Wielka gra - odc.4


Ruda Mysz
Leżała w swojej klitce na łóżku i zakryła twarz dłońmi. Nie chciała żeby ktoś słyszał, jak płacze. Ludzie pana byli bardzo ciekawscy i na pewno od razu by weszli i spytali się jej, co się stało.
A ona była zrozpaczona i strasznie się bała. Jej marne życie było nic nie warte. A jej być czy nie być zależało od pana. Była nikim, bo jej nigdzie nie dopasował. Ale najbardziej płakała wtedy, gdy po raz kolejny docierało do niej, kogo okradła. To był cud, że oni jej nie zabili. Nie rozumiała tego, bo w tym świecie za podniesienie ręki na silniejszego kończyło się wyłącznie na szafocie.
A jednak nadal żyła, chociaż nie była pewna jutra. Bo skąd mogła wiedzieć, czy ten ponury człowiek tylko nie odroczył wyroku, a kiedy stanie się bezużyteczna po prostu każe go wykonać?
Nie po to uciekała w góry, żeby znowu być wśród tak wielu okrutnych ludzi.
Mimo, że wizja pustego żołądka wciąż była żywa w jej głowie, chciała tam wrócić.  Właściwie to znalazła się tam, bo chciała dołączyć do nowej wioski, gdzie ukryli się ludzie przed tyranią rodów i watażkami z Ziem Niczyich.
Gdyby nie ta bransoletka z bombą, raz dwa by znikła i od razu się tam udała.
Powiedział jej, że kiedyś jej to zdejmie, ale czy można było mu wierzyć?
Nakryła się kołdrą i cicho płacząc w końcu zasnęła.
 
Patryk i Czarna Mamba
- Zrobisz mi dziecko? – spytała na wstępie ich spotkania w pubie.
- Nie – odparł krótko.
- Ale ja bardzo bym chciała – przymilała się.
- Nie.
- Dlaczego? – spytała lekko obrażona.
- Bo to bez sensu. Po co ci ze mną dziecko?
- Bo jesteś jedynym facetem, który się mnie nie boi? – fuknęła.
- No i dlatego właśnie ci odmawiam – zaśmiał się serdecznie i poklepał przyjaźnie po ramieniu.
Inny człowiek straciłby już rękę, ale to był Patryk i takie poufałe gesty uchodziły mu płazem.
- To co ja mam zrobić?
- Wyjść za mąż, za któregoś z kuzynów albo z innego polis.
Uderzyła dłonią w stół, aż zabrzęczały szklanki.
- Oszalałeś? To beznadziejne. Jakbym wyszła za któregoś z kuzynów, to on by podniósł sobie i rodzinie rangę, a potem się tym puszył do końca życia. Mało tego musiałabym zrezygnować z tego co robię, bo na pewno by mu się to nie podobało.
- Chyba nie dziwnie? Skoro masz być żoną, to nie powinnaś latać i się narażać.
- Tak, tak, tak – mówiła skwaszona – tylko siedzieć w domu i pachnieć. No i mieć dzieci.
- Przecież od początku rozmowy mówisz, że chcesz dzieci, to co się tak na to wściekasz?
- Ale ja chce mieć dzieci i robić to, co robię. A ty nie miałbyś nic przeciwko temu, prawda?
- No coż… - zaśmiał się.
- Wszyscy jesteście tacy sami – burknęła.
- To może wyjdź za kogoś z równych rangą z innych polis?
- Żartujesz?!!! – krzyknęła – musiałbym przejść do ich rodziny i nici z zabawy na obrzeżach.
Zamilkła na chwilę, po czym dodała.
- Czy ty nie rozumiesz, że jako kobieta mam przekichane? Jeżeli chcę robić to, co robię i mieć dzieci, to muszę sobie je zapewnić u ciebie.
- Ale wiesz, że wtedy one nie będą uprzywilejowane?
- No i co z tego? Przecież ty też nie jesteś i żyjesz?
Patryk spojrzał na nią pobłażliwie.
- Nic nie wiesz o naszym życiu – mruknął.
- Czyżbym skazywała moje dzieci na coś złego? Aż tak ci źle?
Czarna Mamba nakręciła się i teraz musiał postępować bardzo ostrożnie.
- Jest mi bardzo dobrze i ludzie mieszkający w ziemiach wewnętrznych też nie mają na co narzekać.
- Ha!
- Ale…
- Ale…?
- Ale jeżeli miałbym możliwość dania dzieciom to co najlepsze, czyli w twoim przypadku przywileje, to bym ich tego nie pozbawiał.
Dziewczyna popatrzyła na niego zachmurzona.
- Nie lubię jak jesteś taki mądry.
- Mogę coś jeszcze dodać?
Skinęła głową.
- Jak się zakochasz, to twoje obrzeża będą najmniej ważne, jak urodzisz dziecko też. Po prostu jeszcze nie spotkałaś swojego przyszłego męża.
- Już ty lepiej nic nie mów – stuknęła swoją szklanką o jego i wypiła piwo do dna – jeszcze po jednym, co?

Mario
Po trzech dniach na froncie w końcu wrócił na chwilę do domu. Mimo, że zajmował się obrzeżami, to nie mieszkał tam z rodziną. Kupił dom na ziemiach wewnętrznych, ale niedaleko granicy, tak żeby w godzinę móc być na miejscu.
Dom był położony wśród pól, które uprawiała jego żona. Oczywiście rękoma pracowników, sama bardziej zwracała uwagę na otaczający budynek ogród. Dom był duży i piętrowy.  Z jednej strony był ganek z kolumnami i małym balkonem na piętrze.  Z drugiej strony wychodziło się na zalany słońcem taras, na którym stała huśtawka ogrodowa, a także stół i krzesła, gdzie lubił siadać po południami z żoną na herbatce. Ola, bo tak miała na imię, była kuzynką z szóstego pokolenia i poznali się na jednym ze zjazdów rodzinnych. Byli młodym małżeństwem, zaledwie dwa lata po ślubie, ale dorobili się już córki. Malutka dziewczynka miała sześć miesięcy i była oczkiem w głowie Maria.
Kiedy wszedł do domu, zamiast do łazienki od razu poszedł do pokoiku małej.
- Gdzie brudasie – upomniała go żona – wyglądasz, jakbyś się przedzierał przez bagno.
Dopiero wtedy spojrzał na siebie, jak wygląda.
Rzeczywiście miał na sobie mokre i ubłocone ubranie, gdyż na obrzeżach padał deszcz.
- Nie przez bagno, tylko przez kałuże – oznajmił i cmoknął ją w policzek.
- Nie ma znaczenia, w takim stanie nie będziesz brał dziecka na ręce. Marsz do łazienki – zadyrygowała małżonka.
Nie było go trzy dni, a miał wrażenie, że minęły wieki.
Z ulgą położył się w gorącej wodzie. Po kilku minutach przyszła do niego Ola i usiadła na brzegu wanny.
- Jakie wieści z frontu? – w zasadzie nie musiała się interesować, ale uważała, że powinna.
- Na razie nie jest źle, zdobyliśmy dwa budynki, ale mamy zamiar zając ich około setki.
Ola w zdziwieniu aż westchnęła, on się roześmiał.
- A co ty myślałaś? Że będziemy tylko tak sobie się bić?
- Mój ty bohaterze – ucałowała go w czoło.
Skorzystał z okazji i złapał ją w pół i wciągnął do wanny. Piszczała, że zachlapią całą łazienkę i że ma na sobie ubranie. Z drugim problemem poradził sobie bardzo szybko, a pierwszym po jakimś czasie zajęła się służba.
Później, kiedy leżała w jego objęciach i przytulała się mocno, on głaskał ją lekko po plecach i rozmyślał.
„Mój ty bohaterze.” – powiedziała –„Jaki tam ze mnie bohater. Wszystko robi za mnie pierwszy oficer albo Dario. Nie powinna tak o mnie mówić. Ale z drugiej strony nigdy nie wyprowadziłem jej z błędu. Z resztą, jaki facet by się przyznał do porażki? Jaki facet chciałby widzieć zawód w oczach ukochanej?”
- Jesteś jakiś nieswój – mruknęła.
- Jestem zmęczony, bo przez dwa dni uciekaliśmy i dopiero ostatniego dnia udało nam się tę złą passę przełamać i ruszyć do ataku.
- To chyba dobrze?
- Źle, powinniśmy wycofywać się najwyżej dzień – udawał przed nią mądrego, ale w rzeczywistości nie wiedział, czy tak powinno być.
Ola ku jego uldze nie ciągnęła tematu. Uniosła się na łokciu i pocałowała go mocno.
- Nie ma co gadać o pracy – powiedziała – lepiej zajmijmy się sobą.
- Zgadzam się – odparł z ulgą Mario i wziął żonę w objęcia.

Adam
Siedział ze swoimi głównymi oficerami w sztabie gdzie wspólnie rozważali kolejne posunięcia w walkach. Adam miał dwóch zaufanych mężczyzn, byli jego kolegami ze szkoły. Razem grali w drużynie koszykarskiej i tam się zaprzyjaźnili. Okazało się, że chłopaki marzyli o tym żeby walczyć na obrzeżach, więc im to zapewnił.
Byli mu za to wdzięczni i wiernie mu służyli. Mimo, że ich relacje uległy zmianie, nadal cała trójka darzyła się ogromnym szacunkiem. I były to jedyne osoby z jego otoczenia, które mówiły do niego po imieniu.
Naradę przerwało pukanie do drzwi.
- Wejść! – krzyknął Adam.
Do środka wszedł żołnierz i zameldował.
- Jesteśmy gotowi, czekamy na twój rozkaz, panie.
Adam skinął głową.
- Możecie zacząć rekonesans, ale tak żeby ci z Wilczego Dołu się nie zorientowali.
- Przenikniemy, jak cienie – obiecał żołnierz.
- To na co jeszcze czekasz? – Adam podniósł znacząco brwi.
Mężczyzna znikł za drzwiami, a on mógł wrócić do rozmów o taktyce wojennej.

Dario
Siedział w swoim sztabie w wielkiej sali audiencyjnej całkiem sam i pił wódkę. Od wielu miesięcy nie stracił ani kawałka ziemi, więc utrata boiska doprowadziła go do wściekłości tak wielkiej, że jego podwładni kryli się przed nim po kątach w obawie, że może ich w afekcie nawet zabić.
Tymczasem mężczyzna dochodził w swoich rozmyślaniach do wniosku, że nie wściekał się dlatego, że utracił mały spłachetek ziemi, wściekał się, bo odebrała mu go baba. Baba!
Kto ją tu wpuścił, czemu jej ojciec na to pozwolił. Tak samo, jak ta z jedynki. Czy właśnie on musiał być otoczony przez baby? Szkoda, że jeszcze go nie zaatakuje ta trzecia - z siódemki. Parsknął i rzucił pustą butelką po wódce o ścianę.
- Dajcie mi jeszcze jedną! – wrzasnął.
Niewolnik wszedł z dobrze zmrożoną gorzałką i ogórkami kiszonymi.
Trząsł się jak galareta i miał nadzieję, że jego pan tego nie zauważy.
Na szczęście nawet nie zwrócił na niego uwagi.
Jakby dorwał Czarną Mambę w swoje ręce, to by ją udusił gołymi rękami.
Musiał się zemścić, musiał ją pokonać. Niech tylko skończy pomagać bratu, wtedy weźmie się za tę cholerę i pokaże gdzie jej miejsce.
Usłyszał delikatne pukanie.
- Wejść! – krzyknął.
Do środka weszli wykupieni przez niego żołnierze. Stanęli pod ścianą i mieli nadzieję, że szef potraktuje ich w miarę łagodnie. Ale wybrali sobie niezbyt dobry dzień na pokazanie się mu. Koledzy odradzali im to, ale ci się uparli, uważając, że skoro Dario za nich zapłacił, muszą się u niego pojawić.
Ten spojrzał na nich groźnie i warknął.
- Nie po to wam dobrze płacę, żebym to ja musiał was wykupywać z niewoli. Ile u mnie służycie?!
Powiedzieli coś niepewnie pod nosem.
- Ile?! – ryknął.
Odpowiedzi były różne, jedni mówili trzy inni cztery i więcej lat.
- Nie mam nic do waszej walki, raz ktoś wygrywa, raz przegrywa, ale nie ja jestem od płacenia za to, że daliście się złapać.
- Panie, ale czyściciele… - jęknął któryś, za co oberwał z pięści w nos. Krew trysnęła na wszystkie strony, żołnierz złapał się za twarz, ale nie uszył się z miejsca.
- Nie ma tłumaczenia! – chodził wzdłuż szeregu i patrzył na nich groźnie – nigdy się nie zdarzyło, żebym musiał płacić za cały oddział! Jest mi wstyd!
Zanim czyściciele przyszli mogliście chociaż próbować się uwolnić! I nie mówcie mi, że Czarna Mamba wciąż na was patrzyła. Znam ją i wiem, że zostawiła was związanych i poszła dalej!
Podwładni spuścili głowy i nic już więcej nie powiedzieli.
- Obliczyłem moją stratę i jeżeli w ciągu trzech dni nie oddacie mi całości, wszystkich was na pół roku zdegraduję  do roli służby – popatrzył na nich czekając na jakiś komentarz, ale nikt się nawet nie odważył zabrać głosu – i tak jestem łagodny, bo mogłem wam odebrać na zawsze wolność. A teraz wyjdźcie.
Kiedy oddział zniknął za drzwiami, Dario sięgnął po butelkę wódki. Upił kilka łyków i lekko się skrzywił.
Czasami zdarzało się, że szefowie wykupywali swoich podwładnych i nie żądali zwrotu kosztów w żadnej postaci, ale to dotyczyło pojedynczych przypadków, wiec nikogo nie dziwiło, łącznie z ukaranymi, że tak ich potraktował.

Michał
W odróżnieniu od walecznego rodzeństwa nie posiadał żadnej wyjątkowej posiadłości, którą by uznał za swoje centrum dowodzenia i dom w jednym.
Uważał, że pracę należy oddzielać od prywatności, dlatego biuro miał w jednej z kamienic niedaleko zamku brata, a mieszkanie kupił blisko granicy wewnętrznej, w niewysokim bloku. Mieszkanie nie było duże, miało trzy pokoje; sypialnię, salon i gabinet oraz kuchnię i łazienkę. Jedyną imponującą rzeczą był olbrzymi taras, na którym znajdowały się wszelkie potrzebne mu do życia wygody. Dużo zieleni, wygodne leżaki i ogrodowe fotele były ustawione wokół niewielkiego basenu. Gdzie niegdzie stały wiklinowe stoliki ze szklanym blatem. Michał lubił gości, dlatego miejsc do siedzenia i do postawienia jedzenia było sporo. Mieszkanie było urządzone z przepychem i pokazujące, że mimo, że jest małe, nie jest zamieszkane przez przeciętnego obywatela. Same obrazy wiszące na ścianach były warte kilkaset tysięcy.
Natomiast jego biuro było urządzone, jak… biuro. Schludnie, minimalistycznie, bez zbędnych dodatków. Pracowało dla niego kilkadziesiąt osób, ale większość z nich pozostawała w terenie. Na miejscu robiło pięć osób, w tym jedną z nich była sekretarka. Michał uważał ją za najlepszego pracownika pod słońcem, więc rozpieszczał ją nie tylko pensją, ale i przywilejami. Nikt nie mógł sobie pozwolić na spoufalanie się z szefem, tylko ona. Nikt nie chodził z nim na ważne spotkania, tylko ona. Nikt nie miał dostępu do tajnych akt, tylko ona. Tak, to nie była zwykła sekretarka, a super szpieg na emeryturze. O ile o kobiecie w wieku 34 lat można mówić emerytka. Niewiele osób wiedziało skąd ją wytrzasnął, ale jak pojawiła się kilka lat temu w biurze, tak pozostała i była najlepszą pracownicą ze wszystkich. Miała na imię Marta i jak na razie nikomu nie udało się wykryć, gdzie mieszka i co robi w wolnych chwilach. Robiono nawet zakłady o to, kto pierwszy odkryje tę tajemnicę.
Niektórzy uważali, że szef i ona są kochankami, ale to nie była prawda. Lubili się i szanowali, ale szukali innych cech u swoich wybraków. Michał gustował w pulchnych i głupiutkich dziewczynach, a Marta…, no cóż, niewiadomo.
Kiedy szef wszedł w południe do biura, ona siedziała za swoim niewielkim biurkiem i gapiła się w ekran. Spojrzała na niego i powiedziała z naganą w głosie.
- Powinien pan o siebie bardziej dbać, ile pan dzisiaj spał?
- Wystarczająco – uśmiechnął się do niej blado.
- Zaraz panu coś przyniosę, co pana postawi na nogi.
- Klin? – ucieszył się mężczyzna.
- Nie, ale mam taką oranżadkę…
- Żadnych narkotyków – upomniał.
- Nie dał mi pan dokończyć – uśmiechnęła się – oranżadkę z witaminami.
Wzdrygnął się i powiedział.
- Ohyda – i zamknął się w swoim gabinecie.
Po kilku minutach odezwał się przez interkom.
- Dwie poproszę.
Marta uśmiechnęła się triumfalnie i poszła do biurowej kuchni. Kiedy weszła do jego gabinetu, przyjrzał się jej uważnie. Była wysoka i smukła. Długie nogi podkreślała krótkimi spódnicami i butami na wysokich obcasach. Była dosyć ładna, ale jak na jego gust oczywiście za stara. Najwięcej uroku dodawał jej szeroki, piękny uśmiech. Była blondynką, a włosy w pracy spinała w luźny kok. Po pracy widział, że zawsze je rozpuszcza.
- Zakochałaś się – stwierdził.
- Nie – odparła nawet się nie zastanowiwszy.
- Owszem. Widzę to po twoim chodzie, jest płynniejszy niż zwykle.
Zaśmiała się cicho i pokręciła głową.
- Nie zakochałam się.
- No dobrze, podoba ci się ktoś – zgadywał.
- Nie, proszę pana, mam po prostu nowe i bardzo wygodne buty.
Zaprezentowała szpilki z miękkiej skórki.
Nie dał jej wiary, ale nie naciskał. Jak nie będzie chciała, to i tak mu nic nie powie. Ale zanim wyszła odezwał się z troską w głosie.
- Uważaj na siebie, bo wiesz...
- Wiem – odparła szybko i wyszła.

Ósemka
Na przełomie lipca i sierpnia w ósemce następował czas letnich spotkań biznesowych, politycznych, a co za tym idzie balów, rautów i mniejszych prywatnych imprez. W tych dniach obowiązywało bezwzględne zawieszenie broni między wszystkimi stronami walczącymi oraz zakaz szykowania jakichkolwiek pułapek czy planowania posunięć zbrojnych. Pokój trwał dokładnie osiem dni, więc można było to potraktować, jako wakacje. Drugi okres takiego spokoju następował zimą w karnawale.  Tyle że trał dłużej szesnaście dni. I były to dni nastawione głównie na zabawę, a mniej na politykę czy biznesy.  Latem było odwrotnie, najważniejsze były spotkania na szczycie, a kończyły się wyborem nowych władz miasta na kolejny rok.
W ciągu ośmiu dni dokonywano korekt granic, podpisywano pokoje i sojusze, często oparte na mariażach. W tym też czasie toczyły się rozprawy sądowe między rodami, a wielkie pieniądze z odszkodowań przepływały z rąk do rąk. Wyroki były nieodwołalne, a niezastosowanie się do nich, kończyło się dla przywódcy rodu śmiercią. Takie obostrzenia zniechęcały do łamania prawa.
Ósemka to nie było polis, tylko spore  miasto, zarządzane, jak było już mówione wyżej przez jeden ród, przez jeden rok, a potem dokonywano zmiany. Oprócz aglomeracji miejskiej, nie posiadała nic więcej. W rozmiarach było całkiem duże, ale mieszkało tam jedynie pół miliona ludzi. Imponowało za to nowoczesnością i najnowszymi technologiami ułatwiającymi ludziom życie. Po ulicach jeździły samochody napędzane atomowymi silnikami lub ładowane na kolektory słoneczne. Powietrze było czyste, ponieważ było zasilane przez ciepło bijące gorących źródeł płynących pod powierzchnią. W okolicy znajdował się park gejzerów oraz lecznicze baseny z wodą z samych trzewi ziemi. Dla tych, którzy korzystali z komunikacji miejskiej czekało szybkie metro albo zdalnie sterowane małe autobusy, w których każdy podróżujący miał miejsce siedzące. W centralnej części znajdowały się dwa ogromne parki, w których rosły rośliny z każdego państwa – miasta. Było tam również mnóstwo fontann, ścieżek zdrowia i placów zabaw. Z dwóch stron ósemki, na samej granicy funkcjonowały bazary, gdzie można było kupić wszystko od sznurka po samochód. Tutaj wpuszczano obywateli ze wszystkich polis. Mogli oni również zwiedzić miasto, ale tylko za zgodą urzędu miejskiego, wydającego dzienne przepustki. Wieczorem musieli opuścić miasto, ale i bazar. Złapane przez policję osoby dostawały karę chłosty i zakaz wstępu nawet na bazar na trzy lata i to bez wyroku sądu.
W ósemce mieszkali najbogatsi obywatele, którzy byli w stanie zapłacić najwyższy podatek byle zapewnić swojej rodzinie spokojnie i bez wojen życie. Tutaj też mieszkali co spokojniejsi przedstawiciele rodów, którzy chcieli tylko jednego, żyć wygodnie i bez stresu. Dlatego całe miasto było upstrzone dostojnymi pałacami i zamkami, które były otoczone ogrodami, ale przede wszystkim wielkimi płotami mającymi zapobiegać ciekawskiemu podglądaniu zwykłych ludzi.
Życie toczyło się tutaj utartym torem, bez większych sensacji. No chyba, że nadchodził czas zjazdu wszystkich klanów, wtedy miasto ożywało i bawiło się niemalże przez 24 godziny na dobę. Na ulicach było mnóstwo osób z prywatnej obstawy uprzywilejowanych. Jeździli po mieście super samochodami i motocyklami i szpanowali przed młodymi ludźmi z ósemki. Byli hałaśliwi i zajmowali najlepsze miejsca w lokalach i restauracjach, ale wiedzieli, że nawet im nie wolno przekraczać pewnych granic, więc mimo spotkań wrogich obozów, nie dochodziło do żadnych bójek. A gdyby doszło, bardzo szybko uczestnicy dostaliby dożywotni zakaz wstępu do ósemki. A tego żadne z nich nie chciało. Dlatego kończyło się zazwyczaj na rywalizacji w wyścigach i zawodach sportowych, które władze miasta organizowały specjalnie po to, żeby rozładować nadmiar napięcia między wrogimi sobie obozami. Natomiast ich szefowie, żeby nie doszło do żadnej jatki, mieli bardzo surowy kodeks dyplomatyczny, którego nikt nie łamał. Nie dlatego, że by coś im groziło, a raczej dlatego, miało by to niestraszne konsekwencje dla wszystkich i zniszczyłoby to porządek ustanowiony ponad pięćset lat temu.
Ale dzieci bossów czasami naginali te zasady żeby sobie podokuczać osobiście, ale tak żeby ojcowie o niczym się nie dowiedzieli.

Rodzeństwo Czerwonoziem
Przybyli do ósemki, jako jedni z ostatnich, ale nie musieli się martwić brakiem noclegu, bo rezydencja rodu miała wiele pokojów, a oni jako dzieci bossa mieli pierwszeństwo. Czarna Mamba i Adam przyjechali ze swoimi ludźmi, którzy ledwie przekroczyli granice miasta od razu oddzielili się od szefów. Michał nie miał swojego wojska, więc przyjechał tylko z żoną i córką.
Spotkali się przy głównym wejściu do pałacu. Budowla była imponująca, wybudowana trzysta lat temu w stylu klasycznym, nie raziła nadmiarem ozdób. Ale powalała na kolana wielkością. Trzypiętrowa budowla posiadała w swoim wnętrzu około trzystu pokoi dla rodziny i gości oraz połowę tego dla służby. W pałacu znajdowała się nie tylko sala balowa, ale i basen oraz kryty kort tenisowy. Na ścianach korytarzy zamiast pięknych obrazów wisiały mapki rozkładu pomieszczeń, żeby nikt się tu nie zgubił. Cały teren otoczony był parkiem naturalnym i dbano jedynie o to, żeby ścieżki nie znikły pod spadającymi jesienią liśćmi. Niedaleko wjazdu wybudowano garaże, gdzie służba ustawiała samochody, jak tylko właściciele opuścili ich wnętrze.
- Jak myślicie? Celina będzie? – spytała braci Czarna Mamba.
- A co? Nie kontaktowałaś się z nią? – zdziwił się Michał.
- Po jej ostatniej wizycie u mnie, raczej nasze stosunki się ochłodziły.
- A co jej zrobiłaś? – zapytał z drwiącym uśmieszkiem Adam.
- Nic – siostra przewróciła oczami – po prostu chciała mnie nawracać na jedyną, słuszną drogę dla kobiety, która prowadzi do robótek ręcznych i prania gaci.
Bracia roześmieli się,
- Mama nie pierze gaci ojca ani nie robi na drutach.
Czarna Mamba zirytowała się.
- Oj, wiecie o co mi chodzi. W każdym razie nie ugięłam się pod jej perswazją i się obraziła.
- Nic mi o tym nie mówiła – powiedział Michał – więc może to tylko tobie  się tak  wydaje?
- A ja wiem, za nią nie trafię – dziewczyna wzruszyła ramionami.
Weszli do środka, gdzie służący zaprowadzili ich do odpowiednich pokojów.
Czarna Mamba weszła do swojego i od razu potknęła się o pozostawione na środku pokoju buty.
- Celina – syknęła.
- Tak? – usłyszała świergot siostry dochodzący z tarasu.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie bałaganiła!
- Milion – Celina weszła uśmiechnięta od ucha do ucha do pokoju – będziemy razem, cieszysz się?
- Strasznie – mruknęła Czarna Mamba i zamarła, oczywiście spontaniczna młodsza siostra uwiesiła jej się na szyi.
- Nie musisz tutaj być taka skwaszona – mówiła do niej Celina.
- Nie jestem skwaszona – odpowiedziała – ja już taka jestem.
Ale zamiast odsunąć siostrę, objęła ją mocno i wyściskała.
- Cieszę się, że się na mnie nie gniewasz.
- A miałabym?
- No przecież… – Czarna Mamba odsunęła się od niej i machnęła ręką – nieważne.
Celina pozbierała swoje buty i wrzuciła do szafy.
- Które łóżko wybierasz? – zapytała.
Były dwa i to identyczne, postawione niedaleko od siebie i z dogodnym dostępem z obu stron. Ale starsza siostra powstrzymała się od powiedzenia, że to bez sensu.
- Te po prawej, bo jest bliżej balkonu.
- Dobrze – ucieszyła się Celina i rzuciła na swoje łóżko – co będziemy robić? Może pójdziemy do klubu albo do parku albo…
- Stop, stop, stop – zaśmiała się Czarna Mamba – nie wszystko na raz. Jak na razie to ojciec wzywa mnie o 14 00 do siebie i dopiero potem będę wiedziała ile mam dla ciebie czasu.
Michał z Adamem też mieli wspólny pokój, w którym szybko się rozpakowali i jeden powiedział do drugiego.
- Dobra, robimy tak – zaczął Adam – to co polityczne, to polityczne, ale resztę czasu spędzamy na zabawach.
- Bardzo mi twój plan odpowiada – zgodził się Michał – ale ja dodam jeszcze, że nie bierzemy ze sobą sióstr. Tylko męskie towarzystwo.
- Jestem za – zgodził się Adam.
Takie swobodne rozmowy, zachowywanie się, jakby się było zwykłym człowiekiem należało do rzadkości.  Jedynie w te obowiązkowe dni w ósemce pozwalano sobie na całkowitą beztroskę. Do tego stopnia, że nawet zazwyczaj ponury Adam się śmiał. Ale tylko wśród swoich.
- Dochodzi 14 00 – Michał spojrzał na zegarek – idziemy do ojca?
- Tak, a potem w miasto.


Patryk
Dni, kiedy dochodziło do oficjalnego zjazdu rodów w ósemce były też celebrowane na ziemiach polis, z tym, że praca nigdy tu nie ustawała, jedynie ulice były bezpieczniejsze. Nawet na obrzeżach. To było jak wzięcie głębokiego oddechu, nabranie sił przed dalszą drogą. Także w firmie, w której pracował Patryk czuć było lekkie rozprzężenie. Nie pracowano nad bronią, bo to było zakazane, za to testowano wszystkie wynalazki, które nie miały nic wspólnego z batalistyką. Były to gadżety elektroniczne, zabawki, ulepszenia i innowacje w systemach komputerowych. W tych dniach wszyscy wynalazcy i pracownicy tłoczyli się w wyznaczonym hangarze i chwalili się swoimi pomysłami. Wiedzieli, że najlepsze dzieła będą wyprodukowane i puszczone na rynek. Ale mimo rywalizacji, czuć było przede wszystkim atmosferę zabawy i relaksu.
Patryk stał razem ze swoim zespołem i przyglądał się nowoczesnemu cywilnemu dronowi, który miał następnego dnia wystąpić w konkursie na wynalazek półrocza.
Nie on go zrobił tylko koledzy z innego zespołu, ale nie mógł nie podziwiać ich pomysłowości.
- Nie startuje pan w konkursie? – mężczyzna odwrócił się i spojrzał na wysoką, grubszą, ale całkiem ładną dziewczynę. Nie poznał jej i ona to od razu zauważyła. Roześmiała się perliście i dodała z udawaną naganą.
- Obiecał mi pan, że już mnie nie zapomni.
Patryk spojrzał błagalnym wzrokiem na asystentów, ci bezgłośnie podpowiedzieli mu imię dziewczyny.
- Oczywiście – odezwał się i uścisnął jej rękę – pani Tosia – zająknął się i nie tracąc rezonu ciągnął – to znaczy Gosia.
Chrząknął.
- Oczywiście, że biorę udział w konkursie, ale moje dzieło jest niewielkie i stoi po drugiej stronie hangaru i właśnie tam idę…
- A ja się chętnie z panem przejdę – wpadła mu w słowo i posłała taki uśmiech, że stracił mowę.
- Oczywiście – zdołał tylko powiedzieć.
Asystenci byli bardziej przytomni i poprowadzili dziewczynę na miejsce.
Patryk szedł za nimi z tyłu i zastanawiał się, czemu czuję się, jak idiota?
Ale kiedy pokazywał Małgosi wynalazek, zapomniał o tym i z przejęciem opowiadał jej o nowej kuchence mikrofalowej, którą w wolnej chwili skonstruował. Dziewczyna nie wydawała się zawiedzona marnym pomysłem Patryka, była raczej rozbawiona. Zauważył to.
- Pani się ze mnie śmieje – powiedział poważnie.
Gośka natychmiast się zreflektowała. Zapomniała przez chwilę, gdzie jej miejsce. To był wynalazca, a ona nawet by nie wystrugała niczego z patyka. Nie wiedziała o czym on mówi, ale tłumek innych zapaleńców uświadomił jej, że jednak można coś zmienić w czymś tak znanym jak kuchenka mikrofalowa.
- Nie śmieję się z pana – tym razem, to ona czuła się zakłopotana. Spuściła głowę i powiedziała cicho – przepraszam.
Patryk był zaskoczony i przerażony jednocześnie, że stał się powodem jej smutku. A miała taki piękny uśmiech.
- Ale za co mnie pani przeprasza? – zaśmiał się – proszę się już nie smucić.
Uśmiechnął się do niej, a ona niepewnie też to zrobiła.
Na szczęście pan Patryk był perełką, o którą trzeba było dbać, bo był miły i nigdy nikogo nie poniżał.
- Przyniosę panu coś do picia, bo na pewno od mówienia mądrych słów,  zaschło panu w gardle.
Chciał powiedzieć, że nie trzeba, że jest popołudnie i wszyscy mają wolne, ale ona już znikła między ludźmi. Wzruszył ramionami i wrócił do słuchaczy.
Następnego dnia konkursu nie wygrał, zajął piąte miejsce, ale kuchenkę wzięły panie z administracji i chętnie z niej korzystały. Czyli jego trud nie poszedł na marne. A pani Małgosia odkąd znikła w tłumie, tak się przez jakiś czas nie pojawiała. Wystarczająco długo żeby znowu ją zapomniał.

Dario
 „Orion. Kto bywa w tym miejscu ten coś znaczy. Tutaj bawi się śmietanka i elita elit ósemki, tutaj bawią nasi władcy. Tylko tutaj znajdziesz najlepszą partię na spędzenie życia lub tylko nocy „Orion.” Tu chciałby się każdy dostać.”
- Mogliby wynająć sobie lepszego człowieka od reklamy – parsknął Dario i zgniótł ulotkę, którą mu dostarczył służący.
Ale było w tym sporo racji. Orion był najlepszym klubem w mieście i Dario właśnie tam się wybierał. Miał nadzieję spotkać tam kilkoro znajomych, no i co najważniejsze, nie było tam jego podwładnych, przy których musiałby się pilnować. Będzie mógł zachowywać się jak człowiek kulturalny, który nie wrzeszczy i nie straszy nikogo przez cały dzień.
Szofer zawiózł go na miejsce, gdzie tłoczyło się mnóstwo ludzi chcących dostać się do środka. Wiedział, że wpuszczą mniej więcej połowę z nich.
On w ogóle się tym nie martwił tylko od razu podszedł do ochroniarzy. Ci bez słowa wpuścili go do środka. A tam było już sporo ludzi.
Motywem przewodnim Oriona był kosmos. Na suficie błyszczała droga mleczna, po bokach świeciły liczne słońca i księżyce, podświetlane z tyłu kolorofonami. Na parkiecie skrzyła się kometa, którą deptał tłum tańczących. Na podestach wyginali się tancerze ubrani w lateksowe, świecące stroje, a twarze mieli pomalowane w wymyślne oblicza kosmitów.
Szklane stoły i krzesła, bar i kontuar również. I mnóstwo zakamarków, gdzie można było usiąść w srebrnych fotelach lub na sofach.
Dario od razu zauważył znajomych z ósemki, ale i z  rodzimej trójki. Podszedł do nich i się dosiadł.
Koledzy ucieszyli się i od razu uraczyli wódeczką. Wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze.
I kiedy tak sobie siedział i kontemplował widok pięknych pań na parkiecie, przed oczami mignęła mu znajoma postać. O mały włos, a by zgniótł kieliszek gołą ręką. Opanował się w ostatniej chwili, był czas pokoju, musiał trzymać nerwy na wodzy. A potem stało się coś dziwnego, miał wrażenie, że widzi podwójnie. Dwie Czarne Mamby wyginały na parkiecie  swe chude ciała w rytm dzikiej muzyki. Potrząsnął głową. Przecież wcale dużo nie wypił. Spojrzał jeszcze raz. Nadal dwie. Ale w końcu się przyjrzał.
- Czyżby Czarna Mamba miała siostrę? – przyjrzał się Celinie i zauważył kilka różnic. Po pierwsze druga Czarna Mamba miała długie włosy, chociaż dzisiaj spięte w ciasny kok, była młodsza i miała szersze biodra i większy biust.
Była piękna…
W myślach walił się po głowie. Co on sobie myślał. Klon jego największego wroga nazwał piękną, więc czy to znaczyło, że Czarna Mamba była… spojrzał teraz na nią… piękna?
Dziewczyna miała na sobie obcisłą złotą sukienkę, podkreślająca jej krągły tyłek i biuścik. Włosy miała postawione na sztorc i ufarbowane sprayem na złoto. Uśmiechała się do siostry, wzrok jej się skrzył i wyglądała na bardzo zadowoloną i odprężoną.
Dario nie mógł tego powiedzieć o sobie. Był napięty i zdenerwowany, wylał kieliszek z wódką, a potem popitkę.
- Ej, stary. Co się dzieje? – spytał najbliżej siedzący kompan.
- Nic – burknął Dario i ostentacyjnie odwrócił się plecami do sióstr. Ale mimo wszystko, cały czas czuł, że tam są. Poprawka, że ona jest. Do tej drugiej nic nie miał.
Miły wieczór prysł jak bańka mydlana.

kolejny odcinek 13 września
                  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka