Wielka gra - odc.8


Mario
Siedział w domu i oglądał telewizję. Chociaż oglądał, to było za dużo powiedziane, raczej tępo wgapiał się w ekran i zastanawiał się, jak zmusić jedynkę do rozejmu. „Czy nie mógłby się zdarzyć cud, przez który jedynka by nas nie atakowała i miałbym spokój i mógłbym pożyć w pokoju? Poza tym, po co my walczymy, po co nam nowe ziemie? Nie powinniśmy jak najlepiej gospodarować tym co mamy.?”
- Znowu filozofujesz w głowie – usłyszał głos żony. Spojrzał na nią, a ta uśmiechała się do niego czule.
- Oglądam telewizję – powiedział odruchowo.
- Akurat – Ola usiadła mężowi na kolanach – zawsze jak filozofujesz, to bezwiednie machasz ręką z pilotem. Tak jakbyś toczył dyskusję.
Otoczył ją ramionami.
- Naprawdę – zaśmiał się – nie wiedziałem.
- I nie wiesz jeszcze jednej rzeczy – uśmiechnęła się tajemniczo.
- Teściowa przyjechała – zgadywał po jej przymilnym tonie.
- Nie, głuptasie – parsknęła – poza tym moja mama nie jest taką teściową z kawałów. Wiesz, że cię bardzo lubi, a poza tym, nie ma czasu nami dyrygować, bo ma swój biznes…. – zatkał jej usta ręką. Zamilkła.
- To czego nie wiem? – zapytał i zabrał rękę.
- Jestem w ciąży – zaśmiała się.
Mario wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Jak to? Znowu?- dopytywał nieprzytomny z zaskoczenia.
- Jak się ludzie kochają, to i dzieci się rodzą – powiedziała wesoło.
- Ale już? Tak szybko? Nowe dziecko? – Ola już chciała się na niego obrazić, bo myślała, że jest niezadowolony, ale on kontynuował – nowy człowiek do kochania? Kolejne oczko w głowie tatusia?
Tym razem, to ona zatkała mu usta ręką.
- Mężczyźni. Na polu bitwy nieustraszeni, a jak chodzi o małego ludzika, to miękniecie i stajecie się taaaacy nieporadni.
- Chcę drugą córkę – orzekł.
- Zamówienie przyjęte, realizacja niepewna – zaśmiała się.

Dario
Usiadł do śniadania i otworzył gazetę. Po czym zaklął szpetnie i ją zmiął w kulkę i rzucił w kąt.
- Nawet tutaj jest! – mruczał pod nosem.
Ugryzł kęs kanapki i wziął do ręki drugą gazetę. Ponownie zaklął, ale tej prasy już nie niszczył. Wpatrywał się z nienawiścią w duże zdjęcie Czarnej Mamby, która przemawiała do tłumów podczas igrzysk.
- Niedługo będę bał się iść do kibla, bo nawet tam ją znajdę, choćby na papierze toaletowym. Czym się ci dziennikarze zajmują? Czym tak podniecają? Chuda dupa, małe cycki! I robi igrzyska. Myślałby kto, że z wielkiego serca. Tylko kasę trzepie!
Wziął długopis i jak uczniak domalował jej wąsy i brodę.
- Od razu mi się humor poprawił – wypił kawę jednym łykiem i wstał od śniadania – skoro mam chwilowo wolne od walk, to idę na basen popływać.
Rzucił gazetę na stolik z prasą i cała sterta makulatury zwaliła się na podłogę. Machnął ręką.
- Ktoś to posprząta – po czym rzuciła mu się w oczy złota koperta.
Nie widział jej wcześniej. Podniósł ją. Był to list, zaklął, od wiadomo kogo.
„Zaproszenie.” – przeczytał – „Czarna Mamba pani obrzeży Czerwonoziemia, ma zaszczyt zaprosić Dariusza Busz na igrzyska, które odbędą się „ – przeleciał dalej wzrokiem – „Loża VIP nr 12.” Ps. „Nie ma tam żadnej bomby, ani pułapki.”
Spojrzał na stempel przy znaczku na kopercie. Zaproszenie przyszło jeszcze przed ich rozprawą sądową.
Zrobiło mu się trochę głupio. A potem się wkurzył. Czemu lokaj nie wręczył mu listu do rąk własnych?
A potem wkurzył się na nią. Czemu ona go zapraszała? Przecież był jej wrogiem? Nie rozumiał jej.

Adam i Elka
Kobieta zastała Adama siedzącego samotnie późną nocą w jadalni i pałaszującego kolację. Wiedziała, że wrócił z zawodów od Czarnej Mamby i pewnie trochę wypił. Po jego minie widziała, że jest zadowolony.
- Możemy porozmawiać? – spytała i przysiadła się.
- A możemy jutro? – odparł pytaniem.
- Ale to nie będzie długo.
- No to mów.
- Czy jesteś pewien, że Ruda Mysz to dobry nabytek?
- Owszem – odparł.
- Wciąż się trzęsie i płacze, za wszystko przeprasza i jest taka nieporadna.
Adam nic nie powiedział, tylko nałożył sobie na talerz wędlinę i jajko w majonezie. Elka kontynuowała.
- Nie mówię, że powinieneś ją wyrzucać, ale ona raczej powinna być służką niż…
- Niż kim? – spojrzał na nią ostro.
- No człowiekiem z twojej świty – odparła niepewnie.
- Rozumiem, że nie umiesz się nią zająć i jej dobrze przeszkolić? – pytał nadal ostrym i nieprzyjemnym tonem.
- Nie, nie – broniła się Elka i wiedziała, że przegrała tę potyczkę – umiem, ona jest coraz lepsza…
- Wnioskuję więc, że jedynym twoim powodem przyjścia tutaj i zawracania mi głowy, jest chęć obrzydzenia mi jej, bo… - przerwał na chwilę, po czym dodał – bo uważasz ją za konkurencję.
Elka nie odpowiedziała, a Adam wstał.
- Od jutra kto inny będzie się nią zajmował. A ty żeby nie było gadania wśród ludzi, że wpadłaś w niełaskę, ty pojedziesz z kilkutygodniową misją do stolicy. Tam sobie wszystko dobrze przemyślisz, a potem może ściągnę cię z powrotem. I znaj łaskę pana, gdyby nie twoje przywileje wyleciałabyś dzisiaj na bruk.
- Adam… - jęknęła Elka, bo zrozumiała, że przesadziła i że za to została zdegradowana.
- Nie ma dyskusji. To twoje urojenia, więc za nie płacisz. A ja jak będę chciał, to sobie zrobię z Rudą Myszą, co chcę, niewolnice, kochankę, żonę, a ty nawet nie piśniesz. Rozumiesz?
Wyszedł.

Ruda Mysz
Dziewczyna poczekała, aż Elka wyjdzie z jadalni i wysunęła się z cienia.
A znalazła się tam na polecenie pani Marty, która kazała jej ćwiczyć umiejętności stania się niezauważalną w najbardziej ruchliwym miejscu w zamku. Do tego miała wytrwać, jak najdłużej. A wszystko było rejestrowane na kamerce, którą podłączyła według poleceń swojej trenerki.
Spędziła za kredensem około czterech godzin i ani na chwilę pomieszczenie nie było puste. Aż do wyjścia Elki. Ruda Mysz nie wiedziała, czy ktoś ją zauważył i tylko udawał, że jej nie widzi, czy też dobrze wykonała zadanie. Pani Marta z pewnością oceni to po filmiku.
Ale teraz nie trening absorbował Rudą Mysz, ale to co usłyszała.
Okazało się, że jest otoczona przez samych wrogów i nie ma tutaj żadnej życzliwej duszy, a pan? Pan mógł wszystko.
Po cichu wyszła na korytarz i powłócząc nogami udała się do swojej klitki.
Czuła się bardzo samotna.

Czarna Mamba
Mimo, że Igrzyska przyniosły jej ogromne zyski, to kiedy się skończyły odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, że jej życie wróci na zwykłe utarte tory. Goście wyjechali, dziennikarze i inni irytujący ludzie również. W końcu mogła się przestać sztucznie uśmiechać i wrócić do pracy.
Ale zanim to uczyniła, to przez dwa dni nie schodziła z piętra domu i relaksowała się i odpoczywała, po wyczerpujących ją spotkaniach publicznych z ważnymi ludźmi tego świata.
I nikt nie śmiał zakłócić jej spokoju. Oficerowie wiedzieli, jak walczyć, więc nie była im do niczego potrzebna. Poza tym Dario jakoś jej nie zaatakował.
Wiedziała, że to cisza przed burzą albo pułapka, ale póki siedziała w domu, to nie musiała się o to martwić. A ludzie? Ludzie jakoś sobie poradzą.

Patryk
Kiedy wrócił po urlopie do pracy, przywitały go wszystkie panie z administracji i jedna przez drugą wypytywała go o pobyt na igrzyskach i w ogóle na obrzeżach.
- Widziałyśmy pana w telewizji – mówiła szefowa działu administracyjnego – ależ pana pokazywali i pokazywali.
- Naprawdę? – dziwił się Patryk.
- A ile było spekulacji, kim pan jest – dodała młodsza pracownica – dziennikarzom buzie się nie zamykały.
- Tak i co?
- No jak to co? Zastanawiali się czy jest pan kochankiem Czarnej Mamby.
Patryk spłonął rumieńcem wstydu.
- To moja przyjaciółka, nic więcej.
- My to wiemy, ale telewizja już swoje wydedukowała.
- A w gazetach tak samo – wtrąciła się kolejna pracownica.
- Za kilka dni zapomną – machnął ręką Patryk.
- Albo będą pana tropić i obserwować – zawyrokowała szefowa działu.
- Pan Patryk z pewnością, jest ponad to i chce wrócić do pracy – to była pani Gosia, która do tej pory milczała i tylko ponuro na niego patrzyła.
A Patryk wolał, jak się do niego uśmiechała. Wtedy widać było w jej policzkach urocze dołeczki.
- Bardzo chcę wrócić do pracy – zgodził się u uciekł od ciekawskich kobiet.
Ciasteczka i kawę po raz pierwszy od miesięcy przyniosła mu inna dziewczyna z administracji. Gosia się nie pojawiła.

Ruda Mysz i Marta
Spotkała się z panią Martą w jednej z kawiarni w mieście. Ruda Mysz czuła się nieswojo. Nigdy niczego nie piła ani nie jadła w lokalach publicznych. Tak naprawdę, to przez całe swoje życie prawie nigdzie nie bywała, a już na pewno nie tam gdzie chodzili dorośli.
Było to spokojne miejsce niedaleko granicy z ziemiami wewnętrznymi, więc ludzi było w środku dużo i wszyscy w dobrych humorach. Pani Marta również. Jedynie ona tutaj nie pasowała.
Siedziały na uboczu i wpatrywały się w ekran laptopa.
- Bardzo dobrze – pochwaliła ją trenerka – masz wrodzony talent.
Przyjrzała się wychudzonej i wystraszonej dziewczynie i pomyślała – „Albo wielokrotnie się ukrywałaś przed tymi, którzy cię skrzywdzili.”
- Dziękuję – powiedziała mała cicho i wypiła łyk herbaty.
„Nawet tak prostą czynność wykonywała w pośpiechu i rozglądając się, czy czasem nikt jej nie zabierze szklanki. Skąd pan Adam ją wytrzasnął? I dlaczego się ulitował? Przecież on nie ma serca.”
- A czego ciekawego się dowiedziałaś? – zapytała pani Marta przyjaźnie, mając nadzieję, że dziewczyna opowiadając jej jakieś plotki z zamku, odpręży się i zapomni o strachu.
Ale ta skuliła się na krześle i choć wydawało się to niemożliwe, stała się jeszcze mniejsza.
- Coś nie tak? Ktoś mówił o tobie przykre rzeczy?
Ruda Mysz pokręciła głową.
- Nie chcesz o tym mówić?
Ruda Mysz nie odpowiedziała tylko zapatrzyła się w kwiatek w wazonie. W końcu po dosyć długiej ciszy odezwała się.
- W zamku nikt się nie lubi, wszyscy podkładają sobie świnie i niszczą się nawzajem – spojrzała spłoszona na panią Martę. Nie powinna takich rzeczy wygadywać. Ale kobieta uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i powiedziała.
- Tak to jest, jak się pracuje dla dzieci głów rodów. Każdy chce się ogrzać w blasku ich władzy, chce się być jak najbliżej szefa.
- Myślałam, że Ela mnie lubi – wyznała jeszcze – a ona… - dziewczyna przerwała – wczoraj rozmawiała z panem i namawiała go, żeby zrobił ze mnie służkę – niewolnicę.
- A co pan Adam jej odpowiedział? – opowieść dziewczyny robiła się co raz bardziej interesująca.
- Że zrobi ze mną co zechce, a ona ma wyjechać. No i dzisiaj trenowała mnie i przeprowadzała przez zasady zamku inna kobieta. Dużo starsza i poważna, ale ja chyba nawet tak wolę.
- To dobrze, że pan Adam stanął w twojej obronie – orzekła Marta.
- Pan nie stanął w mojej obronie – powiedziała Ruda Mysz – on tylko potwierdził, że moje życie jest w jego rękach.
Marta spojrzała na dziewczynę uważnie. Mała była tak zastraszona i tak pozbawiona wiary w siebie i ludzi, że każdą rozmowę odbierała negatywnie. A prawda była taka, że gdyby panu Adamowi była obojętna, to by Elki nie oddalał. Ale nie było sensu tego tłumaczyć dziewczynie, przyjdzie czas a wszystko sama zrozumie.
- Może i tak – odparła głośno Marta – ale nie narzekaj. Masz dach nad głową, dużo jedzenia, pan inwestuje  w twoje treningi, będziesz miała dużo pieniędzy. On nie chce cię zniszczyć.
„Zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę z twojej obecności za kredensem. Wiedział, że tam jesteś. Widać, to na filmie gołym okiem.” – ale tego już jej nie powiedziała. Nie miała serca pogrążać dziewczyny, która po raz pierwszy ucieszyła się, że coś jej się udało.

Michał
Odnalezienie trasy Igora na południe, nie było trudne. Tuż za wioską pojawiły się dość wyraźne ślady opon i to ciężarówek. Przez jakiś czas Michał z ludźmi jechali ich śladem, aż w końcu kazał im się zatrzymać.
Wysiadł z samochodu i przyjrzał się koleinom. Jednolita nitka skończyła się.
- Co jest szefie? – zapytał jeden z jego ludzi.
- Tutaj manewrowali. – wskazał ręką na ślady po manewrach. Przeszedł kilka kroków – a tutaj coś im upadło i to ciężkiego.
- Sądząc po rozmiarach – odezwał się inny pracownik – niewielki kontener.
- Ale ciężki, zobaczcie, jak głęboko się wbił w podłoże – powiedział Michał.
Kolejny z jego ludzi oderwał się od grupy i odszedł kawałek.
 - Szefie? – Michał podniósł głowę i spojrzał w stronę pracownika, który stał w oddaleniu o jakieś 50 metrów od niego.
- Tak.
- Pojawia się nowa nitka kolein.
Michał podszedł i stwierdził.
- Jeden samochód – orzekł.
- A skąd pan wie? – dopytywał najmłodszy stażem pracownik, kierowca.
- Jak tutaj jechaliśmy, ślady były tylko lekko zapadnięte w ziemię. Igor rozbił towar na kilka samochodów, pewnie na trzy, może cztery. Kiedy stwierdził, że jest już dostatecznie daleko od ludzkich oczu, przerzucił wszystko na jedną ciężarówkę, a resztę odesłał do domu. Ta jest nieźle obciążona.
- Ciekawe po co to zrobił.
Michał był dzisiaj w dobrym humorze, więc zamiast zganić ciekawskiego pracownika, odpowiedział.
- Ciężarówki z lekkim sprzętem kręcą się cały dzień po okolicy, nikt nie zwróci na nie uwagi. Ale jedna, obciążona i zawalona pakunkami, od razu rzuciła by się w oczy. Jedziemy dalej, ale powinniśmy włączyć tryb maskujący. Ludzie Igora mogą być niedaleko.
Zawrócili do samochodu i ruszyli nowym tropem.

Celina
Leżała w nocy i nie mogła zasnąć. Czuła się rozbita i nie wiedziała co zrobić.
Czuła, że powinna zerwać z Filipem. Podobał jej się fizycznie, ale cała reszta niestety już nie. Byli z różnych światów, mieli inne podejście do życia.
Jedynie taniec im wychodził. Może u Śniegołazów tylko w ten sposób możliwe było okazywanie emocji i uczuć poza zasadami.
Celina przewróciła się na drugi bok, a potem na plecy, a potem znowu na bok.
To chyba nie o zasady szło, bo nie sprawiało jej problemu ich przestrzeganie. To, że Filip był porządny nawet jej opowiadało, bo na razie nie musiała się zastanawiać nad tym, na co ona by się zgodziła albo czego chciała.
- Kogo ja oszukuje – burknęła do siebie – on jest po prostu nudny i nie ma poczucia humoru.
Taka była prawda, Celina bardzo się męczyła podczas rozmów. A przecież zasady nie nakazywały ludziom być poważnymi i sztywnymi niczym sędziowie podczas rozprawy.
- Jutro z nim zerwę – powiedziała z pewnością w głosie.

Adam
Stał sam jeden przeciwko czterem osobom. Była wśród nich jedna kobieta, ale nie bagatelizował tego, wiedział, że jest dobrze wyszkolona. Trzymała rękę z tyłu i nie wiedział, jaką bronią go potraktuje. Mężczyźni okrążali go powoli, z czego zdawał sobie sprawę, ale bardziej absorbowało go, co zrobi kobieta. Były dwie opcje albo ona jest przynętą albo jest hersztem i będzie chciała zadać decydujący cios, akurat kiedy będzie walczył z pozostała trójką.
Postanowił zaryzykować. Tak czy tak, to ona była najważniejsza. Skoczył ku niej z obnażonym krótkim mieczem. Napastniczka spięła się i uskoczyła z zasięgu jego broni, a potem błyskawicznie zaatakowała. W jej ręku błysnął długi i cienki szpikulec, zakrzywiony lekko na końcu. Adam odparował cios i momentalnie odwrócił się do atakującego go od tyłu mężczyzny, któremu zadał cios sztychem miecza. Napastnik upadł na ziemie zalany krwią.
Ale pozostało jeszcze troje. Dwóch mężczyzn zaatakowało go jednocześnie. Wywijali nad głowami młynki zakrzywionymi mieczami. Tym razem z tyłu zaatakowała go kopie tam. Walcząc na miecze jednocześnie wykonał wykop do tyłu.  Napastniczka zgięła się w pół i wymiotowała. Poprawił jej kopniakiem w głowę, zwaliła się be przytomności na ziemię. Adam uśmiechnął się drapieżnie do dwóch pozostałych wrogów, ci jednak nie zrezygnowali z walki. Ale dla niego to już była fraszka. Po chwili panowie leżeli na ziemi krwawiąc z różnych części ciała.
Adam podszedł do tego z rozwalonym nosem. Mężczyzna wypadł jako pierwszy z walki i już doszedł do siebie.
- Powiedz swojemu panu, że musi się trochę bardziej postarać żeby mnie pokonać. A najlepiej niech przyjdzie do mnie sam i stawi mi czoła.
Po czym zaśmiał się nieprzyjemnie.
- Ale pewnie tego nie zrobi, bo nie będzie miał czasu oderwać się od swojego ulubionego zajęcia - jedzenia.
I odszedł.
Popatrzył na swoich ludzi. Oni również zakończyli walkę z żołnierzami z piątki.
Policzył ich szybko i z zadowoleniem stwierdził, że tylko pięcioro leżało na ziemi, reszta stała i czekała na rozkazy.
Adam uniósł broń w górę i krzyknął.
- Ta ziemia jest nasza – i wbił miecz w ziemię.
Dzisiaj zdobyli kosztem piątki sporej wielkości osiedle małych domków. Adama bardzo to cieszyło, gdyż nie będzie musiał ich wyburzać, a to pozwoli mu zaoszczędzić trochę pieniędzy na inne inwestycje.
Był podwójnie zadowolony, bo ostatecznie odzyskał wszystkie ziemie kiedyś należące do dziadka. Czyli odzyskał własność rodziny.
Jedyne co mu psuło radość chwili to, to że piątka zbyt szybko jak na jego gust przegrała, a żołnierze wydawali się mało doświadczeni w walce. Profilaktycznie wysłał czyścicieli, ale z dodatkowym rozkazem sprawdzenia, czy czasem wrogowie nie umieścili w lokalach i domach bomb z opóźnionym zapłonem.
A potem pozwolił na świętowanie, sam też wyjątkowo wziął w tym udział.
Chyba Igrzyska u siostry tak go rozochociły do zabawy.

Mario
W końcu robił to co lubił i umiał najlepiej, gospodarował swoimi ziemiami. Dwójka na jakiś czas wypadła z gry, a jedynka jakoś nie kwapiła się do działań zaczepnych. Ilość zdobytych przez Maria i Daria ziem spowodowała, że wrogowie poczuli respekt i zajęli się umacnianiem swoich terenów, na wypadek gdyby bracia zechcieli zwrócić się w ich stronę. Ale Dario wrócił do zaczepiania Czarnej Mamby, a Mario skupił się na sprawach wewnętrznych.
Oczywiście posłuchał młodszego brata i rozpoczął rekrutacje nowych żołnierzy, gdyż do obrony nowych granic potrzebował około pięćdziesięciu ludzi.
Ich szkoleniem zajęli się doświadczeni przywódcy, a on tymczasem cieszył się jak dziecko gospodarując nowe nabytki. Dbał o to żeby nowi mieszkańcy nie czuli się, jak w niewoli. Nadał im prawa i przywileje, pozwolił na swobodny handel i działalność gospodarczą, co spowodowało, że jego dotychczasowe obrzeża z tego korzystały i bogaciły się. Ludzie poczuli się bezpieczniej, zwłaszcza, wielu z nich do tej pory mieszkało niemalże na froncie walk, a dzięki przesunięciom nagle znaleźli się w środku obrzeży. Odetchnęli i zaczęli wychodzić z domów i prowadzić ożywione życie towarzyskie, a to powodowało otwieranie się różnego rodzaju lokali gastronomicznych, bibliotek, kin i domów kultury. Po raz pierwszy od kilku lat skarbiec Michała zaczął się zapełniać pieniędzmi i mógł dzięki temu snuć plany.
Wiedział, że za jakiś czas rozejm z dwójką przestanie obowiązywać, a i jedynka umocni się na tyle żeby zacząć działania zbrojne. Ale te myśli nie spędzały mu snu z powiek.

Czarna Mamba i Celina
Czarną Mambę obudził telefon. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła numer Celiny. Mruknęła coś niemiłego pod adresem siostry. Była 6 00 rano i wyrwana ze snu kobieta nie miała zamiaru być miła.
- Czego chcesz? – warknęła.
- Nie wiem co mam robić – usłyszała pełen rozpaczy głos.
- Proszę zerwij z nim – burknęła Czarna Mamba.
- Dlaczego tak mówisz? Czemu mnie nie pocieszasz?
- Bo ja chcę spać, a ty od trzech dni wydzwaniasz do mnie bladym świtem i wymagasz pocieszenia.
- Jesteś okrutna.
- Ja? – oburzyła się siostra – to ty nie możesz wytrzymać choćby do ósmej. Zerwij z nim i daj mi spać – rozłączyła się z Celiną i z powrotem opatuliła się kołdrą.
Znowu zabrzęczała komórka. Już chciała nią rzucić o ścianę, kiedy zauważyła, że to jej główny oficer Oskar.
- Tak?
- Dario próbuje odbić boisko, od pół godziny nas ostrzeliwuje.
Kobieta natychmiast wyskoczyła z łóżka.
- Zaraz tam będę.


Patryk
Stwierdził, że odwiedziny u rodziców tuż po Igrzyskach było błędem, ponieważ kiedy wieść rozeszła się po okolicy, w pół godziny w  domu pojawili się niemalże wszyscy sąsiedzi z ulicy i pół rodziny.
A że mieszkali w tym samym miejscu od lat i byli znanymi sklepikarzami, to pokoje pękały w szwach. Został potraktowany, jak jakiś zwycięzca teleturnieju albo gwiazda kina. Ludzie skandowali jego imię, wznosili toasty różnego rodzaju napojami, no i wciąż zasypywali go pytaniami o jego stosunki z Czarną Mambą.
Był dorosłym facetem i sprawy damsko – męskie nie były mu obce, ale przy wypowiedziach niektórych z członków jego własnej rodziny, czerwienił się po same uszy.
- Mam dosyć, czy oni nie mogą już sobie pójść – powiedział cicho do matki.
- Jesteś naszą miejscową gwiazdą – zrugała go rodzicielka – musisz to przetrzymać. Nie co dzień ktoś z przedmieść znajduje się w głównych wiadomościach i na portalach plotkarskich. Czy ty wiesz, że twój temat nie schodził z ekranu przez okrągły tydzień?
- Wiem – skrzywił się Patryk – a na dodatek dziennikarze znaleźli moje mieszkanie i kilka razy mnie nachodzili.
- A w pracy?
- Tam nie mają wstępu – uśmiechnął się – więc trzy dni nocowałem w laboratorium. Potem wpadłem na pomysł, że przez weekend przechowam się u was, ale jak widać nie dało się tutaj przybyć incognito.
- Daj nam te kilka minut radości i dumy z tego, że jesteś znany i szanowany.
- Mamo – westchnął – pamiętasz jak Malwina przychodziła do mnie na lekcje matematyki?
- Tak, a co to ma do rzeczy. To było wieki temu?
- Ona jest teraz jeszcze gorsza, bardziej arogancka, bezwzględna i nieprzyjemna dla ludzi. Ale nie to jest najgorsze…
- Nie?
- Oni wszyscy tacy są. Cała uprzywilejowana grupa. Nie wiem cym wy się podniecacie, czemu jesteście w nich wpatrzeni. To nie są dobrzy ludzie.
- Nie pleć głupstw, jak widać Malwina ma jakieś serce skoro się z tobą przyjaźni.
- Zawsze jej bronisz – burknął.
- Bo ją lubię – matka uśmiechnęła się do syna czule – dla mnie jest zawsze miła i czasami jak jest w okolicy przywozi mi ciasteczka, z jak mówi, najlepszej cukierni w Czerwińsku.
I co on miał na to powiedzieć? Jego rodzice dali się kupić za ciastka. Nie rozumieli, że łaskawość ludzi z rodów jest chwiejna. A on przebywając blisko Czarnej Mamby miał świadomość, że został przez nią przywiązany do siebie, że to nie jest przyjaźń równego z równym. Wiedział, że dziewczyna w każdej chwili może się obrócić przeciwko niemu. Raz już to zrobiła. Jak nie powiedział jej, że spotyka się z dziewczyną. Była wściekła i wysyłała ludzi w ślad za nim na randki. Nic im nie zrobili, tylko je psuli. A to przysiadali się bezczelnie do ich stolika, a to raz jeden porwali ją mu sprzed nosa. W końcu dla bezpieczeństwa dziewczyny musiał się z nią rozstać. Kiedy to zrobił, wariacje Czarnej Mamby ustały. Myślał, że ona jest zazdrosna, ale kiedy jej to wykrzyczał, powiedziała, że nie jest, tylko jest zła za to, że nic jej nie powiedział. Bezczelnie dawała sobie prawo do jego prywatności.
Od tamtej pory z nikim na poważnie się nie spotkał. Praca pochłonęła go zupełnie.
- Coś się tak zamyślił – młodszy brat klepnął go w plecy – chodź do ogrodu, przyniesiono kilka grillów i karkówka już skwierczy.
Patryk skrzywił się, ale poszedł. Matka miała rację, musiał to jakoś przetrzymać.

Dario i Czarna Mamba
Dzięki rozejmowi z Dwójką, Dario mógł w końcu zwrócić się w stronę Czarnej Mamby i już bez żadnych przeszkód z nią walczyć. Zebrał większość swoich sił i natarł na boisko. Nawet ona nie spodziewała się takiego impetu. Dziewczyna była zaskoczona siłą rażenia. Dario się z nią nie patyczkował, mało tego sam wziął udział w walkach. Do tego wspomógł się artylerią. Ledwo zdążyła ewakuować cywilów z najbliższych kamienic, a już posypał się grad pocisków. W ciągu kilku godzin, większość budynków zmieniła się w ruinę. Takiej walki jeszcze nie prowadziła. Wiedziała, że sama jest sobie winna, bo w końcu od kilku miesięcy wystarczająco go prowokowała. Dario dostał białej gorączki i postanowił ją całkowicie zniszczyć. Widząc walące się domy, przez chwilę poddała się zwątpieniu, ale szybko otrząsnęła się, wiedziała, że nie może wpaść w jego ręce. Już raz w nich była i skończyło się bardzo źle, a teraz było by jeszcze gorzej. Ze smutkiem patrzyła, ja boisko ponownie przechodzi w jego ręce. A wszystko to trwało zaledwie dzień. Dopiero pod wieczór udało jej się zatrzymać ofensywę wroga. Niestety Dario wdarł się w jej ziemię na pół kilometra i niebezpiecznie podszedł pod jej sztab generalny. Dodatkową klęską dla niej było to, że około 20 jej wytrawnych wojowników dostało się do niewoli, w tym zaufana oficer, Dorota. Wszystko co zarobiła podczas Igrzysk, przeznaczy na wykup tych, których nie będzie na to stać. A znając Daria podyktuje raczej wysokie ceny.
Czarna Mamba jeszcze nigdy nie poniosła tak druzgoczącej klęski.
- Za żadne skarby nie może wejść dalej – warknęła do Oskara.
- Tak jest.
- Skoro się rozpędził, będzie walił w nas całą noc – warczała – ściągnij część ludzi od strony piątki.
- Tak jest.
- Gdzie Robert? – zapytała o artylerzystę.
- Powiedział, że zaraz wraca.
- Jak to? Opuścił pole bitwy? – oburzyła się.
- Tak, ale to ja go puściłem, przekonał mnie.
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nie wiem, co kombinujecie, ale jak nawalicie, to osobiście was rozstrzelam.
Oskar wiedział, że w tej chwili ona nie żartuje. Miał gorącą nadzieję, że pomysł Roberta wypali.
Przybył posłaniec z listem.
- Widzę, że Dario przejął tę formę komunikacji ode mnie – rozdarła ze złością kopertę.
„ Ha, ha, ha. Ten się śmieję, kto się śmieje ostatni. Twój dozgonnie wierny wróg. Dario.”
Zmięła papier i rzuciła nim o ziemię.
- Gdzie ten Robert? – warczała.
Mężczyzna pojawił się, jak na zawołanie.
- Pani – skłonił się – oto pomoc.
Uśmiechnął się szeroko.
Za jej plecami stały cztery pancerne samochody.
- Najnowsze dzieło pani przyjaciela plus moje dodatki – chwalił się.
- Raczej się Patryk nie ucieszy – burknęła.
- On tylko wynajduje różne rzeczy, a na wojnie nie był, więc nie wie, że modyfikacje czasami są niezbędne…
- Później mi opowiesz – syknęła – teraz coś zrób do cholery, bo mi Dario rozwali dom.
Na znak dany przez Roberta, pancerne wozy ruszyły w stronę wojsk Daria i znikły.
- O kurcze – powiedziała zdziwiona, a potem się zaśmiała – to ci niespodzianka.
Niewidzialne dla ludzkich oczu samochody, taranowały sprzęt wroga. Ludzie wyskakiwali z samochodów i ciężarówek nie wiedząc, co się dzieje. Zaprzestali ataku i wycofali się niemalże pod boisko. Ale nie znaczyło to, że Dario dał spokój. Walka trwała i na razie nie wiadomo było, kto wygra.
Czarna Mamba widząc, że sytuacja na razie jest opanowana wróciła do sztabu.
Tam wezwała osoby odpowiedzialne za rekrutacje nowych kadetów do jej wojsk.
- Najpóźniej za trzy dni, mam mieć co najmniej 50 ludzi po wstępnych szkoleniach. Wybierajcie tych, którzy znają sztuki walki lub umieją prowadzić pojazdy. Dogłębne szkolenie przejdą już w walce.
- Tak jest – powiedziała kapitan werbowników.
Czarna Mamba poszła do siebie do pokoju i stwierdziła, że musi się umyć. Była cała umazana we krwi, wytarzana w błocie, miała podarte ubranie, a włosy przypominały gniazdo.
Kiedy przebierała się już w nowy kombinezon i miała właśnie wrócić na granicę walk, przyszedł do niej kolejny liścik.
„Chce ci powiedzieć, że jak się rozbierasz na piętrze, to zasłaniaj okna. Jestem tak blisko, że nie mogłem się oprzeć i trochę cię podejrzałem. Twój oddany Dario.”
- Kretyn! – wrzasnęła i spuściła rolety.
Ochłonęła.
- Rzeczywiście jest za blisko. Musi wrócić do siebie. Chrzanie boisko, niech sobie je weźmie, ale niech mi nie zagląda w okna! 

kolejny odcinek 24 września

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"