Ciemne wieki - odc.24


Rozdział XX – Azyl
Zatrzymałam Łazika tuż nad brzegiem wielkiego jeziora, tak dużego, że oprócz wyspy majaczącej w oddali, nie było widać drugiego brzegu.
Wysiadłam na zewnątrz i to samo poleciłam reszcie.
- Na tej wyspie mieszka Lukas i dwoje dzieci – poinformowałam ich - chłopiec ma 10 lat, a dziewczynka 6. Ja je tu dwa lata temu przywiozłam. Nie za bardzo wiedziałam, co mam z nimi zrobić, ale Lukas bardzo się ucieszył na ich widok i zajął, jak ojciec.
Przerwałam i zamyśliłam nad tym, co powiedziałam. Po chwili lekko się uśmiechnęłam.
- Chociaż nie wiem, czy ojcowie pozwalają dzieciom bawić niebezpiecznymi materiałami, ale jakoś się dogadali.
- Po co nam to mówisz? – zapytał Tymon.
- Lukas nie wpuści was do domu jeżeli uzna, że stanowicie dla dzieci zagrożenie.
- Mogłaś wcześniej nas o tym poinformować – parsknął Tymon – ja raczej dobrego wrażenia na nim nie zrobię.
- Nie tragizuj – powiedziałam – bywają u niego inni łowcy, wcale nie wyglądają lepiej od ciebie. Z resztą, spójrz na mnie.
- Patrzę i oczu nie mogę oderwać – Tymon uniósł znacząco brew.
- A skąd on będzie wiedział, że tu jesteśmy? – Maria przerwała nam całkiem miłą konwersację.
Uśmiechnęłam się do niej.
- On już o nas wie. Stoimy pod kamerami – pomachałam do jednej z nich i wyszczerzyłam zęby.
Coś w niej zatrzeszczało.
- Witam serdecznie i zapraszam – odezwał się męski głos.
- W drogę – wsiadłam do Łazika.
- Jak to w drogę? – Tymon przytrzymał moje drzwi – tu nie ma już żadnej drogi.
- Spokojnie, musimy jeszcze kawałek przejechać.
Skinął głową i wrócił do swojego wozu.
Poprowadziłam ich z powrotem w głąb lasu i zatrzymałam się dopiero przy dwóch stosunkowo starych sosnach. Wysiadłam z wozu i podeszłam do jednej z nich. Była tam ukryta klapka, pod którą znajdował się czytnik kodów. Wpisałam jeden z nich i ziemia się rozstąpiła.
- Pojedziemy pod wodą? – zapytał Tymon wychylając się przez okno.
- Tak jakby – uśmiechnęłam się.
- No dobrze, ty tu rządzisz.
- Ufasz mi? – ucieszyłam się.
- Nie mam wyjścia – burknął, ale ja widziałam, że oczy mu się zaśmiały.
Wjechałam w przestronny tunel, a kiedy byłam zupełnie pod ziemią na ścianach zaświeciły się lampy, także nie trzeba było się martwić o światła. Droga cały czas prowadziła w dół i kończyła się obszerną halą, pośrodku której znajdował się basen pełen wody. Na powierzchni cumowała sporych rozmiarów łódź podwodna, w której bez problemu zmieściły się nasze dwa wozy.
Całą czwórką poszliśmy do kabiny sterowniczej, w której nie było żadnego kapitana za to duży ekran ukazujący uśmiechniętego brodacza z rozwianym włosem i dwójkę dzieciaków, które rozpłaszczały nos o ekran.
- Ciocia Dorota! – pisnęła dziewczynka – ciociu popatrz, wypadł mi ząb – zademonstrowała szczerbę.
- Gosiu, później z ciocią porozmawiasz. Witaj Doroto – zwrócił się do mnie – przedstaw mi swoich przyjaciół.
Dokonałam krótkiej prezentacji, a Lukas tylko przytakiwał swoją kudłatą głową.
- Dobrze, wciśnij przycisk start – poinstruował mnie i już po chwili płynęliśmy w głębinach jeziora. Przez wielkie szyby mogliśmy obserwować życie na jego dnie.
- Całkiem przejrzysta woda – dziwił się Marek.
- Prawda? – odparłam – mnie też to za każdym razem dziwi, w końcu nie jesteśmy w górach.
- Coś płynie w naszą stronę – wydukała lekko zaniepokojona Maria.
Rzeczywiście podpłynął do nas gigantyczny, dwumetrowy sum. Mogliśmy nawet spojrzeć mu w oczy. Spróbował nas posmakować, ale chyba mu nie przypasowaliśmy, bo odpłynął.
- Poraziłem go lekko prądem – powiedział Lukas z ekranu – to Lucek, jest strasznie ciekawski i zawsze próbuje bawić się z łodzią. Nie martwcie się, nic wam nie grozi.
- Słyszysz? – spytałam Marii.
- Wyraźnie – wydukała, ale trochę się uspokoiła.
Podróż na wyspę trwała pół godziny i jak zawsze cieszyłam się, że udało mi się znowu wyjść na powietrze. Przy Marii grałam twardą, ale jeżeli coś mnie rzeczywiście przerażało, to uduszenie z braku tlenu.
Lukas przywitał mnie z otwartymi ramionami, a i dzieci Gosia i Tomek na dłuższą chwilę zawiśli mi na szyi.
- Masz dla nas prezenty? – dopytywały dzieci.
- Jak możecie – strofował ich mężczyzna.
- Daj spokój, wiesz, że zawsze im coś przywożę – popatrzyłam na maluchy – i tym razem również, ale dostaniecie je później, bo na razie musicie się zająć nowymi gośćmi.
Dzieciaki popędziły pomóc przy wypakowywaniu bagaży, a potem zaprowadziły ich wszystkich do pokojów gościnnych. Ja, jak zwykle dostałam ten sam, co zwykle. Ale zanim tam poszłam, zamieniłam kilka słów z Lukasem.
- Dawno cię nie było, dzieci bardzo za tobą tęskniły – powiedział z lekkim wyrzutem.
- Wiem – przyznałam mu rację – ale nie mogłam przyjechać, ponieważ wpadłam w podwójne tarapaty.
- Jakie?
- Później ci opowiem, na razie wiedz tylko, że oficjalnie znowu nie żyję.
- No pięknie.
- I dlatego pozostanę u ciebie na dłużej, co powiesz na miesiąc?
- Możesz zostać nawet na dwa, mnie to nie przeszkadza. Poza tym dawno nikt mnie nie odwiedzał, do tego nowy. Jestem ciekaw wieści ze świata.
- Przywiozłam ci kilka rzeczy – powiedziałam.
- No ja myślę – zaśmiał się.
- Dużo złomu, z którego wyczarujesz takie cosie, że oczy mi zbieleją.
- Twoja wiara w moje możliwości mnie zawstydza.
Otworzyłam Łazika i wyciągnęłam pierwszy z brzegu kufer. Wyciągnęłam z niego kilka zwojów różnego rodzaju drutów.
- Z nieba mi spadłaś – ucieszył się – tego mi właśnie najbardziej brakowało.
- Raczej z wysypiska, wiesz ile się tego tam wala.
- Przywoź mi ich, jak najwięcej.
- To nie koniec – powiedziałam i otworzyłam kolejny kufer, ten był wypełniony kablami, wtyczkami, złączkami i innymi elektrycznymi przyrządami, których ja nie rozpoznawałam.
- Mdleję z rozkoszy.
- Poczekaj, mam jeszcze dwa kufry.
- Pokazuj, co w nich masz – Lukas był wyraźnie ożywiony i wiedziałam już, że  za chwilę utknie w swoim wielkim warsztacie, to zapomni o całym świecie. Dobrze będzie, jak zje z nami chociaż jeden posiłek. Poza tym wiedział, że zajmę się dziećmi, bo poniekąd były to i moje dzieci.
Strasznie to było pokręcone.
- Na co czekasz, pokaż mi to już, szybko – podskakiwał na jednej nodze.
Dostał tarcze do krajzegi, nową lutownicę i dwa opakowania prętów do spawania, kilka starych procesorów oraz dwa działające aparaty cyfrowe.
Lukas był szalonym wynalazcą. Chociaż to było krzywdzące, bo szalony był tylko w pomysłowości, ale tak to raczej był normalnym facetem z zacięciem technicznym. Zaraził tym dzieci i miał w nich wiernych pomocników.
Poza nimi, nikt na wyspie nie mieszkał. Tylko czasami odwiedzali go Łowcy Przygód, przywozili mu różne sprzęty, a on robił z nich cuda techniki, za które niektórzy bogacze płacili grube tysiące. Odwdzięczaliśmy się Lukasowi tym, że wywoziliśmy jego sprzęt do ludzi i sprzedawaliśmy chętnym na te cacka. Potem uczciwie oddawaliśmy Lukasowi zarobek. Facet był bardzo bogatym człowiekiem, ale w ogóle na to nie zwracał uwagi. Rzadko opuszczał wyspę, a właściwie w ogóle ją opuszczał, bo wymagały tego Gosia z Tomkiem. Nie mogli wciąż żyć w izolacji od świata. Także kilka razy w roku zabierał ich na tygodniowe wakacje, na które wybierał się dla bezpieczeństwa z jakimś Łowcą Przygód. Coś czułam, że tym razem padnie na mnie.
- Idź odpocznij – powiedział do mnie Lukas nieprzytomnym głosem – a ja się już tym sprzętem zaopiekuję.
Odeszłam z uśmiechem na ustach i dołączyłam do reszty moich towarzyszy, którzy zostali zasypani tysiącem pytań ciekawskich Gosi i Tomka. 
----------------------------------------------------------------------------------------------

Od samego rana na terenie wykopalisk panowała radosna atmosfera, która nie miała nic wspólnego z pracą. Plotka o zaręczynach Dagmary rozeszła się w błyskawicznym tempie, a i wieczorne spotkanie Krystyny i Adama nie uszło uwagi pracowników. Dlatego zamiast pracować, wszyscy plotkowali i zachwycali się pierścionkiem zaręczynowym. Nie pomogło strofowanie ani groźby profesora Reki. Krystyna widząc jego irytację powiedziała.
- Pozwól im się wygadać. Jutro wszystko wróci do normy.
- Ale nikt nie pracuje – złościł się.
- Nie gonią nas żadne terminy – przypomniała.
- Ale płacą nam za pracę, a nie za lenistwo.
- Daj spokój, wszyscy pracujemy, tylko na niższych obrotach. Poza tym, czy Dagmara wypomniała cię bezproduktywność?
- Nie.
- No właśnie, to przestań być sztywniakiem.
- I ty przeciwko mnie? – oburzył się.
- Jak zawsze – zaśmiała się i podeszła do niego bliżej – a może tak naprawdę złościsz się, bo sam jesteś tematem plotek i nie wiesz czy dobrze czy źle o tobie gadają.
Adam prychnął.
- Też coś. Nie jestem aż taki ciekawy.
- Ja byłam, więc podsłuchałam co nieco – oczy profesora zabłysły ciekawością. Krystyna to zauważyła i dodała z satysfakcją – ale ciebie to przecież nie interesuję, więc zachowam to dla siebie.
Już chciała odejść, ale złapał ją za rękę.
- No może jestem trochę ciekawy.
- Mówią, że nareszcie się spiknęliśmy i może dzięki temu przestaniesz tak zrzędzić.
- Ja zrzędzę?! – oburzył się – ja im dam.
Już chciał iść wrzeszczeć na pracowników, ale powstrzymał go śmiech Krystyny.
- Leć, leć. Tylko dasz im nowy temat do rozmów.
Zatrzymał się i zawrócił. Po czym coś sobie uświadomił.
- Mówią, że się spiknęliśmy?
- Tak.
- A to prawda?
Krystyna uśmiechnęła się do niego figlarnie.
- Ty mi to powiedz.
Adam zamiast odpowiedzieć, złapał Krystynę w pół i zaczął całować, jak szalony. Oczywiście jedna ze studentek musiała wtedy wejść do pomieszczenia i wszystko sobie obejrzeć. Krystyna zauważyła ją kątem oka i pomyślała.
„Do końca tygodnia nie będzie spokoju.”
-------------------------------------------------------------------------------------------------

 Z ulgą rzuciłam się na łóżko i na chwilę przymknęłam oczy.
„Ile można gadać – zastanawiałam się – zamiast po kolacji rozejść się do pokojów, zaczęliśmy gadki, szmatki i niczym. Ani się obejrzeliśmy, a już była północ.”
Byłam dziwnie zmęczona. Jakbym ciężko pracowała, a przecież podróż była spokojna i prawie bezproblemowa. Lukas nas wpuścił, dostaliśmy jedzenia po kokardkę, więc powinnam raczej tryskać energią.
Nic z tych rzeczy. Jakby mi ktoś odciął prąd. Nie miałam siły, żeby się rozebrać. Jedynie co zrobiłam, to zdjęłam buty. Zwinęłam się w kulkę i leżałam.
Wiedziałam, że muszę zmusić się do wstania, bo byłam brudna i śmierdząca. Póki co leżałam na kapie, ale nie mogłam przecież położyć się w czystej pościeli. Zasmrodziłabym ją na amen.
A gdyby łazienka tak przyszła do mnie? – moje myśli były bezsensowne, ale na inne nie było mnie stać.
Zmusiłam się do wstania i poczłapałam do łazienki. A potem wróciłam do pokoju i wygrzebałam z torby mydło i szampon. Nie nalałam wody do wanny, chociaż ta kusiła mnie swoją wygodą, ponieważ bałam się że zasnę i się utopię. Dlatego stanęłam w niej i myłam, jak pod prysznicem.
Czułam, że cały brud ze mnie spływa. Spojrzałam pod nogi i mogłam ujrzeć, to na własne oczy. Woda była niemalże czarna. Ni z tego ni z owego pomyślałam.
„Mimo to, Tymonowi się podobałam.” – uśmiechnęłam się do swoich myśli, a łza wzruszenia zakręciła mi się w oku.
- Widzę, że się rozklejam, najwyższy czas kłaść się spać.
Szybko dokończyłam toalety, wskoczyłam w koszulę nocną i poszłam do pokoju. Na stoliku pod oknem zauważyłam kamerę. Stwierdziłam, że dawno nic nie nagrywałam. Nie myśląc o tym, że jestem nieuczesana i świecąca od kremu włączyłam play.
- Wiem, że przez kilka dni nie dawałam wam znaku życia, ale tyle się działo, że nie starczyło mi czasu. Zacznę od tego że kapitan Ebecji mnie zabił, ale jak widzicie dosyć nieskutecznie. Mojego trupa znalazł Tymon z parą zakochanych gołąbeczków i omal trupem na mój widok nie padli – zaśmiałam się.
Potem dostałam ochrzan za to, że żyję i wszyscy postanowili wywieść mnie do azylu. W międzyczasie dostałam histerii, popłakałam się, a Tymon o dziwo nie uciekł, wręcz przeciwnie okazał się całkiem dobrym pocieszycielem. Później mieliśmy trochę przygód – ziewnęłam i położyłam się na boku. Kamerę miałam cały czas włączoną – ale ostatecznie wylądowaliśmy… - zasnęłam.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
- W rozpuszczonych włosach wygląda o wiele lepiej – uznała Dagmara.
- Też tak sądzę – odparł jeden z doktorantów – wygląda delikatniej i tak kobieco.
- Mówiłam, że jest ładna – powiedziała Krystyna.
- Musiała być bardzo zmęczona, skoro zasnęła w pół słowa – powiedział Doktorant.
- Myślę, że ma w sobie więcej uczuć i emocji, niż sama chce się przed sobą przyznać – odparła Krystyna.
- Patrzcie – syknęła Dagmara.
Na ekranie ktoś wziął kamerę i zajrzał w ekran. Kobiety krzyknęły, a mężczyźni zamarli. Twarz Tymona z bliska okazała się zbyt dużym przeżyciem, na słabe serca współczesnych ludzi, przyzwyczajonych do piękna zapewnianego medycyną estetyczną. Doktorant na chwilę zastopował film.
- Jak on jej się może podobać. Przecież facet jest, jak wyjęty z koszmaru – powiedział.
- Dawno już ustaliliśmy, że wtedy obowiązywał inny kanon piękna – powiedziała Krystyna.
- Maria i Marek są normalni – uparł się doktorant.
- Nie mieliśmy okazji widzieć ich z bliska – broniła Tymona Dagmara – z resztą. Czy to ważne? To ich świat i ich miłość, włączaj dalej.
Tymon pochylił się nad Dorotą i pocałował w czoło. Potem pogładził ją po policzku. Uśmiechnął się do kamery (co wcale nie było miłe) i ją wyłączył.
- On ją kocha – powiedziała zachwycona Krystyna.
- To prawda – zaśmiała się Dagmara – już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
- Drogie panie – przypomniał doktorant – najpierw musimy opisać tę scenę, a dopiero potem puścić film dalej.
- Masz rację – przyznała Krystyna i dodała niby surowym tonem – a za drogie panie powinieneś wylecieć z pracy.
- Przepraszam – doktorant okazał skruchę – pani profesor i pani magister, czy możemy wracać do pracy?
- Oczywiście – Krystyna skinęła łaskawie głową.
-------------------------------------------------------------------------------------------------


kolejny odcinek 09 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka