Kira - odc. 1

Opowiadanie ze starego bloga, do odświeżenia, do przeczytania. Jest krótkie:) A Ciemne Wieki wrócą jutro wieczorem, już w normalnej, dłuższej odsłonie.


Prolog
Stała w krótkiej skórzanej spódnicy i w napierśniku, w jednym ręku ściskała miecz, a w drugim nóż. Z miecza powoli skapywały na ziemie ciężkie krople krwi. Pod jej nogami leżała martwa kobieta, była ubrana podobnie, różniła się tylko trzymaną w zaciśniętych palcach bronią, był to krótki trójząb i sieć.
Ta, która przeżyła rozglądała się wokół, oczy chociaż miały odcień ciepłego brązu, patrzyły na wszystko bez wyrazu, można by rzec, że były puste.
Stała pośrodku areny, a wokół leżało więcej kobiecych trupów, tylko ona przeżyła. Wrzawa na trybunach osiągnęła punkt kulminacyjny. Ludzie rzucali jej kwiaty pod nogi i wychwytywała krótkie słowa uwielbienia dla jej osoby.
Spojrzała na lożę, tam rozparty na wielu poduszkach, siedział gruby namiestnik, to od niego zależało, czy uzyska wolność, czy będzie musiała ponownie wrócić do koszar. W jej karierze, była to już piąta arena i piąty namiestnik, ale żaden z nich nie dał jej wolności, chcieli widzieć, jak wygrywa. Niektórzy myśleli nawet, że jest nieśmiertelna. Wystawiali ją w różnych konkurencjach, podobno najlepsza była z dwoma zakrzywionymi saraceńskimi mieczami, ale rzadko pozwalali jej walczyć tym stylem, za szybko kończyła walkę, a ludzie chcieli oglądać widowisko, nie szybką śmierć.
Gruby namiestnik podniósł swój tłusty paluch i skierował go ku dołowi.
Wiedziała, że tak będzie, niczego więcej się nie spodziewała.

Przebudziła się.

Wraz z grupą niewolniczych wojowniczek jechała poza granice Imperium Słońca, do zimnej krainy zwanej Lechią, która była księstwem Lechitów. To była nowość, tak mówił ich trener, znak, że cywilizacja Cesarstwa zaczęła sięgać daleko poza swoje granice. Jechali coraz dalej na północ, robiło się coraz zimniej, tak daleko nikt z nich jeszcze nie był. Imperium, było południowym państwem, gdzie śnieg nigdy nie zawitał, zawsze było ciepło, nawet gdy padał deszcz. Tutaj było inaczej, chłód przenikał ich cienkie lniane koszule, kobiety żeby zasnąć tuliły się do siebie. W końcu przywódca wyprawy kupił od miejscowych kilkanaście ciepłych ubrań.
- Podobno będziemy walczyć z mężczyznami – powiedziała jedna z dziewczyn, która wróciła po nocy spędzonej z jednym ze strażników.
- I tak zginiemy – powiedziała druga i zerknęła na kobietę siedzącą z dala od wszystkich – ona nas zabije – szepnęła.
- Nie zabiję was – wszystkie 10 kobiet podskoczyło na dźwięk jej głosu. Był zachrypnięty, jak gdyby rzadko używany – nie będę więcej walczyć.

Przebudziła się.

Musiała zgubić pościg, a nie było łatwo, ona poruszała się pieszo, ścigający mieli konie. Jedyne co sobie zapewniła, to kilka godzin zapasu. Uciekła nocą. Ogłuszyła strażnika, do którego została wezwana, zabrała mu miecz, noże i hubkę z krzesiwem i wymknęła się z obozu. Wiedziała, że mężczyzna obudzi się dopiero nad ranem, nie pierwszy raz stosowała tę metodę, nie chciała żeby ktokolwiek dobierał się do jej ciała, zwłaszcza, brudny i śmierdzący bimbrem strażnik.
Wiedziała, że to jej jedyna szansa, jeżeli ją złapią, to po niej, zabiją ją.
Zaczął sypać gęsty śnieg, poznała go dopiero kilka dni temu i bardzo jej się nie spodobał, ale jeszcze bardziej nie podobało jej się to, że za dwa dni mieli dotrzeć do celu.  Tym razem biały puch okazał się jej sprzymierzeńcem, równo zasypywał ślady. Nie łudziła się, że nie dadzą rady jej znaleźć, wokół były tylko łyse pola i gdzie niegdzie, jakiś zagajnik. Ale dzień wcześniej jechali przez las, tam właśnie chciała się znaleźć. Kiedy ostatkiem sił dopadła jego granic, odwróciła się za siebie i w oddali zobaczyła ciemne punkty. Pogoń.
Zmusiła się do przebiegnięcia jeszcze kilkudziesięciu kroków i skręciła w lewo, w las. Biegła przed siebie, nawet się nie oglądając, miała tylko nadzieję, że jeźdźcy zanim wpadną na to, że skręciła z traktu, pojadą kawałek dalej, a jak będą wracać, nie zostanie po niej żaden ślad.
I zdarzył się cud, wpadła na stado dzików, które zamiast zaatakować, szybko wyminęły ją i zadeptując jej ślady wybiegły z lasu. Chwilę później okazało się czemu zwierzęta nie zwróciły na nią uwagi, z krzaków wyskoczyła wataha wilków. Kobieta szybko wskoczyła na najbliższe drzewo, ale wilki przebiegły obok. Po kilku minutach zsunęła się po pniu i pobiegła w dziką głuszę. A był to naprawdę prastary las…

Rozdział I   
Obudziła się, tym razem na dobre. Oddychała szybko i nerwowo. Kilka minut zajęło jej uspokojenie się i upewnienie, że nic jej nie grozi, że jest bezpieczna.
- Co za sny – jęknęła i podniosła się z posłania – chyba dzisiaj coś się wydarzy, bo to niemożliwe, żeby po tylu latach wróciły akurat te wspomnienia.
Zeszła z poddasza i zaczęła się krzątać po swojej małej chatce, a była to tylko jedna duża izba. W jednej części była kuchnia, z wielkim glinianym piecem, stołem i półkami na przetwory, w drugiej części było coś na kształt salonu. Były tam dwa fotele i mała biblioteczka. Na niej znajdowały się ręcznie pisane księgi. Ona je pisała, jedne dotyczyły wypalania ceramiki, inne ziół, a jeszcze inne pożywienia w lesie. Systematycznie je uzupełniała.
Zanim zjadła śniadanie zrobiła obchód gospodarstwa, to znaczy nakarmiła konia i kozy, potem wydoiła te drugie, wypuściła kury z kurnika i nalała wody do koryta. Później otworzyła bramy od swojego obwarowanego palisadą podwórka, tak żeby zwierzęta mogły wyjść na pobliską łąkę.
Odetchnęła.
- Nareszcie lato – powiedziała do siebie.
Potem zjadła śniadanie.
Z tyłu domu znajdowała się porządna szopa z dużym piecem, był to jej magazyn narzędzi, ale i pracownia ceramiczna. Zajmowała się lepieniem z gliny, a to co stworzyła sprzedawała później na jarmarku w pobliskim mieście. Oprócz ceramiki, handlowała również ziołami i maściami na różne dolegliwości.
Ale do Malizny wybierała się góra cztery razy w miesiącu, na co dzień siedziała w lesie lub po pobliskich wsiach leczyła chorych, odbierała porody, a czasami nawet rozsądzała spory. Nazywali ją Leśną Panią lub po prostu Panią. Nie sprzeciwiała się, przynajmniej nikt nie pytał o jej prawdziwe imię.
Tego dnia planowała nic nie robić tylko wypłynąć na jezioro, które znajdowało się w środku lasu i było niedaleko jej domu i odpoczywać wygrzewając się w promieniach słońca.
Niestety kiedy już wyruszała w drogę, przybiegł młody chłopak ze wsi Pyry i już z daleka krzyczał.
- Pani, Pani, już czas!
No tak, młoda Małgosia miała na dniach zacząć rodzić swoje pierwsze dziecko.
Kobieta poszła szybko po swój worek z medykamentami i pobiegła za młodym chłopakiem. Poród okazał się prosty i szybki, młoda matka mogła być z siebie dumna, a jej mąż jeszcze bardziej, bo pierwszym dzieckiem okazał się syn. Wieśniacy zaczęli świętować i zaprosili ją do wspólnej zabawy, dlatego do domu wyruszyła późnym popołudniem.
Szła traktem i rozglądała się za jakimiś ciekawymi ziołami, kiedy usłyszała za sobą tętent końskich kopyt. Kiedyś podskoczyłaby jak oparzona i uciekała ile sił w nogach, dzisiaj wiedziała, że to pewnie kolejny posłaniec do księcia Bolesława. Stanęła na skraju drogi i czekała aż jeździec przejedzie dalej.
Ale im był bliżej, tym jej oczy rosły ze strachu, człowiek na koniu był z Imperium, mało tego,  nosił barwy Imperatora. Siłą woli zatrzymała siebie w miejscu, tłumacząc sobie, że nikt już jej dawno nie szuka.
Mężczyzna zamiast minąć ją, zatrzymał się i szybko spytał.
- Gdzie mieszkasz?
Chciała odpowiedzieć coś złośliwie, ale słowa ugrzęzły jej w gardle, to był generał ciężkozbrojnych. Nie był stary, raczej w kwiecie wieku, ale zmęczenie podróżą dodawało mu lat. Na pewno był wysoki i dobrze zbudowany i z pewnością umiał walczyć, mógłby ją zabić jednym ciosem, co do tego nie miała żadnych wątpliwości.
- Ogłuchłaś? – szczęknął krótko.
- Nie wiem z kim rozmawiam – wydukała.
- Nie będę się tobie tłumaczył wieśniaczko, gdzie mieszkasz!
- Niedaleko – odparła i zauważyła, że przed mężczyzną siedzi mały, gruby chłopak i patrzy na nią z jeszcze większą wyższością niż dorosły.
- Weźmiesz mojego pana i ukryjesz – powiedział generał – wrócę po niego za rok.
- A jak nie wrócisz?
Zgromił ją wzrokiem.
- Naucz się szacunku wieśniaczko..!
- Nie jestem wieśniaczką i mam szacunek dla tych, co i mnie go okazują – hardo spojrzała mu w oczy. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu mężczyzna warknął.
- Gdyby nie to, że się spieszę, to bym cię wybatożył, ale nie mam czasu. Bierz chłopca i spotykamy się tu za rok o tej samej porze.
Delikatnie opuścił chłopaka na ziemię, a ten zaczął krzyczeć:
- Nie możesz mnie z nią zostawić, to rozkaz! Jestem synem cesarza!
- Panie – powiedział generał głosem pełnym szacunku – w tej chwili czyha na ciebie twój wróg książę Salem, on chce twojej głowy, a ja mam zrobić wszystko, żeby ona nie spadła.
- Chcę do pałacu! – krzyczał chłopak.
- Wrócisz tam, obiecuję wasza wysokość, ale nie teraz, teraz musisz się ukryć, pójdziesz z tą kobietą.
- Nie chcę! Nie będę mieszkał u jakiejś wieśniaczki!
- Nie obchodzi mnie wasza wymiana zdań – wtrąciła się kobieta – tak, jak nie obchodzi mnie wasza sprawa, ja mieszkam tutaj, a nie w waszym cesarstwie,  wasze prawo mnie nie dotyczy, mogę odejść i nie muszę wam pomagać.
Na potwierdzenie swoich słów przeszła na drugą stronę drogi i zagłębiła się w las.
- Proszę – usłyszała głos mężczyzny i zawróciła.
- Od razu lepiej – spojrzała na małego – chłopcze idziesz za mną albo zostajesz sam, ja nie będę się nawet oglądać.
- Nie jestem chłopcem, jestem młodym cesarzem, następcą tronu, przyszłym Imperatorem! – krzyczał za nią, ale ona prawie znikła mu z widoku.
- Idź panie, to pierwsza osoba z wielu spotkanych, która zgodziła się wziąć cię pod swój dach.
- A ty generale?
- Ja zmylę pogoń.
Kobieta zatrzymała się i zastanowiła, czy czasem nie ściągnęła na siebie jakiegoś nieszczęścia, bo jak ją znajdą, potem małego, to i on i ona zginą. Jeżeli chodziło o młodego syna cesarza, miała to w nosie, jeżeli o nią, no cóż, nie.
Chłopak człapał w jej stronę i się darł.
- Gdzie jesteś wieśniaczko! Zobaczysz, każę cię wychłostać!
Wynurzyła się z zagajnika i stanęła przed nim. Pierwsze co zrobiła złapała go za ramię i wymierzyła kilka celnych klapsów w tyłek. Chłopak wił się jak piskorz i krzyczał, aż w końcu się popłakał. Wtedy przestała, puściła go i warknęła.
- Nie wiem czemu się zgodziłam tobą zająć, bo wcale nie chcę cię w moim domu, ale skoro podjęłam decyzję, to ja będę ustalać zasady, nie ty.
Chłopak milczał i patrzył na nią z nienawiścią.
- Zwracasz się do mnie, jak wszyscy Pani, nie inaczej. Za każdy sprzeciw dostaniesz lanie, a jak to nie pomoże, to cię wyrzucę i będziesz sobie musiał radzić sam.
- Mój generał cię znajdzie i zbije!
- Twój generał zaufał obcej osobie, więc równie dobrze mógł cię porzucić, a teraz ja idę, a co ty zrobisz, mało mnie obchodzi.

kolejny odcinek 04 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka