Wielka gra - odc.17
Czarna Mamba
Czarna Mamba wróciła na swoje obrzeża i od razu zwołała
spotkanie wszystkich zaufanych. Oskar, Dorota i Robert stawili się w sali obrad
i z ciekawością czekali na to co ona ma im do powiedzienia.
- Ile zostało do końca rozejmu z Dariem?
- Niecałe trzy tygodnie – powiedziała Dorota.
- Masz pani zamiar go przerwać? – zapytał Robert.
- Nie - zapewniła Czarna Mamba – ale chyba najwyższy czas
zacząć się szykować do kolejnej rundy.
- Co robimy? – zapytał Oskar.
- Zbieramy ludzi i wznawiamy treningi. Dosyć leniuchowania,
a znając życie połowa z nich od ponad miesiące nie trzeźwiała i ma brzuchy po
kolana.
- Tak jest – powiedział Oskar.
- Robert – zwróciła się do dalekiego kuzyna – ty pojedziesz
do Patryka i kupisz od niego to, co uznasz za potrzebne. Możesz z nim zostać i
skonstruować coś nowego.
- Tak jest – uśmiech Roberta nie mógłby być szerszy.
- Ale masz wrócić na trzy dni przed końcem rozejmu.
- Tak jest.
- Dorota. Ty zostaniesz ze mną i zastanowimy się, jak
ponownie zdobyć stadion. Ja mu go nie daruję.
Dorota przytaknęła głową, a Czarna Mamba zauważyła, że
kobieta nie zgadza się z jej pomysłem.
- Co proponujesz?
- Uważam, że stadion będzie dobrze obsadzony i trudny do
zdobycia, ja bym poszła w pozornie innym kierunku. W stronę osiedla i małego
centrum handlowego. Uważam, że jak tam się zakotwiczymy, to łatwiej nam będzie
zapanować nad stadionem, będziemy go mieli z dwóch stron.
- Ale zdobycie tych terenów, to przy przynajmniej pół roku
walki.
Dorota wzruszyła ramionami.
- Zdobycie stadionu może potrwać dłużej.
Czarna Mamba zamyśliła się i w końcu odpowiedziała.
- Przygotuj mi na jutro strategie, a ja się zastanowię.
- Tak jest!
Małgorzata
Rodzice Małgorzaty mieszkali na obrzeżach w terenie
zagrożonym walkami. Zajmowali małe mieszkanie w kamienicy na trzecim piętrze, z
którego mieli dobry widok na pole bitew, Na razie trwał rozejm, więc życie
stało się spokojniejsze. Na ulicach pojawiło się więcej ludzi, sklepy były
otwarte dłużej niż tylko w godzinach między walkami. Nigdzie nie było widać
czyścicieli, ani ludzi Adama pilnujących w czasie stanu wojennego, aby czasem
nikt nie zrobił czegoś głupiego.
Siedziała z mamą w małym pokoiku przy herbacie i ciastkach
i zwierzała się jej ze swoich wątpliwości, co do Partyka. Mówiła o uczuciu,
jakim go darzy, o tym, jaki jest dobrze wychowany, szarmancki i uczynny. O tym,
że jako naukowiec potrafi się na niej skupić i ani mu w głowie praca. No i w
końcu o tym, jak jej przeszkadza przepaść finansowa między nimi.
- Mamo, on jest milionerem – powiedziała załamana –
zaprojektował i zlecił zbudowanie łodzi i to dla mnie. Bo lubię wodę i lubię
pływać. Rozumiesz? Normalny chłopak wypożycza łódkę wiosłową i raz na jakiś
czas zaprasza dziewczynę na jezioro, ale on.., on dał mi w prezencie łódź. Co
ja mówię łódź, to jest jacht.
Matka w spokoju słuchała jej opowieści, a kiedy córka
skończyła powiedziała.
- Ja bym się nie wahała. Bierz go w całości z jego
milionami.
- Mamo, czy ty sobie wyobrażasz, jaka to jest różnica?
Jestem przy nim żebraczką.
- Gosia, wiele dziewczyn marzy o tym, żeby wyjść za
bogatego chłopaka i gdyby ich sen się spełnił, nawet by się nie wahały. Od razu
weszły by w rolę bogatej paniusi, trwoniącej majątek męża.
- On nie jest moim mężem, mamo – powiedziała lodowato
córka.
- Ale może być – matka nagle zrobiła kwaśną minę –
oczywiście, o ile ty wszystkiego nie spaprzesz.
- Powaliło mnie to – przyznała się smutno.
- Domyślam się – powiedziała matka – ale z tego, co mówisz,
ten chłopak jest porządny i niezepsuty, więc ja bym się nawet nie zastanawiała.
- Miałam nadzieję, że powiesz coś innego?
- Na przykład?
- Że to za wysokie progi dla mnie i że powinnam sobie
szukać jakiegoś spokojnego mechanika lub piekarza.
Matka zaśmiała się serdecznie.
- Dziecko, jak mogłabym ci tak źle życzyć, gdy masz pod
ręką dobrego i bogatego chłopaka.
- Ale ja nie lecę na pieniądze.
- Przecież wiem i on pewnie też wie.
- I co ja mam teraz zrobić? Wrócić i powiedzieć, dawaj mi
tę łódź.
- Dokładnie – powiedziała matka.
Nie powiedziała jej natomiast tego, że gdyby wyszła za
Patryka, to by mogła ich stąd wyciągnąć i wszyscy, cała rodzina miałaby lepszy
byt, w lepszym miejscu. Ale nie odważyła się jej tego zasugerować, bo wtedy jej
córka miałaby wyrzuty sumienia wobec nich, że jest egoistką i myśli tylko o
sobie i wobec tego chłopaka, bo uznałaby, że jest z nim tylko po to, żeby
ratować rodzinę.
Michał i Marta
Wezwał Martę do swojego biura i kiedy tylko kobieta
pojawiła się w drzwiach, zapytał.
- Chciałabyś się może trochę rozerwać?
- Aż tak mi się nie nudzi – zapewniła go – raczej miałam
nadzieję, że spyta pan, czy może chcę iść na urlop.
- Aż tak jesteś zmęczona?
- Mam być szczera?
- Jak zawsze.
- Tak, jestem zmęczona.
- To przez mojego brata i tę małą znajdę.
- To też – a potem dodała – a tak w ogóle, to nie pamiętam,
kiedy miałam urlop. Tylko te dni, w których pan i rody polis uznają za
obowiązkowe na odpoczynek.
Michał poczuł się trochę głupio, bo rzeczywiście Marta od
kilku lat nie opuściła ani jednego dnia pracy.
- Przepraszam, to moja wina – powiedział do niej.
- Niech pan się nie biczuje – zaśmiała się – to ja o siebie
nie dbam. Ale kiedy ostatnio wróciłam do domu, to... – przerwała na chwilę, a
potem dodała – muszę zacząć oddzielać życie prywatne od zawodowego. Tak
naprawdę, to chciałabym żeby pan zdjął ze mnie tropiących adeptów. Chciałabym
wracać do domu, jak człowiek, w piętnaście minut, a nie w dwie godziny.
- Dobrze Marto – powiedział Michał – tak będzie. Masz
rację, w końcu nie jesteś sama, musisz mieć więcej wolnego.
- Dziękuję – uśmiechnęła się.
- Jakieś kłopoty? – zapytał.
- Nie, ale on mnie potrzebuje.
Michał pokiwał ze zrozumieniem głową.
- A co do urlopu – zaczęła, ale machnął ręką.
- Wyślę cię na kilka dni na przeszpiegi do Siódemki, a
potem możesz sobie wziąć dwa tygodnie wolnego, zgoda?
- Zgoda – ucieszyła się – dziękuję.
Ruda Mysz
Siedziała w pustym mieszkaniu i zastanawiała się nad
nieznanym uczuciem, które zawładnęło jej ciałem i chyba głową też.
Czuła się, spokojnie. Czuła się niezagrożona, czuła się
prawie bezpieczna i prawie szczęśliwa. Nie doważyła się jeszcze powiedzieć, że
jest w całości szczęśliwa. Zbyt dużo w życiu doświadczyła, żeby sobie na to
pozwolić. Ale sama nie mogła uwierzyć w to, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy,
jej życie tak się diametralnie zmieni. Miała mieszkanie, pracę, pieniądze,
pełną lodówkę i Martę, która o nią dbała.
I gdyby nie to, że nad wszystkim czuwał Pan, to by było
idealnie.
Nie łudziła się, nie była całkiem wolna, to tylko jego
dobra wola sprawiła, że mogła żyć, jak normalny człowiek. Ale zdawała sobie
sprawę z tego, że może się to w każdej chwili skończyć.
I jakby wykrakała. Zadzwonił dzwonek do drzwi.
Podeszła cicho i wyjrzała przez wizjer. Po drugiej stronie
stał Pan.
Nie zwlekała, tylko od razu mu otworzyła.
- Dzień dobry Ruda Myszo – powiedział i wszedł do środka.
Rozejrzał się po lokum i orzekł.
- Ładnie się urządziłaś – spojrzał na nią.
Stała niepewnie przestępując z nogi na nogę. Miała na sobie
dres, który, ku zadowoleniu mężczyzny, zaczął się wypełniać ciałem dziewczyny.
Nie przypominała już szkieletu. Swoje rude i kręcone włosy związała w luźny
kucyk.
- Nie zaproponujesz mi nic do picia.
- Tak – szepnęła i przemknęła do kuchni. Kiedy wróciła, on
siedział na wersalce i już na nią czekał.
Zupełnie nie pasował do tego miejsca. Był wielki, ubrany,
jak bandzior motocyklista, a przy pastelowych ścianach i wesołych obrazkach,
jego blizny na twarzy wyglądały upiornie. Podała mu szklankę z sokiem.
Miał nadzieję na piwo, ale najwidoczniej dziewczyna nie
miała go w lodówce.
- Usiądź – powiedział do niej, a ona z braku innej opcji
usiadła koło niego. Blisko. Coś takiego w sali audiencyjnej było nie tylko
niemożliwe, ale i nie dopuszczalne, a wiedząc o tym, czuła się z tym bardzo
źle.
„Aż dziw, że jeszcze nie płacze” – pomyślał Adam.
Przyglądał jej się z wielką przyjemnością. Z bliska była jeszcze piękniejsza.
- Mam dla ciebie zlecenie – powiedział, zesztywniała – ale
nie będziesz sama, Marta też będzie.
Ruda Mysz odetchnęła, z Martą mogła jechać wszędzie.
- Pojedziecie do Siódemki na przeszpiegi. Ona będzie miała
wszystkie główne wytyczne, ale ja mam do ciebie jeszcze jedno dodatkowe
zadanie. Przyniesiesz mi stamtąd coś, co należy do mnie, a co oni mi ukradli
kilka lat temu, podczas moich początków na obrzeżach.
- Dobrze – pisnęła cienkim głosem.
- Oczywiście nie musiałem przychodzić osobiście, bo o
wszystkim i tak będzie cię informować Marta, ale chciałem się z tobą zobaczyć i
sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku.
- Tak.
- Co tak? – uśmiechnął się.
- Wszystko w porządku.
Nie patrzyła na niego. Siedziała sztywno i wzrok miała
skierowany na ścianę. Kiedy lekko dotknął ją dłonią, krzyknęła i spadła z
wersalki. Wiedział, że tak będzie, ale nie mógł się powstrzymać.
- Nie bój się – powiedział, ale sam wiedział, że to było
niemożliwe. Ruda Mysz miała powody, żeby się go bać. Każdy poddany miał ku temu
powód, bo w końcu to on stanowił prawo. A Ruda Mysz, na własnej skórze odczuła
jego egzekwowanie, i tego nie mogła zapomnieć.
Wstała z podłogi i już nie usiadła koło niego. Adam również
się podniósł, odstawił pustą szklankę i wyciągnął rękę do Rudej Myszy.
Ta nie wiedziała, czego od niej chce i nieufnie patrzyła na
wyciągniętą dłoń. W końcu podała mu swoją. Złapał ją delikatnie i przytrzymał.
- Robisz się coraz ładniejsza – powiedział, a ją zaskoczył
miękki ton jego głosu. Nie wiedziała, jak ma go interpretować, a w sumie to
znała tylko jedno. Zadrżała, a on to wyczuł.
- Spokojnie – powiedział i puścił jej dłoń – to był tylko
komplement.
Po czym pożegnał się i wyszedł z mieszkania. Dopiero wtedy
łzy potoczyły się
z oczu dziewczyny. Jak na nią, to i tak długo wytrzymała.
Mario
Czas pokoju był dla niego motorem do działania. Kiedy
zaprzestał walk, skupił się na rozwoju obrzeży i te w kilka miesięcy rozkwitły
nie do poznania. Straty zostały odbudowane, a nowi poddani wdrożeni w system
działania. Mario był zadowolony, w końcu robił to co lubił, planował,
organizował i budował. Powiększył armię, ponieważ tereny wymagały dobrej opieki
i porządku i bardzo się dziwił, że ludzie tak chętnie się zapisywali.
Oczywiście wielu odpadło przy eliminacjach, ale i tak wciąż zgłaszali się nowi
ochotnicy. Największe zdziwienie budziło w nim to, że zapisywali się również
ludzie z ziem podbitych. Kiedy kazał swoim oficerom zapytać się ich, czemu to
robili, odparli, że tak dobrze nigdy im nie było i zrobią wszystko żeby nie
przejść z powrotem do dwójki. Był dobrym gospodarzem.
Małgorzata i Patryk
Z dworca pojechał wprost do mieszkania Partyka. Była
dwudziesta, więc uznała, że zastanie go już w domu. Nie myliła się, był w
mieszkaniu, bo w jednym z pokojów było włączone światło.
Zadzwoniła domofonem.
- To ja, Gosia – powiedziała słabym głosem.
Szczęknął zamek i dziewczyna weszła do klatki. Wjechała
windą na czwarte piętro apartamentowca. Nie zdążyła z niej wysiąść, a już była
w ramionach Patryka.
- Gdzieś ty była? Co się stało? Czemu uciekłaś? Co zrobiłem
nie tak? – zasypał ją pytaniami i pocałunkami.
Weszli do mieszkania, a on nie przestawał jej tulić i
całować.
W końcu dopuścił ją do głosu.
- Uciekłam bo zdałam sobie sprawę, że jesteś bardzo
majętnym człowiekiem, a ja bardzo biednym – bąknęła.
Patryk zbaraniał i przez chwilę zastanawiał się czy
powinien zacząć na nią krzyczeć czy też się śmiać. Wybrał trzecią opcję,
spokojną rozmowę.
- Nie jesteś biedna – powiedział – przecież pracujesz,
zarabiasz…
- Ale w porównaniu z tobą?
- Kochanie, to że jestem bogaty nie jest zupełnie moją
zasługą. To Czarna Mamba pchnęła mnie na taką ścieżkę kariery i to dzięki niej
mam dobrą pracę i duże zarobki.
- Ta straszna kobieta ci pomogła? – do tej pory ani razu
nie rozmawiali o Malwinie i Gosia niewiele wiedziała o ich relacjach. Owszem,
Patryk mówił, że jest jego niefortunną przyjaciółką i że jakoś ją znosi, ale
nie spodziewała się, że ona komukolwiek pomogła.
- Tak – potwierdził Patryk – tak wyszło.
- Ale przecież jesteś genialnym naukowcem.
- Owszem – śmiał się Patryk – ale gdyby nie ona, byłbym
tylko genialnym naukowcem na uczelni lub we własnym warsztacie. Nie należę do
bogatych rodzin Czerwonej Ziemi. Ja jestem pierwszy w rodzinie, który awansował
o trzy klasy wyżej.
- No wiem, ale… - zawahała się – ta łódź? To dla mnie za
trudne. Taki prezent? To chyba za dużo?
- Dlaczego tak sądzisz?
- No bo jestem twoją dziewczyną, a nie żoną. Takie
prezenty, to się chyba daje żonom? Nie uważasz?
- A kogo to obchodzi – wzruszył ramionami – daję ci to, co
chcę.
On nie rozumiał jej rozterek, dla niego było jasne.
- Pamiętasz naszą pierwszą randkę? – zapytała – tę w
bogatej restauracji?
- No, tak.
- Powinieneś chyba wziąć z tego spotkania przykład.
Myślałeś o jachcie, ale na początek wystarczył by kajak.
Zrozumiał, ale powiedział.
- I tak będziesz musiała się do tego przyzwyczaić.
- Wiem, ale dla mnie to było za szybko.
- Nie sprzedam jej. Ona jest twoja…, no i moja – zaśmiał
się.
Wziął ją w objęcia i powiedział.
- Kocham cię i chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze,
rozumiesz?
Małgosia rozumiała i już nic nie powiedziała.
Celina
Wróciła na uczelnię i rzeczywiście żaden z wykładowców nie zauważył jej dłuższej
nieobecności. Podziękowała im zapraszając na wystawną kolację do jednej z
najlepszych restauracji w Czerwińsku. A potem życie potoczyło się utartym
szlakiem studenta, wykłady, ćwiczenia, zaliczenia, zabawy, spotkania i
beztroska.
Z tym, że Celina zmieniła swoje nastawienie do mężczyzn.
Stwierdziła, że nie ma znaczenia, czy był to facet z rodu, czy też zwykły
szarak z ludu, uznała, że wszyscy byli siebie warci. Czyli nic nie warci.
Schowała gdzieś głęboko przestrogi matki żeby nie angażowała się w nic z
chłopakami z poza rodów, bo jedyne co może ją spotkać, to wykluczenie. Tłumiła
rady matki, żeby nie bawiła się uczuciami tych chłopaków, bo oni mogą sobie
narobić nadziei, a w efekcie końcowym i tak by zostali z niczym. A to, że
rodowa dziewczyna zdecyduje się zrezygnować z przywilejów było niezwykle
rzadkie.
Ale Celina była w bojowym nastroju i chciała tylko jednego
– zemsty.
Kaśka i Anka nie pochwalały jej nastawienia, mówiły jej.
- Nie możesz wrzucać ich do jednego wora, nie wszyscy są
tacy beznadziejni.
- Owszem, są – odpowiadała – wszyscy chcą tylko jednego.
Po czym dodawała.
- A nie, dwóch rzeczy. Forsy i seksu. Ale jedyne co ode
mnie dostaną, to zemstę. Dziewczyny, zakładam LIGĘ ZRANIONYCH DZIEWCZYN.
- Ochłoń – mruknęła Anka, a Kaśka parsknęła śmiechem.
- To nie jest zabawne – fuknęła Celina na Kaśkę.
- Słuchaj – powiedziała Kaśka – większość dziewczyn jednak
uważa, że faceci nie są tacy źli. Na przykład, my.
Celina parsknęła i powiedziała.
- Jest cała rzesza takich, jak ja. Zranionych i
pozbawionych złudzeń, one mnie poprą, zniszczymy samczą płeć!
Kaśka, która zazwyczaj wszystko brała na wesoło, tym razem
powiedziała do siostry ciotecznej bardzo poważnym i smutnym głosem.
- Jesteś teraz bardzo podobna do Malwiny. Niczym się nie
różnicie.
- Nieprawda – powiedziała Celina – ja nie walczę.
- Nie? – Anka uniosła brew – w takim razem, jak nazwiesz
twoje krzyki? Happeningiem?
- Poza tym ona też nienawidzi mężczyzn – orzekła Kaśka –
inaczej by nie walczyła.
- Ona robi to, bo lubi – broniła Malwiny Celina.
- Akurat – powiedziała Anka – kobieta, która nie ma nic do
facetów, nie walczy tylko flirtuje i podrywa.
- Nie jestem, jak Malwina, ja chcę pomóc innym
dziewczynom w walce z nieuczciwymi
uwodzicielami.
- Ok., ale nas w to nie mieszaj – powiedziała na koniec
Anka.
Dario
Czuł, że czeka z niecierpliwością na koniec rozejmu z
Czarną Mambą i na rozpoczęcie nowych walk. Pokój ewidentnie mu nie służył.
Nudził się jak mops, adrenalinę podnosił sobie sporadycznie bawiąc się w
boksera lub rajdowca na Ziemiach Niczyich, ale to było za mało. Chciał
nieustannego dreszczu emocji w postaci bitew, chciał ubiegać Czarną Mambę i
powalać jej wojsko na kolana, chciał jej wydrzeć jak najwięcej ziemi i
ostatecznie ją pokonać.
- O tak – mruknął sam do siebie i wychylił kieliszek wódki.
Pierwsze obrady sztabu nie powinny być zbyt sztywne, w
końcu jeszcze nic się nie działo.
- Co panowie proponujecie?
- Obstawić porządnie stadion – powiedział jeden z oficerów.
- Nie jestem pewien, czy ta pchła będzie go chciała jeszcze
raz zdobywać – powiedział Dario.
- Bardzo jej na nim zależało – odparł oficer – a nasi
agenci niezmiennie donoszą, że ona pragnie go bardziej niż czegokolwiek innego.
- Nie wątpię – powiedział Dario – ale ona, jak i ja miała
kilka tygodni na przemyślenia, a mnie się nie wydaje żeby pchała się z
wszystkimi siłami właśnie w tę stronę.
- Osiedle domków i małe centrum handlowe? – zdziwił się
oficer – tam nie ma nic ciekawego.
- Oczywiście, ale można ładnie okrążyć stadion – powiedział
Dario – dlatego obsadzimy osiedle. A stadion zostawimy pod strażą, ale niezbyt
liczną.
- Tak, jest!
Czarna Mamba i Patryk
Czarna Mamba wiedziała, że Patryk jest zakochany i świata
nie widzi poza tą swoją Małgosią, ale miała dość czekania na telefon od niego.
Odebrał po piątym sygnale.
- Czy ty w ogóle jeszcze mnie pamiętasz? – zapytała
gniewnie.
- Oczywiście – odparł Patryk bez zająknięcia.
- Wiesz, że przez trzy tygodnie i dwa dni nie odezwałeś się
do mnie ani razu?
- Naprawdę – w jego głosie brzmiała jedynie szczerość.
Wiedziała, że był naprawdę zaskoczony.
- Naprawdę – była poirytowana – jesteś moim jedynym
przyjacielem. Nie mam nikogo innego, komu mogłabym się zwierzyć z moich
bolączek.
- Mamba nie żartuj, ty nie masz bolączek. Leniuchujesz i
świętujesz awans brata, wyjeżdżasz sobie na wczasy. Co ty możesz mieć za
problemy.
- Mógłbyś chociaż udać, że się martwisz.
- Gdyby coś się działo, już dawno byś mnie odwiedziła.
- W zasadzie po to dzwonię. Kiedy pójdziemy na piwo?
- Yyyy – zająknął się Patryk, co spowodowało kolejne
poirytowane parsknięcie przyjaciółki.
- No nie mów mi, że nie możesz się wyrwać na godzinę czy
dwie. Chyba nie jesteś na smyczy tej małej z kadr?
- Ona raczej nie jest mała – bąknął.
- Nie? A jak?
- Większa – mruknął.
- Znaczy gruba, tak?
Tym razem to Patryk się zirytował.
- A nawet jeśli, to co ci do tego?
Czarna Mamba zaśmiała się.
- Mnie? Nic? To twój gust, ale ja bym na tłuszcz nie
poleciała.
- Możesz przestać ją obrażać?
- Mogę – odparła dziewczyna – a kiedy ją poznam?
- Nigdy – burknął.
- No weź, nie wygłupiaj się – śmiała się – chcę ja poznać.
- Ale ja nie chcę żebyście się poznawały.
- Patryk nie zrobię ci wstydu.
- Nie, bo nie zdążysz. Wcześniej zmieszasz ją z błotem i
podepczesz.
Czarna Mamba nie od razu odpowiedziała. Zastanawiała się,
co powiedzieć, żeby go bardziej nie zdenerwować i nie stracić.
- Kochasz ją?
- Co za pytanie – zaperzył się – oczywiście, że tak.
- To będę miła. Obiecuję.
- Zastanowię się – obiecał.
- Ale pójdziesz ze mną na piwo? Chciałabym porozmawiać z
kimś normalnym nie z mojego środowiska.
- Pójdę, ale dam ci znać wieczorem kiedy. Nie mogę jej nie
powiedzieć.
- Oczywiście, oczywiście – zgodziła się Czarna Mamba.
Kiedy się rozłączyli, dziewczyna jeszcze przez dobre kilka
minut walczyła z pokusą żeby wysłać swoich ludzi na przeszpiegi, ale w końcu
zrezygnowała. To była przyjaźń, musiała uszanować jego wolę i czekać, aż sam ją
z nią zapozna.
Ruda Mysz i Marta
Marta przyszła do Rudej Myszy do kawiarni i powiedziała z
pretensją w głosie.
- Czemu przyszłaś do pracy, miałaś się szykować na wyjazd?
- Jestem przygotowana – zapewniła Ruda Mysz – mam plecak na
zapleczu.
- Nie powinnaś tego tu przynosić, nie powinnaś nikomu
mówić, że wyjeżdżasz – wkurzała się Marta – przecież uczyłam cię ostrożności?
- Przecież nikomu nic nie mówiłam, a plecak nie jest duży –
powiedziała dziewczyna.
- Mniejsza z tym, lepiej powiedz mi, czemu jesteś w pracy,
powinnaś dostać wolne.
- Pani Klaudia powiedziała, że nie lubi być stawiana przed
faktem i że nie może być tak, że sobie nie przychodzę – powiedziała dziewczyna
zgodnie z prawdą – powiedziała, że mam przepracować przynajmniej cztery godziny,
bo mi potrąci z pensji, a następnym razem mam ją informować przynajmniej na
dzień przed planowaną pracą, a nie rano.
- Przecież pan Adam mówił jej, że będziesz miała zlecenia –
Marta była zaskoczona.
- Tak, ale myślała, że Pan będzie osobiście je potwierdzał.
Marta wkurzyła się i postanowiła, jak najszybciej
opowiedzieć o tym panu Adamowi. Nie mogła byle jaka, kawiarniana baba podważać
decyzji i prawdomówności szefa obrzeży. Ale kiedy powiedziała o tym Rudej Myszy
i dodała, że nie będzie tutaj więcej pracować, dziewczyna wykrzyknęła.
- Nie, proszę nic Panu nie mów. Ja chcę tutaj pracować,
podoba mi się ta praca i mam taki spokój, jak nigdy.
Marta już chciała jej odpowiedzieć w kilku twardych
słowach, że pani Klaudia, jak jej poprzedni oprawcy, wyczuła w niej ofiarę do
wyzyskiwania i zaczęła to wykorzystywać. Ale spojrzała na minę dziewczyny i
zrezygnowała. Ale w pamięci zanotowała sobie, że jak wrócą z Siódemki, złoży
szefowej Rudej Myszy osobistą wizytę w domu i wytłumaczy, gdzie popełniła błąd.
A jak to nie pomoże, to wtedy zawiadomi pana Adama.
- Dobrze – powiedziała – ale wychodzimy teraz i nic mnie
nie obchodzą utracone godziny.
Po czym parsknęła.
- Z resztą, po co się przejmujesz uciętą pensją. Za to, co
zrobimy w Siódemce pan Adam zapłaci tobie dziesięć razy więcej niż twoja
pensja.
Adam
Mimo, że był pułkownikiem, co zwalniało go z czynnego
udziału w walkach, Adam postanowił nie zmieniać swoich nawyków i razem ze
swoimi ludźmi przyszykować się do kolejnej batalii.
Nie wiedział jeszcze, co z tego wyjdzie, Marta z Rudą Myszą
dopiero co wyruszyły do siódemki, ale kiedyś dojdzie do walk, a on nie miał
zamiaru leżeć i stękać od zakwasów. Dlatego razem ze swoimi podwładnymi pocił
się i męczył, na morderczych treningach fizycznych.
Kiedy pierwszy raz pojawił się na placu, spotkał się ze
zbiorowym zdziwieniem, ponieważ każdy myślał, że sobie odpuści.
Ale szybko wyjaśnił im, że jako pułkownik tym bardziej
będzie walczył razem z nimi. Wśród ludzi doszło do małego rozłamu, jedni
uważali, że to uwłaczające jego godności i próbowali go odwieść od decyzji.
Przekonywali, że powinien siedzieć w sztabie i wydawać polecenia. Drudzy
wyraźnie się ucieszyli, że szef nadal będzie z nimi i że walka pod jego okiem
będzie największym zaszczytem. Będą się dwa razy bardziej starać.
Adam szybko uciął dyskusję i zarządził bieg na dziesięć
kilometrów, po czym ruszył jako pierwszy. Po chwili, reszta dołączyła się do
niego.
Mario i Ola
Przy śniadaniu, jak zwykle przeglądał pocztę i odrzucał
koperty na poszczególne kupki.
- Reklamy, urzędowe, reklamy, reklamy, REKLAMY! – irytował
się i wyrzucał ulotki do kosza – rachunek, znowu cholerna reklama.
Wziął w rękę kolejną kopertę i uniósł ze zdziwienia brwi.
- Ojciec do mnie pisze? – zdziwił się.
- Coś mówiłeś? – odezwała się Ola z drugiego końca stołu,
gdzie karmiła ich córkę.
- Ojciec wysłał do mnie list.
- A może to pomyłka, gdyby coś od ciebie chciał, to by
zadzwonił – powiedziała.
- Też tak myślę, ale spójrz – uniósł kopertę w górę – ma
herb i adres mojego rodzinnego domu.
- Po prostu ją otwórz – poradziła żona. Mario uśmiechnął
się do niej o odparł lekko uszczypliwie.
- Dziękuję kochanie, że mówisz mi, co mam robić.
- Gdyby nie ja, to byś zginął – oparła uśmiechając się
promiennie.
Mario nie dał się wciągnąć w sprzeczkę, bo wiedział, dokąd
by go to zaprowadziło. Ola stwierdziłaby, że może i rządzi obrzeżami, ale
skarpetek w szufladzie jakoś nie umie znaleźć.
Rozerwał kopertę i wyjął ze środka, sztywny zdobiony
kartonik.
- To zaproszenie – wykrzyknął.
- Z jakiej okazji? Przecież ich rocznica ślubu dopiero co
minęła, a najbliższe urodziny są Daria – Ola wiedziała, co mówi, prowadziła
kalendarz uroczystości rodzinnych.
- Dla mnie. Ojciec zaprasza mnie na spotkanie głównych głów
rodu.
Ola z zaskoczenia głośno wciągnęła powietrze. A potem
rzuciła się do całowania męża.
- Kochanie, to cudowne – całowała go po policzkach.
- Ale, ale ja mam dopiero 30 lat – Mario był zaskoczony –
to nie może dotyczyć mojego awansu i zasiadania w radzie.
- A co tam jest napisane?
- Zapraszają mnie na spotkanie i nic więcej. Nie wiem, o co
chodzi.
- Dzwoń do ojca – powiedziała Ola.
Po chwili Mario zapytał go, o co w tym wszystkim chodzi.
Ojciec roześmiał się serdecznie i powiedział tylko tyle,
żeby się nie martwił. Że są ważne sprawy do omówienia i on może im pomóc.
- Ale to nie awans? – Mario na ostatnim słowie wyraźnie się
zająknął.
- Nie, oczywiście, że nie, za młody jesteś, ale możesz nam
pomóc.
- W czym?
- Dowiesz się na miejscu – powiedział pogodnie ojciec i się
rozłączył.
- No i co ci powiedział?
- Nic. Mam się zjawić na spotkaniu, gdzie wszystkiego się
dowiem.
- Ale nie wydajesz się zmartwiony?
- Nie, ojciec był wesoły.
- Wesoły?
- Trochę to dziwne, prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz