Wielka gra - odc.13


Adam i Michał
Ludzie Adama otoczyli dom Igora i kazali mu wyjść. Mężczyzna jednak nie posłuchał i posłał im kilka mocniejszych słów w odpowiedzi. Adamowi nie pozostało nic innego, jak pozwolenie na użycie siły.
- Macie go wziąć żywcem – powiedział.
Żołnierze, wzięli do ręki wysokie, jak oni tarcze ochronne i powoli zaczęli zbliżać się pod dom. W oknach pojawili się ludzie Igora i zaczęli do nich strzelać. Nic to im nie dało, gdyż tarcze były pancerne i kule co prawda wbijały się w obicie, ale żadna nie przestrzeliła ich na wylot. Tamci widząc bezsens swojego działania, wycofali ogień z karabinów i pistoletów, a zaczęli rzucać granaty. Niestety przed tym nawet najlepiej uzbrojony żołnierz nie miał szans. Kilku ludzi Adama padło rozerwanych przez granty.
- Wjedźmy mu do chałupy wozem – Michał przypomniał bratu, czym dysponują.
Po chwili rozpędzony lacerny wóz przejechał przez bramę, przez krótki podjazd i władował się przez drzwi frontowe do holu. Dom zatrząsł się pod wpływem uderzenia, a z sufitów posypał się tynk i kilka cegieł. Ale Igor był watażką z Ziem Niczyich, więc nie przestraszył się najazdu. Pierwszy Granta uderzył o bok samochodu i wybuchł. Kiedy opadły kłęby dymu, okazało się że pojazd jest nienaruszony, za to w ścianie obok widnieje ogromna dziura, a ludzie leżą pokrwawieni na ziemi. Ta chwila zawieszenia wystarczyła żołnierzom żeby spacyfikować Igora i jego ludzi. Wykręcili mu ręce i skuli kajdankami, po czym wyprowadzili na zewnątrz. Jego żona i dwie córki zostały wysłane do niewoli i tam miały czekać na to, czy rodzina jest w stanie je wykupić.
Watażka został umieszczony na pace samochodu i powieziony na największy plac miasteczka. Kazano mu stanąć na samym środku, a Michał w imieniu brata przemówił.
-Pozwalamy wam żyć na Ziemiach Niczyich i rządzić się swoimi prawami, ale nikt z was, powtarzam, niech nikt z was nie próbuje robić czegokolwiek na własną rękę. Tylko my możemy zakładać nowe osady i podbijać nowe ziemie, wam przypadają skrawki na marginesie. I żyjecie tak, a nie inaczej, bo my na to pozwalamy. Dlatego też, niech to przedstawienie będzie przestrogą dla tych, którzy chcą działać bez naszej wiedzy i naszej zgody.
Igor chciał się zabawić w wielkiego rodowego człowieka, stworzyć nowe polis, uniezależnić się od nas. Dlatego otrzyma karę, a wy patrzcie dobrze i pamiętajcie, że nic się przed nami nie ukryje.
Po chwili Igor został rozstrzelany na oczach setek osób z Ziem Niczyich.
Nikt się nie sprzeciwił, nikt nie stanął w jego obronie.
Wszyscy milczeli i przyglądali się egzekucji z ponurymi twarzami, a potem w ciszy rozeszli się do domu. Raz na jakiś czas wielcy panowie z polis pokazywali im, gdzie ich miejsce, pokazywali, że tak naprawdę miejsce, w którym mieszkają nie jest wolne i nigdy nie będzie.
Czy się buntowali? Nigdy, zbyt byli podzieleni, zbyt dużo osób chciało rządzić, za bardzo skupiali się na walkach między sobą, żeby móc się zjednoczyć i wystąpić przeciw jakiemukolwiek rodowi z polis.
A na miejscu Igora na pewno po kilku dniach zjawi się kolejny przywódca, lojalny wobec rodu Czerwonoziem, przynajmniej na razie.

Mario
Wszyscy mózgowcy pomyślnie przeszli szkolenie wojskowe, chociaż nawet Mario musiał przyznać, że daleko im było do sprawności jego żołnierzy. Ale uznał, że skoro potrafią ubabrać się w błocie i trzymają karabin z właściwego końca, to już wystarczy.
Ludzie Maria byli zaniepokojeni tym, że ich szef otoczył się intelektualistami i w czarnych barwach widzieli przyszłość obrzeży, a zwłaszcza nowych ziem.
Dwójka jak nic będzie chciała odzyskać utracone tereny.
Ale ich obawy były bezpodstawne, ponieważ Mario może i nie lubił wojować, ale nie był głupi i wiedział do czego zmierza. Mianowicie, zebrał swoich oficerów i mózgowców w jednej sali i nakazał współpracę i wymianę doświadczeń. Obie grupy patrzyły na siebie nieufnie i nie za bardzo wiedziano, od czego zacząć.
- Nie będę z wami siedział cały dzień – huknął Mario – do roboty.
I jakoś poszło.

Czarna Mamba i Patryk
Zadzwonił do niej i zaproponował spotkanie. Chciał jej wszystko opowiedzieć i ponownie prosić żeby się nie wtrącała.
- Nie mogę do ciebie przyjechać – oznajmiła przyjaciółka – jutro z Celiną jedziemy na wakacje. A czy to coś ważnego?
- Bardzo – westchnął Patryk.
- No to mów – zachęciła go.
Zamilkł i zbierał siły, ta rozmowa na pewno nie będzie łatwa.
- Co? Rzuciła cię? – zgadywała złośliwa Czarna Mamba. Mógłby przysiąc, że gdy to mówiła, to się od ucha do ucha uśmiechała.
- No właśnie nie – powiedział twardo – powiem więcej, jestem zakochany po uszy.
- Oooo – zdziwiła się uprzejmie koleżanka – i to było, to coś ważnego?
- Dla mnie tak – powiedział zimno, a dziewczyna wspięła się na wyżyny i spróbowała bardziej zainteresować się osobą, z którą spotykał się Patryk.
- No mów – burknęła.
- Jest cudowna…
- Proszę, omijaj te przesłodkie przymiotniki, bo się porzygam – przerwała mu.
Patryk westchnął.
- Nie chuchaj mi w słuchawkę, tylko mów.
- Jesteś bez serca – oznajmił ni w pięć ni w dziesięć.
- Przecież cię słucham – odpowiedziała cierpko – i zauważ, że powinnam już dawno rzucić słuchawkę, ale jak widzisz, nadal cierpliwie czekam, co masz mi do powiedzenia.
Chłopak zacisnął usta żeby nie westchnąć, a potem powiedział.
-Myślę, że z tego będzie coś poważnego. Chciałbym żeby było. I dlatego proszę cię, nie wtrącaj się. Chyba, że mi źle życzysz.
- Dobrze ci życzę, masz moje błogosławieństwo i przestań traktować mnie jak potwora. Przecież zrozumiałam, jak mówiłeś, że na serio ci się ta dziewczyna podoba. Mam tylko nadzieję, że kiedyś mi ją przedstawisz.
- Przedstawię – obiecał, ale miał nadzieję, że nie będzie to zbyt szybko. Czuł, że obie kobiety nie przypadną sobie do gustu.
- No to ok. A teraz spadaj, bo muszę się pakować – rozłączyła się.

Dario
Wysiadł z samolotu na Czarnym Lądzie i ze zdziwienia szeroko otworzył usta.
Czytał w przewodnikach, że ziemia ma tutaj ciemnobrunatny kolor, ale nie sądził, że wszędzie. Do tego wokół było mnóstwo soczystej zieleni co powodowało, że kolory tutaj wydawały się intensywniejsze niż gdzie indziej.
Było bardzo ciepło i słonecznie. Dario uśmiechnął się do siebie i zszedł po schodkach na płytę lotniska. Tam już czekała na niego limuzyna, która miała go zawieźć do najdroższego hotelu w okolicy.
Zamieszkał w dużym apartamencie z widokiem na hotelowe ogrody. Kręciło się tam mnóstwo kobiet, zapewne żon ważnych mężczyzn, którzy zabawiali się na licznych wyścigach terenowych, walkach i turniejach.
Zlustrował rozleniwione i zblazowane paniusie wzrokiem i stwierdził, że nie było w czym wybierać. Raczej liczył, że na mieście znajdzie ciekawszą zdobycz. Wyczytał, że tutejsze dziewczyny były nie tylko piękne, ale i wysportowane, a on uwielbiał wysportowane i ostre babeczki.
Z zadowoleniem zatarł ręce i przejrzał program atrakcji, w których chciał wziąć udział. Trzydniowy wyścig po pustyni terenówką uznał, za dobry początek wczasów. A jak by mu się poszczęściło, to mógł nawet wygrać konkretną forsę.

Ruda Mysz i Adam
Kiedy wszedł do jej pokoju nawet nie wstała z łóżka. Leżała na brzuchu, a wzrok miała skierowany na ścianę. Było jej obojętne co się stanie, mało tego, miała nadzieję, że za to dostanie karę śmierci i że nie będzie już dłużej cierpieć.
Usiadł na łóżku, co spowodowało, że cała się napięła. Sięgnął po jej rękę i scyzorykiem  przeciął bransoletkę z nieistniejąca bombą. Była tak zaskoczona, że aż odwróciła głowę w jego stronę. 
- Jesteś wolna – wychrypiał – możesz mnie opuścić i szukać szczęścia gdzie indziej. Masz trochę pieniędzy, na pewno starczy na wyjazd do wewnętrznych terenów. To tam powinnaś się kierować, nie na Ziemie Niczyje. To taka moja rada. Chociaż i tak pewnie nie posłuchasz, bo jak widzę, umiesz jedynie wpadać w co raz większe kłopoty.
Wstał.
- Możesz też zostać, bo miałbym dla ciebie sporo zleceń. No i nigdy więcej bym cię już nie zabrał w takie miejsce, jak wczoraj. To był mój błąd, źle cię oceniłem.
I wyszedł.
Ruda Mysz nie namyślała się nawet minuty. Zebrała swoje rzeczy i po chwili znalazła się na ulicy. Adam wrócił po kilkunastu minutach do jej pokoju i skrzywił się.
- Oczywiście pieniędzy nie wzięła.
Wyjął telefon i wykręcił numer. Zanim osoba, do której dzwonił odebrała, pomyślał jeszcze.
- Ona po prostu potrzebuje mojej opieki. Inaczej zginie.

Michał
Z wielkim zadowoleniem wrócił do swojego mieszkania i postanowił przez kilka dni z niego nie wychodzić. Miał dosyć tarzania się w błocku, biegania po lesie, spoconych ciał żołnierzy, płaczącej znajdy Adama i w ogóle wszystkiego.
Wszedł pod prysznic i bardzo długo szorował ciało, żeby zmyć z siebie brud i zmęczenie. Potem ubrany w szlafrok zwalił się na kanapę i odetchnął. Potem stęknął i wstał. Do szczęścia brakowało mu dwóch rzeczy, drinka i muzyki.
Włączył wieżę i z głośników popłynął śpiew trzech tenorów.
Ponownie zwalił się na kanapę i zamknął oczy. Czuł się błogo.
Nagle cały się napiął. Ktoś był w mieszkaniu i właśnie się do niego skradał.
Michał nawet nie drgnął, a wręcz rozluźnił się jeszcze bardziej i zaczął pod nosem nucić partie operowe. Napastnik stanął nad nim z cienką metalową linką w ręku. Pomyślał, że szybko to nie będzie trudne.
Michał niespodziewanie wystrzelił w jego kierunku rękę i złapał za ubranie. Napastnik przekoziołkował przez kanapę i wpadł pod stół.
Michał pochylił się nad młodym człowiekiem.
- Złapałem cię, oblałeś test.
Młody chłopak wygramolił się spod stołu i stanął niepewnie przez Michałem.
- Będę miał jeszcze jedną szansę? – w jego głosie brzmiały błagalne nuty.
- Będziesz. Zawsze pozwalam wam na dwa podejścia. Ale pamiętaj, że zalicza test ten, kto przyłoży mi broń do gardła, skroni, czy serca. Zastanów się, czy linka była dobrym wyborem. Plus dla ciebie, że wyczułem cię dwie minuty temu. A teraz spadaj i nie zawracaj mi głowy, jestem zmęczony.
- Zanim chłopak wyszedł, zapytał.
- Ile mam czasu na zaliczenie?
- Daj mi dwa dni odpoczynku, a potem masz trzy dni.
- Dziękuję i do widzenia.
- Ta, ta – mruknął Michał.
Kiedy za młodym kandydatem zamknęły się drzwi, mężczyzna mruknął do siebie.
- Skubaniec był dobry, o mały włos a bym wpadł. Wyczułem go w ostatniej chwili. 

Filip
Kiedy dwa dni temu przyszła do niego pierwsza paczka, był tylko zszokowany. Rodzina Eli wysłała mu jej kompromitujące zdjęcia i kolekcję męskiej bielizny. Kiedy pokazał to wszystko dziewczynie, ta lekko zbladła, ale przyznała się do wszystkiego. Powiedziała mu, że u Adama Czerwonoziem to była norma, ale że to było dawno temu i że przez ostatnie dwa lata z nikim się nie spotykała.
Nie miał powodu jej nie wierzyć, więc po prostu wyrzucił wszystko do kosza.
Ale kiedy dzisiaj otworzył kolejną przesyłkę, zmartwiał. To już nie były fikuśne zdjęcia, ale pokaz okrucieństwa wobec ludzi i zwierząt uwiecznionych nie tylko na fotografiach, ale i na dwóch filmach, gdzie jego narzeczona grała pierwsze skrzypce.
Domyślał się, że nie dostał tego od jej rodziny, ale od Celiny i jej rodzeństwa. Ale to i tak nie zmieniło faktu, że związał się z sadystką bez żadnego kręgosłupa moralnego.
Przez chwilę pożałował, że tak postąpił z Celiną, wesołą, ufną, ale i mądrą i że wymienił ją na – spojrzał na zdjęcie i aż się wzdrygnął – na to coś.

Mario
Wszedł do domu i zastał tam niezbyt zadowoloną żonę. Kiedy spytał się, co się stało odparła.
- Pewnie wpadłeś tylko zmienić buty – wykrzyknęła i się rozpłakała.
- Co? – był zaskoczony.
- No i gdzie teraz musisz jechać? Powiedz no gdzie?
- Nigdzie nie jadę, wróciłem do domu, jest 21 00.
- Właśnie – krzyknęła Ola – niedługo własne dziecko cię nie będzie poznawać.
Mario usiadł koło żony, ale ta ostentacyjnie odwróciła się do niego plecami.
- Kochanie, wiem że masz dosyć leżenia i tego, że wciąż jest u nas moja mama.
- To mi nie przeszkadza, to brak ciebie mnie dobija.
Objął ją i przyciągnął do siebie.
- Ależ Oleńko, przecież wracam do ciebie kilka razy dziennie, więc nie mów, że mnie nie ma.
- Za mało!
- Po prostu ci się nudzi. Gdybyś mogła chodzić, to nawet byś nie zauważyła mojej nieobecności. Bo byś pojechała do kogoś w odwiedziny, a to do jakiegoś projektanta, a to z Alusią do Kulkolandii.
- Nieprawda – burknęła Ola, ale już nie aż tak wojowniczo, bo w duchu przyznawała mu rację.
- Prawda.
Oparła się o niego i chlipnęła.
- Jestem taka samotna.
Mario uśmiechnął się szeroko.
- Chcesz lody waniliowe?
- Chcę – chlipnęła – i dużo polewy czekoladowej.
- Zaraz przyniosę – wstał i poczłapał do kuchni.
- I szarlotkę – krzyknęła za nim.
- Nie mam szarlotki.
- Ale ja chcę szarlotkę!
- A skąd ja ci wezmę szarlotkę?
- Nie wiem, ale jak nie zjem szarlotki, to będzie źle.
Mario westchnął i zadzwonił do matki.
- Gdzie ja o tej porze kupię szarlotkę.
Matka zaśmiała się i odparła.
- Przyjedź do mnie, pani Kruger zrobiła specjalnie dla Oli, miałam ją jutro przywieźć. Ale skoro masz podbramkową sytuację, to wpadnij po nią jeszcze dzisiaj.

Dario
Urlop  na Czarnym Lądzie, był tym czego właśnie szukał. Rajdy, leniuchowanie, zawody bokserskie, kasyno, to wszystko było najlepsze na świecie. Ale Dario docenił coś jeszcze, w końcu spędzał czas z ludźmi jego pokroju, nie poddanymi, nie na usługach, ale wolnymi i bogatymi. A jeszcze bardziej podobał mu się fakt, że nie było tutaj prawie nikogo z siedmiu polis, większość ludzi przyjechała z innych części świata, więc czuł się jakby odkrywał Amerykę. Doszedł do wniosku, że to najlepszy urlop na jaki się wybrał. I zastanawiał się, czemu nikt mu nie powiedział, że istnieje tak fajne miejsce. Zazwyczaj wolne dni spędzał w Ósemce lub leciał na Wyspy, ale tam spotykał wszystkich, których nie chciał. Niemalże za każdym rogiem natykał się na kogoś z rodziny lub na wrogów. Na Czarnym Lądzie było inaczej.
Było to dla niego, jak wyrwanie się z matni, bo sam musiał przed sobą przyznać, że przez cały rok mieszkańcy polis myśleli tylko o dwóch rzeczach, komu dokopać i z kim podpisać rozejm. Na Czarnym Lądzie nikogo nie obchodziło kim się było i skąd się przyjechało, liczyło się tylko to, ile możesz wydać na przyjemności. I złapał się na tym, że w ciągu kilku dni nie pomyślał ani razu o Czarnej Mambie, a to był znak, że rzeczywiście odpoczywa.

Marta i Ruda Mysz
Kobieta nie pomyliła się i znalazła Rudą Mysz na dworcu autobusowym,
 z którego odjeżdżały autokary do Ziem Niczyich. Tak, jak i Adam wiedziała, że młoda dziewczyna, jak magnez wraca na ziemie, gdzie nie spotkało jej nic dobrego, ale które znała i wiedziała, jak się w nich poruszać.
Ruda Mysz siedziała bez żadnego bagażu, tylko z plecakiem i wyglądała, jak siedem nieszczęść. Była zapłakana i zasmarkana, jej piękne włosy zbiły się w nieładną masę na czubku głowy. Marta usiadła przy niej.
-  Myszo? – dziewczyna spojrzała na nią udręczonym wzrokiem – co masz zamiar zrobić?
- Nie wiem – bąknęła, wzruszyła ramionami i pociągnęła nosem – nie mam pojęcia.
- Dlaczego jedziesz do Ziem Niczyich, przecież tam cię nic nie czeka.
Dziewczyna po raz kolejny wzruszyła ramionami i rzekła.
- Może tam znajdę śmierć.
Marta nie skomentowała tylko postanowiła ją jak najszybciej stąd zabrać.
- Chodź Myszo, zabiorę cię do siebie.
- Po co?
- Umyjesz się, wyśpisz się i najesz…
- Wszystko mi jedno.
- Porozmawiamy…
- O czym? – Ruda Mysz zapłakała – Dlaczego mnie to wszystko spotyka, co ja komu złego zrobiłam? Dlaczego ludzie mnie nienawidzą, czemu mnie biją i popychają? Co jest ze mną nie tak? Przecież, przecież – przerwała i zaszlochała – przecież ja tak się staram nikomu nie zawadzać, jestem ostrożna i co?
Marta nie odpowiedziała tylko wzięła ją za rękę.
- Chodź ze mną, nie ma sensu marznąć na dworcu.
- A może jest sens, zamarznę i będzie spokój.
- Co najwyżej się zaziębisz – powiedziała Marta pogodnie – jest za ciepło na zamarznięcie.
- I co będzie, jak z tobą pójdę? Co będzie dalej?
- Na razie po prostu wstań i chodź ze mną. Nad resztą będziemy się zastanawiać później.

Czarna Mamba i Celina
Ulokowały się w niewielkim, ale za to sześciogwiazdkowym hotelu i od razu wybrały się na zwiedzanie miasteczka, do którego przybyły.
Było w nim wszystko, co w każdym nadmorskim kurorcie, czyli mnóstwo restauracji, kafejek i miejsc gdzie można było kupić pamiątki. Ale to, co je najbardziej interesowało wcale nie znajdowało się nad morzem ani w mieście, a na jego obrzeżach. Był tam wielki Lunapark, z najlepszymi kolejkami i karuzelami świata.
Kiedy stanęły przed ogromną bramą wjazdową do tego cud – przybytku obie aż rozdziawiły buzie.
- Łał – powiedziała Celina.
- Czemu dopiero teraz się o tym dowiedziałyśmy?
- Może dlatego, że mamy zakodowane, że na urlop człowiek jedzie na Wyspy.
- A przypomnij mi, czemu udało nam się jakimś cudem zmienić miejsce spędzanie wakacji?
- Bo ja potrzebowałam zmian.
- Dziękuję – Czarna Mamba uściskała siostrę, co było dla obu wielkim zaskoczeniem. Ale z drugiej strony, były daleko od polis i ich surowych zasad, a poza tym Lunapark wywarł na nich tak ogromne wrażenie, że nawet Malwina poczuła się jakby wróciła do dzieciństwa.
- To jak siostra? – wykrzyknęła wesoło do Celiny – zakładamy się, która się pierwsza zwymiotuje?
- Spadaj, nie będę się zakładać – odpowiedziała siostra – po prostu zaliczmy wszystko, co się da. Mamy na to duuuużo czasu.
Siostry ze śmiechem weszły przez bramę, do przybytku szaleństwa i zabawy.

Patryk
Praca szła mu jak nigdy i sam się zastanawiał nad tym, jak kiedyś mógł uważać, że jak się zakocha, to będzie miał gorsze wyniki. Nic podobnego. Strzelał pomysłami, jak z rękawa, wciąż coś testował i nawet jego najnowszy projekt siatki ochronnej zyskał uznanie szefa. Czy mogło być jeszcze lepiej? Chyba nie.
Codziennie po pracy widywał się z Małgosią i to była najważniejsza część dnia.
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęcie. Taka dziewczyna. Mądra, zaradna i piękna. Asystenci usłyszeli, że zaczął gwizdać pod nosem. Uśmiechnęli się znacząco do siebie. To już trzeci raz w ciągu dwóch godzin.

Małgorzata
Dziewczyna wróciła do wynajętego mieszkania z kolejnej randki z Patrykiem i nie mogła przestać się uśmiechać. Dzisiaj zabrał ją do planetarium i tłumaczył zawzięcie wszystkie zawiłości kosmosu. Nic nie zrozumiała, ale to nie miało znaczenia. Równie dobrze mógł mówić o zwyczajach ślimaków czy pogodzie i tak by słuchała tylko tembru jego głosu, a nie słów. Oczywiście, że zauważył, że mało rozumie i zamilkł, ale ona powiedziała.
- Mów dalej, tak pięknie mówisz – ale on zamiast spełnić jej prośbę, zaczął ją całować. A to było jeszcze lepsze niż jego cudownie kojący głos.
Rzuciła się na łóżko w ubraniu.
- Oszalałam na jego punkcie – śmiała się w głos – ale najlepsze jest to, że on na moim też. Życie jest piękne – sięgnęła po pluszowego miśka, którego przywiozła z obrzeży ze sobą i mocno uścisnęła – mam nadzieję, że tak będzie zawsze.
Tak naprawdę wiedziała, że nie będzie, ale marzyła, jak każdy zakochany, że tak już będzie i że nic się nie zmieni.

Ruda Mysz i Marta
Kiedy Marta zobaczyła sine plecy dziewczyny, to aż się skrzywiła i przez chwilę pomyślała sobie brzydko o Adamie. Ale potem go usprawiedliwiła, wiedząc, że jego podwładni zrobiliby wszystko, żeby popłynęła krew. Adam narobił jej siniaków, okropnych  jak nie wiem co, ale jednak siniaków, nie ran.
Tymczasem dziewczyna szybko przebrała się w piżamę i położyła do łóżka.
- Dlaczego śpimy w hotelu? – zapytała – nie masz swojego domu?
- Mam ich kilka, ten pokój jest jednym z nich.
- Dlaczego?
- Pomyśl – Marta uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Ponieważ nadal jesteś szpiegiem i nie powinnaś mieć stałej kwatery.
- Dokładnie – nie była to do końca prawda, Marcie przede wszystkim zależało na zachowaniu prywatności i do swojego prawdziwego domu nie zapraszała nikogo. Chyba, że Michała, ale to zdarzało się niezwykle rzadko.
Kiedy zobaczyła, że Ruda Mysz jest już spokojna i przestała się trząść jak osika, powiedziała.
- Powinnaś wrócić do pana Adama.
Przez twarz dziewczyny ponownie przebiegł grymas strachu.
- Nie chcę.
- Nie mów od razu nie, najpierw mnie wysłuchaj i daj sobie czas na przemyślenie.
- Nie wrócę tam. Co mnie tam czeka? Tylko same nieprzyjemności – łzy znowu popłynęły jej po policzkach.
- Nieprawda. Pan Adam już więcej do tego nie dopuści.
- Zbił mnie.
- Nie zbił, a wymierzył karę, a to różnica.
- Dla mnie żadna.
- Wiesz, że musiał to zrobić.
- Wcale nie musiał, w końcu on jest szefem.
- Ale sam nadał te prawa i musi ich przestrzegać.
- Dlaczego go pani broni?
- A jak myślisz? Kto kazał mi ciebie znaleźć i zaopiekować się tobą?
Ruda Mysz była zaskoczona, nie była w stanie nic powiedzieć, tylko otwierała i zamykała usta. W końcu wydukała.
- P…pan? A nie pani, tak sama z siebie?
- Nie kochanie, ja o niczym nie wiedziałam. To pan Adam mnie poprosił. Dlatego uważam, że powinnaś wrócić do niego do pracy. Myślę, że jest mu przykro, że musiał cię tak potraktować.
- Nie wierzę w to. Nie wierzę, że jakiemukolwiek mężczyźnie jest przykro, że użył siły wobec słabszej osoby. Za dużo w życiu widziałam. I wczoraj też. Żołnierze popychali i bili bezbronne kobiety – Marta, widząc, że dziewczyna znowu zaczyna się nakręcać powiedziała.
- Jest mu przykro.
- Skąd pani wie?
- Inaczej nie puściłby cię wolno. Nie zdjął by ci tej cholernej bransoletki tylko kazałby ci się wziąć w garść i wysłał na kolejne zadanie. Myślę, że on wie, że to jego wina. Nie jest bezdusznym draniem.
- Jest. Codziennie to widziałam i słyszałam. Jego zimny głos, surowe wyroki.
- Właśnie surowe, a nie bezduszne. On jest panem obrzeży, sama wiesz, że nie może okazywać słabości – uśmiechnęła się do niej – ty tego nie widzisz, bo jesteś cały czas przestraszona i niepewna siebie, ale on wciąż okazuję ci względy i jest dla ciebie łagodniejszy niż dla reszty. Dlatego oni cię nie lubią, bo szef cię lubi.
- Ale za co? Przecież przynoszę same kłopoty.
- Tego nie wiem, musisz się go spytać.
- Nie chcę, chcę…. Chcę… - nagle opuściła głowę i się popłakała – nawet nie mam dokąd pójść.
Marta pogłaskała dziewczynę po włosach.
- A może jednak wróć do pana Adama. Da ci pracę, dach nad głową i pieniądze. Nie masz bransoletki, jesteś wolnym człowiekiem, będziesz mogła odejść kiedy zechcesz.
- On powiedział mi kiedyś, że raczej mnie nie puści.
- Jak to nie puści? W takim razie co tutaj robisz? I gdzie bomba na ręku?
Ruda Mysz zastanowiła się.
- Ale kazał mnie szukać.
- Mnie kazał, równie dobrze mógł to zlecić swoim ludziom, którzy by cię zaciągnęli przed jego oblicze i czekali na kolejne kary dla ciebie. A mnie tylko kazał cię znaleźć i zaopiekować się tobą. Nic mi nie mówił, że mam cię odprowadzić do zamku.
- Nie?
Marta westchnęła. Jakże mało wiary było w tej dziewczynie.
- Oczywiście, że nie. Możesz tutaj na razie zostać, przemyśleć wszystko na spokojnie, a potem podejmiesz decyzję.
- Nie będę musiała do niego wrócić?
- Nie, nie będziesz musiała, ale jeżeli chcesz znać moje zdanie, to w twoim wypadku, to by było najlepsze wyjście. Pomyśl ile spotkało cię nieszczęść, a jak byłaś u niego, to co złego się działo? I ile?
- Każdy dzień…. – zaczęła mówić dziewczyna, ale Marta jej przerwała.
- Naprawdę? Każdy dzień był koszmarem?
- No nie – przyznała Ruda Mysz – mogłam się wysypiać i miałam pełny brzuch  i tylko kilka razy zostałam ukarana.
- Widzisz? Jeżeli wrócisz do pana Adama będziesz już pełnoprawnym pracownikiem, na innych warunkach. Nie będziesz już znajdą… Przemyśl to.
Marta wyszła z pokoju pozostawiając Rudą Mysz z jej własnymi myślami.

Dario i Czarna Mamba
Malwina po szaleństwach w Lunaparku zapragnęła rozrywek bardziej zbliżonych do jej temperamentu. Wyszukała w folderach stojących w hotelowym patio, że wieczorem odbywają się walki mężczyzn w klatkach. Zaproponowała to Celinie, ale ona odparła, że woli pójść na basen i masaże.
Czarna Mamba życzyła jej dobrej zabawy i pojechała taksówką pod wskazany adres. Walki odbywały się w rotundzie, gdzie trybuny były ustawione powyżej klatki, co dawało lepszy widok i chroniło kibiców od obryzgania krwią.
Czarna Mamba zajęła pierwszy rząd i rozejrzała się wokół. Zdziwiła się, że jest tam tak mało kobiet, ale nie zaprzątało jej to głowy, gdyż do walki stanęła pierwsza dwójka zawodników. A takich walk miało być dzisiaj pięć.
Uwielbiała widok prężących się męskich mięśni zwartych w walce wręcz. Było w nich coś pierwotnego i podniecającego zarazem, coś co sprawiało, że kobiecie drżały kolana. Tak, męska siła bardzo ją pociągała. Dlatego wpatrywała się w nich, jak urzeczona niewiele uwagi poświęcając otoczeniu.
I tak oczarowana mordobiciem dotrwała do czwartej walki. Kiedy zobaczyła kto wchodzi na ring aż przestała oddychać. To był Dario.
Pierwsze pytanie, jakie sobie postawiła było: Co on tu robi? Drugie: Czemu walczy? Trzeciego nie zdążyła sobie zadać, bo zabrzmiał gong rozpoczynający walkę. Wiedziała, że powinna wstać i wyjść. Nie powinna gapić się z rozdziawioną buzią na swojego największego wroga i jeszcze życzyć mu zwycięstwa. Ale nic nie mogła poradzić na to, że wgapiała się w niego i już.
Był uosobieniem siły. Wysoki, potężny i taki… taki mocarny.
Dario stojąc w ringu naprzeciw swojego przeciwnika od razu wiedział, że tamten nie miał szans. Co z tego, że byli podobnego wzrostu i wagi. Ale tamten był powolny i chyba niezbyt doświadczony w walce. Dario postanowił go nie zmasakrować. Ale powiedzieć sobie to jedno, zrobić to drugie. W ciągu kilkunastu minut pozbawił chłopa przytomności. Wygrał, ale był zawiedzony, bo szykował się na coś lepszego.
Kiedy sędzia unosił jego rękę w górę, spojrzał na trybuny.
Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Czarnej Mamby. Zaklął pod nosem i szybko zszedł z ringu. Wygrana w walce forsa wcale go nie cieszyła. Wychodząc do szatni pałał jedynie żądzą mordu wobec tej kobiety. A może to nie była ona? Może się przewidział? Wiedział, ze sam siebie oszukuje.
- No i po zabawie – burknął sam do siebie i wszedł pod prysznic.

Ruda Mysz
Pani Marta zostawiła ją w spokoju i więcej nie wracała do tematu jej powrotu do Pana. Dzięki temu miała kilka dni na odetchnięcie i zastanowienie się nad sobą.
Nie chciała wracać na Ziemie Niczyje, ale też nie chciała wrócić do zamku. Tam było tyle złych i okrutnych ludzi. Z drugiej strony zyskała wolność i mogła zacząć od nowa. Pani Marta na pewno jej pomoże znaleźć pracę, jakąkolwiek.

Dario i Czarna Mamba
Kiedy walki się skończyły, Czarna Mamba w końcu odzyskała panowanie nad sobą i udało jej się wstać. Spotkanie wzroku Daria skutecznie przyszpiliło ją do miejsca, na kolejną godzinę walk. Ale wszystko się kiedyś kończy i musiała, jak inni po prostu wyjść. Miała nadzieję, że Dario po swoim występie po prostu sobie poszedł i że więcej się tutaj nie spotkają. Poza tym, co on tutaj robił? Śledził ją, czy jak? Mieli rozejm, więc powinien się odczepić.
Kiedy wyszła na zewnątrz od razu dostała się w jego żelazny uścisk.
Miał lekko podpuchnięte oko i zdarty policzek i patrzył na nią tak, jakby chciał ją zabić. Widziała, że nadal jest naładowany adrenaliną.
- Co ty tu robisz? Śledzisz mnie?! -  krzyknął jej w twarz.
Dziewczyna usiłowała się wyrwać z jego rąk, które boleśnie ściskały jej ramiona.
- Puść mnie kretynie – warknęła – to boli.
Uścisk zelżał, ale nie puścił jej.
- Co tutaj robisz? – ponowił pytanie.
- O to samo mogę ciebie spytać. Milion miejsc do spędzenia wakacji, a ty przyjeżdżasz właśnie tutaj.
- Bo tutaj jest jeszcze ciepło.
- Też tak pomyślałyśmy – przyznała dziewczyna.
- Ty i kto jeszcze?
- Celina – szarpnęła się, ale jej nie puścił.
- Nie wierzgaj – powiedział niemiłym tonem – bo nic tym nie wskórasz.
- Nie jesteśmy na obrzeżach.
- Właśnie – uśmiechnął się do niej tak, że aż przełknęła ślinę.
- Dlatego się zachowuj – burknęła.
- Zapomnij.
Patrzyli na siebie wyzywająco. Ona mała i drobna, on pochylony nad nią, trzymający ją mocno za ramiona.
Z zaskoczeniem stwierdził, że Czarna Mamba nawet jak był wściekła wyglądała pięknie. Jej twarzy nie wykrzywiał żaden grymas, jedynie oczy pokazywały mu co o nim sądzi.
- Jesteś taka urocza, jak się złościsz – powiedział i wrzasnął.
Czarna Mamba z całej siły kopnęła go w piszczel. Puścił ją, a ona czmychnęła czym prędzej do taksówki.
- Zołza – zdążył krzyknąć, ale ona już odjechała.
Rozcierał bolące miejsce i mruczał do siebie wściekle.
-  I pomyśleć, że chciałem jej zaproponować drinka.


kolejny odcinek 07 października

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka