Wielka gra - odc.3


Dario
Był tak wściekły, że miał ochotę komuś rozwalić łeb. Najchętniej zrobiłby to Czarnej Mambie, ale to właśnie przez nią się złościł. Cholernica doskonale wykorzystywała sytuacje. On nie miał czasu z nią walczyć, a ona miała go za to w nadmiarze. Dogadała się z Wilczym Dołem,  a jemu nie udało się podburzyć przeciw niej Czarnoziemu i teraz miała wolne ręce i rozpoczęła szturm na jego część miasta. A on akurat był uwikłany w pomoc bratu i walkę z Ptasim Rajem.
Najrozsądniej byłoby ponownie podpisać z nią rozejm, ale to byłby drugi w przeciągu miesiąca. Nie mógł sobie pozwolić na ośmieszenie się. Dlatego nie pozostało mu nic innego, jak walka na dwa fronty. Nie było to niczym dziwnym, ale Czarna Mamba była naprawdę coraz silniejszym przeciwnikiem.
Dario był wściekły też na siebie, że nie był wystarczająco przewidywalny i że nie przemyślał strategii. Nienawiść do dziewczyny przesłoniła mu trzeźwą ocenę sytuacji. Postanowił więcej się nie dać ponieść emocjom i powrócić do analitycznego myślenia.
- Ewidentnie idzie w stronę boiska – myślał na głos – muszę ją odciągnąć i skierować na kamienice.
W wąskich uliczkach walki będą z pewnością ciężkie i przedłużą działania zbrojne, ale z drugiej strony zyska na czasie i zabezpieczy boisko. Nie da jej takiego dużego terenu. Zawołał zaufanego oficera i wydał mu wytyczne. Sam wsiadł w samochód i pojechał na drugi front do brata.

Celina
Wieczorem podsłuchała rozmowę ojca ze stryjem dotyczącą przybycia do Czerwonych Ziem nowych ambasadorów ze Śniegołazów. Wymiana tych urzędników przebiegała co cztery lata i właśnie nadszedł ten moment. Dziewczyna nigdy nie widziała ludzi z gór i wyobrażała ich sobie, jako okrytych niedźwiedzimi skórami, w grubych futrzanych butach i dzidami w ręku.
Było to głupie i dziecinne, ale przecież każdy wiedział, że ludzie gór rzadko odwiedzali inne miasta – państwa. Wyobrażała sobie to tak, że teraźniejsi ambasadorowie ucywilizowali się i wyglądali normalnie, a ci nowi będą dzikusami, nad którymi trzeba będzie popracować.
Podzieliła się swoimi przemyśleniami z Anką i Kaśką.
Okazało się, że one miały podobne odczucia i dodały do tego opisu jeszcze inne wyobrażenia.
- Na pewno mają długie czarne brody – powiedziała Anka.
- Raczej blond – nie zgodziła się Kaśka – ja tam uważam, że są blondynami.
- Nawe ich dialekt jest najbardziej niezrozumiały dla innych polis – dodała Celina.
- A może są skażeni genetycznie? – powiedziała Anka – rzadko schodzą z gór, jest ich mało i krzyżują się ze sobą…
- Przesadzasz – powiedziała kwaśno Kaśka, która zajrzała do Internetu – w Google piszą, że jest ich około 4 milionów, więc raczej z ich krzyżowaniem się jest wszystko w porządku.
- No dobrze, a ród panujący? Co o nim piszą? – dopytywała Celina – dali jakieś zdjęcia?
- Bez problemu. A na dodatek są spokrewnieni nawet z nami.
- Oooo – zdziwiły się.
- Przez kogo?
- Stryj Krzysztof ożenił się z ciocią Wandą, która jest – zrobiła pauzę i powiedziała złowieszczo – Śniegołazem.
- Taaaa –  dziewczyny nie dowierzały.
- Same sprawdźcie – przesunęła laptopa w ich kierunku.
- Ale ona wygląda normalnie – Anka była zawiedzona.
- I jest miła i wcale nie zaciąga przy mówieniu.
Dziewczyny były lekko rozczarowane. Wolały swoje wymyślone wizje.
- Ale ona mieszka u nas już dziesięć lat, zdążyła się ucywilizować – pocieszyła dziewczyny Kaśka i powiedziała – i zobaczcie, jest zdjęcie głównego bossa Śniegołazów.
Starszy mężczyzna był ubrany w futrzaną kurtkę i takąż samą czapę, ale na innym miał normalny garnitur i pantofle zamiast spodziewanych śniegowców z futra wilka.
- Są normalni – Celina nie kryła niezadowolenia.
- A może pojedziemy jutro z twoim tatą i ich sobie obejrzymy z bliska?
- A po co? – Celina wzruszyła ramionami – przecież same widzicie, nawet nie mają innego koloru skóry niż my.
- Mają, mają. My jesteśmy mulatkami, a oni są jaśni niczym śnieg.
Po długich dyskusjach w końcu zdecydowały się pojechać i obejrzeć nowych ambasadorów. I najbardziej rozczarowało je to, że trzej mężczyźni byli dla nich po prostu starzy. Mieli ponad pięćdziesiąt lat, byli siwi i nie wyróżniający się wyglądem od mieszkańców Czerwonych Ziem, niczym, prócz karnacji.
- Porażka – mruknęła Celina, a dziewczyny jej przytaknęły.
Nie zauważyły nawet, że wraz z nowymi ambasadorami przybyły ich rodziny w tym kilku młodych i całkiem przystojnych chłopaków.

Czarna Mamba
Jako szefowa obrzeży podczas walk nie siedziała w wygodnym fotelu i nie dyrygowała wojskiem, ale tak jak i oni brała udział w działaniach zbrojnych. Znana była z tego, że nie obawiała się iść w pierwszej linii walk, była odważna, brawurowa, a nawet według niektórych niepotrzebnie ryzykowała. Ale dla niej był to chleb powszedni, uwielbiała to i z życia na takiej adrenalinie czerpała siły i radość. Może dlatego była tak niebezpieczna, bo ją to naprawdę bawiło. Nie samo zabijanie przeciwników, raczej akcja i torowanie sobie drogi do celu.
Jeżeli chodziło o straty w ludziach, obie strony raczej nie dążyły do wyrżnięcia się nawzajem i czasami przez wiele tygodni nikt nie ginął. Żołnierze najczęściej dostawali się do niewoli i później strona wygrana dyktowała cenę wykupu. Bitwy często były pokazem umiejętności i zdolności walki wręcz jeden na jednego, nie zawsze kończące się śmiercią przeciwnika. Ludzie zazwyczaj ginęli przed starciem lub tuż po nim, kiedy czyściciele przeszukiwali teren. Żołnierze ci polegali głównie na broni palnej i ciężkim sprzęcie wojskowym, typu czołgi czy wozy pancerne. Jeżeli przeciwnicy byli szybcy i przebiegli, zdołali uciec i się ukryć, jeśli nie, no cóż…, straty w ludziach były szybko uzupełniane. Mogli też wydać im bitwę, ale musieli wtedy dysponować podobnym sprzętem. Wojskowi przygotowywani do walki wręcz nie mieli z nimi szans.
Czarna Mamba szła z grupą w stronę boiska. Przed nimi pomału przemieszczali się czyściciele. Na razie nic się nie działo.
- Uważajcie na pułapki – powiedziała przez mikroport przyczepiony do policzka.
- Tak jest – usłyszała w odpowiedzi Roberta.
- Idziecie już dwieście metrów i nic się nie wydarzyło. To podejrzane.
- Wiem, uważam – powiedział Robert.
Nagle usłyszała huk. Odwróciła się i kilka przecznic dalej zobaczyła kłęby dymu.
- Wysadziłeś sobie kamienice? – zdziwiła się Czarna Mamba zachowaniem Daria – i po co?
W odpowiedzi, kolejny huk wybuchu doszedł ich z granicy między dwoma obrzeżami.
- Dorota, sprawdź to – poleciła głównemu szpiegowi, który pozostawał w tyle – my idziemy dalej.
- Tak jest.
Czarna Mamba wznowiła marsz na boisko. I nie przerwała go nawet wtedy, gdy z miejsc po wybuchu dobiegły jej odgłosy walki.
- Oskar i Dorota – powiedziała tylko – musicie sobie przez jakiś czas sami radzić. Ja chcę boisko. To ogromny teren i lepszy niż kilka domów.
- Damy radę – odezwał się mężczyzna – jak na razie napastników jest niewielu.
Kilkadziesiąt metrów przed terenem należącym do kompleksu sportowego, naprzeciw nim wyjechały dwa wozy pancerne, jeden czołg i sześć opancerzonych motorów.
Robert nie bawił się w negocjacje. Zarządził atak. Tymczasem grupa Czarnej Mamby zatrzymała się i czekała na wynik walki. Jednak nie doceniła Daria, bo z uliczki biegnącej nieopodal niej wybiegło około piętnastu ludzi. Ona sama miała dziesiątkę. Reszta walczyła przy Oskarze i Dorocie.
- Do ataku – zarządziła i pierwsza rzuciła się na napastników.
Przyszło jej walczyć z dużym facetem sprawnie posługującym się nożami. Ona jednak miała dwa punkty przewagi. Była mała i szybka. Zwinnie umykała facetowi spod ciosów. Sama wyciągnęła zza paska długi pejcz i okładała mężczyznę, gdy tylko miała okazję. Facet był zdezorientowany. Czarna Mamba  bez wysiłku skakała wokół niego i lała go przede wszystkim po twarzy. Krew ściekała mu z czoła i wpadała do oczu. Przestał dobrze widzieć i dziewczyna wykorzystała to dając mu porządnego kopniaka w splot słoneczny. Przeciwnik leżał i jęczał.
- Kto następny? – spytała stając w pozycji bojowej.
Od razu ruszyła na nią kobieta z długim kijem w ręku. Pochwaliła się przed Czarną Mambą, jak to ona umie nim wywijać. I to był błąd, bo Malwina nie traciła czasu i sił na zbędne pokazy swoich umiejętności. Szybko strzeliła z bata i jego końcówka zawinęła się na broni przeciwniczki. Szarpnęła rzemieniem i kij znalazł się w jej rękach. Zdziwiona dziewczyna stała i patrzyła na swoje puste dłonie. Przez tą nieuwagę zarobiła dwa ciosy w bok głowy. Osunęła się nieprzytomna na ziemię.
I było po wszystkim. Piętnaście osób leżało na ziemi i czekało na związanie.
Jeden z pomniejszych oficerów wezwał „służby porządkowe” do ich zabrania.
Tymczasem walka pancerna trwała i nie zapowiadało się, że się szybko skończy.
- Jak sobie radzicie? – zapytała Roberta.
- Są dobrze przeszkoleni i nie ustępują. Potrzebuję jeszcze dwóch czołgów i czterech na motorach.
- Zgadzam się – powiedziała i połączyła się z Oskarem- jak tam u was?
- Ludzie Daria chcą nas wciągnąć między kamienice.
- Absolutnie się nie zgadzam. Nie mam zamiaru tam siedzieć do końca lata.
Poza tym on zwariował? Chciał poświęcić swoje domy byleby tylko zachować boisko?
- Może tam jest coś więcej – powiedział oficer.
- E tam. Po prostu dobre miejsce. Ja sobie tam  nastawiam sprzętu. On zostawił to odłogiem.
Do Roberta dołączyły posiłki, dzięki czemu ponownie zaczęli się posuwać naprzód.
Ale kiedy zepchnęli  ludzi Daria aż pod płot obiektu sportowego, ci szybko się ulotnili.
- Ostrożnie, to pułapka – słyszała Czarna Mamba , jak Robert ostrzega ludzi.
I usłyszała nadlatujące pociski powietrzne.
- Bariery!!! – krzyknęła.
Z pancernych pojazdów natychmiast wystrzeliło w górę kilka żelaznych dysków, które zmyliły rakiety i zamiast w samochody, uderzyły właśnie o nie. W powietrzu zajaśniało od ognia i iskier. Na wszelki wypadek wypuszczono w powietrze jeszcze kilka dysków, ale żadna rakieta już nie nadleciała.
Otworzyli bramę i wjechali na teren sportowy. Tam jeden z motorów od razu wjechał na minę.
- Cholera! – usłyszała w słuchawce.
- Co się dzieje?
- Dario zaminował teren.
Czarna Mamba przeklęła wściekle. Cwaniaczek wiedział, że odminowanie zajmie im sporo czasu i być może zdąży jeszcze wrócić z frontu z dwójką i rzucić na nią większą ilość wojska.
- Saperzy – wywołała kolejną grupę swoich ludzi. Zjawili się po kilku minutach i od razu wzięli się do pracy.
- Co z motocyklistą? – spytała Roberta.
- Na szczęście stracił tylko motor i stopę.
- Dosztukuje mu się nową – obiecała.
W słuchawce zatrzeszczało i usłyszała Oskara.
- Ustawiłem kilkoro ludzi, którzy udają, że się dajemy wciągnąć między kamienice. Możemy do was dołączyć.
- Potrzebuję dwudziestu ludzi i kilka pojazdów. Musimy zacząć otaczać teren.
Zwłaszcza, że tamci zaczynają walić z dział stojąc w bezpiecznej odległości.
- Tak jest – odezwał się Oskar.

Mario
Nienawidził walczyć. Siedział w rowie i zastanawiał się, czy to w ogóle ma sens. I dlaczego wszystkie polis tak ze sobą walczyły. Czy nie lepiej byłoby usiąść i podzielić tereny po równo i podpisać pokój?
Nie. Wiedział, że nigdy do tego nie dojdzie. Bo walki na obrzeżach powodowały zarobek, bo młodzież miała co robić, bo wszystkich można było trzymać w garści i nie pozwolić zapomnieć, kto jest panem.
Nad jego głową przeleciał granat, ale na szczęście upadł na tyle daleko, że dostał tylko małymi kamykami w głowę.
- Szefie – odezwał się jego oficer – spadamy.
- Oczywiście – Mario dźwignął się i podążył za zaufanym.
Wiedział, że to on powinien dowodzić i wszystkim kierować, ale nie umiał. O wiele lepiej sprawdzał się jego pierwszy oficer. Ukryli się za wielkimi rurami kanalizacyjnymi.
- Niedobrze – mruknął oficer – spychają nas, a pański brat walczy z drugiej strony.
- Spróbuj się do niego przedostać – zaproponował Mario.
- Nie panie, zostanę, ale wyśle jednego z ludzi. Może pan Dario wspomoże nas chociaż jedną rakietnicą.
- Oby – powiedział Mario, ale bez przekonania.
Nienawidził walczyć i wolałby siedzieć teraz z żoną i dzieckiem w domu.

Adam
Od momentu kiedy Ruda Mysz pojawiła się u niego w domu minęły dwa dni.
I ani razu jej nie widział. Ela miała jej pomóc w wyborze pokoju, a ta zamiast wziąć sobie jakiś przestronną i nowoczesną sypialnię, wcisnęła się w jakąś małą klitkę, w której zazwyczaj spali ci, co nie mieszkali w zamku, ale musieli  zanocować. To była służbówka, w której mieścił się tapczan, stolik i szafa. Nic więcej. Ale dziewczyna nie chciała innego pomieszczenia. Zatem Ela, osoba odpowiedzialna za opiekę nad zamkiem, kazała służbie urządzić go jak najwygodniej. Z doborem ubrań też był problem, bo dziewczyna była tak chuda, że wszystko na niej wisiało. Kiedy już wszystko było załatwione, Adam spotkał się z nią tylko raz, wieczorem, sprawdzając, czy wszystko w porządku i czy czasem nie ruszyła bransoletki. Od tamtej pory dał jej chwilę oddechu na wyspanie się i nabranie sił.
Dzisiaj jednak chciał się z nią spotkać i ustalić jej obowiązki oraz wypłatę.
Ruda Mysz weszła do dużej sali podtrzymywanej szpalerem kolumn, na końcu której znajdowało się schodkowe podwyższenie, na szczycie którego siedział Adam. W jej oczach wyglądał niczym groźny książę, chcący wydać na niej wyrok śmierci. Wokół kręciło się kilkanaście uzbrojonych osób. Niektórzy siedzieli przy stolikach ustawionych pod ścianami i rozmawiali, inni zajęli miejsca w wygodnych fotelach i uważnie obserwowali jej przejście.
A to było dla niej straszne, Pomieszczenie przygniatało ją swoim ogromem, a ilość oczu wpatrzonych w nią powodowało, że szła coraz wolniej, aż w pewnym momencie Ela musiała ją lekko popchnąć.
- Nie okazuj mu strachu – podpowiedziała – on uwielbia zabawiać się ludźmi, którzy się go boją.
Ruda Mysz potaknęła, ale to i tak nic nie zmieniło.
Adam obserwował dziewczynę. Szła potykając się o własne nogi, nerwowo rozglądała się na boki i sprawiała wrażenie, że zaraz ucieknie.
Ubranie wisiało na niej i naprawdę wyglądała jak dwunastoletni oberwaniec. Jej rude włosy nie sterczały już na wszystkie strony, tylko umyte zwinęły się w spirale i tańczyły wokół głowy.
W końcu stanęła przy pierwszym stopniu podwyższenia.
- Jesteś najedzona? – zapytał.
Potaknęła nie spodziewając się tak prostego pytania.
- To dobrze – wstał i zaczął iść w jej stronę.
Odruchowo się cofnęła, ale Ela przytrzymała ją za ramię.
- Stój, bo go zdenerwujesz – syknęła.
Ale było za późno. Ruda Mysz biegła do wyjścia.
- Zaraz ci urwie rękę – usłyszała tubalny głos mężczyzny.
Stanęła i odwróciła się w jego stronię. W ręku trzymał detonator.
Wróciła pełna strachu, że zaraz jej się dostanie, ale nic takiego się nie stało.
Mężczyzna patrzył na nią z góry, a ona kuliła się pod tym spojrzeniem. Machnął ręką i odprawił wszystkich, łącznie z Elą,  w drugi kąt sali i powiedział tak cicho, żeby tylko ona słyszała.
- Będziesz dla mnie pracować – oznajmił, a ona podniosła w zdziwieniu brwi.
- jesteś super złodziejką i będziesz dla mnie wykradać różne rzeczy.
- Ale ja nie umiem panie – zaprotestowała, a łzy stanęły jej w oczach.
- Umiesz. Okradłaś mnie w górach i nawet nie wiem kiedy.
- Głodna byłam – powiedziała swoją śpiewkę.
- I niby dlatego, nic nie zauważyłem? Głód wspomaga twoje umiejętności? Będę cię zatem głodzić.
- Nie – zaprotestowała.
- Aaa, to jednak potrafisz kraść bez względu na stan żołądka?
- Panie – była w stanie tylko to odpowiedzieć.
- Wiesz, że mogłem cię za tamtą kradzież zabić?
Potaknęła i łza poleciała jej po policzku.
- Ale cię nie zabiję, bo wolę żebyś pracowała dla mnie. Oczywiście będę ci płacił.
Nie rozumiała o co mu chodzi.
- Jak to? To nie jestem niewolnicą?
Zmarszczył brwi i powiedział poirytowany.
- Nie przypominam sobie, żebym cię kupował.
Wyciągnęła rękę z różową opaską.
- Dlaczego więc mi to panie założyłeś?
- Czy jakbym ci to zdjął, uciekłabyś?
Widział w jej oczach, że zrobiła by to natychmiast.
- Widzę, że sama sobie na to odpowiedziałaś.
Opuściła rękę i pociągnęła nosem.
- Obiecuję ci, że kiedyś ci to zdejmę, ale nie teraz. Najpierw muszę cię oswoić.
Nie wiedziała o co mu chodzi, ale też nie dopytywała. Mężczyzna ciągnął dalej swoją wypowiedź.
- Będę ci raz na jakiś czas zlecał zadania, za które, jak ci wcześniej powiedziałem otrzymasz zapłatę. Ale najpierw nauczysz się walczyć i posługiwać bronią. Kiedy przyjdzie czas dołączysz do tej tu grupy, nie wiem jeszcze gdzie cię umieszczę w hierarchii, to będzie zależało od ciebie i twojej lojalności. Nie wolno ci na razie opuszczać zamku i przyległych do nich terenów, chyba, że cię gdzieś wyślę albo zabiorę. Pamiętaj, że masz na sobie bombę, jeżeli opuścisz mnie bez pożegnania, to nie będę miał skrupułów. Znajdę cię, urwę rękę, a potem wsadzę do więzienia na tortury.
Dziewczyna trzęsła się ze strachu, jak galareta.
- Jeżeli mnie posłuchasz, nic ci z mojej strony nie grozi.
- A będę mogła kiedyś odejść? – odważyła się spytać.
- Kiedyś, to dobre słowo – powiedział, po czym zmienił temat – Czy w ogóle wiesz kim jestem?
Pokręciła przecząco głową.
- Jestem synem bossa Czerwonoziem, najstarszym. Rządzę obrzeżami i nadzoruję rodzeństwo oraz krewnych młodego pokolenia.
Ruda Mysz przeraziła się jeszcze bardziej. Myślała, że trafiła do jednego z pomniejszych przedstawicieli rodów panujących, który miał niską pozycję, ale nadal był uprzywilejowany. Tymczasem znalazła się u następcy. Człowieka uchodzącego za bardzo niebezpiecznego i nie uznającego słabości.
- Po twojej minie wnioskuję, że o mnie słyszałaś?
Potaknęła głową i z drżeniem w głosie powiedziała.
- Czyli, że moje życie jest w twoich rękach panie i od ciebie zależy, co się ze mną stanie?
- Tak.
- Jestem niewolnicą?
- Nie.
- Służką?
- Nie.
- To kim?
- Na razie nikim, potem się okaże gdzie cię umieszczę – wydawał się zniecierpliwiony wałkowaniem tego tematu, więc Ruda Mysz już nic więcej nie powiedziała.
Za to on kontynuował.
- Jestem też małomówny, ale dla ciebie dzisiaj zrobiłem wyjątek, bo widzę, że w ogóle nie orientujesz się w tym świecie. Specjalnie też odesłałem ludzi, żeby nie byli świadkami naszej rozmowy, bo wiedziałem, że w jej trakcie złamiesz kilka zasad, za które powinienem cię ukarać.
Ruda Mysz zatrzęsła się ze zgrozy.
- Ja, ja nie wiedziałam – broniła się.
- Niewiedza nie jest tutaj żadnym wytłumaczeniem – po czym dodał uspokajająco – ale nic ci dzisiaj nie zrobię, ponieważ rozmawiam z tobą w cztery oczy, bez świadków. Ale jak stąd odejdziesz nie odpowiem już na żadne twoje pytania, nic ci nie wyjaśnię, to zrobią moi ludzie. Nauczą cię zasad panujących w moim świecie i nie łam ich, bo nie chcę cię karać. Ale nie dlatego, że cię lubię czy mi ciebie szkoda. W ogóle nie jest mi ciebie żal. Tylko dlatego, że nie chcę, żeby ci się ręce przy robocie trzęsły. I ostatnia sprawa. Nikomu nie mów o tym, że mnie i mojego brata okradłaś, ani jak się tu znalazłaś. Rozumiesz? Weszłaś między wilki i im mniej będziesz mówić o sobie i w ogóle mówić, tym lepiej dla ciebie. Za to dużo słuchaj i obserwuj i nie narażaj się silniejszym, bo cię zniszczą.  Jeżeli jesteś mądra, to posłuchasz mojej rady, a jak głupia, to po tobie.
Skinął ręką na Elę, a ta przyszła po dziewczynę.
- Wyjaśnij jej zasady i zajmij się jej edukacją. Bo od jutra nie będzie już nad nią parasola ochronnego. Ale masz być dla niej miła i nie dopuścić do tego, żeby ją gnębili jako nową. Jeżeli coś takiego dojdzie do moich uszu, to ty za to odpowiesz.
- Jestem uprzywilejowana – przypomniała mu.
- Wiem, ale to jeszcze nie oznacza, że masz u mnie dożywotnią posadę – odparł ze złośliwym uśmiechem.
Kiedy wyszły z sali, Ruda Mysz powiedziała.
- Nie chciałabym być powodem twoich problemów pani.
Ela uśmiechnęła się i powiedziała pogodnie.
- Jedynym panem jest Adam, do mnie możesz mówić po imieniu. I nie martw się, oddał cię w dobre ręce. Nie jestem dowódcą, ale mam przywileje z racji przynależności do rodziny, jeżeli nie ma Adama w pobliżu muszą mnie słuchać.
- Dlaczego aż tak się mną zaopiekował, że…
- Nie myśl – pouczyła ją – nie zastanawiaj się, bo ja nie wiem, a on ci i tak nie powie. Może mu się podobasz?
Po czym spojrzała krytycznie na dziewczynę, aż tej się zrobiło przykro.
- Eeee, raczej nie.
- Głodowałam wiele miesięcy – przyznała się Ruda Mysz.
- Tak? Opowiedz? – zainteresowała się nagle Ela, a dziewczyna przypomniała sobie przestrogę Adama.
- E tam, nie ma o czym. Wolałabym raczej żebyś mi powiedziała o zasadach. Nie chciałabym się czymś narazić.
- Dobrze. Chodźmy do jadalni, na pewno podają już obiad, przy jedzeniu wszystko ci opowiem.

Dario i Mamba, ale oddzielnie
Mężczyzna przebywał w budynku na granicy  walk z dwójką. W pokoju na piętrze nie było mebli, więc siedział na skrzynce po piwie, a na kolanach trzymał mapę. W pewnym momencie goniec przyniósł mu list. Zdziwił się tym faktem, bo w tych czasach tak archaiczna forma komunikowania się była już przeżytkiem. Ale skoro ktoś się aż tak natrudził żeby mu coś napisać, musiało to być ważne. Otworzył kopertę i wyjął kartkę. Tam wielkimi literami było napisane:
HA HA HA
A pod spodem:
„Uprzejmie Cię informuje, że musisz jeszcze się podszkolić z odwracania mojej uwagi od głównego celu. Pole minowe… Doprawdy, było zabawnie. Jeńcy do wykupienia maksymalnie do wtorku 31 lipca. Zawsze Twoja ukochana przeciwniczka Czarna Mamba.”
PS.”Jakby Ci jeszcze nie donieśli, to boisko jest już moje.”

Dario zamknął oczy i policzył do dziesięciu, a potem wrzasnął.
Do pokoju wszedł pierwszy oficer.
- Tak panie?
- Czy to prawda, że straciliśmy boisko?
- Zaraz sprawdzę.
- Nie wiesz?! – krzyczał Dario, a oficer odsunął się poza zasięg jego rąk.
- Ostatnia wiadomość jest z przed piętnastu minut, gdzie pancerni donoszą, że nieprzerwanie strzelają do przeciwników.
- Łącz mnie z nimi.
Po chwili Dario rozmawiał z dowódcą
- Co z boiskiem? – wycharczał wściekle.
- Są na boisku – oznajmił krótko żołnierz.
Dario zaklął i wrzasnął.
- A chociaż odstrzeliliście im coś?
Nastała chwila ciszy. Dario zrozumiał.
- Zatem wycofajcie się i przestańcie marnować amunicję!

Czarna Mamba stała w sporym oddaleniu, ale zauważyła, że oddział Daria odjeżdża z pola walki.
- Wiedziałam, że się nabierze – po czym wyrwała kolejną kartkę ze znalezionego zeszytu i nabazgrała kilka słów. Jeden z podwładnych podał jej kopertę.
- Ma trafić  do Daria dopiero wieczorem, kiedy już się ściemni – poleciła i poszła do Roberta na boisko.
- Mamy trzy godziny, spróbujcie wszystko rozminować i zabezpieczyć teren. Postarajcie się też zdobyć trochę ziemi wokół całego kompleksu sportowego, żeby mieć miejsce na ustawienie obrony. Dario niechybnie tu wróci.
- Tak jest.
- Ja wracam do domu.
- Oczywiście.

Był lipiec więc kolejny list od Czarnej Mamby dostał w okolicach 21 30. Na kopercie było mnóstwo uśmiechniętych węży.
- Najwidoczniej jej się nudziło – mruknął i rozerwał kopertę.
„Bardzo ci dziękuję, że tak sprawnie wycofałeś swoich ludzi i to w trakcie walki. Dla twojej wiadomości. Kiedy dotarł do ciebie mój pierwszy list, dopiero wjeżdżaliśmy za bramę i natknęliśmy się na pole minowe. Boisko było jeszcze niezdobyte. Ale dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Na pewno powieszę Ci tam jakąś tablicę pamiątkową i wyślę jej zdjęcie, żebyś mógł zobaczyć, że zawsze o Tobie pamiętam.
Twoja oddana i ukochana Czarna Mamba”            
Dario nic nie powiedział, ale przywalił w zęby pierwszej napotkanej osobie, no i trzem kolejnym też. A potem wziął flaszkę i poszedł do domu.                

Michał i Celina
Michał lubił swoje siostry, ale najbardziej Celinę. Z Czarną Mambą przede wszystkim był połączony sprawami polityczno – wojskowymi, gdzie nie było miejsca na wiele serdeczności. Owszem lubili się zakładać i rywalizowali ze sobą na różne sposoby, chodzili od czasu do czasu na piwo, ale to Celina była mu bliższa sercu. Właśnie dlatego, że nie musiał z nią rywalizować i w jej oczach, jako starszy brat, był zawsze bohaterem. Poza tym Michał, tak jak i Celina lubił prowadzić życie przyjemne i pełne zabawy. W tym dogadywali się doskonale i często gdzieś razem wychodzili.
W ten wieczór rodzeństwo pojechało, do jednego z najbardziej popularnych klubów w Czerwińsku. Bawiły się tam młodzi i bogaci, którzy posiadali kartę klubowicza. Oczywiście ród panujący nie musiał nic posiadać, bo i tak mieli wstęp wszędzie, gdzie chcieli.  Nawet ci z ostatniego pokolenia uprzywilejowanych.
- Gdzie Kaśka i Anka? – zapytał Michał zdziwiony, że Celina wyszła z domu sama
- Musiały na chwilę wrócić do domu – siostra rozsiadła się w sportowym wozie i mruknęła – ponoć mają jakieś kontrolne badania, czy coś. Wiesz, że ciotka Matylda ma fioła na punkcie zdrowia.
Michał nie komentował, uważał, że rozmowy o chorobach są dobre, dla starych bab.
- Mają dzisiaj grać super muzykę – cieszyła się Celina – będę tańczyć, aż się spocę.
- To nie za długo – zażartował brat i dostał kuksańca w bok.
Podjechali pod budynek. Duży i biały prostokąt z niebieskimi wykończeniami okien i drzwi. Plac wokół niego był zagospodarowany na parking dla gości.
Rodzeństwo od razu poszło do wejścia dla VIP i po przywitaniu przez biletera, weszli do środka. O ile lokal z zewnątrz wyglądał niepozornie, a wręcz nieciekawie, wnętrze było dopięte na ostatni guzik. Panował tam klimat typowy dla Czerwonych Ziem. Orientalne draperie w kolorach czerwieni i złota przeplatały się z białymi cienkimi płótnami. Wszędzie poza parkietem poustawiane były niskie stoliki, a wokół nich wygodne poduszki do siedzenia. Dla tych, co woleli siedzieć wyżej pozostawały tylko stołki przy dziesięciu barach obsługujących klientów. Wewnątrz panował półmrok, z którego co jakiś czas wyłaniały się złote posągi przedstawiające smoki, lwy czy tygrysy.
Ale najważniejsza była muzyka. Na razie była tylko tłem do rozmów,
ale o 21 00 jak zadudni w głośnikach, to ludzie nie będą chcieli przestać tańczyć. No chyba, że będzie się Michałem i będzie się wolało siedzieć i pić.
Obsługa klubu, ja tylko zobaczyła, kto do nich zawitał, od razu poprowadziła ich do ustronnej i cichej loży, gdzie będą mieli doskonały widok na całą salę.
- Co pijemy? – spytał Michał.
- Ja szampana – oznajmiła Celina.
Zamówił szampana.
- Ty też? – zdziwiła się siostra – przecież wolisz wódkę.
- Niby tak, ale jak sama wypijesz całą butlę, to się tak spijesz, że będę cię musiał nieść.
- Bardzo śmieszne – parsknęła.
Rozejrzeli się po sali, ludzi było już sporo, a co poniektórzy już planowali zapoznać się z nimi.
- Powiedz obsłudze, że nie życzymy sobie żadnego zaczepiania – powiedział Celina.
- Nie? – zdziwił się brat – a to czemu? Przecież lubisz poznawać nowych ludzi?
- Ale nie dzisiaj. Dzisiaj, mnie wkurzają.
- Wiesz, że to pójdzie do prasy?
- No i co z tego? Codziennie coś o nas piszą, niech chociaż raz mają coś nowego. „Celina zachowała się jak prostaczka i walnęła w zęby niewinnego obywatela.” – parodiowała tytuły brukowców.
- Ty to ty – zaśmiał się – a ja?
- „Michał oburzony zachowaniem siostry – Nie wiem, co się z nią dzieje – powiedział w wywiadzie.”
Oboje zaczęli się śmiać.
Tak, Czerwińsk żył plotkami. Na obrzeżach tego nie było. Jedyne media, które mogły tam przebywać to informacyjne. Natomiast dziennikarze tabloidów mieli zakaz wstępu pod groźbą kary chłosty za złamanie zakazu po raz pierwszy i śmierci za drugi raz.
- A może po prostu się bawmy – zaproponował – wiesz, że obsługa nie jest w stanie tego dopilnować, chyba, że zostaniemy w loży. Ale przypominam ci, że chciałaś dzisiaj tańczyć. Czyli będziesz w tłumie.
- Niekoniecznie – uśmiechnęła się tajemniczo.
Kiedy muzyka zadudniła z głośników, a tłum ruszył na parkiet, Celina podeszła do cokołu, na którym stała rzeźba lwa. Wspięła się  i po chwili tańczyła między jego łapami. Miała doskonały widok na cały parkiet. Gdyby zrobiłby to ktoś inny, od razu by kazano mu zejść, ale to była Celina Czerwonoziem, mogła robić, co chciała.



kolejny odcinek 08 września

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka