Wielka gra - odc.26
Patryk i Małgosia
Postanowili jednak pojechać do Czarnej Mamby, bo ta
codziennie dzwoniła i pytała się, kiedy przyjadą i przypominała, że rozejm
kończy się w połowie stycznia. A potem, to nie wiedziała, jak będzie. Niestety
na razie wciąż przekładali termin, bo Małgosia źle się czuła.
Dario
- Czemu chodzisz raz struty, a raz w jakiejś euforii? –
zapytała Maria, jego kuzynka.
- Jestem struty, bo się nudzę, a w euforii, bo mam plan
zniszczenia Czarnej Mamby.
- Wciąż to powtarzasz i nic się nie dzieje.
- Tym razem będzie inaczej.
- Zamiast wciąż grozić, ożeń się z nią.
Dario spojrzał się na nią, jak na chorą.
- Oszalałaś?! Nie znasz historii rodu, my i Czerwonoziemcy,
nigdy w życiu!
- A jednak koło niej latasz.
- Zobaczysz, jak bardzo w połowie stycznia, to będzie jej
koniec.
- Uwierzę, jak zobaczę.
- Zobaczysz takie rzeczy, że ci oko zbieleje. A teraz nie
wnerwiaj mnie bardziej niż trzeba, tylko przynieś mi coś do jedzenia.
- Tak, jest – Maria wyszła mrucząc – leci na nią, jak nic.
Ruda Mysz i Adam
W Sylwestra pan Adam zabierał ją na uroczystą kolację do
jednej z najlepszych restauracji na obrzeżach.
Była z tego powodu nieszczęśliwa, ponieważ nie wiedziała,
jak w takich miejscach należy się zachować, kto tam jeszcze będzie i jak
rozmawiać z ludźmi. Do tego pan Adam dał jej pieniądze na sukienkę i kazał
kupić najpiękniejszą, jaką znajdzie. Ale skąd mogła wiedzieć, jaka mu się
spodoba?
Była pewna, że wszystko pójdzie nie tak. Prosiła go, żeby
pozwolił jej zostać w domu, ale on stwierdził, że najwyższy czas gdzieś razem
wyjść.
Czy on nie rozumiał, że się bała tego, że znowu zrobi coś
nie tak, a on ją będzie musiał ukarać? Oczywiście nie powiedziała mu tego, bo
tylko by się zezłościł. A w ostatnich dniach ani razu nie podniósł na nią
głosu, ani się nie zirytował.
Kiedy Adam podjechał pod jej blok, ona już czekała na niego
przed klatką. Wyglądała przepięknie. Znowu wybrała zieleń, ale tak błyszczącą,
że aż bił od niej blask. Nie do końca był przekonany, czy powinna spinać włosy,
ale z drugiej strony, po raz pierwszy odkryła swoją piękną szyję.
Wysiadł z samochodu i podszedł do niej wolnym krokiem.
- Wyglądasz przepięknie – szepnął, bo bał się, że głos
zdradzi jego emocje.
Uśmiechnęła się niepewnie.
- Ale brakuje jeszcze jednej rzeczy – wyjął zza pleców
pudełko i otworzył.
Na gąbce spoczywał naszyjnik i kolczyki.
Ruda Mysz aż wciągnęła powietrze.
- Nie możesz Pa… - zająknęła się i poprawiła – nie powinien
pan mi dawać takich rzeczy.
- Pięknej kobiecie należy dawać piękne rzeczy – i zapiął
jej na szyi naszyjnik.
Zadrżała pod dotykiem jego palców, ale nie skomentował.
- Załóż kolczyki – powiedział.
Patrzył na nią z błyskiem w oku, przez który czuła się
jeszcze bardziej niepewnie niż zazwyczaj.
Zaprowadził ją do samochodu i po chwili jechali na granice
obrzeży.
Restauracja nie należała do największych, a w środku bawiła
sama śmietanka ludzi Adama. Ruda Mysz poznała ich, gdy mieszkała w zamku i nie
miała z nimi zbyt dobrych wspomnień. Zaparła się i nie chciała iść.
Adam pociągnął ją zniecierpliwiony.
- Nie idziesz na ścięcie – burknął.
- Czy możemy tam nie iść? – spytała błagalnie.
- Nie – jego głos był zimny i pozbawiony ciepła – nie
będziesz się wiecznie chować. Ja nie chcę cię chować, chcę się tobą chwalić.
Jasne?!
- Panie, ja narobię głupot – głos jej drżał – a potem ty,
Panie – oczy urosły jej, jak spodki – a potem mnie ukarzesz.
- Przestań! – krzyknął – wchodzisz tam jako moja
dziewczyna, a nie poddany! Nawet jakbyś rżała jak koń, wywinęła orła lub
zwymiotowała do wazy z zupą, nic ci nie zrobię!
Skończył dyskusję i szarpnął ją za rękę. Nie pozostało jej
nic innego, jak pójść za nim. Przytuliła się do jego ramienia, ale kiedy
spojrzał na nią z góry, wyprostowała się i usiłowała nie upaść z nerwów.
Okazało się, że Adam miał głowę na karku i mieli stolik
tylko dla siebie i to ustawiony z dala od innych. To dodało jej odwagi, mimo,
że czuła się pod obstrzałem nieprzychylnych spojrzeń. Zwłaszcza od kobiet,
które chętnie zamieniłyby się z nią na miejsce.
Usiedli i od razu kelner nalał im szampana do kieliszków.
Adam wstał, a z nim Ruda Mysz.
- Zabawę uważam za rozpoczętą, bawcie się.
Goście krzyknęli gromkie - hura i zaczęły się tańce i
jedzenie.
Jedynie przy stoliku Adama i Rudej Myszy było cicho.
Mężczyzna z zadowoleniem stwierdził, że dziewczyna stara
się siedzieć dumnie wyprostowana, tak że
nikt nie mógłby nawet domyślić się, jak bardzo była zdenerwowana. On siedział
blisko i widział jej przerażony wzrok i szybko poruszające się płatki nosa.
Nachylił się w jej kierunku i powiedział cicho.
- Nie bój się, jestem przy tobie.
„No właśnie chodzi o to, że to ty Panie jesteś moim
największym niebezpieczeństwem” – krzyczała w myślach Ruda Mysz. Dotknął dłonią
jej policzka i powiedział.
- Wytrwaj do dwunastej, potem wyjdziemy, zgoda?
Spojrzała na niego zaskoczona, był wobec niej wyjątkowo
łaskawy.
- Zgoda – powiedziała cicho i trochę się odprężyła.
I rzeczywiście o 12 15 wyszli, dzięki temu towarzystwo
mogło bawić się już bez zbędnej krępacji, spowodowanej obecnością szefa.
Jednak radość Rudej Myszy nie trwała długo, bo Adam wiózł
ją do zamku.
Starała się bardzo panować nad sobą, ale nie potrafiła
ukryć przyspieszonego oddechu i cichego jęku wydobywającego jej się z ust.
Mężczyzna nie komentował, nie miał zamiaru się nad nią
rozczulać, zwłaszcza, że miał dla niej jeszcze jedną niespodziankę.
Spodziewał się, że dziewczyna i tutaj będzie stawiać opór,
ale nie. Poszła razem z nim, mocno ściskając go za rękę.
Przeszli przez plątaninę korytarzy, aż dotarli do jego
prywatnych apartamentów. Zatrzymał się przed drzwiami i powiedział.
- Czuj się wyróżniona, bo niewielu może tutaj wejść – i
pchnął drzwi.
Znalazła się w oświetlonym wieloma świecami pokoju,
pośrodku którego stał suto zastawiony stół, a w kuble chłodził się szampan. Z
głośników płynęła romantyczna muzyka.
- Siadaj proszę i pozwól, że ja będzie ci dzisiaj dogadzał.
Ruda Mysz nie była w stanie niczego powiedzieć, zbyt
zaskoczona tym czymś, czego nawet nie potrafiła nazwać. To otwierała, to
zamykała usta.
Adam roześmiał się ciepło i poprowadził ją do stołu. Ruda
Mysz nie była w stanie niczego przełknąć, jedynie piła szampana i rozglądała
się wokół, jak zaczarowana. Cienie rzucane przez świece tańczyły na jej
policzkach, a blask ognia odbijał jej się w oczach. Adam wiedział, był pewien,
że jest zachwycona.
Wstał i wyciągnął do niej rękę. Nawet się nie zastanawiała,
od razu podała mu swoją. Zaczęli tańczyć pośrodku pokoju. I chociaż cały czas
deptała mu po palcach i gubiła rytm, jemu to nie przeszkadzało. Miał ją w
ramionach i patrzył na nią z zachwytem. A ona chyba pierwszy raz w życiu po
prostu uśmiechała się od ucha do ucha. Na jej policzki wyszedł rumieniec, a
oczy skrzyły, jak gwiazdy. Zaryzykował i pocałował ją w lekko rozchylone usta.
I o dziwo czar nie prysł, jedynie dziewczyna ukryła
zawstydzoną twarz w jego ramieniu. Mocniej przytulił ją do siebie i długo nie
puszczał.
- Czy jest ci dobrze? – zapytał.
- Bardzo dobrze – odparła i zasnęła kołysząc się w jego
ramionach.
Tego się nie spodziewał. Nawet nie wiedział, że coś takiego
jest możliwe.
Podniósł ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Nie
rozbierał jej, jedynie nakrył ją kołdrą. Sam usiadł w fotelu naprzeciw niej,
przykrył się kocem i patrzył na nią, dopóki jego również sen nie zmorzył.
Michał i Celina
Rodzeństwo zgodnie stwierdziło, że już dawno nie spędzali
ze sobą czasu, więc postanowili iść na wspólnego Sylwestra w największym klubie
Czerwińska.
Celina ubrała się w kusą słotą sukienkę, która podkreślała
jej śniadą cerę, do tego założyła gigantyczne szpilki, które dodawały jej ponad
15 centymetrów wzrostu.
- Zabijesz się – orzekł Michał.
- Nie bój się, odkąd je mam codziennie ćwiczę w nich
chodzenie.
- To są szczudła, a nie buty.
- Gdybyś był tak niski, jak ja, zrozumiałbyś po co mi takie
buciska.
Michał mimo swojej tuszy prezentował się w czarnej koszuli
i materiałowych spodniach prezentował całkiem nieźle. Celina poprawiła mu
kołnierzyk i uznała, że są gotowi na wyjście.
- Kto jeszcze będzie? – zapytał.
- Kaśka, Anka i kilku kuzynów, może być?
- Jak najbardziej, nie ma jak rodzinne balety – parsknął
nie do końca przekonany Michał.
- Przestań narzekać, będzie Marcel z Karolem, chyba się
lubicie, co?
Michał uśmiechnął się szeroko.
- Bardzo, tylko nie sądzę, że wyjdę z tej imprezy o
własnych siłach.
- O nie, nie będziecie pić na umór, mamy się bawić i
tańczyć, a ty masz mnie ochraniać przed natrętami.
- Oszalałaś? A co, ja przyzwoitka?
- Wiesz, że nie chcę mieć nic do czynienia z facetami –
powiedziała Celina.
- Ogarnij się siostra i przestań być taką feministką. Bo ci
mąż z przed nosa ucieknie.
- Nie mam zamiaru wychodzić za mąż – oznajmiła Celina –
będę niezależną starą panną.
Michał przewrócił oczami i powiedział.
- Idźmy już, bo nie chcę już słuchać tych bzdur.
Klub był wypełniony po brzegi, parkiet ledwo mieścił
tańczących. Przy stolikach kłębiły się tłumy, jedynie loże były opanowane w
stopniu umiarkowanym. Ale na nie mogli sobie pozwolić jedynie najbogatsi.
Celina mówiła coś wesoło do Michała kiedy zobaczyła intruza
przy ich stoliku. Był to Emil.
- Co on tu robi?! – syknęła do Anki.
- Poznałyśmy go jakiś czas temu, nie ma zbyt wielu
znajomych, więc uznałyśmy z Kaśką, że może się z nami pobawić.
Widząc kwaśną minę siostry dodała.
- Nie bocz się, to rodowiec, nie doznasz uszczerbku na
honorze.
Celina obrzuciła chłopaka nieprzychylnym spojrzeniem i
usiadła, jak najdalej od niego. Za to Michał od razu się z nim polubił, bo
chłopak nie wylewał za kołnierz i do tego miał poczucie humoru. Nie rozumiał
nadąsania siostry i co i raz przepraszał chłopaka, za jej zachowanie.
Celina za to doskonale pamiętała swoje upokorzenie na
korytarzu, więc czym prędzej uciekła na parkiet i miała zamiar spędzić tam całą
noc i ani razu nie podejść do ich stolika.
Niestety założyła szczudła, a nie buty i w okolicach
dwunastej w nocy po prostu nie miała już siły ruszać nogami. Złościła się na
siebie, że nie wzięła innych na zmianę.
- Jak chce się być piękną, to trzeba cierpieć – powiedziała
słysząc jej skargi Kaśka.
Tuż przed wybiciem północy siadła w loży, ale w jak
największym oddaleniu od Emila. Nie pomogło. Kiedy zegar wybijał północ, a
szampan lał się strumieniami, w jakiś sposób znalazł się przy niej i krzyknął w
ucho.
- Przepraszam, za wszystkie przykrości, jakie cię ode mnie
spotkały i mam nadzieję, że w nowym roku będzie lepiej.
Celina chciała mu coś odpysknąć, ale z drugiej strony Emil
uśmiechał się do niej przyjaźnie, więc tylko poważnie skinęła mu głową.
A potem się pocałowali. Nie to, że specjalnie. Mieli zamiar
cmoknąć się na trzy razy po policzkach, ale trafili za pierwszym razem w swoje
usta. Emil nie próżnował i skorzystał z okazji. Objął ją mocno i długo nie
puszczał. Wokół panował chaos i wrzawa, śpiewanie sto lat i życzenia
szczęśliwego nowego roku. Ale dla Celiny czas się zatrzymał. Przynajmniej na
sekundę, bo potem oprzytomniała i wyrwała się z jego uścisku i uderzyła w
policzek.
- Cham – wykrzyknęła.
Emil zamiast się obrazić, roześmiał się serdecznie i
powiedział
- Wnioskuję z reakcji, że ci się podobało – odwrócił się od
niej i odszedł składać życzenia innym.
Michał podszedł do Celiny i pokręcił z rezygnacją głową.
- Ale ty jesteś głupia. Chłopak jest w porządku, a ty go
walisz po mordzie?
- Zamknij się – Celina usiłowała wrócić do równowagi.
- Naprawdę zostaniesz starą panną – Michał poklepał ją po
ramieniu i odszedł.
Czarna Mamba i Dario
W sylwestra Czarna Mamba bawiła się ze swoimi ludźmi na
całego. Zaczęli w na Arenie, gdzie ścigali się, kto pierwszy przejdzie przez
przeszkody, ale że większość była już na gazie, spadali z poruszającej się
spirali i lądowali na piasku skręcając sobie kostki i wybijając barki z
obręczy. Po tych pseudo zawodach, kto mógł się poruszać wsiadał do samochodów i
strzelając w powietrze z pistoletów i karabinów jeździł z wrzaskiem po mieście.
Czarna Mamba osobiście prowadziła jeden z pancernych wozów.
Tuż przed dwunastą dostała sms –„Przyjedź na puste pole,
sama.” – napisał Dario, a ona stwierdziła, że to świetny pomysł.
W głowie jej nie zaświtało, że mężczyzna mógł się tam
pojawić w większym towarzystwie i bez niczyjej wiedzy złamać rozejm.
Wyprosiła swoich ludzi z samochodu i popruła na granicę
ziem.
Dario był sam. Na masce swojego Hammera ustawił dwa
kieliszki i szampana.
- Masz nawet kawior – roześmiała się i wsadziła palec do
miski z ikrą.
Oblizała go.
- Pychota – po czym klasnęła w dłonie – ja też coś mam.
Wróciła do samochodu i wyciągnęła z niego tort wiśniowy.
- Niestety nie mam talerzyków – zasmuciła się, ale zaraz
rozpogodziła.
Dario nic nie mówił, patrzył na nią spod oka i zastanawiał
się, czy powinien popsuć jej humor, czy też tak, jak ona wpaść w beztroski ton.
- No proszę cię – szturchnęła go piąstką w ramię i zaczęła
się śmiać – chyba nie ściągnąłeś mnie tutaj po to, żeby się na mnie wkurzać. To
możemy robić na co dzień. A dzisiaj – śmiała się do rozpuku – bawmy się.
Wiedział, że jest wstawiona, ale i tak zaskoczyła go, aż
tak szampańskim humorem. Spodziewał się raczej zgryźliwości i na taką
noworoczną sprzeczkę był przygotowany.
W niebo wystrzeliły fajerwerki, a dzwony zaczęły bić
dwunastą.
- No otwórz szampana, a może ja mam to zrobić? – wyciągnęła
rękę, ale ją ubiegł.
Po chwili stuknęli się kieliszkami i wypili alkohol do dna.
Czarna Mamba była cały czas w dobrym humorze i trajkotała o
czymś, jak katarynka. Ogólnie świat jej się bardzo podobał, wszyscy byli
piękni, a życie wspaniałe.
Za to on z każdą chwilą był coraz bardziej zły, bo nie tak
to miało wyglądać, miał ją wkurzać, tymczasem pijana Czarna Mamba tryskała
humorem i miłością do świata, nawet do niego.
- Strasznie jesteś poważny, więc idę sobie znaleźć lepsze
towarzystwo.
Chciała odwrócić się na pięcie, ale Dario złapał ją w pół i
przyciągnął do siebie. Podniósł ją, jakby nic nie ważyła i pocałował.
- Szaleństwo – zaśmiała się i oddała pocałunek.
„Świat zwariował” – pomyślał Dario, ale nie miał zamiaru
jej puszczać.
W końcu po bardzo długiej chwili oderwali się od siebie.
- Malwina – wychrypiał i głaskał ją po twarzy – Malwina.
Nie wiedział, co miałby więcej powiedzieć.
- Uspokój się – powiedziała ze śmiechem – jesteśmy pijani,
a jutro będziemy tego żałować.
- Ja nie będę.
- Będziesz – zapewniła go i znowu go pocałowała.
Usłyszeli ryk silników, to ich ludzie zaczęli poszukiwania.
- Szkoda – mruknął Dario.
- No, szkoda – Malwina po raz ostatni pocałowała go w usta
i ze śmiechem wróciła do samochodu.
Zawróciła z piskiem opon i krzycząc
- Śmierć frajerom - powróciła do zabawy w mieście.
Dario stał jeszcze przez chwilę zły na siebie, ale
jednocześnie zadowolony.
Potem zauważył jeszcze, że buchnęła mu kawior i szampana.
Za to zostawiła wisienkę z tortu.
- Wariatka – zaśmiał się i wrócił do swojego samochodu
zanim nadjechali jego ludzie.
Patryk i Małgosia
Jak przystało na dobrze sytuowane małżeństwo poszli na
sylwestrowy bal, na którym bawiła się śmietanka towarzyska Czerwińska, z
rodowymi włącznie. Byli tam rodzice Malwiny i inni członkowie przywódców
Czerwonozimia.
Patryk o dwunastej w nocy otrzymał od ojca Czarnej Mamby
osobiste gratulacje z okazji spodziewanego potomka i obietnicę podwyżki.
Mężczyźni rozmawiali swobodnie i nawet wymienili kilka
dowcipnych uwag, ale Małgosia czuła się w tak znamienitym towarzystwie raczej
nieswojo.
Na szczęście ciąża była doskonałą wymówką na wszystko.
Stwierdziła, że słabo się czuje i musi usiąść i porzuciła swojego męża i szefa.
Niestety wpadła z deszczu pod rynnę, gdyż matka Czarnej
Mamby przysiadła się do niej i rozmawiała o jej stanie, tak jakby znały się od
zawsze. Małgosia była jeszcze bardziej skrępowana, gdyż dla niej to były za
wysokie progi. Jąkała się i zacinała niemalże przy każdym zdaniu, ale jej
rozmówczyni udawała, że nie widzi jej zmieszania. W końcu Patryk uratował ją z
sytuacji przychodząc i prosząc ją do tańca.
Nie należeli do najlepszych tancerzy świata, ale nie
przeszkadzało im to. Kiwali się w rytm nastrojowej muzyki i uśmiechali się do
siebie.
- Jestem zmęczona – powiedziała Małgosia.
- Dopiero pierwsza.
- Wiem, ale ja bym już wróciła do domu.
- Naprawdę nie chcesz zostać? Mają być jeszcze jakieś
niespodzianki. Loterie fantowe, czy coś w tym guście.
- Może w następnym roku, ale teraz chciałabym być już we
własnym łóżku.
- Zatem wracajmy – wziął ją za rękę i poprowadził do
wyjścia.
Nikt ich nie zatrzymywał.
Michał
Myślał, że przez okres świąt i sylwester przejdzie mu
dziwne zakochanie, jakim obdarzył Beatę, ale kiedy tylko postawił swoje nogi w
biurze, uczucie wróciło.
Przywitała go miłym uśmiechem i kawą. Nie pytała o nic, bo
nie mogła, ale czuł, że chce wiedzieć, jak spędził święta.
Okazało się, że udawanie małżeństwa prze kilka dni miało
swoje konsekwencje. Zbliżyli się do siebie, poznali i byli ciekawi, co u kogo
słychać.
- Jak spędziłyście czas wolny? – zapytał niby obojętnym
tonem.
- Wychodziłyśmy tylko na spacer, nie byłyśmy w żadnym
konkretnym miejscu.
- Dlaczego? Przecież dałem wam pieniądze, mogłyście pójść
się zabawić.
- Wolałyśmy spędzić czas w domu.
Wziął kawę i znikł u siebie w gabinecie. Po kilku chwilach
wyszedł i opowiedział jej o swoich świętach i sylwestrze. Skwitowała wszystko
uśmiechem.
A potem zaskoczył ją i… siebie.
- Podobam ci się? – zapytał wprost.
Beata nie odpowiedziała tylko wbiła w niego osłupiały
wzrok.
- Mów! – nakazał.
Nie mogła się sprzeciwić.
- Tak – wydukała przez ściśnięte gardło.
- Dlaczego? Przecież nie jestem przystojny i piękny. Jem za
dwóch i zachowuję się, jak prostak. Mów!
- Jest pan dla mnie dobry. Uratował mi pan życie i
zaopiekował się mną.
- Tylko dlatego? – zdziwił się.
- To bardzo dużo.
- Nie uważasz, że to wdzięczność?
- To też, ale już w jaskini pan mi się spodobał.
- Ooo! – powiedział zdziwiony Michał – coś takiego?
Po czym wrócił do siebie do gabinetu.
Beata nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.
Celina
Kiedy tylko weszła do budynku uczelni od razu wpadła na
Emila. Chłopak uśmiechał się do niej promiennie, ale ona go zignorowała i
poszła w stronę swojej sali wykładowej.
- No nie bocz się – dogonił ją, a ta w odpowiedzi tylko
prychnęła.
- Nie możesz uznać, że to była taka magiczna chwila – nie
poddawał się chłopak.
- Nie – warknęła -
odczep się.
- Nie mogę.
Przystanęła i spojrzała na niego wrogo.
- Niby dlaczego nie możesz?
- Bo mi się podobasz – posłał jej kolejny szeroki uśmiech.
Celina postąpiła w jego stronę i powiedziała.
- Czy ty w ogóle wiesz, co mówisz i do kogo?
- No, raczej – cieszył się.
- Nie słyszałeś o moim upokorzeniu? Nie wiesz, że
nienawidzę mężczyzn? Nie wiesz, że założyłam Komandoski żeby mścić się na
waszej płci?
Emil wzruszył ramionami i powiedział.
- Spokojnie, wyleczę cię z tego.
A kiedy zobaczył jej zaskoczoną minę, dodał wesoło.
- Nie spodziewałaś się takiej odpowiedzi, co?
Celina potrząsnęła głową i powiedziała odchodząc.
- Daj mi spokój, odczep się.
- Nie mogę, bo bardzo mi się podobasz. Będę chodził za
tobą, jak pies.
- Daruj sobie – umknęła do sali i zamknęła mu drzwi przed
nosem.
Usiadła w ławce i odetchnęła głęboko. Nie spodziewała się,
że aż tak bardzo poruszy ją ta rozmowa i to pozytywnie. Zacisnęła usta i
pomyślała – „Nienawidzę ich, nienawidzę,”
Ruda Mysz
Zadanie jakie postawił przed nią pan Adam uważała za
okrutne. Nawet jeżeli powiedział jej, że zapłaci za nie, jak za zlecenie, to
jak mogła okraść kogoś, kto wiedział, że będzie próbowała. Nawet jeżeli Czarna
Mamba obiecała nie robić nic, co by miało na celu przyłapanie jej na gorącym
uczynku.
Do tego zupełnie nie mogła się skupić na pracy, gdyż cały
czas miała przed oczami poranek w łóżku pana Adama i jego samego śpiącego w
fotelu.
Uciekła zanim się obudził. Wiedziała, że nie powinna, ale
nie mogła się powstrzymać. Zadzwonił do niej i powiedział, że bardzo nieładnie
zrobiła zostawiając go samego. Nic mu
nie odpowiedziała, a on nie ciągnął rozmowy na ten temat. Powiedział, że na
razie da jej spokój, żeby mogła skupić się na zadaniu, ale potem? Była pewna,
że ją ze wszystkiego rozliczy.
Takie myśli targały nią, kiedy przemykała po pustych
korytarzach siedliska Czarnej Mamby. Wybrała się tam zaraz po sylwestrze.
Wstąpiła tylko do domu się przebrać. Wiedziała, że to najlepszy moment, gdyż
ludzie siostry pana Adama będą odsypiać balangę, a sama Czarna Mamba nie
dotarła do domu, tylko zamelinowała się z niedobitkami w jakiejś restauracji.
Była dwunasta w południe, kiedy wkroczyła do jej sypialni i
od razu zauważyła kolczyki. Schowała je szybko do kieszeni i szybko wymknęła się
z pokoju. Akurat trafiła na powrót Czarnej Mamby, która zataczając się i
śmiejąc do swoich towarzyszy zachwalała spędzoną noc.
Ruda Mysz schowała się za najbliższym meblem. Kilka osób
minęło ją nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że była w pobliżu.
A potem szybko się wymknęła i pojechała do swojego
mieszkania.
Spojrzała na łup i zastanowiła się, czy od razu
poinformować pana Adama o sukcesie.
- Im szybciej, tym lepiej – pomyślała i wysłała mu sms.
Po chwili odpisał – „Gratuluję sukcesu. Przyjadę wieczorem
i potwierdzę znalezisko. A na razie odpoczywaj.”
Dario
Ból głowy był niczym w porównaniu z myślą, że miał w
ramionach Czarną Mambę. Był zły na siebie, bo to była świetna okazja do
upokorzenia jej. A jednak tego nie zrobił. Jej dobry humor rozbroił go. Nie
pamiętał kiedy ona się tak śmiała. Kiedy była tak odprężona i kobieca. Nie
umiał trzymać rąk przy sobie. A pomyśleć, że chciał ją wkurzyć i zepsuć jej
sylwestra.
Nie udało się. Mała miała rację, nie był zadowolony i
żałował, że dał się ponieść emocjom. I jedynie myśl, że Czarna Mamba dzisiaj
czuje się podobnie do niego, poprawiała mu trochę humor.
Czarna Mamba
Najgorsze było to, że wciąż czuła na sobie i ubraniu jego
zapach. Obłędny, męski i bardzo, bardzo atrakcyjny zapach. Leżała w łóżku i
zastanawiała się nad swoją głupotą. Jak mogła chcieć się z nim całować, jak
mogła dać się tak osaczyć. Jak mogła się przy tym tak dobrze bawić. I czemu to
trwało tak krótko.
Żałowała, że dala się ponieść emocjom, jedynie świadomość,
że Dario czuje się niemniej podle poprawiała jej humor.
Celina
Na salę sądową Komandosek wprowadzono opierającego się,
byłego chłopaka Amelii. Marek, bo tak miał na imię, dostał wcześniej
zaproszenie z własnym obrońcą, ale stwierdził, że to żart i w ogóle nie miał
zamiaru stawiać się na jakiejś pseudo rozprawie. Jakie było jego zdziwienie,
jak kilka dziewczyn zaciągnęło go, do jednej z wolnych sal na uczelni i
powiedziało, że jest oskarżony o zdradę Amelii.
- Odbiło wam? – pytał i zapierał się przed drzwiami.
Niestety ich było więcej i chcąc nie chcąc wszedł do środka.
Przy stole prezydialnym siedziała Celina, Kaśka i Anka.
Amelia była poszkodowaną, a jej adwokatem jedna z dziewczyn ze stowarzyszenia.
Ewa była jego obrońcą.
Marek najpierw usiłował uciec, ale Ewa okazała się silna,
jak chłop i szybko go usadziła na krześle. Zahuczała mu basem do ucha.
- Ani drgnij, bo cię palnę.
- Ładny mi obrońca – mruknął chłopak i zarobił łokieć w
żebra.
- Najlepszy, na jakiego mogłeś trafić – dodała Ewa.
- Rozprawę uważam za otwartą – powiedziała Celina –
oskarżony proszę wstać.
- A jak nie, to co? – zadrwił, ale po chwili już stał, gdyż
Ewa mu pomogła, to zrobić.
- Czy przyznaje się pan do winy? – pytała Celina.
- A co niby zrobiłem?
- Zdradziłeś Amelię.
- To jakaś bzdura. Nie zdradziłem jej.
- Zdradziłeś – wykrzyknęła Amelia – z dziewczyną z biustem
jak balony.
- Proszę o spokój – powiedziała Celina i zwróciła się do
Marka – czy może pan opowiedzieć nam, co się wydarzyło 16 grudnia po południu.
- A ja nie, to co?
- To będziesz uznany za winnego i dostaniesz wyrok baranie
– powiedziała falsetem Ewa.
- Pani Ewo – Celina upomniała koleżankę.
- Przepraszam.
Marek widząc, że nie ma wyjścia powiedział.
- Spotkałem się z Amelią na korytarzu, od razu oznajmiła
mi, że jest głodna. Powiedziałem do niej, żeby sobie wyjęła z mojego plecaka
kanapkę. A zamiast tego wyjęła czyjś biustonosz. Zapytała mnie, do kogo należy.
Odparłem, że nie wiem. Na co ona zaczęła krzyczeć, że ją zdradzam. Wziąłem od
niej ten stanik i wyrzuciłem do kosza, a potem zacząłem ją zapewniać, że jej
nie zdradziłem, ale ona uderzyła mnie po twarzy i uciekła. I od tamtej pory, to
jest od dwóch tygodni nie chce się do mnie odezwać. Nie odbiera telefonów, ani
smsów.
- Ale miał pan ten stanik w plecaku? – pytała Celina.
- No miałem, ale nie wiem skąd.
- Staniki nie lądują, od tak sobie w czyichś plecakach.
- Może chłopaki chcieli mi zrobić kawał, a może jakaś inna
dziewczyna chciała mnie skłócić z Amelką.
- Nie nazywaj mnie tak – wykrzyknęła dziewczyna.
- A jak? Wredna dziewczyna, która zamiast porozmawiać,
nasłała na mnie koleżanki.
- Zdradziłeś mnie!
- Nie zrobiłem tego! – wykrzyknął Marek i wyrwał się Ewie.
Poszedł do Amelii powiedział – dlaczego miałbym to robić. Kocham tylko ciebie i
tylko dlatego, że cię kocham mówię to wszystko, przy twoich stukniętych
koleżankach.
- Licz się ze słowami – wykrzyknęła Celina z Kaśką
jednocześnie.
Marek machnął ręką i kontynuował.
- Poza tym pomyśl, czy gdybym cię zdradzał i wiedział, że
mam cudy stanik w plecaku, czy pozwoliłbym ci grzebać w moich rzeczach?
- Nie wiem – bąknęła Amelia niepewna swojego osądu.
- Prosimy oskarżonego żeby wrócił na miejsce – powiedziała
Celina, a Marek wrócił.
- Proszę obronę o zabranie głosu.
Na to odezwała się Ewa.
- Co robił pan w nocy z 15 na 16 grudnia.
- Grałem z chłopakami w fifę, piłem piwo i objadałem się
chipsami. Skończyliśmy grać około trzeciej nad ranem i wszyscy poszliśmy spać,
gdzie popadnie.
- A rankiem?
- Wstałem, przemyłem twarz, zrobiłem kanapki dla siebie i
Amelii, bo ona zawsze jest głodna, wcisnąłem do plecaka i poszedłem na
uczelnię.
- Nie sprawdzał pan, co w tym plecaku się znajduje?
- A co miałem sprawdzać. Mam tam jeden notatnik, długopisy
i kanapki. Nie noszę w nim niczego więcej.
- A portfel?
Spojrzał na nią dziwnie.
- Ja nie mam portfela, kasę noszę po kieszeniach, jasne? A
co? Ja baba jestem?
- Czy szedł pan sam, czy z kolegami.
- Paczką.
- Czy koledzy nie byli zbyt rozbawieni?
Marek zastanowił się.
- Jak tak pytasz, to tak. Całą drogę z czegoś się
rechotali.
- Może to właśnie oni podłożyli panu niechciany fant.
- Pewnie tak! Zabiję ich!
- Jest pan w sądzie, za takie pogróżki może pan zostać
ukarany.
- A co mi zrobicie, zamkniecie w schowku na miotły? –
odgryzł się.
- Nie – uśmiechnęła się Celina – wywieziemy pana nocą do
lasu i zostawmy bez butów.
Markowi zrzedła mina, a potem dodał.
- Nie zdradziłem Amelii, z tym, że ona nie dała mi niczego
wytłumaczyć.
- Amelio, a co ty o tym sądzisz? – zapytała Celina.
- Ja, ja – wahała się – na myślę, że mu wierzę.
- A ja? – krzyczała oskarżycielka – nie daliście mi dojść
do głosu.
- Myślę, że to już jest niepotrzebne – powiedziała Celina –
sama widzisz, że nie mogą się od siebie oderwać.
I rzeczywiście, Amelia tonęła w ramionach swojego chłopaka,
a ten obsypywał ją gorącymi pocałunkami.
- Wyrok – niewinny – koniec rozprawy.
Celina podeszła do Ewy i powiedziała.
- Dziękuję, za twój głos rozsądku. Mogłyśmy skazać
niewinnego na coś bardzo niemiłego.
- Polecam się na przyszłość – uśmiechnęła się Ewa, a Kaśka
i Anka zmarszczyły brwi w zamyśleniu.
kolejny odcinek 10 listopada
Komentarze
Prześlij komentarz