Wielka gra - odc.7


Zawody
Koniec sierpnia na obrzeżach Czarnej Mamby był przeznaczony na kilkudniowe igrzyska rozgrywające się między jej ludźmi o bardzo dużą kasę. Oczywiście zwykli obywatele też mogli w nich startować o ile przeszli eliminacje. A warto było stanąć do rywalizacji, gdyż wygrana sięgała stu tysięcy złotych za pierwsze miejsca, osiemdziesięciu tysięcy za drugie i pięćdziesięciu za trzecie miejsce. A medale i pieniądze można było zdobyć w pięciu konkurencjach rozgrywających po jednym na dzień.
Pierwszego dnia zawodnicy biegli przez wyznaczony dziesięciokilometrowy odcinek w mieście, naszpikowany  przeszkodami i pułapkami. Oczywiście kibice przyglądali się temu z okien domów lub w miejscach wyznaczonych na chodniku. Drugiego dnia rozgrywał się konkurs strzelecki na polach za miastem. Używano łuków, proc i kusz. Tam ustawiano trybuny, które w dniu rozgrywek pękały w szwach.
Trzeciego dnia zapaśnicy – bokserzy walczyli o medale w amfiteatrze, w specjalnie zrobionych ringach. Walka toczyła się między wszystkimi uczestnikami na raz. Była tylko jedna zasada, trzeba było walczyć jeden na jednego. Jeżeli chwilowo nie było przeciwnika należało poczekać, aż ktoś wygra walkę i dopiero wtedy go zaatakować. Wygrywała trójka najwytrwalszych zawodników. Czwartego dnia kobiety walczyły między sobą, pokazując swoje umiejętności w różnych sztukach walki, zasady były analogiczne do tych z dnia poprzedniego. Ostatniego dnia nie było walk ludzi tylko maszyn. Spece od techniki i broni wystawiali swoje roboty, które walczyły między sobą używając bomb, robiąc zasadzki i strzelając do siebie. Ze względu na bezpieczeństwo trybuny amfiteatru były oddzielone od sceny kuloodporną szybą. A na scenie ustawiano atrapę miasta (wymyślonego przez specjalnych konstruktorów), gdzie roboty te, zdalnie sterowane przez właścicieli, musiały przejść określoną trasę i nie zostać wyeliminowanymi z gry przez inne maszyny.
A to wszystko było organizowane przez Czarną Mambę, która na turystach zarabiała grube miliony. Do jej części miasta zjeżdżali ludzie z różnych zakątków polis, ale i z innych krajów położonych na Wielkim Kontynencie. Każdy kto coś znaczył w cywilizowanym świecie przybywał na to widowisko.
Ludzie ze świata polityki, rozrywki i dziennikarze, każdy chciał tu być. Bo oprócz zawodów odbywało się w tym czasie mnóstwo mniej znaczących imprez sportowych dla turystów, loterie fantowe, a także cała masa innych atrakcji.
Ale najważniejsze było wielkie otwarcie, do którego przygotowywali się obywatele obrzeży i którzy występowali jako pierwsi w amfiteatrze, pokazując swoje umiejętności taneczne i akrobatyczne.
Czarna Mamba jako gospodarz pojawiała się na zdjęciach i filmach przodujących mediów całego świata.  Niestety, ku wielkiemu żalowi dziennikarzy, nigdy nie udzielała wywiadów. Z resztą to był jedyny moment, gdy mogli tutaj przebywać. Na co dzień ta grupa zawodowa miała zakaz wstępu na obrzeża, a złapany na jego łamaniu od razu stawał się niewolnikiem bez prawa wykupu.
I wszystko było przygotowane i zapięte na ostatni guzik, ale…
Przez Daria wszystko mogło runąć, gdyż odmówił Czarnej Mambie kilkudniowego rozejmu. Mało tego, powiedział, że będzie tak głośno strzelał z dział, że zagłuszy najgłośniejszy tłum kibiców. Czarnej Mambie nie pozostało nic innego, jak poprosić sąd w Ósemce o pomoc.

Czarna Mamba i Dario
Stanęli przed salą rozpraw i spojrzeli na siebie.
- Jeszcze możemy się dogadać – powiedziała do niego ugodowym tonem.
- Zapomnij, nie mam zamiaru iść ci na rękę.
- Przecież wiesz, że to dla mnie najważniejsze wydarzenie.
- Wiem i dlatego ci go popsuję.
- Odkąd walczymy nigdy mi nie odmówiłeś.
- Ale nigdy też nie straciłem tyle ziemi! – krzyknął – co ty sobie myślisz?! Że tylko powiesz, że czegoś chcesz i od razu to masz?! Figę! – pokazał jej pięść.
- To ty wszystko zacząłeś! – krzyknęła.
- Niby co?!
- Ty już wiesz co!
- Nie wywlekaj spraw sprzed kilku lat. Bo to głupie. Nasze rodziny od dziesięcioleci się nie trawią, a ja tylko wytrwale podtrzymuję tę tradycje.
Drzwi od sali rozpraw otworzyły się i urzędnik zaprosił ich na salę.
- Panna Malwina Czerwonoziem – odezwał się główny sędzia - oskarża pana Dariusza Busz o utrudnianie  zorganizowania zawodów, które mają miejsce na ziemiach należących do niej. Pan Dariusz grozi, że nie zaprzestanie działań zaczepnych i że sprawa bezpieczeństwa turystów, jest dla niego drugorzędna.
- O nie wysoki sądzie, tego nie powiedziałem – zaperzył się Dario.
- Nie? – sędzia spojrzał na niego znad okularów – w takim razie zarzuca pan kłamstwo pannie Malwinie.
- Oczywiście. Powiedziałem, że będę strzelał z armat żeby zagłuszyć zawody. Nie powiedziałem jej, że mam zamiar z nią walczyć w tych dniach. Znam prawo i wiem, że nie mogę narażać turystów na masowych imprezach.
- Nie mniej jednak panie Dariuszu – odezwał się sędzia – strzelanie z armat, gdy wokół są ludzie nieznających realiów polis może spowodować ich panikę i poczucie zagrożenia.
- To już problem Malwiny, nie mój.
- Zatem nie podpisze pan dobrowolnie rozejmu na czas igrzysk?
- Nie.
- Zatem podpisze go pan z wyroku sądu.
Dariusz zrobił się czerwony na twarzy.
- Z jakiej racji! Nigdzie nie jest napisane, że na obrzeżach musi być spokój bo przyjechali obcy ludzie. Tylko tereny wewnętrzne…
- Młody człowieku – odezwał się sędzia – kiedy w grę wchodzą odwiedziny głów państw z poza polis  lub innych ludzi ze świata polityki, te igrzyska nie są już tylko sprawą obrzeży, a całego polis Czerwonych Ziem. Na pana rację zgodziłby się sąd, gdyby ta rozprawa toczyła się trzy lata temu, bo była to tylko lokalna rozrywka, ale niestety dla pana, od dwóch lat jest to impreza o oddźwięku  międzynarodowym.
Dario wściekł się, ale wiedział, że znowu przegrał. Tak naprawdę nie sądził, że Czarna Mamba rzeczywiście złoży sprawę w sądzie.
Sędzia zwrócił się teraz do Czarnej Mamby.
- Ale i panienka nie ma prawa rozbić jakichkolwiek ruchów militarnych w stronę pana Dariusza Busz.
Dziewczyna potwierdziła to podpisem pod dokumentem. Dario przez chwilę się wahał, ale wiedział, że nie ma wyjścia.
Sąd wstał.
- Zamykam rozprawę.
Zostali sami.
- Kiedy minie czas rozejmu strzeż się – zagroził.
- Nie strasz, nie strasz, bo się… - nie dokończyła, bo złapał ją pod ramiona i podniósł na wysokość swoich oczu.
- Strzeż się, bo skończyłem z tobą zabawę w zajmowanie domków. Uderzę bezpośrednio w ciebie i pokażę ci, gdzie jest miejsce kobiety w szeregu.
- Puść mnie – wycedziła.
Zabrał ręce, a ona spadła na podłogę, na szczęście nie obiła się zbyt boleśnie. Roztarła pośladki i powiedziała.
- Nic mi nie zrobisz. Mnie kodeks nie obowiązuje.
- Zobaczymy – Dario odwrócił się od niej i ruszył do wyjścia, usłyszał jeszcze, jak ona cicho do siebie mówi.
- Co mi miałeś najgorszego do zrobienia, już zrobiłeś.
Odpowiedział jej nawet się nie odwracając.
- Chciałaś się bawić we władcę obrzeży, to należało przewidzieć tego wszystkie  konsekwencje. Bo przecież kodeks cię nie obowiązuje, więc wszystkie chwyty dozwolone. Cześć!

Patryk
Czarna Mamba zadbała o to, żeby nie pracował w urlop i ściągnęła go do siebie na obrzeża. Załatwiła mu najlepszy hotel, który stał najdalej od działań zbrojnych. Poza tym zaprosiła go na zawody i dała wejściówki dla VIP –ów. Był już całkiem majętny, ale nie aż tak żeby móc wchodzić gdziekolwiek jako wyróżniony. Ale kiedy jej to powiedział, wściekła się i dała długi wykład o przyjaźni i tak dalej i tak dalej.
Siedział więc koło niej i oglądał otwarcie zawodów. Trybuny były wypełnione po brzegi, a ponoć i na zewnątrz mnóstwo ludzi oglądało to na wielkich telebimach.
Był wstrząśnięty rozmachem imprezy i musiał przyznać, że w duchu nawet był jej wdzięczny za to, że będzie mógł wszystko oglądać na własne oczy i to w tak komfortowych warunkach.
Później Czarna Mamba chciała go wyciągnąć na bankiet, ale powiedział jej, że jak na jeden wieczór, to ma dość wrażeń. Myślał, że będzie się upierać przy swoim, ale nie, życzyła mu dobrej nocy i razem ze swoim rodzeństwem udała się na raut.
Patryk wrócił do pokoju hotelowego i z ulgą rzucił się na łóżko.

Ruda Mysz i Adam
Dziewczyna siedziała w swojej klitce i odpoczywała po wyczerpującym treningu, który miał jej wzmocnić zmysł równowagi. Trenerzy na szczęście znudzili się znęcaniem nad nią i teraz rzetelnie wywiązywali się ze swoich zadań. Bardzo im się nie podobało to, że ona ma wstęp do sali audiencyjnej, a oni nie, ale Ela wybiła im z głowy jakiekolwiek zagrywki wobec małej. Ruda Mysz siedziała tak blisko Adama, że od razu zauważyłby, jakieś zmiany w jej nastroju.
Usłyszała pukanie.
- Kto tam?
- Ja – odezwała się Ela.
- Wejdź.
Opiekunka weszła i na stoliku położyła kopertę.
- Twoja pierwsza wypłata za udane zadanie. Ale pamiętaj na przyszłość, że za partactwa pan nie płaci – i wyszła.
Ruda Mysz sięgnęła po kopertę i zajrzała do środka. Tylu pieniędzy naraz nigdy nie widziała. A było tam tylko dwa tysiące złotych. Kiedy była w domu nie dostawała gotówki większej niż sto złotych, a potem żadnej nie widziała, dopiero teraz. Dostała wypłatę za coś, co było tylko ślepym szczęściem.
Ponownie się popłakała. Nie zasłużyła na tą wypłatę.
Drzwi otworzyły się nagle i stanął w nich Adam. Wracał z pierwszego dnia zawodów u Czarnej Mamby i gdy przechodził koło klitki Rudej Myszy, usłyszał jej płacz. Zirytował się, bo przecież nie miała na co narzekać. Dał jej dach nad głową, dał jedzenie i pieniądze, więc czemu wciąż płakała?
Dziewczyna widziała, że pan jest niezadowolony, ale nie znała przyczyny tego stanu. Stanęła na baczność i skłoniła głowę.
- Czemu płaczesz? – zapytał zimnym tonem.
Wiedziała już, że nie mogła go okłamywać, bo od razu by o tym wiedział.
- Nie zasłużyłam na te pieniądze panie.
- Czemu tak uważasz?
- Bo ja nic nie zrobiłam, to po prostu tak wyszło. Żadna ze mnie złodziejka, to był po prostu łut szczęścia.
Stał nad nią i patrzył z góry.
- Nie ma znaczenia w jaki sposób ci się udało, ważne że dostałem to co chciałem. I zamiast płakać, ciesz się z pierwszego zarobku, jeszcze kilka razy mi się przysłużysz, a kto wie, może zdejmę ci bombę z ręki.
Spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Naprawdę?
Nawet nie zwróciła uwagi na to, że to było nieprzepisowe. Nie powinna tego robić bez jego pozwolenia.
A Adam stwierdził, że Ruda Mysz ma ładny uśmiech i że jej twarz wtedy jaśnieje.
- Naprawdę, co? – zapytał surowo.
- Naprawdę panie? – zreflektowała się i spuściła głowę. Znowu usłyszał, że pociąga nosem. Domyślił się dlaczego.
- Nie będę cię karał za to spojrzenie. Jesteśmy u ciebie w pokoju, więc mogę uznać, że czujesz się tutaj swobodniej niż gdzie indziej.
Pokiwała głową i powiedziała cicho.
- Dziękuję panie.
Adam odezwał się jeszcze.
- Skoro już tu wszedłem, to od razu dam ci kolejne zadanie, a raczej wyślę cię na dodatkowe szkolenie do pracownicy mojego brata.
Ruda Mysz przestraszyła się, bała się Michała, bo był niemiły i pamiętała co chciał jej zrobić. Adam zauważył, że dziewczyna cała drży.
- Nie bądź głupia – parsknął – nie chodzi o prostytucję, a o sztukę ukrywania się. Marta jest specjalistką od takich spraw. Masz tutaj adres – położył na stoliku kartkę papieru – miłej nocy.
I wyszedł.

Czarna Mamba
Była zadowolona i uśmiechała się do siebie. Kolejny sukces, kolejne pieniądze, kolejny zakup broni. Tak, te igrzyska, to był strzał w dziesiątkę, dzięki któremu było ją stać na drogie sprzęty batalistyczne. Jej część miasta tętniła życiem i dudniła od hałasu, a po stronie Daria trwała błoga cisza. Było tak, jak powinno być. W tym roku przyjechało mnóstwo gości z zagranicy, a jej ludzie dbali o ich wygodę i komfort. Gdyby jeszcze mogła tylko zamknąć za kratkami wszystkich dziennikarzy i fotografów, było by idealnie. Ale nie mogła tego zrobić, to była cena za sławę Igrzysk. Siedziała w centralnym punkcie trybun niczym królowa i łaskawym gestem pozdrawiała skandujący tłum. „Chleba i igrzysk.” – pomyślała – „Poddani przez te kilka dni będą mnie wielbić i nie będą pamiętać o braku bezpieczeństwa, czyścicielach i ciągłych walkach na granicy. Jak niewiele im potrzeba jest do szczęścia.”

Celina i Czarna Mamba
Filip dostał od ojca kilka dni wolnego i pojechał z Celiną na obrzeża na Igrzyska. Na początku wzbraniał się, bo nie znali się jeszcze na tyle żeby gdzieś razem wyjeżdżać. Ale spotkał w Czerwińsku Michała, który powiedział mu, że tu nie góry i że jak dalej będzie się trzymał swojego grafiku, to jego siostra w końcu go rzuci.
Mimo, że przyszło mu to z trudem, to jednak zgodził się spędzić z nią czas u Czarnej Mamby. Nie zgodził jednak na wspólny pokój. Dziewczyna nie naciskała, bo była zbyt uradowana tym, że on złamał dla niej zasady.
Starsza siostra oczywiście uśmiała się z dobrego wychowania chłopaka, ale przygotowała im dwa sąsiadujące ze sobą pokoje, tak na wszelki wypadek.
Ale nawet ona straciła mowę, kiedy spytał, czy są one zamykane na klucz.
Celina próbowała siostrze to wszystko wytłumaczyć, ale ta śmiała się do łez za każdym razem, jak rozpoczynała zdanie od – U Filipa w górach…
- Czego on się boi? Że go w nocy odwiedzisz? – parskała Czarna Mamba.
- Proszę cię, nie śmiej się. Oni są tam bardzo zasadniczy.
Siostra otarła łzy z oczu, parsknęła jeszcze kilka razy i powiedziała.
- Ja też się zgadzam, że jakieś zasady powinny obowiązywać, ale to – znowu zaśmiała się w głos – to już przesada.
- Proszę cię siostra, on mi się naprawdę podoba.
- No dobrze, dobrze, dam mu klucz – próbowała się opanować, ale znowu parsknęła – ha ha ha i pas cnoty.
Celina machnęła na nią ręką i poszła szykować się do wyjścia na rozgrywki.
Do pokoju wszedł niewolnik i wręczył jej liścik napisany własnoręcznie przez Filipa.
„Jakie to romantyczne.” – pomyślała, ale kiedy go przeczytała zrobiła kwaśną minę. Chłopak poinformował ją, że musi udać się na trybuny tylko w towarzystwie rodzeństwa, gdyż on stanął do zawodów strzeleckich.
Oczywiście mógł to zrobić, ale Celina zastanawiała się po co?
Miał pieniądze, pozycję i niczego mu nie brakowało, a  w igrzyskach stawali do walki ludzie, którzy bardzo chcieli wygrać, gdyż mogli sobie podreperować budżet. Żadne prawo nie zabraniało członkom rodów brania udziału w zawodach, ale było to trochę bez sensu.
Podzieliła się przemyśleniami z siostrą, ta odparła.
- Daj spokój, po prostu chce ci zaimponować.
- A jak wygra?
- Dostanie nagrodę i tyle. Będzie się potem chwalił wnukom.
Filip nie wygrał, ale znalazł się w pierwszej dwudziestce. Celina była z niego bardzo dumna.

Mario
Po tak dużym zwycięstwie należało zrobić porządek w mieście i posprzątać pobojowisko na polach. A poza tym musiał nowy teren zagospodarować, spotkać się z przedstawicielami nowych poddanych, przekazać zasady i określić podatki. A to wszystko było dosyć czasochłonne, więc przez kilka dni nie wracał do domu. Poza tym spotykał się z rożnymi specjalistami od finansów i budowy.
- Panowie – zaczął zebranie – miasto możemy uznać za bezpieczne i proponuję jego szybką odbudowę ze zniszczeń i zachęcenie ludzi do osiedlania się. Mogę uznać go już nie za obrzeża, ale za ziemię wewnętrzną i gdy tylko wszystko się ustabilizuje oddam je we władanie ojcu. Natomiast pozostaje problem nowych ziem, z których większość to pola i nieużytki.
- I dwie wsie – wtrącił główny inspektor budowlany.
- Raczej dwie osady – poprawił go główny architekt – w jednej trzydzieścioro w drugiej sześćdziesięcioro mieszkańców.
- Jak są położone względem siebie? – zapytał Mario – i jak są blisko nowej granicy.
Główny statystyk podniósł się i z pamięci wyrecytował.
- Mniejsza, jest położona kilometr stąd i ludzie zajmują się głównie sadownictwem. Można powiedzieć, rodzinny interes. A druga przylega do granicy, mieszkańcy również zajmują się sadownictwem.
- I jak im idzie? – pytał Mario.
- Dopóki byli w Dwójce, to jako tako, ale teraz muszą znaleźć nowe rynki zbytu.
- Czy da się tą większą wieś przerobić na miasto?
- Nie, wokół są same sady, które są warte grube miliony. Mieszkańcy nie zgodzą się na wycinkę.
Mario zastanowił się i powiedział.
- Główny architekt przestrzenny – mężczyzna podniósł się – będzie pan przewodził zebranej tu grupie. Za dwa tygodnie chcę mieć projekt nowego miasta o najlepszym położeniu strategicznym.
- Tak, jest – odparł mężczyzna.
- A naszym nowym sadownikom proszę wydać licencje i pozwolenie na handel owocami na terenie całych obrzeży.
- Tak jest.
- Zamykam zebranie.

Dario
Odwiedziła go piękna kuzyneczka z piątego pokolenia. Dziewczyna miała dwadzieścia lat, była blondynką o dużych, niebieskich oczach i promieniała niewinnością połączoną z seksapilem.
- Mówisz, że czemu przyjechałaś? – nie dowierzał Dario.
- Uciekłam z domu i chcę dołączyć do twojej ekipy.
- Oszalałaś?! – wykrzyknął – jesteś bogata, masz wszystko na wyciągnięcie ręki, a chcesz się z własnej woli taplać w błocie i dostawać lanie?
Pannica skrzywiła się lekko z niesmakiem, ale szybko odzyskała rezon.
- Przecież nie wszyscy walczą, na pewno potrzebujesz sekretarki.
- Ta, na pewno – parsknął Dario i odrzekł – dzwonię do twojego ojca i wracasz do domu pierwszym pociągiem z brzegu.
- Nie rób mi tego! Ja nie chcę wracać!
Mężczyzna zdziwił się, bo znając wuja, jakoś nie mógł go sobie wyobrazić jako tego, który doprowadza do rozpaczy młodą córkę.
Dlatego powiedział.
- A nie powinnaś raczej wybrać Maria? On jest starszy, ma więcej ziem, więc potrzebuje więcej ludzi.
- On jest żonaty!
„Bingo” – pomyślał Dario, kolejna kuzynka, która chciałaby go za męża. Ciekawiło go jedynie to, czy wuj o tym wiedział, czy to była jej samodzielna inicjatywa.
- Wydałaś się – powiedział zimno – chcesz mnie usidlić. Ale ci się nie uda, bo moje serce należy do tej jednej, jedynej.
- Która to?! – syknęła młódka i wykrzywiła twarz ze złości. Cała jej uroda pierzchła. Po prostu miał przed sobą rozkapryszoną i rozpieszczoną dziewuchę.
- Czarna Mamba – zaśmiał się Dario złośliwie, a dziewczynie zrzedła mina. Kobieta była dla niej nieosiągalna, ale gdyby tylko mogła, wydrapałaby jej oczy.
- Żartujesz?! – jej napędzany złością głos przeszedł w falset.
- Oczywiście, że tak – parsknął – ale nie mogłem się powstrzymać i chciałem zobaczyć twoją minę. Muszę przyznać, że żałuję, że nie miałem aparatu, bo gdybyś zobaczyła siebie, jak wyglądasz, dwa razy byś się zastanowiła zanim być pokazała światu swoją złość.
Po czym złapał ją pod ramię i poprowadził do wyjścia z budynku sztabu.
- Wracasz do domu. Moi ludzie osobiście dopilnują żebyś wsiadła w odpowiedni pociąg.
- Ale, ale – dukała dziewczyna – co jest ze mną nie tak?
- Wszystko – i przekazał ją komu trzeba.
To była piąta chętna w ciągu roku do zagięcia na niego parolu z dalszych linii rodu. Miał już tego lekko dosyć.



Ruda Mysz i Marta
Marta spojrzała na wystraszoną chudzinę i pomyślała, że ona też tak kiedyś musiała wyglądać. Ale nie znaczyło to jeszcze, że była zadowolona z dodatkowych zajęć, które będzie wykonywać po pracy. Nawet jeżeli pan Adam jej dobrze zapłaci.
- Tylko tydzień? – upewniła się.
- Tak – pisnęła Ruda Mysz.
„To będzie ciężki kawałek chleba” – pomyślała Marta –„zanim ta dziewczyna przestanie się trząść ze strachu minie pewnie ze dwa dni. A potem, co ja z nią niby zrobię, czego nauczę?”
- Mało – powiedziała głośno – ale zrobię co się da.
Ruda Mysz przytaknęła posłusznie. Ta elegancka kobieta budziła respekt, nawet jeśli nie należała do uprzywilejowanych. Miała coś takiego w głosie, że człowiek od razu jej się słuchał.
- Zatem przyjdź dzisiaj o 18 00, popołudnie i noc będzie w sam raz do szlifowania podstawowych umiejętności.
- Dobrze proszę pani – pisnęła Ruda Mysz.
- Ale już teraz dam ci zadanie – powiedziała poważnie Marta.
- Tak? – dolna warga Rudej Myszy zadrżała.
- Nie bój się, to nic strasznego – zapewniła ją szybko – po prostu chcę żebyś kupiła sobie w sklepie, czarne przylegające do ciała ubranie, rękawiczki i czapkę.
- Dobrze proszę pani – Ruda Mysz odetchnęła z ulgą.

Patryk
Wrócił po trzecim dniu igrzysk do pokoju hotelowego i z ulgą usiadł na łóżku. Był potwornie zmęczony przebywaniem przez cały dzień u boku Czarnej Mamby. Gdzie się nie pojawili, tam od razu jak grzyby po deszczu wyrastali fotografowie i oślepiali go fleszami aparatów. A dziennikarze nie mogąc zbliżyć się do niej, usiłowali jego namówić na wywiad i wciąż zadawali mu pytania. Lojalnie nie odpowiedział na żadne z nich. Jedynie momenty spędzone w prywatnej loży były nieco spokojniejsze, gdzie mógł się skupić na oglądaniu zawodników. Chociaż dla niego oglądanie mordobicia nie było żadną przyjemnością. Ale obserwował też ludzi na trybunach. Byli zachwyceni i kibicowali nieprzerwanie przez całe pięć godzin. Bo po taki czasie skończyły się ostatnie walki. Potem cały tłum wyległ na ulicę i bawił się pijąc, bijąc się, tańcząc i śpiewając do białego rana.
On zaraz po zawodach chciał wrócić do hotelu, ale Czarna Mamba zabrała go na kolację ze swoimi ludźmi. Widywał jej kompanów i nawet kilkoro z nich rozpoznawał, ale nigdy nie widział ich wszystkich na raz . A towarzystwo było bardzo różnorodne w ubiorze, fryzurach i wieku. Ale mieli jedną cechę wspólną. Byli okrutni i bezwzględni. I Patryk miał nawet okazję zobaczenia na własne oczy, jacy są w swoim „naturalnym” środowisku. W restauracji, którą zajęli, pracowało kilka miejscowych dziewczyn i kiedy towarzystwo trochę sobie wypiło, to zawołali je wszystkie i zażądali zabawiania ich tańcem i śpiewem. Dziewczyny były wystraszone i nieporadnie usiłowały spełnić ich życzenia. A kiedy nie znalazły aprobaty wśród mężczyzn, zaczęły się niewybredne żarty, a potem zastraszanie.
Patryk spojrzał z wyrzutem na Czarną Mambę, ale ta w ogóle na to nie zwracała uwagi, zbyt zajęta rozmową ze swoimi oficerami.
W końcu jej powiedział  w czym rzecz, a ona spojrzała na niego bardzo zdziwiona. Nie mieściło jej się w głowie, żeby ktokolwiek mógł się przejmować losem jakiś tam kelnerek. Ale widząc pełen nagany wzrok Patryka, przywołała ludzi do porządku, mówiąc, że podczas igrzysk wszyscy powinni zachowywać się bez zarzutu.
A teraz siedział w pokoju hotelowym i zastanawiał się, czemu ludzie są tacy dla siebie niedobrzy. Czemu świat siedmiu polis był tak okrutny i tak poukładany, że tylko część ludzi mogła żyć bez lęku o dzień jutrzejszy. Nawet on, gdyby zabrakło w jego życiu Czarnej Mamby, nie mógłby się czuć bezpiecznie.
To  było przykre.

Michał
Na Ziemie Niczyje przyjechał zdezelowanym Gazikiem, który był najodpowiedniejszym środkiem transportu w tym miejscu. Był to stary grat, więc nikt się by na niego nie połasił, a po drugie Michał chciał wtopić się tło. Znajdował się w jakiejś wiosce bez nazwy, która słynęła tylko z tego, że odbywało się tu wiele nielegalnych interesów. Watażka Igor, który był tu niepodzielnym władcą, który od pięciu lat płacił regularnie trybut jego rodzinie,  od dwóch miesięcy nie dał ani złotówki. Michał musiał się dowiedzieć czemu tak się stało. Mógł oczywiście przyjechać tutaj oficjalnie i wymusić posłuszeństwo siłą, ale to było krótkotrwałe rozwiązanie. Igor szybko by znalazł sobie nowego zwierzchnika.
Michał wysiadł z samochodu i rozejrzał się ciekawie. Niestety, nic się tutaj nie zmieniło. Jedna ulica i kilkanaście domów, różnej wielkości i maści, a w zasadzie kilkanaście ruin i jeden porządnie wymurowany dom. Miejsce zamieszkania Igora i jego świty. Dom przypominał klocek i nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale otoczony był imponującym dwumetrowym murem, a w bramie stało czerech uzbrojonych po zęby drabów.
Ale Michał nie zamierzał tam się dostawać. Przeszedł przez ulicę i usiadł przy stoliku miejscowego baru. Było gorąco, więc właściciel przybytku gościł ludzi na zewnątrz. O 11 00 przed południem, nie było zbyt wielu amatorów picia, więc mężczyzna bez trudu znalazł miejsce. Zamówił piwo i udawał ogrodnika z okolic. Nawet się trochę przybrudził, żeby wyglądać, jak ktoś, kto właśnie wrócił z targu i przed powrotem do domu, chciał odpocząć i się napić.
Słuchał uważnie co mówili nieliczni ludzie siedzący w barze i czekał na zmianę warty przy bramie Igora. Domyślał się, że żołnierze watażki, po służbie w tak upalny dzień, będą tutaj gasić pragnienie. I intuicja go nie zawiodła. W okolicach 12 00 godziny, czerech drabów zawitało w knajpie.
Michał zmówił drugie piwo i wytężył słuch.
- Nie pijcie za dużo, bo na bank jeszcze dzisiaj szef nas wezwie – powiedział jeden z żołnierzy.
- Co się z nim ostatnio dzieje? – zastanawiał się drugi.
- Chodzi jakiś niespokojny  - dodał trzeci.
- Też byś chodził gdybyś nie wiedział, co zrobić.
- A co niby się dzieje? – zapytał czwarty.
- Nie wiem – odparł drugi – mnie się nie zwierza, ale coś go ekscytuje. No i większość ludzi posłał na południe.
- Przecież tam nic nie ma – zdziwił się czwarty – jedynie pagórki i chyba jezioro, czy rzeka?
- Niby tak, ale ludzie tam jeżdżą i nie wracają – mruknął pierwszy.
Michałowi to wystarczyło. Zapłacił rachunek i poszedł do samochodu.
Odjechał kawałek za wioskę i połączył się ze swoimi ludźmi. Pół godziny później jechał z pięcioma z nich na południe, zamaskowanym samochodem najnowszego projektu Patryka.

Celina
Spojrzała w lustro w swojej łazience i powiedziała sama do siebie.
- On ci się podoba.
Nawet nie drgnął jej kącik ust. Spróbowała jeszcze raz.
- Podoba ci się, jest interesujący i inny niż miejscowi chłopcy.
Znowu zero reakcji na twarzy.
- Jest tak jak ty, z pierwszego pokolenia, jest więc bardzo, bardzo wartościowy.
Wykrzywiła usta i parsknęła.
- Kogo ja oszukuję. Nie wytrzymam z nim ani minuty dłużej. Nie dotrwam do dwudziestej randki.
Pomalowała oczy i podjęła dialog.
- Zerwę z nim – oznajmiła swojemu odbiciu, a potem zrobiła smutną minę – nie mogę z nim zerwać, bo on jest taki zaangażowany.
Uczesała się.
- Gdyby chociaż miał poczucie humoru. A jedynie co on ma, to poczucie, ale honoru i nic więcej. Jak ja mogłam dać się poderwać takiemu nudziarzowi?
Założyła zwiewną różową sukienkę na cienkie ramiączka i przyjrzała się sobie. Dołożyła srebrny wisior i długie kolczyki. Mrugnęła do siebie zadowolona.
- Malwina zaprosiła nas dzisiaj do klubu na tańce. Dam mu ostatnią szansę. Jak będzie się zachowywał, jak sztywniak, to z nim zerwę. Ale jak będzie ze mną dużo tańczył, to jest nadzieja, że po dwudziestej randce będzie mnie trzymał w ramionach.

kolejny odcinek 21 września

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka