Dwa rody - odc.8

Waldek i Robert
Kiedy Ewę zabrano do szpitala, Robert poprosił Waldka o chwilę rozmowy.
- To nie był wypadek – oznajmił – ona uciekała przed pościgiem.
- Też tak myślałem – powiedział Waldek – trzeba to jakoś wyciszyć, nie potrzebuję policji i dochodzenia.
- To się da załatwić – uspokoił go Robert – mnie też oni nie są teraz na rękę. Zajmę się tym.
- Co chce pan w zamian za problemy na pańskim terenie? – Waldek od razu przeszedł do rzeczy.
- Na razie niech pan o tym nie myśli, o zapłacie porozmawiamy później. Teraz skupmy się na naszych wrogach.
- Naszych?
- Myślę, że pościg na moim terenie nie był przypadkowy. Odmówiłem współpracy, więc będą mi szkodzić.
- Może jednak połączymy siły? – zaproponował Waldek.
- Myślę, że tak zrobimy. Spotkajmy się w poniedziałek w biurze mojego syna Dominika.
Mężczyźni podali sobie ręce.

Zocha i Kaśka
Zocha dowiedziała się o wypadku, kiedy jeszcze spędzała wieczór z Igorem. Mężczyzna zaofiarował się że ją podwiezie do szpitala, za co była mu bardzo wdzięczna. Na miejscu zastała Kaśkę, która od razu ją poinformowała o sytuacji.
- Tylko nie panikuj, żyje, jest przytomna i robią jej badania.
- Wiesz już co się stało? – pytała Zocha.
- Wypadek, dachowanie.
- Można ją zobaczyć?
- Na razie kazali czekać, więc się uspokój i daj działać lekarzom. Była tu policja, ale pokręcili się tylko i zaraz wyszli.
- Ktoś ich odwołał.
- Na to wygląda.
Zamilkły i czekały na wieści od lekarzy. Na szczęście okazało się, że Ewa nie miała obrażeń wewnętrznych i że przeżyła szok, dlatego straciła przytomność. Miała pozostać kilka dni na obserwacji i wrócić do domu. To był prawdziwy cud, że nic poważnego jej się nie stało.

Oskar i Ewa
Ewa była zaskoczona widząc swojego starszego brata przy jej łóżku. Miał spiętą twarz i widać było, że nie spał.
- Cześć Kruszyna – powiedział i uścisnął jej rękę. To był jeszcze większy dla niej szok.
- Czy coś się stało? Ktoś umarł? – dopytywała się, bo nie potrafiła zrozumieć nagłej czułości brata.
- Ty mogłaś zginąć, czy to ci nie wystarczy? – warknął wkurzony.
- Ale nie zginęłam – powiedziała do niego spokojnie i również uścisnęła mu dłoń.
- Nie znaczy to, że coś się między nami zmieni – zapewnił ją, chociaż nie wypuszczał jej ręki z uścisku.
- Oczywiście – przyznała Ewa lekko wzruszona.
Oskar wstał i powiedział
- Cześć – i wyszedł.

Małgorzata i Robert
 - I ty nadal uważasz, że nasza córka powinna się zadawać z tą Ewą Lipską? – pytała Małgorzata męża.
- Oczywiście – odparł.
- Chcesz wplątać nasze dziecko w jakieś niebezpieczeństwa? Przecież ta dziewczyna jest na celowniku jakiś bandziorów. Jaką masz pewność, że Justyny nic złego nie spotka.
Robert spojrzał na żonę i warknął.
- Czego ty właściwie chcesz?! Justyna była smutna martwiłaś się, Justyna jest wesoła, martwisz się i szukasz dziury w całym.
- Ale ta Lipska….
- Co ta Lipska?
- Ona jest taka nieokrzesana i zabiera Justynę w okropne miejsca.
- Rozumiem, że wolisz, jak nasze dziecko siedzi zamknięte w pokoju, snuje się po domu jak sen i jest pogrążone w depresji?
- No, nie…
- Poznałem Ewę Lipską, bardzo mi się spodobała, ja akceptuję tę znajomość.
- Ale niebezpieczeństwa…
- Nasze życie nie jest bezpieczne – powiedział zezłoszczony – i się do tego przyzwyczajaj, bo mam zamiar połączyć siły z Lipskimi i czy chcesz, czy nie będziemy się z nimi kontaktować.
- Jak to, nie jesteśmy bezpieczni? – Małgorzata zbladła – przez nich?!
- Nie, przeze mnie, przez moje decyzje! I koniec tematu, nie denerwuj mnie!
Małgorzata zbladła jeszcze bardziej, Robert postarał się uspokoić.
- Niepotrzebnie się wygadałem – podszedł do żony i ją przytulił – na razie nic się nie dzieje. Jak coś będzie nie tak, wyślę was na długie wakacje i wrócicie, jak już się wszystko uspokoi.

Krystian 
Karina otworzyła mu drzwi z miną pełną obaw. I miała się czego obawiać, bowiem kiedy tylko Krystian przekroczył próg jej mieszkania, złapał ją mocno za rękę i wykręcił na plecach. Dziewczyna żeby jej nie bolało musiała stanąć na palcach. Mężczyzna nachylił jej się do ucha i wysyczał.
- Zapamiętaj. Dopóki mi się nie znudzisz, będziesz na każde moje zawołanie. Zrozumiałaś? – Karina pisnęła przerażona.
- Nie słyszałem – pociągnął ją mocniej do góry.
- Tak, zrozumiałam – krzyknęła.
Puścił ją, a potem jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło uśmiechnął się szeroko i powiedział.
- No to co tam dla mnie dzisiaj masz?

Justyna, Ewa i Daniel
Ewa była już w domu, ale rodzina zakazała jej się gdziekolwiek ruszać. Dlatego Justyna żeby się z nią zobaczyć, musiała do niej przyjechać.
Pierwszy szok, jaki przeżyła to był widok podwórka. Wszędzie było mnóstwo dziecięcych zabawek. Na trawniku rosło drzewo, na którym zbudowano domek, a na najgrubszym konarze umocowano huśtawkę. W głębi posesji widać było ogromny taras a na nim dwie olbrzymie huśtawki ogrodowe, przy których stał ciężki stół i fotele wykonane z ciosanego drewna. Na podjeździe stały samochody z pootwieranymi drzwiami, a wokół nich uwijali się ludzie Waldka. Kolejnym dla niej zaskoczeniem było to, że wszyscy napotkani ludzie witali ją z uśmiechem na twarzach. U niej w domu pracownicy, tylko grzecznie pochylali głowy i nic nie mówili. Po tym co zobaczyła na zewnątrz niemal obawiała się wejść do środka, gdyż oczekiwała, że tam będzie panować ogromny bałagan. Nie był ogromny, ale u niej w domu, taki artystyczny nieład by nie przeszedł. Wszędzie było pełno bibelotów, książek, gazet i notatników.
Ewa przyjęła ją w olbrzymim salonie, który był ewidentnie centrum życia rodzinnego. Wysiedziane kanapy i fotele, ustawione tak, żeby każdy mógł oglądać telewizję bez ukręcania sobie szyi. W jednym z kątów stała wielka skrzynia z zabawkami, których chyba było więcej na zewnątrz niż wewnątrz. Za szklanymi witrynkami postawione było w ramkach ze sto zdjęć rodzinnych, przedstawiające zarówno zamierzchłe czasy, jak i te współczesne.
Ewa usadziła ją na jednej z kanap i dała herbatę z ciasteczkami.
- Zrobiłam specjalnie dla ciebie – uśmiechnęła się.
- Dziękuję – wydukała Justyna. Ewa od razu zauważyła, co dziwi koleżankę, bo powiedziała.
- Domyślam się, że twój dom wygląda inaczej – zaśmiała się.
- Zdecydowanie inaczej.
- Można się przyzwyczaić, ale to wszystko wina mojej mamy artystki, ona wszystko zbiera, bo przecież może się przydać. Jeżeli o mnie chodzi, to pochowałabym połowę tych bambetli, a drugą bym wyrzuciła. Wiesz, jak ja się cieszę, że ojciec namówił matkę, na panią sprzątającą?
- Kiedyś sama sprzątałaś? – Justyna zdziwiła się, ponieważ u niej w domu od zawsze mieli dwie sprzątaczki i dziewczyna jedynie ograniczała się do wrzucenia brudnych ubrań do kosza na to przeznaczonego.
- Tak, dopóki nie poszłam na studia, to w każdą sobotę ganiałam z odkurzaczem i ścierką.
- Nie miałaś łatwo – w ustach Justyny zabrzmiało to tak, jakby Ewa pracowała co najmniej w kopalni, także Ewa parsknęła śmiechem.
Koleżanka zaczerwieniła się lekko.
Zanim zdążyły zmienić temat, do salonu przyszedł Daniel i od razu westchnął i złapał się za serce.
- Ach! Cóż za piękne zjawisko do nas zawitało – i podszedł do Justyny z wyciągniętą ręką.
Dziewczyna speszyła się lekko, ale podała swoją dłoń.
Daniel usiadł koło niej i powiedział.
- Ależ ty jesteś piękna, rzekłbym nawet posągowa. Co za szlachetne rysy, jaki kolor włosów…
- To mój brat Daniel – przerwała mu Ewa – nie zwracaj na niego uwagi, on tak zawsze.
- Miło mi – wydukała Justyna.
Daniel niezrażony ciągnął.
- Jak śmiesz siostro tak o mnie mówić. Jeszcze żadnej kobiecie nie powiedziałem, że jest posągowa.
- Bo zazwyczaj używasz wyrażeń bardziej w stylu, ale masz fajne cycki.
Daniel obruszył się.
- To pomówienie.
- Czyżby? A co mówisz o swojej blond piękności?
- Och, zdrajczyni – parsknął Daniel do siostry – jak mogłaś mnie tak wydać?
Justyna z rozdziawionymi ustami słuchała dziwnego dialogu między rodzeństwem. Widząc to oboje parsknęli śmiechem. Daniel odezwał się do niej normalnym głosem.
- Jak już wiesz, jestem bratem Ewy i kocham wszystkie kobiety, ale chwilowo moje serce należy do innej. Ale zanim pomyślisz, że komplementowałem cię z wyrachowania, to wiedz, że naprawdę jesteś piękna i nasza mama powinna cię wyrzeźbić – wstał – to lecę do mej blond piękności.
I już go nie było.
- Nie przejmuj się nim i nawet nie myśl o tym, czy ci się podoba, czy nie. On jest bawidamkiem, wierność to dla niego obcy wyraz.
- A ja myślałam, że tylko ty jesteś taka pokręcona – powiedziała Justyna od serca, ale kiedy zauważyła swoją gafę, zaczerwieniała się po koniuszki uszu. Ewa jednak nie obraziła się, tylko wybuchła gromkim śmiechem.

Dominik i Robert
- W poniedziałek będzie u ciebie spotkanie z Lipskim.
- Ta mała też będzie? – dopytywał Dominik.
- Nie wiem, ale jeżeli wyjdzie ze szpitala, to ojciec na pewno ją weźmie. Mało tego, chciałbym żeby ją wziął.
- Po co?
- Będzie dla nas pracować.
- Czy Lipski już o tym wie?
- Nie, ale mam zamiar mu to zaproponować.
- Czemu ona?
- Bo wejdzie tam, gdzie my nie damy rady.
- Jakoś tego nie widzę.
Robert nie skomentował tylko wydał polecenie.
- Pilnuj Krystiana żeby jej nic nie zrobił.
- Skoro jest taka dobra, to niech sobie sama z nim radzi.
- Ona będzie z wami pracować, a nie chodzić do łóżka. Widzisz różnicę?
- Rozumiem, będę miał na Krystiana oko, ale jeżeli ona mi zalezie na skórę, to nie będę miły.
- Rób co chcesz, ale ma jej z głowy włos nie spaść, bo inaczej Lipski nie da mi żyć.
- Lipski – parsknął Dominik – a kim on jest?
- Jest silniejszy niż ci się wydaje, nie oceniaj go po powierzchowności.

Spotkanie dwóch bossów
Robert wziął na spotkanie swoich synów, a z Waldkiem przyjechała Ewa, Oskar i Daniel. Młodszy syn po wypadku Ewy oznajmił ojcu, że kończy z obijaniem się i wchodzi do akcji. Mimo, że starał się tego nie pokazywać, był bardzo wstrząśnięty wypadkiem Ewy. Nie rozumiał, czemu prześladowcy uwzięli się właśnie na nią.
Biuro Dominika było nieduże, więc wszyscy przybyli siadali gdzie się da i na czym popadnie. Ludzie Roberta obstawili wszystkie strategiczne punkty, żeby nikt ich nie podsłuchał.
Ewa ku irytacji Dominika usiadła na jego biurku, przez co będzie tam przez dłuższy czas widział jej krągły tyłek.
Rozmowy trały już dłuższy czas, gdzie szefowie siedząc naprzeciw siebie na krzesłach omawiali nowy podział zadań, zakres obowiązków, podział ludzi, kody i szyfry, jakimi będą się w najbliższym czasie porozumiewać. Najważniejszą decyzją było wytropienie wrogów. I tym miała się zająć Ewa z Krystianem, oraz podlegli im ludzie. Nie było ich dużo, wybrano po dwóch z każdej ze stron.
- Skoro na razie jesteśmy na wspólnej drodze – powiedział Robert – to muszę wytłumaczyć się czemu nie chcę angażować większej ilości osób. Za tydzień przyjeżdża Mohar syn Hunadego.
- Tego Hunadego? – dopytał Waldek.
- Tak. Jeżeli facet zwęszy, że coś jest nie tak nie, będzie chciał ze mną robić interesów.
- Rozumiem, będziemy cicho – zapewnił Waldek.
- I jeszcze jedno – powiedział Robert.
- Tak?
- Chcę żeby pańska córka Ewa, oprócz tropienia wrogów pracowała dla mnie przez jakiś czas.
Waldek westchnął.
- Chodzi o rekompensatę za problemy?
- Dokładnie. Załatwimy to bez pieniędzy i walki. Pół roku pracy za darmo dla mnie, to moja oferta.
- Ja studiuję – odezwała się Ewa.
- Weźmiesz dziekankę – głos ojca  był ostry i wiedziała, że nie może się z nim spierać. Nawet by nie śmiała tego robić, przecież by publicznie podważyła jego autorytet.
- Dobrze, tato – powiedziała.
- Zaczynasz już jutro – powiedział do niej Robert – 9 00 rano tutaj.
- Tutaj? – tym razem odezwał się Dominik.
- Już o tym rozmawialiśmy – głos Roberta był  jak zwykle ostry i zimny.
- Tak, tato – zgodził się starszy syn.
Za to Krystian siedział uśmiechnięty od ucha do ucha. Cycata Ewa jako współpracownica bardzo mu odpowiadała. A kto wie, może coś się uda z nią wykręcić.

Ewa
Niby nic się nie stało, niby wróciła do codzienności, niby śmiała się jak dawniej. Niby…
Kiedy przypominała sobie pościg i uświadamiała sobie, jakie miała szczęście, że żyje, ciarki przechodziły jej po plecach. To nie była zabawa, ani rywalizacja o wpływy. Ci ludzie chcieli żeby zginęła. Upewnił ją w tym Krystian Kryński, bo zanim wyszła ze spotkania powiedział jej, że tamci mieli zamiar strzelić jej w bak. Oczywiście powiedział to przy okazji dopraszania się podziękowań za uratowanie życia.
- Masz u mnie dług – rzekł - gdybym nie strzelał do tych frajerów, to byś się usmażyła. Celowali w bak. Także wiesz, czekam na propozycję odwdzięczenia się.
Powiedziała mu, że zrobi dla niego order, co spowodowało, że jego brat gbur parsknął śmiechem. Już myślała, że ma w nim sprzymierzeńca, ale on powiedział:
- Krystian chce cię przelecieć, ale mi wystarczy kasa. Wystrzelałem kilka nabojów, możesz mi oddać ich równowartość.
Już szykowała się do ciętej riposty, gdy ich ojciec uciął wszystko jednym zdaniem:
- Pracuje dla nas, to wystarczy.
No i teraz, siedziała w środku nocy i wyła, ponieważ przeżywała na nowo pościg, a do tego bardzo nie chciała mieć do czynienia z braćmi Kryńskimi. Nie rozumiała, jakim cudem Justyna pozostała taka niewinna i grzeczna. Przy takich braciach powinno być to niemożliwe.
O swoich odczuciach i lękach opowiedziała Kaśce, a ta zamiast ją pocieszyć zaczęła płakać razem z nią. Też się denerwowała.
Ewa  nikomu nie powiedziała tylko o jednym, że strasznie się boi jeździć samochodem. Czy to jako kierowca, czy pasażer. Kiedy musiała to robić, zaciskała szczęki tak mocno, że bała się, że sobie połamie zęby. Do tego, kiedy siadała za kierownicą nerwowo zerkała w tylne lusterko i jak zauważała, że jakiś samochód jedzie za nią dłużej niż kilka przecznic, skręcała w boczną uliczkę żeby się upewnić, że nie jest śledzona.
Poza tym niechętnie opuszczała dom, a następnego dnia będzie musiała to zrobić i tak przez pół roku. Zupełnie sobie tego nie wyobrażała.

Kaśka i Andrzej
Był potwornie zmęczony, ponieważ do późnej nocy pracował z prawnikiem Kryńskim nad umową współpracy między bossami. Kiedy wrócił do domu miał nadzieję, że będzie mógł się położyć i zasnąć. Czuł, że głowa zaraz mu eksploduje. W domu rzeczywiście panowała cisza. Zajrzał do dzieci, spały posapując cicho. Poszedł do sypialni i wydawało mu się, że Kaśka też śpi, ale ona płakała.
Był zaskoczony, Kaśka w ogóle nie płakała. Była zła lub wesoła, innych stanów emocjonalnych u niej nie znał. Szybko do niej podbiegł i mocno przytulił.
- Co się stało?
- Już wróciłeś? – spytała załzawionym głosem i się do niego przytuliła.
- Jak widać w samą porę – mruknął – co się stało?
- Boję się.
- Czego?
- O rodzinę, o nas. Jeszcze nigdy tak nie było. Andrzej, to mógłby być każdy z nas?
- O czym ty mówisz?
- O wypadku Ewy.
- Ale wszystko się dobrze skończyło.
- Wiem, ale ona była dzisiaj u mnie i obie płakałyśmy ze strachu.
- Kobiety – otarł jej łzy z oczu.
- No co? Chyba nie chcesz żebym była twarda, jak facet.
- Oczywiście, że nie. Ale wolałbym żebyś płakała mi w koszulę, a nie po kryjomu.
- Przecież bym ci powiedziała.
- Akurat, bo cię nie znam. Udawałabyś radosną i spokojną.
- Może masz rację, ale na szczęście zdążyłeś mnie przyłapać.
- Kasia – pocałował ją w czoło – o nic się nie bój, załatwimy to.
Nagle usiadła i parsknęła.
- To nie jest normalne.
- Co nie jest normalne?
- Oni są amoralni. Nigdy nie atakuje się rodziny, chyba że w ostateczności. A oni zaczęli od rodziny, od najmłodszej Ewy. Co za typy!
- Widzę, że jednak przeważa twój wojowniczy charakter – Andrzej uśmiechnął się do niej. Z jękiem wpadła w jego ramiona.
- Nie jestem wojownicza, będę dalej płakać.
Głaskał ją po włosach.
- Płacz więc sobie, płacz – mruknął, ale w środku się gotował. Ona miała rację, to jacyś zwyrodnialcy. Chcieli ich całkowicie zlikwidować. O co im mogło chodzić?

W ciemności
Pokój spowijał mrok. Nikt z obecnych nie wiedział ilu ich jest, ale słuchali jednego głosu. Był to głos męski, wściekły, urażony i mściwy, ale nie wiedzieli do kogo należy.
- Teraz Lipski będzie czujny i mógłby wpaść na nasz trop, dlatego na kilka tygodni odpuszczamy. Spotkamy się tutaj 3 października o 21 00, wtedy dostaniecie nowe wytyczne.
- A co z Kryńskim? – spytał ktoś.
-Nie jest wart mojego zainteresowania. Poszukam bardziej przychylnego sojusznika. Możecie go sobie odpuścić – po chwil ciszy oznajmił.
- Przy wyjściu mój człowiek wypłaci każdemu jego należność za pracę, do zobaczenia.
I to było wszystko. Obecni nawet nie usłyszeli trzaśnięcia drzwiami. A potem zaczęli się rozchodzić, każdy według systemu nie pozwalającemu ustalić ile osób znajdowało się na spotkaniu.

Małgorzata
Małgorzata niepokoiła się swoim zachowaniem. Do tej pory była zawsze opanowana i zawsze wiedziała gdzie postawić granice. Ale kilka tygodni temu coś się zmieniło. Nie umiała sobie powiedzieć czemu jest taka oschła dla córki, czemu nie akceptuje jej nowego wizerunku. I te kłótnie z Robertem. Nigdy do tej pory nie doprowadziła go do złości. Zawsze starała się żeby był zadowolony i nigdy celowo nie wyprowadzała go z równowagi. Wiedziała, że jest cały czas czujny i że ma nerwy napięte jak postronki, więc robiła wszystko żeby w domu było cicho i spokojnie.
A ostatnio kilka razy doprowadziła do kłótni. Póki co Robert znosił to dzielnie, ale w końcu może nie wytrzymać i jej coś zrobić. Pamiętała, że w młodości miewał duże napady złości, które wyładowywał na najbliżej stojącej osobie i to niezależnie od płci.
Czuła, że zachowuje się karygodnie.
- Chyba się starzeję i nie mogę się z tym pogodzić.
A synowie? Wkurzali ją strasznie. Ani jeden ani drugi nie chciał się ustatkować, wciąż gdzieś fruwali i na pewno w końcu wyjdzie na wierzch, jakiś wstyd.
- A niech to – syknęła – znowu zaczynam się nakręcać.
No i zaczęła boleć ją głowa. Nigdy do tej pory nic jej nie bolało. A ostatnio sięgnęła nawet po leki, to też ją niepokoiło.

Zocha i Waldek
Wieczorem siedzieli u siebie w pokoju i żywo dyskutowali.
- Nawet o tym nie myśl, nie ma mowy – powiedziała Zocha do męża.
- Kochanie, chcę żebyście były bezpieczne.
- Czyś ty  oszalał. Ja z Kaśką wyjadę, a Ewę zostawię?
- Nie mogę jej wysłać z wami, sama wiesz, że mam zobowiązanie.
- Tak się właśnie kończy pozwalanie córeczce bawić się w gangsterkę – powiedziała wściekła – zamiast trzymać ją od tego z daleka, ty brałeś ją od dziecka ze sobą wszędzie. Napatrzyła się na takie życie i teraz ją ciągnie do niebezpieczeństwa.
- Nic z tych rzeczy. Ona wcale nie chce brać w tym udziału, to Kryński nam ją chwilowo odebrał.
- A tobie rozum odebrało. Nie mogłeś się targować?
- Wiesz dobrze, że nie mogłem – Waldek obraził się i usiadł do niej tyłem.
Zocha wzniosła ręce do nieba i potrząsnęła sama sobie głową.
- No nie gniewaj się już na mnie – powiedziała do niego i usiadła obok – po prostu się denerwuję.
- Dlatego zaproponowałem ci wyjazd.
- Nie ma mowy, moje miejsce jest przy tobie i dzieciach. Może Kaśka się zgodzi na długie wakacje, ale ja nie.
Waldek pocałował ją w czoło.
- To niewiarygodne, że zawsze mogę na ciebie liczyć.

Oskar i Daniel 
Bracia spotkali się na strzelnicy i popatrzyli na siebie zdziwieni.
- Co ty tu robisz? – spytali jednocześnie.
- Ja dosyć często tu przychodzę – przyznał Oskar – ale ty?
- Postanowiłem przypomnieć sobie coś nie coś o strzelaniu.
- Ty tak na poważnie? – zdziwił się brat.
- Co na poważnie?
- Chcesz pracować dla ojca? Zrezygnować ze skrzydeł mamy i taplać się w brudach?
- Przestań ironizować. Skoro coś się dzieję, to nie chcę potem usłyszeć, że nic nie zrobiłem.
- I będziesz się stawiał na każde polecenie ojca?
- Postaram się – przyznał Daniel, któremu zawsze sprawiało problem poranne wstawanie.
- A panienki?
Daniel uśmiechnął się szeroko.
- Na to zawsze znajdzie się czas.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka