Wielka gra - odc.6


Ruda  Mysz i Adam
Siedziała w zamkowej bibliotece przed komputerem i sprawdzała na mapie, gdzie jest ulica Ludowa. Kiedy ją znalazła, to aż ją zmroziło.
- Pan zwariował – szepnęła drżącymi wargami. Musiała dostać się do części miasta należącej do Piątki, a zupełnie nie wiedziała, jak to zrobić. Cała granica była dokładnie pilnowana przez żołnierzy, a po dwóch stronach kręcili się czyściciele. Mogła wpaść w ręce zarówno jednych, jak i drugich. Z tym, że jedni po prostu doprowadzili by ją do pana, który nie byłby zadowolony i…, bała się pomyśleć, co by mógł jej zrobić.
Pociągnęła nosem i stwierdziła, że chce umrzeć. Całe życie żyła w strachu. Najpierw jako dziecko, bała się ojca, potem bała się ojczyma, potem uciekła i bała się łowców niewolników, a teraz bała się pana.
- Gotowa? – usłyszała.
Odwróciła się i zobaczyła Adama.  Szybko wstała i przepisowo skłoniła głowę.
- Tak, panie – pisnęła cicho.
- Nie okłamuj mnie – niby nie było groźby w jego głosie, ale i tak zadrżała.
Podszedł do niej szybko, a ona odruchowo się cofnęła i potknęła. Na pewno by upadła, gdyby nie złapał jej za ramię i nie przytrzymał. Poczuł, jak się cała napięła, a potem zaczęła drżeć.
- Co masz mi do powiedzenia?
- Nie jestem gotowa, ale już nad tym pracuję – wymamrotała za spuszczoną głową.
Wyciągnął drugą rękę i złapał ją lekko za brodę, uniosła głowę i spojrzała na niego szklistym wzrokiem. Był niezadowolony i patrzył na nią, jak na skazańca.
- Żądam od moich ludzi szczerości, nawet jeżeli jest dla nich niewygodna. Nie chodzi o to, żebym był zawsze zadowolony, ale żebym wiedział na czym stoję i jak mam prowadzić politykę.
Nie odpowiedziała, łzy popłynęły jej po policzku. Wytarł je wierzchem dłoni.
- Nie marz się, bo znowu masz szczęście, że nikogo nie ma. Nie ukarzę cię zatem surowo, tylko skrócę ci termin wykonania zadania. Masz dwa dni.
Wyszedł z biblioteki, a ona bez sił opadła na krzesło i schowała twarz w dłoniach.
- Za co mnie to spotyka? Co ja komu złego zrobiłam?

Czarna Mamba
Dostała informację o tym, że Dario przesunął swoich ludzi i zamiast próbować odbijać boisko, postawił ich poza miastem. Wydawało jej się to dziwne, bo tam były szczere pola i nikt o zdrowych zmysłach nie wystawiałby się tak bezmyślnie na ostrzał. Przecież każdy głupi wiedział, że najlepiej było zdobywać tereny zabudowane, a puste pola tylko przy okazji dużej przegranej jednej ze stron walczących. Zachowanie Daria było dziwne.
- Od kogo masz te informacje? – zapytała szpiegującą dla niej dziewczynę.
- Widziałam to na własne oczy – odparła kobieta – zebrał ludzi i wycofał się poza teren zabudowany.
- Muszę to sprawdzić – Czarna Mamba zerwała się z fotela i wybiegła z pokoju. Po chwili siedziała na swoim ulubionym krwistoczerwonym motocyklu i pędziła razem ze ścisłą obstawą na miejsce wskazane jej przez szpiega.
Kiedy zbliżała się do celu zwolniła i wysłała czworo ludzi na przeszpiegi. Z resztą podjechała pod najbliższy budynek,  który uznała za dobre miejsce obserwacyjne. Był to dwupiętrowy blok, za którym  zaczynały się pola. Granica między jej ziemiami a Daria przebiegała zaraz za nim.
Do tej pory nic się tutaj nie działo, gdyż nie był to atrakcyjny teren i główne walki toczyli w centrum. Nawet straże postawili tutaj po to żeby były, a nie z jakiegoś strategicznego powodu.
- Co mu uderzyło do głowy? – zastanawiała się.
Weszła na ostatnie piętro i zapukała do najbliższych drzwi. Była 22 00  nocy, więc była szansa, że ktoś był w domu. Po chwili otworzyła im starsza pani, która kiedy zobaczyła Czarną Mambę o mało nie padła przed nią plackiem i nie zaczęła oddawać pokłonów.
- Niech się pani nie wygłupia – Czarna Mamba postawiła ją na nogi i zapytała niezwykłym, jak na nią miłym tonem – chcemy tylko wyjrzeć u pani przez okno. Możemy?
Wiadomo, że kobieta nie mogła im niczego odmówić, ale grzeczność wobec osób starszych  obowiązywała we wszystkich warstwach i Czarna Mamba tego przestrzegała.
- Oczy… oczywiście – wydukała starsza pani – mój mąż śpi, czy mam go obudzić?
- Nie trzeba – odparła Czarna Mamba – chcemy tylko zajrzeć do salonu. Sypialni nie zamierzamy zwiedzać.
Stanęła przy firance i wyjrzała dyskretnie na zewnątrz. Jej żołnierze gdzieś tam byli. Wyciągnęła rękę, a jeden z ludzi bez słowa podał jej lornetkę z noktowizorem. Przyjrzała się okolicy. Rzeczywiście za granicą kręciło się sporo typów. Ale nie wyglądali na takich, co mieli zamiar walczyć. Raczej coś przenosili i układali na polu. Jakieś złe przeczucie ją tknęło.
- To pułapka – szepnęła i nakazała odwrót. Nie zapomniała jednak podziękować staruszce za pomoc.
Wybiegła na zewnątrz i krzyknęła.
- Odwrót! – była niemal pewna, że to co nosili wrogowie, to byli jej ludzie.
Być może Dario liczył na to, że ona po nich pójdzie, ale ona wolała się wycofać, a później ich wykupić. Oczywiście o ile mężczyzna zachował ich przy życiu.
„Jak wpadli? Czego nie zauważyłam?” – zastanawiała się biegnąc do swojego motocyklu.
Zatrzymała się zaskoczona. Nigdzie nie było pojazdów.
- Cholernik jest na moim terenie! – krzyknęła wkurzona, ale szybko się opanowała. Złością nic nie zdziała, a skoro Dario był w pobliżu, nie była bezpieczna. Domyśliła się, że znowu na nią poluje. Ale nie miała zamiaru dać się złapać. 
- Zbieramy się, szybko.
Czarna Mamba pobiegła przodem, czworo pozostałych ludzi ubezpieczało tyły.
- Uwaga! – krzyknął jeden z żołnierzy.
Nawet nie patrzyła, co na nią leci. Skręciła ostro w lewo i przylgnęła do muru najbliższego budynku. Okazało się, że zrzucono na nich sieci.
Na szczęcie i ona i jej wierni kompani zdążyli uskoczyć.
Pobiegli dalej. Z najbliższej uliczki wybiegło kilkunastu wrogów.
Czarna Mamba nawet się nie zatrzymała, tylko wyskoczyła w górę i powaliła najbliższego przeciwnika kopniakiem w głowę.
Ale zaraz została zaatakowana przez następnego. Na ulicy rozegrała się nierówna walka, gdzie dziewczyna znajdowała się na straconej pozycji.
Ale złość dodawała jej siły. „Jak on  śmiał atakować mnie na moim terenie” – myślała wściekle.
Z tyłu przeciwnik zamachnął się na nią pałką, ale w porę uskoczyła i podcięła mężczyźnie nogi. Ten rozpłaszczył się na ziemi i znieruchomiał.
Mimo, że jakoś radzili sobie z wrogami, tych nie ubywało, a ona nie miała czasu zawiadomić innych. Nikt nie miał na to czasu, walka trwała.
Nagle usłyszała ryk silników motocyklowych, ale nie była w stanie ustalić z której strony nadjeżdżały. Mogli to być kolejni ludzie Daria albo jej posiłki.
Na szczęście to była jej odsiecz. Przyjechało chyba z pięćdziesiąt osób.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Za szybko. Silne ręce pochwyciły ja w pół i ktoś zaczął ją wlec w stronę granicy. Najpierw myślała, że to Dario we własnej osobie, ale to był tylko potężny mężczyzna z jego świty.
Przestała się wyrywać, to zmyliło przeciwnika, bo zwolnił uścisk. Wykorzystała to i nagle pociągnęła go do tyłu. Facet się szybko zaparł, więc tym razem mocno pociągnęła go w przód. Nie zdołał utrzymać równowagi. Puścił ją. Czarna Mamba przekoziołkowała po asfalcie i stanęła na równe nogi gotowa do dalszej bitwy. Ale było po wszystkim.
Oskar podszedł do niej zmachany.
- Uwolniliśmy zwiadowców i pojmaliśmy kilka osób od pana Daria.
- Dobrze – powiedziała łapiąc oddech. Podeszła do leżącego napastnika i nachyliła się nad nim.
- Co to miało znaczyć?!
- Całuj mnie gdzieś – powiedział tamten siadając i trzymając się za rozbitą głowę.
- Nie chce gadać, to nie – powiedziała do Oskara – ale zaniesie list swojemu panu.
Naskrobała kilka zdań na jakimś skrawku papieru i wetknęła tamtemu w kieszeń.
- Już cię tu nie ma – mężczyzna podniósł się i odszedł.
Dopiero teraz mogła się zastanowić.
- Perfidny gnój – orzekła wzburzona, a potem powiedziała spokojniej do Oskara – nie ma sensu wzmacniać tej granicy, to była pułapka na mnie. Jedyne co, to trzeba wysłać czyścicieli, na pewno kilka szczurów siedzi w budynkach.
- Tak jest – odparł Oskar i już miał zamiar odejść aby wydać dyspozycje, ale ona jeszcze go spytała.
- Skąd wiedzieliście, że jesteśmy w tarapatach?
- Zadzwoniła jakaś staruszka, powiedziała, że byłaś pani u niej w domu, a potem zostaliście zaatakowani.
Czarna Mamba uśmiechnęła się lekko.
- Nareszcie zrozumiałam czemu należy być grzecznym wobec starszych ludzi. Bardzo cię proszę Oskarze zorientuj się czego tej pani potrzeba i spełnij jej prośby.
- Tak jest.
Czarna Mamba może i była uważana za bezwzględną i nawet okrutną osobę, ale mimo wszystko umiała docenić lojalność. Ten gest będzie dobrym przykładem dla innych. A co do Daria… lepiej niech się ma na baczności, bo ona nadchodzi.

Michał
Michał uwielbiał robić bankiety na swoim tarasie. Oprócz zaproszonych przyjaciół, na salonach bawiło również kilkoro pracowników wybranych drogą losowania. Kilka lat temu wpadł na ten pomysł i uważał, że tym sposobem nikt nie może czuć się ani pokrzywdzony ani zbyt wyróżniony. Oczywiście jedyną osobą, której to nie obowiązywało była Marta, jego sekretarka.
Za każdym razem Michał wymyślał temat przewodni imprezy i goście czy tego chcieli czy nie musieli się dostosować. Oczywiście nie wymyślał jakiś ekstremalnych rzeczy, były to albo bale przebierańców lub też spotkania przy muzyce poważnej.
Dzisiejszy temat brzmiał „Ogród.” Dlatego więc do jego mieszkania zawitała cała rzesza ludzi ubranych w ogrodniczki, słomkowy kapelusz i trzymających w rękach różne narzędzia ogrodnicze. Na tarasie zastali mnóstwo kwiatów w doniczkach, a z głośników leciały ptasie trele.
Tego wieczoru przygotował dla swoich gości mnóstwo zabaw i konkursów, w których wszyscy chętnie brali udział.
No może nie wszyscy, Marta odmówiła bezpośredniego udziału i zaproponowała mu, że będzie sędziować, bo nie jest w nastroju do żartów.
W trakcie trwania zabawy do Michała podszedł jeden z przyjaciół, który przyjechał do niego z Czerwińska  w odwiedziny i zapytał.
- A ta sędziująca niunia, to kto?
- Jest od ciebie starsza o pięć lat.
- Mnie to nie przeszkadza, nie mam zamiaru się z nią żenić, tylko…
- To moja sekretarka i nawet nie próbuj jej tknąć.
Przyjaciel uniósł brew.
- Rozumiem, że ty ją ten tego.
- Tak – Michał nie wyprowadzał go z błędu, bo nie chciał żeby Marta miała znowu kłopoty w sferze damsko męskiej.
- I co pewnie jest dobra, co?
- Możesz przestać? To nie prostytutka, nie mów tak o niej.
- Chyba ją naprawdę lubisz – stwierdził ze zdziwieniem przyjaciel, który znał stosunek Michała do kobiet.
- Owszem, lubię.
- Ale pewnie jest łatwa.
- Nie, nie jest. Jest normalna – zirytował się Michał – daj jej spokój.
- Aleś się zaperzył. Może jeszcze zaraz powiesz, że to twoja dziewczyna.
- Nie żartuj, żadna laska nie będzie mi bruździć w życiorysie.
- Więc mogę ją sobie pożyczyć?
- Ani mi się waż, ja ją obstawiam.
Przyjaciel nie naciskał, a Michał zastanawiał się, co sprawiało, że Martę mężczyźni brali za łatwą i chętną do zabawy. Sam nie mógł się wypowiedzieć, bo znalazł ją kiedy była zaniedbana i pijana, a potem już patrzył na nią, jak na siostrę. Odgonił te myśli, bo czas było podsumować wyniki zawodów i wręczyć przysłowiowy medal z ziemniaka.

Ruda Mysz
Ubrała się normalnie, jak każda przeciętna, młoda dziewczyna. Chociaż nadal na niej wszystko wisiało, więc trudno było powiedzieć, że wyglądała ładnie.
Raczej, jak strach na wróble. Ale dzięki temu nieświadomie odwróciła od siebie uwagę czyścicieli, zarówno tych od Adama, jak i z Piątki. Żołnierze ci spojrzeli na nią przelotnie i zakwalifikowali jako zabiedzoną i chorą. A takiego niewolnika nikt by nie kupił. Dlatego została przez nich zignorowana. Ruda Mysz nawet nie zdawała sobie sprawy, że była przez nich obserwowana. Myślała, że ich po prostu w tym miejscu gdzie nie ma.
- Ja się do tego nie nadaję – mruczała pod nosem – idę tą drogą bo idę. Nie wiem co zrobię, jak spotkam patrol lub czyścicieli. Co ja im powiem?
Tym mruczeniem przekonała ostatecznie obserwatorów, że mają do czynienia z wariatką, więc przestali się jej przyglądać i wrócili do swoich prac.
Wszystko co zrobiła, było nieświadome.  Nie miała przygotowanego żadnego planu, bo stwierdziła, że nie jest w stanie niczego wymyślić. Po prostu ruszyła przed siebie z myślą, że jak ją złapią, to trudno i tak jej życie nie miało sensu.
Kiedy znalazła się w Piątce poza linią frontu odetchnęła. Na ulicach było sporo ludzi, którzy spieszyli się do swoich spraw. Wtopiła się w tłum i poszła na ulicę Ludową. Pod wskazanym adresem znalazła pięciopiętrowy apartamentowiec.
Przy drzwiach zauważyła strażnika, który każdą osobę legitymował i coś sobie zapisywał w notesiku. Nie  miała bladego pojęcia, jak wejść do środka.
Obeszła blok dookoła i jedyne co znalazła to tylne wejście do ogrodu. Nacisnęła klamkę u furtki, ta drgnęła i otworzyła się bez zgrzytu. Ogród był jednocześnie placem zabaw, ale o tak wczesnej porze, czyli o 6 00 rano, nie było tutaj nikogo. Przemknęła przez trawnik i dopadła drzwi, które również były otwarte.
- Mam więcej szczęścia niż rozumu – powiedziała do siebie cicho.
Wjechała windą na trzecie piętro i stanęła pod numerem 5.
Nie mogła tak po prostu zadzwonić. Musiała znaleźć jakąś kryjówkę i poczekać…
Drzwi piątki otworzyły się i w progu stanęła kobieta w średnim wieku, z wałkami na głowie i papierosem w ustach.
- No! Jest pani nareszcie. Ile można czekać. Jest już 6 07. Punktualność to podstawa. Zadzwonię do pani szefa i powiem mu o tym. Jak utnie pani pensje, to już nie będzie spóźnień. Czemu pani tak stoi, proszę wejść.
Zanim Ruda Mysz zdążyła zaprotestować, kobieta wciągnęła ją do środka.
- Mój mąż wraca dzisiaj o 13 00, ma pani kilka godzin na uprzątnięcie tego bałaganu. On jest pedantem, a ja… - przerwała i wskazała bałagan w przedpokoju – a ja nie. Ma tutaj pani kartkę co należy zrobić, a ja uciekam szykować się do pracy. Jak pani skończy, proszę klucze zostawić cieciowi na dole.
Ruda Mysz walczyła wewnętrznie. Bardzo chciała uciec, ale z drugiej strony szczęście znowu jej dopisało. Powinna je wykorzystać.
Przeczytała kartkę i od razu wzięła się do pracy, ale jak tylko drzwi za panią domu się zatrzasnęły od razu pobiegła szukać komputera.
W ciągu kilkunastu minut skopiowała, to co chciała i już szykowała się do wyjścia, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek.
Zamarła na chwilę, a potem podeszła na palcach do wizjera i spojrzała. W korytarzu stała młoda dziewczyna, pewnie mniej więcej w jej wieku. Miała na sobie dres i żuła gumę.
- Tak? – zapytała Ruda Mysz.
- Ja do sprzątania. Byłam umówiona na szóstą, ale ten stary piernik mnie przetrzymał i się spóźniłam.
Ruda Mysz otworzyła drzwi i postarała się jak najlepiej odegrać panią domu. Chyba jej się udało, bo sprzątaczka od razu wzięła się za pracę.
Za to Ruda Mysz wyszła tą samą drogą, co weszła.
Ponownie przeszła przez granice, ale tym razem rzeczywiście nie było już tam czyścicieli. Teren patrolowało tylko graniczne wojsko, a ich mało interesowało kto gdzie przechodził. Ludzie w tym mieście mieli rodziny po dwóch stronach barykady, a że nie było żadnych płotów, ani przejść granicznych, to jak tylko czyściciele znikali z horyzontu cywile pojawiali się na chodnikach. Także nie niepokojona przez nikogo wróciła do zamku.
Adam wezwał ją natychmiast do jednego ze swoich gabinetów.
Kiedy weszła, on po prostu wyciągnął rękę, a ona położyła na nim pendriva.
- Możesz wrócić na treningi, ale czekaj na następne zadanie.
Ponuro skinęła głową i wyszła.
W swojej klitce popłakała się. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że to nie była jej zasługa, tylko jakiegoś niespotykanego zbiegu okoliczności.

Patryk
Wszedł do budynku gdzie pracował i w holu od razu natknął się na Małgorzatę.
Obdarzyła go pięknym uśmiechem i tylko dlatego ją poznał. Nie żeby od razu pamiętał jej imię, ale osobę zaczął już rozpoznawać.
- Dzień dobry – powiedziała miłym i melodyjnym głosem.
- Również panią witam, ale też bardzo przepraszam za moje zachowanie dwa dni temu.
- Nie rozumiem?
- Powiedziałem o pani przy Czarnej Mambie, że jest pani mało ważna, ale proszę zrozumieć, nie mogłem inaczej.
Małgorzata aż się skrzywiła na wspomnienie małej i wrednej kobiety.
- Ja się nie gniewam – ponownie obdarzyła go pięknym uśmiechem – raczej panu współczułam, że musi pan ją znosić.
Patryk roześmiał się serdecznie.
- Czarna Mamba to moja koleżanka z klasy, znamy się od lat. Na mnie jej charakter nie robi wrażenia. Ale fakt, nie jest najmilszą z kobiet. Dlatego musiałem odwrócić jej uwagę od pani.
- A czy mi coś groziło? – oczy Małgorzaty rozszerzyły się lekko.
- Fizycznie, nie. Ale na pewno by była krytyczna i niemiła. Ona taka już jest. A pani nie jest mało ważna. Tylko tym na górze ciężko jest to zrozumieć.
- Dziękuję za te miłe słowa – kolejny piękny uśmiech pojawił się na jej twarzy.
Patryk spojrzał na zegarek.
- Muszę już lecieć, życzę pani miłego dnia.
I odszedł.
„Powiedział, że jestem ważna.” – Małgorzacie zrobiło się ciepło w środku – „Jaki on jest miły.”

Dario i Czarna Mamba
Pobity żołnierz wręczył mu poszarpaną kartkę papieru.
„Brawo za inwencję twórczą, ale jak zwykle dałeś plamę.”
Spojrzał na mężczyznę i spytał.
- Jak to się stało? Przecież była ich garstka.
- Nagle pojawiły się posiłki i nas pogonili.
Dario zaklął. Jak ona to robiła? Musiała mieć u niego wtyczkę. Z drugiej strony, gdyby ją miała, to by w ogóle się tam nie pojawiła. Po prostu miała szczęście.
Nie to, że chciał ją bardzo porwać. Bardziej zależało mu na tym, żeby na jakiś czas zajęła się czymś innym.  Żeby przez kilka dni ganiała się za jego ludźmi na pograniczu. Tymczasem przegrał, a ona na pewno się odegra.
Nie tak miało być, nie tak.
Wkurzał się. Musiał ją jakoś przystopować, bo potrzebował jeszcze dwóch dni swobody do działań w Dwójce.
Napisał jej sms.
„Dlaczego piszesz do mnie liściki. Czemu nie zadzwonisz i nie pogadasz?”
Po chwili odpisała.
„Nie mam twojego numeru.”
„To go sobie zapisz.”
„Nigdy.”
„Spotkajmy się na granicy i porozmawiajmy.”
„Jeszcze na głowę nie upadłam. Nie próbuj grać na czas. Moi ludzie już idą.”
„Odwołaj ich.”
Cisza. Nie odpowiedziała. Po pięciu minutach przyszła od niej jeszcze jedna wiadomość. Emotikony gdzie jeden drugiego całuje w tyłek.
Zacisnął szczęki. Czemu z babami było tak trudno. One nie działały jak faceci. Myślał, że umiał przewidywać jej kroki, ale wychodziło na to, że znowu przegra. Trudno. Na razie obiecał bratu pełną pomoc. Tutaj musi się po prostu postarać żeby nie wlazła dalej za boisko.

Adam i Michał
Michał przyjechał do brata złożyć mu najnowszy raport i bardzo się zdziwił widząc w sali audiencyjnej tę znajdę z gór. Dziewczyna siedziała u stóp brata i wyglądała, jak jego niewolnica. Najwidoczniej Adam poszedł po rozum do głowy i znalazł dla niej odpowiednie miejsce. Ale kiedy podszedł bliżej nie zauważył żadnych niewolniczych znaków.
- Masz wszystko? – starszy brat wyrwał go z zamyślenia.
- Nie wiem, czy wszystko, ale coś tam mam.
Adam wstał.
- Chodźmy gdzieś indziej.
Kiedy szli korytarzem do prywatnej części zamku, Michał nie wytrzymał i spytał.
- Ta mała złodziejka? Co ona robi w głównej sali?
- Siedzi – odparł brat.
- Ale dlaczego? Powinna gnić w jakiejś garkuchni albo sprzątać wychodki.
- Nadal nie możesz jej wybaczyć tego, że zrobiła nas na szaro? – zaśmiał się Adam – ona jest najlepsza. W kilka godzin znalazła dla mnie dane w prywatnym komputerze oficera z Piątki.
- I to jest powód żeby była aż tak blisko ciebie? Niektórzy z twoich ludzi latami walczą o to, żeby móc podejść do ciebie chociaż na dwadzieścia kroków.
Weszli do prywatnej części zamku.
- No i co z tego? To moje zasady, mogę z nimi robić co chcę.
- Oczywiście, że tak. Ale żeby zaraz sadzać ją u swoich stóp niczym jakiś sułtan.
- Daj już spokój i mów co masz?
- Znalazłem dojście do laboratoriów w Piątce i wiem na czym teraz pracują. Jeżeli projekt dojdzie do skutku możesz mieć problem.
- A co robią?
- Nowy samochód pancerny, ale taki, że wszędzie wjedzie. Na razie budują prototypy, ale uważam, że najpóźniej za miesiąc będą gotowi.
- Trzeba im to zabrać albo schrzanić dane.
- Masz swoją super złodziejkę, niech ona się wykaże. Jeżeli to zrobi, to ja przestanę się czepiać. Obiecuję.
Adam popatrzył na niego poważnie.
- Chyba jest jeszcze zbyt niedoświadczona. Wykradzenie danych z domu zwykłego żołnierza a włamanie do laboratorium, to dwie różne rzeczy.
- Odkąd masz takie skrupuły? – szydził z niego brat.
Adam parsknął i powiedział.
- A może ja mam do niej słabość i nie chcę żeby się niepotrzebnie narażała?
Michał zaczął się głośno śmiać. Śmiał się długo i do łez.
- Proszę cię, ty i słabość do kobiet. Przecież wszyscy wiemy, że kto jak kto, ale ty serca nie masz.
- Palnę cię zaraz – ostrzegł go Adam – ale tak poważnie. Nie sądzę żeby jej się udało.
- Może się założymy?
- Zgłupiałeś?! Przecież jak ją złapią to zabiją, nie będę się zakładał o to, czy ktoś przeżyje, czy nie.
Michał popatrzył na niego uważnie.
- Ty naprawdę masz do niej słabość.
- Nie – powiedział wkurzony Adam – nie mam. Tylko uważam, że to co powiedziałeś jest dobre dla świrów.
Michał zreflektował się.
- Masz rację. Zagalopowałem się, ale i tak uważam, że powinna dowieść tym, że naprawdę jest super złodziejką.
- I dowiedzie – zgodził się Adam.
- Czyli ją tam wyślesz?
- Tak. Ale najpierw ją przeszkolisz. Ona umie kraść, moi ludzie nauczyli ją walczyć, a ty nauczysz ją, jak stać się niewidzialną. 
- Ja? Ja nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- A ja nie chcę mieć wrogiego pancernika na swoim terenie. Jasne?
Michał skrzywił się.
- Jasne! Oddam ją Marcie, ona jest najlepsza w te klocki.
- Rób jak chcesz, ale za tydzień ma być gotowa.

Mario
Dwójka podpisała rozejm, ale dopiero wtedy, gdy bracia zajęli im połać ziemi o powierzchni 5km². Biorąc pod uwagę, że to była naprawdę duża przegrana młodzi rodowi poprosili o dwuletni rozejm. Tak długi pokój był bardzo rzadki wśród przeciwników. Do tej pory najdłuższym okresem rozejmowym był rok.
Mario z Dariem odkryli, że dwójka przechodzi jakieś kryzysy wewnętrzne i dlatego była tak słaba i łatwa do pokonania. Na początku wydawało się, że są górą, bo rzucili na nich wszystkie siły. Ale potem stosowali tylko fortele odwlekające przegraną. Rozmowy oczywiście prowadził tylko Mario, pan swoich obrzeży. Dario był już na granicy z Czarną Mambą i obie strony regularnie się ostrzeliwały.
- Dwa lata to za długo – powiedział Mario – oczywiście dobrze by było mieć spokój na granicy, ale to będzie dla was czas na umocnienie. Nie wiem, czy później bym dał wam radę. Rok i dwa miesiące, to moja ostateczna decyzja. Podpiszecie?
Zgodzili się, a Mario mógł w chwale wrócić do swoich ludzi.
Stali na zdobycznym polu ustawieni w szeregi z dumnie wyprężoną piersią.
Stanął naprzeciw nich z tubą i przemówił.
- Żołnierze i kompani. Gratuluję zwycięstwa! Dlatego każdy z was w nagrodę dostanie tydzień urlopu i premię.
Z ponad stu gardeł wydobył się okrzyk radości. Mario może nie umiał walczyć, ale wiedział, jak zjednać sobie ludzi.
Po tej krótkiej przemowie wezwał do siebie wszystkich oficerów i zaprosił na bankiet zwycięstwa, na którym miał zamiar nagrodzić ich za lojalną służbę.
Kiedy wracał wieczorem do żony po raz pierwszy w życiu czuł się, jak prawdziwy zwycięzca.

Celina
Mimo randek z Filipem nie zapomniała o siostrach ciotecznych i zaprosiła je do siebie na ostatnie dni sierpnia. Miały się wylegiwać przy basenie lub nad jeziorem, czytając bzdurne gazetki.
Ale kiedy już się spotkały, Kaśkę i Ankę najbardziej interesował nowy chłopak Celiny.
- Opowiadaj jaki on jest? Dobrze się całuje? Często się widzicie? – zasypały ją pytaniami.
Celina zaśmiała się.
- Ależ jesteście ciekawskie, a ja wam nic nie powiem – wypięła im język.
- Akurat – parsknęła Kaśka – pewnie już nie możesz wytrzymać żeby się z nami podzielić wrażeniami.
- No dobrze, powiem wam – zgodziła się Celina.
Siostry nadstawiły uszu.
- On jest strasznie zasadniczy – w głosie dziewczyny nie było zbytniego entuzjazmu – w tych górach mają jakieś sztywne wytyczne dla randkowiczów i on trzyma się ich krok po kroku.
- Czyli?
- Wiecie, że oni mają nawet gotowe plany, co należy robić i mówić do dziesiątej randki?
- Taaa – wyrwało się Ance.
- A jedenasta już nie ma grafiku? – dopytywała zdumiona Kaśka.
- Nie, ale ma opcje wyboru, które można modyfikować do dwudziestej – Celina była zirytowana, a nawet trochę zła – po dwudziestej można już prawie być swobodnym, ale nie w miejscach publicznych. Wszystko wolno dopiero od trzydziestej. Jak obliczyli ich socjologowie, to był mniej więcej trzeci miesiąc spotykania się i można było uznać parę za poważnie myślącą o sobie.
- A ty ile już zaliczyłaś randek?
- Dziewięć – jęknęła Celina i wykrzyknęła – ja tego nie wytrzymam! Spotykam się z nim tylko dlatego żeby zobaczyć, czy rzeczywiście po tej trzydziestej wszystko się zmieni. On przynajmniej tam mi obiecał! Mówię wam, nasze spotkania przypominają sztywne konferencje prawników.
- Straszne! – powiedziała Kaśka.
- Jesteś pewna, że wytrzymasz? Aż tak ci się podoba? – pytała Anka.
- Bardzo mi się podoba. Jest męski, szarmancki, pomysłowy, ale ma jedną wadę.
- Jaką?
- Nie rozumie moich żartów.
- Oj, niedobrze – zaśmiała się Kaśka – moim zdaniem nie wytrzymasz z nim nawet do piętnastego spotkania.
- Dam radę – uśmiechnęła się Celina – podoba mi się, dam radę.

kolejny odcinek 18 września


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka