Wielka gra - odc.23


Małgorzata i Czarna Mamba
To na co się Małgosia zdecydowała było mocno desperackim krokiem. Pojechała na obrzeża żeby spotkać się z Czarną Mambą. Nie liczyła za bardzo na to, że kobieta wpuści ją przed swoje oblicze, ale musiała spróbować. Niech Patryk wie, że jej na nim zależy. Nie chciał się widywać w pracy, ignorował ją, schodził z drogi, zatem czuł się pokrzywdzony i ona musiała to naprawić. Najpierw próbowała do niego dzwonić, pisała sms- y, ale odpowiedział tylko na jeden.
„To za mało, żebym ci wybaczył.”
Wtedy stwierdziła, że jedyną możliwością odzyskania Patryka jest załatwienie sprawy jego groźnej przyjaciółki.
Kiedy podjechała taksówką pod drzwi budynku sztabu, aż się wzdrygnęła. Wszędzie kręcili się uzbrojeni ludzie z nieprzyjemnymi wyrazami twarzy. Kiedy przemykała obok nich, patrzyli na nią, jak na potencjalną ofiarę. Za drzwiami sztabu zatrzymał ją wysoki mężczyzna i warknął.
- Czego tu?!
- Chciałam się widzieć z Czarną Mambą.
- Dla ciebie panią Czarną Mambą – huknął mężczyzna.
- Przepraszam, ma pan rację, z panią Czarna Mambą – potulność Małgorzaty najwyraźniej zadowoliła mężczyznę, bo powiedział już spokojniejszym tonem.
- Szefowa przyjmuje ludzi z ulicy w ściśle określonych dniach. A to dopiero będzie przed świętami.
- Nie jestem osobą z ulicy. Poznałam się z nią osobiście, je…. – mężczyzna przerwał jej.
- Każdy tak mówi – po czym podetknął jej pod nos notatnik – wpisz się do kolejki.
Małgosia wiedziała, że w tym rejonie żołnierze stoją najwyżej w hierarchii i powinna być bez żadnych dyskusji posłuszna. Inaczej mogą ją wsadzić do więzienia. Ale tym razem, musiała zaryzykować.
- Pani Czarna Mamba mnie zna, jestem narzeczoną pana Patryka, przyjaciela pana szefowej. Proszę jej powiedzieć, że przyjechałam.
Żołnierz patrzył na nią podejrzliwie i kobieta martwiła się już, że zostanie posądzona o kłamstwo. Po długiej chwili, żołnierz wyjął zza paska krótkofalówkę, wywołał rozmówcę i po chwili i powtórzył to, co mówiła.
- Sprawdzamy – zwrócił się do Małgosi z miną zwycięscy, a dziewczyna zmartwiała, bo za jej plecami pojawiło się dwóch innych żołnierzy. Jeżeli Czarna Mamba nie potwierdzi jej słów, to będzie z nią krucho.
Do tej pory nie myślała nawet o tym, że przyjaciółka Patryka może się na niej mścić, za to co powiedziała.
Zatrzeszczała krótkofalówka.
Żołnierz spojrzał na nią nieprzychylnie i warknął.
- Może pani wejść. Szefowa jest na pierwszym piętrze drugi pokój na prawo.
Małgosia czym prędzej udała się we wskazanym kierunku. Miała wrażenie, że żołnierz był rozczarowany wynikiem rozmów. Pewnie wolałby osobiście ją torturować.
Po chwili weszła do pokoju, w którym miała czekać Czarna Mamba. Był to zwykły salon, z wygodnymi fotelami, niskim stołem i telewizorem pyszniącym się na połowie ściany. Najwidoczniej szefowa obrzeży tutaj odpoczywała. Drobna kobieta siedziała w jednym z foteli i Małgosia ze zgrozą zauważyła, że cała jest posiniaczona. Czarna Mamba widząc jej szok, uśmiechnęła się lekko i powiedziała.
- Nie przejmuj się, tak czasami wyglądam. Wiesz, pola bitew to nie salony piękności – i wskazała jej ręką fotel obok siebie.
- Co cię do mnie sprowadza?
- Chcę odzyskać Patryka – powiedziała Małgosia i się rozpłakała.
Czarna Mamba uniosła wysoko brwi.
- A co? Jeszcze się nie pogodziliście?
- Nie – chlipała dziewczyna – on jest obrażony i nie chce mnie znać. A to wszystko przez panią!
- O nie – nie zgodziła się Czarna Mamba – to wszystko przez ciebie. Na mnie swojej zazdrości nie zwalaj.
- Zrozumiałam już, że zrobiłam błąd. Chcę go odzyskać. Bo go bardzo kocham.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- Pani może z nim porozmawiać i wstawić się za mną.
Czarna Mamba zaśmiała się krótko.
- Co za niespodzianka.
- Pomoże mi pani?
Małgorzata miała świadomość tego, że kobieta może się nie zgodzić. Może nic nie zrobić, a może Partyka przekonać żeby zakończył tę znajomość.
- Dobrze – powiedziała Czarna Mamba – pomogę ci.
Gośka była zdziwiona szybką reakcji kobiety, więc zapytała.
- A co pani chce w zamian?
- Nic. Żyjcie długo i szczęśliwie, no i wiedz, że będę chodzić z Patrykiem na piwo.
- Zgadzam się – zapewniła Małgosia.
- Jedź do domu i już się o nic nie martw. Patryk się do ciebie odezwie. Ale co ci wtedy powie, to już nie moja sprawa.
- Dziękuję – Małgosia wstała, pożegnała się i wyszła.
Czarna Mamba sięgnęła po telefon.


Marta
Pod nieobecność Michała na Martę spadły wszystkie sprawy w agencji. Pracownicy przychodzili do niej, składali raporty, domagali się wyposażenia, wymagali decyzji. Starała się, jak mogła sprostać zadaniu, ale przez to wracała do domu późną nocą, kompletnie wyczerpana i nie miała nawet sposobności porozmawiania z synem, ponieważ już spał.
Kiedy po raz trzeci upuściła klucze, coś w niej pękło i wrzasnęła sobie porządnie, nie zwracając uwagi na to, że jest już dawno po 23 00.
Drzwi mieszkania obok uchyliły się i wyjrzał z nich jej sąsiad.
- Czy coś się pani stało? – zapytał.
- Nic – burknęła i przekręciła klucz w zamku.
- To nie pani krzyczała?
- Ja.
- Czyli coś się stało.
- Nic, dobranoc – i zamknęła drzwi – co za natręt – powiedziała rozeźlona. Co on sobie wyobraża, tak się wypytywać.
I tak nakręcając się weszła do kuchni. Otworzyła lodówkę i nic ciekawego tam nie znalazła, dlatego jej złość się jeszcze bardziej spotęgowała. Z determinacją wyszła z mieszkania i załomotała do drzwi sąsiada. Ten dosyć szybko otworzył.
- Chce mnie pani przeprosić, za niemiłe zachowanie? – zapytał.
- Nie – powiedziała Marta – chcę się spytać, czy ma pan coś do jedzenia, bo w mojej lodówce są same pustki.
Maksymilian, nie wiedział czy ma ją ochrzanić, czy spełnić jej prośbę. W końcu zdecydował się na tą drugą opcje. Kobieta była wyraźnie zmęczona, głodna i widać było, że walczy ze łzami.
- Może pani wejdzie do mnie i coś pani szybko upichcę?
- Nie, proszę mi tylko coś dać. Nie mam ochoty na towarzystwo.
Mężczyzna skinął głową i poszedł w głąb mieszkania, po chwili wrócił niosąc chleb, masło i kawałek sera żółtego. Kiedy jej to wręczył, powiedział.
- Pani syn, też był u mnie po jedzenie.
Marta na te słowa rozpłakała się i szybko wróciła do swojego mieszkania. Zatrzasnęła drzwi i poszła do kuchni. Tam siedział jej syn.
- Mamo, czemu krzyczysz? – zapytał – obudziłaś mnie.
Kobieta szybko otarła łzy żeby chłopak niczego nie widział.
- Przepraszam synku, ostatnio za dużo pracuję.
- Miałaś mieć urlop – wytknął jej.
- Wiem, ale na razie nie czas na to. Chcesz kanapkę?
- Tak. Wzięłaś od sąsiada?
- Tak.
- Też u niego byłem. Nie ma nic w lodówce.
- Mogłeś pójść do sklepu i sobie coś kupić. Dałam ci kieszonkowe.
- No właśnie zapomniałaś.
Marta usiadła z jękiem na krześle.
- Jestem złą matką – powiedziała.
- Nie histeryzuj – syn poklepał ją po ramieniu – tylko nie pracuj tak dużo i będzie ok. I daj mi jakieś pieniądze, jutro po szkole kupię coś do jedzenia.
-  Dam ci tylko kieszonkowe – powiedziała – ja pojadę do sklepu. Wrócę wcześniej.
- Nie wrócisz – syn miał rację.
- Kochanie, jak tylko znajdą pana Michała od razu biorę wolne.
- Nie obiecuj, bo tego nie wiesz. Nigdy nie wiesz – w głosie syna zabrzmiała nuta zawodu.
Czuła się podle.



Adam i Ruda Mysz
Dziewczyna wcisnęła się w fotel pasażera i z uporem wpatrywała się w okno. Adam widział, jak drży i co chwilę pociąga nosem. Nic z tym nie robił, bo jeszcze by z tych nerwów usiłowała wysiąść podczas jazdy.
A podróż miała potrwać około dwóch godzin.
Kiedy dojeżdżali do granicy lasu Adam odezwał się.
- Mój brat zaginął. Wiem tylko, że pojechał nad jezioro i stamtąd nie wrócił. Znaleziono ślady krwi, ale nic więcej. Mam nadzieję, że ty dasz radę go odnaleźć.
- A jak go nie znajdę, Panie? – wybąkała niepewnie.
- To nie znajdziesz – odparł Adam.
- Nie zbijesz mnie, Panie?
Adam aż zatrzymał samochód i zgasił silnik. Spojrzał na skuloną postać i powiedział.
- Nie, nie zbiję cię. Zrobiłem to raz, bo tak kazało prawo. I byłaś u mnie na niepewnych warunkach. Nie mogłem inaczej postąpić. Teraz jesteś osobą wolną i pracujesz dla mnie na zlecenie. Nie podlegasz prawom moich ludzi – starał się mówić spokojnie, ale chyba mu się nie udało, bo Ruda Mysz skuliła się jeszcze bardziej.
- Ty możesz Panie robić, co zechcesz – wyjąkała.
- Masz rację i dlatego chcę cię zapewnić, że nigdy więcej nie wymierzę ci kary cielesnej.
Uruchomił samochód i ruszyli dalej.
- I przestań w końcu płakać – powiedział i podał jej chusteczkę.
Wytarła nos i oczy i usiadła prosto.
- Staram się, Panie – powiedziała cichutko.
- Wiem – odparł i pogłaskał ją wierzchem dłoni po policzku. Zamarła i kolejna fala łez popłynęła jej po policzkach.
Adam zaklął pod nosem.
Dojechali do jeziora, na brzegu którego kręciło się mnóstwo robotników. Ruda Mysz ze zgrozą stwierdziła, że są to sami mężczyźni. Znowu. Nie chciała wysiadać, ale nie mogła też zostać w środku.
Adam był już na zewnątrz i witał się z głównym inżynierem. Rozmawiali o czymś przez chwilę, czego Ruda Mysz nie usłyszała, a potem Adam skinął jej ręką żeby wysiadła. Zrobiła to na sztywnych nogach.
- Idziemy – powiedział Adam krótko i poprowadził ją na miejsce, gdzie znaleziono ślady krwi.
- Zostawiam cię tu – odezwał się ponownie – rozejrzyj się w okolicy, a ja tymczasem wrócę do ludzi i powiem, że potrzebujemy miejsca na noc.
- Nie wrócimy dzisiaj? – Ruda Mysz zbladła. Miała tutaj spędzić noc?
- Nawet jeżeli Michał się znajdzie, może być osłabiony, lepiej będzie, jak zostaniemy – i odszedł. Ruda Mysz stała przez chwilę bezradnie, a potem zaczęła się rozglądać. Co dziwne, kiedy zajęła się pracą, nie myślała o lęku przed Adamem, ani o robotnikach, ani o nocy spędzonej na tym pustkowiu. Była profesjonalistką.

Michał
Czuł, że jest słaby. Nie tylko z powodu utraty krwi, ale i z braku jedzenia. Dwa dni udawał nieprzytomnego, ponieważ miał nadzieję dowiedzieć się czegoś o miejscu, w którym kobiety go przetrzymywały, jak i o nich samych. Niestety już więcej przy nim nie dyskutowały. Musiał więc w końcu się „obudzić.”
Dlatego kiedy usłyszał zgrzyt klucza w zamku podciągnął się do siadu i czekał aż kobiety wejdą do środka. Nadal nie zapalały światła korzystając z tego z korytarza, więc nie od razu zauważyły, że patrzy na nie całkiem już przytomny. Beata uklękła przy nim i zamarła.
- Dzień dobry – powiedział ochrypniętym głosem.
Beata podskoczyła spanikowana i chwyciła koleżankę za ramię. Ta już w niego celowała z pistoletu.
- Czy mogła by pani nie machać na mnie tą bronią? – poprosił – i tak jestem skuty, nic wam nie zrobię.
Strażniczka opuściła rękę, ale palec miała cały czas położony na spuście. Obie kobiety wpatrywały się w niego bez słowa, także poczuł się w obowiązku podtrzymywać konwersację.
- Rozumiem, że uratowały mnie panie przed śmiercią, dziękuję.
Nadal nie odpowiedziały.
- Czy dostanę coś do jedzenia?
Obie wyszły z pomieszczenia i zamknęły drzwi na klucz. Słyszał jedynie ich pospiesznie oddalające się kroki i jakąś dyskusję.
Westchnął i stwierdził, że w tak dziwnej sytuacji, to jeszcze nie był.
Po kilkunastu minutach drzwi ponownie się otworzyły i przyszła jedynie Beata z jedzeniem i piciem.
- Będę pana karmić – oznajmiła.
- Dobrze – zgodził się.
- Proszę nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów – ostrzegła.
- Nawet bym nie śmiał, w końcu wiem, co się może stać.
- Co pan ma na myśli – wyszeptała.
- Przecież to pani do mnie strzelała. Nie śmiałbym pani ponownie zdenerwować.
Beata niedowierzała w to, co słyszy.
- Pan sobie ze mnie żartuje?
- Oczywiście – powiedział pogodnie Michał.
- Ale powinien mnie pan nienawidzić, powinien pan chcieć mnie zabić.
- Dlaczego od razu zabić? – zaśmiał się – być zastrzelonym przez piękną kobietę, to zaszczyt. Nie mogę się na panią gniewać.
Dziewczyna była ewidentnie zmieszana, a on wiedział już, jak sobie z nią poradzi.
- Czy może mnie pani w końcu nakarmić?
Beata zreflektowała się i nabrała zupy na łyżkę.
- Proszę się nie śpieszyć – powiedziała – nie jadł pan kilka dni i żołądek może się buntować.

Celina
Kaśka i Anka wpadły do niej do domu po zajęciach. Chciały dać jej notatki i zdać relację ze spotkania Komandosek, na którym nie była.
- Jak się czujecie? – zapytała Kaśka Celinę.
- Najgorzej czuje się mama. Jest załamana i już go w głowie pochowała.
- Aż tak źle?
- Nawet nie wiedziałam, że aż tak nas kocha.
- Przecież to matka – powiedziała Anka – wiadomo, że kocha.
- No, ale że aż tak? I to chłopaków. Przecież Michał jest okropny.
- Celina, na mózg ci padło – orzekła Kaśka – te twoje nienawiści do mężczyzn przelałaś na braci.
- Nieprawda. Kocham Michała, z tym że, no wiecie… On jest taki…
- Jaki?
- No nie wiem. Nikogo nie kocha, nie ma dziewczyny, olewa wiele spraw rodzinnych. Taki lekkoduch.
- I zaginął.
- Albo sobie z nas jaja robi – burknęła Celina – i jak wróci, to mu przywalę.
- Myślisz, że mógłby sobie w ten sposób żarty stroić? – dziwiła się Anka.
- Niestety, to nie żarty. Tak się tylko staram pocieszyć – powiedziała cicho Celina.

Patryk i Małgorzata
Małgorzata usłyszała dzwonek do drzwi. Podeszła do wizjera i jedyne, co zobaczyła, to wielki bukiet kwiatów. Spytała kto, to.
- Kurier – usłyszała i otworzyła.
Ale zamiast obcego mężczyzny zobaczyła Patryka, który miał niepewną minę.
- To dla ciebie – powiedział, wręczając jej wielki bukiet.
- Dziękuję – zaprosiła Patryka do środka.
Usiedli na małej kanapce i zamilkli. Trudno było wrócić do normalnych relacji, po tylu przykrych słowach i zawodzeniu się nawzajem.
- Przepraszam cię – powiedzieli jednocześnie.
- Nie, to ja cię przepraszam – zapewniał Patryk – nie powinienem stawiać Malwiny wyżej od ciebie.
- To ja przepraszam – powiedziała Małgorzata – nie powinnam być taka zazdrosna.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham – i rzucili się sobie w objęcia. Na rozmowy i tłumaczenia mieli jeszcze mnóstwo czasu.


Czarna Mamba
Dziewczyna przez ostatnie kilka dni kiepsko spała. Najpierw długo przewracała się z boku na bok, a potem zapadała w płytki sen. Byle szmer, a znowu leżała wpatrując się w sufit.
Jej bezsenność nie była spowodowana obawą o brata, a tym, co zrobił Dario.
Zastanawiała się, czemu wyniósł ją z pola bitwy.
Przecież powinien skorzystać z okazji i kiedy była osłabiona pobić do końca, a potem wziąć w niewolę i żądać od jej ojca okupu.
Nie zrobił tego.
Dlaczego?
Dlaczego z jednej strony był złośliwy, brutalny i nieprzyjemny, a z drugiej właśnie taki troskliwy.
O co mu chodziło?
Nie wiedziała.
Jednego, czego była pewna, to swoich uczuć wobec niego.
Nienawidziła go i chciała zniszczyć.
I z tą myślą zasnęła.

Mario i Dario
Mario zadzwonił do brata i zaprosił do siebie na pożegnalny wieczór.
Dario zdziwił się bardzo, bo w pierwszych rozmowach, starszy brat mówił, że przekazanie obowiązków i spraw związanych z obrzeżami zajmie mu kilka miesięcy. A minęło niewiele ponad dwa tygodnie, a on już się żegnał.
I rzeczywiście. Dom Maria był już prawie ogołocony z mebli. Pozostał jedynie duży stół, krzesła i kilka foteli, a to tylko dlatego, żeby goście mieli na czym siedzieć.
W środku już przebywało kilkanaście osób z najbliższego otoczenia Maria. Dario wziął sobie z lodówki piwo i poszedł szukać brata. Zastał go w największym salonie rozprawiającego o czymś żywo z jednym z ich kuzynów.
Kiedy zobaczył Daria pomachał do niego.
Mężczyźni przywitali się i zamienili kilka zdawkowych zdań.
- Kiedy planujesz całkowite opuszczenie obrzeży? – zapytał Dario.
- Za trzy dni.
- Trzy dni? A kiedy ja to wszystko ogarnę? Przecież walczę z Czarną Mambą?
- Dasz radę. Z resztą Kajetan – wskazał na brata ciotecznego – obiecał nam pomóc.
Dario z trudem powstrzymał się od skrzywienia twarzy. Akurat tego brata niezbyt lubił i uważał za wścibskiego.
- Nie trzeba – powiedział spokojnie – już zebrałem zespół. Tylko miałem nadzieję, że przejęcie odbędzie się etapowo.
- Nie ma potrzeby siedzieć tu dłużej – powiedział Mario – wiesz, że najchętniej już bym zajmował się tamtymi sprawami.
- Wiem, wiem.
- A może jednak na coś się przydam – wtrącił się Kajetan, który nie był zbyt zadowolony z odpowiedzi Daria. Też za nim nie przepadał, ale zarządzanie obrzeżami, to było coś. Do tej pory sprawował jedynie funkcję doradczą u Maria, mógłby się wybić.
- Nie, dzięki – uciął Dario.
- Znam politykę i obrzeża Maria – próbował jeszcze coś ugrać.
- Nie, dzięki. Jedź z Mariem do stolicy i tam mu doradzaj. Ja mam swoich ludzi.
Kajetan już chciał coś odburknąć, ale Mario powiedział z szerokim uśmiechem.
- A wiesz, że to dobry pomysł. Kajetan, po co masz walczyć. A mnie zawsze przyda się mądry doradca.
Kajetan, już chciał odpowiedzieć, jak Dario – „Nie dzięki,” ale się powstrzymał. Mruknął.
- Zastanowię się.

Ruda Mysz i Adam
W zapadającym zmroku niewiele mogła znaleźć poza połamanymi gałązkami i kilkoma patykami na ziemi. A potem stwierdziła, że zawędrowała daleko od jeziora i że jest już prawie ciemno i powinna wracać do Pana. Zaznaczyła tylko miejsce, gdzie skończyła i szybko powróciła po swoich śladach do miejsca, gdzie ją zostawił Adam.
Obserwowała prowizoryczny obóz robotników i wieczorną krzątaninę wokół niego. Pan siedział na dużej ławce przed jednym z baraków i rozmawiał z jakimś człowiekiem.
Ruda Mysz na nowo stała się zastraszoną istotą i poczuła, że nie ma już sił się bać, ani płakać, ani w ogóle się ruszać.
Oparła się o drzewo i oddychała nerwowo. Czemu, to wszystko na nią spadało? Co powie Pan, na to, że nic nie znalazła? Mówił, że nic jej nie zrobi, ale czy na pewno?
Adam zauważył ją i krzyknął do niej, żeby przyszła. Obserwował, jak idzie w jego stronę z opuszczonymi ramionami i głową.
„Jak na ścięcie” – pomyślał i od razu się zirytował.
- Co znalazłaś? – wiedział, że użył zbyt ostrego tonu, ale nie mógł już tego cofnąć.
Ruda Mysz jąkając się ze strachu, opowiedziała mu o kilku śladach. Mężczyzna pokiwał głową i powiedział.
- Jutro pójdziesz dalej, na pewno coś jeszcze znajdziesz.
- Dobrze, Panie – odparła.
- Siadaj – powiedział do niej, wskazując jej miejsce obok siebie – na pewno jesteś bardzo zmęczona. Bolą cię…
Nie dokończył, bo Ruda Mysz, jak zwykle padła mu do stóp i usiadła przy nogach.
- Możesz usiąść, jak człowiek? – wycedził przez zęby. Miał dosyć jej niewolniczego zachowania.
- Mogę, Panie – bąknęła, ale się nie ruszyła.
- To dlaczego siedzisz mi przy nodze, jak pies?
- Nie mogę siedzieć koło ciebie, Panie.
- A dlaczego nie?
- Bo jesteś moim Panem – miał ochotę złapać ją za ramiona i długo potrząsać. Ale powstrzymał się i po prostu złapał ją pod ramię i usiłował podnieść. Ruda Mysz, jak nie ona, zaczęła się opierać. Ale mężczyzna był silniejszy i udało mu się poderwać ją na nogi Dziewczyna zachwiała się i klapnęła mu na kolana. Zamarli oboje. Ona ze zgrozy, on żeby znowu jej nie wystraszyć tak, że zemdleje.
Siedziała mu na kolanach i nie śmiała na niego podnieść wzroku. Skuliła się, jakby czekała na cios lub szarpnięcie za włosy. Oddychała szybko i urywanie. Nie śmiała się poruszyć.
Adam uśmiechnął się w duchu, ale na zewnątrz niczego po sobie nie pokazał. Cieszył się, że jest tutaj bez swoich ludzi, bo by musiał szybko i gwałtownie zareagować. Zrzucić ją z kolan i ukarać albo naznaczyć jako swoją faworytę. Co dla Rudej Myszy byłoby bardzo nieprzyjemne. Jako faworyta musiałaby cały czas z nim być, chyba, że pozwoliłby jej odejść. W zasadzie byłaby niewolnicą spełniającą jego zachcianki.
Ale byli tutaj sami, poza prawami obrzeży. A wokół kręcili się robotnicy z ziem wewnętrznych, nie znali jego prawa. 
Nie chciał robić z Rudej Myszy faworyty. Nie zasługiwała na takie traktowanie. W zasadzie nie wiedział, czego od niej chciał. Ciągnęło go do niej, jak do żadnej innej kobiety. Nie umiał się od niej odczepić.
A wiedział, że powinien, bo dziewczyna tak się go boi, że nigdy nie będzie w stanie zobaczyć w nim normalnego człowieka.
Z drugiej strony nie rozumiał czemu ma ochotę ją chronić. Ta dziewczyna w jakiś niewytłumaczalny sposób obudziła w nim instynkty opiekuńcze.
Wyciągnął rękę i odsunął pasmo loków zakrywających jej twarz. Była blada i miała zamknięte oczy. A kiedy dotknął dłonią jej policzka zadrżała. Drugą ręką złapał jej dłoń i uścisnął lekko.
- Nic się nie dzieje – wychrypiał cicho – już dobrze, już się uspokój.
Pokiwała głową, ale oczu nie otworzyła.
- Spójrz na mnie – nadal mówił cicho, a trzymaną dłoń lekko masował. Miał nadzieję, że ten gest ją trochę uspokoi.
Spojrzała na niego i miała oczy pełne łez i rozpaczy.
- I co dalej, Panie? – spytała.
Uśmiechnął się do niej lekko.
- A co ma być dalej? Czego byś chciała?
Odpowiedź Rudej Myszy zaskoczyła go.
- Chciałabym Panie, żebyś mnie przytulił – nie miała siły żeby wstać i uciec, więc po prostu się poddała i osunęła wprost w jego ramiona.
Otoczył ją rękoma i przyciągnął do siebie. Nie padło już więcej żadne słowo. Ruda Mysz oparła głowę o jego tors i wtuliła nos w jego ramię. Łzami moczyła mu bluzkę, ale nawet jej na to nie zwrócił uwagi. Czuł, że ma ją tam gdzie powinien, blisko siebie i to mu o dziwo wystarczało.
Długo tak siedzieli, aż w końcu usłyszeli wołanie na kolację.
Adam delikatnie odsunął ją od siebie i powiedział.
- Nie wiem, jak ty, ale ja jestem głodny.
Ruda Mysz nie odpowiedziała, ale wstała i stanęła obok niego, zakłopotana i nadal lekko wystraszona.
Adam objął ją ramieniem i pchnął w stronę stołówki.
Poszła bez stawiania oporu.
Adam nie wiedzieć czemu był bardzo szczęśliwy.

Marta
Tak, jak sobie obiecała, następnego dnia wyszła z biura wcześniej, a na skargi współpracowników, po prostu powiedziała.
- Radźcie sobie sami, w końcu pan Michał nie zatrudnia tu idiotów.
Pojechała na zakupy spożywcze i wyjechała z wyładowanym po brzegi wózkiem. Normalnie była zwolenniczką kupowania tyle ile trzeba, ale biorąc pod uwagę jej nieregularne powroty nie mogła pozwolić więcej na to, żeby jej syn prosił sąsiadów o jedzenie.
Kiedy wszystko wpakowała do lodówki przypomniała sobie sąsiada i to, jak go potraktowała.
Ubrała się w płaszcz i wyszła do pobliskiego sklepy monopolowego. Kupiła najlepsze wino, jakie mieli i wróciła do apartamentowca.
Zapukała do drzwi Maksymiliana. Mężczyzna otworzył i powiedział ze śmiechem.
- Zaatakuje mnie pani tą butelką?
Marta zaczerwieniła się po koniuszki uszu.
- Właściwie to chciałam przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Było bardzo nie na miejscu. Nie powinnam się na panu wyżywać.
- Racja, nie powinna pani, ale wybaczam – śmiał się.
Marta musiała przyznać, że miał miły i ciepły uśmiech.
Wręczyła mu butelkę.
- I dziękuję, że dał pan jeść mojemu synowi. Teraz mam pełną lodówkę, więc jakby panu coś zabrakło, to zapraszam.
- Będę pamiętał.
Rozmowa się urwała i nastała krępująca cisza.
- To, ja już pójdę – bąknęła Marta i znikła w swoim mieszkaniu.
- Co za kobieta – powiedział z Maksymilian z niekłamanym zachwytem.

Czarna Mamba, Patryk i Małgorzata
Malwina przyjęła parę w swoich prywatnych apartamentach i bardzo się z tego cieszyła. Bo wiadomość, jaką dla niej mieli o mało nie zwaliła jej z nóg, a już na pewno miała minę, jak kretynka.
- Co mi proponujecie?
- Chcemy żebyś była naszym świadkiem na ślubie – powiedział Patryk.
- Który odbędzie się, za dwa tygodnie na początku grudnia – dodała Małgorzata.
- I ja miałabym być świadkiem? – Czarna Mamba nie mogła wyjść ze zdziwienia.
- A dlaczego nie? – zdziwił się Patryk – przecież znamy się od lat. Teraz nas pogodziłaś i chcemy ci w ten sposób podziękować.
- Ale ja nie jestem dobrą kandydatką. Jestem zła i nieprzyjemna i nie lubię ślubów, a o weselach nie wspomnę.
- Malwina, nie daj się prosić – mówił Patryk.
- Dajcie mi ochłonąć – dziewczyna usiadła w fotelu i zadumała się.
Oczywiście, że było jej miło, ale czy powinna? Była rodową dziewczyną, wielu ludzi będzie się krępować jej obecnością. Tym bardziej, że nie słynęła z łagodności i miłości do ludzi.
Spojrzała na rozpromienioną parę i powiedziała poważnie.
- Bardzo bym chciała wam świadkować, naprawdę. To dla mnie zaszczyt, ale sami wiecie jaka jestem. Nie mogę naglę zmienić skóry i stać się słodka i zadowolona i w cieniu panny młodej. Po prostu nie mogę.
Małgorzata już otwierała usta, ale Malwina kontynuowała.
- Zrozumcie, jestem czarnym charakterem, a tacy nie wbijają się w różowe bezowe kiecki i nie machają rączką. Nie kłaniają się nikomu i nie grają drugich skrzypiec. Chętnie przyjdę na wasz ślub i nawet zostanę przez chwilę na weselu, ale jako gość. Nie chcę krępować waszych rodzin.
- Pani Malwino – powiedziała Małgosia.
- Mów mi po imieniu, będziesz żoną mojego przyjaciela, nie musisz mi paniować.
- Dziękuję – odparła Małgosia – Malwino, proszę się zastanowić.
Czarna Mamba spojrzała na Partyka, ten zrozumiał.
- Ona ma rację – zwrócił się do narzeczonej – znam ją i wiem, że ma rację. Tak, oboje stwierdziliśmy, że fajnie by było mieć ją za świadka, ale ona nie może nim być. Bo w tej grze jest czarnym charakterem. A czarny charakter występuje jako gość honorowy, rozdaje uśmiechy, daje prezenty i wychodzi, tak Malwina?
- Dokładnie. Później możecie mnie zaprosić do siebie na kolację, to się razem na luzie pośmiejemy.
- Może masz racje – mruknęła Gosia – ale żeby nie było, proponowaliśmy.
- Dziękuję – narzeczona Patryka pierwszy raz zobaczyła szczery uśmiech Czarnej Mamby i stwierdziła, że jest piękny – jestem zaszczycona i chętnie się u was pobawię, ale jako gość.

Michał
Mężczyzna miał już po dziurki w nosie tej sytuacji. Cały czas był skuty, a odkąd odzyskał przytomność, kobiety dodatkowo związały mu nogi. Rana na piersi bolała, chociaż Beata zapewniała, że już się goi. Było mu niewygodnie i z trudem utrzymywał pogodny ton w konwersacji z kobietami. A musiał jeszcze trochę wytrzymać. Wyczuł, że Beata miała ogromne wyrzuty sumienia z powodu postrzelenia go i właśnie ją postanowił przekonać do wypuszczenia go. Druga kobieta była nieprzejednanie wrogo nastawiona i rzadko w jego obecności się odzywała.
Z ich rozmów wiedział, że są wściekłe na niego i Adama za jatkę, jaką urządzili nad jeziorem. Gdyby wiedziały kogo złapały, było by z nim krucho. Dlatego kiedy go spytały kim jest opowiedział bajeczkę o tym, że jest jednym z inżynierów budowlanych i że miał obejrzeć teren.
Beata na te słowa zaczęła go przepraszać za postrzelenie.
- Może w ramach rekompensaty po prostu mnie wypuście – zaproponował, ale one tylko pokręciły głowami.
- Dlaczego? Przecież wam nie zagrażam?
- Nad jeziorem trwają prace, jak się tam pan pojawi i narobi rabanu, my będziemy miały problem – powiedziała Beata.
- Powiem, że zabłądziłem – obiecywał.
- Nie.
- Pewnie i tak mnie szukają. Co zrobicie, jak mnie tutaj znajdą?
- Nie znajdą – odezwała się ostrym tonem strażniczka – jesteśmy wiele kilometrów od jeziora.
- Tym bardziej możecie mnie puścić.
- Nie chcemy żeby ktoś znalazł tę kryjówkę – powiedziała Beata  - ani rodowi, ani ludzie z ziem niczyich. Dobrze się tutaj urządziłyśmy i nie chcemy wracać.
- I będziecie mnie tak trzymać w nieskończoność? – wybuchł.
- Na razie nie wiemy, co z tobą zrobić – powiedziała Beata.
- Trzeba mnie było dobić – warknął – nie miałyście problemu. Ale skoro tego nie zrobiłyście, to po co wam jestem?!
Kobiety wzruszyły ramionami.

Celina
Po uczelni snuła się jak cień. Wcale nie chciała chodzić do szkoły, ale rodzice stwierdzili, że siedzeniem w domu niczego nie zmieni, a przynajmniej zajmie czymś głowę.
Może mieli rację, ale każdą wolną chwilę poświęcała na myślenie o bracie. Martwiła się o niego i rzeczywiście brała pod uwagę to, że może nie żyć.
- Tak piękna dziewczyna nie powinna być smutna – usłyszała i uniosła wzrok.
Przed nią stał zadowolony z życia Emil.
- Spadaj – mruknęła i chciała go wyminąć. Zastąpił jej drogę.
- Czemu jesteś taka niemiła?
- Czemu jesteś taki natrętny?
- Podobasz mi się – powiedział.
- A ty mnie nie – burknęła  odepchnęła go z drogi.
- I tak cię poderwę – krzyknął za nią.
Nie odpowiedziała, tylko powlokła się w stronę Kaśki i Anki.

Ruda Mysz i Adam
Obudziła się wcześnie rano, ale nie śpieszyła się ze wstawaniem. Chciała jeszcze przez chwilę poleżeć i spokojnie pobłądzić myślami, byle dalej od rzeczywistości. Noc spędziła w baraku na polowym łóżku, przykryta dwoma kocami. Na polówce obok leżał Pan i nadal spał.
Zadrżała. Nie wiedziała, że będzie z nią spał w jednym pomieszczeniu. Po kolacji odesłał ją tutaj i kazał odpocząć. No i odpoczęła. Zasnęła momentalnie i nawet nie wiedziała, że był obok.
Zdusiła jęk rozpaczy i tylko lekko westchnęła. Potem zamarła, nie chciała żeby się obudził. Popatrzyła w jego stronę i lekko uniosła się na łokciu. Leżał na brzuchu z głową skierowaną w jej stronę. Koc zsunął mu się do połowy gołych pleców. Miał na nich jeden duży tatuaż i kilka dużych blizn. Ruda Mysz widziała je, kiedy walczył z przywódcą obrzeży z Piątki, ale nie z tak bliska.
Mężczyzna miał twarz spokojną, odprężoną i Ruda Mysz miała wrażenie, że się lekko uśmiecha przez sen.
Adam obserwował dziewczynę spod przymkniętych oczu i zachwycał się jej zaspanym wyglądem z rana. Jej rude loki sterczały na wszystkie strony, na policzkach miała rumieńce, a oczy zazwyczaj czujne i zlęknione, teraz były lekko zaspane i przyglądały mu się ciekawie.
Nie chciał jej spłoszyć, więc udawał, że śpi. Niech się dziewczyna napatrzy do woli.
Ruda Mysz położyła się na plecach i głębiej zakopała w koce. Nie chciała jeszcze wstawać, nie chciała się jeszcze mierzyć z życiem.
Musiała przysnąć, bo obudziło ją lekkie potrząśniecie za ramię.
- Wstawaj, praca czeka – Adam nachylał się nad nią. Był już całkiem ubrany i gotowy do wyjścia. Kiedy zobaczył, że otworzyła oczy, wyszedł.
Ruda Mysz szybko wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać. Pan nie miał dużo cierpliwości i w ogóle nie powinna wstawać później od niego.
Ale kiedy wyszła przed barak, jakiś mężczyzna podszedł do niej i powiedział.
- Pan Adam prosił żebyś zjadła śniadanie i wzięła dwóch ludzi do pomocy w poszukiwaniach. On wyjechał, ale wróci wieczorem.
Z trudem przytaknęła i poszła w stronę stołówki. Miała zostać sama wśród nieznanych jej mężczyzn. To było jeszcze gorsze, niż spotkania z Panem.

Dario
W progu jego domu stanęła kolejna kuzynka. Była mniej więcej w wieku Daria i nie wyglądała, jak z obrazka. Miała na sobie sportowy strój, włosy związane w niedbały kucyk, a  na twarzy nie miała ani grama makijażu.
- I mówisz, że chciałabyś dla mnie pracować? – zagadnął ją, kiedy usiedli w kuchni przy kawie.
- Tak – głos miała lekko zachrypnięty, jakby dużo paliła.
- A dlaczego?
- Nie lubię statecznego życia.
- A czemu dopiero teraz?
- Zakończyłam związek, nie mam ochoty na nowy. Chcę się oderwać od codzienności – dziewczyna miała zmęczony głos człowieka, który dużo widział. Nie podobał się on Dariowi. Desperatki nie potrzebował, a ona, o ile mówiła prawdę, właśnie na taką wyglądała. Kobiety powinny dbać o siebie, a nie wciągać rozciągnięte gacie i pokazywać całemu światu, jak mają wszystko w dupie. Jego podwładne po bitwie wyglądały lepiej niż ona.
- Przypomnij mi, z którego pokolenia jesteś?
- Z szóstego.
Daleko, ale nadal uprzywilejowanie.
- Na razie mogę ci zaproponować stanowisko sekretarki. Czyli biurową pracę. Nie wypuszczę cię do walki nie wiedząc, co potrafisz.
Dziewczyna skrzywiła się niezadowolona. Dobrze odgadł. Desperatka.
- A najlepiej będzie, jak wrócisz do domu i ochłoniesz po rozstaniu z chłopakiem. A potem możesz wrócić i wtedy pogadamy o innym stanowisku.
Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.
- A przychodzą do ciebie nasi inni kuzyni?
- Co przez to masz na myśli?
- Czy pracują dla ciebie inni kuzyni.
- Mężczyźni?
- Tak.
- Szukasz męża – zgadł.
O dziwo, dziewczyna odpowiedziała szczerze.
- Tak, ale nie ciebie. Aż tak wysoko nie mierzę. Zadowoliłabym się kimś z bocznej linii.
Popatrzył na nią i powiedział.
- Możesz spróbować, ale od jutra masz wyglądać jak spod igły. Nie lubię zaniedbanych kobiet.
- Dobrze, dziękuję.

Michał
Przyszła do niego Beata z jedzeniem. Nie było z nią strażniczki, to był dobry moment żeby skłonić dziewczynę do pomocy.
- Czy możesz mnie rozkuć? Ręce całkiem mi zdrętwiały – poprosił łagodnie.
- Nie – odparła spokojnie – jesteś silnym mężczyzną, a ja sama.
- Nic bym ci nie zrobił. Nie krzywdzę kobiet.
- A jednak próbowałbyś się uwolnić.
- Nie – zapewniał – chciałem tylko rozprostować ręce.
- Może, jak następnym razem będę z koleżanką.
Zaczęła go karmić.
- Opowiedz mi o sobie – poprosił.
- Po co? – wzruszyła ramionami.
- Dla zabicia czasu? Jest mi nudno? Chcę się czegoś o tobie dowiedzieć?
Przez chwilę panowała cisza, ale w końcu Beata zaczęła opowiadać.
- Jestem z Ziem Niczyich. Mój ojciec pracował dla Igora, matka umarła dawno temu. Kiedy dorastałam poznawałam chłopaków z otoczenia Igora i zakochałam się w jednym. Był nienajlepszym człowiekiem, ale nie bił mnie i do niczego nie zmuszał – spojrzała na Michała i wytłumaczyła – a na Ziemiach Niczyich taki facet nie często się trafia. Niestety pił za dużo no i znęcał się nad innymi. Prosiłam go wielokrotnie żeby tego nie robił. Ale on tylko się śmiał i mówił, że tylko ja zasługuję na dobre traktowanie. No i zabrał mnie tutaj żeby kolonizować jezioro. Mieliśmy mieć tu dom, obiecywał, że się ze mną ożeni i że będziemy mieli dzieci. Bo ja bardzo chciałam mieć dzieci.
- Chciałaś? Już nie chcesz?
- Chcę, ale on… nie żyje.
- Został zabity w tej jatce, o której opowiadałaś? – dziwił się na niby Michał.
- Tak. Głupek był z niego. Zamiast się poddać, rzucił się w wir walki. No i oberwał w głowę. A nas… kobiety… - głos jej się lekko załamał – a ci rodowi i ich banda zaczęła nas wyłapywać. Jak się opierałyśmy, to dostawałyśmy po twarzach. Ja dostałam – łza skapnęła jej na dłoń – ale razem z Pauliną uciekłyśmy w las. Nie gonili nas. Kiedy było po wszystkim wróciłyśmy nad jezioro, zabrałyśmy narzędzia i kilka rzeczy i urządziłyśmy się tutaj. Z tym, że nie wiedziałyśmy, że ktoś tu wróci. No i trafiłeś się ty. Postrzeliłam cię, bo mnie zaskoczyłeś. Przepraszam.
- Nie gniewam się – powiedział łagodnie Michał.
- Naprawdę?
- Przestraszyłem cię i zareagowałaś instynktownie.
- Dlaczego jesteś taki wspaniałomyślny? – zapytała.
- A dlaczego miałbym się złościć?
- Bo jesteś z polis i jako inżynier z pewnością cieszysz się szacunkiem ludzi i masz duże wpływy. Powinieneś być wściekły.
Michał roześmiał się serdecznie.
- Jak ty mało wiesz o ziemiach wewnętrznych polis. Wszystko mierzysz miarą Ziem Niczyich, a tam tak nie jest.
- A jak jest? – Beata była szczerze zaciekawiona.
- Jak mnie wypuścisz, to ci pokażę – błysnął uśmiechem.
Beata też się uśmiechnęła.
- Sprytne, ale nie łyknę takiej przynęty.
- A jaką byś łyknęła? – Michał był gotowy do targów. Niestety nie poznał odpowiedzi, bo do pomieszczenia weszła Paulina i przerwała im konwersacje.
- Ktoś go szuka. W pobliżu kręciły się trzy osoby. Jedna mała ruda dziewucha i dwóch facetów z nad jeziora.
Ruda Mysz? Michał nie wiedział, że kiedykolwiek ucieszy się, że ona go będzie szukać. A skoro Ruda Mysz tropi, to go znajdzie. Trudo, będzie musiał przyznać Adamowi rację. Ale jego radość nie trwała długo, bo Paulina patrzyła na niego zimno i dodała.
- Nie jesteś inżynierem, tylko rodowym. Oni tak mówili. Brat rodzony Adama, szefa obrzeży – i wycelowała pistolet w jego stronę.
- Nie – wykrzyknęła Beata i rzuciła się na koleżankę.
Padł strzał, a Michał zamknął oczy.

Adam, Czarna Mamba i Ruda Mysz
Adam wrócił na obrzeża i w swoim zamku zastał siostrę, która zażądała zabranie jej nad jezioro. Skoro Michał mógł być znaleziony, to ona chciała wziąć w tym udział. Pod drodze Adam wytłumaczył siostrze sytuację z Rudą Myszą i poprosił ją żeby była dla dziewczyny miła.
- Czy ty się chcesz z nią ożenić? – zapytała.
- Nie.
- To będę, jaka będę – powiedziała Czarna Mamba. Nie zamierzała się starać, dla jakiejś przelotnej miłostki brata.
Adam warknął.
- To najlepiej w ogóle się nie odzywaj. Ona jest doskonałym złodziejem i tropicielem, ale nie będzie działać, jak ją zdenerwujesz.
- Z tego, co mówisz, ona wciąż jest zdenerwowana.
- Owszem, ale ma różne stany.
- Dobra, będę milczeć – obiecała.
Dojechali nad jezioro w momencie kiedy z lasu wybiegła Ruda Mysz. Kiedy zobaczyła samochód Adama podbiegła i powiedziała rozgorączkowana. Mężczyzna wysiadł i słuchał uważnie.
- Znalazłam grotę dalej na południu. Dwa kilometry od jeziora. I kiedy podeszliśmy z panami z budowy usłyszeliśmy strzały, chyba z pistoletu. Powiedziałam, żeby się ukryli, a sama przybiegłam po pomoc – oddychała szybko.
- Nie chcę się wtrącać – usłyszała zimny głos kobiety siedzącej koło Adama – ale odezwała się bez twojego pozwolenia.
- Miałaś się nie odzywać – warknął Adam i w ostatniej chwili złapał Rudą Mysz za ramię, bo ta była gotowa brać nogi za pas.
- Stój – warknął do wystraszonej dziewczyny. Ta zamarła.
Adam zwrócił się do siostry.
- Czasami bierz na poważnie, to co ja mówię – był wściekły i Czarna Mamba zrozumiała, że zachowała się głupio.
- Dobrze, postaram się.
Malwina wysiadła z samochodu i podeszła do przerażonej dziewczyny. Były mniej więcej tego samego wzrostu, z tym, że Ruda Mysz miała pełniejsze kształty no i rude włosy i porcelanową cerę z piegami na nosie.
- Ładna, nie dziwię się, że ci się spodobała – poklepała Rudą Mysz po ramieniu – uspokój się dziewczyno. Nie czas na histerię, musisz zaprowadzić nas do brata.
Adam zdziwił się kiedy zobaczył, że szarpiąca się dziewczyna uspokoiła się nagle i przytaknęła głową.
- Dobrze – powiedziała drżącym głosem – zaprowadzę panią i Pana na miejsce.
Adam puścił ją i powiedział.
- Czekaj tu na nas.
Dziewczyna posłuchała, a rodzeństwo odeszło w stronę baraków.
- Maharadża  - śmiała się Czarna Mamba.
- Zamknij się – burknął jej brat.
Po dziesięciu minutach około piętnastu ludzi szło w stronę groty. Kiedy doszli do ukrytych w krzakach robotników Adam spytał.
- Czy coś się wydarzyło?
- Nic. Po dwóch wystrzałach cisza. Nikt nie wychodził – powiedział jeden z robotników.
- Wchodzimy – zadecydował.
Grota była duża i jasna. Oświetlana lampami podłączonymi do przenośnego agregatora. W jednej ze ścian Adam zauważył drzwi. Były uchylone i słychać było kłótnie.
- Nie zabijesz go – glos należał do kobiety.
- Dlaczego go bronisz, to rodowiec. On zabił mi męża. Dlaczego mam pozwolić mu żyć – głos drugiej kobiety był wyższy i wchodził w histeryczne tony.
- Bo, bo – jąkała się druga kobieta.
Ale nie dokończyła, bo do środka wpadło kilkoro ludzi i szybko obezwładniło Paulinę, a ją samą ktoś zwalił na ziemię.
Z ciemnego kąta odezwał się Michał.
- Nareszcie wolny – i zemdlał.

Radość w rodzinie Czerwonoziemców była ogromna. Michał, chociaż z dodatkową dziurą w nodze przeżył. Jak najszybciej wezwano helikopter i przetransportowano go do szpitala. Kobiety, które go więziły zostały zaaresztowane i umieszczone w lochach zamku Adama, czekały na proces i wyrok. Rodzice Michała codziennie odwiedzali syna w szpitalu. Celina odetchnęła i mogła wrócić do swoich Komandosek. Czarna Mamba z radości zaatakowała Daria i zabrała mu kolejne domy.
Adam wrócił z Rudą Myszą na obrzeża i zostawił pod blokiem.
Życie pomału wracało do normy.

Marta i Adam
Michał zadzwonił do niej ze szpitala i powiedział, że ma swój wymarzony urlop i że przez miesiąc ma się nie pojawiać w biurze. Ucieszona kobieta zamówiła wczasy i nie patrząc na to, że jej syn ma szkołę zamówiła dwa tygodnie na Wyspach wśród tropików i drinków z parasolkami.
Na kilka dni przed wyjazdem  udała się do kawiarni, w której pracowała Ruda Mysz.
Tam zdziwiona pani Klaudia powiedziała, że od tygodnia nie widziała dziewczyny w pracy. A na pytanie, czemu nie zgłosiła tego panu Adamowi, odparła, że myślała, że właśnie dla niego pracuje. Zaniepokojona kobieta pojechała do mieszkania dziewczyny, ale nie zastała tam nikogo.
- No i po urlopie – zgrzytnęła zębami i wyjęła telefon.
Adam odebrał po trzecim sygnale.
- Ruda Mysz znikła – oznajmiła Marta jednym tchem.
- Jak to znikła? – zdziwił się Adam.
- Nie ma jej w pracy, a gdy weszłam do mieszkania, było puste. Dziewczyna spakowała rzeczy i uciekła.
Adam czuł, że wściekłość zalewa go od stóp do głów.
- Przyjeżdżaj do mnie, musimy się zastanowić.
Adam rozłączył się zanim Marta zdołała powiedzieć, że ma urlop.
Po dwudziestu minutach siedziała w jadalni zamku i rozmawiali bez świadków.
- Czy domyślasz się czemu tym razem uciekła?
- Nie. Przez całą sprawę z panem Michałem nie miałam czasu się z nią spotkać.
- A ja ją widziałem ostatni raz pod blokiem, kiedy wróciliśmy z nad jeziora – Adama olśniło – Siostrzyczka!
Warknął, a Marta podskoczyła. W tej chwili nie dziwiła się Rudej Myszy, że się go boi. Mężczyzna w swojej złości był przerażający i nieobliczalny. Uderzył pięścią w stół.
- Ta głupia kretynka – krzyczał – mam na myśli moją siostrę, powiedziała Myszy, że łamie jeden z zakazów. No i ta pewnie bojąc się, że ją znowu wychłoszczę, uciekła.
Marta niewiele z tego rozumiała, ale nie wtrącała się.
- A ja nawet o tym nie pamiętałem. Głupiec ze mnie. Ta dziewczyna zapamiętuje tylko złe rzeczy. A już myślałem, że pomału dochodzimy do porozumienia.
Spojrzał na Martę.
- Musisz ją znaleźć.
Nie śmiała oponować. Facet był w takim stanie, że gotów był rozbijać gołą pięścią ściany.
- Tak jest – podniosła się i zasalutowała.

Czarna Mamba, Patryk i Małgorzata
Czarna Mamba miała rację, kiedy tylko pojawiła się wśród gości weselnych, dało się wyczuć pewnie zesztywnienie wśród gości. Nikt nie chciał w żaden sposób urazić córki szefa rodu. Jedynie rodzice Patryka zachowywali się do niej w sposób naturalny, gdyż często bywała jako gość w ich domu i wiedzieli, że przyjaźni się z ich synem.
Malwina zrobiła wszystko żeby nie przyćmić panny młodej i dla odmiany ubrała się w zwiewną i skromną sukienkę, a na twarzy nie prawie nie miała makijażu.
Za to Małgosia mimo słusznej wagi wyglądała przepięknie, w dopasowanej sukni ze skromnym wiankiem na głowie. Patryk puchł obok niej z dumy.
Na weselu Czarna Mamba nie zabawiła zbyt długo, wiedząc, że dopóki tam jest, goście nie będą się bawić, jak należy. Podeszła zatem do paty młodej i powiedziała.
- Zbieram się.
- Zostań – poprosiła Małgosia.
- To nie jest dobry pomysł. Lepiej będziecie się bawić beze mnie – uśmiechnęła się promiennie – ale mam dla was prezent.
- Jaki?
- Stoi na parkingu, w sam raz na podróż poślubną.
Wyszli przed salę bankietową, a na parkingu stał wielki autokar, w pomalowany w szalone kolory.
- To nowoczesny kamper, a w środku sam luksus. Wiem, że zastanawialiście się, jak spędzić miodowy miesiąc. A więc macie prezent, z kierowcą – po czym dodała konfidencjonalnym szeptem – jest odcięty od waszej części wozu, możecie się zabawiać do woli.
- Dziękujemy – powiedział Patryk.
- To nie koniec. Tutaj mam listę rezerwacji w hotelach i wejściówki na różne imprezy i do różnych miejsc. Korzystajcie.
- Czy, ty – Patryk nie wiedział, czy ma się wkurzać, czy cieszyć – czy ty zaplanowałaś nam miesiąc miodowy?
- Tak, jakby.
- A skąd niby wiesz, co my chcemy? – wykrzyknął.
- Słucham i wprowadzam w czyn – cmoknęła go w policzek, a potem Małgosię i się pożegnała.
- Czy ona musi mi się wciąż – zaczął mówić Patryk do Małgosi, ale ta pocałowała go czule i powiedziała.
- Daj spokój, na pewno będzie fajnie.

Michał
Ze szpitala wyszedł w całkiem dobrej formie, chociaż kulał na jedną nogę. Pierwsze co zrobił to pojechał do zamku Adama i poszedł do lochu, w którym były przetrzymywane dziewczyny. Nie było jeszcze procesu, czekano aż na obrzeża przyjedzie skład sędziowski z ojcem Michała na czele. Chociaż i tak wyrok był jednoznaczny. Śmierć. Kobiety podniosły rękę na rodowego, a to nie powinno nikomu ujść płazem.
Mężczyzna wszedł do celi, gdzie dwie młode kobiety siedziały skulone na pryczy. Wiedziały, co je czeka i strasznie się bały.
- A mówiłem, żebyście mnie wypuściły – powiedział smutno Michał i usiadł na jedynym stołku w pomieszczeniu – wtedy puściłbym was wolno.
- Nie miałyśmy na to żadnej gwarancji – powiedziała Paulina.
- Nie wiedziałyście kim jestem i tak mogło pozostać – odparł.
- Co z nami będzie? – zapytała Beata.
- Zostaniecie rozstrzelane – powiedział smutno.
- Ale nie było jeszcze procesu – wyjąkała Paulina.
- Nie ma znaczenia i tak dostaniecie karę śmierci. Podniosłyście rękę na rodowego.
- Przyszedłeś tylko po to, żeby nam to oznajmić? – zapytała Paulina.
- Nie, nie tylko. Mogę was jeszcze uratować.
- Jak? – Beata wyraźnie się ożywiła.
- Mogę was uratować tylko w jeden sposób, biorąc was w niewolę.
- Mamy być niewolnicami? – parsknęła Paulina – wolę umrzeć.
- Jak chcesz – Michał podniósł się – wolisz mieć proces i umrzeć, czy też mam wykonać telefon i powiedzieć ojcu, że biorę za was i waszą poprawę odpowiedzialność i zostajecie żywe.
- Ale niewolnice – mówiła z żałością w głosie Paulina.
- Jeżeli zasłużycie na wolność, zwrócę wam ją.
- Twoje słowo, to żadna gwarancja – powiedziała Paulina.
- Masz rację, ale co ci innego pozostaje – Michał uśmiechnął się – jesteś młoda, na pewno chcesz już zakończyć życie?
Paulina nie odpowiedziała.
- Macie czas do wieczora. Nie więcej, bo jutro przyjeżdża sąd z Czerwińska. Jeszcze mogę go odwołać. Ale decyzja jest w waszych rękach.

Celina
Na spotkaniu Komandosek pojawiła się nowa dziewczyna. Była wysoka, niezgrabna i brzydka. Chociaż włosów można by jej pozazdrościć. Celina powstrzymała się od głośnego komentarza na temat jej wyglądu, zamiast tego zapytała.
- Co cię do nas sprowadza?
- Chłopaki się ze mnie śmieją i nazywają krową – powiedziała niskim głosem- mam tego dość – tym razem głos przeszedł w falset- czy mogę do was dołączyć?
- Oczywiście. Wśród nas zawsze znajdzie się miejsce dla uciśnionych przez facetów dziewczyn.
Nieforemna dziewczyna usiadła wśród nich.
- A jak masz na imię?
- Ewa – przedstawiła się dziewczyna basem.
Kaśka i Anka przyglądały jej się z ciekawością. Coś im w niej nie pasowało. Ale kiedy zaczęło się spotkanie, przestały na nią zwracać uwagę. A Ewa chłonęła każde słowo z ust Celiny.

Dario i Czarna Mamba
Dario był wściekły, bo w ciągu kilku dni Czarna Mamba odebrała mu kolejny kawałek ziemi. Miał wrażenie, że niemalże robi jej z tego prezent.
Dlatego kiedy otrzymał od niej smsa o treści: „Co tak słabo, staruszku?” Powiedział.
- Wszystkie siły na osiedle. Odebrać wszystko, nawet gołą ziemię.
Czarna Mamba obserwowała przez lornetkę ruchy wroga i uśmiechała się leniwie.
- No. Nareszcie będzie trochę zabawy. Dario przestał marudzić – po czym głośno krzyknęła – Pełna gotowość! Na mój znak, wkraczamy do walki!
Działania zbrojne trwały cały dzień i Czarna Mamba czuła, że zaczyna przegrywać. Dario pomału zaczął odbierać jej ulicę po ulicy. Aż z powrotem zepchnął ją za dwupasmówkę. Pozostało jej jedno.
- Ogłaszam odwrót. Umocnić nasze granice. Nie dajcie się złapać czyścicielom.
Sama wsiadła do jeepa i została wywieziona w bezpieczne miejsce. Nie chciała wpaść w ręce Daria, bo kiedy on był w zwycięskim nastroju mógłby jej zrobić krzywdę.
„Walcz mały tchórzu. Czemu uciekasz?” – dostała smsa.
„Naszą walkę zostawiam sobie na deser” – odpisała.
„To będzie całkiem niedługo. Obiecuję” – odpisał.
Czarna Mamba tylko się skrzywiła.

kolejny odcinek 02 listopada

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka