Praca dla szefa - odc.6 - ostatni


Drugiego stycznia stanęłam przed nim w jego gabinecie i położyłam na biurku wypowiedzenie.
Popatrzył na mnie i na kartkę.
- Czemu znowu widzę wypowiedzenie? – zapytał.
- Nie mogę z panem dłużej pracować – odparłam patrząc mu w oczy.
- Znowu jestem panem? – zaśmiał się nieprzyjemnie – w sylwestra jakoś nie miałaś oporów, żeby mi mówić na ty. Mało tego, wrzeszczałaś na mnie.
- Nie ma to już znaczenia. To jest moja rezygnacja z pracy, nie chcę trzymiesięcznego wypowiedzenia.
- Tylko co? Za porozumieniem stron?
- Tak.
- Nie zgadzam się.
- Dlaczego?
- Nie wypuszczę z rąk najlepszego pracownika.
- Ja nie chcę tu dłużej pracować, nie może mnie pan do tego zmusić.
Robert wstał, a ja odruchowo się cofnęłam.
- Ten mały incydent w sylwestra nie spowoduje, że będę się mścił.
- Proszę podpisać ten dokument – powiedziałam.
On zmiął go w kulkę i wyrzucił do kosza.
- Nie może pan…
Szybko wyciągnął do mnie ręce i przyciągnął do siebie.
- Puść mnie.
Zaśmiał się i powiedział.
- Znowu jesteśmy na ty?
- Niech pan mnie puści- warknęłam – lepiej?
- Nie – objął mnie ramionami i trzymał blisko siebie i czekał, aż przestanę się szarpać. W końcu zrezygnowana stanęłam sztywna i wpatrywałam się w jakiś punkt na jego niebieskiej koszuli.
- Musimy porozmawiać – powiedział spokojnie – ale nie w pracy. Po południu. Zabiorę cię…
- Nie - powiedziałam – mam dosyć tego, że planujesz mi życie.
- Nie planuję ci życia, chcę porozmawiać.
- Ale na twoich warunkach.
- Dobrze, kiedy chcesz się spotkać?
- Chcę żebyś podpisał moje wypowiedzenie i tyle.
- Najpierw porozmawiajmy.
Wiedziałam, że nie ustąpi, a ja miałam dość tych bezsensownych przepychanek.
- Dobrze, niech będzie dzisiaj po południu. Ale potem podpiszesz moje wypowiedzenie.
Nie odpowiedział. Tylko puścił mnie i wrócił za biurko.
- A zatem jesteśmy umówieni. Tymczasem słuchaj, jaki mamy grafik na ten tydzień.
- Nie będę dłużej pracować – jęknęłam.
- Póki nie podpisałem papieru, to będziesz, a zatem jutro – zaczął układać terminarz, a ja posłusznie go zapamiętałam.
Jak zwykle wygrał batalię.

Wróciłam do swojego stanowiska i położyłam głowę na biurku.
- Coś nie tak? – zapytała z troską Ilona.
- Wszystko – bąknęłam.
- Szef?
Potaknęłam głową.
- Znowu coś na tobie wymusił?
Znowu potaknęłam głową.
- Nie możesz się mu przeciwstawić?
Podniosłam głowę i spojrzałam na Ilonę.
- Wciąż to robię, ale on i tak wygrywa – pociągnęłam nosem.
Ilona objęła mnie ramieniem.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- Jutro – powiedziałam słabym głosem – dzisiaj nie mogę się rozklejać, mam z nim popołudniowe spotkanie.
- Może lepiej teraz się wypłacz, będziesz miała więcej siły?
Wzruszyłam ramionami.
- A może jest mi wszystko jedno.

Po południu spotkałam się z nim przy drzwiach wyjściowych.
Spojrzał na mnie zimno i rzucił krótkie.
- Idziemy.
Kiedy wyszliśmy na dwór, zrobił coś, czym mnie całkowicie zaskoczył.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego samochodu.
Byłam tak zdziwiona, że nawet się nie spróbowałam się wyrwać.
Myślałam, że zabierze mnie do jakieś knajpy, ale on podwiózł mnie do domu. Zanim zdążyłam powiedzieć mu, co o tym sądzę, zdążył mi uprzedzić.
- Pomyślałem, że w domu będziesz czuła się swobodnie, poza tym przewiduję co najmniej jedną burzę z piorunami, której wolałbym nie upubliczniać.
Wzruszyłam ramionami.
Zrobiłam mu herbatę i położyłam ciasteczka, po czym usiadłam naprzeciw niego i powiedziałam.
- O czym chcesz rozmawiać?
Robert patrzył na mnie przez chwilę, po czym odparł.
- Zerwałem kontrakt z Roskanym.
Zdziwiłam się.
- Dlaczego? Przecież dzięki niemu firma zarobiłaby krocie?
- Przez ciebie – powiedział.
Wściekłam się.
- Oczywiście, wszystko moja wina!
- Nie zrozumiałaś – powiedział – zerwałem z nim kontrakt, ponieważ miałaś rację, to oślizgły typ, a poza tym nie chcę, żeby się koło ciebie kręcił.
- Trudno mi w to uwierzyć – powątpiewałam.
Robert westchnął i mruknął pod nosem.
- Tak dużo mam ci do powiedzenia, nie wiem od czego zacząć.
- Coraz mnie rozumiem – mówiłam zgodnie z prawdą.
Robert nagle wstał, a ja podskoczyłam zaskoczona jego gwałtownym zachowaniem. Przeszedł przez pokój, po czym zawrócił i usiadł koło mnie. Chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za ramię i przytrzymał przy sobie.
- Moja matka miała rację – dukał – to moja wina. Nie powinienem cię tak traktować.
Dotknął dłonią mojej twarzy. Ja odruchowo się odsunęłam. Widziałam rozczarowanie w jego oczach. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale na powrót zbliżyłam się do niego, tak żeby mógł znowu pogłaskać mnie po twarzy. Skorzystał z okazji, ale i zaczął mówić. Szybko, krótkimi urywanymi zdaniami, jakby chciał jak najszybciej wyrzucić z siebie wszystko, zanim przejdzie mu odwaga.
- Na początku chciałem cię wywalić z pracy. Kiedy okazało się, że jesteś najlepsza, postanowiłem obrzydzić ci każdy dzień.
- Udało ci się – wtrąciłam.
- Wiem – powiedział – teraz już wiem, tylko… Chodzi o to, że uzależniłem się od ciebie. Początkowo świetnie się bawiłem, widząc twoje wpadki towarzyskie, twoje starania, żeby sprostać moim wymaganiom. Zauważyłem, że jesteś waleczna i ambitna i na tym polu chciałem cię pokonać. Tylko jakoś nie cieszę się ze zwycięstwa – zamilkł na chwilę, ale kiedy ja nic nie odpowiedziałam, kontynuował.
- Wszystko, co mi rzuciłaś w sylwestra w twarz, było prawdą, a ja nie zrobiłem nic, żeby cię obronić, ba! Sam wciąż cię atakowałem.
Ale to dlatego, że się w tobie zakochałem i robiłem wszystko, żeby to uczucie zabić.
Nie wiem czemu nie zemdlałam z wrażenia.
- I nie chodzi o to, że nie powinienem zakochiwać się w podwładnej. Chodzi o to, że… - zawahał się – chodzi o to…, że rozwaliłaś mi drzwi samochodu, do tego jesteś krnąbrna, nieposłuszna, walcząca, wkurzająca, zbuntowana, czyli masz wszystkie te cechy, które powinny cię w moich oczach skreślić. Ale tak się nie stało. Zamiast cię zwolnić albo zająć czymś, żeby cię nie widzieć, ja jak narkoman ciągnąłem do ciebie. Zamiast cieszyć się, że poszłaś na urlop, ja zastanawiałem się, co robisz, gdzie jesteś. A to, że wtarabaniłem ci się na imprezę…, nie umiem wytłumaczyć mojego karygodnego zachowania, po prostu zwariowałem. I ten sylwester. Wcale nie musiałaś na nim być, ale matka wierciła mi dziurę w brzuchu, a ja stwierdziłem, że strasznie za tobą tęsknię.
- Ale zachowałeś się, jak burak – powiedziałam i ugryzłam się w język. Ale on tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Wiem. Ale ty mnie okłamałaś i poszłaś pić.
- Nie robiłam tego celowo. Byłam, z resztą wciąż jestem, nieszczęśliwa – łzy stanęły mi w oczach.
- Przeze mnie?
- Przez ciebie – chciałam wstać, ale złapał mnie w pół i przytulił.
- Dasz mi szansę?
I co ja miałam mu odpowiedzieć?
Nic nie powiedziałam, tylko wtuliłam się w jego ramię.
Co dziwne, nie wymuszał na mnie żadnej odpowiedzi.
Po nieskończenie długim czasie, zapytałam go.
- Czemu masz świra na punkcie trzeźwości?
Napiął wszystkie mięśnie, ale po chwili rozluźnił się.
- Miałem narzeczoną, która była uzależniona od alkoholu i ostatecznie wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Nie chcę powtórki z rozrywki.
Milczeliśmy.
- A ty czemu jesteś tak przewrażliwiona, na punkcie swojego wyglądu?
- Miałam chłopaka, który chciał, żebym była chuda, jak patyk. A kiedy schudłam odszedł do innej.
- Podobasz mi się, taka, jaką jesteś – powiedział, ale po chwili dodał – no może nie w wytartych spodniach i rozchodzonych trampkach, ale poza tym jesteś piękna.
Kiedy nie odpowiedziałam, dodał.
- Tak szczerze mówiąc, podobałabyś mi się nawet w worku po kartoflach. W końcu zazwyczaj widzę cię w twoim luźno, niedbałym stylu. Jest to nie do przyjęcia, a jednak to przyjmuję.
Zaśmiałam się i uniosłam głowę.
- A ja nie piję na umór. W zasadzie, wcale nie muszę pić. Tylko czasami miło jest wypić lampkę wina czy dwie.
- Nad Wisłą twoja lampka szampana miała półtora litra – zaznaczył.
- Szczegół – mruknęłam.
I stało się. Czas się zatrzymał. Patrzyliśmy sobie w oczy, uśmiechaliśmy się lekko, po czym pierwsza go pocałowałam.
Wiem, może zwariowałam, ale…, w końcu to szef, do tego bardzo przystojny i z dużą siłą przekonywania.

EPILOG
- Salsa? – Robert błysnął zębami w uśmiechu.
- Wolę Lambadę – zaśmiałam się.
Robert wyciągnął mnie na środek pokoju i zaczęliśmy wirować w rytm muzyki.
- Lambada, jako pierwszy taniec?
- To nasze wesele, możemy zatańczyć, co chcemy – powiedziałam do niego.
- Wiesz, co ludzie powiedzą – śmiał się.
- Wiem. I wiesz co?
- Co?
- Mam to w nosie – pocałowałam go najmocniej, jak potrafiłam.

koniec

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka