Dwa rody - odc.4

Dominik
Na wyświetlaczu pojawił się numer jego młodej kochanki. Patrzył przez chwilę na telefon, po czym go odłożył. Czas dziewczyny u jego boku się skończył. Ostrzegał żeby do niego nie dzwoniła, a skoro złamała zakaz, to znak, że zaangażowała się uczuciowo, a tego nie chciał. Nie miał zamiaru wiązać się z jakąkolwiek małolatą, zwłaszcza taką, która dostawała za spanie z nim kasę.
Zwykła dziwka, która naoglądała się romantycznych filmów typu „Pretty woman.” – pomyślał.
Najwyższy czas znaleźć sobie jakąś nową. Z tym, że jakoś mu się nie chciało nad tym dłużej zastanawiać. Czuł się znudzony kobietami.
Czuł się znudzony swoim życiem.
Ocknął się z zamyślenia i parsknął do siebie w myślach.
„Chyba zbyt intensywnie sobie poczynałem na Węgrzech, muszę to odespać, a potem się zobaczy.”
Telefon znowu się odezwał, ale go zignorował.

Ewa i Justyna
Ewa znalazła całkiem fajną wakacyjną paczkę, chłopaki mimo, że sprawiali wrażenie babiarzy, okazali się odpowiednimi kumplami do zabawy. Oczywiście, że jeden z nich, Mariusz podrywał ją, a to było miłe i w końcu po namowach siostry wciągnęła się z nim we flirt. Ale uważała, żeby to wszystko nie zaszło za daleko. Na takie stwierdzenia Kaśka parskała śmiechem, ale Ewa miała swoje zasady i nie chciała z nich rezygnować dla wakacyjnego romansu. Do ich trójki dobiła jeszcze jedna Polka, osiemnastoletnia Liliana, która przyjechała na odpoczynek z rodzicami. Także cała czwórka spędzała całe dnie razem.
Wieczorem Justyna wraz z koleżankami siedziała przy hotelowym barze na plaży. Sączyły cienkie drinki i patrzyły na okolicę.
- No nie – jęknęła Natalia – znowu ta za głośna zgraja.
Justyna spojrzała na nadchodzących ludzi. Rozmawiali wesoło i dobrze się ze sobą bawili. Zamówili piwa w barze i poszli ze szklankami na plażę. Dziewczyna widziała, jak rozkładają się na leżakach należących do hotelu.
Zmusiła się żeby ich ignorować i zatopiła się w poważnej rozmowie z Moniką. Ta, jako biolog z zacięciem ekologicznym opowiadała jej o degradacji środowiska i szkodliwej działalności człowieka na Krecie. Justyna starała się słuchać, ale dochodzące co i raz salwy śmiechu wybijały ją z toku rozmowy.
- Co za irytujący ludzie – słyszała co i raz narzekania Natalii.
I nie zgadzała się z nią. Mało tego. Złapała się na tym, że chciała do tamtych dołączyć i nie słuchać już słuchać o hotelowym szambie.
Czuła, że z każdą minutą narasta w niej jakiś bunt, jakaś wola walki o swój wolny czas, o odpoczynek i przede wszystkim o swoje zdanie.
Do ich rozmowy wtrąciła się Dorota, która zawsze wszystko wiedziała najlepiej, więc dalsza wymiana argumentów nie miała już sensu.
Głośny wybuch śmiechu znowu dotarł do dziewczyn w barze.
- Co za zachowanie, jak tak można przeszkadzać ludziom w odpoczynku! – krzyknęła wkurzona Natalia.
Justyna widziała, jak Ewa podnosi się z leżaka i powoli rusza w ich stronę. Podziwiała jej pełną kobiecą figurę, wbitą w krótkie szorty i bluzkę na ramiączka. Podeszła do nich i powiedziała do Natalii.
- Chcesz dostać w zęby suchotnico?! – warknęła, kiedy ta nic nie odpowiedziała, Ewa dokończyła – Nie?! To przestań się wydzierać, bo zachowujesz się jak prostaczka, która nigdy nie była na wakacjach!
Po czym uśmiechnęła się promiennie do barmana i zamówiła kolejne cztery piwa.
Justyna widząc zbaraniałą minę Natalii, która tylko otwierała i zamykała usta, nie mogąc wydusić słowa, parsknęła głośnym śmiechem. Reszta dziewczyn spojrzało na nią ze świętym oburzeniem.
- Jak możesz się śmiać, słyszałaś co ta bandytka powiedziała?!
„Co wy możecie wiedzieć o bandytach?” – pomyślała Justyna, ale głośno powiedziała.
- Należało jej się – zaskoczyła nie tylko koleżanki, ale i siebie – zachowujecie się, jakbyście urwały się z zakonu. To są wakacje, a na wakacjach człowiek odpoczywa. I ja też chcę w końcu odpocząć, a nie tylko spełniać wasze zachcianki. Bawcie się dobrze, ja idę do nich.
- Justyna?! – usłyszała oburzony krzyk Oliwii, ale nawet się nie odwróciła.
Podeszła do rozbawionej czwórki i powiedziała.
- Przepraszam za koleżankę, ale ona wam zazdrości. Ja wam też zazdroszczę, ale chciałabym do was dołączyć, mogę?
W życiu nie wypowiedziała tak otwarcie swojego zdania, ale w tej Ewie było coś takiego, że człowiek się otwierał. I właśnie ona uśmiechnęła się szeroko i powiedziała.
- Jasne, ale piwo musisz sobie sama przynieść.
Zrobili jej miejsce na leżaku.
Justyna nagle poczuła, że całe napięcie z niej schodzi, że w końcu jest tam gdzie chciała. Szczęśliwa klapnęła na leżak i przez kilka minut milczała zachwycona swoją odwagą. W końcu powiedziała komuś, nie.
Uczucie było dziwne przyjemne.

Robert i Małgorzata
Siedziała z mężem w salonie, ale każde z nich robiło co innego. Robert pracował, a ona wybierała rodzaj zaproszeń na rocznicowe spotkanie w firmie. Co chwilę mruczała coś pod nosem.
- Czy mam ci w czymś pomóc? – spytał mąż.
- Nie, nie – odparła. Po chwili ciszy znowu coś do siebie zaczęła mówić.
- Może jednak?
- Nie ma Justyny, a muszę wybrać zaproszenia, ona jakoś potrafiła wybrać te najlepsze. Ma trochę artystyczną duszę.
- Artystyczną? – parsknął Robert – przecież ona nie ma nawet zainteresowań.
Chciała zaprzeczyć, ale z drugiej strony Robert miał rację, ich córka nie interesowała się niczym konkretnym. Zazwyczaj pracowała albo siedziała w domu. Co robiła w swoim pokoju? W to nie wnikała, ale nie sądziła, żeby miała tam jakieś ukryte hobby.
- Ale wzór zaproszeń, które ona wybierze zawsze mi się podoba – broniła jej.
- Wybiera pod ciebie.
- Masz mało wiary w możliwości Justyny.
- Wierzę, że skończyła studia z wyróżnieniem i w to, że jest idealnym pracownikiem i że nie popełnia błędów, ale nasze najmłodsze dziecko to mimoza, pogódź się z tym.
- Wolałbyś pewnie żeby była chłopakiem, co?! – Robert popatrzył na nią zaskoczony.
- Skąd ten pomysł? Nigdy bym nawet o tym nie pomyślał. Ja tylko stwierdzam fakty. A że jest mimozą, widać nawet po tym, że nie ma żadnego chłopaka.
- Bo według ciebie żaden nie jest odpowiedni.
- Oczywiście, ja chcę dla niej kogoś uczciwego, spokojnego i mieszkającego daleko od stolicy, żeby nigdy się nie dowiedział czym się zajmuję. A ona żeby się tym nie denerwowała.
- A może sama wybierze?
Robert zamilkł a potem powiedział ze zmarszczonym czołem.
- Nie uważasz, że ostatnio nasze rozmowy kręcą się tylko wokół Justyny?
- Tak, bo się martwię.
- Znowu zaczynasz z tymi przeczuciami?
Nie odpowiedziała, tylko wróciła do przerwanego zajęcia.

Krystian
Obudził go telefon. Na początku chciał go zignorować, ale ten nieustannie brzęczał. Wyplątał się z ramion ładnej brunetki i sięgnął po aparat.
- Tak?
- Wstawaj i przyjeżdżaj do mojego biura – usłyszał Dominika.
- Człowieku jest 9 00, sobota i jestem po baletach.
- Gówno mnie to obchodzi, przyjeżdżaj – i brat się rozłączył.
Krystian niechętnie opuścił łóżko swojej nowej, jednorazowej kochanki. Chociaż? Spojrzał na idealną krzywiznę jej bioder, boku i ramienia. Może jeszcze się z nią spotkam?
Dziewczyna przebudziła się i uśmiechnęła się do niego. On był poważny, co trochę ją zaniepokoiło.
- Coś się stało? – wychrypiała.
- Jak masz na imię?
Była oburzona, widząc to parsknął krótkim nieprzyjemnym śmiechem.
- A czego oczekiwałaś? Wczoraj mnie poznałaś w klubie, potem piliśmy, potem bawiliśmy się i jakoś nie pamiętam żebyśmy się sobie przedstawiali – powiedział.
Zaczerwieniła się lekko.
- Karina.
- Krystian – wyciągnął do niej rękę.
Przez chwilę patrzył na nią, przejechał palcami po jej boku i odrzekł.
- Spotkamy się jeszcze – to nie było pytanie, on stwierdził fakt.
- Dobrze – odparła.
- Niestety teraz muszę wyjść, ale wrócę.
- Dobrze.
- Czekaj na mnie dzisiaj wieczorem.
- Dobrze.
Krystian wstał i ubrał się szybko. Ona patrzyła na niego z ciekawością, ale i smutkiem. Zauważył to.
- Czemu się smucisz?
- Bo nie przyjedziesz, nie wiem nawet, po co udajesz, że tak.
- Zdziwisz się – uśmiechnął się zawadiacko i wyszedł.

Daniel
Jedną z zalet Daniela oprócz tego, że wszystkie kobiety bez wyjątku go kochały był fakt, że nie pił dużo alkoholu i dzięki temu miał wzięcie nie tylko jako osoba towarzysząca, ale i kierowca na różne imprezy od sylwestra zaczynając, a na ślubach kończąc. A że znał mnóstwo kobiet, te często proponowały mu wspólną zabawę. Waldek ubolewał nad ciągłą nieobecnością syna w domu, ale z drugiej strony kiedy miał się wyszaleć? Dzisiaj też się wymknął i pojechał na jakieś wesele pod Warszawę.
Zaprosiła go jego jedna z pierwszych dziewczyn, Anka. Znali się z liceum, była rok młodsza i poznał ją w kolejce do sklepiku. Spotykał się z nią przez kilka tygodni, które nie były niewinne, a potem oboje doszli do wniosku, że nie tego szukają. Nie przeszkodziło im to w dalszej znajomości, mało tego, potrafili sobie naraić nowe zdobycze. Ale dzisiaj chodziło o ślub jej siostry rodzonej, więc musiał być nienaganny i nie przynieść żadnego wstydu.
Podjechał swoim sportowym wozem pod mieszkanie koleżanki i nie puścił jej sygnału żeby zeszła, jak to mają w zwyczaju niewychowani mężczyźni, ale poszedł do niej do mieszkania, żeby tam popaść w zachwyt nad jej ubiorem i urodą.
- Ania, jesteś przepiękna, ładniejsza od panny młodej – komplementował. Ta parsknęła śmiechem i spytała.
- Czy możesz chociaż raz nie żartować?
- Ja? – oburzył się – nigdy nie skłamałbym kobiecie.
- Akurat.
- Wątpisz?
Dziewczyna śmiała się w głos.
- Już się tak nie nadymaj, bo wyglądasz jak kogut.
Daniel również parsknął śmiechem i dodał.
- Wyglądasz pięknie, czy jesteś już gotowa?
- Tak.
Pod kościół podjechali na długo przed pojawieniem się pary młodej, ale już przy drzwiach do świątyni ustawiła się grupka gości.
- Twoja rodzina?
- Tak, ale nigdzie nie widzę mamy, a miała już być.
- Nie denerwuj się – pocałował ją w dłoń – wszyscy się znajdą na czas.
Ania uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Ty zawsze jesteś taki spokojny, jak ty to robisz?
- Tylko w obecności pięknych kobiet.
- A brzydkich?
- Nie ma takich – zapewnił.
- Taaaak? – przeciągnęła słowo – poczekaj aż poznasz moją kuzynkę Cecylię.
- Cecylia? Takie imię istnieje?
- Tak – po czym klasnęła w dłonie – akurat wysiada z samochodu. Chodźmy, przedstawię was sobie.
Daniel z drwiący uśmieszkiem podążył za Anią, nie wierzył w jej słowa o szpetocie kuzynki, ale po chwili uśmiech zszedł mu z ust. Ona nie żartowała. Cecylia była wielka, ale nie chodzi o to że gruba. Była po prostu bardzo wysoka i mało kształtna. Głowę miała dużą  i o końskich rysach oraz lekko wyłupiastych oczach. Włosy długie i kręcone, niestety w ogóle nie pasujące do jej ciała i urody. A raczej jej braku. Ręce miała jak bochny i Daniel nie zdziwiłby się, jakby łamała nimi podkowy. Ubrana była w powłóczystą szatę o pstrokatych wzorach, co przywodziło na myśl balon, a nie strój na tę wielką uroczystość. Niestety tutaj nawet Daniel musiał się poddać. Niepoprawny wielbiciel płci pięknej, skapitulował przed złośliwością natury.
- Witaj Cecylio – wykrzyknęła Anka i rzuciła się w ramiona potężnej kuzynki. Ta uśmiechnęła się radośnie i odsłoniła…, tak duże zęby.
- Witaj Aneczko, cieszę się że cię widzę – Daniel spodziewał się barytonu lub jakiegoś nienaturalnego pisku, który dopełniłby koszmar, który zobaczył. Zamiast tego usłyszał miły i melodyjny głos, który kłócił się z zewnętrzną powłoką.
- A kogo ze sobą przyprowadziłaś? – dopytywała Cecylia.
- To Daniel, mój kolega.
Chłopak stanął obok Ani i ze zgrozą stwierdził, że kuzynka przewyższa go o głowę. Jednak lata ćwiczeń mimiki pozwoliły mu zachować kamienną twarz.
- Witam – podał jej niepewnie rękę, ale nie ścisnęła jej jak w imadle, tylko lekko nią potrząsnęła.
- Może byśmy koło siebie usiadły – zaproponowała Anka – tak dawno się nie widziałyśmy?
- Oczywiście – zaświergotała radosna Cecylia – ale ja nie jestem sama.
- Tak? – Ance nie udało się ukryć zaskoczenia, na co jej kuzynka parsknęła śmiechem.
- Tak, wiem jak wyglądam, ale jednak okazało się, że nie tylko uroda ma wzięcie. Przedstawiam ci mojego narzeczonego – Tomku, gdzie jesteś?
Podszedł do nich wielki mężczyzna, posturą przypominający niedźwiedzia. Miał przydługie włosy, a twarz zakrywał mu bujny zarost.
- Zgadnijcie czym się Tomasz zajmuje?
- Drwal – wyrwało się Danielowi.
- Brawo – Cecylia klasnęła w dłonie – Tomek ma własny tartak, ale i sam czasami jeszcze chodzi ciąć drewno. Jesteśmy już ze sobą pół roku, a w październiku bierzemy ślub – przerwała i czujnie popatrzyła na Ankę – dobrze się czujesz?
- Tak, tak – wyjąkała Anka – miło poznać, spotkamy się na weselu, trzymajcie nam miejsca, ja teraz muszę poszukać mamy, chodź Daniel – wypowiedziała to wszystko na jednym oddechu. Po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kościoła.
Daniel, który był bardzo ubawiony całą sytuacją starał się nie parsknąć śmiechem.
- Widziałeś? – Anka była w szoku.
- Pasują do siebie.
- Widziałeś?
- No nie jest zbyt ładna, ale on jeżeli mam być szczery, to też nie.
- Ona jest młodsza ode mnie! – wykrzyknęła w końcu Anka.
Daniel spojrzał na nią uważnie.
- Jesteś zazdrosna.
- Ja? – Anka zaczerwieniła się, a potem wybuchła – oczywiście, że jestem. Ona wychodzi za mąż i to wcześniej niż ja. Rozumiesz coś z tego?!
Daniel pociągnął zezłoszczoną koleżankę z dala od ludzi, którzy mogliby przypadkowo coś podsłuchać,
- Aniu, bo ty nie chcesz wychodzić za mąż – mruknął.
- Chcę!
- Od kiedy? – uniósł brew.
- Od zawsze, nie wiesz, że dziewczyny tak mają?!
- To czemu zmieniasz tak często facetów?
- Bo szukam?
- A ona nie szukała, tylko dała szansę.
- Co sugerujesz?
- Nic – powiedział widząc iskry sypiące się z jej oczu – po prostu jest inna niż ty. Nie może sobie pozwolić na wybieranie, bo sama widzisz, jak wygląda.
Anka uspokoiła się.
- Może masz rację – uśmiechnęła się – ale ja naprawdę chciałabym już wyjść za mąż.
- Na mnie nie licz, ale znam kilku chętnych.
- Kogo?
- Mój brat.
- O nie, dziękuję, już wolałabym zostać starą panną –w oddali machała do niej matka – idziemy, prezentuj się i zachowuj się, moja mama to nie twoja.
- Nie martw się, jestem wstanie przypaść każdej do gustu.

Zocha
Usiadła przy stoliku w swojej galerii i zagapiła się na kolejny piękny bukiet kwiatów.
„Co ten Igor robi? Chyba nie ma pojęcia, co mu może grozić – myślała – z drugiej strony, kiedy ostatni raz dostałam od Waldka kwiaty?”
Zaskoczyła ją ta myśl. Potrząsnęła głową i dodała w duchu.
„Czy ja jestem nienormalna? Kwiaty? Piękne, ale czy to już znak, że kogoś się kocha? Waldek może nie jest romantykiem, ale przecież ją kocha i okazuje to w inny sposób.”
- Co mam z nimi zrobić? – spytała pracownica – nie ukrywam, że nie mamy już gdzie ich utykać.
Zocha popatrzyła z żalem na kwiaty i oznajmiła.
- Wyrzuć je do kosza, ja muszę się z kimś spotkać.
Wzięła torebkę i wyszła z galerii, miała nadzieję, że Igor zatrzymał się u rodziny, a nie w żadnym hotelu.

Waldek i Oskar
Waldek patrzył na kartkę z zapisanym na niej adresem. Daniel znalazł metę Łysego i to w niecałe dwa dni. „Jak on to robił? – zastanawiał się ojciec.
Po czym dodał w myślach – Ale on się nie nadaje na szefa, potrafi się postarać, ale kiedy mu się chcę, a to rzadkość. Jeśli Oskar zmądrzeje będzie miał w nim doskonałego tropiciela, ale tylko jeśli zmądrzeje.”
Spojrzał na syna. Oskar puchł z dumy.
Oczywiście nie miał zielonego pojęcia, że to była zmowa brata z ojcem. Po prostu Daniel znalazł Łysego, a potem podpowiedział bratu, gdzie można by jeszcze go poszukać. Podał mu trzy miejsca, w jednym ukrywał się Łysy.
A teraz Oskar siedział zadowolony, że udało mu się znaleźć zdrajcę i wcale się nie zastanawiał nad tym, że to zasługa młodszego brata.
- Jesteś pewien? – Waldek grał swoją rolę.
- Oczywiście tato.
- To dlaczego go od razu nie zgarnąłeś?
Oskarowi mina zrzedła, o co ojcu chodziło?
- Ponieważ chciałeś wiedzieć…
- Synu! Dostałeś polecenie i miałeś wykonać. Nie tłumacz mi się z każdego ruchu. A teraz dupa w troki i łap go, bo nawieje.
Oskar poderwał się z miejsca i wyszedł z gabinetu.
- Dlaczego Ewa nie jest moim najstarszym synem – mruknął do siebie Waldek.


Ewa i Justyna
Dziewczyny obraziły się na Justynę i mimo, że przepraszała je za swój wygłup, przestały się do niej odzywać. Z samego rana wyjechały na dalsze zwiedzania, o czym nawet jej nie poinformowały.
Dziewczyna siedziała sama przy stoliku i konsumowała mocno spóźnione śniadanie.
Po wieczornym spontanicznym wybuchu nie pozostało śladu. Justyna czuła się winna i miała wyrzuty sumienia. W końcu, to były jej jedyne koleżanki.
- Czemu tak wzdychasz? – Ewa przysiadła się do niej i szeroko uśmiechała.
- Dziewczyny się obraziły – przyznała.
- W sumie się nie dziwię – przyznała Ewa – ale z drugiej strony nie mogą nikomu zabraniać spędzania wolnego czasu, jak się chce.
- Nie rozumiesz – westchnęła Justyna.
- Czego?
- To moje jedyne koleżanki, nie mam innych znajomych – zdradziecka łza potoczyła się po policzku dziewczyny.
- Nie żartuj – zarechotała Ewa – przecież jesteś taka fajna, niemożliwe, że nie masz większej ilości znajomych.
- Nie mam – Justyna wzruszyła ramionami, widząc zaskoczenie na twarzy Ewy, dodała – taka prawda.
Ewa widziała, że jej nowa koleżanka chce to z siebie wyrzucić, więc czekała aż sama zacznie opowieść.
- Jestem z rodziny Kryńskich.
- Tych Kryńskich? Robert Kryński ze Śródmieścia i Centrum to twój ojciec?!
- Skąd wiesz? – Justyna była zaskoczona.
- Nie wiedziałam, strzelałam. Ale numer – zaśmiała się – ale ten świat mały. Mój ojciec to Waldek Lipski z Pragi Północ i Białołęki.
- Nie znam się na tych podziałach, ale tak, jestem córką Roberta Kryńskiego.
- To poważna szycha w naszym świecie – Ewa aż gwizdnęła.
- Możliwe, ale ja się w to nie mieszam, pracuję w firmie mamy i tyle. No i to cała moja historia – Justyna skrzywiła się hamując łzy. Ewa wiedziała, że to nie koniec zwierzeń. Koleżanka w końcu wybuchła – nie mam przyjaciół, nie mam życia towarzyskiego, rodzice mają mnie w nosie, bracia też.
- Nie tragizuj – Ewa poklepała ją po dłoni.
- Nie tragizuje, taka jest prawda! Te dziewczyny, z którymi przyjechałam, to moje sąsiadki. Nawet ich dobrze nie znam. Czasami się widuję i słucham o tym, co wypada, co nie. No i razem jeździmy na wakacje. No i zgadzam się na to, bo co mam zrobić. Rodzice popukali by się w głowę gdybym powiedziała, że chcę jechać z nimi na wakacje. Powiedzieli by, że jestem na to za stara. A bracia… - machnęła ręką – mam wrażenie, że mnie nie zauważają.
No i wciąż muszę być poprawna, poważna, stonowana. W moim domu nie ma mowy o spontaniczności. Wszystko pod linijkę. A ja czuję, że się duszę.
Nic nie przeżyłam, nie zrobiłam nic zwariowanego, zawsze się słucham, byle tylko kogoś nie urazić. I uraziłam dziewczyny i bardzo mnie to boli, mam wyrzuty sumienia i w ogóle.
Po chwili ciszy zdała sobie sprawę, że zawraca głowę obcej osobie.
- Przepraszam – bąknęła – masz wakacje, a ja narzekam.
- Nie przepraszaj – Ewa uśmiechnęła się szeroko – najwidoczniej przyszedł czas żeby się oczyścić z tych wszystkich zgryzot, które nosiłaś w sobie. Mnie to nie przeszkadza, jak chcesz, mów dalej, wysłucham.
- Nie żartuj, przecież nawet mnie dobrze nie znasz?
Ewa wzruszyła ramionami.
- No to się poznamy – znowu się uśmiechnęła – nie ma co marnować dnia na zły humor. Możesz spędzać wakacje w taki sposób, w jaki chcesz, one nie muszą się z tym zgadzać. Zapraszam cię do spędzenia dnia ze mną i moją rodziną. Mamy dzisiaj w planach niezłe szaleństwo.
- Nie, lepiej już ich bardziej nie denerwować…
- No tak, masz rację – ironizowała Ewa – zostań w pokoju i nadal narzekaj, że nic nie przeżyłaś. Dogadzaj wszystkim i bądź śmietnikiem, do którego wszyscy wokół wyrzucają swoje frustracje. Masz racje, nie ma co się bawić, trzeba dać satysfakcje dziewczynom, dla których najważniejsze jest to, żebyś ty się czuła tylko winna, a one rozgrzeszone. Rób co ci każą, a wtedy wszyscy będą zadowoleni, tylko nie ty!
- Jesteś podła!
- Ja? – zaśmiała się Ewa – podłe to są twoje koleżanki wpędzając cię w wyrzuty sumienia, ja jestem szczera. Ale rób co chcesz. O 11 00 ja i moja rodzina wyrusza w miasto, jak chcesz to dołącz, a jak nie, to płacz nad zmarnowanym życiem. Na razie!
Justyna gotowała się ze złości. Poszła zapłakana do pokoju i weszła pod prysznic. Jak ta prostaczka mogła ją tak potraktować!

Oskar
Mężczyzna zabrał Żniwiarza i Majstra oraz dwóch pomocników. Z tego co się dowiedział, Łysy ukrywał się całkiem sam, bez możliwości wydostania się z miasta. Zdrajca nie spodziewał się tak szybkiego wykrycia, a jego nowi mocodawcy zostawili go na pastwę losu. Ale czego się spodziewał, nikt nie lubił zdrajców. Zdradzisz raz, to i drugi też ci się zdarzy. Poinformowali go, że jego pieniądze są do odebrania w Mińsku Mazowieckim i że życzą mu wszystkiego najlepszego. A nie tak miało być. Mieli mu pomóc się wydostać. A tymczasem siedział na Ursynowie w mieszkaniu, które szybko wynajął i czekał aż burza ucichnie. Ale z każdym dniem denerwował się coraz bardziej. Ta dzielnica według jego mniemania, była bezpieczna, gdyż Waldek nie robił z nimi wielu interesów, nie ta branża, ale kto wie, kto wie…
Nagle drzwi wejściowe wyleciały z zawiasów i roztrzaskały się w drobny mak, w ścianie przedpokoju ziała duża dziura. Do mieszkania wpadło dwóch młodych ludzi. Łysy strzelił do nich i jeden został ranny w ramie. Do drugiego nie zdążył strzelić, gdyż wysportowany młodzian powalił go na ziemię. Pistolet wyleciał łysemu z ręki, a Żniwiarz szybko go kopnął pod ścianę.
- Piotrek – przemówił Łysy do chłopaka, który przyciskał go do ziemi – to ja, twój trener. Puść mnie.
Ale ten nawet się nie poruszył. Oskar nachylił się nad zdrajcą.
- Ojciec bardzo się za panem stęsknił – wyprostował się i warknął – zabierzcie go.
I wyszedł przed wszystkimi. Żniwiarz podszedł do postrzelonego chłopaka.
- Wszystko w porządku?
- Tak – wysyczał ten skręcając się z bólu.
- Zawiozę cię do lekarza, a ty Majster – zwrócił się do kolegi – zadbaj o wszystko.
- Nie ma sprawy – wychrypiał Majster – tylko nasz panicz znowu zachował się, jak kretyn.
- Masz rację, nawet się nie zmartwił, że jeden z jego ludzi został postrzelony.
- Mówię ci, on się nie zmieni – parsknął Majster.

Krystian i Dominik
Młodszy brat wszedł na zaplecze siłowni i od razu zauważył postać zwiniętą w kłębek i wciśniętą w kąt kanapy. Dominik siedział spokojnie z boku i czyścił pięść z krwi. W pokoju znajdował się jeszcze Klama, zaufany jego brata.
Widząc to, Krystian nic nie powiedział, tylko skinął bratu na przywitanie.
- Dobrze, że jesteś – odezwał się spokojnym tonem Dominik – mamy tu bardzo opornego człowieka.
Człowiek na kanapie był mężczyzną w średnim wieku. Koszule miał rozerwaną, rozbitą wargę i łuk brwiowy, z którego powoli sączyła się krew.
- Co mam zrobić?
- Pojedziesz do jego domu i przywitasz się z jego małżonką i trzyletnią córeczką.
Mężczyzna na kanapie drgnął.
- Potem grzecznie poprosisz je żeby pojechały z tobą, wiesz gdzie.
- Zostawcie moją rodzinę w spokoju – jęknął facet.
- Przykro mi bardzo Hubercie, nie wywiązałeś się z powierzonego sobie zadania, więc musimy cię jakoś zmotywować.
- Przecież obiecaliście, że będzie to jedna przysługa, a już trzeci raz każecie mi kraść.
- Mylisz się Hubercie, to wciąż jest ta sama przysługa, tylko rozwleczona w czasie.
- Nie mogę wykradać danych.
- Już to robisz.
- Ale już nie chcę!
- Krystian jedź do jego żony i córki.
Mężczyzna wyszedł, ale słyszał jeszcze krzyk.
- Potwory.
Wsiadł do jednego z busów zaparkowanych niedaleko siłowni i należących do Dominika i pojechał pod wskazany adres.
Zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu kobieta w szlafroku i z włosami w nieładzie. Skrzywił się w duchu, nie lubił kobiet, które o siebie nie dbały.
- Tak?
- Pani mąż mnie po panią przysłał, jesteście z córką w niebezpieczeństwie i prosił mnie żebym pani pomógł.
- Ale, jak to, o co chodzi? – dopytywała.
Lekko pchnął ją do środka i wszedł do mieszkania. Było ładnie urządzone i wszystko w stylu IKEA. Wdać było, że dopiero co się urządzili. Z jednego z pokojów wyjrzała mała dziewczynka. Miała duże, ładne oczy, w których teraz widać było lęk.
- Może się pani ubrać? Musimy już iść.
- Ale kim pan jest i gdzie Hubert.
- Pani mąż wpadł jakiś czas temu w sidła gangsterów i zaczął dla nich pracować. Problem w tym, że nie wiedział, że jak się już raz w to wdepnie, to nie ma wyjścia. Myśli pani, że skąd miał pieniądze, chyba nie z pracy pracownika działu obsługi klienta – Krystian uśmiechnął się lekko – ale proszę się nie martwić. Jestem przyjacielem, ale nie z pracy. Wie, że dzisiaj po niego przyjdą, bo nie wywiązał się z zadania, dlatego przysłał mnie po panią i córkę.
- Dobrze, dobrze – kobiecie trzęsły się ręce – już się ubieram.
Po czym spojrzała na niego.
- Skąd mogę wiedzieć, że mogę panu ufać.
- Nie może pani – Krystian uśmiechał się zadowolony z siebie – ale może mnie pani posłuchać.
Do kobiety dotarło, że mężczyzna jest niebezpieczny i dodatkowo, dobrze się bawi widząc jej strach.
- Czy coś nam pan zrobi?
- Pani i córce? – zawiesił głos, a ona potaknęła – tylko jeżeli będę musiał.
- A jeżeli odmówię wyjścia z panem?
- Okaże się pani tak nierozsądna, jak pani mąż – rzekł.
Kobieta pokiwała głową i pociągnęła nosem.
- Ula ubieramy się i idziemy z panem.
- Nie ce!
- Musimy.
Krystian obserwował kobietę, jak się szykuje i zareagował tylko raz. Wyjął z jej rąk komórkę i pogroził palcem.
- Nie radzę.
Krystian gardził takimi kobietami, to znaczy gardził większością z nich, ale tego typu, jak żona Huberta najbardziej. Nawet się nie broniła, nie próbowała uciekać. Bez trudu wywiózł je za miasto i umieścił w jednym z małych domków kempingowych nad Zalewem Zegrzyńskim.
- Mam je – oznajmił Dominikowi.
- To dobrze, a teraz pilnuj, nasz Hubert zgodził się współpracować, ale sam wiesz, że musimy mieć gwarancje powodzenia.
- Tylko niech się pospieszy, bo mam wieczorem randkę.
- Nie bój się, zdąży.
Krystian w tle rozmowy słyszał szloch.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka