Dwa rody - odc.10

Ewa
Wyszła z dziekanatu i westchnęła smutno. Coś się w jej życiu kończyło. I to w tak niepoukładany sposób. Normalni ludzie brali urlopy dziekańskie z powodu stypendiów lub wymiany międzynarodowej, a ona? Nawet nie mogła napisać prawdziwej przyczyny chwilowego zawieszenia studiów.
I gdyby rzeczywiście gdzieś miała wyjechać, ale ona wciąż będzie się kręcić w mieście.
I co ona powie znajomym? Miała na razie zerwać z nimi kontakt, żeby czasem nie narazić ich na niebezpieczeństwo. Ojciec miał rację mówiąc jej, że nie powinna zaprzyjaźniać się z ludźmi z poza środowiska. Bo nie będą one długo trwały, zawsze jakieś komplikacje przetną je i ona zostanie z niczym.
Dobrze, że poznała Justynę, z nią będzie mogła się spotykać bez żadnych problemów.
No i mogła się pożegnać z poznaniem normalnego chłopaka.
Jak popracuje u pana Roberta, to pewnie i gust jej się zmieni.
Wykrzywiła twarz w grymasie obrzydzenia.
- Albo w ogóle zrezygnuję z facetów, jeżeli będą tacy jak Krystian.
Spojrzała na zegarek i popędziła do biura pana Roberta. Na razie pracowała bezpośrednio dla niego, bo Dominik był zajęty piciem i rozbijaniem się po mieście z jakimś Moharem. Pewnie go pozna, ale jakoś jej się do tego nie spieszyło.

Oskar i Waldek
Oskar został wezwany do biura Waldka w trybie natychmiastowym. Tak przynajmniej poinformowała go pani Krysia. Dlatego postarał się dotrzeć tam, jak najszybciej.
Ojciec był na niego wściekły i nie omieszkał mu tego powiedzieć.
- Jak będziesz się tak dalej zachowywał, to ktoś ci łeb odstrzeli.
- Nie będę jeździł po mieście, jak zwykły szeregowy – odparł Oskar.
Waldkowi na twarz wyszły czerwone plamy. Wrzasnął.
- A kim ty niby jesteś?! Księciem Monako?!
Oskar popatrzył na ojca nie rozumiejąc aluzji.
- Wiesz kim jesteś?! Synem człowieka z ulicy. Nikim ważnym, rozumiesz?!
Syn chciał coś powiedzieć, ale Waldek nie dał mu dojść do słowa.
- A poza tym, to ja tu wydaje rozkazy i ja ci kazałem je wykonać!
- Ale tato…
- Nie Oskar, miarka się przebrała.
Młody mężczyzna zbladł. Nigdy nie widział tak wściekłego ojca, więc nie wiedział czego się spodziewać.
- Podważasz mój autorytet w oczach ludzi.
Waldek wstał zza biurka i zaczął krążyć wokół syna.
- W naszym świecie liczy się tylko boss, potem są dzieci bossa, jego bracia, potem zaufani, a potem reszta, ale niezależnie gdzie się ktoś znajduje musi wykonywać rozkazy szefa. A ty je wciąż podważasz, obrażasz się, negocjujesz. I o ile patrzyłem na to przez palce kiedy było spokojnie, tak teraz nie mogę.
Stanął przed synem i powiedział.
- Degraduję cię. Będziesz zwykłym rekrutem, który będzie ćwiczył pod okiem nowego trenera, na którego mianowałem Łapę.
Oskar zbladł.
- Jak to rekrut, jak to Łapa?! – czuł się niesłusznie upokorzony.
- Albo to albo wyjedź na jakiś czas z miasta. Nie mogę więcej tolerować twojej niesubordynacji – Waldek popatrzył smutno na niego i dodał – Jesteś moim synem i bardzo cię kocham, ale nie będziesz moim następcą. Przynajmniej dopóki nie zobaczę, że umiesz zarządzać ludźmi. Przykro mi.
Oskar zerwał się z miejsca i wrzasnął.
- A kto nim będzie?! Może Ewa?!
- Nie, ona ma inne zadania – powiedział ojciec.
- To może ten bawidamek Daniel!
- Synu, nie wiem. Jeszcze mam zamiar trochę pożyć, więc jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
Oskar był wściekły.
- Nienawidzę cię – i wyszedł trzaskając drzwiami.
Waldek opadł na krzesło i oprał łokcie na biurku. W żołądku czuł wielką kluchę, ale wiedział, że dobrze zrobił. Nie wiedział tylko co zrobi jego syn, I czy go jeszcze kiedyś zobaczy. Ale w tym interesie sentymenty stały na samym końcu.

 Dominik i Krystian
Cały tydzień imprez z Moharem wyczerpało Dominika, ale nawet bardziej rozrywkowy Krystian wyglądał na zmęczonego. Za to ich gość wydawał się wciąż świeży jak pierwiosnek i skory do zabawy tak,  jakby nie zarwał ani jednej nocy. Wciąż był ciekawy nowych miejsc, panienek i smakowania polskiego alkoholu. Mówił:
- Wszystko jest tak nowe, tak dobre, że nie mam dość.
Ale bracia mieli. W końcu Dominik powiedział do gościa.
- Moharze, pobawimy się jeszcze, ale chyba czas wrócić do pracy.
Młody mężczyzna spojrzał się na niego, jak na kosmitę i powiedział.
- A to nie jest praca? Bywanie w różnych miejscach, spotykanie swoich ludzi?
- Owszem – mówił Dominik – ale my oprócz tego mamy jeszcze inne zadania. Od bezpośredniego doglądania interesu i bawienia się są nasi zaufani. Krystian jest od zadań praktycznych, a ja zarządzam ludźmi ojca.
Węgier był zdziwiony.
- Dziwnie tu u was jest. Ja z moimi braćmi głównie bywamy w klubach lub na robocie w terenie.
- Twój ojciec przysłał cię do nas – odezwał się Krystian – żebyś zobaczył, jak my załatwiamy sprawy. Także kończymy chwilowo maraton zabaw i wracamy do codzienności.
- To wy się nie bawicie? To Polak i Węgier nie dwa bratanki?
- Owszem bratanki, ale w mniejszym natężeniu. Na pewno będziemy się bawić, ale mniej – odparł Krystian.
- Będziemy siedzieć w biurze? – Mohar aż się wzdrygnął.
- Ja, owszem – powiedział Dominik – ale Krystian i jego urocza towarzyszka Ewa, z pewnością będą się bardzo cieszyć z twojego towarzystwa.
- W szczególności Ewa – parsknął szyderczo Krystian.
- Kim jest Ewa.
- To koleżanka naszej siostry i chwilowy pracownik ojca. Z odmiennego obozu, ale z którym żyjemy póki co w zgodzie.
- Ładna?
- Cycata – powiedział rozmarzonym głosem Krystian.
- Wredny kurdupel – powiedział Dominik.
Mohar zaczął się śmiać.
- Znaczy się ostra! Lubię ostre!
- Jest nietykalna – sprowadził go na ziemię Krystian.

Justyna
Wyszła od siebie z pokoju i rozejrzała nerwowo na boki. Odkąd Mohar zamieszkał u nich w domu, nigdzie nie czuła się bezpiecznie. Mężczyzna miał tendencje do wyskakiwania przed nią w najmniej oczekiwanych momentach.
Niezmienne podskakiwała nerwowo, a z jej ust wyrywał się krótki krzyk. Węgier widząc to, śmiał się w głos i klepał ją przyjaźnie po ramieniu mówiąc.
- Justa, ja niegroźny, ty nic nie bój.
Ale to nie pomagało, Mohar wzbudzał w niej przerażenie.
Nie to, żeby jej coś groziło, przecież wiedziała, że jest nowym przyjacielem rodziny, że ma się zachowywać porządnie w obrębie domu, no i że nie ma prawa jej podrywać.
Ta wiedza wcale nie pomagała, Justyna nie chciała go w ogóle widywać, co oczywiście było niemożliwe, gdyż siadali codziennie do wspólnych posiłków, a poza tym kręcił się razem z braćmi po domu.
Justynę przerażało wszystko co było z nim związane. Jego ekspresyjność, głośność, rubaszność, jego umiejętność bycia w centrum uwagi. No i sam mężczyzna. Kiedy go widziała najbardziej nie znosiła reakcji swojego ciała na niego. Była skrajnie różna od decyzji mózgu. Kiedy Mohar pojawiał się na horyzoncie, w brzuchu dziewczyny zaczynało się kotłować, podbrzusze ściskało, a na ciele wyskakiwała gęsia skórka. Nie mogła oddychać, nie mogła normalnie myśleć, co powodowało, że nie była w stanie powiedzieć niczego sensownego na jego zaczepki. A w głowie tliła się czerwona lampka –„głupie ciało, on jest nieodpowiedni dla ciebie, czego tak reagujesz, jakby ci się podobał.”
A zupełnie traciła nad sobą kontrolę, kiedy Węgier się uśmiechał. Wtedy nogi zaczynały jej się trząść, więc w panice szukała jakiegoś krzesła i zawsze się o coś potykała albo zrzucała ze stołu. Wtedy on rzucał jej się na pomoc i mogła z bliska poczuć jego zapach. Mózg brzęczał wtedy na całego, żeby uważała, ale ona już go nie słuchała. Wgapiała się w czarne oczy Mohara i nie była w stanie nic zrobić.
Otrząsnęła się z tych myśli i jeszcze raz rozejrzała się na boki. Wydawało się, że teren jest czysty i że bez problemu wyjdzie z domu na spotkanie z Ewą.
Cicho zbiegła ze schodów, przemknęła przez hol i już była na powietrzu. Odetchnęła i spokojniej ruszyła do garażu po swój samochód.
- Piękna Justa, poczekaj! – usłyszała i znowu podskoczyła nerwowo krzycząc.
Mohar pędził do niej śmiejąc się w głos.
Postanowiła uciec. Podbiegła do samochodu i szybko wskoczyła do środka.
Ale zanim przekręciła kluczyk Mohar już jej się władował na siedzenie pasażera.
- Ty zawieź mnie do Dominika – powiedział łamaną polszczyzną.
- Jadę w inną stronę – wydukała i usiłowała schować trzęsące się ręce.
- Zawieź – śmiał się i wyjęczał przeciągle – proooszęęę.
To było wariactwo, nigdy w życiu go nie zawiezie, bo będzie zagrożeniem na drodze. Ona i on w takiej małej odległości od siebie? Przecież nie będzie mogła się skupić.
Na szczęście uratował ją ojciec. Podszedł do samochodu i powiedział do Węgra.
- Mohar, chodź ze mną, muszę ci coś pokazać.
Młody mężczyzna puścił oczko do Justyny i wysiadł.
Dziewczyna musiała jeszcze kilka minut posiedzieć w bezruchu zanim uznała, że da radę pojechać bez ryzyka uderzenia w jakiś słup lub drzewo. 

Andrzej i Zocha
Kasia źle znosiła ciążę. Wciąż wymiotowała, nie miała na nic siły, ani nie mogła za bardzo jeść. Zocha trochę się o nią martwiła, więc postanowiła odciążyć córkę w obowiązkach domowych.
Andrzej na początku kręcił na to nosem, bo mimo wielkiej sympatii do teściowej, wolał aby mu się po domu za dużo nie kręciła.
Ale po kilku dniach zauważył, że do kobieta do niczego się nie wtrąca, nie próbuje im przestawiać mebli, więc dał sobie spokój z przekonywaniem żony, że to była głupia decyzja.
Zocha nie miała w zwyczaju układania innym życia, wystarczyło, że musiała zapanować nad własnym domem. Kaśce pomagała w odwożeniu dzieciaków do przedszkola i gotowała obiady. A tak naprawdę, to wszyscy żywili się u niej w domu.
Pewnego wieczoru Andrzej poprosił Zochę o chwilę rozmowy. Ta zdziwiła się tym, że zięć chce z nią rozmawiać w cztery oczy i nawet lekko się zaniepokoiła.
Ale mężczyzna od razu rozwiał jej niepotrzebne obawy.
- Mamo, chciałem ci podziękować za pomoc.
- I dlatego musiałem mnie prosić na rozmowę w jakiś odległy kąt – rozbawiona uniosła brew.
- Wiesz, że nie jestem wylewny – tłumaczył się – ale dziękuję, bo widzę, że Kasia wygląda i czuje się lepiej, jak nie musi od samego rana gnać z dzieciakami do przedszkola.
Zocha poklepała Andrzeja po policzku.
- Nie ma za co kochany, jestem matką i zawsze wam chętnie pomogę.

Robert
Był zaniepokojony zachowaniem Małgorzaty. Nastrój zmieniał jej się, jak w kalejdoskopie i z osoby spokojnej i stonowanej stała się wybuchowa i nieprzyjemna. Zastanawiał się, czy to nie wyrzut za jego zaniedbanie podczas dwudziestolecia jej firmy, ale spytał ją o to, a ona odpowiedziała, że nie wie o co mu chodzi.
Zachowywała się dziwnie. Raz była rozmowna, potem milczała, jak grób.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie dała się dotknąć. I nie chodziło nawet o seks, ale o normalne przytulenie i czy pogłaskanie po włosach lub plecach. Warczała wtedy jak jakiś buldog.
Może kiedyś zrobiłby jej awanturę, że traktuje go nieodpowiednio, ale po tylu latach zgodnego małżeństwa był zaniepokojony.  Na to był jeszcze w machnąć ręką, ale ona była niemiła dla ludzi. Dla Ewy, dla jego klientów, dla swoich pracowników.
Kiedy spytał się jej o przyczyny tego zachowania nic nie powiedziała tylko wyszła z salonu do kuchni. Potem wróciła jakby odmieniona i spytała czy się z nią napije wina. Spytał wtedy, czy nie widzi skrajności swoich zachowań, znowu odparła, że nie wie o co mu chodzi.
Ale dzisiaj zdenerwował się nie na żarty. Szukał czegoś w gabinecie i natknął się na rożne wizytówki żony, które trzymała w czerwonym opakowaniu. Bezmyślnie je przekartkował i wzrok padł mu na jedną. Był tam nazwisko i telefon do psychiatry.
Czyli, że zdawała sobie sprawę, że coś się z nią dzieje, ale nie chciała żeby on się martwił.
Najpierw uśmiechnął się na myśl o tym, jak ona dba o jego komfort psychiczny, ale potem wściekł się nie na żarty, że bagatelizuje jego udział w jej życiu. Że sama mu dogadza, a sobie nie chce dać pomóc.
Rzucił wizytówki na biurko i postanowił rozmówić się z nią wieczorem w zaciszu ich sypialni.

Kaśka i Oskar
Oskar po kilku dniach miotania się z własnymi myślami podjął decyzję. Skoro ojciec nawet się do niego nie odezwał przez ten cały czas, znaczy, że mu nie zależy. Oczywiście Oskarowi nawet przez myśl nie przeszło, że Waldek postanowił się nie odzywać, żeby dać snowi czas na przetrawienie wszystkiego i podjęcie konkretnych działań.
Kaśka zdziwiła się słysząc telefon o 23 00 w nocy, ale kiedy zobaczyła, że to dzwoni Oskar, zdenerwowała się.
- Co się stało? – zaczęła bez wstępów.
- Nic – usłyszała ostry głos brata – chciałem ci tylko powiedzieć, że jutro rano kurier przywiezie ci klucze do mojego mieszkanie i prosić cię, żebyś zajrzała tam raz na jakiś czas.
- Ojciec cię gdzieś wysyła? I to w nocy? – dziwiła się.
- Nie chcę mieć z nim do czynienia, ani z Ewką ani Danielem. Nienawidzę ich, przez ich lizusostwo spadłem w oczach ojca – ulało mu się trochę złości.
- O czym ty mówisz?! – pytała zaskoczona – jakie lizusostwo? O co chodzi z Ewą i Danielem.
- Nieważne – warknął – wyjeżdżam i raczej szybko nie wrócę. Dopilnuj mieszkania.
- Oskar, nie możesz zostawiać rodziny w takim momencie.
- Mogę, ojciec ma mnie w dupie, więc nie mam zamiaru martwić się o jego sprawy.
- Oskar.
- Pilnuj mi mieszkania, cześć.
- Ale gdzie ty jedziesz… - nie dokończyła, bo brat się rozłączył.
Wybrała jego numer, ale nie odebrał.
Zdenerwowana obudziła Andrzeja i postawiła na nogi całą rodzinę.

Justyna i Ewa
Spotkały się w knajpie na Starówce i popijając herbatę rozmawiały o ostatnich wydarzeniach. Ewa zauważyła, że jak pada imię Mohar, Justyna zaczyna się jąkać i czerwienić, dlatego w końcu się spytała.
- Podoba cie się ten Węgier?
- Co?! – zaperzyła się koleżanka – nigdy!
- Coś ta twoja reakcja jest zbyt gwałtowna- śmiała się Ewa – jaki on jest?
- Straszny i nieokrzesany.
- Na pewno ma jakieś pozytywne cechy.
- Cechy, nie wiem, ale ma piękny uśmiech.
- Ooo, to już coś.
Justyna zreflektowała się, że wygadała swój największy sekret. Zaczęła się więc szybko tłumaczyć.
- Ale to jeszcze nie oznacza, że mi się podoba.
- Oczywiście.
- Nie mów do mnie tym swoim wszechwiedzącym tonem – Justyna ponownie się zaperzyła.
- No dobrze, dobrze – uspokajała ją Ewa – Justyna, to nic złego, że on ci się podoba.
Justyna nagle zmieniła się na twarzy, mina jej stężała, a po policzkach popłynęło kilka łez.
- Bo ja nie wiem, co z tym robić – wybuchła – nigdy mi się nikt tak bardzo nie podobał, nigdy mnie nikt nie adorował. Nigdy nie miałam chłopaka, więc nie wiem co robić – przyznała i od razu się zawstydziła, bo w jej wieku powinna być w co najmniej 3 związkach i mieć doświadczenie.
Ewa, wbrew obawom koleżanki nie wybuchła śmiechem i nie zaczęła jej wytykać palcami. Wręcz przeciwnie, była poważna i uspokajająco pogłaskała ją po ręku.
- Spokojnie, no już, już dobrze – mówiła – cieszę się, że mi to powiedziałaś, że zrzuciłaś z siebie to wszystko. Teraz będzie lepiej.
- Tak mówisz? – szepnęła Justyna.
- Oczywiście. Podoba ci się Mohar, więc dlatego tak się zachowujesz. To normalne przy silnych uczuciach.
- On jest rozpustny – przyznała.
- Dlatego bądź ostrożna.
- Ale mi się podoba.
- Często podobają nam się tacy faceci, mają coś w sobie, co pociąga. Ale ty, skoro nie masz doświadczenia, miej się na baczności. Bo z tego może wyjść tylko płacz.
- A może się przy mnie ustatkuje? – wyraziła nadzieję Justyna.
Jak wiele kobiet uważała, że miłość może zmienić człowieka, że ona jako kobieta może zmienić naturę dziwkarza Mohara i sprawić, że będzie jej wierny.
Ewa wiedziała, że to mrzonki, ale nie na razie nie miała zamiaru niszczyć marzeń koleżanki. Poza tym…, ponoć cuda się zdarzają.
- Może – odparła dyplomatycznie, po czym dodała dziarsko – ale nigdzie się nie śpiesz i nie daj się mu zaciągnąć do łóżka.
Justyna zbladła i jęknęła. Przecież ona nawet nie miała zbytniego doświadczenia w całowaniu, a co dopiero mówić o seksie.
- Jestem beznadziejna – powiedziała ni to do siebie ni to do Ewy.
- Nie jesteś, tylko się zadurzyłaś w trudnym facecie.
- I co ja mam zrobić?
Ewa wzruszyła ramionami i odparła.
- Nic, daj się podrywać i wymagaj.

U Lipskich
Mimo, że była 12 00 w nocy nikt nie spał. Wszyscy łącznie z Kaśką i Andrzejem spotkali się w salonie rodziców i omawiali decyzję Oskara.
Waldek przyznał się do rozmowy z synem i o jej niezbyt miłym zakończeniu. Zocha nie była z tego zadowolona, ale rozumiała motywy męża. Za to zachowanie Oskara uznała za szczeniackie i w myślach łudziła się, że za kilka dni mu przejdzie. W tym czasie odezwał się Daniel:
- Nie przejdzie mu, jest uparty jak wół – Zocha ocknęła się z zamyślenia i zaczęła słuchać.
- Uważa ciebie i Ewę za wrogów – poinformowała brata Kaśka.
- A dlaczego? – zdziwiła się Ewa.
- Bo uważa, że jesteście lepsi od niego i że ojciec was faworyzuje.
- Bzdury! – krzyknął Waldek – kocham go identycznie, jak was wszystkich. Z tym, że on się nie nadaje do kierowania innymi.
- Zdegradowałeś go – przypomniała Zocha – nie uważasz, że to było za surowe?
- Było by gdyby miał lat 18, a nie prawie trzy dychy. Zachowuje się jakby nie dorósł. Z tym, że nie spodziewałem się, że wyjedzie.
- Mógł się chociaż pożegnać – powiedziała Zocha.
- Obraził się i winą obarczył nas wszystkich – powiedział Waldek, po czym zwrócił się do Kaśki – chociaż powiedział, gdzie jedzie?
- Nie zdążyłam zapytać, rozłączył się.
- Głupek – wyrwało się Ewie, Waldek spojrzał na nią z naganą, ale ta niezrażona kontynuowała – no co? Zachował się jak dupek egoista. Znając go, nawet nie pomyślał, że możemy się o niego martwić albo go potrzebować.
- Akurat ty najbardziej – parsknął Daniel.
- A żebyś wiedział – fuknęła siostra – w końcu to mój najstarszy brat i mógłby mnie bronić na przykład przed Krystianem.
- Już prędzej ja cię obronię – powiedział Daniel – Oskar raczej by cię jemu oddał i jeszcze dopłacił.
- A właśnie, że nie. Był w szpitalu po moim wypadku i widziałam, że się o mnie martwi.
- Przestańcie – przerwał dyskusję Waldek – bo to nie zmienia faktu, że Oskar ponownie zachował się skrajnie głupio i boję się, że jeszcze z tej swojej żałości narobi nam kłopotów.
- Chyba nie sądzisz, że stanie się twoim wrogiem – oburzyła się Zocha.
- Nieee, w to nie uwierzę, ale że zajdzie komuś tak za skórę, że znowu będę go musiał ratować, w to już prędzej.
Spojrzał po rodzinie i powiedział do żony.
- Spróbuj się do niego dodzwonić.
Zocha wystukała numer i poczekała na sygnał. Odezwała się sekretarka. Nagrała mu wiadomość.
- Oskar, synku ochłoń i do mnie zadzwoń, martwię się okropnie. Nie nadwyrężaj słabego serca matki. Całuję mama.
I na tym tej nocy stanęło.

Oskar
Kiedy matka do niego dzwoniła on już siedział w samolocie i leciał do USA. Stwierdził, że skoro nikt go nie chce, to przynajmniej spełni swoje marzenie i zwiedzi Stany Zjednoczone.
Poświęcił ojcu tyle lat życia, a on mu się tak odwdzięczył. Degradacja. On miałby być pachołkiem? Nigdy! W dupie z tym wszystkim, z rodziną, interesami ojca. Nie są mu potrzebne. Wciąż musiał się tylko starać i starać i starać i tylko dostawał od ojca uwagi i polecenia. Nigdy pochwał. Za to nie szczędził ich reszcie, nawet Danielowi. Jak się coś temu obibokowi udało, to ojciec piał z zachwytu. Ale kiedy jemu coś wyszło ojciec mówił mu, żeby skoro mu się udało, to żeby tego nie spieprzył.
I po co mu to było? Żeby się dowiedzieć, że ma jeździć z podwładnymi, jak jakiś żołnierzyk, żeby się dowiedzieć, że jest zbędny i nigdy nie zostanie bossem. Skoro tak ma być, to on gwiżdże na to wszystko i się odcina od całości, definitywnie i na zawsze. O!
A teraz będzie mógł się w końcu zając sobą i swoimi marzeniami.
Przez małe okienko oglądał Europę nocą. Powoli zapadał w sen.

Małgorzata i Robert
Małgorzata zdziwiła się widząc go w sypialni siedzącego na łóżku i czekającego, aż ona wyjdzie z łazienki.
- Powiedz mi, co się dzieje – powiedział zimnym głosem.
- Nic się nie dzieje, nie wiem czego się wciąż mnie czepiasz.
- Znalazłem wizytówkę psychiatry.
Kobieta zbladła, ale dzielnie uniosła głowę i powiedziała.
- To jeszcze o niczym nie świadczy.
- Na kiedy jesteś zapisana?
- Dlaczego sądzisz…
- Zadałem ci pytanie – Robert postanowił nie dopuścić do czczej dyskusji.
- Na czwartek.
- Pojadę z tobą.
- Robert – głos jej się lekko złamał – czemu chcesz jechać?
- Bo się o ciebie martwię – wyznał zgodnie z prawdą.
- Nie będziesz się mnie wstydził?
Zdziwił się.
- A czego? Że idziesz do lekarza?
- Ale to psychiatra – powiedziała zduszonym głosem.
- Lekarz. I może ci pomoże i wszystko wróci do normy.
- A twoje interesy? – dopytywała nadal niedowierzając, że jej twardy mąż chce jej towarzyszyć w drodze do przychodni.
- Twoje zdrowie jest ważniejsze.
- Ale zawsze mówiłeś, że najważniejsze są interesy, bo dzięki nim możemy żyć w dostatku.
- Mówiłem to, kiedy byłaś zdrowa, ale teraz coś ci dolega, trudno żeby interesy były teraz ważniejsze od ciebie.
- Robercie, ale dlaczego tak mówisz?
- Zadajesz głupie pytanie. A jak myślisz? Może cię trochę lubię, albo co… – uśmiechnął się szybko i od razu spoważniał – martwię się.
Małgorzata westchnęła i usiadła koło męża.
- Ja też się  martwię. To się zaczęło w wakacje i czasami sama siebie nie poznaję. A chce być dla ciebie taka, jak dawniej.
- Jesteś cały czas – zapewnił ją i objął ramieniem. A ona po raz pierwszy od kilkunastu dni przytuliła się do niego.
- Dziękuję, że tak mówisz. Mam nadzieję, że ten lekarz mi pomoże.
- Będzie dobrze – pocałował ją w czubek głowy – zobaczysz.


Krystian
Mohar został wzięty przez Roberta i Dominika na jakieś spotkanie, więc Krystian chociaż na chwilę mógł się uwolnić od uciążliwego gościa i udać się do Kariny. Dziewczyna miała już nadzieję, że skoro od trzech tygodni ten drań się nie zjawiał, to ma go już z głowy i pomału zaczynała swobodniej oddychać.
Krystian znalazł w sobie jakieś ludzkie uczucia, bo najpierw do niej zadzwonił.
Widząc jego imię wyświetlające się na aparacie zamarła ze zgrozy. Przez głowę przeszła jej myśl, żeby nie odbierać, ale od razu przypomniała sobie, jak jej wykręcił rękę kiedy raz się zbuntowała.
- Tak? – spytała.
- Nie wiem gdzie jesteś, ale masz za godzinę być w domu. Stęskniłem się, więc bądź miła.
I się rozłączył.
Karina nigdzie nie była, siedziała w domu i miała obejrzeć jakiś film.
Zbladła, ale zmusiła się do tego żeby wziąć prysznic, przygotować łóżko i otworzyć wino. Ubrała się w seksowne koronki i prześwitujący szlafroczek. Spojrzała w lustro i usiłowała przybrać radosny wyraz twarzy.
Krystian wszedł do mieszkania i od razu rozgościł się w fotelu, zauważył otwarte wino i powiedział:
- O tak, chętnie się napiję – Karina nalała sobie i jemu do kieliszka.
- Skąd ta smętna mina? – spytał kiedy mu go podawała.
- Smętna? – zdziwiła się na niby i uśmiechnęła lekko – po prostu jestem zaskoczona, że nadal się mną interesujesz.
Spojrzał na nią z błyskiem oku, aż się cofnęła. Ten jednak powiedział.
- Nie mam dzisiaj ochoty na seks, ubierz się.
To była dla niej nowość, ale przecież nic nie wiedziała o prawie trzy tygodniowym maratonie z Moharem. Każdy by się zmęczył.
Dlaczego więc przyjechał do niej? Nie mógł zostać w domu?
Nie chciał, bo tam każdy mógłby go znaleźć, a tak to zapewnił sobie dobrą kryjówkę i nawet jak Mohar będzie dzwonił, zawsze może powiedzieć, że jest bardzo zajęty.
Karina ubrała się i wróciła do niego. On pociągnął ją na swoje kolana i pocałował.
- To będzie wspaniały wieczór. Spokojny i cichy, dobrze?
Potaknęła głową, ale nie wiedziała o co może mu chodzić.
Zasnął po 15 minutach ciszy w fotelu z nią na kolanach.
Dziewczyna stwierdziła, że musiał być bardzo zmęczony. Tylko nie za bardzo wiedziała, co ma z nim teraz zrobić. W końcu nakryła go kocem, a sama usiadła na kanapie i powoli sączyła wino zastanawiając się nad nieprzewidywalnością tego człowieka.

Ewa i Dominik
Przez kilka dni w ogóle o niej nie myślał, więc jak zobaczył ją w drzwiach swojego biura, to aż jęknął. „No tak, mały złośliwiec wrócił” – pomyślał.
- Gdzie Krystian? – spytała.
- Nie wiem, jeszcze się nie zjawił – burknął.
Ewa zastanawiała się, czy ten człowiek potrafi się inaczej odzywać niż przez odpychające prychanie.
- To ja poczekam w siłowni – wiedziała, że z jakiś niewyjaśnionych przyczyn go wkurza, więc postanowiła go bardziej nie drażnić.
- Możesz zostać, jest mi to obojętne – burknął.
- Taaa, a za pięć minut sam mnie wygonisz – powiedziała przewidująco.
- Nie mam czasu na przekomarzanie się – syknął – albo idź albo zostań, jest mi wszystko jedno.
Ewa wzruszyła ramionami i wyszła do siłowni. Tam znalazła jakieś gazety i czekając na Krystiana zatopiła się w lekturze.
Dominik w biurze złamał ołówek. Czemu ta dziewczyna nie robiąc nic doprowadzała go do białej gorączki?

Daniel i Waldek
Przez to całe zamieszanie z Oskarem, Daniel i Majster zdołali porozmawiać Waldkiem dopiero po kilku dniach od wizyty w speluniastym barze.
Boss spotkał się z nimi w terenie, przy doglądaniu treningu młodych rekrutów.
Daniel skrzywił się widząc kilku byczych karków bijących się po twarzach bez rękawic. Ale najwidoczniej tak miało być, żołnierzem nie mógł zostać żaden filozof i mamisynek.
- No i co tam? – spytał ojciec roztargnionym głosem, przyglądając się szczególnie jednemu chłopakowi, który wydawało się, że jest najtwardszy z 5 ochotników.
Majster ubiegł Daniela i odezwał się pierwszy. Oskar dawno by wściekle syknął, ale drugi syn Waldka nie widział nic przeciwko, żeby zaufany ojca wszystko za niego opowiedział.
- Siedziliśmy se i słuchaliśmy, no i jednemu się wypsło, że łaził gdzieś po jakieś ciemnicy.
- Mówił gdzie?
- No nie, ale okazało się, że było tam jeszcze ze trzech.
- W ciemnicy? – zastanowił się Waldek.
- To znaczy, że byli gdzieś, gdzie było tak ciemno jak w dupie.
- I coś jeszcze mówili?
- No, że jakiś tajemny głos do nich gadał i że czuli się dziwnie.
- Bali się?
- Eee tam, nie takie słabiaki żeby się bać.
- Rozpoznacie ich?
- Jasne.
- To przyprowadźcie ich do mnie – spojrzał na Majstra – po dobroci, bez żadnych rękoczynów, jasne?
- Jak słońce szefie – po czym zaufany zerknął na Daniela – a młody?
- Niech się wdraża.
- Dobrze tato – powiedział Daniel posłusznie.
Potem ojciec i syn zapatrzyli się na kolejną walkę.
- Chciałbyś się z którymś spróbować?
- Raczej nie – zaśmiał się Daniel – może nie są tak szybcy, jak ja, ale wystarczyłby jeden cios żebym leżał na dechach nieprzytomny.

Małgorzata  i Robert
Robert chodził nerwowo po poczekalni i miał wrażenie, że minuty ciągną  mu się jak godziny. Żona weszła do gabinetu zaledwie 10 minut temu, a on już miał ochotę wtargnąć tam i sprawdzić, co się dzieje.
Usiadł na krzesełku i kartował jakąś gazetę. Ale nie mógł się skupić, więc znowu wstał i zaczął nerwowo chodzić z kąta w kąt. W końcu drzwi od gabinetu uchyliły się i zobaczył lekko nieprzytomną twarz żony.
- No i co? – spytał usiłując ukryć zdenerwowanie.
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko.
- Nic, przechodzę menopauzę. Ponoć wtedy kobiety potrafią zachowywać się irracjonalnie lub zmienić się w zołzy.
- Czyli nic ci nie jest? – upewniał się.
- Nic, tylko będę musiała udać się do endokrynologa i ginekologa, żeby ustawili mi jakąś kurację, żebym tak nie fiksowała.
Robert odetchnął z ulgą i uściskał ją serdecznie.
Rzadko zdawał sobie sprawę z tego, jak była dla niego ważna, to była właśnie taka chwila.
- Zapraszam cię na obiad – powiedział cicho.
- A praca? – zdziwiła się, myśląc, że jak się dowie, że z nią wszystko w porządku, to wróci do swojego rytmu i zasad.
- Może poczekać – uśmiechnął się do niej – jutro będzie tak jak zawsze, ale nie dzisiaj. Dzisiaj chcę spędzić resztę dnia tylko z tobą.
- Robercie – była zaskoczona i bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.



Zocha i Oskar
Oskar gdy tylko znalazł się w Nowym Jorku od razu włączył telefon. Zobaczył, że ma pięć wiadomości do odsłuchania. Wszystkie nagrała matka.
- No tak – parsknął – ojciec by się tak nie poniżył.
Nawet do głowy mu nie przyszło, że ojciec bał się, że syn od niego niczego nie odbierze.
Mężczyzna zanim oddzwonił postanowił znaleźć hotel i rozejrzeć się trochę po mieście. Miał w nosie, to że oni mogą się denerwować. W zasadzie był święcie przekonany, że nikt prócz matki o nim nie myśli.
Kiedy już pochodził i pozżymał się na cały świat, wrócił do hotelu.
Nie wybrał żadnego najdroższego. Może i miał pieniądze, ale ogromne to one było w Polsce, a nie tutaj. A po drugie, miał w planach zjeździć całe Stany, więc nie mógł sobie pozwolić na rozrzutność. Nie żeby wybrał jakiś podrzędny z podejrzanymi typkami w recepcji? Średni standard w zupełności mu wystarczał.
Pokój w kolorach brązu i bieli, łazienka, bez żadnych wynalazków, mała lodówka wypełniona po brzegi, no i piękny widok na panoramę miasta. Podobało mu się tu. Postanowił zostać w nim na tydzień i dobrze zwiedzić miasto.
Sięgnął po telefon, Zocha odebrała niemal natychmiast.
- No bo już myślałam, że sobie coś zrobiłeś.
- Żyje – odparł sucho.
- Nie wygłupiaj się i wracaj – powiedziała poważnie.
- To niemożliwe, jestem za daleko.
- We Francji? Anglii? Czy Koluszkach? – parskała w słuchawkę matka – a może po drugiej stronie Warszawy.
- Jestem w Nowym Jorku.
Matka zamilkła na chwilę, a potem szepnęła.
- Nie żartujesz.
- Nie i nie zamierzam wracać.
- To że się wściekłeś na ojca, to jestem w stanie zrozumieć, ale żeby jechać aż tak daleko?
- Mamo, tak postanowiłem i zdanie nie zmienię.
- Oskar, ale tata cię potrzebuje.
Oskar parsknął smutnym śmiechem.
- Myślę, że ojciec ucieszy się, że jestem aż tak daleko od centrum wydarzeń, dzięki temu nie będę mu przeszkadzał, nie będzie się mnie wstydził – zaczął wylewać żale.
- Natychmiast przestań się mazać i zachowuj się jak mężczyzna – warknęła Zocha.
- Jestem mężczyzną, podjąłem decyzję.
- Jesteś tchórzem i zostawiłeś rodzinę, kiedy jest w niebezpieczeństwie.
- Nic wam się nie stanie, ojciec doskonale sobie poradzi. W końcu ma przy sobie Daniela i Ewę.
Zocha zezłościła się nie na żarty.
- Oczywiście, dwie szalone głowy, są mu potrzebne, jak dziura w moście. Ty jesteś mu potrzebny.
- Miałem zostać żołnierzykiem – parsknął pogardliwie.
- Oj, wiesz, że by mu złość przeszła i by ci wybaczył. On też miał 30 lat. Mój ojciec, też go nie jeden raz degradował, a potem wybaczał.
- Nie tłumacz go, bo i tak nie wrócę.
- Nigdy? – wydarło jej się z piersi.
- Wrócę, za jakiś czas. Na razie mamo. Nie martw się o mnie, bo mam wrażenie, że oddycham pełną piersią – i odłożył słuchawkę, zanim Zocha zdążyła cokolwiek dodać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka