Wielka gra - odc.24


Ruda Mysz
Dziewczyna postanowiła nie wracać do Ziem Niczyich tylko udać się do Siódemki. Tam żyli ludzie podobni do niej, mieli rude włosy, piegi i jasną cerę. To było doskonałe miejsce na ukrycie się przed Panem.
Wzięła wszystkie zarobione pieniądze, walizkę i pojechała autokarem do granicy z obrzeżami Siódemki. I tam spotkała ją niemiła niespodzianka.
Na granicy odbywała się kontrola celna i żołnierze przetrząsali wszystkie bagaże. Kiedy jechała tutaj z Martą, nic takiego nie miało miejsca, więc nawet nie pomyślała o tym, że ktoś może ją przeszukiwać.
Żołnierz kazał otworzyć jej walizkę oraz torbę podróżną. Spełniła polecenie, nie spodziewając się niczego złego. Ale mężczyzna zauważył kopertę z grubym plikiem pieniędzy. Wyciągnął je z torebki i zapytał.
- To pani pieniądze?
- Tak.
- Ile?
- 45 tysięcy.
- Wie pani, że w gotówce można wwozić jedynie 20 tysięcy?
- Nie wiedziałam.
Mężczyzna zdziwił się.
- Jak to pani nie wiedziała? Nie czytała pani folderów informujących o naszych zasadach?
- Nie – Ruda Mysz była coraz bardziej niepewna siebie – i co teraz ze mną będzie?
- Nie wpuścimy pani do Siódemki – odrzekła żołnierz.
- Ja muszę się tam dostać, nie mogę zostać na obrzeżach… - urwała, bo mężczyzna zaczął jej się dziwnie przyglądać.
- Ucieka pani?
- Nie – skłamała.
- Proszę mówić prawdę – wykrzyknął.
- Tak.
- Dlaczego?
- Mam dosyć tego miejsca, wciąż spotykają mnie nieprzyjemności.
- Ale w Siódemce na obrzeżach też nie jest kolorowo. A do ziem wewnętrznych nikt pani nie wpuści.
- Ale tutaj będę mogła się ukryć – urwała, bo znowu powiedziała za dużo.
Żołnierz uśmiechnął się, ale to nie był miły uśmiech.
- Proszę wziąć walizkę i wysiąść.
- Ale…
- Bez dyskusji – powiedział nagle ostrym tonem.
Ruda Mysz posłusznie spełniła polecenie. Trzęsła się jak galareta i zastanawiała się, co się z nią stanie. Bo po tonie mężczyzny wnioskowała, że nic miłego.
Została zaprowadzona na posterunek strażniczy. W pomieszczeniu znajdowała się wysoka lada, za którą siedziało dwóch cywilnych strażników i jeden żołnierz. Pod ścianami stało kilka krzeseł.
- Proszę usiąść – wskazał jedno z nich żołnierz, po czym zwrócił się do reszty.
- Mamy uciekinierkę z obrzeży – uśmiechnął się szeroko.
- Komu uciekła?
- Nie wiem, ale ukradła swojemu panu pieniądze i usiłowała się przedostać do nas.
- Nie jestem niewolnicą – powiedziała cicho Ruda Mysz.
- Oczywiście – parsknął żołnierz – wolni ludzie nie uciekają i nie trzęsą się jak galareta przy odprawie celnej.
- Ale ja jestem wolna, tylko…
- Tylko uciekam – śmiał się nieprzyjemnie jeden ze strażników – kobieto, wolni ludzie pojechali by do ziem wewnętrznych swojego polis, a nie przebijali się do obcego.
- Ale kiedy ja naprawdę…
- Dosyć! – huknął żołnierz, który ją przyprowadził – mów od kogo uciekłaś?
Ruda Mysz wiedziała, że nie ma sensu się zapierać, bo i tak nie uwierzą w ani jedne jej słowo. Westchnęła i powiedziała z rozpaczą w głosie.
- Od Pana Adama Czerwonoziem.
Strażnicy aż gwizdnęli ze zdumienia.
- To niemożliwe – powiedział jeden ze strażników.
- Ten zbir złapał by cię zaraz  za murami swojego zamku. Nie udałoby ci się dotrzeć aż tutaj.
- Pracowałam dla niego w terenie, nie mieszkałam w zamku.
Mężczyźni patrzyli na nią z niedowierzaniem, w końcu żołnierz, który ją przyprowadził powiedział do strażnika za ladą.
- Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Dzwoń, od jego ludzi dowiemy się, czy mała mówi prawdę, czy gra na czas i obmyśla jakiś plan ucieczki.
Ruda Mysz skuliła się pod jego wzrokiem.
Po mniej niż minucie siedziała zamknięta w pokoju bez okien i czekała, aż przyjedzie po nią Pan.
Nawet nie miała siły płakać. Gorzej już być nie mogło.

Mario
Mężczyzna po raz ostatni przeszedł się po pustym domu. Nie zostało już nic. Wszystkie meble i sprzęty zostały zabrane do nowego domu lub wyrzucone na śmietnik. Jedynie jaśniejsze plamy na ścianach wskazywały miejsca, gdzie, co kiedy stało.
Mario wyszedł na zewnątrz i zamknął drzwi na klucz. Odetchnął.
- Żegnaj stare życie – odwrócił się do samochodu, w którym czekała jego rodzina – witaj nowe, lepsze życie.
Szybko zbiegł po schodkach i po chwili odjechał zamykając za sobą ten rozdział życia.

Dario
Zadowolony z rezultatów walk z Czarną Mambą postanowił uczcić to małym co nie co. Powiedział do swojej sekretarki – kuzynki – Maria załatw mi butelkę wódki i zagryzkę.
Dziewczyna, skinęła głową i od razu wykonała telefon. Dario z przyjemnością stwierdził, że posłuchała się go i dzisiaj wyglądała już ładnie i kobieco. Miała na sobie dopasowany żeński garnitur i włosy spięte w kucyk, na twarzy pojawił się delikatny makijaż.
- Czemu tak ją gnębisz? – Dario ocknął się z zamyślenia.
- Słucham?
- Czemu tak gnębisz tę Czarną Mambę?
- To mów wróg.
- Ale to kobieta?
- Ale sama zdecydowała się walczyć, więc dla mnie jest jak facet.
- Czy wy czasem nie załatwiacie prywatnych porachunków?
- Co ci przyszło do głowy?
- Nic. Tylko te wasze rozmowy i smsy. No i jak dostajesz od niej wiadomość, to uśmiechasz się pod nosem.
- Też byś się cieszyła, jakbyś znała jej wściekłość z przegranej.
- Niby tak. Ale jacy wrogowie do siebie tyle piszą i dzwonią?
Dario się zdziwił. Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiał. Zawsze był z Czarną Mambą w kontakcie. Od samego początku, kiedy tylko dołączyła do walk na obrzeżach.
- Od zawsze tak jest – opowiedział.
- A czy to nie jest tak, że ty pozwalasz jej wygrywać, a potem przegrywać, a potem znowu wygrywać? Czy to nie jest tak, że ty pozwalasz jej się z tobą bawić?
Maria miała bardzo analityczny umysł, podobał mu się. Czuł, że dziewczyna niedługo awansuje na oficera w sztabie. Ale na razie odpowiedział.
- Nie. Walczymy naprawdę, a ona jest groźnym przeciwnikiem. Ale pewne jest jedno ostatnio oboje nie umiemy sobie niczego zabrać na dłużej.
- A dlaczego chcesz ją porwać?
- Skąd o tym wiesz? – zdziwił się, bo przecież był sekretarką.
- No cóż – zrobiła usta w ciup – tak o tym wrzeszczysz, że nie sposób nie usłyszeć, nawet przez te grube ściany.
Dario nie odpowiedział. Wzruszył jedynie ramionami i wyszedł.

Michał
Beata i Paulina wyszły przed budynek więzienia i podeszły do czekającego na nie Michała. Miały na sobie niewolnicze stroje i niepewność wypisaną na twarzach.
- Wsiadajcie – wskazał ręką na tylne siedzenie samochodu. Sam wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę granicy obrzeży.
- Będziecie dla mnie pracować. Beata będziesz drugą sekretarką. Ponieważ moja Marta pojechała na urlop, a nawet jak na nim nie jest, to ostatnio często wychodzi w teren. Przyda mi się ktoś od prowadzenia kalendarza. Dasz radę?
Kobieta skinęła głową. Poza tym, co miała powiedzieć? Że nie da rady?
- Paulina, ciebie przeszkolę na szpiega. Jesteś twarda i mniej uczuciowa niż twoja koleżanka. Przydasz mi się.
- Dobrze – odparła tamta drżącym głosem.
Patrzył na nie we wstecznym lusterku i widząc ich przestraszone miny powiedział ciepło.
- Nie będziecie bite, ani nie będę was zamykał w komórce. Będziecie mieszkać obok biura, czynsz ja opłacę, tak jak i jedzenie. Ale wszystkie prace, jak to niewolnice, będziecie robić za darmo. Jak będziecie grzeczne, to czasami dam wam kieszonkowe na drobne przyjemności.
Skinęły głowami, ale nic nie powiedziały.
Zostawił je w małym dwupokojowym mieszkaniu, dał mapę dojścia do biura i przykaz, że mają tam być następnego dnia punktualnie o 9 00.
Kiedy wychodził Beata podeszła do niego i szepnęła.
- Przepraszam i dziękuję.
Michał uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.
- Nie lubię krzywdzić kobiet – i wyszedł.

Marta
Poszukiwania Rudej Myszy nie były długie, a nawet wcale ich nie było. Do Adama zadzwonili strażnicy graniczni i Marta została zwolniona z posterunku.
W pierwszym odruchu chciała po nią jechać, żeby ją chronić, żeby pomóc jej z panem Adamem. Ale potem stwierdziła, że to nie jej sprawa. Że skoro mężczyzna uparł się na tę biedną dziewczynę, to ona nic nie może już zrobić. A oni niech się sami dogadują.
Miała ważniejszą osobę w domu. Syna, z którym ostatnio w ogóle nie spędzała czasu.
„Pieniądze szczęścia nie dają” – pomyślała – „co z tego, że je mam, skoro z nich nie korzystam, ani mój syn.”
Odebrała chłopaka ze szkoły i od razu powiedziała.
- Dzisiaj pakujemy walizki i jutro wyjeżdżamy na wakacje. Co ty na to?
- Dopóki samolot nie oderwie się od ziemi, nie uwierzę – powiedział sceptycznie syn.
- Wyłączyłam telefon i wrzuciłam go na dno szuflady. Nie mam zamiaru tam zaglądać.
- To może lepiej jedźmy do jakiegoś hotelu i przenocujmy. Wtedy jest szansa, że cię nie znajdą.
Marta roześmiała się i pogłaskała syna po głowie.
- A wiesz, to dobry pomysł. Z tym, że najpierw spakujemy walizki, ale w domu już nocować nie będziemy.
Chłopak w końcu się uśmiechnął. Bardzo chciała spędzić trochę czasu ze swoją mamą.

Adam i Ruda Mysz
Przyjechał po nią i po zapłaceniu strażnikom odpowiedniej ceny za „znaleźne” zabrał do samochodu.
Całą drogę do miasta jechali w milczeniu. Ruda Mysz kuliła się na siedzeniu, a Adam zastanawiał się co z nią zrobić. Rozważał nawet pozostawienie jej w spokoju, ale szybko odrzucił tę myśl.
Najchętniej wsadziłby ją w ręce Marty, żeby ta ją uspokoiła. Ale obiecał Michałowi, że da kobiecie spokój i pozwoli wyjechać na urlop.
Musiał sprawę załatwić sam. Z tym, że wiedział, że cokolwiek powie,  będzie to przez Rudą Mysz odebrane, jak atak i groźba.
Dziewczyna nie wiedziała, co teraz z nią będzie. Pan zapłacił za nią okup i w sumie mógł zażądać zwrotu kosztów lub zacząć traktować ją, jak niewolnicę. Westchnęła. Ile będzie to jeszcze trwało? Kiedy się skończy? A może jedynym rozwiązaniem jest…, potrząsnęła głową. Nie mogła się zabić, to było złe. Ale w takim razie, co miała robić?
Zatrzymał się pod jej blokiem i powiedział.
- Idziemy – co dla niej zabrzmiało jak warknięcie.
Wpuściła go do mieszkania i od razu uciekła do sypialni. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na łóżku przerażona tym, co zrobiła.
Adam rzucił jej rzeczy na podłogę i już chciał walić pięściami w drzwi i wrzeszczeć na nią, ale się powstrzymał. To nie było dobre rozwiązanie. Niczego między nimi by nie zmieniło, ani nie pomogło. Wręcz przeciwnie, było by jeszcze gorzej.
Przypomniał sobie, jak chętnie się do niego przytulała nad jeziorem i nie miała potem problemu ze spaniem z nim w jednym pokoju. Dlaczego? Bo był łagodny, bo pytał się jej, czego chce.
Ale do cholery jasnej, to on był tutaj poszkodowany, on za nią latał jak wariat, płacił haracze, a  wciąż dostawał w zamian jakąś tchórzofretkę z tym, że z przewagą tchórza.
Usiadł na kanapie i zastanowił się, co on właściwie powinien zrobić.
Skoro dziewczyna mu się podobała, nie mógł jej ciągle rozkazywać. Skoro chciał ją do siebie przekonać, musiał zacząć się zachowywać jak mężczyzna, a nie jak dyktator. Był przyzwyczajony do kobiet odważnych i nawet trochę bezczelnych, ale nigdy nie przekraczających pewnych zasad. Tymczasem ona była niepewna siebie, inicjatywy zero, za to mnóstwo łamania zasad. Osoba, której trzeba było wciąż pomagać, chronić i wiele wybaczać. Czy naprawdę tego chciał?
Zdziwił się, bo odpowiedź brzmiała, tak. Wiedział już, że to właśnie jej bezradność i delikatność najbardziej go do niej przyciąga. Była inna niż wszystkie jego dotychczasowe miłostki.
Z tym, że zupełnie nie wiedział, jak sobie z nią poradzić.
Nie imponowała jej jego siła ani władza ani pieniądze, a raczej ją to przerażało. Ale przytulała się do niego, więc chyba miał coś w sobie, co jej pasowało.
Wstał i delikatnie zapukał, ale Ruda Mysz nie odezwała się.
- Wyjdź z pokoju – powiedział, ale kiedy nadal milczała dodał – to, co teraz robisz jest strasznie dziecinne i głupie. Przecież wiesz, że te drzwi nie są dla mnie żadną przeszkodą.
- Wiem Panie – pisnęła.
- Bądź odważna i wyłaź – powiedział i wrócił na kanapę. Czekał.
Usłyszał przekręcanie klucza i po chwili dziewczyna wyszła do niego.
- Nie było to takie trudne, prawda? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Nie odpowiedziała tylko podeszła do niego i upadła przed nim na podłogę. Objęła rękoma jego kolana i przytuliła się do nich.
Adam uspokajał sam siebie, bo miał ochotę na nią wrzeszczeć. Z resztą, jak za każdym razem, gdy płaszczyła się u jego stóp. Kto ją tego nauczył?
Zaczął głaskać ją po głowie i starał się ignorować zaciśnięte z całych sił na jego nogach drobne ręce. Drżała.
- No i co ja mam z tobą zrobić? – zapytał cicho.
Ruda Mysz miała wiele do powiedzenia w tej sprawie, a zaczęłaby od dania jej spokoju i zniknięcia stąd na zawsze, ale nie mogła tego powiedzieć. A co mogła? Co by się mu spodobało? Co powinna powiedzieć? A może powinna milczeć?
- A może chcesz się do mnie porządniej przytulić? – uśmiechał się, chociaż ona tego nie widziała – to znaczy, do wyższych partii? Większych i cieplejszych?
Nie była w stanie oderwać rąk od jego nóg, ale kiedy jej pomógł, poddała się bez oporów. Znowu siedziała mu na kolanach i dawała się mocno obejmować.
- Nie uciekaj więcej – powiedział – bo nie zawsze będę mógł ci pomóc.
Pomóc? On jej pomagał? Była zszokowana. Przecież wiedział, że przed nim ucieka. Pomagał jej jedynie znowu znaleźć się w jego rękach.
- Nie skrzywdzę cię – powiedział – nie chcę tego robić.
Zadrżała.
- Ty tego nie rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć, ale ja wszystko robię dla ciebie. Od samego początku – zawahał się, ale skoro zaczął się uzewnętrzniać, to powinien skończyć. Może to jej jakoś pomoże zrozumieć jego działania.
- Nie pozwoliłem ci umrzeć na pustkowiu, uchroniłem przez gorszymi ludźmi niż ja. Dawałem rady. Otoczyłem cię opieką i pewnymi względami. Niestety popełniłem błąd i musiałem wymierzyć ci karę. Ale uwierz mi, że żałuję tego do dnia dzisiejszego. Bo to była moja wina, nie twoja. To siebie powinienem skazać na chłostę. Dlatego pozwoliłem ci odejść z zamku, żeby więcej do tego nie doszło. Tutaj, w twoim mieszkaniu, mogę być bardziej swobodny i mniej oficjalny. Tylko ty nie chcesz tego przyjąć.
Ruda Mysz milczała, a Adam ciągnął.
- Boisz się, uciekasz. Zachowujesz się jak zastraszone zwierzątko.
No a ja jestem bestią, to jasne. Też bym się siebie bał, gdybym był na twoim miejscu.  Ale gdybyś wygoniła w końcu z głowy tego głupiego zwierzaka, może byś zobaczyła we mnie coś więcej niż pana i władcę.
Uniósł jej głowę i popatrzył w oczy.
- Podobasz mi się dziewczyno i zachowuję się jak każdy normalny facet, usiłuję cię zdobyć. Oczywiście, że mógłbym cię do wszystkiego zmusić, wziąć cię bez pytania o zgodę, ale jak tak nie chcę. Z tym, że nie wiem, co mam jeszcze zrobić, żebyś mi uwierzyła. Bo wszystko co robię, traktujesz jak atak. Pomóż mi więc i powiedz, jak mam podbić twoje serce?
Tego się nie spodziewała. Pan mówił do niej o uczuciach i jeszcze chciał pomocy.
Nie wszystko do niej docierało, ale wiedziała, że nie mogła zacząć swojej starej śpiewki o tym, żeby zostawił ją w spokoju.
Ale co miała mu w takim razie powiedzieć? 
- Ja… - zawahała się – ja nie wiem. Ja…ja… - spuściła głowę – nigdy nikt nie chciał podbić mojego serca. Za to cała rzesza mężczyzn chciała mnie skrzywdzić na sto sposobów. Być może z wycięciem serca włącznie.
- A czy możemy się razem nad tym zastanowić? – zapytał.
Zdziwiła się tak, że aż sama spojrzała mu w oczy.
- Ale dlaczego? Przecież ty Panie nic nie musisz?
- Przecież już ci powiedziałem, podobasz mi się i chcę pomóc tobie, ale i sobie.  To jak? Możemy?
- Możemy – bąknęła i znowu oparła głowę o jego pierś.
Po czym przypomniała sobie.
- Jak ja ci Panie oddam te pieniądze?
- Jakie pieniądze? – zmarszczył brwi.
- Te, które za mnie dzisiaj zapłaciłeś.
- Spłacisz je w inny sposób – powiedział i zaklął. Powiedział nie to, co trzeba. Od razu poczuł, że zesztywniała i była gotowa do ucieczki.
- Uspokój się – ścisnął ją mocno, żeby się nie wyrwała – powiedziałem, że w inny sposób, ale nie wiem jeszcze jaki. Nie zastanawiałem się nad tym. O wiele ważniejsze dla mnie teraz jest to, żebyś była blisko mnie i przestała uciekać, niż jakieś tam głupie pieniądze.
Widząc, że dziewczyna wcale się nie uspokaja, dodał
- Po co w ogóle zaczęłaś ten temat? Źle ci było mówić o miłych rzeczach? Zawsze musisz ciągnąć do kłopotów?
- Proszę, puść mnie Panie – mówiła błagalnym tonem – ja, ja przepraszam.
- No nareszcie – powiedział głosem nadal pełnym gniewu – a za co mnie przepraszasz?
- Za wszystko – pociągnęła nosem – za uciekanie, za nieposłuszeństwo, za kłopoty, jakie masz przeze mnie Panie, za to, że jestem taka niewdzięczna i za to, że nie umiem ci pomóc w podbijaniu mojego serca.
- Mówisz szczerze? – zapytał i przyglądał jej się czujnie.
- Tak – powiedziała Ruda Mysz i dodatkowo jeszcze potaknęła głową.
Adam uśmiechnął się do niej, ale zaraz spoważniał.
- Obiecaj mi, że już nie uciekniesz.
Ruda Mysz głośno przełknęła ślinę.
- Obiecuję.
Widział, że ta obietnica sporo ją kosztuje, więc znowu się uśmiechnął.
- Przyjmuję przeprosiny – powiedział łaskawie – a teraz już przestań się wiercić, bo i tak cię nie puszczę.
Z ulgą zauważył, że Ruda Mysz spełniła jego prośbę i dodatkowo objęła go jeszcze swoimi ramionami. Nie wiedział, co w jej głowie siedzi. Ale cieszył się, że może ją trzymać w ramionach i postanowił robić to, jak najczęściej. Może ona przede wszystkim tego właśnie potrzebowała. Ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Chciał jej to dać, wszystko chciał jej dać. Choćby jutro.

Patryk i Czarna Mamba
Czarna Mamba zdziwiła się telefonem od Patryka, bo spodziewała się, że świeży żonkoś nie będzie miał dla niej czasu. A ten nie dość, że powiedział, że ma dla niej czas, to jeszcze obiecał piwo.
Zjawił się punktualnie z rozwianym włosem i roziskrzonym wzrokiem.
- Zgadnij… – zaczął.
- Małgosia jest w ciąży – zgadywała Malwina.
- Skąd wiedziałaś? Dzwoniła do ciebie?
- Nie, ale tego maniakalnego uśmiechu i bezmyślnie maślanego wzroku nie da się z niczym innym pomylić.
- Czy to nie cudowne? – zapytał nie oczekując odpowiedzi i rzucił się na najbliższy fotel.
- Cudowne, to jest piwo, które mi obiecałeś – przypomniała.
Patryk zerwał się i wyciągnął z plecaka dwa ośmioraki.
- Czyżbyś zostawał na noc? – śmiała się Malwina.
- No trzeźwy to ja dzisiaj nie zamierzam być – śmiał się Patryk.
- A kiedy się dowiedziałeś?
- Ze trzy dni temu. A Małgosia widząc, jak mnie ciśnie i skręca z chęci objawienia światu tej radosnej nowiny kazała mi do ciebie przyjechać.
- Ale nie będziemy mówić tylko o ciąży, prawda? – przekomarzała się z nim.
- Nie wiem czy dam radę – ponowny głupkowaty uśmiech zagościł na jego twarzy.

Michał
Przyszedł do biura punktualnie o dziewiątej i zastał pod drzwiami Beatę i Paulinę. Uśmiechnął się zadowolony i bez słowa wpuścił je do środka.
Kiedy one stały i niepewnie spoglądały na niego, on wykonał dwa telefony i po chwili Paulina wyszła z jednym ze szkoleniowców Michała.
- Zaraz przywiozą ci biurko – poinformował Beatę mężczyzna.
Potem wskazał na drugie, należące do Marty.
- Z tego masz nic nie ruszać, tutaj siedzi twoja szefowa. Na razie jest na urlopie i w zasadzie nawet nie wie, że tu jesteś. Ale i tak będzie tobą dyrygować.
Beata nie odzywała się, bo wiedziała, że niewolnikom nie wolno tego robić, chyba, że pan pozwoli.
- Co do zasad – powiedział Michał, jakby czytał jej w myślach – możesz się do mnie odzywać pierwsza, o ile tematy dotyczą pracy. W innych kwestiach milczysz, chyba, że cię poproszę o odpowiedź.
Beata skinęła głową.
- Nie będę od ciebie wiele wymagał. Bo ważniejszymi sprawami zajmie się Marta, ale teraz potrzebuję osoby, która zrobi mi herbatę, połączy rozmowy telefoniczne lub odprawi niechcianych gości.
Beata ponownie skinęła głową.
Do pomieszczenia weszło kilku mężczyzn taszcząc ze sobą biurko, krzesło i komputer.
- Twoje stanowisko pracy. Powiedz panom gdzie chcesz siedzieć i jak mają ci wszystko poustawiać – powiedział Michał i znikł za drzwiami swojego biura.
Beata wskazała miejsce, które uznała za najbardziej odpowiednie do pracy i po chwili gapiła się przez okno na ulicę. Westchnęła.
„Mogło być gorzej” – pomyślała.

Celina
Wyszła pospiesznie z sali wykładowej, gdyż jedna z Komandosek pilnie wzywała ją na pomoc. Dostała sms, że dziewczyna ukrywa się w toalecie i że nigdy z niej nie wyjdzie. I ten właśnie moment wybrał sobie Emil, żeby zstąpić jej drogę.
- Witaj piękna – powiedział.
- Spadaj brzydalu – odparowała i chciała go wyminąć. Ale on nie bardzo chciał ją przepuścić.
- Nie bądź taka drażliwa – powiedział z uśmiechem – nie zasłużyłem na takie niemiłe traktowanie.
Celina zirytowana próbą ominięcia go, przystanęła i zlustrowała od stóp do głów. Brzydki, to on na pewno nie był. Wysoki, szczupły, o miłej twarzy z dużymi niebieskimi oczami. „Kolejny blondyn” – warknęła w myślach Celina.
- Nie lubię blondynów – powiedziała przez zaciśnięte wargi.
- Uprzedzenia rasowe z powodu jednego kretyna? – zgadywał.
- Skąd wiesz?! Kto ci powiedział?! – wykrzyknęła, a on się roześmiał.
- Nikt mi nie powiedział, domyśliłem się – śmiał się.
- Zejdź mi z drogi – burknęła, chcąc zakończyć rozmowę.
- Nie, dopóki nie powiesz mi czegoś miłego.
- Jesteś wkurzający – wypaliła i znowu ruszyła do przodu, ale on był wciąż przed nią.
- Mi – łe - go – sylabizował.
Celina zamiast odpowiedzieć, próbowała go odepchnąć, ale jakby trafiła w ścianę. Z jej mikrym wzrostem i wagą piórkową nie mogła wiele zdziałać.
Odetchnęła kilka razy i powiedziała cedząc słowa.
- Przepuść mnie, bo inaczej trafisz pod sąd Komandosek.
- Tej organizacji, o której plotkuje się na korytarzach? Że niby walczycie z mężczyznami i w ogóle?
- Tak.
- Odpuść sobie dziewczyno – znowu się śmiał, co działo jej jeszcze bardziej na nerwy – po co z nami walczyć, lepiej nas pokochać.
- Nienawidzę facetów, nienawidzę. Zwłaszcza blondynów – mówiła wkurzona, dźgając go palcem w tors – a teraz przepuść mnie, bo mam ważne spotkanie.
- W toalecie? – jego śmiech był dla niej, jak płachta na byka.
- Tak.
- Trzeba było od razu mówić, że masz problemy gastryczne.
Celina najpierw zbladła, a potem zrobiła się czerwona, jak burak.
- Nie mam problemów gastrycznych! – wrzasnęła tak głośno, że wszyscy ludzie wokół słyszeli. Celina usłyszała śmiech. Poczuła się, jak wtedy z Filipem, kiedy szmatławce nabijały się z jej porażki.
Łzy stanęły jej w oczach.
Emil zauważył je i od razu spoważniał.
- Zamknijcie jadaczki – krzyknął do ludzi – to sprawa między nami.
Tamci pomruczeli coś pod nosem i odeszli w swoją stronę.
- Przepraszam – powiedział Emil do Celiny – nie chciałem, żeby się z ciebie ktokolwiek śmiał.
- Zostaw mnie w spokoju – wydukała Celina i znikła za drzwiami toalety.

kolejny odcinek 05 listopada

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka