Dwa rody - odc.9

Dominik i Ewa
Punktualnie o 9 00 weszła do biura Dominika. Ten spojrzał na nią znad papierów i powiedział oschłym głosem.
- O, jesteś.
- Jestem.
Stanęła przed jego biurkiem i czekała, aż się odezwie.
- Nie stercz tak, usiądź i czekaj aż przyjedzie mój brat.
- Myślałam, że będziesz miał dla mnie jakąś pracę.
- Na razie nie mam żadnej, więc usiądź i się nie odzywaj.
Ewa przewróciła oczami.
- Widziałem.
- No i co z tego, że widziałeś – usiadła na krześle pod ścianą i założyła wojowniczo ręce na piersiach.
„Oszaleję”, pomyślał Dominik. Ta dziewczyna nic nie robiąc działała na niego, jak płachta na byka. Może to przez jej postawę mówiącą całemu światu, że ma wszystko w nosie i dobrze się bawi nawet stąpając po kruchym lodzie? A może to, że wciąż była w ruchu i nie mogła usiedzieć nawet minuty w jednym miejscu?
- Przestań! – krzyknął.
- Nic nie robię – powiedziała.
- Machasz nogami.
- A to zabronione? – zdziwiła się.
Dominik odchylił się na krześle i spojrzał w sufit.
- Idź na siłownię i tam poczekaj na Krystiana.
- Co za gbur – mruknęła pod nosem i wyszła. On to usłyszał, ale postanowił zachować spokój.

Justyna
Jej ojciec i bracia nie wiedzieli, że siedziała w salonie i słyszała ich rozmowę i wcale jej się ona nie podobała. Mówili coś o jakimś Moharze, który przyjedzie z Węgier i będzie mieszkać u nich w domu. Ale nie to ją najbardziej zniesmaczyło. Bracia opowiadali ojcu jakie atrakcje przygotowali dla młodego gangstera. I wcale jej się to nie podobało. Alkohol, seks i narkotyki.
Przecież będzie się brzydziła mu nawet podać rękę. A potem wykrzywiła twarz w jeszcze większym obrzydzeniu. Jej bracia też wezmą w tym udział, a ojciec?
Miała nadzieję, że nie.”Nie, nie mógłby.” – pomyślała i bardzo chciała w to wierzyć.
I czy ten gość z Węgier naprawdę musiał mieszkać w ich rezydencji? Mało to było hoteli w okolicy?

Oskar i Andrzej
Jeżeli z kimś Oskar umiał się dogadać, to był to Andrzej. Od samego początku znajomości mężczyźni przypadli sobie do gustu i cenili sobie współpracę.
Andrzej, tak jak i Oskar był poważny i ułożony, nie znosił bałaganu zawsze zanim podjął jakąkolwiek decyzję najpierw ją dokładnie analizował.
Z tym, że Andrzej mógł sobie jako prawnik na to pozwolić, Oskar nie zawsze. Czasami sytuacje wymagały natychmiastowej reakcji, co Oskarowi przychodziło z wielkim trudem.
Ale dzisiaj panowie umówili się na spotkanie, przy którym mieli się trochę odprężyć.
Siedzieli w pubie podlegającemu pod teren Waldka i sączyli piwo.
- Co sądzisz o współpracy z Robertem Kryńskim? – spytał Oskar Andrzeja.
- Uważam, że to człowiek słowny, ale tylko do momentu wywiązania się z danej umowy.
- Nie znoszę go – powiedział Oskar – facet jest tak nadęty, że aż musiałem go przepraszać. Gdybym tego nie zrobił, to by pewnie pękł.
Andrzej nie skomentował wypowiedzi szwagra, gdyż znał prawdziwy powód przeprosin, a że Oskar nigdy nie potrafił się przyznać do winy, to nie było sensu przekonywać go o tym, że zasłużył.
- Do tego mówi bez żadnych emocji, tak jakby był robotem – ciągnął szwagier.
- A może to tylko taka postawa, w końcu ma rodzinę, synów….
- No i co z tego – przerwał mu -  Jeden z nich, to jakieś bycze karczycho, a drugi nie ma mózgu.
- Ale nasza Ewa zakolegowała się z ich siostrą.
- Pewnie tak samo beznadziejna, jak i oni.
- Nieprawda, poznałem ją, bardzo miła dziewczyna.
Oskar machnął ręką.
- Nieważne, powiedz lepiej czy obstawiasz piątkową walkę w magazynach.
- Nie, w ogóle na nią nie idę – przyznał Andrzej.
- A to czemu?
- Kaśka jest niespokojna, chcę z nią być.
- Baby – parsknął Oskar – ale dzisiaj cię puściła, dzisiaj nie musiałeś jej pocieszać?
- Dzisiaj pojechała z mamą i dzieciakami do jednej z waszych licznych kuzynek, mają wrócić rano.
- Baby – znowu parsknął Oskar – jak siedzą same, to im się nudzi i trzeba wokół nich skakać, ale jak mają towarzystwo, to ledwie o tobie pamiętają.
Andrzej zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?
- Bo to ja je namówiłem na wyjazd, dałem im nawet obstawę. Oj, Oskar, Oskar, skąd u ciebie taka niechęć do kobiet.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Lubię je, ale na krótko i bez zobowiązań. To jest najlepszy układ.
- Nie wierzę, że nigdy nie myślałeś żeby się z którąś związać.
- Może jak miałem 16 lat, ale potem zrozumiałem, że kobiety lecą na dwie rzeczy, na kasę i na nazwisko.
- Skąd u ciebie taki pesymizm?
- Daj spokój, zmieńmy temat.

Waldek
Żniwiarz i Majster weszli do biura Waldka i usiedli w wysłużonych fotelach pod ścianą. Szef przez  chwilę nie zwracał na nich uwagi pisząc coś zawzięcie w papierach. Kiedy skończył odezwał się nie unosząc głowy.
- Jak się udało spotkanie z ludźmi Kryńskiego?
- Dobrze będzie szefie – odezwał się Majster.
- Bez problemów?
- Bez problemów – znowu odezwał się Majster – tak se myślę, że oni podobni do nas, tylko w garniturach.
- Nie potrafią się wtopić w tłum – wtrącił się Żniwiarz – są za eleganccy, ale to prawda, podobni do nas.
- Gdzie szperaliście?
- Ja zrobiłem wjazd na kilka melyn – Majster był wyraźnie tym faktem uradowany – nic się nie dowiedzieliśmy, ale żem dostał sporo towaru, bedzie czym handlować.
- Majster – upomniał go Waldek.
- Szef nie panikuje, mało mam, raz dwa opchnę.
- A ty? – zwrócił się do Żniwiarza.
- Ja poznałem faceta o ksywie Klama, który jak na mnie patrzył, to aż mi ciarki po plecach chodziły. Dziwny typ.
- A gdzie byliście?
- Ogólnie kręciliśmy się po mieście.
- Czy ty nie umiesz powiedzieć jakiegokolwiek konkretu? – zezłościł się Waldek.
- Konkretnie Klama nie dał mi o niczym decydować, więc konkretnie kręciliśmy się po mieście.
Waldek pokręcił głową, ale nie skomentował.
- Jutro wyślę z tobą Oskara, niech się przyzwyczaja do kręcenia się, a ty Majster weźmiesz Daniela.
- Nasz fircyk w zalotach wziął się za pracę? – gwizdnął Majster – no, no, to się porobiło.
- Pilnuj go, jest szalony.
- Niech się szef nie martwi, będzie mu ze mną, jak u mamusi.
- Majster!
- Dobrze, już dobrze, będę na niego uważał.

Krystian i Ewa
Myślała, że będzie koszmarnie, ale po pierwszych pełnych napięcia chwilach, udało im się dojść do jako takiego konsensusu.
- No dobra, myślałem że jesteś imprezowa, ale widzę, że jesteś cnotką.
- Czy pod stwierdzeniem imprezowa, masz na myśli tylko seks? Bo jeżeli nie, to wiedz, że lubię się bawić i uwielbiam tańczyć.
Krystian uśmiechnął się do niej szeroko.
- Widzę, że doskonale mnie przejrzałaś, więc jak będzie?
- Trzymaj ręce przy sobie, a ci ich nie odrąbię siekierą.
- Aż mnie kusi żeby sprawdzić – śmiał się.
- Powodzenia – i uśmiechnęła się do niego promiennie.
Krystian po tych kilku zdaniach zrozumiał, że ta mała kobietka doskonale wie czego chce i nie łatwo ją speszyć ani przejąć nad nią kontroli.
Robił miny, flirtował a nawet był bezczelny, a ta wciąż była niewzruszona i absolutnie spokojna.
- To co robimy? – przeszła do rzeczy.
- Dobrze by było przejechać trasą pościgu i zastanowić się skąd wyjechali i gdzie się zatrzymywali. Może coś nam się uda znaleźć.
- Po tylu dniach? Wątpię.
- A masz lepszy pomysł?
- No, nie.
- No to od czegoś trzeba zacząć, nawet jeżeli jest to bez sensu. Potem będziemy się martwić, co dalej. Ok.?
- Ok. – zgodziła się.
- To jak mogę położyć rękę na twoim kolanie?
- Jeżeli chcesz ją stracić?
Krystian pomału wyjechał z parkingu nieopodal siłowni Dominika.


Zocha i Kaśka
W drodze powrotnej od kuzynki z Grodziska Mazowieckiego Zocha zagaiła rozmowę.
- Czy tata już z tobą rozmawiał na temat wyjazdu z Warszawy na jakiś czas?
- Tak – to było bardzo szybkie „tak”, Kaśka nie chciała na ten temat rozmawiać, ale matka była uparta.
- No i co mu odpowiedziałaś?
- Że się nigdzie nie wybieram.
- Przemyś….
- Mamo! Nigdzie nie jadę, nawet nie próbuj mnie namawiać, sam też się przecież nigdzie nie wybierasz.
- Jesteś w ciąży i masz małe dzieci.
- A ty masz duże i też zostajesz.
- Rozmawiasz ze mną, jak nastolatka – skarciła ją Zocha.
- Bo nie szanujecie mojego zdania. Ani Andrzej, ani tata, a nawet ty, mamo.
Poza tym jak by to wyglądało? Wszyscy na placu boju, a ja na plaży w tropikach.
- Aż tak daleko byś nie musiała jechać – zaśmiała się Zocha.
- Gdybym miała wyjechać, wybrałabym właśnie takie rejony. W końcu ojciec mówił o wakacjach.
- Dobrze już dobrze, nie denerwuj się – Zocha pogładziła córkę po ramieniu. Ta uśmiechnęła się do niej.
- Nie denerwuję się mamo, nie na was. Tylko ta sytuacja jest dosyć trudna.
- Zobaczysz, wszystko się dobrze skończy.
- Oby…

Daniel
Anka dzwoniła do niego już od kilku dni, a on nie miał czasu do niej oddzwonić, a kiedy znalazł czas nie miał jej nic miłego do powiedzenia.
- Cześć Anka – powiedział do słuchawki.
- No nareszcie – krzyknęła – ile można czekać na telefon od przyjaciela. Słuchaj, ratuj, w sobotę mam imprezę.
Daniel westchnął i powiedział spokojnie.
- Nie tym razem, Aniu.
Na chwilę zaległa cisza, po czym dziewczyna syknęła.
- Rozumiem, że blondyna zagarnęła się w dla siebie w stu procentach.
- Jesteś zazdrosna? – zdziwił się.
- Nie, ale skoro nie możesz ze mną iść, to znak, że się zakochałeś.
- To nie tak. Z nią też się na razie nie spotykam.
Ania wyczuła napięcie w jego głosie.
- Czy coś się stało?
- Mam problemy rodzinne. Poważne i na razie nie możemy się widywać.
- Daniel, jestem twoją kumpelą, mogę cię pocieszyć, a może mogę jakoś pomóc.
- Kochana Aniu – powiedział ciepło – chciałbym żebyś mogła.
- Aż tak źle.
- Jeszcze nie wiemy, ale na razie lepiej się ze mną nie kontaktuj.
- Teraz, to mnie naprawdę zdenerwowałeś – powiedziała.
- Nic się nie martw, niedługo się odezwę, ale żeby nie zostawiać cię na lodzie podam ci numer mojego kumpla od piwa. Pies na baby, ale dobrze tańczy.
- Wolałabym iść z tobą, ale skoro nie możesz, to dawaj ten numer.

Dominik i Robert
Siedzieli wieczorem w domowej bibliotece i pijąc drinki rozmawiali na temat przyjazdu Mohara.
- O której godzinie przylatuje? – spytał ojciec.
- O 12 00, jadę po niego z Krystianem, ale muszę coś zrobić z tą małą od Lipskich. Nie chcę żeby nam się kręciła pod nogami.
- Przyślij ją do mnie, na pewno coś jej znajdę, ale w końcu i tak będzie musiała go poznać.
- Wiem, ale nie w najbliższych dniach.
- Co szykujecie?
- Nic dla grzecznych dziewczynek – odparł wymijająco Dominik.
- Skąd pewność, że jest grzeczna? – spytał Robert.
- Krystian mi powiedział, a on się na tym zna.
- Nieważne – machnął ręką Robert – lepiej powiedz ile on ma zamiar u nas siedzieć.
- Miesiąc może dwa.
- Czyli, że chce nas dobrze poznać, to niedobrze, nie w tym momencie, jak ktoś nam wchodzi na teren.
- Jakoś to zatuszujemy, Lipscy już wiedzą, że mają nie puszczać pary z ust, powiedzieli, że możemy na nich liczyć.
Robert parsknął.
- Nigdy bym im nie zaufał, to cwane bestie, ale póki co z pewnością nam nie zaszkodzą.
Przez chwilę mężczyźni zatopili się we własnych myślach, w końcu odezwał się Robert.
- Uprzedź Mohara, że w naszym domu obowiązują zasady, których nawet on nie może przekroczyć.
- Już to zrobiłem.

Waldek
Był wściekły jak nigdy. 55 lat na karku i pierwszy raz w życiu zapewnił sobie ochronę. Obłęd. Nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło żeby otaczać się jakimikolwiek gorylami. Żniwiarz i Majster to była jego jedyna forma zabezpieczenia. Ale stare dranie były mniej więcej w jego wieku i od lat dla niego pracowali. Traktował ich bardziej jak członków rodziny niż obstawę.
Ale teraz przyszedł taki czas, że ze swoich bokserów wybrał dwóch najbardziej rozgarniętych i wszędzie z nimi chodził. Rozumiał, że jego zięć zadbał o ochroniarzy dla reszty członków rodziny, ale żeby też jego do tego zmusić? Obłęd. Czuł się, jak dziecko, a przecież przez niemal 30 lat samodzielnie spuszczał łomot swoim wrogom. Zdawał sobie sprawę z tego, że wiek miał już nie ten i waga przekroczyła ten stan, gdzie mógłby sprawnie się poruszać i zadawać ciosy.
A teraz wyglądał tak, jakby się czegoś bał. Zocha próbowała mu mówić, że wielu bossów posiadało własnych goryli i że to nie jest nic dziwnego.
Może dla nich nie, ale nie dla niego. Całe życie szczycił się tym, że chodzi swobodnie po ulicach, aż do teraz.
Nie był zadowolony, oj nie był.

Zocha i Daniel
Zocha zaczęła się trochę niepokoić zachowaniem Daniela. Przestał bywać w galerii, nie umawiał się z żadnymi dziewczynami, przestał chodzić do klubów. Za to zaczął ostro ćwiczyć w siłowni i na strzelnicy. Z jego twarzy znikł drwiący uśmieszek, a zastąpiła go zacięta mina. I stał się czujny. Kiedyś już próbował być poważny i pomocny ojcu, ale zazwyczaj po kilku dniach mu przechodziło. Tym razem, ten stan trwał już od tygodnia. Korzystając z tego, że był w domu, zagadnęła go:
- Daniel, czy ty aby nie za bardzo się przejmujesz?
- Niby czym? – spytał, tak nienaturalnym dla niego oschłym głosem, że aż się zdziwiła.
- Całą, tą sytuacją…
- Wszystko jest w porządku. Nie musisz mnie niańczyć.
- A ty możesz przestać zwracać się do mnie takim tonem – syknęła zirytowana.
Daniel zreflektował się.
- Przepraszam, mamo, wiem że się denerwujesz, ale wszystko gra, naprawdę.
Uśmiechnęła się do niego i pogłaskała po policzku:
- Chociaż w domu się rozluźnij, inaczej w decydującym momencie nerwy cię zawiodą.
- Przemyślę to – uśmiechnął się lekko.
Zocha westchnęła głośno.

Dominik i Krystian
Przywitali Mohara po królewsku. Z lotniska odebrali go ludzie Dominika i limuzyną zawieźli do najlepszego klubu w mieście, gdzie na wstępie mógł się rozerwać i zrelaksować. Dwaj bracia dołączyli do niego wieczorem. Mężczyzna wyglądał o wiele lepiej niż go zapamiętali. Zniknęły sumiaste wąsy, a fryzura bardziej przypominała XXI wiek niż lata dziewięćdziesiąte XX. Ubrany był w dżinsy i bluzę z kapturem. Powitał ich z szerokim uśmiechem i słowami:
- No, no, gdybym wiedział, że mnie tu ugościcie, to bym ubrał garnitur.
Rzeczywiście zupełnie nie pasował do tego miejsca, był jedyną osobą, która nie miała na sobie eleganckiego stroju. Ale widać było, że w ogóle się tym nie przejmuje.
- Dobrze się ubrałeś Mohar – powiedział Krystian – bo to dopiero początek zabawy.
I zabrali mężczyznę na maraton po najbardziej popularnych miejscach Warszawy, gdzie śmietanka towarzyska mieszała się z półświatkiem, gdzie policja nie miała wstępu, za to różne ciemne typki owszem.
Zabawę skończyli nad ranem w mieszkaniu Krystiana. Mężczyzna nie był zadowolony, gdyż dbał o dobrą reputację w okolicy i nie chciał ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. Dominik jednak przekonał go tym, że w takim stanie, jak są nie mogą się w domu pokazywać. Że pojadą, jak się wyśpią.
Z tym drugim był pewien kłopot, bo wzięli ze sobą kilka panienek, którym nie w głowie było spanie.

Ewa, Małgorzata i Robert
Ewa po raz pierwszy przyjechała do domu Justyny. Ale, to nie koleżanka ją zaprosiła, a Robert Kryński, który w dniu przylotu Mohara miał się nią zajmować. Około 13 00 poinformował ją, że skończyli największą papierkową robotę w biurze i muszą się przenieść do domu.
Dom Kryńskich był przynajmniej dwa razy większy niż jej, chociaż też do najmniejszych nie należał. Wybudowany był w stylu klasycznym, bez zbędnych ozdób na zewnątrz, z regularnymi liniami i małą kolumnadą, za którą skrywał się obszerny taras ciągnący się przez całą długość domu. Wszystko to było otoczone schludnie przyciętym trawnikiem, bez kwiatów i krzewów ozdobnych.
Wnętrze według Ewy było lodowate, dominowały kolory szarości i bieli. Nowoczesne i funkcjonalne meble nie mogły sprawić, żeby czuło się rodzinną atmosferę. I co najbardziej uderzyło Ewę, nigdzie nie było oznak życia. Żadnego zostawionego parasola, gazety, czy szala. Nieskazitelnie i sterylnie.
Do holu, weszła Małgorzata i spojrzała zimnym wzrokiem na dziewczynę.
- A więc tak wyglądasz – powiedziała cicho – mówi się trudno.
Robert popatrzył na nią zdziwiony.
- Małgorzato…
- To koleżanka naszej córki, nie moja – odpowiedziała na niezadane pytanie i wyszła nie zaszczycając jej już ani jednym spojrzeniem.
Robert czuł się dziwnie i nieswojo.
- Ewo, wybacz mojej żonie, jest zapracowana inaczej z pewnością by chwilę z nami porozmawiała.
Dziewczyna udała, że przyjmuję nieudolne wytłumaczenie.
- Nie gniewam się, nie wszyscy muszą mieć dla mnie czas – i zmieniła temat – to co robimy?
Zaprowadził ją do domowego biura, które okazało się tak samo niegościnne, jak i reszta domu.

Oskar
Ojciec kazał mu jeździć ze Żniwiarzem w ekipie Kryńskich. Czuł się tak, jakby dostał po mordzie. Czemu to oni mieli z nimi jeździć, a nie odwrotnie?
Żniwiarz powiedział mu, że są na równi, ale Oskar wiedział swoje. Czyje samochody, tego władza.
Siedział więc skwaszony na tylnim siedzeniu zwykłego fordziaka i udawał, że go nie ma.
No i ten samochód, kolejny powód do złości. Porządni gangsterzy powinni jeździć furami, które są widoczne, a nie jakimiś przeciętniakami.
Oczywiście wszechwiedzący Żniwiarz powiedział mu, że to dla ich bezpieczeństwa i że mają się wtapiać w tło.
A co oni byli jakimiś tchórzami?
Czuł, że zaraz wybuchnie.
- STOP! – krzyknął, ale kiedy kierowca go nie posłuchał, znowu krzyknął – STOP.
Zatrzymali się na poboczu.
- Coś zauważyłeś? – spytał Klama.
- Muszę wyjść – warknął.
- Po co? – pytał Klama.
- Nie twój zasrany interes – Oskar otworzył drzwi.
- Panie Oskarze – odezwał się spokojnie Żniwiarz – proszę nie utrudniać ojcu życia.
- Wal się kmiotku – i już go nie było. Przeszedł na drugą stronę ulicy i wsiadł do taksówki – na Zacisze – powiedział i z ulgą opadł na siedzenie. „Ani minuty dłużej z tymi prostakami.”
W samochodzie Klamy, mężczyźni po wyjściu Oskara spojrzeli na siebie i niemal równocześnie powiedzieli.
- Długo nie pociągnie.

Justyna, Dominik i Krystian
Usłyszała hałas, co było w jej domu dosyć dziwnym zjawiskiem. Zaciekawiona wyszła od siebie z pokoju i zeszła z piętra do obszernego holu. Dominik właśnie głośno informował Mohara, gdzie będzie miał pokój, a Krystian już go do niego prowadził. Cała trójka wyglądała na mocno wczorajszych, chociaż byli czyści i w świeżych ubraniach. Dziewczyna chciała się cicho wycofać, ale Węgier ją zauważył.
- A co to za zjawiskowa piękność! – krzyknął, a ona o mało nie połamała nóg próbując jak najszybciej uciec.
- To Justyna, nasza siostra – oznajmił Krystian i krzyknął do dziewczyny – czego uciekasz i tak będziesz musiała się z nim poznać. Im szybciej tym lepiej.
Odwróciła się gwałtownie w ich stronę. Na policzki wyszedł jej rumieniec wstydu i wściekłości.
- Masz rację Krystian. Im szybciej tym lepiej.
Zbiegła ze schodów i podeszła do gościa. Miała zamiar podać mu szybko rękę, powiedzieć żeby się w ich domu zachowywał i wyjść. Mężczyzna był niewiele wyższy od niej, co pozwoliło mu od razu spojrzeć jej w oczy. Spłoszyła się i zapomniała języka w buzi. Stała i to otwierała, to zamykała je nie mogąc wydusić ani jednego słowa. Mohar widać było, że doskonale wie, co się z nią dzieję, bo uśmiechnął się zawadiacko.
- Dzień dobry – powiedział po rosyjsku. A ona dygnęła jak młody podlotek i jeszcze bardziej się zaczerwieniła – nazywam się Mohar.
Wyciągnął rękę, ale Justyna tego nie zauważyła wciąż wpatrując się w jego czarne oczy.
- Baby – parsknął Dominik – dobra już się poznałaś, teraz uciekaj do swojego dziewiczego azylu.
- Dominik! – syknęła, ale brat nawet na nią nie spojrzał, zwrócił się bezpośrednio do Węgra.
- Trzymaj ręce przy sobie, to nasza siostra.
Mohar podniósł ręce jakby się poddawał i odparł.
- Oczywiście, rączki w górze, nie tykać – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Justyna, tu ziemia – huknął jej do ucha Krystian. Ta podskoczyła, jak oparzona i wydukała.
- Justyna – i wybiegła z holu do jadalni.
Działanie może bezsensowne, ale wybiegając nie miała na myśli żadnego konkretnego kierunku, chciała się tylko odseparować od gorącego wzroku mężczyzny. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie głęboko oddychając. Jeszcze nigdy w życiu tak mocno nie odczuwała. Nie wiedziała, jak to nazwać, ale było mocne.
Bracia nie tłumacząc dziwnego zachowania siostry poprowadzili go do jego pokoju.


Daniel
Praca z Majstrem bardzo mu odpowiadała. Zaufany jego ojca może i był prosty w mowie i czynach, ale nie był głupi znał się na robocie. Mimo, że chłopak był synem szefa, Majster cały czas go instruował, a nawet kilka razy go obsztorcował za pochopne działanie. Danielowi absolutnie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, doceniał doświadczenie starszego mężczyzny i cieszył się, że może się od niego uczyć.
- Co to za miejsce? – spytał Majstra. Stali przed jakimś tanim barem, z szyldem tak brudnym, że nawet nie można było odczytać nazwy.
- Aaaa, takie tam miejsce – machnął ręką mężczyzna i dodał  - informacyjne.
- Czyli?
- Idziemy cosik sobie zjeść, posiedzieć, posłuchać, a nóż widelec ktoś się wysypie – bez wahania pchnął brudne, szklane drzwi.
Daniel zdziwił się widząc tłok w takim obskurnym i zadymionym miejscu. Niby w Warszawie obowiązywał w lokalach zakaz palenia, ale właściciele tego miejsca najwidoczniej nic sobie z tego nie robili.
Jakimś cudem Majster znalazł dla nich wolny stolik, w samym środku sali  i największego hałasu.
- Zamówiłem nam piwo i kiełbasę z cebulą – krzyknął do młodego.
Ten zgodził się na takie menu i usiadł.
- A tera zamknij jadaczkę i słuchaj ludzi – polecił Majster.
Także siedzieli w tamtym miejscu około godziny i nie wymienili między sobą żadnego zdania.
Kiedy wsiedli do samochodu Majster spytał Daniela.
- Usłyszałeś co ciekawego?
- Mnóstwo rzeczy i nic – przyznał chłopak.
Majster roześmiał się chrapowato i klepnął go w ramię.
- Jeszcze się nauczysz.
- A pan coś usłyszał?
- Myślę se, że tak. I dlatego od razu pojedziemy do twojego ojca.
- Co pan usłyszał?
- Że ludzie chodzą na tajne schadzki.
- I co z tego wynika?
Majster wzruszył ramionami i odparł.
- A ja wiem? Się zobaczy!

Zocha
Weszła do swojej domowej pracowni i usiadła na małym stołku pośrodku pomieszczenia. Spojrzała na płótna, na kawałki drewna, glinę i sięgnęła po dłuto i pędzel. Popatrzyła na nie i westchnęła. „Muszę się czymś zająć bo zwariuję.”
Po dłuższym namyśle doszła do wniosku, że teraz najlepiej będzie jeżeli zmęczy się fizycznie. Jakaś monumentalna rzeźba w glinie, powinna choć na chwilę ukoić jej skołatane nerwy.

Małgorzata
Dzisiaj nakrzyczała na swoją sekretarkę. To był dla jednej i dla drugiej szok. Małgorzata nigdy nie podnosiła głosu, więc ten nagły wybuch był czymś zupełnie nowym. A poszło o błahostkę. Ot, sekretarka podała jej nie te dokumenty co trzeba. Zwykła pomyłka. Dziewczyna miała dwie teczki na biurku i chwyciła pierwszą z brzegu.
Małgorzata siedziała w swoim gabinecie wstrząśnięta i zniesmaczona swoim zachowaniem.
-Co się dzieje? – pytała samą siebie.
Przez uchylone drzwi usłyszała jak, jedna z pracownic uspokaja roztrzęsioną dziewczynę. W pewnej chwili wyłapała zdanie.
- Pewnie ma problemy zdrowotne, dlatego tak się zachowała, zobaczysz, jeszcze dzisiaj cię przeprosi.
Małgorzata zdała sobie sprawę, że naprawdę może być chora i to psychicznie, dlatego tak się zachowuje. Jeszcze tego samego dnia, w tajemnicy przed wszystkimi umówiła się na wizytę u psychiatry.
Kiedy to zrobiła, od razu poczuła się lepiej i poszła przerosić sekretarkę.

kolejny odcinek 30 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka