Wielka gra - odc.20


Czarna Mamba i Patryk
Przyjaciel sam poprosił o spotkanie. Na początku Czarna Mamba miała zamiar się z tego wykręcić, gdyż zbyt zajęta była planowaniem, ale poważny głos Patryka zaniepokoił ją.
Kiedy przyjechała do Czerwińska i usiadła z nim w ich ulubionej knajpie powiedziała.
- Co się stało?
- Nic wielkiego, ale nie będziesz zadowolona.
- Ja? A co się stało? Wziąłeś potajemny ślub i mnie nie zaprosiłeś? – śmiała się, ale przestała widząc jego minę.
- Chodzi o to – zająknął się – chodzi o to, że dla mnie to będzie miłe i przyjemnie, ale tobie może się to nie spodobać.
- Możesz przejść do rzeczy? – zirytowała się przyjaciółka.
- Poprosiłem Małgosię o rękę.
Czarna Mamba spojrzała na niego poważnie i zastanawiała się, czy powinna na niego wrzeszczeć, czy też pogratulować. No cóż, pogratulować zawsze zdąży.
- Co?! I ja jej nawet nie poznałam?! Jak mogłeś?
- Malwina – zaczął Patryk, ale mu przerwała.
- A może ja bym coś zauważyła czego ty nie widzisz, może ona leci na twoją kasę. Skąd możesz wiedzieć, że jest uczciwa?!
- Malwina – ponownie próbował jej przerwać, ale znowu się nie udało.
- Nie zgadzam się!
Parsknął śmiechem.
- Nie możesz się nie zgodzić.
- Mogę.
- Malwina, ja ją kocham.
- No i co z tego, jak ona mi ciebie zabierze. Nie zgadzam się!
- Dlaczego miałaby mnie zabrać? – zdziwił się.
- O ja już znam te bidulki z prostych rodzin. Niby takie niewinne i skromne, ale jak cię capnie – tu wykonała ruch ręką – to nie puści. A nawet mnie nie poznała. I nie chce poznać. Nie rozdziawiaj ust, myślisz, że jestem głupia. Każda by chciała mnie poznać, nawet ryzykując zmieszanie z błotem. Ale nie twoja Małgosia. Owinęła sobie ciebie wokół palca i nie puści. Nie będzie ci pozwalać się ze mną spotykać, a ja będę musiała się na to zgodzić. Bo przecież nie mogę przeszkadzać twojemu szczęściu. A ona będzie trzymać cię krótko.
- Malwina – wykrzyknął Patryk – przestań gadać głupoty. Przecież właśnie się z tobą spotkałem.  I chciałem ci też powiedzieć, że ona zgodziła się ciebie poznać.
- Naprawdę? – Malwina zmarszczyła brwi – a dlaczego teraz? Chce mi powiedzieć, żebym spadała?
- Malwina. Ona ci nie może tak powiedzieć, jest poddaną twojego ojca.
Czarna Mamba ochłonęła i powiedziała spokojniejszym tonem.
- Masz rację. Dlatego, teraz ona sobie poczeka, aż ja zechcę się z nią spotkać.
- Malwina! – Patryk załamał ręce.

Ruda Mysz i Adam
Wróciła do swojego mieszkania i od razu położyła się na kanapie w saloniku. Naprawdę nie chciała tutaj wracać. Do walk, do niepewności, do Pana. Bo co z tego, że nikt jej już nie bił, miała dach nad głową, pieniądze i jedzenie, skoro nie była do końca wolna.
Niby była, ale czuła, że nie do końca.
A w Siódemce mogła taką być. Zacząć od nowa, bez nikogo nad głową.
I nawet nie pomyślała o tym, że ze swoim charakterem i pechem z pewnością znowu popadłaby w tarapaty. Nie zauważała tego, że jej szefowa ją wykorzystuje i robi to ze świadomością, że dziewczyna nie poskarży się panu Adamowi. Była zbyt przyzwyczajona do tego, że jest popychadłem. Nie zauważała, że Adam roztoczył nad nią parasol ochronny i że póki co, nic jej nie zagrażało.
Dla niej to właśnie Pan był największym zagrożeniem. Musiała go słuchać, musiała wykonywać rozkazy. A chciała po prostu żyć wolna i bez żadnych zależności. Marzyła o tym, ale w tym świecie było to nierealne.
Pociągnęła nosem.
A potem usłyszała dzwonek do drzwi. Podniosła się z kanapy.
- Kto tam? – zapytała.
- Twój szef – odparł Adam.
Skrzywiła się próbując nie płakać. Po co on tu przyszedł? Przecież wszystko miała dać mu Marta. Nie miał powodu…
Przekręciła klucz w zamku i wpuściła go do środka.
Swoją wielkością wypełnił całą przestrzeń małego saloniku.
Usiadł na kanapie, a ona spytała się, czy chce się czegoś napić.
Pokręcił głową i powiedział.
- Dobrze się spisałaś. Marta mówiła mi, że jesteś świetna w tym co robisz, więc chciałem ponowić moją propozycję, o stałej pracy dla mnie.
Nie musiałabyś siedzieć w kawiarni i marnować swój talent.
- Nie, dziękuję Panie – odparła lekko drżącym głosem.
Adam patrzył na nią i zachwycał się jej widokiem. Po szkielecie, jakim była nie pozostał ślad. Teraz miała pełne, kobiece kształty, gęste rude loki i piękną twarz. I te wielkie zielone oczy, które patrzyły na niego niepewnie. Oczy, które wciąż płakały. A powinny się śmiać.
- Nie musiałabyś wracać do zamku – zachęcał ją.
- Nie, dziękuję Panie – odparła i słyszał w jej głosie rozpacz. Bała się, jego reakcji na jej odmowę.
- Rozumiem – powiedział i sięgnął ręką za pazuchę kurtki. Podskoczyła myśląc, że wyjmie stamtąd  broń. Nie skomentował i położył na stole wypchaną kopertę.
- To wypłata, za zlecenie. Kup sobie kilka ładnych rzeczy. Nie możesz wciąż chodzić w spodniach i obszarpanych bluzkach.
- Są wygodne i…. – chciała powiedzieć, że dzięki nim nie zwraca na siebie uwagi mężczyzn, ale nie powiedziała,
- I? – ponaglił.
- I tyle – szepnęła już ledwie dosłyszalnie.
Spuściła głowę, a ramiona jej zadrżały.
- Przestań! – warknął wkurzony – nic ci nie robię, siedzę, rozmawiam. Normalnie jak człowiek, nie jak szef. Wiesz dobrze, że publicznie musiałabyś mi przytakiwać!
Przytaknęła.
Wstał i podszedł do niej. Spięła się, więc nie odważył się jej dotknąć. Mogłaby zemdleć.
- Jutro pojedziesz ze mną i Martą na spotkanie w sprawie tej wioski w górach.
- Ale… - zamilkła widząc jego wzrok – tak panie.
- Nie dlatego, że chcę cię wyrwać z kawiarni, a dlatego, że będę miał dla was zadanie. Płatne, zadanie.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
Ruda Mysz starła łzy.
Adam wsiadł na motor i ruszył z piskiem opon.
- Dlaczego ja się nią zajmuję? Po co mi ona? Co ja w niej widzę?
Odjechał wiedząc, że i tak z niej nie zrezygnuje.

Marta
Do domu wracała wesoła i zadowolona. Po pierwsze za akcję w Siódemce pan Adam zapłacił jej więcej niż dobrze, a po drugie miała obiecany przez pana Michała urlop.
Wjechała windą na piąte piętro apartamentowca i wyszła na korytarz.  Na piętrze znajdowały się cztery mieszkania, z jednego z nich wyszedł mężczyzna. Marta przyjrzała się mu ciekawie, gdyż wiedziała, że od roku to mieszkanie było puste. Najwidoczniej ten człowiek oglądał je lub pod jej nieobecność kupił. Z wyglądu był normalny i nie rzucający się w oczy. Na sobie miał gruby zielony sweter i sztruksowe spodnie.  Nawet jeśli miał pieniądze, nie widać po nim tego widać. Miał ciemne, trochę zbyt długie włosy i niemal czarne oczy. Jego wiek oszacowała na czterdzieści lat, może trochę więcej. 
Mężczyzna widząc, że Marta mu się przygląda uśmiechnął się i powiedział, miłym, ciepłym głosem.
- Dzień dobry. Nazywam się Maksymilian Borecki i właśnie się wprowadziłem.
- Marta Kowalska, mieszkam obok – wyciągnęła rękę. Mężczyzna lekko ją uścisnął.
Drzwi od jej mieszkania uchyliły się i stanął w nich dziewięcioletni chłopak.
- Jesteś wreszcie – powiedział z lekkim wyrzutem, ale zaraz potem rzucił jej się na szyję.
Kobieta uścisnęła go mocno.
- Nie tylko jestem – powiedziała wesoło – ale i mam niespodziankę.
- Jaką? – twarz chłopca się ożywiła.
Ale nowy sąsiad, nie dowiedział się nic więcej, bo za kobietą i jej synem zamknęły się drzwi.
To było właściwie mieszkanie Marty. Duży apartament z trzema mniejszymi sypialniami, wielkim salonem, jadalnią i otwartą kuchnią. Każda sypialnia miała swoją łazienkę, ale była czwarta, dla gości przy salonie. Duży apartament dla niej i syna.
Ojciec chłopaka zginął w akcji, kiedy ten miał niecały rok. Od tamtej pory Marta nie związała się z nikim na stałe.
Do tej pory rozsiewała plotki o tym, że ojciec chłopca był łajdakiem i ją porzucił. Specjalnie utrwaliła taką wersję, dzięki temu nikt się o nic nie dopytywał i nie musiała znosić współczucia.
Została sama, bez pracy, bo jako kobieta z małym dzieckiem nie mogła pracować w żadnej agencji szpiegowskiej. Zbyt duże ryzyko. A potem znalazł ja Michał dał stałą pracę w sekretariacie i od czasu do czasu zlecenia. Jacyś mężczyźni pojawiali się w jej życiu, ale jakoś żaden nie chciał się wiązać z nią na stałe. Była tym zmęczona i…
- Mamo, mamo – wyrwał ją z zamyślenia chłopiec – jaką masz niespodziankę.
Marta otrząsnęła się z niemiłych wspomnień i uśmiechnęła się do chudego i niskiego blondynka z piegami na nosie.
- Jeszcze tylko jedno zlecenie i po weekendzie jedziemy na wakacje – wykrzyknęła wesoło.
- Przecież mam szkołę – jęknął jej syn, który jakimś dziwnym trafem uwielbiał się uczyć.
- A kiedy masz najbliższą przerwę.
- Tak jak wszyscy pod koniec grudnia.
Marta oklapła. Musiała poczekać jeszcze półtorej miesiąca.
- No dobrze. Poczekam – po czym uśmiechnęła się – a może uda mi się wyrwać dwa urlopy.
Sięgnęła po telefon i wykręciła numer do szefa. Nie odebrał, więc nagrała się na sekretarkę.

Czarna Mamba i Małgorzata
Malwina siedziała w swoim sportowym samochodzie i obserwowała blok, w którym mieszkała Małgorzata. Była 18 00 i wiedziała, że dziewczyna niedługo powinna wrócić do domu. Zastanawiała się, czy zaczepić ją jeszcze na dworze czy też wprosić się do niej do mieszkania.
Agenci podrzucili jej zdjęcie dziewczyny, ale nawet gdyby go nie miała, wiedziałaby, że to ona.
Wysoka i gruba osoba zmierzała w jej kierunku.
Czarna Mamba przyjrzała się jej i uznała, że twarz ma niebrzydką, ale powinna odchudzić się o jakieś trzydzieści kilo.
Zaśmiała się do siebie.
- Jeżeli Patryk gustuje w takich kobietach, nie dziwne, że mnie nie chciał.
Po czym wysiadła z samochodu i ruszyła ku Małgorzacie. Po drodze upominała siebie, że ma być miła.
- Małgorzata? – zaczepiła ją.
Ta spojrzała na nią i od razu wiedziała z kim ma do czynienia.
Patryk ostrzegał ją, że Czarna Mamba nie była zadowolona z jej zwłoki i że różnie może zareagować. I stało się, teraz będzie musiała przeżyć niechciane spotkanie.
Małgorzata miała nadzieję, że skonfrontuje się z nią w warunkach, w których będzie czuła się pewnie i bezpiecznie. Nie wzięła pod uwagę ulicy, zmęczenia po pracy i nieświeżej fryzury.
Miała wrażenie, że Czarna Mamba wyjątkowo nieprzychylnie się na nią patrzy, co pogłębiło jej niepewność siebie. Nagle zawstydziła się swojego wyglądu, tuszy, ubioru, bo patrząc na Malwinę widziało się ideał. Czarno czerwony kombinezon opinał jej szczupłe ciało i podkreślał figurę. Małgorzata bardzo chciała górować chociaż nad nią swoim biustem, ale nawet małe piersi Czarnej Mamby były idealne.
- Małgorzata? – powtórzyła pytanie Czarna Mamba.
- T-tak – odparła zmieszana dziewczyna.
- Chciałam cię poznać i porozmawiać – starała się nadać głosowi miły ton – mogę się wprosić?
- Oczywiście – nie oponowała Małgosia.
Zaprowadziła ją do swojego skromnego mieszkanka i znowu doznała wrażenia, że jej niespodziewany gość wybrzydza obserwując wnętrze.
A planowała stawić jej czoła, powiedzieć, co o niej myśli, wygarnąć sposób w jaki traktuje Patryka i w końcu zażądać pozostawienia ich w spokoju. Ale kiedy tak stały twarzą w twarz, Gosia straciła całą odwagę.
Dodatkowo Czarna Mamba wciąż jej się przyglądała.
Była niewiele starsza od niej, a z oczu bił nie tylko chłód i opanowanie, ale i wyzierało z nich doświadczenie.
- Nie dostanę herbaty? – Czarna Mamba zaczęła się irytować. Co za babsko. I co Patryk w niej widzi? Patrzy się na mnie jak wół w namalowane wrota i nie potrafi nawet nic powiedzieć.
- Oczywiście – w kuchni Gosia odetchnęła głęboko i postarała się otrząsnąć z szoku, jakim było niespodziewane spotkanie z szefową obrzeży.
- Gdybym wiedziała, że pani przyjdzie, byłabym lepiej przygotowana – powiedziała z lekki wyrzutem i postawiła na stole szklanki, imbryk z herbatą i ciasteczka.
- Nie mogłam się już doczekać.
- Czemu pani tak naciskała na nasze poznanie się? – odważyła się spytać Małgosia.
- Jak to czemu? – dziwiła się Czarna Mamba – Patryk jest moim przyjacielem. Chyba nie dziwne, że chcę poznać jego narzeczoną.
- Jak pani może mówić o przyjaźni, przecież on jest zwykłym obywatelem, a pani…
- Nie rozumiem do czego pijesz – fuknęła Malwina, a Małgosia aż się skuliła – znam go wiele lat i jest moim przyjacielem. A jego los leży mi na sercu. I w związku z tym przyszłam tutaj żeby zadać ci kilka pytań.
- A jak nie będę chciała odpowiedzieć? – Małgosia wysunęła wojowniczo brodę.
Czarna Mamba uśmiechnęła się zimno.
- Wtedy zrobisz przykrość Patrykowi.
- Zagrozi mu pani?
- Ja? – zaśmiała się Malwina – nie mam zamiaru tego robić, nawet tobie. Skoro on twierdzi, że cię kocha i ty również, to życzę wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, ale nie pozwolę ci zerwać naszych kontaktów.
- I o to chciała pani spytać?
- Tak. Co masz zamiar zrobić?
- Szczerze?
- Szczerze.
- Ja nie chcę pani znać i nie chcę żeby Patryk się z panią kontaktował. Ale z drugiej strony możemy się dogadać ile razy w ciągu roku pozwolę mu na wyjście z panią na piwo.
- Negocjacje – ucieszyła się Czarna Mamba – słucham pani propozycji.
- Dwa razy do roku – powiedziała Małgorzata.
- Nie da się. Raz na miesiąc to minimum, ja go potrzebuję. Inaczej będę fiksować.
- Za często i nie pomyślała pani o tym, że kiedyś dojdą dzieci i Patryk nie będzie miał czasu na rozrywki.
- Ale na razie dzieci brak. Mówię więc raz w miesiącu chcę się z nim widywać.
- Raz na trzy miesiące to moje ostatnie słowo – powiedziała twardo Małgosia.
- Raz na dwa, to moje ostatnie słowo.
- Dlaczego pani tak na tym zależy, nie chce go pani puścić, będzie pani podkopywać pode mną dołki.
Czarna Mamba roześmiała się, ale nie było w tym śmiechu wesołości.
- Oszalałaś?! – wykrzyknęła – dlaczego miałabym to robić? Przecież to mój przyjaciel, a poza tym jak bym coś od niego chciała, to dawno bym to dostała. Ale nic od niego nie chcę. Nie jest w moim typie, nie jest rodowy, a mówiąc o materialnej stronie, gdybym się z nim związała, to ja bym na tym straciła. Czuj się więc bezpiecznie.
- Naprawdę pani go lubi?
- Odkryłaś nowy kontynent w atlasie – parsknęła Czarna Mamba.
- Nie wiem, jak on może panią tolerować, pani jest bardzo niemiła.
- Ależ, ja jestem bardzo miła, tylko twój upór mnie denerwuje.
- Czy to dziwne, że jestem zazdrosna i chcę mieć go tylko dla siebie.
Malwina nie odpowiedziała, bo uznała, że ciągnięcie tej dyskusji do niczego nie prowadzi. Odetchnęła głęboko i opanowała emocje.
- Posłuchaj. Nie chcę ci wchodzić w życie, nie chcę rozbijać waszego związku. Widzę, że się kochacie. Chcę się z tobą dogadać, bo dla mnie Patryk też jest bardzo ważny. Wiem, że wydaję ci się okropną babą, ale z twoim narzeczonym dogadujemy się od lat. I chcę po prostu od czasu do czasu wyskoczyć z nim na piwo. A nawet z wami, jeżeli będziesz chciała.
- Nie dziękuję – Małgorzata zrobiła nadąsaną minę.
Czarna Mamba nagle wstała i powiedziała zimnym głosem.
- Wiesz, co jest w tobie najgorsze?
Małgosia nie odpowiedziała.
- Nie wygląd, nawet nie upór i zazdrość. Tylko głupota. Proszę cię więc, żebyś powiedziała ode mnie Patrykowi, że nie będę się już z nim więcej spotykać. I zaznacz, że wygrałaś ze mną i udało ci się mnie przepędzić. Jeżeli Patryk będzie szczęśliwy, to znaczy, że miałaś rację i możecie żyć sobie długo i szczęśliwie. Powodzenia.
I wyszła.


Adam
- Co ten Michał robi? – zastanawiał się głośno Adam, kiedy po raz ósmy w telefonie brata odezwała się poczta.
- Powinien odebrać.
W tym momencie zadzwonił telefon, ale to był ojciec.
- Nie wiesz, co u Michała? – spytał pan Olaf bez wstępów – nie mogę się do niego dodzwonić?
- Ja też nie, a chciałem go ściągnąć jutro na granicę z Piątką.
- A wiesz gdzie on jest?
- Wiem, na naszych nowych ziemiach w lesie nad jeziorem.
- A, to pewnie nie ma zasięgu – uspokoił się pan Olaf.
- Pewnie tak, bo rzeczywiście jeszcze tam nie doszła cywilizacja, ale wiem też, że miał dzisiaj wrócić.
- Pewnie coś go zatrzymało.
- Pewnie tak – zgodził się z ojcem Adam i się rozłączyli.

Celina
Weszła do budynku uczelni i od razu natknęła się na Kaśkę i Ankę. Dziewczyny od razu zaczęły ją wypytywać o spotkanie Kobiety Razem.
- Jak było?
- Dużo dziewczyn przyszło?
Celina odpowiedziała wyniośle.
- Trzeba było przyjść, to byście wiedziały.
- O, jaka ważna – zaśmiała się Kaśka – najwidoczniej było lepiej niż przypuszczałyśmy.
Celina spuściła z tonu i wyraźnie oklapła.
- Tak naprawdę, to przyszło tylko kilka dziewczyn, a w trakcie niektóre wyszyły, bo myślały, że to spotkanie dla feministek, a klub skrzywdzonych dziewczyn ich nie interesował.
- Ale ktoś został? – zapytała Anka ze szczerym współczuciem w głosie.
- Oczywiście. No i ustaliłyśmy plan działania i zmieniłyśmy nazwę.
- Na jaką? – zapytała jedna z sióstr.
- Komandoski – powiedziała Celina i czekała aż dziewczyny wybuchną śmiechem. Ale tak się nie stało.
- Ciekawe – mruknęła Kaśka – i co będziecie robić?
- Będziemy wspierać skrzywdzone dziewczyny i mścić się na zdradzieckich świniach – powiedziała Celina wojowniczym tonem.
- Czyli co będziecie robić?
- Sądzić ich i wymierzać karę.
- A konkretniej? – dopytywała Anka.
Celina wzruszyła ramionami.
- Jeszcze nie wiem, dałyśmy sobie tydzień na zastanowienie.
W tym momencie między nie wpadł jakiś chłopak, przez chwilę łapał równowagę, ale niestety nie udało mu się i nie chcąc upaść złapał Celinę za ramiona. Niestety ona też się zachwiała i po chwili chłopak leżał na podłodze, a ona na nim.
Kaśka z Anką śmiały się w głos.
Celina szybko poderwała się na nogi i krzyknęła do chłopaka.
- Co ty sobie myślisz? Biegasz po korytarzy zamiast chodzić.
Ten wstał otrzepał ubranie i spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Warto było na ciebie wpaść – i wyciągnął rękę – Emil, pochodzę z Dwójki, jestem na wymianie…
- A co mnie to obchodzi – burknęła Celina, odwróciła się na pięcie i odeszła z dumnie uniesioną głową.
- Przepraszamy za naszą siostrę – powiedziała Anka – ostatnio trochę zdziwaczała, ale myślimy że jej przejdzie. Ja jestem Anka, a ta obok to Kaśka. Miło nam ciebie poznać.
- Mnie też jest miło – uśmiechnął się Emil i podał dziewczynom rękę – wasza siostra jest cudowna. A jak pięknie marszczy nosek jak się złości. Zachwycająca.
I odszedł. Kaśka z Anką stały z rozdziawionymi buziami.

Ruda Mysz, Marta i Adam
- Uspokój się – mówiła Marta do zapłakanej Rudej Myszy.
Jechały na wyznaczone przez Adama spotkanie z szefem obrzeży z Piątki.
- Nie mogę – buczała dziewczyna – nie chcę tam być. Będzie dużo mężczyzn, uzbrojonych, może dojść do walk. A potem znowu Pan mnie zbije, bo znajdę się nie tam gdzie trzeba.
Dziewczyna myślami wciąż wracała do wypadków z nad jeziora.
- Nic ci nie będzie, nie idziemy walczyć – powiedziała Marta, chociaż nie była do końca tego pewna. Spojrzała z troską na dziewczynę i dodała.
- I ja tam będę, nie dam cię skrzywdzić.
- Dziękuję – bąknęła Ruda Mysz – ale nawet pani nie będzie mogła się przeciwstawić decyzji Pana.
- Nie pozwolę na to, żebyś znalazła się tam gdzie nie trzeba. Zgoda?
- Zgoda – Ruda Mysz po raz ostatni pociągnęła nosem i postarała się doprowadzić do porządku. Pan nie lubił, jak płakała i mocno się wtedy złościł, więc musiała się opanować.
Miejsce spotkania odbywało się na wielkiej łące, która latem była kolorowa od kwiatów i trawy, teraz była sucha i brązowa pod listopadowym niebem.
Już z daleka zobaczyły sporą grupę ludzi, nie tylko mężczyzn, ale i kobiet uzbrojonych po zęby.
- To neutralna ziemia, w tym miejscu wrogowie prowadzą rozmowy dyplomatyczne, wykupują więźniów z niewoli i czasami rozstrzygają spory – tłumaczyła Marta – a dzisiaj będzie toczył się spór o wioskę w górach.
- Jaka ja byłam głupia – wyrwało się Rudej Myszy jakby bez związku.
- Dlaczego? – zapytała Marta.
- Myślałam, że jak przedostanę się do tej wioski, to będę wolna i będę mogła zacząć od nowa. Tymczasem Pan i jego brat znaleźli ją i przywłaszczyli sobie, prawda?
- Tak.
- Nie ma przed nimi ucieczki. Czy to dwadzieścia, czy pięćset kilometrów, są wszędzie – mówiła zrezygnowana dziewczyna.
Marta mogła jej wiele powiedzieć na temat opieki, którą została otoczona przez Adama i o tym, że powinna się czuć uprzywilejowana, powinna korzystać z tego, że stała się najważniejszą dla niego kobietą. Ale wiedziała, że to nie ma sensu, dziewczyna nie uwierzyłaby w ani jedno słowo.
Zaparkowały w grupie innych samochodów i wyszły na zewnątrz.
Wyraźnie było widać dwie strony konfliktu. Ludzie Adama po jednej, a ludzie Leona Wilkowa po drugiej stronie. Sam Leon był w wieku Adama, ale był niższy od niego i masywniejszy. Nie miał tylu blizn i wyglądał na całkiem przystojnego mężczyznę. Miał również cieplejszy wyraz twarzy niż Adam, co nie znaczy, że był miękkim człowiekiem. Jako szef obrzeży musiał być twardy.
Do 15 00 zostało 20 minut, więc obie strony tylko zerkały na siebie złowrogo, nic nie mówiąc i nie wykonując gwałtownych ruchów, które mogłyby sprowokować do nieprzemyślanych działań.
Obie kobiety poszły w stronę Adama, ale zatrzymały się na kilka kroków przed nim, czekając aż zostaną zauważone.
Po chwili Adam skinął na nie ręką i podeszły do grupy mężczyzn. Po przywitaniu się mężczyzna zapytał Martę.
- Nie miałaś czasem wiadomości od mojego brata?
- Nie – Marta pokręciła głową – dzwoniłam do szefa wczoraj wieczorem, ale włączała się sekretarka.
- U mnie też odezwała się sekretarka – mruknął Adam ponuro i nie ciągnął dalej tematu.
Spojrzał na Rudą Mysz, która usiłowała ukryć się za plecami koleżanki.
Już chciał coś powiedzieć, ale zauważył we wzroku Marty, która błagała go spojrzeniem, żeby odpuścił. Skinął jej lekko głową i od razu przeszedł do rzeczy.
- Kiedy ja będę o 15 00 prowadził rozmowy, wy prześlizgniecie się na drugą stronę na ich parkingi i przeszukacie samochody wroga. Zobaczcie z czym do nas przyjechali i czy się tam ktoś nie ukrywa. Czy nie ma snajperów. Nie mam pewności, czy Leon będzie grał czysto.
- Tak jest – powiedziała Marta i pociągnęła Rudą Mysz za sobą.
Mężczyzna przez chwilę patrzył za nimi, po czym wrócił do bieżących spraw związanych ze spotkaniem.
Wybiła 15 00 i z dwoma zaufanymi oficerami wyszedł naprzeciw Leona Wilkowa, który również ze swoją dwójką szedł w jego stronę. Uwaga reszty skupiła się na nich, Marta i Ruda Mysz mogły działać.
- Przywłaszczyłeś sobie wioskę w górach – zaczął Leon z pretensją w głosie – mało ci mojej ziemi?
- Nie twojej, a mojej. Odbiłem od ciebie ziemie pradziadka to raz, a dwa pierwszy znalazłem tę wioskę, więc należy do mnie.
- Nie słyszałem żebyś się tym znaleziskiem gdzieś chwalił, więc nie mogę uznać twoich racji.
- Moi ludzie tam mieszkali i jak przyszedł czas wywiesili flagę.
- Tak, ale dopiero jak moi ludzie się tam pojawili.
- Nie ma znaczenia kiedy, ważne że flaga była. Że moi ludzie tam byli.
- Nie uważasz, że zachowałeś się perfidnie? Szykowałeś sobie punkt wypadowy do mnie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry punkt wypadowy, od wioski dzielą cię góry.
- Tak, ale to moje góry. Nawet nie wiem kiedy się tam przedostałeś?
- Nie mniej do mnie pretensji. To twoi ludzie kiepsko pilnują granic.
- Przeszedłeś po mojej ziemi? – wykrzyknął Leon.
- Oczywiście, przecież nie przefrunąłem, to raczej byś zauważył.
- A więc przyznajesz się, że działałeś podstępnie.
- Ja? Podstępnie? Raczej w tajemnicy.
- To, to samo – zaperzył się Leon.
Wilkow zdał sobie sprawę, że Adam w tej dyskusji jest górą i że wykorzystał jego wzburzenie. Dlatego ze wszystkich sił spróbował się opanować.
- Nie zgadzam się na to okrążanie mnie – powiedział.
- Jedna wioska…
- Nie zaczynaj tej dyskusji od nowa. Mamy rozejm, więc nie powinniśmy walczyć, ale z drugiej strony ty zagarniasz wioskę, którą ja sam chętnie bym wziął. Czy masz propozycję rozwiązania sytuacji?
- Możemy o nią zawalczyć.
- Nie. Nie chce przelewu krwi, wioska nie jest tego warta.
- Zatem zostaw mi ją albo podaj cenę, a może ci ją sprzedam – powiedział Adam.
- Co?! – zezłościł się Leon – mam kupować rzecz niczyją? Jeszcze nie oszalałem!
- Zatem zostaw mi ją.
- Nie.
- Jesteś uparty – mruknął Adam, a potem powiedział – możemy o nią walczyć. Jeden na jednego. Tutaj, na ubitej ziemi. Bez broni, tylko siła mięśni. Co ty na to?
Leon tak, jak i Adam potrafili się dobrze bić i miał duży wachlarz  możliwości. Z drugiej strony, jeśli znowu przegra z Adamem jego pozycja jeszcze bardziej się osłabi. I tak już ojciec dawał mu do zrozumienia, że jego najmłodszy brat byłby lepszy na obrzeżach. Z trzeciej strony, jeżeli odda wioskę i nie stanie do walki, to będzie jeszcze gorzej.
- Daj mi piętnaście minut. Muszę rozważyć twoją propozycję.
- Nie ma sprawy – powiedział Adam – możesz się zastanawiać nawet godzinę, ja poczekam.
Panowie wrócili na swoją stronę. Adam usiadł na turystycznym krześle akurat w momencie powrotu Rudej Myszy i Marty.
- Jak rekonesans? – zapytał.
- Czysto – powiedziała Marta – całą broń mają ze sobą, żadnych ukrytych strzelców i tajnej broni. Przyjechał na rozmowy, nie chce jatki.
- Dziękuję wam bardzo.
- Spytaj się Pana, czy możemy wracać do domu – powiedziała cicho Ruda Mysz do Marty i zbladła. Mówiła nie dość cicho. Adam patrzył wprost na nią.
- Nie. Zostaniecie do końca. Może będę jeszcze was potrzebował.
Kobiety już miały odejść i dołączyć do szeregowców, ale Adam powiedział.
- Zostaniecie przy mnie.
Jeden z oficerów zwolnił krzesło dla Marty i ta od razu je zajęła. Drugi już się podrywał ze swojego, żeby Ruda Mysz usiadła, ale ta klapnęła u stóp Adama. Tak, jak w zamku. Jak niewolnica z w filmów. „Brakuje jeszcze łańcucha.” – pomyślał zirytowany Adam.
A ona po prostu nie była w stanie zrobić inaczej. Myślał za nią instynkt przetrwania. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła ramionami kolana. Skuliła się i znieruchomiała. Adam patrzył z góry na jej rudą głowę i przewrócił oczami.
- Jesteś maharadżą – zaśmiał się do niego jeden z zaprzyjaźnionych oficerów.
- Założę harem – parsknął Adam i dodał – nie wiedziałem, że jestem aż tak przerażający. Myszo, możesz usiąść na krześle.
Nie poruszyła się, a on zrezygnował z namawiania jej do normalnych zachowań. Za to zaczął walczyć z pokusą pogłaskania jej po głowie.

kolejny odcinek 27 października


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka