Kira - odc.7


Może było to dziwne, ale incydent z mieczami w jakiś sposób oczyścił atmosferę w domku. Kira przestała się jeżyć na generała, a on zaprzestał składania jej niedwuznacznych propozycji. Najbardziej cieszył się Pietrek, który przez cały czas trwania ich sprzeczek czuł się rozdarty, nie wiedząc za bardzo czyją stronę trzymać, ponieważ obie były mu bliskie.
Kira siedziała w swojej szopie i lepiła garnki, lubiła to zajęcie ponieważ odrywało ją od wszelkich myśli. W środku było bardzo gorąco, więc rozebrała się do lekkiej, prześwitującej koszulki na ramiączka.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia – Aram wniósł parującą tacę – tak ciężko pracujesz, że zapomniałaś o obiedzie.
Postawił jedzenie na warsztatowym stole. Kira umyła ręce w wiadrze z wodą i zaczęła jeść. Generał zamiast wyjść przyglądał się jej, w końcu podszedł i dotknął jej pleców. Poderwała się jak oparzona, krztusząc się zupą.
- Nie dotykaj! – krzyknęła.
- Nie panikuj – odparł.
- Odsuń się – poprosiła, a on usiadł naprzeciw niej.
- Te blizny? Musiało strasznie boleć.
Popatrzyła na niego wrogo, ale odpowiedziała.
- Jak cholera, za każdym razem mdlałam z bólu.
- Każda jest od tego samego właściciela, kto nim był?
- Czy to przesłuchanie – nabzdyczyła się.
- Nie, ciekawość.
- Hektor.
Patrzył na nią zdumiony.
- Ten znany trener niewolników? Jakim cudem przeżyłaś kiedy cię złapali? I to trzy razy?
- Nie zabija się kury, która znosi złote jajka – powiedziała.
- Kim byłaś zanim zostałaś niewolnicą?
- Nie twoja sprawa – burknęła – nie powiem ci.
- Dlaczego?
- Bo ci nadal nie ufam.
- Ty nikomu nie ufasz.
- Zgadłeś. I nie mam zamiaru tego zmieniać.
Usiadła z powrotem do stołu i przysunęła sobie talerz.
Aram dosyć długo na nią patrzył, ale nie dała się sprowokować do dalszej rozmowy. W końcu zrezygnował i wyszedł.

--------------------------------------------------------

Kilka dni później siedziała nad księgami, a w drugim końcu izby siedział Pietrek i pisał zadania, które dostał od Arama. Mężczyzny nie było w domu, poszedł łowić ryby. Było cicho i spokojnie, tak jak lubiła.
- Mamo? – spytał chłopak.
- Tak?
- Czy podoba ci się generał.
Oderwała głowę z nad księgi i spojrzała na syna.
- Skąd to pytanie?
- Bo Malwina z Pyr też się na mnie złościła, jak jej robiłem psikusy, ale potem dała mi buziaka. I ty też się złościsz na generała, czy jest tak samo, jak ze mną i Malwiną?
- Nie – powiedziała krótko i wróciła do pisania.
- A dlaczego? – chłopak drążył temat.
- Ponieważ i ja i generał pozostajemy w zgodzie tylko dla ciebie, gdyby nie ty, pozabijalibyśmy się.
Po chwili ciszy usłyszała, jak mruczy do siebie.
- Tak, na pewno – uśmiechnęła się słysząc w jego głosie sarkazm.
Wieczorem cała trójka siedziała przy piecu i grzała się w tę bardzo mroźną noc.
- Zawsze tutaj jest tak zimno? – pytał lekko zmarznięty generał.
- Czasami – odparła.
- Ale w dzień tak nie było?
- Bo  dopiero teraz nadeszła fala mrozu, potrzyma kilka dni i puści.
- I będzie tak zimno, nawet w domu?
- Niestety nie jestem dobrym budowniczym, starałam się jak mogłam, ale szpary pozostały. Wystarczy dwa koce więcej i robi się cieplej.
Nagle zdała sobie sprawę z ciszy i dwóch par oczy wpatrzonych w nią.
- O co chodzi? – spytała.
- Czy możesz powtórzyć? Sama wybudowałaś ten dom? Cały?
- Nooo prawie cały, chłopi mi pomogli, ale dopiero latem – powiedziała.
- Nigdy o tym nie mówiłaś – słyszała wyrzut w głosie syna.
- Nigdy nie pytałeś.
- Opowiedz nam o tym, jak się tu znalazłaś – poprosił Aram.
Kobiecie mina stężała i szepnęła.
- Wolę nie.
- A dlaczego?
- Bo to nie są miłe wspomnienia – chciała wstać i pójść na poddasze, ale Aram złapał ją za rękę i z powrotem posadził na krześle.
- Nie uciekaj – powiedział – nie będziemy naciskać, po prostu jesteśmy ciekawi, jak ci się udało dokonać czegoś tak wielkiego. Po raz drugi wzbudziłaś mój szacunek.
- A kiedy był pierwszy?
- Kiedy cię zaatakowałem, a ty błyskawicznie byłaś gotowa do walki.
Chciała powiedzieć coś ciętego, ale tylko lekko się zaczerwieniła i bąknęła.
- Dziękuję.
Na co Pietrek powiedział.
- Ha!
- O co chodzi? – spytali dorośli jednocześnie.
- A nic, tak sobie coś sprawdzam – mruknął chłopak.
A potem zległa cisza, wszyscy wpatrywali się w ogień błyskający przez otwarte drzwiczki pieca. Kira zatopiła się we wspomnieniach, potem wzruszyła ramionami, później westchnęła, a potem zaczęła opowiadać.
- Biegłam na oślep, byle dalej od pościgu. Moje ślady na szczęście zadeptały dziki, ale dobrzy tropiciele potrafili szukać aż do skutku. Teraz sobie myślę, że uratowała mnie właśnie zima. My wszyscy z konwoju byliśmy przyzwyczajeni do klimatu Imperium, nikt nigdy nie był tak daleko na północy. Może ścigający nie potrafili się odnaleźć w tej rzeczywistości.
Kiedy dobiegłam do jeziora zaczęło robić się ciemno, z oddali słyszałam wycie wilków, nie wiedziałam wtedy, co jeszcze tutaj żyje.
Rozejrzałam się wokoło i wybrałam wysokie i rozłożyste drzewo. Wspięłam się na nie i tam postanowiłam przeczekać noc. Było mi zimno, w życiu już tak nie zmarzłam. Co i rusz zeskakiwałam na ziemię i biegłam w kółko byle się rozgrzać. Miałam co prawda hubkę i krzesiwo, ale bałam się ich użyć, pościg mógł nadal trwać. Chyba tylko siłą woli doczekałam świtu. Kiedy zaczęło się przejaśniać pierwsze co zrobiłam, to rozpaliłam ognisko. Nie było łatwo, drewno było mokre i nie chciało się palić, w końcu jednak się udało. Kiedy trochę się rozgrzałam poczułam głód. Jednego czego zapomniałam wziąć, to prowiantu. Na szczęście nie była, to moja pierwsza ucieczka, miałam wprawę. Zima chyliła się ku końcowi, więc jezioro przy brzegu było rozmarznięte, nałapałam kilka chudych rybek i upiekłam na ogniu. Były obrzydliwe, ale zaspokoiłam głód. Mogłam zacząć myśleć. Pierwszym moim mieszkaniem aż do wiosny był domek na drzewie. To tam, gdzie się bawiłeś Pietrek.
- Ten domek ty zrobiłaś? – chłopak był oburzony – czemu nic nie mówiłaś?
- Nie pytałeś – uśmiechnęła się i ciągnęła opowieść – pierwsze noce przespałam przykryta gałęziami od świerku, to mi zapewniało jako takie ciepło.
A potem, niedaleko od miejsca gdzie jesteśmy odkryłam glinę, która posłużyła mi za zaprawę. Na początku to nie był domek, a wysoki mur osłaniający mnie przed dzikimi zwierzętami. W otworze na wejście zainstalowałam grube drzwi. Także nadal spałam pod gołym niebem, ale przyszła wiosna i nie marzłam już.
Za budowę reszty zabrałam się razem z kilkoma chłopami z Pyr. Odwdzięczyli mi się za leczenie ich dzieci, a potem zostałam ich miejscową znachorką i tak jest do dzisiaj.
Po chwili ciszy dodała jeszcze.
- I chciałabym żeby tak zostało.
- Czemu tyle smutku w twym głosie? – spytał Aram.
Nie odpowiedziała, tylko wstała i wspięła się po drabinie na poddasze.

Rozdział V
Zima chyliła się ku końcowi, na niebie pojawiły się pierwsze ptaki, w lesie drzewa skrzypiały i strzelały od nowych soków życiowych.
Generał poprosił Kirę o rozmowę na osobności.
- Niedługo wyruszymy – oznajmił jej.
- Wiem – na samą myśl o rozstaniu z chłopcem serce ścisnęło jej się z żalu – on też wie, ale stara się o tym nie myśleć.
- Zacznę robić przygotowania do podróży, mam nadzieję, że mi pomożesz?
- Przede wszystkim trzeba chłopaka na to przygotować.
- Właśnie o tym mówię, on nie chce wracać.
- Ja mu się nie dziwię – powiedziała Kira – ma tutaj wszystko.
- Jak zostanie cesarzem…
- Nie próbuj mnie przekonywać o tym, że będzie mu lepiej. Bo nie będzie. Dostanie się w tryby polityki, zostanie osaczony przez doradców…
- Przecież będzie władcą absolutnym – bronił swego Aram.
- No i co z tego, jak nie będzie mógł wrzucać żuków za koszulę dziewczyn.
Generał roześmiał się, ale po chwili spoważniał.
- Wiesz, że muszę go zabrać.
- Wiem.
Patrzyli na siebie przez dłuższy czas, w końcu mężczyzna się odezwał.
- Może pojedziesz z nami?
Przez jej twarz przeszedł paniczny strach, ale zdołała się opanować.
- Nie dziękuję, tutaj mi dobrze.
- Nie będziesz za nim tęsknić?
- Będę – wzruszyła ramionami – ale tęsknotę można przeżyć, już nie raz mnie to spotkało.
- On cię potrzebuje – powiedział cicho.
Parsknęła.
- To jest cios poniżej pasa, każdy kogoś potrzebuje, ale poza tym są rzeczy niezależne od nas. Musi dorosnąć.


Zanim wyszła na arenę spojrzała na swoją przeciwniczkę. Znały się od roku, nigdy nie wystawiano ich razem. Aż do dzisiaj.
- Mam tylko jedną prośbę – odezwała się do Kiry.
- Tak?
- Zabij mnie szybko.
- Dobrze – odparła Kira.
Przebudziła się.
Usiadła na posłaniu i łapała oddech. Znowu pojawiły się sny, znowu coś się będzie działo. Ale co? Przez większość zimy było dobrze, Pietrek był posłuszny, a Aram trzymał ręce przy sobie. Więc czemu znowu sny? Czyżby z powodu rychłego rozstania się z nimi?


- Chcę żebyś ze mną pojechała mamo – powiedział do niej Pietrek kilka dni później.
- To niemożliwe – odparła.
Chłopak miał łzy w oczach.
- Dlaczego?
- Bo moje miejsce jest tutaj, a twoje na tronie.
- Będziesz matką cesarza! – krzyknął.
- Synku, wolę być matką Pietrka. I takiego chcę mieć cię w głowie, zanim świat cię zmieni w kogoś, kim nie jesteś.
- Jeżeli pojedziesz ze mną, to ja się nie zmienię, bo ty zawsze mi mówisz, kiedy coś źle robię.
- Kiedy będziesz władcą Imperium, zapomnisz o moich radach.
- Mamo – przytulił się do niej i zapłakał, jej też łzy leciały po policzkach, ale wiedziała, że nie może mu towarzyszyć w tej podróży.
Popatrzyła na stojącego nieopodal Arama, w jego oczach widziała wielki wyrzut.
Wieczorem przed ich wyjazdem, wszystko było spakowane. Oddała im nawet swojego konia, mówiąc, że bez problemu kupi sobie nowego.
Ale gdy usiedli do ostatniej kolacji, nie mieli już nic sobie do powiedzenia. Konsumowali w ciszy. Pietrek co chwila przecierał oczy pełne łez, Kira starała się nie patrzeć na generała, a ten skupił się tylko i wyłącznie na jedzeniu.
- Jutro jeszcze pogadamy – powiedziała w końcu nie mogąc znieść tej dziwnej ciszy – tymczasem trzeba iść spać, musicie być jutro wypoczęci.
Rozeszli się bez słowa, wszystkim było ciężko.
Leżała  nie mogąc zasnąć. Zastanawiała się po raz ostatni, czy dobrze robi, czy nie powinna zaryzykować i jednak pojechać z nimi. Łzy kapały jej na poduszkę. Decyzja została podjęta, zasnęła.

A tam...
Zamknęli ją w ciemnej komórce, była obolała po batach, które zebrała. Postawiła się Hektorowi, powiedziała mu, że wystawianie osób sobie bliskich naprzeciw siebie w walce jest nieludzkie. Starszy mężczyzna uśmiechnął się lekko i nic nie mówiąc spojrzał na swoich pomocników. Przywiązali ją do słupa na środku placu treningowego i okładali na gołą skórę batami. Nie wydała żadnego dźwięku, nie dała im tej satysfakcji. A potem ją zamknęli, żeby sobie wszystko przemyślała.
Obudziła się...


Pierwsze co poczuła to kołysanie, otworzyła oczy i zrozumiała, że jest zamknięta w worku. Najpierw nie wiedziała, czy to ciąg dalszy snu, czy jawa. Ale kiedy wóz podskoczył na jakimś wyboju, zrozumiała, że nie śpi.
Wpadła w panikę. Kto ją tu wsadził? Gdzie ją wieźli? Poruszyła się, ręce miała wolne, zaczęła szukać wyjścia. Drapała o nieprzyjemnie szorstki materiał.
Byle się uwolnić. Dostała się do lekko spętanego otworu, szybko go poszerzyła  i wystawiła głowę na świeże powietrze.
Rzeczywiście jechała na wozie, ułożona wśród innych tobołów. Z przodu siedział Aram i Pietrek. Wpadła we wściekłość.
- Co wyście mi zrobili?! – krzyknęła i wyplątała się z materiału.  Rozejrzała się, nie znała tej okolicy.
Stanęła chwiejnie na nogach i przez chwilę łapała równowagę.
- Mamo? – Pietrek był szczerze zdumiony, dlatego całą wściekłość skupiła na generale.
- Ty?! To ty mnie porwałeś! – uśmiech mężczyzny mówił za wszystko.
- Łajdak – zeskoczyła z wozu i nawet się nie oglądając, ruszyła z powrotem do domu.
 - Mamo! – usłyszała za sobą, Pietrek biegł do niej – mamo, on mi powiedział, że nie chciałaś się ze mną pożegnać.
Chłopak przytulił się do niej mocno.
- Ty łajdaku – krzyknęła po raz drugi do generała.
Aram zszedł z kozła i zbliżył się do nich. Wystartowała z miejsca i zaczęła go okładać pięściami.
- Co ty sobie myślisz!? – krzyczała – nie możesz decydować ani o mnie, ani o Pietrku.
Generał złapał jej ręce i przytrzymał mocno.
- Matka powinna zostać przy dziecku – warknął.
Chciała już powiedzieć, że nie jest matką, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Uspokoiła się, a on ją puścił.
Odeszła od nich na kilka kroków, padła na kolana i się rozpłakała.
To zaskoczyło obu jej towarzyszy.
- Nic nie wiecie! – mówiła – Chciałabym z wami pojechać, ale nie mogę!
Zakryła twarz dłońmi i jej ciałem wstrząsnął kolejny spazm płaczu.
- Jestem córką Mardoniusza, pierwszego doradcy imperatora Cyrusa. Żyłam w luksusie i przepychu razem z moim rodzeństwem. Jako najstarsza z czwórki sióstr miałam zapewnione zamążpójście za jakiegoś wpływowego możnowładcę. Marzyłam tylko o tym, żeby nie był stary. I moje marzenie się spełniło, o moją rękę zaczął starać się syn bardzo wpływowego satrapy. Był piękny, wysoki, gibki, delikatny. Zakochałam się bez pamięci, obie rodziny były zachwycone. Wyprawiono nam zaręczyny, ślub miał się odbyć w pierwszych tygodniach lata. No i oddałam mu się z miłości przed ślubem. Nalegał na to, błagał, mówił, że nie wytrzyma ani dnia dłużej. Zgodziłam się, nie raz, nie dwa. Wiele razy organizował nam schadzkę. I pewnego dnia – głos znowu jej się załamał, przez dłużą chwilę nie mogła złapać oddechu, w końcu opanowała się i kontynuowała swoją opowieść – ojciec wezwał mnie do siebie i spytał się, czy to prawda, że spałam z moim narzeczonym przed ślubem. Powiedziałam, że tak. A ojciec na to, że mój narzeczony zrezygnował ze mnie, bo nie chce mieć w domu żony, która nie potrafiła żyć w cnocie przed zamążpójściem.
Nie miałam czasu na rozpacz, bo ojciec wyrzucił mnie z domu i wyrzekł się mnie. Przez kilka dni wracałam pod drzwi, mając nadzieję, że zmieni zdanie, ale nikt mi nie otworzył.
Opuściłam stolicę i poszłam szukać zajęcia gdzieś indziej i na jednej z dróg zgarnęli mnie łowcy niewolników, a że od dziecka ćwiczyłam szermierkę, zrobili ze mnie niewolniczą wojowniczkę. A potem już było tylko zabijanie.
Podniosła się z ziemi, otarła oczy i powiedziała smutno:
- Nie mogę tam jechać! Bardzo bym chciała, ale nie mogę! Wcale nie chcę opuszczać Pietrka, ani ciebie, bo przyzwyczaiłam się do was. Ale tam czeka mnie śmierć. Jestem zbiegłą niewolnicą, co z tego, że szlachetnego urodzenia, nikt nie będzie na to patrzył, wykonają wyrok bez mrugnięcia okiem. A ja nie chcę umierać! Wiem, że zasłużyłam na śmierć bardziej niż wszyscy, których zabiłam, ale nie chcę jeszcze umierać!
Aram podszedł do niej szybko i wziął w ramiona. Przez chwilę szamotała się z nim, ale on nie dał za wygraną. Uspokoiła się więc i zaczęła się do niego tulić.
- Czemu nam tego wcześniej nie powiedziałaś? – łajał ją łagodnie.
- A po co? – buczała – przecież to niczego nie zmienia.
- Owszem zmienia.
- Co masz na myśli?
- Gdybyś była zwykłą dziewczyną, to by nie przeszło, ale ty jesteś córką magnata, a ja jestem synem magnata.
Spojrzała na niego nieufnie.
- Do czego zmierzasz?
- Nie wiesz, że niewolę można zdjąć przez wejście w związek małżeński?
Wyswobodziła się z jego rąk i odeszła na kilka kroków.
- Czyli co? Ożenisz się ze mną tylko dlatego, żebym z wami pojechała? Zrobisz to dla Pietrka?
- Owszem.
- Nie – Kira założyła ręce na piersi – to będzie jak wpadnięcie z niewoli w niewolę. Nie, dziękuję, nie będziesz mną rządził.
Aram zaśmiał się i chciał znowu ją przyciągnąć do siebie, ale odskoczyła.
- Nie chcę tobą rządzić, słowo. Zależy mi tylko na tym żebyś była z nami, z Pietrkiem.
- Nie zgadzam się, bo jak wejdę z tobą w związek będziesz sobie rościł do mnie prawa i do mojego ciała też.
- To akurat jest z tego wszystkiego najfajniejsze – mruknął tak żeby Pietrek nie usłyszał.
- Zapomnij – żachnęła się – ja wracam do lasu.
Ale spojrzała na chłopca. Stał niedaleko od nich, taki już dorosły, a taki jeszcze dziecięcy. Samotny wśród obcych sobie ludzi, którzy załatwiali między sobą swoje utarczki, nie patrząc na niego i za nic mający jego uczucia. A miał zostać cesarzem, Imperatorem, którego będzie się bał cały świat. Kim bez niej będzie? Kim się stanie? Zdradzony, pozbawiony podpory, pełen nieufności, może stać się potworem. Ale na razie stał cicho ze spuszczoną głową i nie wtrącał się do ich dyskusji. Chciał być twardy, ale nie potrafił powstrzymać łez. Ją też wzruszenie chwyciło za krtań. Podeszła do niego i przytuliła go mocno.
- A niech was…! - syknęła – dobrze, zgadzam się na wszystko, ale jak mi będą ucinać głowę, to będę krzyczeć, że to przez was.
Aram podszedł do nich i też się przytulił.
- Przysięgnijcie, że będziemy odtąd zawsze razem – powiedział Pietrek.
- Przysięgamy.
Cała trójka wsiadła na wóz i ruszyła w drogę.
- Trzeba znaleźć jakąś świątynię – powiedział Aram, a Kirze przeszły po plecach ciarki. Chciałby mu zaufać, ale bała się, że jako mąż, Aram stanie się despotą. Nie dlatego, że był złym człowiekiem, ale dlatego, że był mężczyzną z Imperium. Nie tak łatwo było zrzucić swoją skórę.
Widział jej wątpliwości wypisane na twarzy, pogłaskał ją po policzku, nie odsunęła się.
- Czy ty myślisz, że po całej zimie z tobą, nie wiem na co się porywam? – powiedział miękko. Ona zaczerwieniła się lekko.
- Ha! – powiedział Pietrek.
- Co ha? – spytała.
- A nic, po prostu cieszę się, że jesteśmy wszyscy razem.


kolejny odcinek 18 czerwca

Komentarze

  1. Przeczytałem to kilka razy i tak nie rozumiem o co tutaj dokładne chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajajaj, rzeczywiście w kilku momentach fabuła jest nieczytelna, postarałam się ją lekko zmienić, mam nadzieję, że pomogło. Dziękuję za zwrócenie mi na to uwagi:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka