Ciemne wieki - odc.26


 Od rana Dagmarę męczył dziwny niepokój związany z kilkoma pudłami, które przynieśli studenci z wykopalisk. Profesor Reka stwierdził, że w jej zespole szybciej zidentyfikują znalezione rzeczy. Razem z Krystyną przerzuciła zawartość dwóch kartonów i zgodnie stwierdziły, że nie ma w nich nic oryginalnego. Pozostały jeszcze dwa, ale najpierw musiały dokończyć spisywanie filmu. Dagmarze praca szła, jak po grudzie, ponieważ jej uwagę wciąż przykuwały niesprawdzone pudła. Nie wiedziała czemu tak się działo, ponieważ jak dotąd przerzuciła już wiele pakunków i żaden z nich nie wywoływał u niej takich emocji. Coś było nie tak. A może, coś było bardzo na tak? Może…
Nie śmiała marzyć, ale może znajdzie w nim to, czego szukała babcia i wujek?
Oderwała się od pisania i podeszła do pudeł.
- Już skończyłaś? – dziwiła się Krystyna.
- Nie, ale jakoś nie mogę się skupić na pisaniu. Może rozpakujmy to raz, dwa, a potem wróćmy do opisów? – poprosiła.
Krystyna skinęła głową.
Otworzyły kolejną paczkę i pomału zaczęły wyjmować średniowieczne eksponaty. Znalazły tam kolejne paczki z listami i zdjęcia.
Krystyna otworzyła pierwszy z brzegu i zaczęła czytać, to co napisała Dorota:
„Tymonie, czemu nie umiemy ze sobą rozmawiać?
Przecież u Lukasa, już tak dobrze nam szło. A teraz znowu na mnie warczysz!
Czy to moja wina, że Ebek jest przystojny? Czy to moja wina, że się we mnie zakochał?! Czy ty możesz, przestać mnie atakować…?”
- Jeszcze do tego w filmie nie doszłyśmy – powiedziała Dagmara – może pani zobaczyć datę?
- 17 września 1108 roku.
- Może zostawmy to na później? Po co uprzedzać fakty.
- Masz rację – Krystyna odłożyła listy na bok.
Teraz przeszły do zdjęć. A było, co oglądać. Było na nim kilkoro dorosłych ludzi i dwójka dzieci.
- To pewnie Gosia i Tomek – zgadywała Krystyna.
Fotografie przedstawiały sielankowy widok. Tymon z Dorotą na pomoście. Maria z Markiem na huśtawce. Dzieciaki wiszące na ramionach Tymona. Kudłaty Lukas pompujący materac i inne. I wszystko było by w porządku i w tych czasach robiono sobie zdjęcia z wakacji, gdyby nie to, że ludzie na nich uwiecznieni nie pasowali do takiego obrazu. Na ich twarzach było wyryte doświadczenie życiowe, a ich ciała były pokryte bliznami.
- Zobacz, nawet mała Gosia ma blizny na plecach – mówiła ze smutkiem Krystyna – jakby ją ktoś bił batem.
- Ma pani rację. Te dzieci, nie przypominają naszych. Może i bawią się, jak dzieciaki, ale mają coś takiego w oczach, co każe się zastanowić nad warunkami, w jakich przyszło im żyć.
- Pamiętaj, że one i tak żyją ukryte, bezpiecznie na wyspie. Pomyśl, jak musiały wyglądać twarze dzieci, które żyły na ulicach?
- Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać – Dagmarze łzy zalśniły w oczach.
- Nie płacz, nie płacz – Krystyna poklepała ją po plecach – Dorota i jej przyjaciele pewnie nawet im nie współczuli. Wiedzieli, że inaczej się w tamtych czasach żyć nie dało.
Zajrzały do środka pudła i wyciągnęły zapakowane szczątki mydła. Na foli odcisnął się ślad serca.
- Pewnie dostała je od Tymona – powiedziała Dagmara.
- Ciekawe, jak pachniało – zadumała się Krystyna.
- Myślę, że nie gorzej niż dzisiejsze. W końcu mydło, to o wiele starszy wynalazek.
Kolejne rzeczy już się wcześniej pojawiały. Kilka książek, z tuzin niedziałających kryształów osłonowych, no i dwa blaszane pudełka, w których zachowała się srebrna biżuteria.
- Jest tam obrączka? – dopytywała Krystyna.
- Nie.
- Szkoda, miałam nadzieję, że dowiem się, czy im się udało.
- Zawsze może pani przewinąć taśmę.
Krystyna roześmiała się i powiedziała.
- Aż tak ciekawska, to nie jestem- po czym podeszła do ostatniej paczki. Otworzyły ją i obie spojrzały na siebie zdziwione.
- Dziwne – mruknęła Dagmara i podniosła pudło – jest ciężkie.
- Ale w środku nic nie ma.
- A może to nie drewno? – opukały paczkę. Drewno było cienkie i wyschnięte niemalże na wiór.
- Co jest? – Dagmara wsadziła rękę do środka i od razu dotknęła czegoś, co przypominało w dotyku szorstki materiał.
Wiedziała co, to jest.
- Pani profesor – dyszała z przejęcia – to jest płachta, pod którą Dorota ukrywała Łazika.
- Niemożliwe?
Młoda dziewczyna ostrożnie wyjęła ją z pudła. Była ciężka i nieporęczna. Wyślizgnęła się jej z rąk i upadła na podłogę. Materiał rozwinął się i przybrał kolor podłogi.
- Niesamowite – Krystyna nachyliła się i pomacała materiał. Odchyliła na drugą stronę. Ta była srebrna i nie zlewała się z otoczeniem. Profesor wstała i rozejrzała się po pokoju. Nikogo z nimi nie było. Podeszła do drzwi i zamknęła je.
- Na razie nikt poza nami i Adamem nie może się o tym dowiedzieć. To jest zbyt cenne znalezisko, żeby o nim trąbić.
- Muszę o nim poinformować mojego pracodawcę – przypomniała Dagmara.
- Oczywiście – zgodziła się Krystyna – ale wybłagaj u niego, żeby na razie nic nikomu nie mówił. Dobrze?
- Postaram się – obiecała Dagmara.
W duchy zaś cieszyła się, że znalazła to, czego szukała babcia z wujkiem.
Nie wiedziała, co chcą z tym zrobić, ale na pewno będzie chodziło o jakiś eksperyment.
Zapakowały płachtę z powrotem do pudła i odłożyły jakby nigdy nic na półkę z innymi rzeczami. Jedyne, co dodały, to kartkę. „Ostrożnie, nie ruszać bez zgody profesora.” – takie napisy znajdowały się na kilku pakunkach, więc nikt nie będzie nic podejrzewał.

Dagmara po powrocie do domu od razu połączyła się z babcią na wideo rozmowie.
- Babciu, chyba znalazłam to, na czym wam zależało – powiedziała podniesionym od emocji głosem.
- Dziecko, nie piszcz tak – śmiała się babcia – lepiej powiedz, co to jest.
- Płachta, która maskowała Łazika Doroty. Wyobrażasz sobie, że nadal działa?
- A co było w płachcie? – babcia spoważniała.
- Nie wiem. Nie rozwinęłyśmy jej w całości. Profesor uznała, że należy ją schować i na razie nie dotykać.
- Mądrze – zgodziła się babcia – a jeszcze mądrzej będzie, jak nam to wszystko przywieziesz.
Dagmara zasmuciła się.
- Dlaczego, chcesz ją zabrać?
- Dziecko. Nie chodzi o płachtę. Takie coś, to ma wujek w kilku egzemplarzach w swoim warsztacie.
- Chodzi o to, co płachta ukrywa.
- Tak. Chociaż wiem, że to może być coś ważnego lub wielkie nic.
- Rozumiem, ale jak ja im to powiem? Czy ty wiesz, że oni traktują te wykopaliska, jak własne dziecko?
- Wiem. Dlatego powiesz im, że chce tę płachtę przechować, że będzie u mnie bezpieczna i że kiedy będą jej potrzebować, to ją zwrócę. A żeby nie myśleli, że kłamię dodaj, że dostaną dodatkowe pieniądze na nowe etaty.
Dagmara patrzyła na babcie bez słowa, w końcu babcia się zniecierpliwiła.
- Przecież sama mówiłaś, że potrzebujecie kartografów i dodatkowych rąk do kopania w ziemi.
- Tak. Wiem, ale mam dylematy. Bo czy mogę milczeć, że w tej płachcie może być coś ukrytego? Będę czuła się, jak złodziej.
- Kochanie. Złodziejami to są oni. Wiesz, że tak naprawdę, wszystko, co tam jest należy do nas. Nie chodzi o konkretnie naszą rodzinę, ale o naszą rasę. W tej ziemi leży nasza historia, nasze dziedzictwo.
- Babciu, trącisz patosem – przerwała jej Dagmara.
- Przywieź płachtę.
- Dobrze babciu, przywiozę.
- Jak najszybciej.
- Dobrze. Jutro.
- Bez przesady, możesz w weekend – uśmiechnęła się babcia.
- Dobrze. Zrób moje ulubione racuchy.
- Zrobię tyle, że nie przejesz. Pa kochanie.
- Pa, babciu.


kolejny odcinek 16 czerwca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka