Kira - odc. 1
Opowiadanie ze starego bloga, do odświeżenia, do przeczytania. Jest krótkie:) A Ciemne Wieki wrócą jutro wieczorem, już w normalnej, dłuższej odsłonie.
kolejny odcinek 04 czerwca
Prolog
Stała w krótkiej skórzanej spódnicy i w napierśniku, w jednym ręku
ściskała miecz, a w drugim nóż. Z miecza powoli skapywały na ziemie ciężkie
krople krwi. Pod jej nogami leżała martwa kobieta, była ubrana podobnie,
różniła się tylko trzymaną w zaciśniętych palcach bronią, był to krótki trójząb
i sieć.
Ta, która przeżyła rozglądała się wokół, oczy chociaż miały odcień
ciepłego brązu, patrzyły na wszystko bez wyrazu, można by rzec, że były puste.
Stała pośrodku areny, a wokół leżało więcej kobiecych trupów, tylko
ona przeżyła. Wrzawa na trybunach osiągnęła punkt kulminacyjny. Ludzie rzucali
jej kwiaty pod nogi i wychwytywała krótkie słowa uwielbienia dla jej osoby.
Spojrzała na lożę, tam rozparty na wielu poduszkach, siedział
gruby namiestnik, to od niego zależało, czy uzyska wolność, czy będzie musiała
ponownie wrócić do koszar. W jej karierze, była to już piąta arena i piąty
namiestnik, ale żaden z nich nie dał jej wolności, chcieli widzieć, jak
wygrywa. Niektórzy myśleli nawet, że jest nieśmiertelna. Wystawiali ją w
różnych konkurencjach, podobno najlepsza była z dwoma zakrzywionymi
saraceńskimi mieczami, ale rzadko pozwalali jej walczyć tym stylem, za szybko
kończyła walkę, a ludzie chcieli oglądać widowisko, nie szybką śmierć.
Gruby namiestnik podniósł swój tłusty paluch i skierował go ku
dołowi.
Wiedziała, że tak będzie, niczego więcej się nie spodziewała.
Przebudziła się.
Wraz z grupą niewolniczych wojowniczek jechała poza granice
Imperium Słońca, do zimnej krainy zwanej Lechią, która była księstwem Lechitów.
To była nowość, tak mówił ich trener, znak, że cywilizacja Cesarstwa zaczęła
sięgać daleko poza swoje granice. Jechali coraz dalej na północ, robiło się
coraz zimniej, tak daleko nikt z nich jeszcze nie był. Imperium, było
południowym państwem, gdzie śnieg nigdy nie zawitał, zawsze było ciepło, nawet
gdy padał deszcz. Tutaj było inaczej, chłód przenikał ich cienkie lniane
koszule, kobiety żeby zasnąć tuliły się do siebie. W końcu przywódca wyprawy
kupił od miejscowych kilkanaście ciepłych ubrań.
- Podobno będziemy walczyć z mężczyznami – powiedziała jedna z
dziewczyn, która wróciła po nocy spędzonej z jednym ze strażników.
- I tak zginiemy – powiedziała druga i zerknęła na kobietę
siedzącą z dala od wszystkich – ona nas zabije – szepnęła.
- Nie zabiję was – wszystkie 10 kobiet podskoczyło na dźwięk jej
głosu. Był zachrypnięty, jak gdyby rzadko używany – nie będę więcej walczyć.
Przebudziła się.
Musiała zgubić pościg, a nie było łatwo, ona poruszała się pieszo,
ścigający mieli konie. Jedyne co sobie zapewniła, to kilka godzin zapasu.
Uciekła nocą. Ogłuszyła strażnika, do którego została wezwana, zabrała mu
miecz, noże i hubkę z krzesiwem i wymknęła się z obozu. Wiedziała, że mężczyzna
obudzi się dopiero nad ranem, nie pierwszy raz stosowała tę metodę, nie chciała
żeby ktokolwiek dobierał się do jej ciała, zwłaszcza, brudny i śmierdzący
bimbrem strażnik.
Wiedziała, że to jej jedyna szansa, jeżeli ją złapią, to po niej,
zabiją ją.
Zaczął sypać gęsty śnieg, poznała go dopiero kilka dni temu i
bardzo jej się nie spodobał, ale jeszcze bardziej nie podobało jej się to, że
za dwa dni mieli dotrzeć do celu. Tym
razem biały puch okazał się jej sprzymierzeńcem, równo zasypywał ślady. Nie
łudziła się, że nie dadzą rady jej znaleźć, wokół były tylko łyse pola i gdzie
niegdzie, jakiś zagajnik. Ale dzień wcześniej jechali przez las, tam właśnie
chciała się znaleźć. Kiedy ostatkiem sił dopadła jego granic, odwróciła się za
siebie i w oddali zobaczyła ciemne punkty. Pogoń.
Zmusiła się do przebiegnięcia jeszcze kilkudziesięciu kroków i
skręciła w lewo, w las. Biegła przed siebie, nawet się nie oglądając, miała
tylko nadzieję, że jeźdźcy zanim wpadną na to, że skręciła z traktu, pojadą
kawałek dalej, a jak będą wracać, nie zostanie po niej żaden ślad.
I zdarzył się cud, wpadła na stado dzików, które zamiast
zaatakować, szybko wyminęły ją i zadeptując jej ślady wybiegły z lasu. Chwilę
później okazało się czemu zwierzęta nie zwróciły na nią uwagi, z krzaków
wyskoczyła wataha wilków. Kobieta szybko wskoczyła na najbliższe drzewo, ale
wilki przebiegły obok. Po kilku minutach zsunęła się po pniu i pobiegła w dziką
głuszę. A był to naprawdę prastary las…
Rozdział I
Obudziła się, tym razem na dobre. Oddychała szybko i nerwowo.
Kilka minut zajęło jej uspokojenie się i upewnienie, że nic jej nie grozi, że
jest bezpieczna.
- Co za sny – jęknęła i podniosła się z posłania – chyba dzisiaj
coś się wydarzy, bo to niemożliwe, żeby po tylu latach wróciły akurat te
wspomnienia.
Zeszła z poddasza i zaczęła się krzątać po swojej małej chatce, a
była to tylko jedna duża izba. W jednej części była kuchnia, z wielkim
glinianym piecem, stołem i półkami na przetwory, w drugiej części było coś na
kształt salonu. Były tam dwa fotele i mała biblioteczka. Na niej znajdowały się
ręcznie pisane księgi. Ona je pisała, jedne dotyczyły wypalania ceramiki, inne
ziół, a jeszcze inne pożywienia w lesie. Systematycznie je uzupełniała.
Zanim zjadła śniadanie zrobiła obchód gospodarstwa, to znaczy
nakarmiła konia i kozy, potem wydoiła te drugie, wypuściła kury z kurnika i
nalała wody do koryta. Później otworzyła bramy od swojego obwarowanego palisadą
podwórka, tak żeby zwierzęta mogły wyjść na pobliską łąkę.
Odetchnęła.
- Nareszcie lato – powiedziała do siebie.
Potem zjadła śniadanie.
Z tyłu domu znajdowała się porządna szopa z dużym piecem, był to
jej magazyn narzędzi, ale i pracownia ceramiczna. Zajmowała się lepieniem z
gliny, a to co stworzyła sprzedawała później na jarmarku w pobliskim mieście.
Oprócz ceramiki, handlowała również ziołami i maściami na różne dolegliwości.
Ale do Malizny wybierała się góra cztery razy w miesiącu, na co
dzień siedziała w lesie lub po pobliskich wsiach leczyła chorych, odbierała
porody, a czasami nawet rozsądzała spory. Nazywali ją Leśną Panią lub po prostu
Panią. Nie sprzeciwiała się, przynajmniej nikt nie pytał o jej prawdziwe imię.
Tego dnia planowała nic nie robić tylko wypłynąć na jezioro, które
znajdowało się w środku lasu i było niedaleko jej domu i odpoczywać wygrzewając
się w promieniach słońca.
Niestety kiedy już wyruszała w drogę, przybiegł młody chłopak ze
wsi Pyry i już z daleka krzyczał.
- Pani, Pani, już czas!
No tak, młoda Małgosia miała na dniach zacząć rodzić swoje
pierwsze dziecko.
Kobieta poszła szybko po swój worek z medykamentami i pobiegła za
młodym chłopakiem. Poród okazał się prosty i szybki, młoda matka mogła być z
siebie dumna, a jej mąż jeszcze bardziej, bo pierwszym dzieckiem okazał się
syn. Wieśniacy zaczęli świętować i zaprosili ją do wspólnej zabawy, dlatego do
domu wyruszyła późnym popołudniem.
Szła traktem i rozglądała się za jakimiś ciekawymi ziołami, kiedy
usłyszała za sobą tętent końskich kopyt. Kiedyś podskoczyłaby jak oparzona i
uciekała ile sił w nogach, dzisiaj wiedziała, że to pewnie kolejny posłaniec do
księcia Bolesława. Stanęła na skraju drogi i czekała aż jeździec przejedzie
dalej.
Ale im był bliżej, tym jej oczy rosły ze strachu, człowiek na
koniu był z Imperium, mało tego, nosił
barwy Imperatora. Siłą woli zatrzymała siebie w miejscu, tłumacząc sobie, że
nikt już jej dawno nie szuka.
Mężczyzna zamiast minąć ją, zatrzymał się i szybko spytał.
- Gdzie mieszkasz?
Chciała odpowiedzieć coś złośliwie, ale słowa ugrzęzły jej w
gardle, to był generał ciężkozbrojnych. Nie był stary, raczej w kwiecie wieku,
ale zmęczenie podróżą dodawało mu lat. Na pewno był wysoki i dobrze zbudowany i
z pewnością umiał walczyć, mógłby ją zabić jednym ciosem, co do tego nie miała
żadnych wątpliwości.
- Ogłuchłaś? – szczęknął krótko.
- Nie wiem z kim rozmawiam – wydukała.
- Nie będę się tobie tłumaczył wieśniaczko, gdzie mieszkasz!
- Niedaleko – odparła i zauważyła, że przed mężczyzną siedzi mały,
gruby chłopak i patrzy na nią z jeszcze większą wyższością niż dorosły.
- Weźmiesz mojego pana i ukryjesz – powiedział generał – wrócę po
niego za rok.
- A jak nie wrócisz?
Zgromił ją wzrokiem.
- Naucz się szacunku wieśniaczko..!
- Nie jestem wieśniaczką i mam szacunek dla tych, co i mnie go
okazują – hardo spojrzała mu w oczy. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w
końcu mężczyzna warknął.
- Gdyby nie to, że się spieszę, to bym cię wybatożył, ale nie mam
czasu. Bierz chłopca i spotykamy się tu za rok o tej samej porze.
Delikatnie opuścił chłopaka na ziemię, a ten zaczął krzyczeć:
- Nie możesz mnie z nią zostawić, to rozkaz! Jestem synem cesarza!
- Panie – powiedział generał głosem pełnym szacunku – w tej chwili
czyha na ciebie twój wróg książę Salem, on chce twojej głowy, a ja mam zrobić
wszystko, żeby ona nie spadła.
- Chcę do pałacu! – krzyczał chłopak.
- Wrócisz tam, obiecuję wasza wysokość, ale nie teraz, teraz
musisz się ukryć, pójdziesz z tą kobietą.
- Nie chcę! Nie będę mieszkał u jakiejś wieśniaczki!
- Nie obchodzi mnie wasza wymiana zdań – wtrąciła się kobieta –
tak, jak nie obchodzi mnie wasza sprawa, ja mieszkam tutaj, a nie w waszym
cesarstwie, wasze prawo mnie nie
dotyczy, mogę odejść i nie muszę wam pomagać.
Na potwierdzenie swoich słów przeszła na drugą stronę drogi i
zagłębiła się w las.
- Proszę – usłyszała głos mężczyzny i zawróciła.
- Od razu lepiej – spojrzała na małego – chłopcze idziesz za mną
albo zostajesz sam, ja nie będę się nawet oglądać.
- Nie jestem chłopcem, jestem młodym cesarzem, następcą tronu,
przyszłym Imperatorem! – krzyczał za nią, ale ona prawie znikła mu z widoku.
- Idź panie, to pierwsza osoba z wielu spotkanych, która zgodziła
się wziąć cię pod swój dach.
- A ty generale?
- Ja zmylę pogoń.
Kobieta zatrzymała się i zastanowiła, czy czasem nie ściągnęła na
siebie jakiegoś nieszczęścia, bo jak ją znajdą, potem małego, to i on i ona
zginą. Jeżeli chodziło o młodego syna cesarza, miała to w nosie, jeżeli o nią,
no cóż, nie.
Chłopak człapał w jej stronę i się darł.
- Gdzie jesteś wieśniaczko! Zobaczysz, każę cię wychłostać!
Wynurzyła się z zagajnika i stanęła przed nim. Pierwsze co zrobiła
złapała go za ramię i wymierzyła kilka celnych klapsów w tyłek. Chłopak wił się
jak piskorz i krzyczał, aż w końcu się popłakał. Wtedy przestała, puściła go i
warknęła.
- Nie wiem czemu się zgodziłam tobą zająć, bo wcale nie chcę cię w
moim domu, ale skoro podjęłam decyzję, to ja będę ustalać zasady, nie ty.
Chłopak milczał i patrzył na nią z nienawiścią.
- Zwracasz się do mnie, jak wszyscy Pani, nie inaczej. Za każdy
sprzeciw dostaniesz lanie, a jak to nie pomoże, to cię wyrzucę i będziesz sobie
musiał radzić sam.
- Mój generał cię znajdzie i zbije!
- Twój generał zaufał obcej osobie, więc równie dobrze mógł cię
porzucić, a teraz ja idę, a co ty zrobisz, mało mnie obchodzi.
Komentarze
Prześlij komentarz