Wielka gra - odc.27
Michał
Michał był zadowolony z postępów Pauliny i to do tego
stopnia, że zgodził się na to, żeby pojechała na swoją pierwszą misję.
Oczywiście nie wysłał jej samej, a z trenerem i jeszcze dwoma ludźmi, ale
wysłał. Trener go przekonał o jej umiejętnościach. Chociaż Michał uważał, że po
prostu facet leciał na Paulinę i chciał spędzać z nią, jak najwięcej czasu. A
gdyby pojechał bez niej, to zobaczyłby ją najwcześniej za miesiąc.
Tym sposobem Beata została sama i oprócz pracy dla niego,
nie miała innych zajęć. Była niewolnicą, więc nie wszędzie miała wstęp, nie
mogła nosić ze sobą zbyt wielu pieniędzy, nie mogła kupować ubrań ani butów,
jakich chciała.
I jak tak sobie o tym pomyślał, to zrobiło mu się jej
szkoda.
Bo Paulina chociażby z powodu misji miała większe pole
manewru i wejścia tam, gdzie na co dzień niewolnicy nie wchodzili.
Dlatego Michał zapytał Beaty,
- Nie nudzi ci się samej bez koleżanki?
- Nie, proszę pana – odparła Beata.
- Jakoś ci nie wierzę – zaśmiał się – siedzenie w domu
przed telewizorem, brak rozrywek…
Nie odpowiedziała.
- Powiedz szczerze, jak jest?
- Rzeczywiście trochę się nudzę, ale nie aż tak, żeby
odczuwać to jako cierpienie.
- A szkoda – uśmiechnął się do niej – bo miałbym dla ciebie
propozycję, ale skoro, aż tak się nie nudzisz?
I co ona miała odpowiedzieć, była niewolnicą.
- Zatem nudzę się strasznie – zaryzykowała.
- Po pracy zabieram cię do kina, a potem się zobaczy.
Beaty oczy zaświeciły z radości. Tak dawno nie była w
kinie.
- Dziękuję panu.
- Tylko włóż na siebie inny strój, bo w niewolniczym cię
nie wpuszczą. Wybierz coś ludzkiego z tych, w których pojechałaś ze mną do Ziem
Niczyich – widząc jej niepewną minę zapytał – czy coś nie tak?
- Nie powinnam zdejmować ubrań niewolnicy. Takie jest
prawo.
Michał zaśmiał się.
- Idziesz ze mną, a ja chcę żebyś była ubrana normalnie. To
rozkaz!
Kiedy nadal patrzyła nie niego niepewnie dodał.
- Jestem synem szefa rodu, mogę naginać prawo, jak chcę.
Uśmiechnęła się do niego promiennie i jeszcze raz
podziękowała za przyszły wieczór w kinie.
Ruda Mysz i Adam
- Dobra robota – Adam schował kolczyki do torebki i odłożył
na stół w salonie Rudej Myszy.
Ta siedziała koło niego i czekała na reprymendę za ucieczkę
z zamku.
- Dobrze się wczoraj bawiłaś? – zapytał neutralnym tonem.
- Tak proszę pana.
- Naprawdę? – zaśmiał się – a w którym momencie? Bo chyba
nie w restauracji?
- Nie, tam nie – uśmiechnęła się lekko – ale w tym pokoju
pełnym świec – oczy jej się zaświeciły – żałuję, że zasnęłam.
- Ja też żałuję, że zasnęłaś – powiedział Adam tonem, który
ona odebrała jako zawiedzony.
- Przepraszam – powiedziała ze skruchą.
- Nie przepraszaj – zaśmiał się – mówię, że szkoda, bo
miałem jeszcze kilka niespodzianek – uśmiechnął się do niej – ale co się
odwlecze, to nie uciecze. Przyjedziesz do mnie dzisiaj i nadrobimy zaległości.
Ruda Mysz zbladła, co go wyprowadziło z równowagi.
Wiedział, co ona sobie myśli, miała to niemalże wypisane na twarzy.
- Czego się boisz?! – warknął – czy do tej pory zrobiłem
cokolwiek, co mogłoby ci się nie spodobać?
Pokręciła głową.
- Przepraszam.
Zerwał się z kanapy i powiedział.
- Przestań mnie przepraszać! Ja się nie gniewam, tylko nie
wiem, co mam jeszcze zrobić, żebyś mi uwierzyła, że cię nie skrzywdzę! Ile razy
mogłem to zrobić? W każdej chwili mogę. Nawet teraz!
Ruda Mysz zdusiła krzyk i łzy pojawiły jej się w oczach.
- Czego płaczesz! Przecież nic ci nie robię! Krzyczę! Taki
jestem, przyzwyczaj się!
- Przepraszam – wyjąkała.
Adam pokręcił głową i wyszedł trzaskając drzwiami.
Czarna Mamba i Dario
Dario wysłał jej sms:
„Mam nadzieję, że masz kaca moralnego.”
Odpisała:
„Nie mam.”
Opisał:
„Na pewno masz i na pewno żałujesz, że się całowaliśmy.
Swoją drogą, całkiem słodka jesteś.”
Odpisała:
„Nie żałuję, bo nie mam czego. Swoją drogą, ładnie
pachniesz.”
Odpisał:
„Malwina, mamy rozejm, może byśmy się spotkali? Przecież to
nie zabronione.”
Odpisała:
„Nie nazywaj mnie Malwiną i zapomnij, nie spotkamy się, mój
ty romantyku.”
Odpisał:
„Nie jestem romantyczny, myślałem o praktycznej stronie
naszego spotkania.”
Odpisała:
„Pograj w bierki z kimś innym.”
Odpisał:
„Pomyśl o tym. Bo jak rozejm się skończy, to ja mam zamiar
cię całkiem pokonać. A tak to, kto wie, może bym zmienił zdanie?”
Odpisała:
„Jesteś największym draniem na świecie! Cofam to o ładnym
zapachu i romantyzmie. Jesteś świnia, prosiak i prostak.”
Odpisał:
„Tak też postąpię. Dziękuję, że tylko utwierdziłaś mnie w
zdaniu o tobie. Nie można się z tobą dogadać.”
Odpisała po długim czasie:
„Osiągnąłeś co chciałeś, żałuję, że się z tobą całowałam.”
Nie odpisał.
Celina
Emil nie dawał za wygraną i wciąż kręcił się niedaleko
Celiny. Ta miała go serdecznie dość. Kiedy poskarżyła się na niego do Kaśki i
Anki te odparły:
- Powinnaś się z nim umówić. Lata za toną z wywieszonym
jęzorem.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam – mruknęła Celina, ale
o dziwo nie umiała z siebie wykrzesać złości.
- Mówimy, co myślimy, jeżeli chcesz tylko potakiwania zwróć
się do swoich Komandosek.
- Też jesteście Komandoskami – przypomniała.
- Tylko dlatego żeby się z tobą widywać. Nam nie zależy na
karaniu facetów. Lubimy ich. A Emil jest fajny.
- Jest wkurzający – broniła się Celina.
- Może i tak, ale fajny. Powinnaś pójść z nim na randkę.
- On mnie nie zaprasza na randkę, on mnie zaczepia i
zarzuca głupimi tekstami.
- Od czegoś musiał zacząć.
- Dlaczego go bronicie?
- Bo jest fajny.
- Fajny, fajny. Filip też był fajny i co?! I mnie zdradził!
- Nie możesz wszystkich wrzucać do jednego worka.
- Dajcie mi spokój.
Ruda Mysz i Adam
Kiedy już się wypłakała i przeanalizowała ostatnie
spotkania z panem Adamem, ostatecznie przyznała mu rację. Był dla niej dobry,
opiekuńczy i za każdym razem zapewniał ją o swoich dobrych intencjach.
Tymczasem ona wciąż brzmiała, jak zdarta płyta.
Dlatego wzięła się w garść, wyszykowała się jak najlepiej i
pojechała do niego do zamku. Nie wiedziała, czy on tam będzie, ale zanim
wyszedł trzaskając drzwiami, mówił coś, że się u niego spotkają.
Równie dobrze, może sama się tam pojawić.
Weszła do zamku, po którym kręciło się niewiele osób i nikt
nawet jej nie zatrzymał. Bez przeszkód doszła do jego apartamentów.
Zapukała do wielkich drzwi. Nie sądziła, że usłyszy, bo
miał wiele pokoi i mógł być w ostatnim, a mogło go też nie być. Zapukała
głośniej i czekała.
Nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia, w którym
wczoraj bawiła.
Nawet nie pomyślała o tym, że złamała największy zakaz
Adama o jego prywatności. Nikt, prócz określonych osób ze służby i tylko na
jego polecenie, nie powinien tutaj wchodzić.
Rozejrzała się, stół był udekorowany jak wczoraj, chociaż
nie było na nim potraw. Podeszła do wieży i włączyła muzykę. Potem zauważyła,
że świece nadal stały w lichtarzach, świecznikach i na półkach. Znalazła
zapałki i zaczęła je wszystkie zapalać. Była tak tym zajęciem pochłonięta, że
nie zauważyła, kiedy pojawił się Adam.
Mężczyzna, wyszedł
od niej i pojechał zrobić rundkę po mieście. Kiedy ochłonął wrócił do jej
mieszkania, ale Rudej Myszy już nie było. Nie odbierała też telefonu. Ponownie
zalała go fala wściekłości i w takim humorze wrócił do zamku.
Tam przeszedł, jak chmura gradowa przez korytarze, a
wyglądał tak, że nikt nawet nie śmiał mu powiedzieć, że Ruda Mysz jest u niego.
Gdy stanął przed drzwiami do swoich apartamentów, usłyszał
muzykę.
Odetchnął kilka razy i nacisnął klamkę. Ruda Mysz, w
pięknej czarnej sukience, w butach na obcasie pląsała z zapałkami odpalając
kolejne świece.
Złamała zakaz, a on ponownie stanął w bardzo trudnej
sytuacji.
Cicho zamknął drzwi i oparł się o nie. Nadal stała do niego
tyłem, więc miał chwilę na zastanowienie się, co z nią zrobić.
Karać jej nie miał zamiaru, ale nie wydał też oficjalnego
zarządzenia, że ona może wszystko. Z drugiej strony, wczoraj widziano ich
oficjalnie razem, więc…
Westchnął. Usłyszała go i odwróciła się w jego stronę.
Zamarła widząc jego chmurną minę.
- Ożenię się z tobą – oznajmił i oderwał się od drzwi –
ożenię się i to szybko, bo inaczej zrujnujesz mi zdrowie.
Ruda Mysz to zamykała, to otwierała usta.
- Wiesz, że nie wolno tu wchodzić, prawda?
Dziewczyna zbladła i potaknęła.
- Ale jesteś tu – stanął na kilka kroków od niej – czemu
tutaj weszłaś?
Nie miał zamiaru jej niczego ułatwiać. Skoro sama wpakowała
się do paszczy lwa, to niech spróbuje się sama z niej wydostać.
- Bo… - wyjąkała – bo…
- Bo! – uciął jej zacinanie się – mów szybko, bo moja
cierpliwość do ciebie jest dzisiaj na wyczerpaniu!
Ruda Mysz splotła palce i zaczęła mówić lekko drżącym
głosem.
- Pomyślałam sobie, że ma pan rację i że powinnam docenić
to, co pan dla mnie robi. Bo jest pan dla mnie bardzo dobry – łza wymknęła jej
się spod powieki – i rzeczywiście dba o mnie i rzeczywiście zawsze jest wobec
mnie w porządku. I pomyślałam sobie, że przyjadę do zamku i pana przeproszę i
poproszę o jeszcze jedną szansę. No i weszłam tutaj, bo nikt nie odpowiadał na
moje pukanie. A potem zobaczyłam świecie i… i… znowu zachowałam się bezmyślnie
i…i… pewnie znowu będzie źle, prawda?
Adam pokręcił głową i wyciągnął do niej ręce.
- Chodź tu do mnie Myszo – kiedy się nie poruszyła, dodał –
natychmiast!
Kiedy tylko się zbliżyła, złapał ją i przyciągnął do
siebie. Trzymał ją mocno w ramionach i całował.
- Jesteś prawdziwą damą w opałach, Myszo – mówił między
pocałunkami – ale ja temu zaradzę. Ożenię się z tobą i będzie spokój.
Zobaczysz!
Nawet nie próbowała zaprzeczać. Zebrała się na odwagę i mu
zaufała.
Czarna Mamba
Nie spodziewała się, że mała podopieczna jej brata tak
szybko buchnie jej kolczyki. W zasadzie zauważyła to dwa dni później, kiedy już
ochłonęła po wkurzeniu na Daria. Nie było wyjścia i musiała stanąć przed
dziewczyną i ją przeprosić. O dziwo, poszło jej całkiem gładko i nawet się nie
zająknęła.
