Wielka gra - odc.25


Adam
Odebrał telefon od Leona Wilkowa.
- Cześć – powiedział i dodał – po naszej walce i libacji mój ojciec się wściekł i rzeczywiście zdjął mnie z obrzeży. Na razie wysłał mnie na długi urlop na wyspy, a potem może pozwoli mi wrócić do gry.
- Szkoda – odparł Adam – mój ojciec w ogóle mi się nie wtrąca i to co robię, jest moją sprawą.
- Fajnie masz, ale masz też więcej ziemi. Piątka na razie wciąż ponosi straty, więc ojciec się wkurza.
- A dzwonisz żeby mi powiedzieć?
- Że na moje miejsce przyjdzie mój brat cioteczny, zabijaka i półmózg.
- Czy nie zdradzasz właśnie tajemnic państwowych – zaśmiał się Adam.
- Nie – Leon też się śmiał – po prostu cię ostrzegam, bo on będzie walczył do ostatniej kropli krwi.
- Dzięki.
- To do usłyszenia.
- Do usłyszenia.
Adam zaniepokoił się wieściami. Nie miał ochoty na niekończące się walki, tylko dlatego, że ktoś nie uznaje rozmów i dyplomacji. No nic. Jak trzeba, to trzeba. Tylko nie uśmiechało mu się uśmiercanie własnych ludzi.

Czarna Mamba
Miała po wyżej uszu walk z Dariem. Od kilku tygodni toczyli wojnę pozycyjną, gdzie żadna ze stron nie była w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Dziewczyna zaczęła rozważać rozejm, gdyż ludzie byli zmęczeni i zniechęceni. Zwłaszcza, że padło kilku martwych. Z resztą po stronie Daria też.
Morale pomału upadało i chęć do walki zmalała niemal do zera. Nikt nie chciał ginąć. A Czarna Mamba nie chciała dojść do momentu, w którym sama będzie musiała użyć siły wobec swoich żołnierzy.
Na szczęście zbliżała się przerwa grudniowa, w czasie której obowiązywało zawieszenie broni. Ale do tego brakowało kilku dni, a ona nie chciała oddawać nic za darmo Dariowi.
Ale kiedy dostała sms od niego, nawet się nie zdziwiła.
„Może podpiszemy rozejm?”
„Możemy” – odpisała.
A kiedy powiedziała ludziom o rozejmie, zostało to przyjęte z wielkim entuzjazmem.
- No cóż, święta przyjdą w tym roku trochę wcześniej – i z ulgą odetchnęła.

Ruda Mysz
Nie wróciła do pracy w kawiarni. Pan Adam jej to odradził. Miała pieniądze ze zleceń i jak powiedział, niedługo pojawią się kolejne. Przekonał ją, że po prostu jako szpieg i tropiciel jest lepsza i że w tym kierunku wciąż powinna się szkolić.
Nie namawiał jej na powrót do zamku, ale nakazał żeby trenowała w mieście.
Zgodziła się. Na wszystko się zgadzała, byle tylko był zadowolony, ponieważ czuła ogromne wyrzuty sumienia w związku z tym, że zapłacił za nią na granicy. Miała tylko nadzieję, że przez posłuszeństwo i wykonywanie poleceń, w jakiś sposób ten dług spłaci. Nie mogła już uciec, bo obiecała, że tego nie zrobi. Musiała pogodzić się z tym, że Pan będzie blisko niej i że tak będzie i już.
Szokiem dla niej było to, że się Panu podoba, że Pan chcę…. – wolała tej myśli nie kończyć. Bo nie wiedziała, czego on chciał. Powiedział tylko, że ją podrywa i pewnie niedługo zażąda efektów tego podrywu.
Aż się wzdrygnęła na samą myśl, co to będzie.
Ale z drugiej strony tak ją mocno przytulał i tak delikatnie głaskał ją po włosach i plecach. Nie znała czegoś takiego, jak czułość. Nigdy jej nie zaznała. Owszem, może trochę od matki, ale od ojca, ojczyma i mężczyzn nie.
Miała mieszane uczucia. Z jednej strony pragnęła tego więcej, a z drugiej przerażała ją myśl o tym, że będzie musiała za te przytulanie zapłacić więcej, niż za wszystkie swoje przewinienia, ucieczki i łamanie regulaminów.
W jej głowie nawet nie zaistniała myśl o tym, że Pan mógł się w niej zakochać i że nie będzie musiała za nic płacić, ani być wdzięczną. Że jedyne czego on będzie chciał, to odwzajemnienia uczuć.

Patryk i Małgorzata
Sielanka trwała. Młode małżeństwo kupiło sobie dom pod Czerwińskiem, ponieważ stwierdzili, że dla ich przyszłego potomka będzie to lepsze iż najlepszy apartament w mieście. Patryk, jak już kupował, to z rozmachem, więc stał się właścicielem nie tylko domu, ale i łąk i lasu oraz jeziora. Małgosia oponowała, ale mąż przypomniał jej, że nie muszą się ograniczać finansowo, bo mają pieniędzy, jak lodu. I to też był prawda. Patryk był jednym z najlepszych wynalazców i póki będzie miał pomysły i czas na ich realizację, póty będą opływać w ponadwymiarowe dostatki.
Małgosia mimo, że była w ciąży nadal pracowała, ponieważ jak powiedziała Patrykowi, chce być jak najdłużej od niego niezależna.
To spowodowało mały zgrzyt na ich sielankowym pożyciu małżeńskim, ale tylko do momentu, aż Patryk uświadomił jej, że to on jest głową rodziny i, że to na nim spoczywa obowiązek zadbania o ich byt. A ona będzie niedługo miała ręce pełne roboty przy zajmowaniu się domem i dzieckiem.
Gośka przemyślała sprawę i doszła do wniosku, że trafiła lepiej niż mogła sobie wymarzyć. Tylko bała się, że Patryk będzie jej wydzielał pieniądze i pytał o każdy wydatek. Kiedy podzieliła się z nim swoimi wątpliwościami od razu wyrobił jej kartę do swojego konta i powiedział.
- Co moje, to i twoje, korzystaj ile chcesz.
I sielanka trwała dalej.

Michał
Był zadowolony z Beaty, ponieważ podporządkowała się mu bez żadnych sprzeciwów i swoje obowiązki wykonywała szybko i bez grymaszenia. Podobało mu się również to, że szybko odkryła, co najbardziej lubi jeść i pić i kiedy było trzeba dostarczała mu wszystko, a nawet więcej niżby sobie życzył.
Nie narzekał jednak, tylko cieszył się, że w końcu jakaś kobieta mu dogadza.
Marta była wspaniałą pracownicą i niemalże przyjaciółką, ale nigdy z własnej woli nie kupowała by mu ciasteczek w czekoladzie. Raczej zrobiła by mu wykład na temat zdrowego trybu życia.
Ale Beata nie mogła tego zrobić, była niewolnicą. Być może chciała się w ten sposób przypodobać i za jakiś czas zasłużyć na wolność. Miał się nawet jej o to spytać, ale ostatecznie zapomniał.
Tymczasem szykował się do kolejnej podróży incognito i zastanawiał się, jak to rozegrać. W końcu wpadł na świetny pomysł. Wszedł do sekretariatu i od progu zapytał Beatę:
- Czy zechciałabyś zostać moją żoną?
Kobieta osłupiała, a on zauważył, że popełnił karygodny błąd. Szybko się poprawił.
- To znaczy na jakiś czas.
Beata coraz bardziej była przerażona i nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. W zasadzie wiedziała, ale przecież nie mogła tak odpowiedzieć.
- To znaczy żoną… - zamknął się, po czym powiedział spokojnie – w zasadzie nie masz wyjścia, po co ja cię w ogóle pytam. Od jutra będziesz moją żoną i pojedziemy na wycieczkę do Ziem Niczyich dopilnować kilku spraw. Możesz dzisiaj wyjść o 15 00, spakuj się i bądź gotowa jutro o szóstej rano pod pracą.
Poczym zniknął w biurze.
- Ale, ja nie mam ubrań – wybąkała do siebie Beata.

Dario
Rozejm był mu potrzebny, miał dosyć tych walk. Nie było w nich nic ekscytującego. Do tego, jako pan całych obrzeży musiał w końcu znaleźć czas na zajęcie się innymi sprawami. Jego nowi ludzie zarzucali mu, że za dużo czasu poświęca swojemu hobby, jakim było denerwowanie Czarnej Mamby.
I mieli rację. A tamci wrogowie nie spali i wiedział, że jedynka zaczyna się zbroić. Niedługo być może nie będzie miał czasu dla jego małej przeciwniczki. Musiał znaleźć sposób żeby ją powstrzymać na dłużej. Sam rozejm nie wystarczył, pokój nie wchodził w grę. Ale gdyby tak podjąć działanie, które tylko będzie ją wkurzać, a nie pozwoli na walkę?
Coś zaczęło mu w głowie świtać. Ale ziści ten plan po rozejmie. Uśmiechnął się do siebie tak, że gdyby ktoś go widział, przestraszyłby się i uciekł.

Celina
Zwołała spotkanie Komandosek w celu wyznaczenia kary dla niewiernego chłopaka Amelii. Poszkodowana opowiedziała mrożącą krew w żyłach historię.
- I znalazłam w jego plecaku damski stanik. Ten zdrajca nawet nie próbował się tłumaczyć. Po prostu wzruszył ramionami i wyrzucił stanik do kosza – rozpaczała Amelia.
- To drań! – wykrzyknęło kilka dziewcząt.
- A potem powiedział, że to głupota i usiłował mnie pocałować – ciągnęła Amelia.
- Zasłużył na karę! – krzyczały dziewczyny.
- A jaką karę proponujecie? – zapytała Celina.
- Utopić go w pisuarze.
- Zdjąć mu gacie na korytarzu.
- Oblać farbą.
- Upić i wywieźć nagiego do lasu.
- A skąd wiecie, że on jest winny? – to była brzydka Ewa.
Wszystkie dziewczyny spojrzały na nią ze zdziwieniem.
- Jak to, czy wiemy? – dziwiła się Amelia – jest winny zdrady. Ja nie noszę w plecaku gaci obcych chłopów.
- Ale czy on się przyznał do winy? – pytała Ewa.
- No nie! Zbagatelizował problem! Czyli jest winny!
- Tego nie wiesz.
- Dlaczego go bronisz? – pytała Celina – kto jak nie ty, powinnaś chcieć się zemścić na każdym samcu. Mało ci naprzykrzali w życiu. Sama wczoraj słyszałam, jak za tobą krzyczą, pokraka.
Ewa spuściła głowę i przez chwilę słyszały, jak pociąga nosem. Potem jednak powiedziała swoim falsetem.
- No tak, takich należy ukarać. Działali jawnie i bardzo ci jestem wdzięczna za to, że stanęłaś w mojej obronie i że oblałaś ich spienioną colą.
- No właśnie, trzeba ich karać za najmniejsze przewinienie – wykrzyknęła inna z dziewczyn.
- Ale nadal uważam, że temu chłopakowi trzeba zrobić uczciwy proces.
- Ewa ma rację – poparła ją Kaśka, a Anka potakiwała głową – albo robimy proces albo bawimy się w samosąd. Sprawa obrażania Ewy była jasna i można było się na nich od razu odegrać. Ale skoro chłopak Amelii nie przyznał się do winy, to trzeba mu ją udowodnić.
- Ale kto będzie jego obrońcą? – pytała Celina.
- Musi sobie sam go znaleźć – powiedziała Kaśka – inaczej Ewa będzie go bronić.
- A dlaczego ja?
- Bo już zaczęłaś, a poza tym, widać, że jesteś obiektywna i nie będziesz stronnicza.
- Zgoda – powiedziała Celina.
- Zgoda – odparła basem Ewa.

Michał
Beata czekała na niego pod biurem, ale bez walizki.
- Gdzie masz bagaż?  - zapytał lekko poirytowany.
- Nie mam ubrań – odparła.
- Jak to nie masz ubrań? Mów.
- Nie mam, bo wszystko zostało nad jeziorem.
- Jesteś codziennie w pracy. Wciąż nosisz to samo? Mów.
- Tak, wieczorem piorę i suszę.
Michał zgrzytnął zębami. Zapomniał je ubrać. No nic. O tamtą zadbają ludzie, ale tą musiał sam zawieźć do sklepu. A nie miał na to czasu.
- Wsiadaj do samochodu, kupię ci coś po drodze. Na razie i tak wszystko jest pozamykane.
Beata posłusznie wsiadła do kolejnego samochodu z serii grat i dała się wywieźć z obrzeży. Jechali około dwóch godzin, gdy natknęli się na targ. Michał dał jej kilka banknotów i powiedział.
- Kup sobie coś, ale żeby pasowało do tego samochodu. Ja się prześpię, masz godzinę.
Beata bez słowa wysiadła z samochodu i poszła w stronę bazaru.
Michał popatrzył za nią i również wysiał z auta. Postanowił ją obserwować. Ale nie dlatego, że obawiał się jej ucieczki, chciał ją lepiej poznać. Wiedział, że dziewczyna nawet  go nie zauważy. Był doskonały w kamuflażu, co zawsze wszystkich zadziwiało, ponieważ był gruby.
Beata zaglądała go każdego stoiska, szybko wybierała rzeczy i nawet ich nie przymierzając kupowała. Jedynie buty, tych na oko nie chciała kupować. Po półgodzinie wracała do samochodu. Michał musiał się bardzo postarać żeby znaleźć się tam przed nią.
Kiedy wsiadła do środka, udał że się przebudził.
- Już? – zdziwił się na niby.
Pokiwała głową.
- Pokaż – wyciągnął rękę po pakunki. Oglądał każdą rzecz okiem eksperta i ostatecznie wydał pozytywny werdykt.
Potem ku zgrozie Beaty wyjął z kieszeni dwie obrączki.
- Co cię tak dziwi? – zapytał, widząc jej minę – przecież mamy być małżeństwem.
Beata włożyła swoją obrączkę na palec i ze zdumieniem patrzyła na swoją rękę. Michał aż się zaśmiał.
- Całkiem ładnie wygląda na twoim palcu – sam pokazał jej swoją i śmiejąc się uruchomił silnik. Beacie nie było do śmiechu.

Czarna Mamba
Była w fatalnym humorze i ku zdziwieniu jej zaufanych, przez kilka dni nie opuszczała swoich apartamentów. Snuła się jak cień po pokojach i co jakiś czas wstrząsał nią szloch. Nikt tego nie widział, bo wszyscy mieli zakaz wstępu do odwołania. Nie schodziła nawet po posiłki. Służba zostawiała je pod drzwiami i odchodziła. A Czarna Mamba była nieszczęśliwa. Wydawało się to być niemożliwe, ale jednak była.
Snuła ponure myśli o samotności, była zła na siebie, że wybrała taką drogę życia, która uniemożliwiała normalne zamążpójście. Pragnęła wyjść za mąż. A kiedy od kiedy wiedziała, że Patryk spodziewa się dziecka poczuła ogromną pustkę w sobie. Może dlatego straciła ochotę do walki, może dlatego rozejm był jej na rękę. Mogła przynajmniej przez kilka dni popłakać nad swoim losem i rozczulać się nad sobą. Była smutna i zastanawiała się nad sensem swojego żywota. I gdyby nie telefon mamy, która przypominała, że wszyscy na nią czekają, pewnie by doszła do wniosku, że czas to wszystko rzucić i wyjechać na jakąś bezludną wyspę. Na szczęście spotkanie rodzinne rozwiało wszelkie smutki i złe myśli.

Ruda Mysz
Ruda Mysz przez święta żyła w błogiej radości, że nikt od niej nic nie chciał. Że mogła nic nie robić. Nie było pani Marty, bo siedziała z synem na wakacjach, a Pan wyjechał do rodziny na święta. Ona nie miała rodziny, a nawet, jak miała, to nie pamiętała żadnego świętowania, jedynie strach. Nie przeszkadzało jej to, bo mogła się wylegiwać, oglądać telewizję lub czytać książki, które sobie ostatnio kupiła. Pan mówił, że czytanie książek rozwija, więc posłuchała się go i poszła do księgarni. Poprosiła sprzedawcę o jedną pozycję z kilku działów literatury i w sumie nabyła dziesięć książek. Teraz, kiedy przez kilka dni nie musiała się niczym martwić postanowiła się za nie wziąć. I świat fikcji pochłonął ją zupełnie. Nagle odkryła, że to doskonałe miejsce do ucieczki od rzeczywistości, problemów i Pana. Kiedy sięgała po lekturę, świat przestawał dla niej istnieć. Była szczęśliwa.

Patryk i Małgosia
- Malwina zaprasza nas na obrzeża – powiedział Patryk do żony – powiedziała, że ma chwilowy rozejm z Dariem i że jest spokojnie. Chcesz jechać?
- Myślę, że wypadało by, skoro nas zaprasza.
- Ale nie masz na to zbytniej ochoty.
- Szczerze mówiąc nie mam. Nie czuję się najlepiej i wciąż mi jest niedobrze.
- Powiem jej, że przyjedziemy, jak lepiej się poczujesz.
- Na razie nic jej nie pisz. Przecież nie zaprosiła nas na jutro. Daj mi kilka dni, może jakoś się to wszystko we mnie unormuje. A jak nie, to powiesz jej, jak jest.
- Myślisz, że zrozumie?
- Mam nadzieję, że tak.

Adam i Czarna Mamba
Podczas rodzinnego spotkania Adam i Malwina lekko się posprzeczali. Poszło o Rudą Mysz. Najpierw starszy brat zrobił jej awanturę o to, że przez jej głupi tekst miał potem problemy ze swoją podopieczną, na co ona tylko go wyśmiała.
- Po co ci ona, skoro wciąż bryka – śmiała się Czarna Mamba – nie uważasz, że ośmieszasz się wobec swoich ludzi. Nie powinieneś okazywać jej słabości.
- To, co jej okazuję jest moją sprawą – warknął Adam – a mnie bardziej chodzi o to, że to dobry tropiciel i szpieg, ale nie umie działać, kiedy ktoś ją straszy.
- Dobry szpieg i co jeszcze? Może złodziej?
- Jest najlepsza – zapewnił Adam.
- Lepsza od Michała? – dziwiła się Malwina.
- O wiele lepsza, okradła go.
Siostra już miała coś dopowiedzieć, ale Michał, który przysłuchiwał się sprzeczce potwierdził, więc zamilkła na chwilę.
- Uwierzę, jak sama zobaczę.
- Nie kuś – śmiał się Adam – bo poproszę ją, żeby ci coś wyniosła z domu.
- Dobrze, proszę bardzo, niech wyniesie. A jak jej się uda, to nie tylko przyznam ci rację, ale jeszcze ją przeproszę i będę dla niej zawsze miła.
- Nie wiem, czy ci przeprosiny przejdą przez gardło – naśmiewał się starszy brat.
- Najpierw niech ona mnie okradnie tak, że nikt jej nie złapie.
- A jak ją złapiesz, to co?
- To będę się z ciebie nabijać, a jej nagadam takich rzeczy, że ze strachu zemdleje.
- Nie – reakcja Adama była bardzo gwałtowna i siostra zrozumiała, co się święci – wymyśl coś innego.
- Nie – uparła się – albo jest tak dobra, jak mówisz albo będziesz musiał ją sobie sam uspokajać.
- Ja nie chcę żeby nasza sprzeczka odbiła się na niej.
- Ja będę ją w razie czego przepraszać, więc ty licz się z tym, że mogę ją równie dobrze nastraszyć.
Adam zastanowił się, czy warto ciągnąć tę głupią grę, ale nie chciał się wycofać, chciał siostrzyce utrzeć nosa.
- Zgoda, ale nie wystawiasz dodatkowych straży, a życie toczy się, jak co dzień.
- Zgoda – powiedziała Malwina – zostawię u mnie w sypialni na nocnej szafce kolczyki z brylantami, te które od ciebie dostałam. Licząc od nowego roku, ma dziesięć dni żeby mi je ukraść. Ale nie wolno ci jej powiedzieć, gdzie je położyłam. Niech sobie sama znajdzie.
- Zgoda. Michał będziesz świadkiem – powiedział Adam, a młodszy brat przytaknął.

Michał
Miał ciekawsze rzeczy do przemyślenia niż sprzeczka rodzeństwa. A chodziło o Beatę, która podczas wyjazdu do Ziem Niczyich spisała się na medal. Była idealną żoną, a swoją rolę odgrywała, jakby rzeczywiście byli od lat razem. Nie próbowała uciekać ani szukać pomocy u swoich pobratymców, nawet jak spotkała znajomych. Przedstawiła go jako swojego Misiaczka i świergotała niczym świeżo zakochana żonka. Aż było miło na nią popatrzeć. A nawet przez chwilę rozważał czy nie wziąć z nią ślubu na serio. Jednak szybko to sobie wybył z głowowy. Na świecie chodziło tyle pięknych kobiet, do tego mogłyby się pojawić dzieci, a on nie chciał mieć dzieci. W jego zawodzie dzieci, to kłopot. Kobieta, to kłopot, rodzina to kłopot. Lepiej było zostać samemu i czerpać z życia ile się da. Potem przypomniał sobie, że Beata była jego niewolnicą i mógłby sobie z nią zrobić, co che, ale skarcił się za tą myśl. Kochał kobiety i nie chciał robić niczego wbrew ich woli. Nawet jeśli nie miały prawa do własnej woli. Kiedy wrócili oddała mu obrączkę, którą przytrzymała dłużej w dłoni. Zauważył to i nawet przez chwilę czy nie oddać jej z powrotem. Ale skarcił się za to i szybko schował przedmiot do kieszeni. Nie pomogło. Przez całe święta myślał o Beacie. Musiał sam przed sobą przyznać, że się w niej zakochał. Z tym, że nie wiedział co z tym zrobić.


Adam i Ruda Mysz
Pan wprosił się do niej na kolację. Oczywiście zadzwonił do niej po południu i oznajmił, że wieczorem ją odwiedzi. Miała mało czasu na to, żeby się z tym oswoić i jeszcze przygotować coś dobrego do jedzenia. Wyrobiła się niemalże równo z dzwonkiem do drzwi. Otworzyła, a on wręczył jej bukiet kwiatów. Zaskoczył ją tym gestem.
- Dziękuję Panie – bąknęła i szybko znikła w kuchni. Kiedy wstawiała kwiaty do wazonu, on zajrzał do niej i powiedział.
- Pięknie wyglądasz w tym fartuchu.
Ruda Mysz zaczerwieniła się po koniuszki uszu i szybko zdjęła fartuch.
A on stał w progu i się gapił. To spowodowało, że zaczęły jej się trząść ręce i o mały włos nie upuściła półmiska z sałatką. On widząc jej zdenerwowanie powiedział.
- To ja pójdę do salonu – i znikł jej z oczu. Odetchnęła.
Kiedy przynosiła kolejne dania na stół, mógł się do woli jej przyglądać. Wyglądała pięknie. Zamiast codziennych łachów, włożyła piękną zieloną sukienkę, która podkreślała jej kolor oczu i włosów. Na nogach miała lekkie pantofelki i w końcu mógł zobaczyć jej łydki. Sukienka nie była bardzo krótka, raczej midi niż mini, ale i tak odkrywała tyle, że nie mógł oderwać od niej oczu.
Kiedy wszystko ustawiła, usiadła naprzeciw niego i powiedziała.
- Proszę Panie, częstuj się.
Była trochę inna niż zwykle. Mniej przestraszona, spokojniejsza i trochę zawstydzona tym, że tak się jej przygląda.
- Pięknie wyglądasz – powiedział.
- Pani Marta powiedziała mi, że powinnam się dla Pana lepiej ubierać. Więc… - nie dokończyła zdania, tylko wzruszyła ramionami.
- Cieszę się, że się posłuchałaś.
Potaknęła i usiłowała uciec wzrokiem od jego wzroku. Był pewien, że gdyby tylko nie było by to dziwne, zakryła by się przed nim obrusem.
- Czy możesz się Panie tak na mnie nie patrzeć – poprosiła cicho.
- Nie mogę – odparł szczerze i odsunął się od stołu. To spowodowało, że Ruda Mysz poderwała się szybko i uciekła do sypialni. Nie zdążyła zamknąć drzwi, bo za nie złapał i pchnął.
- O nie, o nie, o nie – piszczała, skacząc zdenerwowana pośrodku pokoju – proszę Panie, nic mi nie rób.
- Przecież nic ci nie robię – wychrypiał.
- Ale patrzysz się na mnie Panie takim wzrokiem…
- Zachwycam się tobą, czy to źle?
Nie wytrzymała napięcia i się popłakała. A on się wkurzył.
Co z nią było nie tak?
Wyszedł z sypialni i usiadł za stołem.
- Chodź tutaj – powiedział.
Usiadła przed nim i spuściła głowę.
- Jak mam na ciebie patrzeć?! – wykrzyknął, a ona podskoczyła na krześle –
no jak?
- Normalnie Panie – wybąkała.
- Patrzę się na ciebie normalnie. Normalnie, jak mężczyzna na kobietę, która mu się podoba.
Po chwili dodał spokojniejszym tonem.
- Miałaś mi pomagać, a nie uciekać.
- Przecież ci Panie pomagam – cała się trzęsła ze zdenerwowania -  Ubrałam się ładnie, zrobiłam dobrą kolację, staram się rozmawiać bez wybuchania co chwilę płaczem, powstrzymuje się żeby nie paść ci Panie do stóp.
Już chciał powiedzieć coś sarkastycznego, typu, że wolałby innego rodzaju okazywanie względów, ale się zreflektował. To była Ruda Mysz, dziewczyna, której nie spotkało w życiu nic miłego i która nigdy nie natknęła się na swojej drodze na normalnego faceta. Dlatego zapytał spokojniejszym tonem.
- I robisz to dla mnie? Żebym się nie denerwował?
- Tak Panie – powiedziała drżącym głosem.
- Dziękuję – powiedział szczerze wzruszony. Mimo, że jemu chodziło o coś zupełnie innego, to naprawdę docenił jej troskę o jego układ nerwowy.
Podał jej chusteczkę i powiedział pogodnie.
- No nie płacz już. Wytrzyj nos i zacznijmy tę kolację – i nie czekając na jej odpowiedź, otworzył wino i nalał do kieliszków sporą porcję.
Myślał, że dziewczyna nic nie przełknie, ale jakoś się przemogła.
Ponownie patrzył na nią z zachwytem, a ona udawała, że tego nie widzi.  Cała była napięta, jak struna i czujna. Musiał coś z tym zrobić.
- Myszo – spojrzała na niego, zdziwiona ciepłym tonem jego głosu.
- Tak Panie? – wybąkała.
- Nie skrzywdzę cię. Nie zaatakuję cię, ani nie rzucę się na ciebie w niecnych zamiarach. Odetchnij. Ja tylko na ciebie patrzę i podziwiam twoją urodę.
- Patrzysz się na mnie Panie tak, jak kot na mysz – powiedziała odważnie i zaraz zamarła przerażona. On jednak uśmiechnął się smutno.
- Tak to widzisz?
Potaknęła.
- To źle widzisz – odparł – bo ja patrzę na ciebie, jak kot na kotkę.
Ku jego zdumieniu, przeraziła się jeszcze bardziej.
- Wybrałaś niefortunnie zwierze, o dosyć dużym temperamencie – zaśmiał się - chociaż uważam, że gorzej by było, jakbym patrzył na ciebie, jak królik na królicę.
Zrozumiała, bo dolna warga jej zadrżała.
- Ale tak nie patrzę – zapewnił ją – wolę być kotem. Z tym, że ty nie chcesz przestać być myszą, więc czujesz się, jak ofiara. A nie powinnaś. Powinnaś być dumną kotką, która przechadza się po dachu i prycha na kiepskich kawalerów. No oczywiście, dopóki nie spotka odpowiedniego kocura, czyli mnie – zaśmiał się, a widząc, że nadal drży jej dolna warga, a płatki nosa niebezpiecznie się rozszerzają, dodał  - jestem porządnym kocurem, nie zachwycam się byle czym.
Kiedy nadal nie odpowiedziała mruknął.
- Mam wrażenie, że prowadzę monolog.
- Jak bardzo porządnym kocurem jesteś Panie?
- Tak bardzo, że nie podejdę do pięknej kotki, dopóki ona mi na to nie pozwoli.
To też zrozumiała, bo odetchnęła i uspokoiła się. Oparła się wygodnie na krześle i zamknęła na chwilę oczy. Widział pojedynczą łzę spływającą jej po policzku. Nie odezwał się, czekał. A ona bardzo chciała uwierzyć w to, że mówił prawdę, że w końcu będzie mogła przestać się bać.
W końcu otworzyła oczy i powiedziała.
- Dziękuję – i po raz pierwszy nie dodała „Panie.”
 A potem uśmiechnęła się do niego lekko i napiła się wina.
Adam rozluźnił się, bo był tak, jak ona cały czas napięty i ostrożny w gestach.
Dowiedział się dzisiejszego wieczoru kolejnej rzeczy o Rudej Myszy. Mianowicie, że oprócz ciepła i przytulania potrzebowała pewności, co do jego zamiarów. Potrzebowała tego, żeby choć trochę mu zaufać. Wiedział, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, że pewnie jeszcze wiele razy będzie musiał ją zapewniać o tym, że nie będzie jej siłą zaciągał do łóżka, że nie to jest dla niego najważniejsze. Ale miał też wrażenie, że dzisiejszego wieczoru oboje uczynili milowy krok we wzajemnych stosunkach. Nie powiedzieli już tego wieczoru wiele, ale milczenie zupełnie im nie przeszkadzało. Adam, miał jej dzisiaj powiedzieć o zakładzie z siostrą, ale przełożył to na następny dzień, kiedy oficjalnie wezwie ją do siebie do biura i wszystko opowie. Dzisiaj wolał siedzieć z nią i uśmiechać się do niej znad kieliszka. Dotykać jej dłoni i całować jej palce. Ruda Mysz była przede wszystkim zawstydzona jego zachowaniem. Tak bardzo, że poddała się tym czułościom. Nie mógł jej teraz wystraszyć, gdyby to zrobił, straciłby i tak wątłą nić porozumienia, jaką udało im się stworzyć.


kolejny odcinek 08 listopada

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka