Praca dla szefa - odc.3


Następnego dnia chodziłam jak w gorączce, wahając się miedzy wypowiedzeniem, a pójściem na wieczór z szefem. Z tym, że wypowiedzenie mniej mnie przerażało, bo na odejście z pracy nie potrzebowałam wieczorowej sukni. O osiemnastej byłam gotowa. Robert spojrzał na mnie krytycznie i rzekł.
- Przecież dałem ci podwyżkę, może czas sobie coś kupić.
Miałam ochotę go czymś rzucić, ale zamiast tego powiedziałam.
- Nie powiedział mi pan jaki ma gust, więc ubrałam się uniwersalnie.
- Polemizował bym, ale nie ma czasu. Biorąc pod uwagę twoje umiejętności, bardzo się dzisiaj przydasz. Masz przekonać pana Roskanego, aby podpisał z nami umowę. Wybrałem ciebie, bo masz wielki dar przekonywania.
- Mam nadzieję, że pana rozczaruję – wysyczałam – dzięki temu będę miała wolne soboty.
- Albo wszystkie dni w tygodniu. – uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał - a teraz do rzeczy. To nie są żarty. Mogłaś sobie żartować w starej firmie, teraz zależy mi na wynikach. Wysokie wyniki oznaczają dużo kasy, dużo kasy oznacza, że nie utoniemy i nie będziemy musieli sprzedać tej agencji reklamowej. Jeżeli chodzi o mnie, jest mi wszystko jedno, bo dostanę od razu następną posadę, ale ty i reszta? Co zrobicie? Także postaraj się oczarować gościa i załóż to.
Podał mi pudełko, w środku była ładna sukienka. Nie wierzyłam, że się w nią zmieszczę. Bardzo się zdziwiłam, że jednak się udało.
- Nie popatrzysz nawet, jak wyglądasz? – zdziwił się.
- Wystarczy, że weszła. Jak się nie podoba, mogę z powrotem założyć moje ciuchy.
- Absolutnie nie, idziemy.
Jechaliśmy w milczeniu, tylko chudy, wąsaty nucił coś pod nosem. Byłam zła na siebie, że dałam się wmanewrować, jak głupia. Nie doceniłam go, był inteligentny, twardy i mściwy, a najgorsze, że nie znałam zakończenia. Nie wiedziałam, co jeszcze wymyśli aby mnie zniszczyć, a potem wyrzucić z pracy, na bank z wilczym biletem. Ostatnio nawet zaczęłam robić oszczędności, na wypadek gdyby... Zmęczył mnie tak, żebym podpisałam umowę nie patrząc nawet, co w niej jest. Aż się zdziwiłam, że nie znalazłam tam dopisku, usługi seksualne w każdy czwartek. Chociaż nie byłam aż tak atrakcyjna, żeby chciał. Zaśmiałam się gorzko w duchu.
Czułam się jak kołek wśród tylu obcych ludzi. Wszyscy przepięknie wystrojeni, czułam się nie na miejscu. Byłam niezręczna. Już na samym początku upuściłam podawany mi kieliszek. Potem przycięłam drzwiami sukienkę. W końcu szef podszedł do mnie i wysyczał.
- Weź się w garść i przestań robić głupoty.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- Sam pan widzi, że mnie nie zna. Gdyby było inaczej wybrałby pan kogoś innego. Ja jestem pierdołowata na każdym kroku, zwłaszcza, jak jest dużo ludzi, których nie znam.
- Nic mnie to nie obchodzi – warknął – masz być idealna.
Zaśmiałam się gorzko.
- Tego nie mogę panu zagwarantować. – zanim odpowiedział, spytałam. – Czy jak oczaruję tego Roskanego, będę mogła iść do domu?
- Tak – powiedział.
- Proszę mi go wskazać.
Po półgodzinie Roskany umówił się  z szefem na finalizacje umowy, a ja zmyłam się z przyjęcia po angielsku. Nie podobali mi się ci ludzie. Patrzyli na mnie, jak na jakieś dziwadło. Byłam z innej ligi, według nich gorszej. Nawet jak załatwiłam kontrakt, nadal byłam obca.
Z ulgą położyłam się do łóżka. Nie zdążyłam zasnąć, gdy zadzwonił telefon.
- Gdzie ty jesteś do jasnej cholery! – wrzasnął.
- We własnym łóżku, proszę pana.
- A kto ci pozwolił?!
- Pan?
- Ja?
- Tak, powiedział pan, że jak namówię Roskanego na umowę, to mogę iść. Więc sobie poszłam.
- A on cię szukał, wpadłaś mu w oko.
Oburzyłam się nie na żarty.
- Panie Koryncki. Jestem szefem reklamy, nie prostytutką, nie będę nikogo zabawiać, bo pan tak chce. Kontrakt jest? Jest. Zatem dobranoc.
Wyłączyłam telefon, po chwili zeszłam do salonu i odłączyłam stacjonarny, potem poszłam spać. Niech się dzieje co chce, nie miałam zamiaru się poniżać.
Niedziela była piękna, mimo jesieni słońce grzało, a na niebie nie było żadnej chmurki. Postanowiłam pójść na spacer i zdystansować się od ostatnich wydarzeń. Zostawiłam telefon w domu i ruszyłam do parku. Po kilkunastu minutach uświadomiłam sobie, że przez trzy miesiące, jak pracowałam pod rządami Korynckiego nie miałam ani chwili wytchnienia. Nawet w weekendy musiałam pracować nad szkoleniami. Dzisiejszego dnia mogłam odpocząć.
Do domu wróciłam po kilku godzinach i pierwsze, co mnie zaskoczyło, to zaparkowany obok mojej bramy nowy wóz szefa. Nie zdążyłam dość do furtki, jak wyskoczył z samochodu i wrzasnął.
- Gdzie się podziewałaś?! Nie mogłem się do ciebie dodzwonić?! Umowa jasno mówi, że masz być dyspozycyjna!
- Nie przypominam sobie, abym szczegółowo omawiała z panem moje nowe obowiązki, po prostu podsunął mi pan umowę w perfidny sposób i…
- Trzeba było ją przeczytać – przerwał mi zdenerwowany. Zamilkliśmy. Ja, nie namyślając się długo ruszyłam do furtki, on za mną.
- O nie proszę pana, mój dom moją fortecą, ja pana nie zapraszam – i chciałam mu zamknąć ją przed nosem. Złapał ją i pchnął, odskoczyłam przestraszona.
- Może jeszcze pan mnie zbije – powiedziałam.
- Może – odparł – a teraz proszę prowadź, w końcu to twój dom, nie wypada, abym szedł pierwszy.
Zagryzłam wargi i chciałam coś odpowiedzieć, ale on był naprawdę zły.
Usiadł w salonie na kanapie i od razu przeszedł do rzeczy.
- Zgodnie z naszą umową, muszę mieć z tobą ciągły kontakt. Nie wybrałem ciebie ze względu na nasz mały „wypadek”, ten dług spłaciłaś szkoleniami. Nie myśl sobie, też nie mam przyjemności przebywania w twoim towarzystwie, ale w pracy muszę odłożyć na bok uczucia i wybierać to, co najlepsze. Czyli ciebie. Jesteś w branży dość długo, masz same sukcesy. Do tego wystawiłem wczoraj na próbę twoje umiejętności dyplomatyczne. Roskany jest twardym facetem, a ty go zmiękczyłaś jak gąbkę. Ale przez twoje wczorajsze wyjście omal się nie rozmyślił. Dlatego też musimy współpracować, rozumiesz?
- Nie godziłam się na takie coś – burknęłam.
- Owszem, podpisałaś umowę, chcesz się procesować? – w jego głosie zabrzmiała groźba.
- Nie – znowu burknęłam i założyłam wojowniczo ręce na piersi – ale nawet pan nie zadał sobie trudu, aby omówić ze mną cokolwiek. Wydał pan polecenie i już miałam być gotowa. Nigdy czegoś takiego nie robiłam, a wczoraj nie ukrywam, czułam się jak małpa na patyku.
- Musisz się szybko nauczyć, bo ja nie oglądam się na tych, co zostają w tyle.
- Czyli jest szansa, że mnie pan zwolni – uśmiechnęłam się promiennie.
- Nie przeciągaj struny Karolino, bo to może się okazać rzeczywistością i to koszmarną.
- Jest pan szantażystą – powiedziałam naburmuszona.
- Źle interpretujesz to, co mówię – żachnął się – ale mniejsza z tym. Nie możesz opuszczać spotkań, przyjęć i rautów bez mojej wiedzy. Powinnaś się spytać czy już możesz iść, bo to, że go przekonałaś nie oznaczało, że się nie rozmyśli, w ciągu godziny na przykład. Bo tyle mniej więcej trwało, jak okazał rozczarowanie twoim brakiem i podejrzewaniem mnie o celowe podstawienie ciebie do sfinalizowania umowy.
- A tak nie było? – uśmiechnęłam się złośliwie, ale zaraz przestałam bo w jego oczach krył się ogromny gniew. Uświadomiłam sobie, że jestem z nim sama, że on jest wielki i jak go sprowokuje, to on może okazać się bardzo nieprzyjemny. Podświadomość podpowiadała mi, że jest do tego zdolny. Bezwzględny w każdym calu. Postanowiłam być pokorna i potulna.
- Musiałem cię tłumaczyć – powiedział tak, jakby nie doszło między nami do niemego spięcia – że musiałaś iść bo coś tam…, ale obiecałem, że dzisiaj spotkamy się na obiedzie. Dodam spóźnionym, bo gdzieś polazłaś. Masz pół godziny na przyszykowanie się. I znając ciebie na bank nie masz niczego odpowiedniego, dlatego byłem zapobiegliwy i kupiłem ci to. Rzucił w moją stronę  torbę z ubraniami.
- Mam rozumieć – wzięłam torbę i ruszyłam do sypialni – że nie mam prawa nigdzie chodzić, nie mam swojego czasu wolnego, bo w każdej chwili może pan zadzwonić i oznajmić, że jestem potrzebna.
- Dokładnie – powiedział.
Po kilku chwilach wróciłam do niego, spojrzał krytycznie i rzekł.
- Ponownie nawet nie spojrzałaś, jak wyglądasz?
- Tak – oznajmiłam i ruszyłam do łazienki zrobić makijaż. On złapał mnie za rękę, co zupełnie mnie zaskoczyło.
- Proszę mnie puścić – krzyknęłam.
- Nie tak nerwowo – zaśmiał się i poprawił mi kołnierzyk koszuli. – tak się dzieje, jak nie patrzysz w lustro.
- Dopóki pan nie pojawił się w moim życiu nie miałam z tym problemów - warknęłam i zamknęłam się w łazience. Wzdrygnęłam się. Nie powinien mnie dotykać.
Po niecałej półgodzinie byłam gotowa. Wsiadłam z nim do jego sportowego wozu i zdziwiłam się.
- Nie wiedziałam, że umie pan prowadzić?
- Bez sarkazmu proszę, bo wsadzę cię do bagażnika.
- Nie odważyłby się pan.
- Sprowokuj mnie – uśmiechnął się bezczelnie.
Jak mogłam się w  to wpakować?
- A jak zdarzy się, że pan zadzwoni do mnie, a ja będę zalana w trupa na jakiejś imprezie?
- Nic takiego się nie zdarzy. I mam nadzieję, że nigdy cię nie zobaczę na kacu.
- No pięknie, nawet napić mi się nie wolno. Oskarżę pana o pozbawienie mnie wolności.
- Cieszę się, że masz dowcip, ale ja po prostu nienawidzę pijanych kobiet lub skacowanych, śmierdzących alkoholem i w ogóle.
Wyraźnie się zdenerwował.
- Spokojnie – powiedziałam cicho – piję od wielkiego dzwonu.
- Mam nadzieję. Ale a propos wyjść. W każdy poniedziałek będziemy ustalać grafik tygodnia. Dzięki temu będę wiedział, gdzie jesteś i jak cię złapać, a ty będziesz wiedzieć, kiedy masz wolne.
- Które pan skutecznie mi odbierze.
- Nie – uśmiechnął się – jeżeli będziesz współpracować nic takiego się nie zdarzy.

kolejny odcinek 06 listopada

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka