilka dni po uroczystościach.
Czarna Mamba zeszła rankiem do kuchni i zastała tam siostrę.
- Cześć - powiedziała wesoło, a Celina odparła.
- Nie ciesz się tak, tylko spójrz i czytaj.
Malwina sięgnęła po gazetę i się skrzywiła. Na pierwszej stronie brukowca znajdowało się wielkie zdjęcie jej i Daria, jak siedzą w knajpie i piją drinki. Tytuł raził ją w oczy - "Ukryty romans dwóch odwiecznych wrogów. Prawda wyszła na jaw."
Przekartkowała gazetę i znalazła artykuł.
"Czarna Mamba i Dario, dwoje zaciekłych wrogów zostali przyłapani przez naszego fotoreportera podczas randki na Czarnym Lądzie. Do tej pory para walczyła ze sobą, ale kto wie, może podczas rozejmu doszło do pojednania. Para z pewnością nie chciała ujawniać związku dlatego wyjechała poza wszystkie polis, żeby w spokoju móc oddawać się uczuciom. Ciekawe co na to ich ojcowie..."
- Co za bzdury - wykrzyknęła Czarna Mamba - dlatego nie zmienię zdania o tym, że do dziennikarzy i fotoreporterów powinno się strzelać bez ostrzeżenia.
- Jakie bzdury - pan Olaf wszedł do kuchni i sięgnął po gazetę. Przeczytał kawałek artykułu i spojrzał na córkę.
- A jaka jest prawda? – zapytał.
- Taka, że przez przypadek pojechaliśmy w to samo miejsce i dałam zaprosić się na drinka. Ale i tak się z nim pokłóciłam.
- Wiesz, że nie możesz z nim romansować - przypomniał jej.
- Wiem. Nigdy bym nawet o tym nie pomyślała.
Celina zaczęła krztusić się herbatą, a co oberwała od siostry po plecach.
- Nie powinnaś nawet iść z nim na drinka - upomniał ją ojciec - dopuszczalne są jedynie oficjalne wizyty i czas urlopu.
- To był czas urlopu.
- Ale nie oficjalnego.
- To daj mi naganę - złościła się.
- Nie tym tonem - powiedział ojciec spokojnie. Malwina przeprosiła, ale i tak burczała pod nosem, coś o wystrzelaniu dziennikarzy w kosmos.
- Uspokój się - powiedział ojciec - nic się nie stało, jesteście młodzi, więc potrzebujecie dodatkowych dreszczy emocji. Ale sypianie z wrogiem jeszcze nikomu nie przyniosło żadnych korzyści.
- Ja z nim nie sypiam - krzyknęła. Ojca zdziwił ten nagły wybuch złości.
- To tylko takie powiedzenie.
- Przepraszam - wyszła trzaskając drzwiami.
Ojciec spojrzał na Celinę.
- Czemu tak się wkurzyła? Czy ja o czymś nie wiem?
- Nie tatku - powiedziała spokojnie Celina - po prostu dawno nie walczyła i energia ją rozpiera.
Po uroczystościach w Ósemce, najbliższa rodzina Adama wróciła do domu w Czerwińsku i odpoczywała jeszcze kilka dni po uroczystościach.
Czarna Mamba zeszła rankiem do kuchni i zastała tam siostrę.
- Cześć - powiedziała wesoło, a Celina odparła.
- Nie ciesz się tak, tylko spójrz i czytaj.
Malwina sięgnęła po gazetę i się skrzywiła. Na pierwszej stronie brukowca znajdowało się wielkie zdjęcie jej i Daria, jak siedzą w knajpie i piją drinki. Tytuł raził ją w oczy - "Ukryty romans dwóch odwiecznych wrogów. Prawda wyszła na jaw."
Przekartkowała gazetę i znalazła artykuł.
"Czarna Mamba i Dario, dwoje zaciekłych wrogów zostali przyłapani przez naszego fotoreportera podczas randki na Czarnym Lądzie. Do tej pory para walczyła ze sobą, ale kto wie, może podczas rozejmu doszło do pojednania. Para z pewnością nie chciała ujawniać związku dlatego wyjechała poza wszystkie polis, żeby w spokoju móc oddawać się uczuciom. Ciekawe co na to ich ojcowie..."
- Co za bzdury - wykrzyknęła Czarna Mamba - dlatego nie zmienię zdania o tym, że do dziennikarzy i fotoreporterów powinno się strzelać bez ostrzeżenia.
- Jakie bzdury - pan Olaf wszedł do kuchni i sięgnął po gazetę. Przeczytał kawałek artykułu i spojrzał na córkę.
- A jaka jest prawda? – zapytał.
- Taka, że przez przypadek pojechaliśmy w to samo miejsce i dałam zaprosić się na drinka. Ale i tak się z nim pokłóciłam.
- Wiesz, że nie możesz z nim romansować - przypomniał jej.
- Wiem. Nigdy bym nawet o tym nie pomyślała.
Celina zaczęła krztusić się herbatą, a co oberwała od siostry po plecach.
- Nie powinnaś nawet iść z nim na drinka - upomniał ją ojciec - dopuszczalne są jedynie oficjalne wizyty i czas urlopu.
- To był czas urlopu.
- Ale nie oficjalnego.
- To daj mi naganę - złościła się.
- Nie tym tonem - powiedział ojciec spokojnie. Malwina przeprosiła, ale i tak burczała pod nosem, coś o wystrzelaniu dziennikarzy w kosmos.
- Uspokój się - powiedział ojciec - nic się nie stało, jesteście młodzi, więc potrzebujecie dodatkowych dreszczy emocji. Ale sypianie z wrogiem jeszcze nikomu nie przyniosło żadnych korzyści.
- Ja z nim nie sypiam - krzyknęła. Ojca zdziwił ten nagły wybuch złości.
- To tylko takie powiedzenie.
- Przepraszam - wyszła trzaskając drzwiami.
Ojciec spojrzał na Celinę.
- Czemu tak się wkurzyła? Czy ja o czymś nie wiem?
- Nie tatku - powiedziała spokojnie Celina - po prostu dawno nie walczyła i energia ją rozpiera.
Patryk
Kiedy nie znalazł jej w mieszkaniu, zaczął jeździć po mieście i zaglądać, do miejsc, w których lubili bywać. Nigdzie jej nie było. Zrezygnowany wrócił do mieszkania i wysłał jej chyba dwudziestego sms-a. "Gdzie jesteś? Niepokoję się. Odezwij się, proszę."
Niestety i ten pozostał bez odpowiedzi. Doszedł do wniosku, że musi poczekać do poniedziałku, jak dziewczyna zjawi się w pracy, to nie da jej uciec i zmusi do rozmowy. Nie rozumiał jej zachowania. Nie wiedział czemu uciekła.
Kiedy nie znalazł jej w mieszkaniu, zaczął jeździć po mieście i zaglądać, do miejsc, w których lubili bywać. Nigdzie jej nie było. Zrezygnowany wrócił do mieszkania i wysłał jej chyba dwudziestego sms-a. "Gdzie jesteś? Niepokoję się. Odezwij się, proszę."
Niestety i ten pozostał bez odpowiedzi. Doszedł do wniosku, że musi poczekać do poniedziałku, jak dziewczyna zjawi się w pracy, to nie da jej uciec i zmusi do rozmowy. Nie rozumiał jej zachowania. Nie wiedział czemu uciekła.
Małgorzata
Spakowała walizkę i taksówką pojechała na dworzec PKS. Musiała pojechać do domu. Nie wiedziała na ile, ale musiała spotkać się z kimś na swoim poziomie. Poza tym, kto, jak nie rodzina jej pomoże w tej dziwnej sytuacji.
Jeszcze przed wyjazdem napisała do swojej szefowej, że nagła sytuacja zmusiła ją do powrotu do domu i że w poniedziałek jej nie będzie. Jadąc na miejsce postoju autokarów zastanawiała się, czy Kopciuszek miał kiedykolwiek takie dylematy. Wziął, co dali, nawet karocę z dyni i szklane pantofle. Ale Małgorzata nie była Kopciuszkiem, już prędzej pasowała do roli chrzestnej wróżki, grubej i niezgrabnej.
Spakowała walizkę i taksówką pojechała na dworzec PKS. Musiała pojechać do domu. Nie wiedziała na ile, ale musiała spotkać się z kimś na swoim poziomie. Poza tym, kto, jak nie rodzina jej pomoże w tej dziwnej sytuacji.
Jeszcze przed wyjazdem napisała do swojej szefowej, że nagła sytuacja zmusiła ją do powrotu do domu i że w poniedziałek jej nie będzie. Jadąc na miejsce postoju autokarów zastanawiała się, czy Kopciuszek miał kiedykolwiek takie dylematy. Wziął, co dali, nawet karocę z dyni i szklane pantofle. Ale Małgorzata nie była Kopciuszkiem, już prędzej pasowała do roli chrzestnej wróżki, grubej i niezgrabnej.
Ruda
Mysz i Marta
Marta wyciągnęła Rudą Mysz z hotelu w celu znalezienia dla niej mieszkania. Dziewczyna opierała się, mówiąc, że przyjmie cokolwiek, ale Marta była nieugięta. Powiedziała.
- W końcu ty będziesz tam mieszkać, to tobie ma się podobać. Przestań być taką bezwolną kukłą.
- Przepraszam - załkała Ruda Mysz i zanim się uspokoiła minęło kolejne piętnaście minut.
Marta przeczekała to cierpliwie w duchu karcąc siebie za nieodpowiednie słowa. Wiedziała, że dziewczyna jest przewrażliwiona i wciąż czeka na karę.
- Idziemy? - spytała, kiedy ta przestała szlochać. Ruda Mysz skinęła głową.
Kiedy wyszły na dwór Marta zapytała.
- Jakie byś chciała mieszkanie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- A ja wiem?
- Wysil się trochę. Masz pieniądze i nie musisz się jakoś szczególnie ograniczać.
Ruda Mysz zastanawiała się przez chwilę.
- Chciałabym żeby było cicho.
- Dobrze, co jeszcze? - zachęciła ją Marta.
- Żeby nie było tam krzyczących mężczyzn, ani pijanych ludzi.
- To otoczenie, a jak duże chcesz mieć to mieszkanie? W jak wysokim bloku?
- Małym bloku, gdzie będzie mało ludzi - bąknęła dziewczyna - i małe mieszkanie. Malutkie.
- Myszo, stać cię na całkiem spore, nie musisz wynajmować kawalerki. Ja bym ci radziła wynająć co najmniej dwupokojowe - zaśmiała się nagle - bo właśnie takich dla ciebie szukałam.
- Dobrze - zgodziła się Ruda Mysz.
Wsiadły do samochodu Marty i pojechały w miasto. Dopiero czwarte oglądane przez nie mieszkanie przypadło do gustu Marcie i dopiero potem Rudej Myszy.
Rzeczywiście miało dwa pokoje, zamkniętą kuchnię, ale z oknem, tak jak i łazienkę. A dla młodej dziewczyny z jakiegoś powodu, to było ważne. Chciała mieć, jak najwięcej okien. Do tego ulokowane było na pierwszym piętrze, co jej też odpowiadało. Ruda Mysz wyszła na balkon i spojrzała w dół. Po chwili znikła Marcie z oczu. Kobieta podbiegła do barierki i zdrętwiała. Ruda Mysz stała na trawniku.
- Nic sobie nie zrobiłaś?
- Nie. Skakałam z większych wysokości. Ta jest w sam raz.
To była dla Marty zupełna nowość. Do tej pory myślała, że dziewczyna umie się tylko podporządkowywać innym i sama nigdy nie wykazuje żadnej inicjatywy. A tu proszę, jaka niespodzianka? Ruda Mysz dbała o swoje bezpieczeństwo i drogi ewentualnej ucieczki. Weszła lekko zdyszana przez drzwi.
- Nie będziesz musiała uciekać - zapewniła ją Marta - pracujesz w kawiarni, jesteś pod opieką pana Adama, nie musisz już uciekać.
- Tego nie wiem - odparła dziewczyna.
Mieszkanie miało wyposażoną w pełni kuchnię i łazienkę, ale innych mebli nie było. Kobiety jeszcze tego dnia odwiedziły kilka odpowiednich sklepów.
Marta wyciągnęła Rudą Mysz z hotelu w celu znalezienia dla niej mieszkania. Dziewczyna opierała się, mówiąc, że przyjmie cokolwiek, ale Marta była nieugięta. Powiedziała.
- W końcu ty będziesz tam mieszkać, to tobie ma się podobać. Przestań być taką bezwolną kukłą.
- Przepraszam - załkała Ruda Mysz i zanim się uspokoiła minęło kolejne piętnaście minut.
Marta przeczekała to cierpliwie w duchu karcąc siebie za nieodpowiednie słowa. Wiedziała, że dziewczyna jest przewrażliwiona i wciąż czeka na karę.
- Idziemy? - spytała, kiedy ta przestała szlochać. Ruda Mysz skinęła głową.
Kiedy wyszły na dwór Marta zapytała.
- Jakie byś chciała mieszkanie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- A ja wiem?
- Wysil się trochę. Masz pieniądze i nie musisz się jakoś szczególnie ograniczać.
Ruda Mysz zastanawiała się przez chwilę.
- Chciałabym żeby było cicho.
- Dobrze, co jeszcze? - zachęciła ją Marta.
- Żeby nie było tam krzyczących mężczyzn, ani pijanych ludzi.
- To otoczenie, a jak duże chcesz mieć to mieszkanie? W jak wysokim bloku?
- Małym bloku, gdzie będzie mało ludzi - bąknęła dziewczyna - i małe mieszkanie. Malutkie.
- Myszo, stać cię na całkiem spore, nie musisz wynajmować kawalerki. Ja bym ci radziła wynająć co najmniej dwupokojowe - zaśmiała się nagle - bo właśnie takich dla ciebie szukałam.
- Dobrze - zgodziła się Ruda Mysz.
Wsiadły do samochodu Marty i pojechały w miasto. Dopiero czwarte oglądane przez nie mieszkanie przypadło do gustu Marcie i dopiero potem Rudej Myszy.
Rzeczywiście miało dwa pokoje, zamkniętą kuchnię, ale z oknem, tak jak i łazienkę. A dla młodej dziewczyny z jakiegoś powodu, to było ważne. Chciała mieć, jak najwięcej okien. Do tego ulokowane było na pierwszym piętrze, co jej też odpowiadało. Ruda Mysz wyszła na balkon i spojrzała w dół. Po chwili znikła Marcie z oczu. Kobieta podbiegła do barierki i zdrętwiała. Ruda Mysz stała na trawniku.
- Nic sobie nie zrobiłaś?
- Nie. Skakałam z większych wysokości. Ta jest w sam raz.
To była dla Marty zupełna nowość. Do tej pory myślała, że dziewczyna umie się tylko podporządkowywać innym i sama nigdy nie wykazuje żadnej inicjatywy. A tu proszę, jaka niespodzianka? Ruda Mysz dbała o swoje bezpieczeństwo i drogi ewentualnej ucieczki. Weszła lekko zdyszana przez drzwi.
- Nie będziesz musiała uciekać - zapewniła ją Marta - pracujesz w kawiarni, jesteś pod opieką pana Adama, nie musisz już uciekać.
- Tego nie wiem - odparła dziewczyna.
Mieszkanie miało wyposażoną w pełni kuchnię i łazienkę, ale innych mebli nie było. Kobiety jeszcze tego dnia odwiedziły kilka odpowiednich sklepów.
Dario
Ojciec zadzwonił do niego bladym świtem i z miejsca zapytał, czy ma mu coś do powiedzenia.
Dario nie miał zielonego pojęcia o co ojcu chodzi.
- Nie wiesz? - warknął tamten - to przeczytaj sobie w gazecie o twoim romansie z Czarną Mambą.
Mężczyzna momentalnie się rozbudził. Usiadł na łóżku i powiedział do ojca poważnie.
- Ja nie mam z nią romansu.
- Powiedz to dziennikarzom - ojciec był wściekły. Syn wcale mu się nie dziwił, dwa wrogie obozy nie mogły się ze sobą wiązać.
- Nie romansuję z nią. Spotkałem ją przypadkiem na Czarnym Lądzie, no i poszliśmy na drinka. Nie powiesz mi, że nie wolno tego robić.
- Można, ale po co? - ojciec trochę się uspokoił i powiedział nad wyraz poważnie - synu, ja wiem, że ona może ci się podobać. Nawet mnie nie dziwi, że ci się podoba. Mieć tak ładnego wroga, każdy by chciał. Ale nie zapominaj, że jednak to wróg. Ta gówniara jest bezwzględna i wykorzysta każdą słabość. Chyba nie chcesz przegrać z babą?
- Nie chcę i nie przegram - powiedział Dario.
Kiedy ojciec się rozłączył, mężczyzna ponownie położył się na łóżku i powiedział ni to do siebie, ni to do ojca.
- Co ty możesz wiedzieć...
Ojciec zadzwonił do niego bladym świtem i z miejsca zapytał, czy ma mu coś do powiedzenia.
Dario nie miał zielonego pojęcia o co ojcu chodzi.
- Nie wiesz? - warknął tamten - to przeczytaj sobie w gazecie o twoim romansie z Czarną Mambą.
Mężczyzna momentalnie się rozbudził. Usiadł na łóżku i powiedział do ojca poważnie.
- Ja nie mam z nią romansu.
- Powiedz to dziennikarzom - ojciec był wściekły. Syn wcale mu się nie dziwił, dwa wrogie obozy nie mogły się ze sobą wiązać.
- Nie romansuję z nią. Spotkałem ją przypadkiem na Czarnym Lądzie, no i poszliśmy na drinka. Nie powiesz mi, że nie wolno tego robić.
- Można, ale po co? - ojciec trochę się uspokoił i powiedział nad wyraz poważnie - synu, ja wiem, że ona może ci się podobać. Nawet mnie nie dziwi, że ci się podoba. Mieć tak ładnego wroga, każdy by chciał. Ale nie zapominaj, że jednak to wróg. Ta gówniara jest bezwzględna i wykorzysta każdą słabość. Chyba nie chcesz przegrać z babą?
- Nie chcę i nie przegram - powiedział Dario.
Kiedy ojciec się rozłączył, mężczyzna ponownie położył się na łóżku i powiedział ni to do siebie, ni to do ojca.
- Co ty możesz wiedzieć...
Michał i Adam
Bracia spotkali się w sztabie w zamku i razem z zaufanymi oficerami rozmawiali na temat przyszłych posunięć.
- Piątkę na razie zostawiam, liże rany po stratach, a poza tym mamy rozejm – mówił Adam -siódemka co prawda ostatnio nie przejawiała żadnych wrogich posunięć w naszą stronę, ale może warto by było z nimi powalczyć?
Bracia spotkali się w sztabie w zamku i razem z zaufanymi oficerami rozmawiali na temat przyszłych posunięć.
- Piątkę na razie zostawiam, liże rany po stratach, a poza tym mamy rozejm – mówił Adam -siódemka co prawda ostatnio nie przejawiała żadnych wrogich posunięć w naszą stronę, ale może warto by było z nimi powalczyć?
- Nie masz dość? – zapytał Michał znużonym głosem.
- Nie – zdziwił się Adam – dlaczego miałbym mieć?
- Prowadziłeś dosyć wyczerpującą kampanię przeciw piątce, wygrałeś
i zostałeś pułkownikiem, nie czas trochę odpocząć?
Adam i jego zaufani popatrzyli na Michała, jakby się urwał z
choinki.
- Właśnie teraz jest najlepszy moment na atak – powiedział Adam –
póki wszyscy są oszołomieni moim sukcesem i myślą, że mam nie wiadomo jaką
broń.
Michał zrobił kwaśną minę, która jasno mówiła, co sądzi o pomyśle
brata. Adam patrzył się na niego i czekał na jakąś reakcje z jego strony.
- No dobrze – powiedział Michał – wyślę ludzi na przeszpiegi i
sprawdzimy co tam mają.
- Właśnie to chciałem usłyszeć.
Celina
Kiedy cała rodzina rozjechała się do domów, a życie wróciło
do normy, Celina w końcu miała czas na zastanowienie się nad życiem. Od afery z
Filipem minęło niewiele czasu, ale ona czuła, jakby to był rok. Już ją serce
nie bolało, zionęło pustką. A to wszystko spowodowane było ostatnim chamskim
wakacyjnym podrywem. Na razie miała dość facetów, a kto wie, może nawet na całe
życie.
A potem stwierdziła, że nie powinna smucić się w samotności
i zadzwoniła do Anki i Kaśki .
- Niemożliwe, że na jeszcze pamiętasz – śmiała się Anka.
- Do czego pijesz? – zapytała Celina.
- Od afery z Filipem nie odezwałaś się do nas ani razu,
mało tego nie pojawiłaś się na uczelni.
- O kurcze – jęknęła Celina. Przez tą całą rozpacz, studia
wyleciały jej z głowy.
- Ale nie martw się – powiedziała Kaśka – nie było żadnych
kolokwiów, a tam gdzie mogłyśmy, to cię kryłyśmy.
- Jak wam się odwdzięczę?
- Może być wino i dobra kolacja – powiedziała Kaśka – a
teraz mów, czy wracasz do świata żywych?
- Wracam, wracam – burknęła Celina - ale w świecie zdechlaków, a to dlatego, że
w świecie zdechlaków też miałam niemiłą przygodę.
- Opowiadaj? – siostry płonęły ciekawością.
- To za długa historia, nie na telefon. Zaraz u was będę.
- Po drodze kup dużo wina – powiedziała Anka zanim się
rozłączyła.
Celina pierwszy raz od wielu tygodni poczuła, że żyje.
Mimo, że Malwina była jej rodzoną siostrą, to jednak tak daleką jej charakterowi
i sposobowi życia, że nie do końca się rozumiały. Za to Anka i Kaśka były, jak
ona, były balsamem na jej zbolałe serce.
kolejny odcinek 16 października, późnym wieczorem
Komentarze
Prześlij komentarz