Poza tym widziała, że miłość między nimi kwitnie i
domyśliła się, że niedługo będzie w rodzinie ślub, a co za tym idzie Ruda Mysz
będzie jej bratową.
Kiedy już odbębniła przykry obowiązek wróciła do swoich
spraw związanych z Patrykiem i Małgosią, którzy obiecali, że niedługo ją
odwiedzą.
Czarna Mamba była przede wszystkim ciekawa, jak duże jest
dziecko, które Małgosia nosiła pod sercem.
Patryk, Czarna Mamba i Małgosia
Młode małżeństwo w końcu zebrało się i przyjechał do
Czarnej Mamby w odwiedziny. Było to na koniec rozejmu między nią a Dariem.
Kiedy nastał ostatni dzień pokoju, Czarna Mamba nalegała żeby przyjaciele
wyjechali. Patryk uspokajał ją, że przecież często bywał u niej podczas trwania
walk, ale ona mówiła tylko, że wtedy Małgosia nie była w ciąży, a teraz po
prostu się o nią boi. Walki były na poważnie, ginęli ludzie, a ona nie chciała
mieć ich na sumieniu. Zwłaszcza dziecka. Patryk dziwił się jej trosce o nich,
ale i tak wyjechali z samego rana następnego dnia. O dziwo, dostali nawet
obstawę, która miała dowieźć ich do granicy.
Michał
Nie oglądał filmu, na który ją zabrał, bo cały czas patrzył
na Beatę.
Nie była super laską, wśród których zazwyczaj przebywał.
Nie była wysportowana, jak jego agentki, a przebiegłości miała tyle, co kot
napłakał.
Była pospolita i zwyczajna, jak większość dziewczyn na tym
świecie.
A jednak dla niego w jakiś dziwny sposób stała się
wyjątkowa.
Nie wiedział czy to za sprawą uśmiechu, czy tego, że nawet,
jak go więziła, to była pełna współczucia dla niego. Dla człowieka, który był
sprawcą śmierci jej chłopaka.
W końcu dziewczyna zauważyła, że mężczyzna przygląda się
jej, więc również spojrzała w jego stronę. Uśmiechnął się do niej lekko i
zapytał.
- Czy, jak cię wyzwolę, to uciekniesz, jak sen złoty? –
szepnął.
- Tak szybko chciałby pan dać mi wolność? – była pewna, że
się z nią przekomarza.
- A dlaczego nie?
- A co z Pauliną? Ją też pan by uwolnił.
Michał zaśmiał się cicho i powiedział.
- Ładnie, że się o nią troszczysz.
- To moja koleżanka.
- Zastanowię się – odparł – oglądaj dalej.
Beata posmutniała lekko, ale posłusznie zapatrzyła się w
ekran.
Po filmie zabrał ją do fast foodu na hamburgera i frytki.
- Lubię szybkie i niezdrowe jedzenie – powiedział stawiając
przed nią tacę z wielkim zamówieniem.
- Powiem szczerze, że nigdy nie jadłam w takich knajpach.
- Nie? – zdziwił się – przecież na Ziemiach Niczyich jest
ich całkiem sporo.
- Niby tak, ale jakoś mnie nie ciągnęły.
Ugryzła hamburgera i lekko się skrzywiła.
- Strasznie słone.
- Naprawdę? Nie czuję.
- Zabił pan tym jedzeniem swoje kubki smakowe – zamarła, bo
nie powinna czuć się, aż tak swobodnie. Ale Michał się nie obraził, odparł
wesoło.
- Masz rację. Ale co ja zrobię, że tak to lubię. Poza tym
nie muszę sam gotować.
- Ma pan tyle pieniędzy, że mógłby pan mieć swojego
kucharza – odważyła się dodać.
- A ty? Gotujesz?
- Kiedyś gotowałam, mama mówiła, że ponoć lepiej od babci.
Ale odkąd zaczęłam kręcić się wokół szemranego towarzystwa, to przestałam. Dla
nich jedzenie nie miało znaczenia. Alkohol, narkotyki i panienki.
Beata westchnęła smutno.
Michał pogłaskał ją po dłoni i powiedział.
- Jak chcesz, możesz gotować dla mnie. Ja uwielbiam jeść.
Zjem wszystko, obiecuję – i na dowód, że mówi prawdę, poklepał się po dużym
brzuchu.
Beata zaśmiała się i potaknęła głową.
- Chętnie.
- Widzisz, to się dogadaliśmy. Możesz zacząć od zaraz.
- A co z moją pracą sekretarki?
Michał machnął ręką.
- Olej ją.
- Nie mogę, jestem niewolnicą.
- Nie jesteś – Beata zastygła, zauważył to i dodał – już
nie jesteś. Paulina też nie. Nie umiem zniewalać ludzi. Adam jest w tym lepszy,
dlatego to on rządzi, a nie ja. Wziąłem was, bo tylko w ten sposób mogłem
uchronić was od śmierci. Ale nigdzie nie jest napisane, że musicie odsłużyć
jakiś określony czas.
- Pan mówi poważnie? – zapytała Beata.
- Jak najbardziej.
- I mogę teraz wstać i po prostu sobie pójść?
- Tak – Michał uśmiechnął się – ale pamiętaj, że obiecałaś
mi nie znikać, jak sen złoty.
Beata spojrzała na niego nieufnie.
- Pan sobie żartuje, sprawdza mnie.
- Nie Beato. Mówię szczerze. Poza tym, podobasz mi się,
więc nie możesz być niewolnicą. A twoja koleżanka powinna być ci dozgonnie
wdzięczna, bo tylko dla ciebie jej również zwracam wolność.
- I zdejmie mi pan opaskę z ręki? – wyciągnęła dłoń z
niewolniczym znakiem, imieniem i nazwiskiem i danymi właściciela.
- Tak – wyciągnął w jej kierunku scyzoryk i przeciął
rzemień opasający jej nadgarstek – i już.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Jak ja się panu odwdzięczę?
- Gotując.
- Oczywiście, może jutro?
- Może zawsze? – spojrzał na nią wymownie.
Nie śmiała pytać dalej. Nie musiała. Michał przysiadł się
do niej i mruknął czule.
- Mój brzuch i ja bardzo cię polubiliśmy, czy ty też nas
lubisz?
Beata uśmiechnęła się i powiedziała cicho.
- Bardzo.
Celina
Na spotkaniu Komandosek omawiały kolejnego mężczyznę
oskarżonego o nadmierne przebywanie z kolegami, zamiast ze swoją dziewczyną.
Baśka chlipała cicho i mówiła.
- Nie to, że ja mu zabraniam spotykać się z kolegami, ale
ile można. Już nie pamiętam kiedy byliśmy
sami.
- A kiedy to się zaczęło? – zapytała Ewa basem,
- A czy to ma znaczenie? – odpowiedziała pytaniem Celina.
- Owszem. Może już teraz ustalimy, co jest nie tak. Bo
wiecie, ostatnio były Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, więc…
- Nie, to zaczęło się wcześniej – bąknęła Baśka – wciąż go
prosiłam, żeby spędził ze mną trochę czasu. On odpowiadał, że przecież spędza
ze mną całe dnie, więc nie wie, czemu się czepiam.
- I co?
- No i powiedziałam mu, że tak naprawdę, to on spędza ze
mną czas jedynie kiedy sam chce, a kiedy ja chcę, to zawsze znajduje sobie
wymówkę.
- A czy ty czasem też nie odmawiasz mu spotkania, bo masz
spotkanie z przyjaciółkami? – zapytała Ewa falsetem.
- Ewo – upomniała ją Celina – nie przesłuchujemy koleżanki.
- Ja nie przesłuchuję – oburzyła się Ewa – chcę pomóc. Bo
może chłopak odpłaca jej pięknym za nadobne.
- No wiesz?! – oburzyła się Celina i chciała coś dodać, ale
Baśka ją ubiegła.
- Tak naprawdę, to ja muszę być na każde jego zawołanie,
więc czekam, jak ta głupia. Dopiero kiedy dowiedziałam się o was, odważyłam się
powiedzieć o moim problemie.
- Na moje oko – mruknęła Ewa – chłopak cię nie kocha tylko
wykorzystuje. Olej go i znajdź lepszego.
- Ale ja go kocham – chlipnęła Baśka.
- To cierp.
Celina ponownie chciała ofuknąć Ewę, ale wtrąciła się
Kaśka.
- Ewa ma rację. Baśka on cię wykorzystuje. Zobaczysz,
wyjdzie to na naszej rozprawie. Chłopak powie, że w zasadzie to jest z tobą z
wygody.
- Racja – potwierdziła Anka i Ewa.
- To co ja mam robić?
- Olej go i chodź z nami na piwo – zaproponowała falsetem
Ewa, a kiedy spojrzała na zniesmaczone miny koleżanek dodała – no co? Ja lubię
piwo, ale macie rację. Basia, chodź z nami na drinki.
Patryk i Czarna Mamba
Siedziała wraz ze sztabem w sali audiencyjnej i omawiała
strategię działania, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem, a do środka wbiegł
wściekły Patryk.
-To wszystko przez ciebie – krzyczał.
Czarna Mamba od razu wiedziała, że coś się stało, ale
zachowała zimną krew.
Patryk był poturbowany, a ze skroni ciekła mu krew. Ubranie
miał brudne i podarte.
- To wszystko przez ciebie i te twoje walki! Zabrali mi ją!
Malwina nie zadawała pytań, doskonale znała odpowiedzi. Ale
jej ludzie byli oburzeni zachowaniem Patryka. To była szefowa obrzeży, a on
tylko naukowcem z ziem wewnętrznych. Nawet jeżeli się z nią przyjaźnił, nie
powinien zachowywać się, jakby miał do tego prawo. Szemrali.
- Zamknijcie się! – wrzasnęła Czarna Mamba – Mów! Gdzie to
było?!
- Jesteś potworem! – krzyczał oszalały z rozpaczy Patryk.
Podeszła do niego i uderzyła w policzek. Otrzeźwiło go to.
- Mówiłam wam, żebyście wyjechali dzień wcześniej – syknęła
Czarna Mamba.
- Ale nie mówiłaś, że coś się stanie!
- Bo nie wiedziałam! Skąd miałam wiedzieć!
- Przeczuwałaś coś! – wyciągnął w jej kierunku palec – i
nic nam nie powiedziałaś!
- Zamknij się i nie panikuj! – warknęła dziewczyna – a
teraz mów, gdzie to było.
- Zaraz za miastem obok tego wielkiego budynku biurowego.
- Idę – i zostawiła wszystkich.
Wsiadła na motor i usiłowała nie myśleć, nie mieć czarnych
wizji. Chciała tylko uratować Małgosię i jej dziecko. Klęła pod nosem na Daria,
że mógł sobie wziąć Patryka, a nie kobietę i to w ciąży.
Dojechała do zniszczonego budynku. Była to strefa niczyja,
o którą jeszcze nie walczyli, ale za to doskonałe miejsce na wszelkiego rodzaju
zasadzki. Mały przesmyk przy granicy między strefami wpływów.
Czarna Mamba była pewna, że to ją miał zwabić w pułapkę ten
drań. Małgosia była przynętą.
Weszła do budynku i znalazła się w wielkim holu. Spojrzała
w górę, a pod sufitem, na wąskiej kładce siedziała Małgosia. Miała zakneblowane
usta.
Czarna Mamba zaklęła po raz kolejny i wbiegła po schodach
na galerię. Tam czekało na nią kilku ludzi Daria. Przeszła przez nich, jakby
ich nie zauważyła. Dotarła do kładki i powiedziała do Małgosi.
- Spokojnie, wyciągnę cię stamtąd – Czarna Mamba weszła na
kładkę. Ta skrzypnęła. Małgosia pisnęła przerażona.
Malwina zeskoczyła na ziemię i poszukała jakiegoś sznura.
Znalazła go u jednego z pobitych mężczyzn. Prawdopodobnie, on umieścił tam żonę
Patryka. Wróciła do Małgosi.
- Ufasz mi? – zapytała. Ta potaknęła głową.
- To dobrze. Obiecuję ci, że nie spadniesz. Nic ci się
złego nie stanie. Ani tobie, ani dziecku. Masz wolne ręce?
Kobieta oderwała je na chwilę od deski, ale zaraz znowu
kurczowo się jej przytrzymała. Ale Malwina wiedziała, że niedługo deska pęknie,
kobieta była za ciężka. Zrobiła kilka supłów na końcu liny i rzuciła ją pod
sufit, gdzie znajdowały się żelazne podpory. Udało się przerzucić sznur dopiero
za trzecim razem. Potem poszło już łatwo. Sznur nie był gruby, ale długi i
skoro raz wytrzymał ciężar tamtego faceta, to teraz da radę im dwóm.
- Przewiąż się pod pachami – powiedziała do Małgosi, a sama
zawiązała swój koniec w pasie – teraz złap za ten luźno zwisający kawałek, ale
tak żeby cię nie szarpnęło za ramiona. Musisz zrobić sobie trochę zapasu,
puścisz go dopiero, jak będziesz nad ziemią. A teraz powiem ci, co zrobię.
Wejdę do ciebie po desce. Jeżeli uda mi się ciebie
sprowadzić z niej, to dobrze, ale jak pęknie, to po prostu zawiśniesz na tej
linie. Obiecuję, nic ci się nie stanie. Delikatnie opadniesz na podłogę, ja
będę przeciwwagą.
- Jest pani za lekka – szepnęła Dorota, która przybyła im
na odsiecz wraz z oddziałem.
- Wskoczysz mi na plecy, jak deska będzie pękać –
powiedziała Czarna Mamba.
- Tak jest – odparła Dorota.
Czarna Mamba ostrożnie weszła na deskę i powoli zaczęła
zbliżać się do Malwiny.
- Trzymaj mocno linę – przypominała.
Kiedy doszła do połowy kładki, ta pękła. Małgosia poleciała
w dół, a Czarna Mamba w górę. Na szczęście Dorota wskoczyła jej na plecy i
szybko wyhamowały prędkość. Rzeczywiście Małgosia delikatnie opadła na
posadzkę. A Czarną Mambę i Dorotę ściągnęli żołnierze.
Kiedy Malwina była już na dole i zobaczyła, że Małgosi nic
nie jest i że Patryk jest przy niej. Zacisnęła usta i wybiegła na zewnątrz.
Wskoczyła na motor i popędziła ku obrzeżom Daria.
Ruda Mysz i Marta
Marta wróciła z wakacji wypoczęta i szczęśliwa. Jej syn
również był zadowolony, ale kiedy tylko
przekroczył prób mieszkania od razu zamknął się w pokoju i wrócił do gier
komputerowych. Marta śmiała się do siebie, że w końcu będzie miała czas dla
siebie. A zostało jej jeszcze kilka dni urlopu.
Była podwójnie szczęśliwa, bo w korytarzu natknęła się na
sąsiada, który jak się dowiedział, że u niej lodówka świeci pustkami, zaprosił
ich oboje na kolację. Nie była to randka, zwłaszcza, że był z nimi jej syn. Ale
Marta czuła, że między nią a Maksem coś zaiskrzyło.
Życie było piękne i chciała się tą radością dzielić ze
wszystkimi dookoła, dlatego umówiła się z Rudą Myszą. Zdziwiła się, że
dziewczyna zaproponowała spotkanie w kawiarni.
Już od wejścia zauważyła, że jej młoda podopieczna tryska
tak, jak i ona dobrym humorem i szczęściem.
- Mów, co u ciebie – powiedziała do niej, jak tylko
zamówiła sobie kawę.
Ruda Mysz zaśmiała się nerwowo i powiedziała.
- Pan Adam mi się oświadczył – i na dowód tego pokazała
pierścionek.
Marta omal z wrażenia nie spadła z krzesła.
- O kurcze – powiedziała tylko – o kurcze.
Młoda dziewczyna zaśmiała się i kontynuowała.
- Pan Adam często mnie odwiedzał i dużo rozmawialiśmy i był
dla mnie bardzo miły.
- O kurcze.
- No i złamałam zakaz i weszłam bez pytania o zgodę do jego
apartamentów, więc stwierdził, że żeby mnie nie karać, musi się ze mną ożenić.
- O kurcze.
- Myśli pani, że on miał to w planach?
Marta stwierdziła, że musi tym razem powiedzieć coś
bardziej inteligentnego.
- Myślę, że tak, ale chyba nie tak szybko.
- A jak będzie żałował? – zasmuciła się na chwilę Ruda
Mysz.
- Nie będzie. Myślę, że wszystko, co najgorsze już za wami
– uśmiechnęła się do dziewczyny – a mnie najbardziej cieszy to, że mu zaufałaś,
a on poszedł po rozum do głowy i podszedł do ciebie na spokojnie.
- Jest – Ruda Mysz zaczerwieniła się lekko – jest miły.
Marta uśmiechnęła się na to bardzo skromne wyznanie.
- Cieszę się razem z tobą.
kolejny odcinek 15 listopada
Komentarze
Prześlij komentarz