Wielka gra - odc.24
Ruda Mysz
Dziewczyna postanowiła nie wracać do Ziem Niczyich tylko
udać się do Siódemki. Tam żyli ludzie podobni do niej, mieli rude włosy, piegi
i jasną cerę. To było doskonałe miejsce na ukrycie się przed Panem.
Wzięła wszystkie zarobione pieniądze, walizkę i pojechała
autokarem do granicy z obrzeżami Siódemki. I tam spotkała ją niemiła
niespodzianka.
Na granicy odbywała się kontrola celna i żołnierze
przetrząsali wszystkie bagaże. Kiedy jechała tutaj z Martą, nic takiego nie
miało miejsca, więc nawet nie pomyślała o tym, że ktoś może ją przeszukiwać.
Żołnierz kazał otworzyć jej walizkę oraz torbę podróżną.
Spełniła polecenie, nie spodziewając się niczego złego. Ale mężczyzna zauważył
kopertę z grubym plikiem pieniędzy. Wyciągnął je z torebki i zapytał.
- To pani pieniądze?
- Tak.
- Ile?
- 45 tysięcy.
- Wie pani, że w gotówce można wwozić jedynie 20 tysięcy?
- Nie wiedziałam.
Mężczyzna zdziwił się.
- Jak to pani nie wiedziała? Nie czytała pani folderów
informujących o naszych zasadach?
- Nie – Ruda Mysz była coraz bardziej niepewna siebie – i
co teraz ze mną będzie?
- Nie wpuścimy pani do Siódemki – odrzekła żołnierz.
- Ja muszę się tam dostać, nie mogę zostać na obrzeżach… -
urwała, bo mężczyzna zaczął jej się dziwnie przyglądać.
- Ucieka pani?
- Nie – skłamała.
- Proszę mówić prawdę – wykrzyknął.
- Tak.
- Dlaczego?
- Mam dosyć tego miejsca, wciąż spotykają mnie
nieprzyjemności.
- Ale w Siódemce na obrzeżach też nie jest kolorowo. A do
ziem wewnętrznych nikt pani nie wpuści.
- Ale tutaj będę mogła się ukryć – urwała, bo znowu
powiedziała za dużo.
Żołnierz uśmiechnął się, ale to nie był miły uśmiech.
- Proszę wziąć walizkę i wysiąść.
- Ale…
- Bez dyskusji – powiedział nagle ostrym tonem.
Ruda Mysz posłusznie spełniła polecenie. Trzęsła się jak
galareta i zastanawiała się, co się z nią stanie. Bo po tonie mężczyzny
wnioskowała, że nic miłego.
Została zaprowadzona na posterunek strażniczy. W
pomieszczeniu znajdowała się wysoka lada, za którą siedziało dwóch cywilnych
strażników i jeden żołnierz. Pod ścianami stało kilka krzeseł.
- Proszę usiąść – wskazał jedno z nich żołnierz, po czym
zwrócił się do reszty.
- Mamy uciekinierkę z obrzeży – uśmiechnął się szeroko.
- Komu uciekła?
- Nie wiem, ale ukradła swojemu panu pieniądze i usiłowała
się przedostać do nas.
- Nie jestem niewolnicą – powiedziała cicho Ruda Mysz.
- Oczywiście – parsknął żołnierz – wolni ludzie nie
uciekają i nie trzęsą się jak galareta przy odprawie celnej.
- Ale ja jestem wolna, tylko…
- Tylko uciekam – śmiał się nieprzyjemnie jeden ze
strażników – kobieto, wolni ludzie pojechali by do ziem wewnętrznych swojego
polis, a nie przebijali się do obcego.
- Ale kiedy ja naprawdę…
- Dosyć! – huknął żołnierz, który ją przyprowadził – mów od
kogo uciekłaś?
Ruda Mysz wiedziała, że nie ma sensu się zapierać, bo i tak
nie uwierzą w ani jedne jej słowo. Westchnęła i powiedziała z rozpaczą w
głosie.
- Od Pana Adama Czerwonoziem.
Strażnicy aż gwizdnęli ze zdumienia.
- To niemożliwe – powiedział jeden ze strażników.
- Ten zbir złapał by cię zaraz za murami swojego zamku. Nie udałoby ci się
dotrzeć aż tutaj.
- Pracowałam dla niego w terenie, nie mieszkałam w zamku.
Mężczyźni patrzyli na nią z niedowierzaniem, w końcu
żołnierz, który ją przyprowadził powiedział do strażnika za ladą.
- Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Dzwoń, od jego
ludzi dowiemy się, czy mała mówi prawdę, czy gra na czas i obmyśla jakiś plan
ucieczki.
Ruda Mysz skuliła się pod jego wzrokiem.
Po mniej niż minucie siedziała zamknięta w pokoju bez okien
i czekała, aż przyjedzie po nią Pan.
Nawet nie miała siły płakać. Gorzej już być nie mogło.
Mario
Mężczyzna po raz ostatni przeszedł się po pustym domu. Nie
zostało już nic. Wszystkie meble i sprzęty zostały zabrane do nowego domu lub
wyrzucone na śmietnik. Jedynie jaśniejsze plamy na ścianach wskazywały miejsca,
gdzie, co kiedy stało.
Mario wyszedł na zewnątrz i zamknął drzwi na klucz.
Odetchnął.
- Żegnaj stare życie – odwrócił się do samochodu, w którym
czekała jego rodzina – witaj nowe, lepsze życie.
Szybko zbiegł po schodkach i po chwili odjechał zamykając
za sobą ten rozdział życia.
Dario
Zadowolony z rezultatów walk z Czarną Mambą postanowił
uczcić to małym co nie co. Powiedział do swojej sekretarki – kuzynki – Maria
załatw mi butelkę wódki i zagryzkę.
Dziewczyna, skinęła głową i od razu wykonała telefon. Dario
z przyjemnością stwierdził, że posłuchała się go i dzisiaj wyglądała już ładnie
i kobieco. Miała na sobie dopasowany żeński garnitur i włosy spięte w kucyk, na
twarzy pojawił się delikatny makijaż.
- Czemu tak ją gnębisz? – Dario ocknął się z zamyślenia.
- Słucham?
- Czemu tak gnębisz tę Czarną Mambę?
- To mów wróg.
- Ale to kobieta?
- Ale sama zdecydowała się walczyć, więc dla mnie jest jak
facet.
- Czy wy czasem nie załatwiacie prywatnych porachunków?
- Co ci przyszło do głowy?
- Nic. Tylko te wasze rozmowy i smsy. No i jak dostajesz od
niej wiadomość, to uśmiechasz się pod nosem.
- Też byś się cieszyła, jakbyś znała jej wściekłość z
przegranej.
- Niby tak. Ale jacy wrogowie do siebie tyle piszą i
dzwonią?
Dario się zdziwił. Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiał.
Zawsze był z Czarną Mambą w kontakcie. Od samego początku, kiedy tylko
dołączyła do walk na obrzeżach.
- Od zawsze tak jest – opowiedział.
- A czy to nie jest tak, że ty pozwalasz jej wygrywać, a
potem przegrywać, a potem znowu wygrywać? Czy to nie jest tak, że ty pozwalasz
jej się z tobą bawić?
Maria miała bardzo analityczny umysł, podobał mu się. Czuł,
że dziewczyna niedługo awansuje na oficera w sztabie. Ale na razie
odpowiedział.
- Nie. Walczymy naprawdę, a ona jest groźnym przeciwnikiem.
Ale pewne jest jedno ostatnio oboje nie umiemy sobie niczego zabrać na dłużej.
- A dlaczego chcesz ją porwać?
- Skąd o tym wiesz? – zdziwił się, bo przecież był
sekretarką.
- No cóż – zrobiła usta w ciup – tak o tym wrzeszczysz, że
nie sposób nie usłyszeć, nawet przez te grube ściany.
Dario nie odpowiedział. Wzruszył jedynie ramionami i
wyszedł.
Michał
Beata i Paulina wyszły przed budynek więzienia i podeszły
do czekającego na nie Michała. Miały na sobie niewolnicze stroje i niepewność
wypisaną na twarzach.
- Wsiadajcie – wskazał ręką na tylne siedzenie samochodu.
Sam wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę granicy obrzeży.
- Będziecie dla mnie pracować. Beata będziesz drugą
sekretarką. Ponieważ moja Marta pojechała na urlop, a nawet jak na nim nie
jest, to ostatnio często wychodzi w teren. Przyda mi się ktoś od prowadzenia
kalendarza. Dasz radę?
Kobieta skinęła głową. Poza tym, co miała powiedzieć? Że
nie da rady?
- Paulina, ciebie przeszkolę na szpiega. Jesteś twarda i
mniej uczuciowa niż twoja koleżanka. Przydasz mi się.
- Dobrze – odparła tamta drżącym głosem.
Patrzył na nie we wstecznym lusterku i widząc ich
przestraszone miny powiedział ciepło.
- Nie będziecie bite, ani nie będę was zamykał w komórce.
Będziecie mieszkać obok biura, czynsz ja opłacę, tak jak i jedzenie. Ale
wszystkie prace, jak to niewolnice, będziecie robić za darmo. Jak będziecie
grzeczne, to czasami dam wam kieszonkowe na drobne przyjemności.
Skinęły głowami, ale nic nie powiedziały.
Zostawił je w małym dwupokojowym mieszkaniu, dał mapę
dojścia do biura i przykaz, że mają tam być następnego dnia punktualnie o 9 00.
Kiedy wychodził Beata podeszła do niego i szepnęła.
- Przepraszam i dziękuję.
Michał uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.
- Nie lubię krzywdzić kobiet – i wyszedł.
Marta
Poszukiwania Rudej Myszy nie były długie, a nawet wcale ich
nie było. Do Adama zadzwonili strażnicy graniczni i Marta została zwolniona z
posterunku.
W pierwszym odruchu chciała po nią jechać, żeby ją chronić,
żeby pomóc jej z panem Adamem. Ale potem stwierdziła, że to nie jej sprawa. Że
skoro mężczyzna uparł się na tę biedną dziewczynę, to ona nic nie może już
zrobić. A oni niech się sami dogadują.
Miała ważniejszą osobę w domu. Syna, z którym ostatnio w
ogóle nie spędzała czasu.
„Pieniądze szczęścia nie dają” – pomyślała – „co z tego, że
je mam, skoro z nich nie korzystam, ani mój syn.”
Odebrała chłopaka ze szkoły i od razu powiedziała.
- Dzisiaj pakujemy walizki i jutro wyjeżdżamy na wakacje.
Co ty na to?
- Dopóki samolot nie oderwie się od ziemi, nie uwierzę –
powiedział sceptycznie syn.
- Wyłączyłam telefon i wrzuciłam go na dno szuflady. Nie
mam zamiaru tam zaglądać.
- To może lepiej jedźmy do jakiegoś hotelu i przenocujmy.
Wtedy jest szansa, że cię nie znajdą.
Marta roześmiała się i pogłaskała syna po głowie.
- A wiesz, to dobry pomysł. Z tym, że najpierw spakujemy
walizki, ale w domu już nocować nie będziemy.
Chłopak w końcu się uśmiechnął. Bardzo chciała spędzić
trochę czasu ze swoją mamą.
Adam i Ruda Mysz
Przyjechał po nią i po zapłaceniu strażnikom odpowiedniej
ceny za „znaleźne” zabrał do samochodu.
Całą drogę do miasta jechali w milczeniu. Ruda Mysz kuliła
się na siedzeniu, a Adam zastanawiał się co z nią zrobić. Rozważał nawet
pozostawienie jej w spokoju, ale szybko odrzucił tę myśl.
Najchętniej wsadziłby ją w ręce Marty, żeby ta ją
uspokoiła. Ale obiecał Michałowi, że da kobiecie spokój i pozwoli wyjechać na
urlop.
Musiał sprawę załatwić sam. Z tym, że wiedział, że
cokolwiek powie, będzie to przez Rudą
Mysz odebrane, jak atak i groźba.
Dziewczyna nie wiedziała, co teraz z nią będzie. Pan
zapłacił za nią okup i w sumie mógł zażądać zwrotu kosztów lub zacząć traktować
ją, jak niewolnicę. Westchnęła. Ile będzie to jeszcze trwało? Kiedy się
skończy? A może jedynym rozwiązaniem jest…, potrząsnęła głową. Nie mogła się
zabić, to było złe. Ale w takim razie, co miała robić?
Zatrzymał się pod jej blokiem i powiedział.
- Idziemy – co dla niej zabrzmiało jak warknięcie.
Wpuściła go do mieszkania i od razu uciekła do sypialni.
Zamknęła drzwi na klucz i usiadła na łóżku przerażona tym, co zrobiła.
Adam rzucił jej rzeczy na podłogę i już chciał walić
pięściami w drzwi i wrzeszczeć na nią, ale się powstrzymał. To nie było dobre
rozwiązanie. Niczego między nimi by nie zmieniło, ani nie pomogło. Wręcz
przeciwnie, było by jeszcze gorzej.
Przypomniał sobie, jak chętnie się do niego przytulała nad
jeziorem i nie miała potem problemu ze spaniem z nim w jednym pokoju. Dlaczego?
Bo był łagodny, bo pytał się jej, czego chce.
Ale do cholery jasnej, to on był tutaj poszkodowany, on za
nią latał jak wariat, płacił haracze, a
wciąż dostawał w zamian jakąś tchórzofretkę z tym, że z przewagą
tchórza.
Usiadł na kanapie i zastanowił się, co on właściwie
powinien zrobić.
Skoro dziewczyna mu się podobała, nie mógł jej ciągle
rozkazywać. Skoro chciał ją do siebie przekonać, musiał zacząć się zachowywać
jak mężczyzna, a nie jak dyktator. Był przyzwyczajony do kobiet odważnych i
nawet trochę bezczelnych, ale nigdy nie przekraczających pewnych zasad.
Tymczasem ona była niepewna siebie, inicjatywy zero, za to mnóstwo łamania
zasad. Osoba, której trzeba było wciąż pomagać, chronić i wiele wybaczać. Czy
naprawdę tego chciał?
Zdziwił się, bo odpowiedź brzmiała, tak. Wiedział już, że
to właśnie jej bezradność i delikatność najbardziej go do niej przyciąga. Była
inna niż wszystkie jego dotychczasowe miłostki.
Z tym, że zupełnie nie wiedział, jak sobie z nią poradzić.
Nie imponowała jej jego siła ani władza ani pieniądze, a
raczej ją to przerażało. Ale przytulała się do niego, więc chyba miał coś w
sobie, co jej pasowało.
Wstał i delikatnie zapukał, ale Ruda Mysz nie odezwała się.
- Wyjdź z pokoju – powiedział, ale kiedy nadal milczała
dodał – to, co teraz robisz jest strasznie dziecinne i głupie. Przecież wiesz,
że te drzwi nie są dla mnie żadną przeszkodą.
- Wiem Panie – pisnęła.
- Bądź odważna i wyłaź – powiedział i wrócił na kanapę.
Czekał.
Usłyszał przekręcanie klucza i po chwili dziewczyna wyszła
do niego.
- Nie było to takie trudne, prawda? – bardziej stwierdził
niż zapytał.
Nie odpowiedziała tylko podeszła do niego i upadła przed
nim na podłogę. Objęła rękoma jego kolana i przytuliła się do nich.
Adam uspokajał sam siebie, bo miał ochotę na nią
wrzeszczeć. Z resztą, jak za każdym razem, gdy płaszczyła się u jego stóp. Kto
ją tego nauczył?
Zaczął głaskać ją po głowie i starał się ignorować
zaciśnięte z całych sił na jego nogach drobne ręce. Drżała.
- No i co ja mam z tobą zrobić? – zapytał cicho.
Ruda Mysz miała wiele do powiedzenia w tej sprawie, a
zaczęłaby od dania jej spokoju i zniknięcia stąd na zawsze, ale nie mogła tego
powiedzieć. A co mogła? Co by się mu spodobało? Co powinna powiedzieć? A może
powinna milczeć?
- A może chcesz się do mnie porządniej przytulić? –
uśmiechał się, chociaż ona tego nie widziała – to znaczy, do wyższych partii?
Większych i cieplejszych?
Nie była w stanie oderwać rąk od jego nóg, ale kiedy jej
pomógł, poddała się bez oporów. Znowu siedziała mu na kolanach i dawała się
mocno obejmować.
- Nie uciekaj więcej – powiedział – bo nie zawsze będę mógł
ci pomóc.
Pomóc? On jej pomagał? Była zszokowana. Przecież wiedział,
że przed nim ucieka. Pomagał jej jedynie znowu znaleźć się w jego rękach.
- Nie skrzywdzę cię – powiedział – nie chcę tego robić.
Zadrżała.
- Ty tego nie rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć, ale ja
wszystko robię dla ciebie. Od samego początku – zawahał się, ale skoro zaczął
się uzewnętrzniać, to powinien skończyć. Może to jej jakoś pomoże zrozumieć
jego działania.
- Nie pozwoliłem ci umrzeć na pustkowiu, uchroniłem przez
gorszymi ludźmi niż ja. Dawałem rady. Otoczyłem cię opieką i pewnymi względami.
Niestety popełniłem błąd i musiałem wymierzyć ci karę. Ale uwierz mi, że żałuję
tego do dnia dzisiejszego. Bo to była moja wina, nie twoja. To siebie
powinienem skazać na chłostę. Dlatego pozwoliłem ci odejść z zamku, żeby więcej
do tego nie doszło. Tutaj, w twoim mieszkaniu, mogę być bardziej swobodny i
mniej oficjalny. Tylko ty nie chcesz tego przyjąć.
Ruda Mysz milczała, a Adam ciągnął.
- Boisz się, uciekasz. Zachowujesz się jak zastraszone
zwierzątko.
No a ja jestem bestią, to jasne. Też bym się siebie bał,
gdybym był na twoim miejscu. Ale gdybyś
wygoniła w końcu z głowy tego głupiego zwierzaka, może byś zobaczyła we mnie
coś więcej niż pana i władcę.
Uniósł jej głowę i popatrzył w oczy.
- Podobasz mi się dziewczyno i zachowuję się jak każdy
normalny facet, usiłuję cię zdobyć. Oczywiście, że mógłbym cię do wszystkiego
zmusić, wziąć cię bez pytania o zgodę, ale jak tak nie chcę. Z tym, że nie
wiem, co mam jeszcze zrobić, żebyś mi uwierzyła. Bo wszystko co robię,
traktujesz jak atak. Pomóż mi więc i powiedz, jak mam podbić twoje serce?
Tego się nie spodziewała. Pan mówił do niej o uczuciach i
jeszcze chciał pomocy.
Nie wszystko do niej docierało, ale wiedziała, że nie mogła
zacząć swojej starej śpiewki o tym, żeby zostawił ją w spokoju.
Ale co miała mu w takim razie powiedzieć?
- Ja… - zawahała się – ja nie wiem. Ja…ja… - spuściła głowę
– nigdy nikt nie chciał podbić mojego serca. Za to cała rzesza mężczyzn chciała
mnie skrzywdzić na sto sposobów. Być może z wycięciem serca włącznie.
- A czy możemy się razem nad tym zastanowić? – zapytał.
Zdziwiła się tak, że aż sama spojrzała mu w oczy.
- Ale dlaczego? Przecież ty Panie nic nie musisz?
- Przecież już ci powiedziałem, podobasz mi się i chcę
pomóc tobie, ale i sobie. To jak?
Możemy?
- Możemy – bąknęła i znowu oparła głowę o jego pierś.
Po czym przypomniała sobie.
- Jak ja ci Panie oddam te pieniądze?
- Jakie pieniądze? – zmarszczył brwi.
- Te, które za mnie dzisiaj zapłaciłeś.
- Spłacisz je w inny sposób – powiedział i zaklął.
Powiedział nie to, co trzeba. Od razu poczuł, że zesztywniała i była gotowa do
ucieczki.
- Uspokój się – ścisnął ją mocno, żeby się nie wyrwała –
powiedziałem, że w inny sposób, ale nie wiem jeszcze jaki. Nie zastanawiałem
się nad tym. O wiele ważniejsze dla mnie teraz jest to, żebyś była blisko mnie
i przestała uciekać, niż jakieś tam głupie pieniądze.
Widząc, że dziewczyna wcale się nie uspokaja, dodał
- Po co w ogóle zaczęłaś ten temat? Źle ci było mówić o miłych
rzeczach? Zawsze musisz ciągnąć do kłopotów?
- Proszę, puść mnie Panie – mówiła błagalnym tonem – ja, ja
przepraszam.
- No nareszcie – powiedział głosem nadal pełnym gniewu – a
za co mnie przepraszasz?
- Za wszystko – pociągnęła nosem – za uciekanie, za
nieposłuszeństwo, za kłopoty, jakie masz przeze mnie Panie, za to, że jestem
taka niewdzięczna i za to, że nie umiem ci pomóc w podbijaniu mojego serca.
- Mówisz szczerze? – zapytał i przyglądał jej się czujnie.
- Tak – powiedziała Ruda Mysz i dodatkowo jeszcze potaknęła
głową.
Adam uśmiechnął się do niej, ale zaraz spoważniał.
- Obiecaj mi, że już nie uciekniesz.
Ruda Mysz głośno przełknęła ślinę.
- Obiecuję.
Widział, że ta obietnica sporo ją kosztuje, więc znowu się
uśmiechnął.
- Przyjmuję przeprosiny – powiedział łaskawie – a teraz już
przestań się wiercić, bo i tak cię nie puszczę.
Z ulgą zauważył, że Ruda Mysz spełniła jego prośbę i
dodatkowo objęła go jeszcze swoimi ramionami. Nie wiedział, co w jej głowie
siedzi. Ale cieszył się, że może ją trzymać w ramionach i postanowił robić to,
jak najczęściej. Może ona przede wszystkim tego właśnie potrzebowała. Ciepła i
poczucia bezpieczeństwa. Chciał jej to dać, wszystko chciał jej dać. Choćby
jutro.
Patryk i Czarna Mamba
Czarna Mamba zdziwiła się telefonem od Patryka, bo
spodziewała się, że świeży żonkoś nie będzie miał dla niej czasu. A ten nie
dość, że powiedział, że ma dla niej czas, to jeszcze obiecał piwo.
Zjawił się punktualnie z rozwianym włosem i roziskrzonym
wzrokiem.
- Zgadnij… – zaczął.
- Małgosia jest w ciąży – zgadywała Malwina.
- Skąd wiedziałaś? Dzwoniła do ciebie?
- Nie, ale tego maniakalnego uśmiechu i bezmyślnie
maślanego wzroku nie da się z niczym innym pomylić.
- Czy to nie cudowne? – zapytał nie oczekując odpowiedzi i
rzucił się na najbliższy fotel.
- Cudowne, to jest piwo, które mi obiecałeś – przypomniała.
Patryk zerwał się i wyciągnął z plecaka dwa ośmioraki.
- Czyżbyś zostawał na noc? – śmiała się Malwina.
- No trzeźwy to ja dzisiaj nie zamierzam być – śmiał się
Patryk.
- A kiedy się dowiedziałeś?
- Ze trzy dni temu. A Małgosia widząc, jak mnie ciśnie i
skręca z chęci objawienia światu tej radosnej nowiny kazała mi do ciebie
przyjechać.
- Ale nie będziemy mówić tylko o ciąży, prawda? –
przekomarzała się z nim.
- Nie wiem czy dam radę – ponowny głupkowaty uśmiech
zagościł na jego twarzy.
Michał
Przyszedł do biura punktualnie o dziewiątej i zastał pod
drzwiami Beatę i Paulinę. Uśmiechnął się zadowolony i bez słowa wpuścił je do
środka.
Kiedy one stały i niepewnie spoglądały na niego, on wykonał
dwa telefony i po chwili Paulina wyszła z jednym ze szkoleniowców Michała.
- Zaraz przywiozą ci biurko – poinformował Beatę mężczyzna.
Potem wskazał na drugie, należące do Marty.
- Z tego masz nic nie ruszać, tutaj siedzi twoja szefowa.
Na razie jest na urlopie i w zasadzie nawet nie wie, że tu jesteś. Ale i tak
będzie tobą dyrygować.
Beata nie odzywała się, bo wiedziała, że niewolnikom nie
wolno tego robić, chyba, że pan pozwoli.
- Co do zasad – powiedział Michał, jakby czytał jej w
myślach – możesz się do mnie odzywać pierwsza, o ile tematy dotyczą pracy. W
innych kwestiach milczysz, chyba, że cię poproszę o odpowiedź.
Beata skinęła głową.
- Nie będę od ciebie wiele wymagał. Bo ważniejszymi
sprawami zajmie się Marta, ale teraz potrzebuję osoby, która zrobi mi herbatę,
połączy rozmowy telefoniczne lub odprawi niechcianych gości.
Beata ponownie skinęła głową.
Do pomieszczenia weszło kilku mężczyzn taszcząc ze sobą
biurko, krzesło i komputer.
- Twoje stanowisko pracy. Powiedz panom gdzie chcesz siedzieć
i jak mają ci wszystko poustawiać – powiedział Michał i znikł za drzwiami
swojego biura.
Beata wskazała miejsce, które uznała za najbardziej
odpowiednie do pracy i po chwili gapiła się przez okno na ulicę. Westchnęła.
„Mogło być gorzej” – pomyślała.
Celina
Wyszła pospiesznie z sali wykładowej, gdyż jedna z
Komandosek pilnie wzywała ją na pomoc. Dostała sms, że dziewczyna ukrywa się w
toalecie i że nigdy z niej nie wyjdzie. I ten właśnie moment wybrał sobie Emil,
żeby zstąpić jej drogę.
- Witaj piękna – powiedział.
- Spadaj brzydalu – odparowała i chciała go wyminąć. Ale on
nie bardzo chciał ją przepuścić.
- Nie bądź taka drażliwa – powiedział z uśmiechem – nie
zasłużyłem na takie niemiłe traktowanie.
Celina zirytowana próbą ominięcia go, przystanęła i
zlustrowała od stóp do głów. Brzydki, to on na pewno nie był. Wysoki, szczupły,
o miłej twarzy z dużymi niebieskimi oczami. „Kolejny blondyn” – warknęła w
myślach Celina.
- Nie lubię blondynów – powiedziała przez zaciśnięte wargi.
- Uprzedzenia rasowe z powodu jednego kretyna? – zgadywał.
- Skąd wiesz?! Kto ci powiedział?! – wykrzyknęła, a on się
roześmiał.
- Nikt mi nie powiedział, domyśliłem się – śmiał się.
- Zejdź mi z drogi – burknęła, chcąc zakończyć rozmowę.
- Nie, dopóki nie powiesz mi czegoś miłego.
- Jesteś wkurzający – wypaliła i znowu ruszyła do przodu,
ale on był wciąż przed nią.
- Mi – łe - go – sylabizował.
Celina zamiast odpowiedzieć, próbowała go odepchnąć, ale
jakby trafiła w ścianę. Z jej mikrym wzrostem i wagą piórkową nie mogła wiele zdziałać.
Odetchnęła kilka razy i powiedziała cedząc słowa.
- Przepuść mnie, bo inaczej trafisz pod sąd Komandosek.
- Tej organizacji, o której plotkuje się na korytarzach? Że
niby walczycie z mężczyznami i w ogóle?
- Tak.
- Odpuść sobie dziewczyno – znowu się śmiał, co działo jej
jeszcze bardziej na nerwy – po co z nami walczyć, lepiej nas pokochać.
- Nienawidzę facetów, nienawidzę. Zwłaszcza blondynów –
mówiła wkurzona, dźgając go palcem w tors – a teraz przepuść mnie, bo mam ważne
spotkanie.
- W toalecie? – jego śmiech był dla niej, jak płachta na
byka.
- Tak.
- Trzeba było od razu mówić, że masz problemy gastryczne.
Celina najpierw zbladła, a potem zrobiła się czerwona, jak
burak.
- Nie mam problemów gastrycznych! – wrzasnęła tak głośno,
że wszyscy ludzie wokół słyszeli. Celina usłyszała śmiech. Poczuła się, jak
wtedy z Filipem, kiedy szmatławce nabijały się z jej porażki.
Łzy stanęły jej w oczach.
Emil zauważył je i od razu spoważniał.
- Zamknijcie jadaczki – krzyknął do ludzi – to sprawa
między nami.
Tamci pomruczeli coś pod nosem i odeszli w swoją stronę.
- Przepraszam – powiedział Emil do Celiny – nie chciałem,
żeby się z ciebie ktokolwiek śmiał.
- Zostaw mnie w spokoju – wydukała Celina i znikła za
drzwiami toalety.
kolejny odcinek 05 listopada
Komentarze
Prześlij komentarz