Dwa rody - odc.6
Siedział w klubie ojca przy barze i obserwował parkiet. Waldek
przysłał go żeby sprawdził, czy było wszystko w porządku i czy nie zdarzyły się
jakieś dziwne rzeczy. Na razie był spokój, więc popijał drinka i leniwie
przesuwał wzrokiem po pięknych dziewczynach wyginających się na parkiecie.
Poczuł, że bardzo dawno nie poderwał żadnej laski. W zasadzie nie
umiał tego robić, ale informacja o tym, że klub należy do tatusia i że szasta
kasą zazwyczaj wystarczała, aby koło niego kłębił się tłumek wielbicielek. Ale
było tak tylko wtedy, gdy mu się chciało. Bo jak mu się nie chciało, to
potrafił być nawet niemiły. Mimo nagabywań ojca, nie miał ochoty się
ustatkować. Wręcz uważał, że kobieta w domu tylko będzie mu przeszkadzać.
Wystarczyły mu przelotne romanse. Zauważył siedzącą samotnie przy barze dziewczynę.
Miała długie blond włosy, które upięła w luźny kok. Na sobie miała małą czarną,
a na nogach szpilki. Nie była przesadnie umalowana ani wyzywająca. Wyglądała
skromnie, i pięknie, a jednocześnie
kusząco.
Podszedł do niej.
- Sama w barze? To trochę niebezpiecznie – zagadnął.
- Spadaj koleś, nie jestem tutaj dla podrywu – usłyszał, ale nie
zraził się tym, ponieważ często słyszał na początku ten tekst.
- Nie podrywam cię – zapewnił poważnie – tylko zazwyczaj wy
kobiety chodzicie stadami lub z mężczyzną. Samotna dziewczyna przy barze nie
jest codziennością.
- Nic ci do tego – burknęła.
- Słuchaj mała – spojrzała na niego czujnie słysząc ostrą nutę w
jego głosie – ten klub jest własnością mojego ojca, a ja mam zadbać o to żeby
nie doszło do jakiś nieprzyjemnych sytuacji. A samotna i piękna dziewczyna
właśnie się na takie naraża. Ale skoro uważasz, że dasz sobie radę, to
przepraszam – i odszedł do swojego krzesła.
Na reakcje nie musiał długo czekać.
- Przepraszam – usłyszał za plecami. Odwrócił się powoli i
spojrzał w pełne skruchy orzechowe oczy.
- Nic nie szkodzi – mruknął – jak chcesz to usiądź koło mnie,
przynajmniej nikt cię nie będzie zaczepiać.
Dziewczyna usiadła koło niego. Zamówił jej drinka. Na początku
siedzieli w ciszy, w końcu zadała wyczekiwane pytanie.
- To naprawdę klub twojego ojca?
Kaśka i Andrzej
Kaśka położyła dzieci spać, a potem cicho weszła do małżeńskiej
sypialni.
Andrzej krzątał się jeszcze w salonie, więc starała się zdążyć z
niespodzianką zanim do niej przyjdzie. Po kilkunastu minutach wytężonej pracy
położyła się na łóżku i zawołała męża.
Andrzej po chwili pojawił się w drzwiach ich pokoju i zamarł.
Kasia leżała na łóżku w bardzo kuszącej pozie, w seksownej bieliźnie i
misternie zrobionym makijaży. Swoje długie włosy rozpuściła wokół głowy.
Uśmiechnęła się do męża, ten głośno przełknął ślinę i wychrypiał.
- Zapomniałem o rocznicy?
Przecząco pokręciła głową.
- Czegoś chcesz i próbujesz to wyżebrać?
Prychnęła i skinęła na niego ręką. Nie potrzebował większej
zachęty.
Później, będąc już całkiem przytomnym stwierdził.
- Wiem już o co ci chodziło.
- Tak? – uśmiechnęła się leniwie.
- W naszym wspólnym życiu dwa razy tak zrobiłaś?
- Co takiego zrobiłam? – pocałowała go w policzek.
- Zabawiłaś się w…. – zawahał się – kuszącą kurtyzanę.
- Co za delikatności wypowiedzi – zaśmiała się i spytała – i co
wydumałeś?
- Dwa razy mnie uwiodłaś tylko po to żeby mi powiedzieć, że
jesteśmy w ciąży.
Kaśka uśmiechnęła się od ucha do ucha i powiedziała.
- Tak.
Andrzejowi oczy urosły jak spodki.
- Naprawdę?
- Tak, tak, tak – żona zaczęła go szaleńczo całować.
Robert i Małgorzata
Po części oficjalnej podsumowującej działalność firmy Małgorzaty
wszyscy goście zostali uraczeni wystawną kolacją. Robert zamiast poprowadzić
żonę do stolika, pociągnął ją w stronę wyjścia.
- Muszę na chwilę wyjść – oznajmił.
- Nie możesz teraz wyjść – syknęła.
- Niestety muszę, to jest bardzo ważne i niezależne ode mnie.
- Zawsze tak mówisz – nachmurzyła się.
Złapał ją lekko za ramiona.
- Coś złego dzieje się w mieście, jeżeli teraz nie wyjdę nigdy się
nie dowiem o co chodzi.
Strząsnęła jego dłonie z ramion i burknęła.
- Jak dla mnie, to możesz
sobie iść i już nigdy nie wracać.
- Małgorzato – rzekł z wyrzutem, ale ona już odeszła.
Przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić. Wyszedł.
Justyna i Ewa
Nie śmiała się odezwać do Ewy dopóki ojciec nie wypowiedział się w
sprawie tej znajomości. Niby nie żyli w średniowieczu, ale wakacyjna koleżanka
należała do świata jej ojca i od jego sympatii lub antypatii do tej rodziny
będzie zależało, czy będzie mogła ciągnąć znajomość jawnie, czy w tajemnicy.
Robert powiedział córce, że może sobie robić co chce, bo jego
Lipscy nie interesują.
Długo się zastanawiała czy wypada jej zadzwonić. Ewa jeszcze w
Grecji powiedziała jej, że chętnie będzie się
z nią kolegować, ale to ona musi pierwsza zadzwonić. No a minęły dwa
tygodnie, zaczynał się wrzesień, a ona jeszcze się nie odezwała. Czy to nie
było za późno?
W końcu wystukała numer, po trzech sygnałach Ewa odebrała.
- No nareszcie – powiedziała wesołym głosem – myślałam już żeby
się złamać i pierwsza do ciebie się odezwać.
- Witaj – powiedziała Justyna – pomyślałam sobie, że może byśmy
się gdzieś spotkały?
- Może być – odparła Ewa – gdzie chcesz?
- Eeeee, nie wiem – przyznała ze skruchą Justyna – rzadko wychodzę
na miasto.
- Nie panikuj, znam fajną knajpkę w rewirze twojego ojca. Możemy
spotkać się tam jutro o 19 00.
- A jak się nazywa knajpka?
- „Frykasy Maurycego.”
- Co?! Co to za miejsce.
- Normalne. Muszę kończyć, do jutra.
Justyna weszła w Internet i poszukała miejsca, które wskazała Ewa.
Jęknęła. To był bar o podejrzanej reputacji. Co ona miała z tym zrobić?
Dominik
Raz na jakiś czas Dominik pojawiał się w klubie Krystiana i
spędzał tam całą noc siedząc nad drinkami i przyglądając się dziewczynom.
Krystian miał dla nich osobną lożę, w której przebywali jego kumple i panienki.
Dominik nie wchodził z nimi w zbytnie dyskusje, w zasadzie jedynymi osobami, z
którymi rozmawiał był jego brat i Klama, którego zawsze ze sobą zabierał.
Ludzie bali się Dominika, mimo że to Krystian szybciej wybuchał,
ale też potrafił być miły i dowcipny. Starszy brat był zawsze poważny i
zdystansowany.
Ale nikt tak naprawdę nie
znał Dominika i kiedy rozmawiał z Klamą wszyscy myśleli, że rozprawiają na
poważne tematy, gdy tymczasem…
- Ta wyginająca się przy brzegu parkietu czarnula jest niczego
sobie – powiedział Klama – ciekawe czy ma faceta.
- Mnie się bardziej podoba czarnula rozmawiająca w grupie
dziewczyn przy palmie.
- No też niezła, ale moja lepsza.
- Polemizowałbym.
Nagle widok zasłoniło im jakieś kobiece ciało. Jakaś idiotka nie
wiedząc kim są podeszła do nich i chciała poderwać.
- Hej nie mamy z koleżankami gdzie usiąść, możemy się do was
przytulić?
Klama spojrzał na nie i powiedział.
- Nie, spadajcie.
- Buraki.
- Dziwka – odparował Klama.
- Nie zniżaj się do jej poziomu – upomniał Dominik.
Dziewczyna znikła, ale dwie interesujące ich czarnule również.
Dominik zaklął szpetnie.
Waldek
Waldek się martwił. Siedział od rana w biurze i zakazał pani Krysi
wpuszczać kogokolwiek prócz jego rodziny. Siedział zadumany za biurkiem i
bębnił palcami o blat. Analizował wszystkie dotychczasowe kłopoty i próbował
znaleźć jakiś punkt zaczepienia, jakieś podobieństwo. Niestety nic nie znalazł.
Przez chwilę pomyślał tylko, że to mógł być pomysł policji, ale zaraz to
odrzucił ponieważ, gdyby to była policja, to by zależało im na Łysym.
A facet sam musiał sobie szukać kryjówki.
Był świadomy tego, że mógł się pojawić ktoś nowy, ale nie mógł
zrozumieć, czemu uwzięli się akurat na niego. Z tego co zdążył ustalić, reszta
bossów miała się dobrze i nikt ich nie zaczepiał.
- Zemsta? – pytał sam siebie – ale kto?
- Chcą eliminować bossów pojedynczo? Życia im nie starczy.
- Chcą wejść w interes i zająć jego miejsce? Prawdopodobne, ale
dziwne.
Waldek nie należał do najsłabszych w mieście. Gdyby miał typować,
kogo najłatwiej było by załatwić, to podgrupy Franca, duży teren, mało ludzi,
trzymał się tylko dlatego, że krył innym tyłki, był potrzebny, na razie.
Mężczyzna otrząsnął się z ponurych myśli i postanowił nadrobić
stracone godziny, na pracę.
Daniel
Dał się namówić Ance na weekendowy wypad do jej znajomych za
miasto. Nie był zbyt chętny, ponieważ rodzinne problemy nadal były
nierozwiązane i nie chciał zbytnio się oddalać. W końcu Ewa powiedziała mu żeby
przestał jojczyć i wyjechał bez żadnych wyrzutów sumienia.
Teraz w duchu jej za to dziękował. Wśród znajomych Anki była
bardzo ładna dziewczyna, która od razu wpadła mu w oko. Miała na imię Monika i
była naturalną blondynką o pięknych, ogromnych, niebieskich oczach. Figurę
miała, jak marzenie każdego mężczyzny. Przez myśl Danielowi przeszło, że z nią
mógłby się nawet ożenić.
- Możesz mi podziękować – usłyszał rozbawiony głos Anki.
- Jest piękna.
- Dziękuj.
- Dziękuję – spojrzał na Ankę – obiecuję ci, że dla ciebie też
znajdę takie cudo. Skąd ją wytrzasnęłaś?
- To rodzona siostra Roberta, wiesz tego kudłatego.
- Jest piękna.
- Rozmawiałam z nią – Daniel spojrzał błagalnie na przyjaciółkę,
ta przedłużała jego cierpienia i dobrze się przy tym bawiła.
- No mów! – nie wytrzymał.
- Podobasz jej się, możesz uderzać.
Zocha
Zobaczyła Igora zanim jeszcze weszła do galerii. Stał przed
wejściem i ewidentnie na nią czekał. Z ulgą stwierdziła, że nie miał przy sobie
żadnych kwiatów. Kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę.
Podała mu swoją, a on ją ucałował.
- Przyszedłem cię przeprosić – powiedział ze skruchą.
- Nie musisz przepraszać – zapewniła.
- Owszem, muszę – zrobił pauzę, a potem kontynuował – przez chwilę
wydawało mi się, że cofnąłem się w czasie i że znowu mamy po dwadzieścia lat i
że jeszcze nie wszystko stracone. Ale uświadomiłaś mi, że to nie prawda. Nie
miałem prawa tak się zachować. Czy mi wybaczysz?
- Igor – pogłaskała go po policzku – oczywiście że ci wybaczę,
mało tego, zapraszam cię na kawę.
Igor uśmiechnął się szeroko i wszedł do galerii zaraz za
właścicielką.
Krystian
Podjechał swoim sportowym samochodem pod swój klub i jak zwykle
zrobił rundkę wzdłuż kolejki oczekujących na selekcję. Kiedy upewnił się już,
że został zauważony, zaparkował na tyłach budynku. Potem wrócił przed wejście i
obserwował wchodzących.
Do selekcjonerów podeszły ładne dziewczyny, które zaczęły się do
niego wdzięczyć, przez chwilę obserwował ich starania i zdecydował, że nie
wejdą.
Były bardzo zawiedzone i odchodząc obrzuciły go wyzwiskami.
- Dlatego takie sztuczne dziunie tu nie wchodzą – szepnął do
selekcjonera.
Nagle usłyszał:
- Krystian, Krystian – spojrzał w tłum i zobaczył Karinę.
Przypomniał sobie, że powiedział jej, że może sobie wyjść dzisiaj gdzieś z
koleżankami, bo on będzie zajęty. Ale nie przypuszczał, że dziewczyna zawędruje
właśnie tutaj.
Podszedł do niej.
- Śledzisz mnie? – spytał ostro.
Dziewczyna z zaskoczenia otworzyła usta.
- Nie, pierwszy raz tutaj jestem, koleżanki powiedziały, że jest
tutaj najlepsza muzyka w mieście.
- To mój klub – powiedział do niej.
- Żartujesz, prawda? – Karina była zaskoczona, ale jej koleżanki
kuły żelazo póki gorące. Na kilkanaście razy stania w kolejce, weszły tylko dwa
razy.
- Karina, przedstaw nam swojego znajomego – piszczała mała i
okrągła czarnula.
- Właśnie, czemu nie mówiłaś, że znasz właściciela tego klubu –
utyskiwała ładna brunetka z zadartym noskiem.
- Bo nie wiedziałam, że ma klub? – Karina była zagubiona.
Poznała Krystiana w innej dyskotece i nie miała pojęcia, że może
być właścicielem podobnego miejsca. W zasadzie, to nic o nim nie wiedziała, bo
jego interesował tylko seks. A teraz? Czy wpuści ją i koleżanki mimo selekcji,
czy powie żeby sobie poszły gdzie indziej? Krystian był dziwny i jeżeli czegoś
u niego była pewna, to tego, że jest nieprzewidywalny.
- Mieliśmy się dzisiaj nie spotykać, więc poszukajcie sobie innego
klubu, dzisiaj tutaj nie wejdziecie – powiedział to. Karina była zaskoczona,
oburzona i upokorzona. Jemu nie zależało na niej w żaden sposób, nie czuł się
nawet w obowiązku być dla niej miłym. Jej koleżanki aż zaniemówiły z oburzenia.
- Jak śmiesz ją tak traktować – syknęła niska czarnula.
- Nic ci do tego grubasko – warknął i zwrócił się do Kariny –
spotkamy się jutro.
Po czym odszedł zostawiając ją totalnie rozbitą i bardzo smutną.
Małgorzata
Małgorzata płakała w zaciszu sypialni i miała nadzieję, że nikt
tego nie słyszy. Robert jeszcze nie wrócił, ale to było jej tylko na rękę. Nie
chciała żeby widział jej łzy, nie da mu tej satysfakcji. Nie był ich wart.
Oczywiście ostatnia myśl spowodowała ich kolejną lawinę.
Pierwszy raz w historii swojego małżeństwa Małgorzata zaczęła mieć
wątpliwości, co do jego przyszłości. W życiu Robert jej tak nie zawiódł, mimo,
że często poświęcał się bardziej pracy niż jej. Ale jeszcze nigdy nie opuścił
żadnej uroczystości, nawet najmniej ważnej. Tymczasem przy dwudziestoleciu jej
firmy zachował się jakby miał to w nosie.
Pociągnęła nosem.
- To drań – mruknęła – poświęciłam mu życie, ustawiłam pod niego
siebie i dzieci. Byle był zadowolony, byle miał spokój, byle było mu dobrze. I
jak mi się odpłacił…?
A miało być tak pięknie - ona zaradna bizneswoman i on obok niej
dumny, jak paw. Ale zamiast niego miała tylko córkę. I te wszystkie pytania -
gdzie mąż i co u męża - doprowadzały ją do szału. A musiała się uśmiechać i
udawać, że tak miało być.
Zmęczona płaczem usnęła.
Justyna i Ewa
Justyna weszła do baru „Frykasy Maurycego” i zamarła w progu. W
środku przy dużych prostokątnych ławach siedziało sporo ludzi i jadło potrawy
typu – schabowy z ziemniakami. Wystrój był prosty i bez polotu. Właścicielowi
najwidoczniej nie zależało na klimacie. Ściany białe bez obrazów, podłoga
brązowa i zlewająca się ze stolikami, a po przeciwległej stronie od drzwi
znajdował się kontuar, za którym stał mężczyzna rodem z kryminału. Duży,
brzuchaty i wytatuowany. Na gości spoglądał spod oka i obserwował wszystko i
wszystkich. Aż dziw, że stołowało się tu tyle osób.
Ewa siedziała w samym środku tego bałaganu i machała do niej ręką.
- Co za odrażające miejsce – powiedziała Justyna siadając
naprzeciw koleżanki.
- Cudowne – śmiała się Ewa – prowadzi go mój stryj Maurycy.
Wybuchła gromkim śmiechem widząc minę Justyny.
- Tak, ten miły pan za kontuarem, to rodzony brat mojego ojca.
- Przepraszam, nie chciałam obrażać twojej rodziny – wydukała w
końcu, co wywołało jeszcze większy śmiech u Ewy.
- Nic się nie stało, nie przepraszaj. Wiem, że to miejsce jest
dziwne, ale jak widać prosperuje wyśmienicie.
- Fatalny gust.
- Poszło o zakład – powiedziała Ewa.
- Jaki zakład?
- Tata ze stryjem trzy lata temu założyli o to, że nie od wystroju
zależy powodzenie w interesach
gastronomicznych. W tym celu i jeden i drugi sprawił sobie bar, podobnej
wielkości i mogący przyjąć jednorazowo około 30 ludzi. Mój ojciec ma swój na
Pradze Północ, a stryj tutaj. Tata postarał się o klimat i wystrój, a stryj
zrobił to, co widzisz.
- I kto wygrał?
- Stryj, bo rzeczywiście to miejsce jest bardzo zniechęcające, a
jednak ludzie przychodzą tu dla dobrego jedzenia.
- A interes twojego taty?
- Funkcjonuje podobnie. I jeden i drugi odniósł sukces. Z tym, że
u nas bar prowadzi pan Kazik z żoną, a stryj stoi za kontuarem osobiście. Ale
on to lubi.
Justyna spojrzała na odpychającą minę Maurycego.
- Jakoś nie widać.
- Mówisz o wyrazie twarzy? To tylko na pokaz, każdy klient który
do niego podejdzie jest obsługiwany z uśmiechem na ustach. O, zobacz. Idzie
jeden.
Justyna spojrzała i rzeczywiście, w momencie kiedy gość podszedł
do Maurycego, temu twarz rozpłynęła się w uśmiechach.
- Masz dziwną rodzinę – stwierdziła.
- Dziękuję – zaśmiała się Ewa.
Justyna zrozumiała swój nietakt, zaczerwieniła się i bąknęła.
- Przepraszam.
- Za co? Za to, że masz rację?
- uspakajała ją Ewa – lepiej spróbuj pierogów, są obłędne. Stryj ma
najlepszego kucharza pod słońcem.
Kaśka
Odstawiła dzieci do przedszkola i już miała wsiadać do samochodu,
gdy zaważyła, że po drugiej stronie parkingu stoi czarny wóz terenowy z
przyciemnionymi szybami. Niby w Warszawie jest ich wiele, ale przez ostatnie
wydarzenia, każdy kojarzył jej się z tajemniczymi prześladowcami.
Nagle przeszył ją nieprzyjemny dreszcz. „A co jeśli oni stoją
tutaj żeby porwać moje dzieci?”
Zawróciła do budynku. Postanowiła zabrać je do domu, dopóki ojciec
wszystkiego nie załatwi i nie naprostuje. Kamil i Ada protestowali głośno, ale
była nieubłagana. Wychowawczyniom powiedziała, że na razie nie będzie ich
przywozić, ponieważ wystąpiły problemy rodzinne i że lepiej, żeby zostały w
domu. Te nie skomentowały wiedząc, że nie powinny tego robić. Nie w przypadku
tej dziwnej rodziny.
Kiedy wyszła z dziećmi na parking, terenowego samochodu już nie
było. Za to znalazła kartkę za wycieraczką.
„Nie jesteś taka głupia, ale lepiej dobrze pilnuj swoich pociech,
bo… ha ha ha.”
- To jacyś psychole – warknęła, a w duchu gratulowała sobie
rozwagi.
Do domu dojechała łamiąc chyba wszystkie przepisy. Tam zadzwoniła
do męża i poprosiła o dodatkową ochronę domu.
Waldek, Oskar i Ewa
Waldek zdziwił się widząc Ewę wchodzącą późnym wieczorem do jego
biura. Był tam też Oskar, który ledwie spojrzał na siostrę i wrócił do jakiś
obliczeń w papierach.
- Jeżeli przyjechałaś do mnie o tej porze, to znaczy, że coś się
stało – powiedział zaniepokojony ojciec.
- Żebyś wiedział – usiadła na krześle naprzeciw biurka i
odetchnęła kilka razy.
- Będziesz mnie trzymać w niepewności?
- Spotkałam się dzisiaj z Justyną Kryńską, a ta przekazała mi list
do ciebie od jej ojca. I to jest dziwne. Przecież się znacie i mógł do ciebie
zadzwonić.
- Daj ten list? – Waldek wyciągnął rękę, a Ewa podała mu zaklejoną
kopertę. Oskar oderwał się od pracy i podszedł do biurka.
- Coś jeszcze mówiła? – dopytywał ojciec w trakcie otwierania
listu.
- Że jest zaskoczona, bo ojciec pierwszy raz poprosił ją o jakąś
przysługę związaną z jego interesami.
- Czy ktoś widział, jak ci to dawała?
- Nie. Byliśmy u stryja do ostatniego klienta i kiedy został tylko
on i my, wtedy mi go dała.
- Przez szybę nikt nie zaglądał?
- Były opuszczone rolety. Nikt nic nie widział. Czemu o to pytasz?
- Bo skoro Robert wplątał w coś Justynę, to musi być to poważna
sprawa.
Pochylił się i zaczął czytać. Nie było tam żadnych ważnych
zapisków, tylko prośba o spotkanie i informacja, że jeżeli Waldek się zgodzi,
to w najbliższych dniach boss Śródmieścia i Centrum wskaże mu miejsce rozmów.
Na koniec dodał, żeby boss Pragi Północ i Białołęki swoją zgodę wyraził
przejeżdżając następnego dnia pod biurowcem Kryńskich i to w samo południe.
Waldek spojrzał na syna.
- Pojedziesz ze mną na to spotkanie – potem na córkę – i ty Kruszyna
też.
- Ona. Po co? Przecież to
smarkula – zaperzył się brat.
- Pojedzie, bo ja tak chcę, nie dyskutuję – uciął dyskusję w
zalążku ojciec.
Oskar spojrzał z nienawiścią na siostrę, za to ona nic sobie z
jego groźnego wzroku nie robiła. Uśmiechnęła się za to do ojca i powiedziała:
- Dobrze tato.
Robert, Krystian i Dominik
Robert i Dominik przyjechali do mieszkania Krystiana. Ojciec
uznał, że to będzie najbardziej bezpieczny teren do rozmowy.
Synowie co prawda nie skrywali niezadowolenia, że opuścił przyjęcie
matki, ale on wiedział, że jak im wszystko opowie, to nie będą mieli do niego
pretensji. A żonę udobrucha później. Widział, że nie będzie to łatwe, gdyż
Małgorzata przeniosła się do sypialni obok i przestała się do niego odzywać.
Obiecał sobie, że jeszcze tego dnia się tym zajmie, ale najpierw musiał spotkać
się z synami.
Kiedy panowie rozsiedli się w chińskim salonie Krystiana i zaczęli
sączyć drinki, rozpoczęła się poważna rozmowa.
- Muszę się spotkać z Waldkiem Lipskim, ale tak żeby nikt o tym nie
wiedział – zaczął Robert.
- Po co? Co o nas obchodzi? – pytał Dominik.
- Obchodzi i to bardzo.
- Nie robisz z nim interesów.
- Jak nie będziesz mi wciąż przerywał, to ci wszystko wytłumaczę –
zirytował się Robert. Dominik przeprosił, a on mógł kontynuować – wczoraj
miałem spotkanie…. nie wiem z kim, stali w cieniu. Było ich dwóch, ale było
ciemno, więc równie dobrze mogło by ich być piętnastu. No i powiedzieli mi, że
chcą usunąć Lipskiego nie tylko z interesów, ale i z tego łez padołu.
- No i co z tego? – tym razem wtrącił się Krystian – niech mu
ziemia lekką będzie.
- No pewnie, najłatwiej jest tak powiedzieć – zjeżył się ojciec –
nie mam nic do Lipskiego. Nie wchodzimy sobie w drogę, czasami mamy do siebie
jakieś prośby, ale to wszystko. I teraz zastanawiam się, czemu nie poszli do
Kowala lub Zezowatego, oni prowadzą regularną kampanię przeciwko Waldkowi.
Macie jakieś pomysły?
- Ich także chcą sprzątnąć? – zgadywał Krystian.
- Jesteśmy najsilniejsi? – dodał Dominik.
- I to i to - odparł Robert
– ale jest jeszcze jedna rzecz. Chcą przejąć Warszawę.
Nie wiem kim są, ale na pewno mają spore rozeznania w terenie. I
uważajcie teraz… Dostałem propozycję nie do odrzucenia. Albo wejdę z nimi w
układ albo będę następny. Dali mi tydzień na podjęcie decyzji. Rozumiecie?
Trzęsę tym miastem, mam układy gdzie się tylko da, a jacyś obcy stawiają mi
warunki. I to na moim własnym terenie. I wiecie do czego doszedłem?
- Nie – odparli synowie.
- Może i chcą przejąć miasto, może i Lipski zaszedł im czymś za
skórę, ale widzę duże luki w ich wiedzy. Mają ogólne rozeznanie kto jest kim w
mieście, ale nie wiedzą, jak rozmawiać. Na przykład zdziwiłem się, że ich nie
zdziwiło to, że się na wszystko zgadzam.
- Co mam zrobić? – spytał Krystian, jakby wiedział do czego ojciec
dąży.
- Zlokalizujesz ich i wszystkiego się o nich dowiesz.
- A ja? – odezwał się Dominik.
- Ty mi załatwisz spotkanie z Lipskim, ale tak żeby tamci myśleli,
że obaj jesteśmy gdzieś indziej.
- Nie ma sprawy – powiedział starszy syn.
Daniel i Oskar
Z błogostanu w jakim się od kilku dni znajdował Daniel wyrwał go
telefon od Oskara.
- Zbieraj dupę gdziekolwiek ją trzymasz i wracaj do domu –
usłyszał ostry głos brata.
- Też się cieszę, że cię słyszę – odpowiedział.
- To nie żarty i masz być natychmiast.
- Robisz się coraz bardziej podobny do ojca. On też tak zrzędzi.
- Daniel! Do domu, ale już! – i brat się rozłączył.
Chłopak spojrzał na swoją piękną towarzyszkę, z którą rozkoszował
się piknikiem nad Wisłą i westchnął.
- Chyba musimy się na chwilę rozstać.
Piękność zrobiła smutną minkę i powiedziała cichutko.
- Jak to tak? Porzucasz mnie?
- Tylko na chwilkę, tylko na jakiś czas – zaczął ją całować.
Telefon znowu zaterkotał. Daniel odebrał go i warknął.
- Zrozumiałem!
- Dupa w troki! – i Oskar znowu się rozłączył.
- No nic ślicznotko, muszę cię odwieźć do domu.
- Spotkamy się jeszcze? – podnieśli się z ziemi i pozbierali swoje
rzeczy.
- Oczywiście – zapewnił.
- Bo kiedyś spotykałam się z chłopakiem i on umówił się z kolegą,
że ten będzie dzwonił, że niby musi już iść i w ogóle.
Daniel spojrzał na dziewczynę, wyglądała tak pięknie i niewinnie z
tą zasmuconą miną, że aż się rozczulił. Objął ją mocno i pocałował.
- Jesteś taka piękna, nie wiem, jak ktoś mógłby być takim draniem.
Ja gdybym mógł, w ogóle bym się z tobą nie rozstawał.
- Obiecujesz?
- Obiecuje – mruknął Daniel i znowu chciał coś powiedzieć, ale tym
razem zadzwonił do niego ojciec.
To musiało być ważne, skoro tak się do niego dobijali.
Justyna
Leżała u siebie w pokoju na łóżku i czuła się szczęśliwa. Nie
pamiętała kiedy czuła się tak lekko i radośnie. Spotkania z Ewą czyniły cuda.
Ona była taka świeża i zwariowana. Nie zastanawiała się nad tym co wypada, a co
nie. Pytała się jej, czy pogodziła się już z koleżankami, ale Justyna miała
tylko do powiedzenia to, że całkowicie zerwały z nią kontakt. Kiedy Ewa
zauważyła, że ją to smuci, przytuliła ją do siebie i powiedziała.
- Nie były ciebie warte – Justyna była zszokowana ta
bezpośredniością. W domu nikt jej nie dotykał, ani nie przytulał.
Dobrze jej było w objęciach Ewy.
Ale nie trwało to długo, ponieważ koleżanka zmieniła temat i do
końca spotkania, rozbawiała nie tylko ją, ale i towarzystwo ze stolików obok.
Tak, Ewa żyła pełną piersią. Justyna chciałaby mieć chociaż połowę
jej temperamentu.
Zocha i Waldek
Leżeli w łóżku i rozmawiali o wydarzeniach ostatnich dni.
- Kaśka dzisiaj dostała ostrzeżenie – powiedziała Zocha do męża.
- Wiem, Andrzej mi mówił.
- Zrób coś z tym – popędziła go Zocha.
- Uwierz mi, robię. Jutro spotykam się z Robertem Kryńskim. Mam
wrażenie, że on coś wie na temat ostatnich wypadków.
- A co on do nas ma?
- Nic, ale tak czuję.
- Martwię się o dzieci – Zocha przytuliła się do męża – nigdy
żadne z nich nie było zagrożone, czemu teraz?
- Nie wiem kochanie, ale zrobię wszystko żeby nic się im nie
stało.
- Wszystkim!
- Wszystkim – pocałował ją – nie martw się o to i zostaw to mnie.
- Mój ty macho – Zocha uśmiechnęła się do Waldka.
kolejny odcinek 28 czerwca
Komentarze
Prześlij komentarz