Czasu się nie cofnie - gimby nie znajo!
Tekst ze starego bloga, ale nadal aktualny
Co
jakiś czas w Internecie pojawiają się teksty lub obrazki dotyczące życia w
latach 80 czy 90. W krótkich opisach najczęściej mowa jest o tym, jak nikt nas
nie pilnował, solówki nie kończyły się w sądzie, a trzepak był centrum rozrywki
podwórkowej. Do tych tekstów najczęściej dodawany jest komentarz typu – młodzi
nie znajo lub gimby nie znajo (pamiętajo).
I
dopóki to były odosobnione przypadki, nawet mi się to podobało. W końcu to lata
mojego dzieciństwa i młodości i mogłabym dodać do tego kilka groszy pod
tytułem, jak mogłam się podczas zabawy zabić.
Dobrze,
napiszę, ale potem przejdę do rzeczy.
Wciąż
wisiałam do góry nogami bez asekuracji, na gałęziach drzew lub trzepaku
Skakałam
z burty przyczepy od stara (2
metry od ziemi) z folią imitującą spadochron. Pewnie od
tego mam zepsute stawy, bo raz mi nie wystarczył.
Przeskakiwałam
w kotłowni z okna na metalowy mostek, wystarczyło, że noga by mi się powinęła,
a bym skręciła kark spadając na dół i uderzając w ten metal.
No
i mój największy popis. Nie wystarczyło mi tylko huśtać się na huśtawce.
Musiałam jeszcze założyć wrotki i robić fikołki w przód i w tył, trzymając się
jedynie na rękach. GDZIE BYLI MOI RODZICE?!
Wracając
do tematu.
Wkurzają
mnie te wpisy. Nie dlatego, że poruszają wspomnienia i czuję się przez to stara,
ale dlatego, że komentarz jest bez sensu to raz, a dwa, czemu pokolenie lat 80
i 90 wychowuje w domu dzieci, tak, jakby nie pamiętali, jacy byli te 30-40 lat
temu.
Czemu
komentarze są bez sensu? Nie cofniemy czasu, świat pędzi do przodu, zmienia się
i to jest normalne. A poza tym, jak gimby mają pamiętać te czasy, skoro ich nie
było, a ich przyszli rodzice nie wiedzieli nawet, że kiedyś będą mieć w planach
dzieci. Wtedy najważniejsze były wybuchające kapsle, kąpiele na dziko i łażenie
po drzewach.
To
był nasz czas, piękny i rzeczywiście wolny od miliona przestróg i zakazów. Rodzice gdzieś tam byli, ale nie byli w naszym centrum uwagi.
Raczej schodziliśmy im z drogi, żeby nie pytali się czasem, co robimy.
Na
przykład, że usiłujemy spalić zasłonki - to też ja, no i jeden z braci ciotecznych.
Mnie
samą zadziwia to, że moi uczniowie mówią, że muszą odebrać telefon, bo mama
dzwoni. Ja w latach 90 nawet bym o tym nie pomyślała. Mało tego, nawet bym tego
nie chciała, bo na pewno mama kazałaby mi wracać do domu albo pojechać gdzieś, gdzie
nie chciałam.
Ale
to już było, że zacytuję piosenkę.
Teraz
nowe pokolenie ma swój czas i kiedyś tam będą pisać,
„Androidy
i cyborgi nie pamiętajo. My za naszych czasów nie mieliśmy wgranej do głów
dodatkowej pamięci i karty graficznej pozwalającej widzieć dziesięć kolorów
więcej niż normalnie, byliśmy wolni. Za naszych czasów nikomu nie nakazywali
nosić chipów, a teraz nawet nie można sobie porządnie ponarzekać, bo coś cię
paraliżuje. To była wolność. Grało się po 72 godziny bez przerwy i zero kontroli
rodziców. A jak się za bardzo wtrącali, mówiło się, że ma się problemy i
wysyłali cię do psychologa. Ale cyborgi nie znajo, są takie prawe i poprawne.”
I
druga rzecz, która mnie wkurza.
Czemu
pokolenie lat 80 i 90 - tch wychowuje swoje dzieci, właśnie tak, jak widać.
Bo
gimby nie znajo trzepaka – a kto im pozwala siedzieć w domu przy kompie.
Bo
gimby nie znajo zabaw zespołowych – znajo, znajo ale online.
Bo
gimby nie znajo, co to walka honorowa, czyli solówa – a kto robi aferę i
straszy sądem?
Bo
gimby nie znajo, co to radzenie sobie z trudnościami – a kto im daje gotowe
rozwiązania na tacy? Kto obwarowuje ich zasadami, że tego nie wolno, tego nie
rusz, tu tragedia, a tu masakra? Kto wprowadza prawo mówiące o tym, że dziecko nie
może oddalić się od rodzica na krok, a w szkole ma nie biegać, bo jeszcze się
wywróci? Kto robi aferę nauczycielom, bo dzieciak sobie zdarł kolana?
Ja
w szkole skręciłam kolano, rozcięłam nogę, a podrapana wracałam co drugi dzień.
Moi rodzice nigdy nie zrobili żadnej afery – takie życie i tyle.
No
pytam się, kto? No właśnie my, pokolenie lat 80 i 90, to samo, które jeździło
na rowerze bez hamulców i dzieliło się gumą Donald z własnej paszczy.
Mnie, jako nauczyciela coś trafia, jak słyszę, że w podstawówkach dzieci nie biegają
po korytarzu, bo mogą się zderzyć ze starszym uczniem. A my to co? Lataliśmy
między ósmoklasistami, którzy ledwo zauważali nasze istnienie, no chyba, że
mieliśmy w starszej klasie rodzeństwo. Ale to i lepiej, bo w kupie siła.
Wkurza
mnie to, że jadąc na wycieczkę niemalże nie mogę pozwolić młodzieży na
oddychanie, bo wciąż muszę ich mieć na oku. To jest chore.
Czemu
od dziecka przyzwyczajamy młodych ludzi do psychologów? Przez to nie umieją sami! sobie radzić z prostymi
problemami. Ja nie mówię, że psycholodzy nie są potrzebni, bo są. Ale
naprawdę nie w takiej ilości.
No
i czemu rodzice, tak przywiązują dzieci do siebie, że nawet nie mogą nic
nabroić, ani sprawdzić, jak Mikołajek, czy rozróba mimo lania, się opłacała.
Ostatnio
u mnie w szkole była taka akcja, że dwie dziewczyny się pokłóciły, potem się
pogodziły, ale wkroczyły mamuśki, które się o to posprzeczały. Dziewczyny mówią, że to
dziwne.
Ja
też uważam, że to dziwne. Niektóre rzeczy powinny zostać między młodymi, bo to
w ich gestii jest wywalczenie sobie miejsca w szeregu. Żaden rodzic tego nie
może zrobić. Nie wiem, czy pamiętacie, jak się patrzyło na osobę, która chciała
za pomocą rodziców poprawić swoją pozycję w grupie. Jak to się zazwyczaj
kończyło? Często wykluczeniem. Bo nikt z kablem (skarżypytą) gadać nie będzie.
I
dalej.
Czemu
nie pozwalamy dzieciom zdzierać sobie kolan – bo zakażenie.
Czemu
nie pozwalamy dzieciom wisieć na trzepaku – bo spadną.
Czemu
im nie pozwalamy rozwiązywać ich małych problemów – bo się we wszystko wtrącamy
i zawsze możemy postraszyć sądem.
My
mieliśmy wolność, czemu sami im tego nie dajemy. To nasza wina, że gimby nie
znajo.
Postępu
nie zahamujemy, ale trzepak jest ponadczasowy, wygońcie młodych z domu i okaże
się, że wszystko poznajo.
Komentarze
Prześlij komentarz